poniedziałek, 23 czerwca 2014

Odcinek 22: Wizyta w Niemczech!

            Egzaminy tuż, tuż. Już ledwie ponad tydzień dzieli ich od pierwszych testów sprawdzających czego nauczyli się w pierwszym semestrze nauki. Większość uczniów nie odrywało wzroku od książek. Przykładem takiego postępowania byli Hao, Itachi, Anna czy Vitsumi. Yoh wolał spać, niż czytać, a Ren swój wolny czas poświęcał na trening mięśni (chociaż podczas biegów zaglądał do zeszytów). Aya postawiła na ściąganie. Już wcześniej przygotowała sobie kilka ściąg, a dodatkowym oparciem mieli być przyjaciele. Jej ukochany pewnie z chęcią jej pomoże…
            Jedynie Kenami w ogóle nie była przejęta egzaminami. Była w trochę napiętych stosunkach zarówno z przyjaciółmi jak i z nauczycielami. Musiała zapłacić za remont biblioteki. Nic nie powiedziała dla lokatorów. Nie chciała im wyjaśniać co się stało tamtej soboty. Pewnie i tak by nie zrozumieli… Po za tym miała teraz inne zmartwienie.
            - Morri.. – Jiraya uderzał rytmicznie ołówkiem w blat stołu. Cała klasa I B znajdowała się na godzinie wychowawczej. Dyrektor pozwolił im uczyć się z innych przedmiotów, aby nie tracili czasu na głupoty. – Widzę, że nie jesteś zbyt zajęta książkami…
Aya spojrzała na wychowawcę. Od kilku minut siedziała i rękoma grała na wyimaginowanej gitarze. Zapisywała w zeszycie nuty na prowizorycznej pięciolinii.
- A coś trzeba, Jiraya~sensei? – Zapytała wesoło.
- Zanieś te papiery do celi – Szarowłosy pokazał ołówkiem na stos kartek. – To stare próbne egzaminy. W celi jest niszczarka, po lekcjach je zniszczysz.
- Już biegnę… - Błękitnooka wstała. Wzięła plik i powoli wyszła z sali.
Cała reszta siedziała spokojnie. Byli przyzwyczajeni do niesubordynacji brunetki i nie wywoływało to u nich żadnych emocji.
- Przepraszam… Jiraya~sensei… - Kenami niepewnie podniosła rękę. – Mogę iść do toalety?
- Oczywiście – Nauczyciel zajął się swoimi sprawami.
Zielonooka prawie wybiegła z klasy. Ruszyła w pogoń za brunetką. Złapała ją tuż przed drzwiami do celi.
- Aya~chan! – Krzyknęła – Stój!
- Hm…? – Błękitnooka spojrzała na lokatorkę. – Coś się stało?
- Nie możesz tam iść! Proszę! – Dziewczyna ukłoniła się.
- Że co? O co ci znowu chodzi, Kitsune… - Aya przewróciła oczami z poirytowaniem. Szarpnęła za klamkę. Zamarła.
            Jak zwykle szara cela była oświetlona jasnymi lampami. Na środku były rozstawione białe, szpitalne kotary. Na nowoczesnym, zmechanizowanym łóżku. Leżała dziewczyna przykryta kolorową kołdrą. Miała jasną cerę, błękitne oczy i długie, wrzosowe włosy, związane w warkoczyk. Miała na sobie jasno niebieską piżamę. W rękach trzymała mangę. Inne książki leżały w stosikach obok łóżka podobnie jak kilka pluszowych misi, półka na jedzenie i leki oraz ogromny komputer. Dziewczynka była do niego podłączona, a na ustach miała maseczkę tlenową. Uśmiechnęła się słodko. Pomachała dziewczynom na przywitanie.
- Kenami… - Morri spojrzała na przyjaciółkę surowo.
Kitsune zaśmiała się nerwowo.


~*~OPENING~*~


            - Prosimy bardzo o wytłumaczenie… I tym razem nie przyjmujemy czegoś takiego, jak „nie powiem wam”. – Itachi starał się zachować spokój.
Całą ósemką znajdowali się w celi, nad łóżkiem dziewczyny. Nastolatka zdjęła maskę tlenową.
- Ohayo mina… Nazywam się Konoe Nagisa… - Dziewczyna zakaszlała, przyłożyła maskę tlenową do ust, aby zaczerpnąć powietrza.
- Nagisa~chan, lepiej ja im wszystko wyjaśnię – Uśmiechnęła się Kenami. Obejmując dziewczynę ramieniem. – Nagisa to siostra mojego przyjaciela z laboratorium. Obiecałam mu, że się nią zaopiekuję. Ale przez długi okres czasu nie mogłam jej znaleźć. Kuroi Kitsune dobrze ją ukrywali… Ale teraz ją znalazłam i nie mogę jej zostawić.
Szatynka starała się wszystko wyjaśnić jak najlepiej.
- Zamierzasz ją tak trzymać w celi? – Zapytał zszokowany Hao. – Jej potrzebny jest lekarz, specjalista! Przecież Konoe ledwie oddycha…
- Wiem, ale nie mogę ją wysłać do szpitala! Znowu ją zabiorą! – Zielonooka spojrzała na przyjaciół nieco wrogo.
- Ale trzymanie jej w celi to też nie rozwiązanie. – Yoh położył rękę na ramieniu przyjaciółki. – Coś wymyślimy…
- Właśnie, mogłaś nam powiedzieć – Anna stała nieco z tyłu. – Od dawna tu koczujesz?
Blondynka spojrzała na błękitnooką.
- Tydzień – Dziewczyna powiedziała to na jednym oddechu po czym ponownie założyła maskę.
- Od tygodnia nie mieliście żadnej kary, jesteście zbyt zajęci nauką… - Kenami uśmiechnęła się przepraszająco.
- Ale, że mi nie powiedziałaś… - Vitsumi się zasmuciła. Bolało ją to, że szatynka się od niej odsunęła.
- Wybacz… Wiem, że po ostatnim moim wybryku jesteś na mnie zła. Nie chciałam tego pogarszać… - Wyjaśniła nieporadnie zielonooka.
- Więc postanowiłaś zrobić jeszcze jeden.. Wybryk. Bardzo mądrze. – Yumenai przewróciła oczami. Podeszła do przyjaciółki i stuknęła ją pięścią w czubek głowy. – Baka! Masz mnie od tej chwili informować o wszystkim! Przynajmniej listownie!
- Gomenasai…
- Nie możemy jej tutaj zostawić. – Przypomniała Aya. Przyglądała się całej sytuacji, szukając rozwiązania. Nie mogła go jednak znaleźć.
- Możemy zawieść Konoe~san do Fausta – Zaproponował Ren.
Wszyscy spojrzeli na niego.
- To wspaniały pomysł – Yoh wyszczerzył swoje białe ząbki. – Faust na pewno przyjmie ją z otwartymi ramionami!
- Właśnie, a ja w klinice będę mógł praktycznie poduczyć się do egzaminu z biologii! – Hao aż klasną w dłonie.
- Widzimy, że bardzo zależy ci na zdrowiu Konoe… - Vitsumi zaśmiała się lekko, a Asakura zarumienił się mocno.
- Myślicie, że Jiraya~sensei pozwoli nam dzisiaj gdzieś lecieć? Jest środek tygodnia… - Kyoyama spojrzała po twarzach przyjaciół.
- Jak mu powiemy, że lecimy do Niemiec… Nie wiem czy będzie zadowolony. – Yoh podrapał się z zakłopotaniem po włosach.
- Nic mu nie powiemy. Wymkniemy się nocą – Zaproponowała Morri.
- Fajnie, ale jak już zajedziemy do Fausta i Elizy to dobrze by było u nich chwilkę zostać. W końcu są już normalną parą! Chciałabym w końcu normalnie porozmawiać z Elizą. – Anna przypomniała sobie czasy turnieju, w których kobieta była jeszcze duchem.
- Więc może poczekajcie do piątku? – Uchiha postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. – W nocy przeniesiemy Konoe~san do pokoju dziewczyn, gdzie jest więcej światła i w ogóle… Jiraya i Kakashi raczej tam nie zaglądają. A w piątek wsiądziecie w samolot i polecicie do tego swojego przyjaciela. Czy też użyjecie tej swojej magicznej książeczki…
- A ty nie polecisz z nami? – Zapytała Vitsumi.
- Muszę się uczyć. - Uciął krótko brunet.
- To dziwne, że w ogóle chcesz zrobić coś dla nas… - Młodszy Asakura wyszczerzył swoje ząbki.
- Szkoda mi tylko Konoe~san. W innym wypadku nie naraziłbym się na poszarpanie mojej reputacji… - Wyjaśnił brunet z wypiekami na twarzy.
- A może ty nas po porostu lubisz co? I chcesz razem z nami robić głupie i nieodpowiedzialne rzeczy, mam rację? – Morri oparła się o Uchihę. Zaczęła go tykać palcami w żebra.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo… - Brunet odsunął się szybko, a dziewczyna upadła na podłogę. Jęknęła głośno, łapiąc się za obolały noc. – Szkoda mi po porostu Konoe~san i tyle… Pewnie nie zasłużyła na takie warunki. Dzisiaj zajmę czymś Kakashiego powiedzmy o… Dziewiętnastej. Wtedy musicie przenieść to wszystko do pokoju dziewczyn.. Nie wiem jak to zrobicie.
- Dziękuję, Itachi~kun! – Kenami przytuliła bruneta.
- Nie masz jeszcze za co… Podziękujesz, jak wszystko się uda. – Uchiha westchnął głośno. Poprawił swój krawat i zczepił włosy gumką do włosów. – Teraz muszę już iść, jestem umówiony. Do zobaczenia wieczorem…
Pomachał przyjaciołom na pożegnanie, po czym wyszedł z celi. Każdy spojrzał po sobie zdziwiony. To dziwne zachowanie Itachi’ego było niezwykłe dziwne…
            W każdym bądź razie ich sprytnie wymyślony plan się sprawdził. Dzięki duchom stróżom i siłom własnych mięśni, Nagisa wieczorem leżała w łóżku Kenami. Przyjaciele byli spokojni. Byli pewni, że Kakashi do nich nie wejdzie, a już na pewno wcześniej zapuka. Po ostatnich „niespodziewanych” wizytach ma jeszcze siniaka na czole.
- Na co masz ochotę? – Zapytała Kitsune, patrząc na dziewczynę.
- Naprawdę chcesz jej gotować? – Westchnęła ciężko Vitsumi. Spojrzała ze współczuciem na Nagisę.
- Dlaczego niby nie? – Szatynka wypięła dumnie pierś.
- Bo ty nie umiesz gotować… Co powiecie, żebyśmy zjedli na kolację… - Yumenai zamyśliła się.
- Dobry pomysł. Przez tą całą akcję-konspirację, nie poszliśmy na kolację! –Itachi właśnie wszedł do pokoju dziewczyn. Spojrzał po minach przyjaciół. Hao czytał podręcznik od biologii przy stole, a Aya robiła mu warkocz. Szatyn przyzwyczaił się już do zabaw jego włosami, więc nie reagował za bardzo. Uśmiechał się jedynie, czując ciepły dotyk dłoni na swoim karku. Yoh i Ren grali na PlayStation. Tao z zadowoleniem wygrywał właśnie z przyjacielem w jakąś bijatykę. Asakura odgryzał się, że w realnym świecie złotooki nie miałby z nim szans. Do sprzeczki włączyły się duchy i po chwili doszło do przepychanki Basona i Amidamaru. Eve próbowała uspokoić przyjaciół, ale po chwili sama wdała się w dyskusję. Anna siedziała na swoim łóżku i powtarzała łacinę. Kenami patrzyła w lodówkę, zastanawiając się co można ugotować z danych produktów.   
- Tak… Po za tym… U nas jedzenia nigdy za mało, prawda? – Zaśmiała się Vitsumi. Uśmiechnęła się promiennie. – Może zrobię naleśniki?
- TAK! – Krzyknęła zachwycona tym pomysłem Aya.
- Co ty na to, Nagisa~chan? – Zapytała zielonooka.
- Dawno nie jadłam naleśników… - Konoe zdjęła ze swoich ust mastkę tlenową. Niedawno dostała leki od Kenami i czuła się o wiele lepiej.
- Więc postanowione. – Czerwonowłosa wyprostowała dumnie pierś. Zaczęła wyjmować z lodówki potrzebne składniki.
- Pomogę ci. – Zaproponował Hao. Zdjął z nosa swoje okulary, które nakładał do czytania. Odłożył podręcznik na stół.
- Ty? Odejdziesz od nauki? – Zdziwiła się Morri.
- W końcu muszę odpocząć! Po za tym dawno nie gotowałem… Mam ochotę! – Długowłosy skrzyżował ręce na piersi.
- Też wam pomogę! – Zaoferowała się błękitnooka.
- Lepiej nie… - Powiedzieli równocześnie Vitsumi i Hao.
- No wiecie co… - Aya prychnęła, udając obrażenie.
Reszta zaśmiała się.
            Nie minęło dużo czasu, jak Yumenai i Asakura wkręcili się w wir gotowania. Podrzucali naleśniki na patelni, jakby byli zawodowymi kucharzami. Anna wraz z Yoh przygotowywali składniki, które miały służyć za farsz, a Kenami i Aya ustawiały naczynia przy stole. Mimo początkowych obaw, że Nagisa nie zaaklimatyzuje się w towarzystwie, szybko odnalazła wspólny język z każdym. Wesoło rozmawiała z całą gromadką, a nawet zagrała z Itachi’m, a później Ren’em na konsoli. Wszyscy wesoło żartowali, śmiejąc się. W końcu usiedli przy stole.
- Itadakimasu! – Krzyknęli chóralnie, po czym zaczęli jeść. Nawet Konoe usiadła przy stole, czego nie robiła od lat.
- Przepyszne! – Uśmiechnęła się promiennie dziewczyna.
- Cieszymy się, że ci smakuje. – Hao wypiął dumnie pierś.
- Szkoda, że będę musiała wrócić do szpitala… - Nagisa posmutniała. Miała dosyć białych ścian i metalowych łóżek. Nie znała nic innego poza tym. Kiedyś… Kiedy była jeszcze dzieckiem spędzała taki beztroski czas z rodzicami i bratem, ale po ich śmierci widywała się jedynie z pielęgniarkami. Ostatnio Kenami zabrała ją ze szpitala. To był najlepszy okres w jej dotychczasowym życiu.
- Nie martw się. Zawieziemy cię do Fausta i Elizy! Tam będziesz się czuła jak w domu. – Zapewnił Yoh. Jego ciepły uśmiech wymazywał nawet najgorsze myśli.
- Właśnie. Ciekawe co u nic? – Kyoyama zamyśliła się. – Chciałabym ich zobaczyć.
- To zobaczysz w weekend. – Aya wyszczerzyła ząbki.
- No tak… Transportujemy się Księgą? – Hao spojrzał na ukochaną.
- Czemu nie. Jeśli Vitsumi pożyczy nam Kamaitachi… - Brunetka wzięła do ust kolejny kawałek naleśnika.
- Zgłaszam sprzeciw. – Kenami spojrzała na resztę. – Nie wiem jak Nagisa zareaguje na tą waszą Księgę… A co jak dostanie tam jakiegoś ataku czy coś?
- Więc co proponujesz? – Uchiha zapytał od niechcenia.
- Polecimy samolotem. Wylecimy w sobotę z rana. W drogę powrotną będziemy mogli się już teleportować Księgą, dobrze? – Kitsune przedstawiła swój plan.
- A może my polecimy Księgą, a ty z Nagisą samolotem? – Morri nie dawała za wygraną.
- A co ci tak zależy? – Zaśmiał się wesoło Hao.
- Chcę jak najszybciej zobaczyć Elizę! – Dziewczyna ochoczo wgryzła się w kolejnego naleśnika. – Po za tym, jeśli będziemy mogli spotkać się z nimi wcześniej, przygotujemy pokój dla Nagisy~chan.
- Niech i tak będzie. – Kenami przytaknęła brunetce.
- Wybaczcie, że z wami nie jadę. – Itachi przeczesał dłonią swoje włosy.
- O? Dlaczego? – Aya nieco posmutniała.
- Już wcześniej mówiłem. Egzaminy… Wiecie, jesteście dopiero w pierwszej klasie, a ja w trzeciej. Wynik testów  jest dla mnie kluczowy… - Brunet uśmiechnął się przepraszająco.
- Aż dziwne że Hao chce jechać. – Yoh spojrzał podejrzliwie na bliźniaka.
- Do kliniki Fausta? Żartujesz! Pewnie ma wiele ciekawych książek! Może mi jakieś pożyczy… - Długowłosemu aż oczy błyszczały z zachwytu.
- Jesteś niepoprawnym kujonem – Zaśmiała się Yumenai.
- I kto to mówi! Sama też się dużo uczysz! – Szatyn skrzyżował ręce na piersi.
- Ale bez przesady! – Czerwonowłosa zaczęła bawić się nożem. Obracała go między palcami, jakby to była wykałaczka, nie ostrze.
- Dobra, sprzątamy? – Zapytała Anna.
- Już? – Jęknęła niezadowolona błękitnooka.
- Jest środek tygodnia. Musimy się wyspać. – Blondynka wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia ze stołu.
Dziewczyny po chwili dołączyły do niej. Hao przeniósł zmęczoną Nagisę na łóżko. Ta momentalnie zasnęła. Dawno nie przeżywała tyle emocji na raz.
- Śpi… - Uśmiechnął się długowłosy.
- Tak właściwie ile Konoe~chan ma lat? – Zapytała Kyoyama.
- Trzynaście! – Krzyknęła Kenami z łazienki. Z braku zlewu w pokoju, musiały zmywać naczynia w umywalce.
- Wygląda na młodszą… - Przyznał Ren. Siedział przy stole i rozwiązywał zadania z matematyki.
- Wiesz, większość życia spędziła leżąc w szpitalu, nie miała kiedy rosnąć. – Zaśmiała się Kitsune. Myła naczynia wraz z Yoh. Dziś była ich kolej. Kiedyś Kenami miała dyżury z Ren’em, ale po zalaniu łazienki przyjaciele zmienili „grafik”.
- To smutne. – Westchnął ciężko Asakura.
- Teraz wszystko będzie dobrze. Faust jej pomoże prawda? – Szatynka spojrzała na chłopaka z nadzieją.
- Pewnie, że tak! W końcu wskrzesił swoją ukochaną! – Młodszy Asakura wyjaśnił dokładnie całą historię miłosną blondyna. Kitsune dużo wiedziała, ale kilka szczegółów bardzo ją zainteresowało. Reszta siedziała w pokoju odrabiając lekcje, bądź powtarzając do egzaminów.
- Chciałabym kiedyś przeżyć to samo co oni! – Kenami aż oczy się zaświeciły.
- Chciałabyś umrzeć, a potem zostać wskrzeszona? – Zaśmiał się Yoh.
- Aż tak to nie! Ale taka miłość jest niesamowita! Taka piękna… - Kenami wycierała ręce w ręcznik. Powoli kończyli. – Wiesz, ty masz Anne, Hao Ayę~chan, nawet One~chan znalazła chłopaka i całkiem nieźle jej się z Deidarą powodzi!
- Kenami… - Szatyn zdawał się przestać słuchać dziewczyny. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany.
- Co? – Zapytała niczego nie świadoma. Yoh przetarł palcem pod swoim nosem. Dziewczyna zrobiła to samo. Spojrzała na swoją rękę. Była we krwi.
- Wybacz… - Zielonooka uśmiechnęła się słodko. Nachyliła nad umywalką i zaczęła ochlapywać sobie zimną wodą twarz.
- Zawołam Hao, on… - Młodszy Asakura już chciał wyjść z pomieszczenia, kiedy poczuł na swoim nadgarstku mocny uścisk.
- Nie… Nie trzeba. Czasem mi się to zdarza, to nic strasznego, wiem jak się zachować. Niepotrzebnie ich zdenerwujesz. – Kitsune patrzyła prosto w oczy przyjaciela. – Proszę…
- Nie możesz ukrywać przed nami takich rzeczy – Postawił się jej.
- Ale nic się nie dzieje. Patrz już po wszystkim. – Kenami wyprostowała się. Faktycznie, krwawienie ustało.
- Niech będzie – Yoh westchnął głośno. Wyszli do reszty. Spokojnie uczyli się całą grupą.
            Niespodziewanie usłyszeli pukanie do drzwi. Serce każdego z nich stanęło. Jedyne co zdołali zrobić, to przykryć Nagisę i sprzęty lekarskie kocem. Całą ósemką zrobili istny „mur” przed młodą Konoe.
- Yo! – Do pomieszczenia wszedł Kakashi. Spojrzał podejrzliwie po całym pomieszczeniu. Cisza była niezwykle przenikliwa. Przerywało ją jedynie bzykanie muchy i pikanie sprzętów podłączonych do Nagisy. – Co wy knujecie?
- Nic – Odpowiedzieli chórem.
- Nie było was na kolacji… Jesteście w pokoju… W ciszy i spokoju… Uczycie się… To podejrzane… - Szarowłosy lustrował ich wzrokiem.
- Egzaminy zaraz… - Itachi ledwie wypowiedział te słowa. Jeśli Kakashi odkryje Konoe to już po nich. Dostaną wilczy bilet z Akumine!
- Czy tam leży trup? – Mężczyzna wskazał na podejrzanie wyglądające łóżko.
- Nie – Ponowie odparła cała ósemka.
- A, to okey. Zaraz cisza nocna, więc kładźcie się już spać. Dobranoc! – Szarowłosy pomachał im przyjaźnie, po czym wyszedł z pokoju.
- Dobranoc, Kakashi~san! – Krzyknęli chórem.
Chwile milczeli. Po pokoju rozniósł się cichy chichot Ayi. Następnie dołączyła do niej Kenami. Bliźniaki i Vitsumi. Wszyscy zaczęli się głośno śmiać. Rechotali kilka minut, po czym powoli uspokajali się.
            Kitsune zdjęła koc z Nagisy. Nałożyła jej na usta maskę tlenową. Kenami z przyjemnością oddała dziewczynie swoje łóżko. Sama ustaliła, że do soboty będzie spać na jednym łóżku z Vitsumi. Nie raz spały razem na rożnych obozach i wyprawach, więc nie było to dla nich dziwne. Nie minęło długo i przyjaciele pożegnali się. Chłopcy poszli do siebie, a dziewczyny ułożyły się wygodnie w swoich łóżkach.
Czas płynął szybko. Razem gotowali (nie jedli w jadalni pod pretekstem nauki), aby Nagisa poczuła się jak w prawdziwym domu, grali i uczyli się. Dziewczyny zapoznały Konoe ze swoim klubem muzycznym. Pokazały jej projekty piosenek, a Kenami dała jej lekcję gry na gitarze. Te wyjątkowe dni szybko jednak minęły. Przyszła sobota.
            Kenami z Nagisą i Vitsumi wyruszyły samolotem, kiedy reszta za pomocą Księgi i Kamaitachi w kilka sekund przeniosła się na drugi kontynent. Musieli pokonać barierę czasową, ale to nie był dla nich problem. Po niewielu obliczeniach przybyli do Niemiec o ósmej rano. To co zastali było naprawdę niesamowite. Klinika rodzinna Fausta była duża, lecz w niczym nie przypominała normalnych szpitali. Była pomalowana na wesoły brzoskwiniowy kolor, a w każdym oknie zwisały ogromne donice z kwiatami. Było tu miło i przyjemnie. Kiedy weszli do środka, również zdawali się być zaskoczeni. Podłoga była drewniana, a ściany oliwkowe. W poczekali na żółtych kanapach siedzieli uśmiechnięci, aczkolwiek chorzy ludzie. Za brązową ladą siedziała pielęgniarka. Młoda, piękna brązowowłosa kobieta w jasno-różowym kitlu.
- Dzień dobry! – Przywitała się po Niemiecku. Zapytała ich o coś, ale nikt za bardzo nie rozumiał. Na szczęście recepcjonistka jak i nasi przyjaciele bez problemu przestawili się na język angielski. Poprosili, o spotkanie z Faustem. Niestety okazało się, że jest akurat na sali operacyjnej i będą musieli poczekać.
- Asakura~san? – Szamani usłyszeli kobiecy głos za plecami. Odwrócili się. Ich źrenice rozszerzyły się.
- Eliza~san!? – Wrzasnęli chórem.
- Cii…! – Położyła palec na ustach. Uśmiechnęła się uroczo, przekrzywiając na bok głowę.  – To szpital… Proszę, zachowajcie spokój…
- Wybacz… - Hao podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Przejdźmy do gabinetu Fausta. Chodźcie tędy. – Blondynka szła przodem. Zaprowadziła ich do dużego pokoju o beżowych ścianach i jasnych meblach. Biurko, regał z książkami, stolik do kawy oraz kremowe fotele i kanapy.
- Usiądźcie, zrobię wam coś ciepłego do picia. – Zaproponowała Eliza. Zachowywała się jak prawdziwa gospodyni.
            Dla przyjaciół to była dość dziwna sytuacja. Dawniej Eliza była przecież duchem, a teraz stawiała im gorące napoje przed nosem. Niezwykle uprzejma i piękna młoda kobieta, która pewnie kradła serca nie jednego z pacjentów, aczkolwiek była wierna temu jedynemu.
- To niezwykłe, widzieć cię wśród żywych! – Nagle w gabinecie zmaterializowała się starsza Morri.
- Witaj, Eve~chan! – Obie blondynki przywitały się lekkim uściskiem.
- To niegrzecznie tak mówić! – Amidamaru zganił przyjaciółkę.
- Ale to prawda! Fajnie jest żyć? Jak to jest znowu mieć ciało? Śpisz i jesz normalnie? – Piwnooka była dość bezpośrednia. Dodatkowo kręciła się cały czas wokół biednej Elizy.
- One~chan! Uspokój się! – Aya przywróciła siostrę do porządku.
- Właśnie… Co u was? – Yoh jak zwykle uśmiechał się beztrosko.
            Zaczęli rozmawiać na bardziej normalne tematy. Dowiedzieli się, że mimo iż większość czasu spędzają w rodzinnej klinice Fausta, to mieszkają w domu niedaleko stąd. Od razu gospodyni zapowiedziała, że pojadą tam na obiad. Z okazji takich odwiedzin, Faust może nawet wcześniej skończyć pracę!
Lekarz również zjawił się niedługo. Po operacji przyszedł od razu do gabinetu. Wyglądał o wiele lepiej niż w czasie turnieju. Jego cera była bardziej żywa, niż wcześniej. Zniknęła opuchlizna spod oczu, a uśmiech nie znikał z jego ust. Na widok przyjaciół ledwie nie skakał z radości. Z rozkoszą wysłuchał co tam u nich słychać. Był zadowolony, iż odnaleźli swoje miejsce w szkole. Zachwycił się, kiedy tylko Hao opowiedział o swoich planach na przyszłość. Można powiedzieć, że czuł dumę. Przyjaciel Fausta idzie w jego ślady! Lekarz od razu zapewnił mu praktykę w swojej klinice, jeśli takowa będzie mu tylko potrzebna. Pozwolił również poczytać dla długowłosego książki z gablotki w gabinecie, tak więc Asakura odpłynął na całą resztę rozmowy.
- A co tak właściwie was do nas sprowadza? – To pytanie przywróciło ich do rzeczywistości.
            Opowiedzieli pokrótce o swoich nowych przyjaciółkach, którym chcą pomóc. Ren przekazał również informację, że Kenami to osoba przyjmująca wcześniej wysłaną listę leków. Teraz jednak ich głównym problemem była Nagisa.
- Biedna dziewczynka… - Eliza naprawdę się zasmuciła. Była pielęgniarką i widziała w życiu (i nie-życiu) wiele pokrzywdzonych przez los osób. Jednak historia osieroconej trzynastolatki, która sama nie może oddalić nie od łóżka na dalej niż kilka metrów była naprawdę przygnębiająca.
- Oczywiście, że się nią zaopiekujemy. – Faust zgodził się bez żadnych „ale”. – Wasi przyjaciele są naszymi przyjaciółmi!
- Dziewczyny będą niedługo na lotnisku. Dobrze by było je odebrać. – Anna spojrzała na zegarek. Poprawiła swoją miętową sukienkę. – Nie wyobrażam sobie, żeby Nagisa~chan jechała tu z lotniska taksówką…
- Wyślemy po nią wyspecjalizowaną karetkę. Kochanie, zajmiesz się tym? – Faust spojrzał na swoją wybrankę serca.
- Oczywiście. – Eliza przeprosiła wszystkich zebranych i wyszła z gabinetu.
- Widzę, że wam się powodzi. – Aya uśmiechnęła się szczerze. Cieszyło ją jej szczęście.
- Tak. Odkąd dostałem od ciebie te zwoje, oboje wróciliśmy do życia. – Blondyn głęboko wciągnął powietrze do płuc. Wcześniej nie mógł oddychać pełną piersią.
- Więc rozwiązanie nie było jednak takie trudne. Demony to się znają na rzeczy! – Yoh pokazał wszystkie swoje ząbki.
- Nie było tak prosto. Muszę wam się do czegoś przyznać, żeby być z wami w stu procentach fair. – Faust spojrzał po twarzach przyjaciół. – Aby wskrzesić Elizę, musiałem oddać życie innej osoby.
            W pokoju zapadła cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Yoh posmutniał. Nie mógł się mylić! Przecież Faust się zmienił! To niemożliwe, żeby zabił kogoś!
- Spokojnie! Nie zrobiłem nic złego… Znaczy, aż tak złego… - Blondyn uśmiechnął się do reszty. – Dawcą życia Elizy była nasza pacjentka Louise. Była poczciwą, starszą panią, chorą na nowotwór. Zostało jej tylko kilka dni życia. Widziała duchy i znała naszą historie. Oddała swoje życie dobrowolnie. Chciała uratować moją Elizę… Spokojnie, jej duch przy tym nie ucierpiał!
Blondyn tłumaczył spokojnie przyjaciołom historię przywrócenia do żywych ukochanej. Przyjaciele kiwnęli głowami ze zrozumieniem. Wiedzieli, że Faust mówił prawdę. Nie mieli mu tego za złe.
             Nagle komórka Ren’a zaczęła dzwonić. Chłopak przeprosił zebranych, po czym spojrzał na ekran. „NIE ODBIERAĆ!”
- Kto dzwoni? – Zapytała Anna.
- Kenami… - Westchnął Tao. Mimo nazwy kontaktu nacisnął zieloną słuchawkę. – Moshi Moshi?
- Ohayo, Ren~kun! ~ – Usłyszał przesłodki głos Kenami.
- Czego chcesz? – Jęknął złotooki. – I czemu dzwonisz akurat do mnie?
- Stęskniłam się za tobą, Reeeeen~chan! ~ – Kitsune przymilała się do fioletowowłosego.  
- Chyba żartujesz! – Krzyknął oburzony taką wypowiedzią. Zaczerwienił się na policzkach i musiał odwrócić się plecami do przyjaciół, aby tego nie zauważyli.
- Pewnie, że tak, a ty co myślałeś? – Szatynka była już śmiertelnie poważna. – Pewnie odezwała się w tobie nadzieja, że w końcu jakaś dziewczyna się tobą zainteresowała? A może dyskretnie się we mnie podko…
Ren od razu nacisnął czerwoną słuchawkę.
- Pomyła… - Powiedział Tao do reszty.
- Kenami jest pomyłką? – Zarechotał Yoh.
- Tak… Życiową… - Złotooki westchnął ciężko. Jego telefon ponownie zaczął dzwonić. Odebrał. – CZEGO?!
- To ja Ren. – Usłyszał głos Vitsumi. Dziewczyna była lekko podenerwowana. – Wybacz za Kenami, zachowuje się dziś wyjątkowo niedorzecznie… Śmieje się, płacze i wścieka na przemian. Do tego jest słaba, ledwie słania się na nogach. Nie mogę już z nią wytrzymać!
- Brała leki? – Złotooki zmarszczył brwi.
- Tak. Ale to niewiele dało… Może zamiast Nagisy zostawmy w klinice Kenami… – Zażartowała nerwowo Yumenai. Naprawdę była zmęczona całą tą sytuacją. – W każdym bądź razie, jesteśmy na miejscu. Mówiliście, że załatwicie podwózkę, więc…
- Ach, tak… Już się tym zajęliśmy. Czekajcie na lotnisku, dobrze? Niedługo ktoś się zjawi. – Poprosił złotooki.
- Dobrze. Idę poszukać automatu do kawy… Cześć! – Czerwonowłosa rozłączyła się.
Tao westchnął głośno.
- Coś nie tak z Nagisą? – Yoh zmarszczył brwi.
- Gorzej. – Ren odłożył telefon do kieszeni. – Z Kenami…
Przyjaciele posmutnieli.
- Wybaczcie, ale moi pacjenci czekają. Tu jest mój adres… - Faust zaczął pisać długopisem na żółtej karteczce. – Eliza się wami zajmie, dobrze?
- Jasne, nie chcemy ci przeszkadzać. – Yoh wstał. Podziękował ładnie za rozmowę, kłaniając się.
 - Wieczorem się spotkamy. Zajmę się Konoe~san i Kitsune~san. Z tego co słyszę, obie mają problemy – Faust uśmiechnął się przyjaźnie.
- Będziemy ci wdzięczni. – Hao podszedł do Ayi. Złapał ją za rękę. – Chodźcie, idziemy. Nie będziemy więcej przeszkadzać dla pana doktora.
Zaśmiał się wesoło. Wyszli całą gromadką. Na końcu wypełzł Yoh. Musiał jeszcze chwilkę porozmawiać z przyjacielem.
            Potem w piątkę poszli do domu Fausta. Był to przepiękny budynek znajdujący się nad wodą. Ogromny, biały z ciemną dachówką, z ogrodem oraz służbą. Zostali przywitani w przestronnym, jasnym salonie. Poczęstowani ciastkami i owocami. Niedługo przyszła Eliza wraz z Vitsumi. Opowiadali o starych czasach, wspominali turniej. Zmartwiona stanem zdrowia przyjaciółki, Yumenai uśmiechała się lekko. Minęło trochę czasu aż całą sobą wciągnęła się w rozmowę. W przyjemnością słuchała o ich wspólnych przygodach.
- A tak właściwie, Vitsumi~chan, dlaczego nie brałaś udziału w Turnieju? – Zapytała nagle Aya, wrzucając do ust kolejne ciastko.
Czerwonowłosa zamyśliła się na chwilę.
- Chciałam. Ale nigdy nie dostałam dzwonka wyroczni.
- Nie przeszłaś eliminacji?! –Przyjaciele nie kryli zdziwienia. Przecież Vitsumi była znakomitą szamanką!
- Nie… Po prostu… Kenami źle się czuła. Nikogo nie było w domu, a burza uniemożliwiła jakikolwiek inny sposób komunikowania się z innymi, niż spotkania osobiste. Musiałam biec po lekarza. – Vitsumi uśmiechnęła się niepewnie. – Wtedy przyszedł do mnie Członek Rady. Niby zwykłe dziesięć minut, ale dla mnie każda chwila była zbawienna. Jakby nie mógł zaczekać aż wezwę lekarza! Kenami miała wysoką gorączkę, bałam się o nią…
- To piękne, że wybrałaś przyjaciółkę. – Yoh wyszczerzył swoje ząbki. Chociaż był pewien, że on postąpiłby tak samo.
- Czy ja wiem… Teraz się muszę z nią użerać. – Yumenai westchnęła niby ciężko, ale na jej twarzy widniał lekki uśmiech.
- Ja też bym wybrał ciebie, braciszku! – Hao objął bliźniaka ramieniem i zaczął czochrać mu włosy. W tej chwili nikt nie chciał schodzić na smutne tematy. Cieszyli się szczęściem Elizy i Fausta.
            Lekarz przyjechał do domu wraz z Nagisą i Kenami późnym wieczorem. Postanowił, że jak na razie Konoe będzie mieszkać razem z nimi, tak zanim nie stanie na własne nogi. Dzisiejsza podróż naprawdę ją wyczerpała. Od razu po położeniu na łóżko zasnęła. Cała reszta usiadła za bogato nakrytym stołem. Europejskie przysmaki, naprawdę im smakowały.
- Nie jesz? – Aya spojrzała zdziwiona na Kitsune. Ta patrzyła tępym wzrokiem w talerz. Hipnotyzująco grzebała widelcem w jedzeniu.
- Gomene ~ - Uśmiechnęła się przepraszająco zielonooka. – Wszystko jest niesamowicie smaczne, ale… Nie jestem głodna. Jak chcesz możesz zjeść moją porcję…
- Ty nie jesteś głodna? – Ren wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. – A to nowość…
- Ale śmieszne! – Kenami prychnęła gniewnie. Wstała od stołu. – Wybaczcie, pójdę się położyć…
Powoli wyszła z jadalni. Faust wcześniej pokazał jej pokój, w którym będzie mogła się przespać. Kiedy tylko zeszła z oczu przyjaciołom upadła na kolana. Czuła się fatalnie. Dotknęła swojego policzka. Z jej ucha leciała stróżka krwi. Dziewczyna głośno westchnęła. Wiedziała, że dzieje się z nią coś złego. Musi z tym coś zrobić. To ogromne szczęście, że poznała Ayę i resztę. Dzięki Faustowi, ma szansę na wyleczenie się z tych strasznych dolegliwości. Musi mu tylko dostarczyć parę dokumentów…
- Muszę się wybrać na małą wycieczkę… - Zaśmiała się sama do siebie. Wstała z kolan. Głośno wciągnęła powietrze do płuc. Poszła na krótką drzemkę. Czeka ją długa noc…
            Tymczasem przyjaciele nadal siedzieli przy stole. Yumenai co chwile patrzyła niepewnie na Fausta. W końcu uśmiechnęła się niepewnie.
- Co jej jest? – Zapytała wprost.
- Dla Kitsune~san? – Blondyn odłożył widelec. – Wybacz, nie mogę wam powiedzieć. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, a Kitsune~san nie wyraziła zgody na zapoznanie was z jej chorobą.
- Więc Kenami jest chora. – Uśmiechnął się smutno Hao.
- A myślałeś, że te wszystkie tabletki, które bierze to co? Czekoladowe dropsy? – Prychnął Ren.
- Może przenocujecie dzisiaj u nas? – Zaproponowała Eliza. Chciała rozładować ciężką atmosferę. – Jutro pojedziemy na miasto. Może wyskoczymy na małe zakupy? Co wy na to dziewczyny?
- Myślę, że możemy zostać bez problemu. – Yoh wyszczerzył swoje ząbki.
- Chętnie popatrzę co nosi się w Niemczech. – Anna zamyśliła się.
- A ja zapoznam się z twoimi książkami! – Hao rozmarzył się. Ta cała anatomia w pigułce…
- Kujon… - Błękitnooka pokazała język chłopakowi.
Asakura nie był dłużny ukochanej i zaraz się odgryzł. Zaczęli się śmiać i wygłupiać, po czym grzecznie poszli spać. Byli zadowoleni, że mogli spędzić ten czas ze starymi przyjaciółmi. Jedynie Ren położył się do łóżka w swoim normalnym ubraniu. Nie spał. Leżał i nasłuchiwał. Nie był zbyt zdziwiony, kiedy późną nocą usłyszał szmery za drzwiami. Postanowił to sprawdzić. Tym razem, szatynka mu nie ucieknie!


~*~ENDING~*~


            Ren mknął cicho przez korytarz. Znajdując się w jadalni zauważył na stole kartkę papieru, której wcześniej nie było. Podszedł do niej i zaczął czytać.
            „ Musiałam wyjechać. Bawcie się dobrze i wracajcie do Tokio. Postaram się przyjechać do Akumine w poniedziałek. Na pewno wrócę na egzaminy. Nie martwcie się, będę bezpieczna. Kenami ”
            Tao pokręcił głową z dezaprobatą. Ona niczego się nie nauczyła. Chłopak złapał za leżący obok długopis. Dopisał na dole kartki.
            „ Idę z Kenami, postaram się wydobyć z niej jakieś informacje. Do zobaczenia w Tokio, Ren.”
            Po tym wybiegł z domu, mając nadzieję, że Kenami nie oddaliła się zbyt daleko.


Kenami: Ohayo~! Tak jak obiecałam, rozdział jeszcze w czerwcu ^^
Anna: Jesteśmy w szoku, dotrzymałaś terminu…
Kenami: Anna~chan Q_Q Nie naśmiewaj się!
Itachi: Ona się nie naśmiewa, tylko mówi prawdę.
Kenami: Jesteście straszni! One~chan, powiedz im coś!
Vitsumi: Oni mają rację…
Kenami: Wszyscy przeciwko mnie! Foch! >_<
Hao: Hihihihi…
Aya: A ty z czego rżysz?
Hao: Bo foch… XD
Aya: No i co z tym fochem? O_o
Hao: No bo wiesz co znaczy foch?
Aya: No… Obrażenie się?
Hao: Nie! Fachowe obciąg… A zresztą ._. Wy i tak nie zrozumiecie…
Wszyscy: HENTAI!
Vitsumi: Zboczeńcy zboczone :< A ja muszę z wami żyć pod jednym dachem!
Hao: Dlaczego zawsze ja? ;_;
Yoh: Bo to ty masz kosmate myśli!
Hao: Gomenasai ;_;
Kenami: Eh… Przejdźmy do rozmów, bo czuję że zapowiada się na gwałty… Raion! Ciekawe czy poprawiłeś już oceny, czy czekasz do ostatniego dnia? XD
Vitsumi: Tylko ty wszystko zawsze robisz na końcu…
Kenami: Nieprawda!
Vitsumi: Nieważne…
Hao: Spokoyoh! Jak tam sesja? Jak studia? Dobrze ci się powodzi na weterynarii? *_*
Yoh: Pohamuj entuzjazm! Zapalony kroiciel trupów :<
Hao: Kroiciel? XD
Yoh: Tak! ._.
Anna: Rzuciłam w Kakashiego tylko encyklopedią, bo to był pocisk ostrzegawczy. Następna będzie szafa!
Vitsumi: Tylko nie moja szafa! ;_;
Anna: No dobra… Telewizor.
Vitsumi: Bierz szafę!
Kenami: Gomenasai, Spokoyoh~chan! Nie chciałam żebyś się rozpłakała :< Chociaż, nie powiem schlebia mi, że moje odcinki wzbudzają takie emocje *^*
Ren: YKARI~SAN! NIE SWATAJ MNIE Z TĄ IDIOTKĄ!
Kenami: Ren~kun… Naprawdę mnie nie chcesz? :<
Ren: NIE!
Kenami: Trudno, przeżyję to… ._. Kumiko… Twoje słowa, że twój komentarz nie będzie zachwycał długością i treścią, są kłamstwem XD
Aya: Właśnie! Jest mega długi i z treścią!
Hao: Żegnacie samych siebie? XD
Yoh: Własnie? XD
Kenami: Nie martw się, moja geografia tez leży i kwiczy…
Vitsumi: U ciebie wszystko leży i kwiczy…
Kenami: One~chan! Nie bądź niemiła! A tak poza tym… Wakacje zaczynają się pełną parą… Zimno, wiatr wieje, deszcz leje… Nawet nie ma kiedy wyjść na miasto :< Mam ochotę zagrać w jakąś grę społecznościową, ale samej to tak smutno… Zbieramy drużynę? XD A może ktoś w coś ciekawego gra? Ja mam ochotę na Elsword *_* Kiedyś grała, ale drużyna nam się posypała… Takie niezobowiązujące pytania XD Dobra, kończę. Idę przygotować obiad. Mam nadzieję, że nikt nie zapomniał, że dziś dzień ojca? J Jak coś to przypominam ^^ Ja ne~!  

niedziela, 1 czerwca 2014

Odcinek 21: Pierwszy ruch!

            Kenami wstała w sobotę wcześniej. Usiadła na łóżku i jak najciszej, żeby nie pobudzić innych włączyła swojego laptopa. Podłączyła do niego jeszcze kilka urządzeń. Zaczęła „pracować”. Nie odrywając wzroku od ekranu coraz szybciej wciskała klawisze na klawiaturze.
- Kenami, zlituj się... - Vitsumi podniosła głowę z poduszki. Spojrzała leniwie na zegarek – Jest dopiero po piątej, a ty już nas budzisz... Idź sobie gdzieś indziej walić w tego laptopa...
Kitsune westchnęła ciężko. Zamknęła klapę od komputera. Zebrała swój sprzęt do plecaka. Ubrała się pośpiesznie w dżinsy oraz T-shirt we fioletowo-czarne paski. Czym prędzej wyszła z pokoju. Uśmiechnęła się lekko, po czym ruszyła w stronę drzwi wyjściowych.
- Wczesny z ciebie ptaszek, Kitsune~chan – Kakashi wyjrzał zza książki.
- Tak. Szkoda by było wolny od zajęć dzień zaprzepaszczać ją na spanie... – zaśmiała się wesoło zielonooka. Miała już wyminąć biurko szarowłosego, kiedy ten nerwowo ruszył się na krześle.
- Kitsume~chan! Czekaj! - wstał i wyjął białą, grubą kopertę z szuflady. Podał jej paczkę – To dla ciebie. Wybacz, wczoraj zapomniałem ci ją przekazać...
Kenami nie słuchała już wywodu mężczyzny. Rozerwała brzeg podarunku. Wysunęła ze środka kasetę VHS z napisem „OBIEKT 136”. Zmarszczyła brwi.
- Czy na terenie szkoły są dostępne magnetowidy? - zapytała poważnym tonem.
- Z tego co wiem taki sprzęt jest dostępny chyba w bibliotece, al... - stróż nie widział sensu dokańczania swojego zdania. Dziewczyna już wyszła, zostawiając po sobie jedynie groźne przeczucie nadchodzącego niebezpieczeństwa.


~*~OPENING~*~


            - Musicie nam pomóc! - do pokoju dziewczyn wtargnął Kakashi. Chwile potem wylądował na przeciwległej ścianie korytarza z encyklopedią wbitą w twarz.
- Puka się! - krzyknęła Anna, która stała na środku pokoju w samej bieliźnie. Szybko schowała się do łazienki.
- Przepraszam, Kyoyama~sama... - westchnął szarowłosy osuwając się na ziemię.
- Wyglądasz strasznie... Biednie... - Aya stanęła w drzwiach pokoju. Zaśmiała się lekko widząc zdezorientowaną twarz stróża.
- Czy w tym liceum wszyscy pracownicy to zboczeńcy? - Vitsumi spojrzała groźnie na przybysza.
- Ten atak był nie fair...- westchnął mężczyzna. Wstał na trochę chwiejne nogi.
- To w czym ci mamy pomóc? - Morri wyszczerzyła swoje ząbki – Zaraz wychodzimy, więc jakbyś się mógł streścić...
- Kitsune~san ma kłopoty – szarowłosy zmarszczył brwi. Zrobił poważny wyraz twarzy.
- Imotou~chan? - Yumenai stanęła tuż za Ayą.
- Zdemolowała kilka regałów w bibliotece, a potem uciekła... Nie wiem gdzie teraz jest – wyjaśnił mężczyzna.
Brunetka westchnęła ciężko. Podbiegła do drzwi łazienki, mocno zapukała, po czym zrobiła to samo na ścianie dzielącą ich pokój z chłopakami.
- Chodźcie! - krzyknęła głośno – Mamy kłopoty!
Kyoyama już ubrana w zieloną bluzkę na ramiączkach i krótką dżinsową spódniczkę wybiegła z pomieszczenia obok. W pokoju pojawili się również sąsiedzi dziewczyn.
- Idziemy – błękitnooka wybiegła z pokoju. Cała reszta ruszyła bez słowa za nią.
Wbiegli do biblioteki. Rozejrzeli się dookoła. To pomieszczenie było na tyle ogromne, że musieli poprosić bibliotekarkę o pokazanie wyrządzonych szkód. W jednym z rzadko odwiedzanych części czytelni stała półka kaset VHS (były to najczęściej stare dokumenty i filmy przyrodnicze) oraz kila telewizorów i magnetowidów. Jeden z nich był całkowicie zniszczony, a kilkanaście półek obok leżały powalone.
- Zapewne uderzyła w jedną, reszta poleciała niczym domino – Vitsumi wysnuła swoją tezę.
Chłopaki przykucnęli nad magnetowidem. Ren wyciągną ze zniszczonego sprzętu, jeszcze bardziej zdemolowaną kasetę.
- Obiekt sto trzydzieści... Pewnie dalej jest sześć – przeczytał na głos złotooki. Westchnął ciężko nawijając sobie taśmę z kasety na palce – Niestety za wiele się z tego nie dowiemy... Jest całkowicie zniszczona.
- Pewnie dostała to od swojej rodziny – stwierdził Yoh.
- Jak na to wpadłeś Sherlocku? - prychnął Tao.
- Co teraz zrobimy? - Hao spojrzał na przyjaciół.
- To chyba proste, musimy ją znaleźć – Anna nie widziała innego rozwiązania.
- Eh, mieliśmy pojechać do Naoko – westchnęła ciężko Morri.
- Więc podzielmy się na dwie grupy. Niech Hao i Aya lecą do Chin, a my poszukamy Kenami – zaproponował młodszy Asakura.
- Do przejścia przez Księgę potrzebuje demona, więc Kamaitachi musiałby pójść z nami – błękitnooka zwróciła się do młodej Yumenai.
- Vitsumi jest nam potrzebna. Zna Kenami najlepiej, będzie nas prowadzić – wyjaśnił szatyn.
- Ale bez ducha stróża jest bezsilna! - Hao podrapał się z zakłopotaniem po włosach.
- Może sam bez ducha stróża jesteś bezsilny – warknęła czerwonowłosa – Nie raz już radziłam sobie sama w walkach z Kuroi Kitsune. To wy nic o nich nie wiecie i jeśli ktokolwiek z nas jest bezsilny, to na pewno nie ja... Jeśli chcecie, traćcie czas na pogawędki, ja idę szukać siostry...
Dziewczyna pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Błysnęło jasne światło, a na jej ramieniu pojawił się Kamaitachi. Wyczuwając nastrój swojej szamanki spojrzał na nią z gotowością na wysłuchanie rozkazów.
- Idź razem z Ayą. Słuchaj się jej – czerwonowłosa zniknęła za drzwiami wyjściowymi biblioteki. Łasica zeskoczyła z jej ramienia. Podbiegła do Morri i otarła pyszczkiem o jej nogę.
- Więc... Idziemy – Ren ruszył za przyjaciółką dalej trzymając w ręku kasetę. Wszyscy opuścili bibliotekę, dzieląc się na dwie grupy. Jedna z nich, którą tworzył Hao z Ayą, ruszyli głębiej w las. Tak dla pewności, żeby ich nie było widać.
- Jak za starych czasów, nie? - zaśmiał się lekko szatyn.
- Tak. Aż się przypomina Turniej – błękitnooka wyjęła z torby zawieszonej na ramieniu starą Księgę. Była to pożółkniała od starości lektura nie wyróżniająca się z wyglądu niczym szczególnym spośród tysięcy innych ksiąg. Mimo to miała niezwykłe właściwości.
- Gotowy? - Morri uśmiechnęła się do chłopaka. Złapała go za rękę. Podrzuciła Księgę do góry. Kamaitachi wyskoczył prosto między pożółkniałe strony lektury. Zaraz za nim wydobył się czarny dym, który okręcił się wokół pary. Po chwili zniknęli, wciągnięci przez dziwną istotę Księgi.
Kiedy otworzyli oczy znajdowali się w nicości.
Chwilę potem wyskoczyli z księgi. Morri zwinnie stanęła na trawę, podobnie jak Hao.
            Znajdowali się na trawniku przed wielkim brązowym domem z zieloną dachówką. Każdą okiennicę upiększały donice z kwiatami. Pokryte zielonymi liśćmi, ogromne drzewo ozdobione było starą, aczkolwiek w dalszym ciągu zadbaną huśtawką. Koło niewysokich schodów prowadzących do domu, wybudowany był podjazd dla niepełnosprawnych. Drzwi do domu otworzyły się zamaszyście. Stanęła w nich dziewczyna. Niewysoka, szczupła o niewielkich piersiach, za to mocno wciętej talii. Jej brązowe włosy były krótko ścięte, nie dosięgały nawet ramion, a oczy błyszczały wpatrując się w przyjaciół. Miała na sobie błękitną bluzkę na ramiączkach i białe rybaczki. Stój ten jednak był nieco przysłonięty przez różowy fartuszek.
- Aya! - nastolatka rzuciła się na szyję przyjaciółki – Tak bardzo tęskniłam!
- Ja za tobą też, Naoko~chan! - Morri odwzajemniła uścisk.
- Pewnie, bo ja to powietrze... - Hao udał oburzenie.
- Tylko marzysz żebym cię przytuliła, co? - zaśmiała się Chinka, po czym spełniła swoją „groźbę” - Że ci też nie głupio przy własnej dziewczynie...
- Myślę, że jakoś spróbuję się z nią na ten temat dogadać – długowłosy wyszczerzył swoje wszystkie ząbki.
- Ohayo! - w drzwiach stanęła druga dziewczyna. Jej długie blond włosy były spięte w niedbały kok. Oprócz różowego fartuszka miała na sobie pomarańczową sukienkę ma ramiączkach oraz brązowy sweterek. Podbiegła do przyjaciół i również bardzo życzliwie się przywitała.
- Co was do mnie sprowadza? - zapytała Naoko.
- Właśnie! Musimy przenieść się do przeszłości! Pomożesz nam?! - błękitnooka złapała Anzai za dłonie – Bardzo mi na tym zależy...
- Do przeszłości? Co się stało? - zdziwiła się Naoko.
- Macie kłopoty? - Kumiko nieco się przestraszyła. Nie chciała, aby jej przyjaciele byli w jakichkolwiek tarapatach.
- A może wejdziecie do środka? I w domu pogadacie? - w drzwiach stanął wysoki chłopak, o brązowych włosach i złotych oczach. Miał na sobie zielony T-shirt i dżinsy. Podpierał się na dwóch kulach. Uśmiechał się promiennie widząc starych znajomych.
- Shuichi! - krzyknęła para.
            Przyjęli propozycję chłopaka. Dziewczyny piekły akurat ciasto, więc nie obyło się bez herbatki i gorącego wypieku, mimo wymówek pary o braku czasu. Nastolatki zażądały od zakochanych wyjaśnień. W końcu nie widzieli się spory kawałek czasu! Z początku spokojnie rozmawiali o swoim codziennym życiu. Takie spotkanie zrobiło dobrze każdemu. Uspokoili nerwy i nabrali pozytywnego nastawienia do przyszłości.
Chcąc nie chcąc, musieli w końcu wyjawić cel swojej podróży. Aya opowiedziała trójce przyjaciół o poznaniu Vitsumi i Kenami. O ich kłopotach i aferze w Akademii Hebi.
- Więc chcecie poznać przeszłość tej Kitsune? - dopytała Naoko, bawiąc się rękoma pustym kubkiem.
- Tak. Ona nam jej sama nie wyjawi, a od tego może zależeć nasze nastawienie do walki – wyjaśniła Aya – W końcu tak naprawdę niewiele wiemy, o tym klanie...
- Tylko tyle, że są okrutni. To co się stało z tamtym chłopakiem... - westchnął Hao.
- Już nic nie mówiąc o Zdziśkach... Co to w ogóle jest? - Aya przypomniała sobie stwory. Gdyby pochodziły ze świata duchów, albo demonów, pewnie nie zdziwiłyby jej aż tak bardzo. Ale że coś takiego stworzyli ludzie?
- Zdziśkach..? - powtórzyła głucho Kumiko.
- Więc chcecie, żebym cofnęła nas w czasie? - Naoko podniosła jedną brew patrząc uważnie na przyjaciół.
- No... Tak. Poprosiłabym o to Saisona, ale przecież on jest już człowiekiem, a jego Toro zamieniłam na zegar, który ci dałam, więc... Pomyślałam, że będziesz w stanie to zrobić – przyznała Morri.
- Przykro mi, ale to nie możliwe – Anzai podrapała się z zakłopotaniem po głowie – Robię wszystko co w mojej mocy, ale ten zegar to silne medium. Zżera foryoku jak dzikie. Jestem w stanie przenieść się jedynie na sześć minut.
- Twoje całe foryoku starcza tylko na sześć minut? - zdziwił się Hao.
- No niestety... Nie mam go aż tyle co wy, nie ukrywajmy jestem przeciętną szamanką – szatynka wzruszyła ramionami.
- Nie prawda! Masz wspaniałe umiejętności, które wystarczy jedynie trochę podszko... - zaczęła Morri.
- Wybacz Ayu, ale przez te kilka miesięcy nawet nie trenowałam. Kilka razy próbowałam użyć zegarka, ale potem zawsze lądowałam w szpitalu z wyczerpania. Szczerze mówiąc, poddałam się... Turniej się skończył, Shuichi stanął na nogach, a ja nigdy nie lubiłam walk. Nie mam po co trenować swoich ataków i foryoku. Wole ten czas poświęcić na pływanie. Od zawsze o tym marzyłam... - wyjaśniła Naoko z lekkimi rumieńcami na policzkach.
- Rozumiem... Trochę szkoda, bo masz naprawdę niesamowite umiejętności... - westchnęła ciężko Aya.
- A może ty spróbujesz użyć tego zegarka? - zapytała Kumiko.
- Ja? - Morri zdziwiona pokazała na siebie palcem.
- Tak! Przecież masz wiele foryoku! I z demonami masz więcej wspólnego niż ktokolwiek z nas... Więc co masz do stracenia? Nawet jeśli zemdlejesz, to i tak jesteś nieśmiertelna. Szybko się ockniesz – blondynka uśmiechnęła się słodko.
- No nie wiem czy to dobry pomysł – Hao pokręcił przecząco głową.
- A mi się tam podoba! - Aya nastawiła się bardzo entuzjastycznie. Wstała od stołu i wyciągnęła rękę w stronę Naoko – Chodź! Pokarzesz mi jak ten zegar działa!
Dziewczyny pobiegły do innego pokoju.
Asakura spojrzał ze złością na młodą Hidę.
- Musiałaś jej ten debilny pomysł podsunąć? Musiałaś? - syknął zdenerwowany.
- Nie krzycz na nią – poprosił Shuichi – Aya i tak by nie dała za wygraną, a tak zaoszczędziliście na czasie... Po za tym, przecież nic jej nie będzie.
- Niby tak... Ale i tak się o nią martwię – Asakura wyciągnął się na stole.
- Wiemy – Kumiko uśmiechnęła się znacząco do Shuichi'ego. Oboje zaśmiali się wesoło.
- Ciekawe, jak reszta sobie radzi... - szepnął Hao, podnosząc się nieco z blatu – Mam nadzieję, że lepiej niż my...
            Nadzieja matką głupich. W tym samym czasie, kiedy w piersi Asakury palił się prawdziwy ogień troski i zmartwienia, w Akumine nie było lepiej. Kiedy tylko Vitsumi z Anną wbiegły do swojego pokoju, zobaczyły wszędzie panujący bałagan.
- Co tu się stało... - Kyoyama patrzyła na wszystkie rzeczy wyrzucone z szafy, przewrócone łóżko Kitsune oraz ogólnie panujący chaos.
- Kenami tutaj była – wzruszyła ramionami Yumenai. Podeszła do szafy – Nie zabrała zbyt dużo broni... Kilka karabinów… Co jej strzeliło do łba...?
- No nie wiem. Jest jakby to powiedzieć.. Niezrównoważona? - prychnęła blondynka.
- Nie mów tak o niej – warknęła zielonooka.
- Jesteśmy gotowi – w drzwiach balkonowych stanęli sąsiedzi dziewczyn. Ren rozejrzał się dookoła  z mocno otwartymi oczyma – Co tu się stało... Huragan przeszedł?
- Chyba raczej zbyt impulsywny lis – zarechotał Yoh. Spojrzał na Yumenai. W jego oczach iskrzył się błogi spokój, który doprowadzał wszystkich do stanu nirwany - Jak myślisz, gdzie poszła?
- Nie dam sobie ręki uciąć, ale pewnie do miasta... - Vitsumi wstała. Wzięła z podłogi kilka rzeczy, po czym zniknęła za drzwiami łazienki.
- Do Tokio? - Itachi podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- No fajnie... Mamy znaleźć jedną dziewczynę w kilku milionowym mieście? - Tao uśmiechnął się chytrze – Nic prostszego.
- Pamiętasz to zadanie mojego taty podczas Turnieju? - Yoh wyszczerzył ząbki.
- Pewnie, że tak! Najtrudniejsze było pisanie pędzlem po ryżu – fioletowowłosy wyciągnął się leniwie.
Z łazienki wyszła Yumenai. Była ubrana w swój strój bojowy.
- Może jeszcze czeka na autobus... Mamy szanse złap... - zaczął Itachi, ale czerwonowłosa szybko przerwała jego marzenia.
- Naprawdę myślisz, że pojedzie do Tokio autobusem? Pewnie jest już w połowie drogi..
- Nie możliwie, żeby tak szybko biegła – prychnęła Anna – Aya to tak... Ale na pewno nie Kenami. Rusza nogami wolniej ode mnie!
-  Nie podczas walk... Zwróciłaś kiedyś uwagę jak Kenami porusza się w chwilach zagrożenia? Ona nie chodzi, a lewituje. Im bardziej jest wzburzona, a jej umysł zalany wolą przeżycia, tym większe wyniki może osiągać. To się zresztą tyczy jej umiejętności. Im ma bardziej wzburzone emocje, tym jest silniejsza. Może byłoby to dobre, gdyby nie fakt, że im jest silniejsza tym mniej nad sobą panuje – Yumenai starała się wyjaśnić stan przyjaciółki.
- W sumie, to można się było tego domyśleć – wzruszył ramionami Tao.
- Mamy czteroosobowy skład. Powinniśmy sobie poradzić... Ren utworzy wielką kontrolę ducha. Pójdziemy na wielkim Bason'ie. Zawsze zaoszczędzimy trochę czasu. Postaramy się złapać Kenami jeszcze na terenie lasów... Potem w mieście będzie trudniej – wyjaśnił Yoh.
- Dlaczego czteroosobowa? - zapytała nagle Kyoyama.
- Ponieważ ty kochanie zostajesz w akademiku – młody Asakura uśmiechnął się lekko do dziewczyny.
- Też chce iść z wami – Anna założyła ręce na piersi.
- Nie – głos młodszego był niezwykle poważy jak na niego. Nie przyjmował sprzeciwu – Nie posiadasz już tysiąca osiemdziesięciu korali, jesteś praktycznie bezsilna. Po za tym nie wiemy co się stanie. To gra bez zasad, nikt nie zawaha się strzelić ci prosto w głowę, a tego bym nie chciał.
Blondynka westchnęła głośno z nieukrywanym niezadowoleniem.
- A ja? - zapytał nagle Uchiha.
- Co ty? - Tao spojrzał na lokatora z podniesioną do góry brwią.
- Nie umiem walczyć. Mimo moich oczu, jestem przeciętnym nastolatkiem. Nigdy nie zamierzałem zagłębiać się ani w szamańskie, ani w demoniczne sprawy. W przyszłości chce być prawnikiem, a ni... - zaczął swój wywód Itachi.
- Potrzebne nam są twoje oczy. Dzięki Sharinganowi dostrzeżesz Kenami szybciej niż my – krótko wyjaśniła Vitsumi pakując noże do kabury.
- Ale... - brunet nie dawał za wygraną.
- Itachi, do choler jasnej jesteś facetem, czy nie? - Yumenai stanęła naprzeciwko chłopaka.
- No jasne, że tak! - nastolatek dumnie wypiął pierś.
- To masz to i zamknij twarz. Idziesz z nami! - czerwonowłosa wepchnęła mu w dłonie karabin maszynowy. Przepchnęła się przez chłopaków i zeskoczyła z balkonu.
- No to ruszamy – zaśmiał się Ren. Poklepał lokatora po plecach – Ty chociaż umiesz strzelać?
- Jasne, że tak! Pochodzę z policyjnej rodziny!
- To dobrze. Bason! - Tao przywołał swojego ducha stróża. Podobnie jak dziewczyna obaj przyjaciele wyskoczyli przez balkon.
Yoh spojrzał na ukochaną.
- Nie bądź zła – powiedział spokojnym tonem. Podszedł do blondyni i mocno ją przytulił.
- Nie jestem! Po prostu... Nieważne – dziewczyna odwzajemniła uścisk – Posprzątam trochę w tym czasie...
- Nie musisz jak nie chcesz. Potem zrobimy to razem, będzie szybciej. Postaramy się wrócić przed wieczorem – chłopak pocałował dziewczynę delikatnie w usta.
- Bądź... Bądźcie ostrożni. Jeśli komukolwiek stanie się coś, to będziesz mieć trening za naszą całą ósemkę! - zagroziła Kyoyama.
- Tak jest pani generał – Yoh zasalutował ukochanej.
- Romeo! Ruchy! - parę dobiegł groźny głos Vitsumi.
- Już lecę! - młodszy Asakura wbiegł po wyciągniętej łapie ogromnego Bason'a na ramię ducha.
- Uważajcie na siebie – szepnęła Anna sama do siebie.
- Nie martw się. Zostanę z tobą – obok nastolatki zmaterializowała się Eve – Pomogę ci trochę z tym sprzątaniem!
Obie blondynki zaczęły porządkować pokój. Kyoyamie spadł kamień z serca, że nie została zupełnie sama. Nienawidziła czekać na swoich przyjaciół, wiedząc że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Bezczynność ją wykańczała. Nic nie mogła jednak na to poradzić, poza zajęciem rąk jakąś pracą.
            Grupa poszukiwawcza na ramieniu ogromnej kontroli ducha Ren'a, była zajęta wypatrywaniem Kenami. A właściwie zagrzewaniem do wypatrywania Uchihy.
- Czuję się nieco wykorzystywany – zaśmiał się lekko brunet.
- Patrz, nie gadasz – mruknęła Vitsumi – W Tokio będzie ją trudniej znaleźć, szczególnie że tam nie będziemy mogli używać Basona.
- Postaramy się ją znaleźć starymi, szamańskimi sposobami – Yoh przeciągnął się leniwie – Nie denerwuj się tak.
- Jak mam się nie denerwować?! Kenami zawsze mi mówiła, kiedy szła na jakąś walkę! Zawsze szłyśmy razem... Ciekawe co takiego ważnego się stało, że aż tak się zdenerwowała... - westchnęła ciężko Yumenai.
- Może Aya nam wytłumaczy, kiedy wróci – wtrącił się Tao.
- Może... - westchnęła czerwonowłosa.
Dotarcie do miasta na ogromnym Basonie nie zajęło im wiele czasu. Musieli zeskoczyć ze stworzenia. Stanęli na jednej z bocznym uliczek.
- I co teraz? - zapytał Ren.
- Zamknij się mądralo – prychnęła czerwonowłosa – Musimy przeszukać miasto.
- Bez jaj, chcesz przeszukać Tokio? To nie jest jakaś wieś tylko jedno z największych miast na świecie! - Itachi patrzył na przyjaciółkę jak na trochę niedorozwiniętą.
- Nie chodzi mi o każdy dom... Tylko o najważniejsze filie Kuroi Kitsune. Jest ich w Tokio… Trochę... Pewnie Kenami planuje atak na któreś z nich.
- No, w sumie można się rozejrzeć – przyjaciele spojrzeli po sobie.
- Coś musiało ją wzburzyć. Zazwyczaj jest niesamowicie rozważna co to jakiejkolwiek misji... - westchnęła zielonooka.
- Teraz musisz się skupić na odnalezieniu jej – Yoh uśmiechnął się pocieszająco – Zamknij oczy...
- Po co? - zdziwiła się Yumenai.
- Nie zastanawiaj się, po prostu zamknij – szatyn stanął za dziewczyną. Położył jej rękę na oczach. – Postaraj się ją wyczuć… Wyobraź sobie Kenami i spróbuj się z nią duchowo połączyć…
            Żadne z przyjaciół nie odważyło się odezwać. Stali w bezruchu czekając na jakąkolwiek reakcję Vitsumi. Ta stała spokojnie. Oddychała rytmicznie skupiając się na Kitsune. Jej dłonie zacisnęły się w pięści. Wyrwała się z uścisku Yoh.
- Nie mogę się skupić w tym hałasie! – Wrzasnęła, a na potwierdzenie jej słów ulice obok przejechała ogromna ciężarówka. Yumenai w akcie bezsilności przejechała sobie ręką po twarzy.
- To nie mamy innego wyboru. Musimy jej poszukać bardziej… Fizycznymi sposobami – Westchnął Ren. Odwrócił się od przyjaciół i zaczął iść jedną z ulic. Reszta ruszyła za nim. Nie byli pewnie czy znajdą Kenami. Szanse na odkrycie gdzie znajduje się szatynka były równe 0. Mimo tego postanowili walczyć o swoją lokatorkę, licząc na szczęście…
            …które niestety tym razem im nie dopisało. Pomimo tego, iż w środku poszukiwań do grupy przyłączyła się Aya i Hao, to nie znaleźli Kitsune. Wrócili do akademika dopiero nocą.
- Yoh… - Anna podeszła i przytuliła chłopaka. – Jak wam poszło?
- A widzisz tu gdzieś Kenami? – Prychnęła Vitsumi. Była bardzo rozdrażniona. Przyjaciele przestali się do niej odzywać, bo bali się jej odpowiedzi.
- Nie znaleźliśmy jej. – Wytłumaczył grzecznie Ren.
- Padam z nóg… - Itachi usiadł na łóżku zaginionej. Całą siódemką znajdowali się w pokoju dziewczyn. – Jak my to wyjaśnimy Jirayi?
- Co jak wyjaśnimy Jirayi? – Zapytała Aya. Usiadła na własnym łóżku. Patrzyła po zmęczonych twarzach lokatorów.
- Zniknięcie Kenami! Przecież będziemy musieli zgłosić, że zaginęła… - Wzruszył ramionami Uchiha.
- Zamknij się! – Yumenai złapała bruneta za kołnierz koszulki. Pociągnęła go w swoją stronę. Patrzyła na niego wściekłym wzrokiem. – Nic nie będziemy musieli mówić! Ona wróci, rozumiesz?!
- Uspokój się, Vitsumi… - Uchiha wyrwał się zielonookiej. – Wiem, że się martwisz, ale ja nie mówiłem tego w złym sensie! Też się martwię o Kenami… Też chcę, żeby wróciła! I wiem, że jak nie wróci do jutra, trzeba będzie iść do Jirayi. On nam pomoże.
Yumenai spojrzała na niego już łagodniej. Jednak nic nie powiedziała. Odeszła kilka kroków i usiadła przy stole.
- A tobie Aya? – Anna spojrzała tym razem na przyjaciółkę. Morri spojrzała na nią pytająco. – Jak ci poszło? Dowiedziałaś się czegoś o Kenami?
Błękitnooka nie musiała nic mówić. Jej ciężkie westchnienie wyjaśniło wszystko.
- Aż tak źle? – Jęknęła Kyoyama.
- W sumie nie… Dostałam zegar Saisona. – Aya wyjęła z kieszeni spodni maleńki mechanizm. – Naoko uczyła mnie dzisiaj jak do używać, jednak jest pewien problem…
- Jaki? – Ren zainteresował się tematem. Bardzo chciał się dowiedzieć czegoś więcej o dziwactwach szatynki i żaden problem nie był mu straszny.
- Zegar przenosi w czasie, nie w miejscu. – Morri położyła się na łóżku. Westchnęła ciężko.
- Co to znaczy? – Yoh usiadł obok Vitsumi. Dzisiaj cały dzień byli na nogach. Nawet nic nie jedli, przez co szatynowi bardzo burczało w brzuchu. Jego lenistwo jednak wygrało z głodem – wolał usiąść niż podejść do lodówki.
- Braciszku, to znaczy, że jakby Aya teraz użyła zegara, to byśmy mogli zobaczyć co się działo wcześniej w tym pokoju. Jakbyśmy chcieli zobaczyć, co działo się z Kenami w laboratorium, musielibyśmy być w tym laboratorium. – Wytłumaczył Hao, który sam brał udzuał w nauce obsługi zegara.
- To po co ci ten zegar skoro nie możesz go użyć? – Prychnęła Vitsumi.
- A ty nie wiesz, gdzie było to laboratorium? – Morri spojrzała na przyjaciółkę z nadzieją w oczach.
- Wiem tyle, że na Syberii, a to jednak trochę duży obszar. – Yumenai położyła głowę na stoliku.
- Skoro szukaliśmy Kenami w Tokio, możemy poszukać laboratorium na Syberii… - Rzucił kąśliwie Ren. Czerwonowłosa spojrzała na niego z iskierkami w oczach.
- Mam propozycję… - Zaczął Hao, który zdołał zachować trzeźwość umysłu. - …Połóżmy się teraz i odpocznijmy…
- Nie będę odpoczywać, jak nie wiem gdzie jest Kenami! – Vitsumi nagle wstała. Jej energia jakby zregenerowała się w jednej chwili.
- Spokojnie… - Itachi położył jej rękę na ramieniu. – Nie mamy lepszego pomysłu. Wstaniemy rano i jeśli nic nie wymyślimy, pójdziemy do Jirayi.
- Niech wam będzie… - Yumenai wyrwała się spod dłoni bruneta.
Dziewczyny pożegnały się z chłopakami, którzy poszli do siebie. Każdy położył się do swojego łóżka. Nikt się nie odzywał, ale też i nikt nie spał. Wszyscy zastanawiali się nad Kenami, Tokio, zegarem, czasem, laboratorium, jedzeniu…
- Wiem! – Nagle krzyknął Ren. Wybiegł z łóżka i ruszył do pokoju dziewczyna – Aya!
- Co? – Dziewczyna usiadła na łóżku. Była bardzo żywa jak na tą porę dnia… Znaczy nocy.
- Wiem, jak znaleźć Kenami! – Tao uśmiechnął się triumfalnie. – Możemy to zrobić dzięki zegarowi!
- Jak? – Vitsumi wtrąciła się do rozmowy.
- Możemy pójść do biblioteki i obejrzeć tą zniszczoną kasetę! – Złotooki wypiął dumnie pierś. Był niezwykle zadowolony ze swojego pomysłu.
- To jest genialne! – Mori wybiegła spod kołdry, podobnie jak Yumenai i Anna. Chłopcy również stawili się w pokoju. Wszyscy w piżamach ruszyli do drzwi. Morri szarpnęła za klamkę.
Wszyscy w jednej chwili zamarli.
            Na korytarzu stała Kenami. Znaczy… Stała to dość poważne słowo. Chwiała się na obdrapanych nogach. Z jej ubrania zostały strzępki. Cała była oblepiona błotem zmieszanym z krwią. Trzymała się jedną ręką za obolałe ramie. Na jej skórze było widać wiele ran, wzrok był nieco otępiały.
- Ke.. Kenami.. – Szepnęła Aya.
Vitsumi nic nie mówiła. Po prostu przedarła się przez grupę przyjaciół i przytuliła się do wybrudzonej Kitsune.
- Gdzieś ty była!? – Krzyknęła jej prosto w ucho. - Tak strasznie się martwiłam!
- Oszukali mnie… - Szepnęła szatynka, po czym osunęła się w ramiona przyjaciółki.
Zemdlała.


~*~ENDING~*~
*NEW*


            Kenami stała dumnie. Znajdowała się za miastem, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Dookoła pagórki i drzewa rosnące co kilkanaście metrów. Do tego pięknego krajobrazu nie pasowało kilka helikopterów, z których powoli wychodzili żołnierze. Kitsune obserwowała wszystkich dokładnie. W drodze do tego miejsca zdołała się nieco uspokoić. Była na tyle przytomna umysłowo, iż miała przebłyski geniuszu. To musi być pułapka.
- Witaj, Obiekcie 136. – Usłyszała znajomy sobie głos, aczkolwiek nieco zmodyfikowany.
- Masao… - Warknęła szatynka. Stanęła w pozycji bojowej. Mocno postawione nogi, nieco pochylona sylwetka, oczy szeroko otwarte.
- Wybacz, że nie mogłem odwiedzić cię osobiście, ale po naszym ostatnim spotkaniu nie jestem zbyt sprawny… - Głos pochodził z głośników z jednego z helikopterów – Cieszę się, że jednak przybyłaś.
- Jesteś zwykłym tchórzem. –Prychnęła zielonooka, po czym spojrzała na helikopter groźnie. – Gdzie ona jest?! Wiem, że mnie słyszysz! Pewnie któryś z tych twoich maszyn ma mikrofon! Więc, gdzie ona jest?!
- Spotkanie z nią, ma być dla ciebie nagrodą, a aby dostać nagrodę, trzeba sobie zasłużyć… - Głos mężczyzny stał się bardzo nieprzyjemny. Niezwykle szyderczy, nawet jak na wujka Kenami. – Musisz pokonać jednego wroga. Wtedy oddamy ci Nagisę… Musisz się postarać, bo to nie byle jaki przeciwnik.
            Kenami rozejrzała się. Żołnierze oddalali się, rozkładając rozmaite kamery i sprzęty pomiarowe. Kitsune zaklęła pod nosem. Chcą sprawdzić jej sprawność. I dobrze. Niech przypatrzą się, jak bardzo jej siła wzrosła.
            Kilka minut później nad Kenami pojawił się helikopter. Był o wiele lepiej opancerzony niż pozostałe maszyny. Jego drzwi otworzyły się. Ze środka wypadła ogromna metolowa skrzynia.
Kitsune wiedziała, że za chwile wyjdzie z niej jej przeciwnik.
            Jednak tego co zobaczyła, się nie spodziewała.
            Z metalowej pułapki wyłoniła się postać. W połowie mężczyzna, w połowie potwór, podobny do Zdziśków. Prawa ręka i noga były grube, było widać wszelkie żyły, mięśnie. Skóra była ciemno brązowa, chropowata, pokryta niemalże łuską. Głowa z tej strony również była inna. Łysa, ze sztucznym, mechanicznym okiem. Druga jego połowa przedstawiała pięknego młodzieńca o złotym oku (oszalałym z wściekłości). Jego kępka granatowych włosów spadała na ucho. Usta wykrzywiały się w gorzkim uśmiechu szaleństwa. W dłoni trzymał karabin maszynowy. Ubrany był w zbroje dopasowaną do jego „kalectwa”.
            Dziewczynie aż wypadła broń z ręki. Upadła na kolana.
- Seki… - Szepnęła. Zakryła dłońmi twarz. – Co oni z tobą zrobili…
- Gdzie jest Miyomi!? – Wrzasnął rozwścieczony złotooki. W ekstremalnym tempie przybiegł do dziewczyny. Uderzył ją swoją ogromną ręką. Kenami odleciała na kilkadziesiąt metrów. Nie spodziewała się takiego ataku od razu. Była przerażona. Chociaż mogła się spodziewać, że Kuroi Kitsune podłoży jej świnie.
- GDZIE JEST MIYOMI?! – Wrzask „potwora” był na tyle donośny, że z pobliskich drzew pouciekały ptaki.
- O czym ty mówisz…? – Szepnęła Kenami. Wstała na nogi, mimo bólu jaki czuła po uderzeniu.
- MIYOMI! – Seki zaczął strzelać z karabinu do dziewczyny. Szatyna wyprostowała rękę, a każdy nabój zatrzymywał się tuż przed jej dłonią. Rzuciła je w bok.
- Seki, przestań! – Krzyknęła. Nie mogła walczyć ze swoim przyjacielem.
- MIYOMI! – Do mężczyzny żadne słowa nie docierały. Z ogromną siłą cisnął w zielonooką karabinem, który ona z łatwością zablokowana. Mężczyzna podbiegł i zaczął uderzać w dziewczynę pięściami. Ta w miarę możliwości uciekała przed jego ciosami. Seki złapał ją, rzucił na ziemię. Chciał już zadać kolejny cios.
- Seki, to ja! Kenami… - zielonooka odsłoniła swoją twarz. „Potwór” zatrzymał się. Jego złote oko błysnęło blaskiem zastanowienia. Zaczął „skanować” obraz zielonookiej.
- Ke.. Na… Mi… - Przesylabował. Złapał się dłonią za głowę. Cofną się kilka kroków. Uklęknął. W tej chwili docierały do niego informacje, jakich do tej pory nie dostrzegał. – Kenami…
            Do jego świadomości doszła jedna wiadomość. Zaatakował swoją przyjaciółkę, przez sprytny podstęp Kuroi Kitsune. Rozejrzał się dookoła. Zauważył helikoptery i żołnierzy. Dużo nie myśląc zaatakował. Rzucał się na mężczyzn i zadawał jak najbardziej trafne ciosy. Chciał zabić, nie zranić. Oczywiście taka niesubordynacja zaskutkowała kontratakiem. Żołnierze wyjęli broń i zaczęli strzelać. W tej chwili wkroczyła Kenami. Zatrzymywała pociski i odrzucała je na bok. Tej dwójce pokonanie tych kilu mężczyzn nie zajęło długo. Stali pomiędzy poległymi. Dumni. Zwyciężyli.
            - Jak za starych, dobrych czasów… - Zaśmiała się lekko Kitsune. – Obiecali mi, że jak tu przyjdę, powiedzą mi gdzie jest Nagisa… Ale jestem głupia. Że też w to uwierzyłam…
- Mi powiedzieli, że zobaczę Miyomi… - Westchnął złotooki. Spojrzał z rozgoryczeniem na swoją zmutowaną dłoń. – A kazali walczyć z tobą…
- Z Miyomi? – Szatynka spojrzała na niego zszokowana. Zmarszczyła brwi, a w jej oczach pojawił się nieukrywany smutek. – To ty nie wiesz?
- Czego? – Granatowowłosy spojrzał na przyjaciółkę podejrzliwie. Kenami podeszła na mężczyzny. Wzięła jego twarz w dłonie.
- Miyomi nie żyje… Zginęła w dzień ucieczki. – Kitsune przytuliła się do przyjaciela. Wiedziała, jak wielka miłość łączyła tych dwoje i tym bardziej było jej przykro, że tyle czasu Seki żył w złudzeniu. – Szczerze mówiąc jestem zdziwiona, że ciebie widzę…
- Miyomi nie żyje? – Chłopak spuścił głowę. Objął dziewczynę swoimi wielkimi rękoma. Lekko ją przytulił. Zapłakał cichutko.
- Tak mi przykro… - Zielonooka szepnęła. Zrobiło jej się bardzo smutno. Wszystkie wspomnienia wróciły. Sama cicho załkała.
            Ten jakże melancholijny nastrój przerwało z początku wolne, a potem coraz szybsze pikanie. Seki spojrzał z przerażaniem na swoje zmutowane kończyny.
- Uciekaj! – Krzyknął. Z całej siły odepchnął przyjaciółkę, a sam zaczął uciekać w przeciwnym kierunku. Zdążył dopiec pod najbliższe drzewo, po czym Kenami usłyszała wybuch.
            Z przerażeniem spojrzała na przyjaciela. Wstała z ziemi i pobiegła do niego.
- Seki! – Krzyknęła. Uklękła obok towarzysza. Po jego zmutowanych kończynach zostały tylko strzępki. Kitsune patrzyła na to przerażona. Chłopak jęczał, wijąc się z bólu.
- Cieszę się… Że cię spotkałem Kenami… Tęskniłem za tobą… Za Isoshim, Mugi… - Mówił, a jego twarz wykrzywiała się z każdym słowem.
- Nic nie mów… Zaraz, zaraz coś wymyślę, uratujemy cię! Zobaczysz!- Kitsune  patrzyła na chłopaka z łzami w oczach.
- Nie Kenami… Tak bardzo chciałem zobaczyć… Miyomi… Martwiłem się, że… Że jest gdzieś i cierpi, tak jak ja… Ale skoro wiem, że nie żyje… Mogę umrzeć spokojnie, wiem że ją zobaczę… - Z jego złotych oczu płynęły łzy.
- Seki… - Zielonooka spuściła nisko głowę.
- Zawsze byłaś najsilniejsza… I przetrwałaś… - Chłopak uśmiechnął się z trudem. – To tak bardzo boli… Mo… Możesz coś dla mnie zrobić?
- Oczywiście – Szatyna pogłaskała go po głowie. – Co tylko zechcesz…
- Skróć moje cierpienie… - Patrzył kontem oka na pistolet, który wystawał zza paska dziewczyny. 
            Ta drgnęła. Wyjęła broń i patrzyła na nią zszokowana. Spojrzała ma chłopaka z istną burzą emocjonalną w oczach.
- Wiem, że proszę o dużo… Ale… Mam za  mało odwagi, żeby samemu to zrobić… A teraz kiedy wiem, że ona… Jest po drugiej stronie… Chce tam być…
Kenami nachyliła się nad przyjacielem. Przytuliła się do niego.
- Pozdrów ją ode mnie… I Mugi… I Isoshiego… Tak bardzo was wszystkich kocham…
- Pozdrowię… Nie bój się… - Pozostałą ręką pogłaskał przyjaciółkę po policzku.
- Kocham cię, Seki – Kenami pocałowała towarzysza w czoło. – Zamknij oczy. Dobranoc…
- Dobranoc – Chłopak uśmiechnął się. – Idę do ciebie, Miyomi…
            Krótki strzał.
            Cichy.
            Trafny.
            Chłopak, który już odszedł.
            Krzyk Kenami, który rozniósł się po okolicy.
Jej łzy płynące po policzkach i stygnące ciało w ramionach.
Nie wiedziała już co robić, co myśleć.
Odsunęła się od przyjaciela. Zaczęła pistoletem dłubać w ziemi. Po chwili zrezygnowała z tego i zaczęła używać własnych rąk. Nie minęło dużo czasu, a jej dłonie zaczęły krwawić. Nie poddawała się jednak.
W końcu kopała grób dla swojego przyjaciela.



Kenami: Kami~sama! Ta końcówka jest… STRASZNA!! ;_; Co ja piszę ;_; Smutno mi teraz…
Vitsumi: Mogłaś napisać inne zakończenie…
Kenami: Nie mogłam, w końcu to moja historia, nie mogę sobie od tak zmienić jej biegu L
Itachi: To rzeczywiście smutne…
Aya: To się nazywa smutny los…
Anna: Chyba nie smutny, do tego jest taki specjalny związek frazeologiczny…
Yoh: Nie było nas prawie rok, a wy zastanawiacie się nad czymś takim jak związki frazeologiczne…
Hao: Popieram brata…

Kenami: Właśnie! Przepraszam za ten rok, ale teraz obiecuję powrócić! Jestem już po maturkach i mam prawko. Moje życie jest wspaniałe :D Dziękuję wszystkim wytrwałym, którzy przetrwali i zostali ze mną ^^” Nie mogę się rozpisywać, bo nie zdążę wstawić tego przed pierwszym czerwca… A obiecałam że wstawię na Dzień Dziecka :D I to BĘDZIE NA DZIEŃ DZIECKA! ^^ I mam ending :D A wiecie jak ciężko się pisze potaniej przerwie? @_@ Mam nadzieję, że rozdział nie jest zupełnie straszny… Piszcie co o nim myślicie ;) Kolejny odcinek na pewno jeszcze w tym miesiącu ;) Szczerze, nie wiem co jeszcze pisać... Dawne tego nie robiłam.. Obiecuję się poprawić w Odcinku 22...
Aya: Mamy taką nadzieję, bo to chyba najkrótsze rozmowy w historii XD 
Kenami: Cicho Aya! Dzięuję dla Spokoyoh, Raiona, Yukai i Kini-san za komentarze ;) i smutno mi Kini-san, że usunęli ci bloga :( To nie fajne... Dobra nie przeciągam... Do napisania! Ja ne~!