piątek, 31 lipca 2015

Odcinek 29: Koniec wojny!?

         Bliźniaki, Aya i Ren zostali wysłani po zakupy. Nie wiedzieć czemu ich zapasy znikały z lodówki w trybie błyskawicznym. Oczywiście najbardziej zdziwiona tym faktem była Morri.
„Jak to nie ma jedzonka?!”
- O matko, ale upał… - Jęknął Yoh. Nawet nie mógł wytrzeć potu z czoła, bo w rękach dzierżył wypełnione po brzegi siatki.
- Ja tam nie narzekam. – Nad głowami przyjaciół pojawiła się Eve. Przypominała małą złotą kuleczkę.
- To świetnie. – Błękitnooka westchnęła ciężko. – Aż ci zazdroszczę, że jesteś duchem.
- My też odczuwamy zmiany temperatury. – Zauważył Amidamaru, lecąc nad głową swojego szamana.
- Czy tylko mi się wydaje, że to miasteczko jakoś dziwnie ożyło? – Ren patrzył ostrzegawczo na boki.
         Reszta też zaczęła się rozglądać. Faktycznie. Ludzi było więcej na ulicach niż zazwyczaj. Byli uśmiechnięci i weseli – w przeciwieństwie do gburowatego Tao. Kiedy przyjaciele doszli na główny plac w miasteczku zrozumieli skąd ten gwar – szykował się tu jakiś festyn.
         Od latarni do latarni były porozwieszane girlandy w kształcie  chińskich lampionów. Ogromny posąg smoka na środku placu udekorowany był kwiatami, a dookoła niego rozkładały się stragany z różnymi grami, jedzeniem bądź upominkami.
- Przepraszam… - Hao podszedł do jednego z mężczyzn, który stawiał właśnie swoje miejsce pracy. - …co tu się dzieje?
- Oh? Jesteście przyjezdni. – Bardziej stwierdził, niż zapytał staruszek. Miał około sześćdziesiąt lat, siwe, przerzedzone włosy i suchą, pomarszczoną skórę. Jego piwne, błyszczące oczy patrzyły na młodzież przyjaźnie.
- Spędzamy tu wakacje. – Rzucił radośnie Yoh.
- Trafiliście na najlepszy czas, w jakim mogliście nas odwiedzić. – Mieszkaniec uśmiechnął się tajemniczo.
- To jakieś święto? – Aya rozglądała się dookoła.
- Tak. Nazywamy je Świętem Smoka. – Staruszek spojrzał w niebo rozmarzonymi oczyma.
- Mógłby pan nam coś więcej o tym opowiedzieć? – Zapytał Yoh. – Bardzo lubimy takie miejskie historie.
- Mógłbym, pod warunkiem, że pomożecie mi rozstawić mój stragan. – Zagadnął staruszek z chytrym, ale zarazem i przyjaznym uśmieszkiem.
         Cóż, przyjaciele zgodzili się bez najmniejszego namysłu. Młodzi szybko uporali się z rozstawieniem pseudo-sklepiku. Następnie tubylca zaprosił ich do piekarni stojącej nieopodal rynku. Okazało się, że jest to sklep mężczyzny oraz jego żony. Kobieta zaprosiła młodych na zaplecze i w podzięce nalała po szklance zimnego soku.
- To jak będzie z tą historią, Takagi~san? – Zapytała zniecierpliwiona Aya. Uwielbiała takie zagadkowe historie.
- Ach ta młodzież! – Zaśmiał się mężczyzna. Usiadł na stołku przeciągając się leniwie. Jego stare kości dały o sobie znać. – Kiedy to było? Dwadzieścia? Dziewiętnaście lat temu? Eh… Dokładnie nie pamiętam… W każdym bądź razie pogoda tego lata była beznadziejna. Padało i wiało. Cały czas tylko burze i sztormy… Ale tamtego wieczoru Matka Natura już przesadziła!
- Morze pokazało nam swoje kły. – Westchnęła kobieta, krzątająca się wśród bułek.
- Fale nabrały niebotycznych rozmiarów. Istne tsunami! Była to pora wieczorna, nie było żadnych pociągów, nie mieliśmy drogi ucieczki. Byliśmy przygotowani na anihilację naszego miasteczka.
- Wtedy pojawił się on… Och! Gdybym tylko była młodsza, a on nie miał takiej ślicznej żony… - Pani Takagi rozmarzyła się. Jej mąż chrząkną znacząco z niezadowoleniem, a przyjaciele zarechotali wesoło.
- W każdym bądź razie, kiedy już woda miała nas zalać pojawił się nasz bohater. Przywołał wielkiego, złotego smoka, który obronił nas wszystkich. Woda rozmywała się na niewidzialnej barierze nad naszym miastem. Nikt tamtego dnia nie ucierpiał, chociaż mieliśmy zginąć wszyscy. Do dzisiaj, Tao~sama jest naszym bohaterem.
- TAO~SAMA?! – Krzyknęli przyjaciele patrząc na siebie w szoku.

~*~OPENING~*~

         - To całkowita prawda! Ojciec Ren’a uratował to miasto! – Aya była tak nakręcona tą historią, że aż zapomniała o głodzie.
         Pierwsze co zrobiła po przyjściu do domu, to wrzuciła siatki do kuchni i opowiedziała reszcie całe spotkanie ze staruszkiem.
- Nie pamiętam, żeby mama nam kiedykolwiek coś takiego opowiadała… - Jun pogrążyła się we własnych wspomnieniach.
- Aż dziwne, że ktokolwiek z rodziny Tao zrobił coś dla innych. – Ryu uśmiechnął się zaczepnie. Przypomniał sobie początki turnieju, kiedy to po pierwszej rundzie Ren przyłączył się do ich drużyny i musieli go ratować z objęć wuja-psychopaty.
- Mój ojciec był inny! – Warknął wściekle Ren.
- Dobrze, dobrze… Uspokój się już, mój czubiasty przyjacielu. – Brunet nie rozumiał, dlaczego złotooki aż tak się zdenerwował. Co prawda chciał go podrażnić, ale nie spodziewał się aż tak ostrej reakcji.
- Chyba nie zostało nam nic innego jak odwiedzić dziś wieczorem miasteczko, nie? – Uśmiechnęła się Naoko.
- Tak! Idziemy na festyn! – Krzyknęli równocześnie Joco i Horo.
- Będziemy mogły się wystroić na wieczór! – Uśmiechnęła się Pilica.
- Tak! – Krzyknęły dziewczyny.
- Nie… - Krzyknęła Aya.
- Ty się nigdy nie zmienisz, Kotku… - Zarechotał Hao.
         Przyjaciele razem gwarnie zgodzili się, że dziś spędzą wieczór na festynie. Cieszyli się niesamowicie, że mają możliwość pobawić się w tak nie typowej sytuacji. Szczególnie przejęta była Jun. Latała po domu, przymierzając coraz to nowe kreacje. Zmieniała fryzury i buty, pytając za każdym razem inną przyjaciółkę o radę.
Jej przeciwieństwem był Ren, który snuł się po domu jak cień. Nikt nie rozumiał jego zachowania, ale wiadomo. Ren to Ren. Jego nie zrozumiesz…
W domu było gwarno jak jeszcze chyba nigdy wcześniej. Tak więc trudno wyobrazić sobie ilość megaherców w tym budynku… To jednak nie przeszkadzało dla pewnego długowłosego szatyna. Jemu ten gwar nawet się podobał. Mógł wykorzystać zamieszanie i spędzić kilka minut sam na sam z pewną ruchliwą brunetką.
- One mnie wykończą! – Krzyknęła Aya wchodząc do pokoju, który zamieszkiwała razem z Hao. Była ubrana, w krótkie szorty i czerwoną bluzkę na ramiączkach.
- Co się stało Koteczku? – Asakura uśmiechnął się przyjaźnie. Tak naprawdę doskonale wiedział o co chodzi dziewczynie.
Morri nic nie powiedziała, podeszła do dużego łóżka i rzuciła się na nie z ciężkim westchnieniem.
- Przesadzają. Wyglądasz pięknie we wszystkim. – Szatyn nachylił się nad dziewczyną. Pocałował ją delikatnie w usta.
- Wiem. I w sumie nie czepiają się co do mojego stroju. Po za tym jeszcze się przebiorę. – Błękitnooka spojrzała na chłopaka z szerokim uśmiechem. – Po prostu nudzą mnie te ich przebieranki…
- Więc możesz ten czas poświęcić dla mnie. – Zaśmiał się radośnie długowłosy.
         Usiadł opierając się plecami o ramę łóżka. Po chwili obok niego znalazła się Aya. Położyła głowę na jego ramieniu, przytulając się mocno do chłopaka.
- To są najlepsze wakacje w moim życiu. – Zaśmiała się radośnie.
- Wiesz co? Moje też. – Hao pieszczotliwie pocałował ją w czoło. – I mam nadzieję, że następne będą jeszcze lepsze.
- W sumie… To dopiero pierwsze prawdziwe wakacje w moim życiu. – Zastanowiła się na głos błękitnooka.
- Serio? Co powiesz o mnie? – Asakura spojrzał na nią ze znaczącym uśmiechem.
- No tak… Matko, czasem zapominam o tym, że kiedyś cie ze mną nie było. – Morri uśmiechnęła się niepewnie. Odsunęła się lekko od chłopaka. Wyprostowała się i wyciągnęła, chcąc rozprostować kości.
         Asakura również usiadł samodzielnie, nie opierając się o łóżko. Przyglądał się uważnie ukochanej, patrząc jak przeciąga się, a jej mięśnie uwydatniają się przez jasną skórę. Kiedy pomyślał, że w tym delikatnym ciele jest zapieczętowana najsilniejsza broń na świecie – chwilami nie mógł w to uwierzyć. Myślenie o tym wprawiało jego umysł w dziwny stan paniki. Dlatego też starał się o tym nie myśleć. Dla niego to nadal była tylko i wyłącznie jego niesforna, rozrabiacka dziewczyna. Spojrzał przed siebie zamyślonym wzrokiem.
- Szczerze, też czasem zapominam. Zapominam o tym, że kiedyś nie byłem sobą. Że w moim ciele żył Zeke. To wydaje się być takie odległe. – Hao skupił wzrok na swoim odbiciu – przed łóżkiem wisiało ogromne lustro, obejmujące prawie że cały pokój. – Mam wrażenie, że od zawsze jestem z wami. Że od narodzin miałem brata i przyjaciół. Tak jakby tamte lata w ogóle nie istniały.
- Hao… Już dawno miałam cię o to zapytać. – Morri zaczęła dość niepewnie. Nie chciała psuć wakacji, ale skoro zeszli już na takie tematy, to chyba warto o tym wspomnieć. Bo tak naprawdę nigdy nie ma odpowiedniego czasu na przykre wspomnienia.
- Tak? – Chłopak spojrzał na nią swoimi ogromnymi, czarnymi oczyma, które w tej chwili błyszczały iskierkami zadumy.
- Czy myślałeś o tym, żeby pogodzić się z rodzicami? – Zadała pytanie na jednym tchu, tak jakby przerwanie zdania miało zakończyć się niepowodzeniem uzyskania odpowiedzi.
         Hao na początku zdziwił się tym pytaniem. Bo niby skąd u Ayi takie przemyślenia? Potem jednak jego mina zaczęła mówić jedno – złość na rodziców mu jeszcze nie minął. Nachylił się mocno do przodu, zapierając dłonie o kolana.
- Nic im nie zrobiłem, żeby ich przepraszać! – Niemalże krzyknął, marszcząc groźnie brwi.
- Przecież nie mówię, żebyś ich przepraszał. – Dziewczyna przysunęła się bliżej chłopaka. Objęła go w pasie i przytuliła do jego pleców, kładąc policzek na ramieniu.
- Ale oni tego oczekują! Chcą, żebym przyszedł do nich na kolanach i się kajał przed nimi. Żebym cię zostawił i ożenił się z dziewczyną, którą mi znajdą!
- Z Tamao nie żyłoby ci się tak źle. – Zażartowała Aya. Chciała ochłodzić trochę atmosferę, ale chyba jej się nie udało. Hao spojrzał na nią morderczym wzrokiem. – Przepraszam… Po prostu… Tak czy siak to twoi rodzice. Musisz ich zaakceptować…
- Mówisz tak, jakby ciebie to nie dotyczyło! Nie obchodzi cię to, czy jak?
- Jasne, że obchodzi! I oni mnie też denerwują, ale to twoja rodzina. Krew z krwi… Powinieneś się z nimi pogodzić. Lata lecą…
- Może. Kiedyś. W przyszłości… Bardzo dalekiej… - Mruknął Asakura. Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Nie mogę uwierzyć, że… Że mnie nie zaakceptowali.
- Nie niezaakceptowani ciebie, tylko nas. – Aya mocniej przycisnęła chłopaka do siebie.
- Na jedno wychodzi. – Hao uwolnił się z objęć brunetki. Odwrócił się i wziął ją w objęcia. Razem położyli się na łóżku.
- Czuję się trochę dziwnie. Przeze mnie nie gadasz z rodziną… - Szepnęła Aya, ocierając się policzkiem o tors czarnookiego.
- Przestań, nawet tak nie mów. Zawsze będę dla nich Zeke’m, a to że jestem z tobą tylko troszkę ich zniechęca.
- Troszkę ich zniechęca? Dziadzio Yohmei chciał mnie zabić. – Zaśmiała się Aya.
- Jak to chciał cię zabić? – Długowłosy podniósł się i nachylił nad wybranką tak, aby móc widzieć jej twarz.
- A myślisz, że jak na mnie patrzy to nie wyobraża sobie mnie z wielką dziurą zamiast serca? – Morri obróciła wszystko w żart. Zapomniała, że nigdy wcześniej nie wspominała dla ukochanego o małym „prezencie” w postaci kulki z pistoletu od dziadka Asakury. Na szczęście miała już wtedy zapieczętowane w sobie miecze i nic jej się nie stało. Inaczej byłoby krucho...
- Tak właściwie co ci nagle naszło na godzenie mnie z rodzinką? Jakoś Lyserg’owi to nie chcesz przebaczyć…
- To całkiem inna historia. – Ucięła krótko Aya. – Po za tym, miałam ostatnio okazję go zabić, a tego nie zrobiłam, to już postęp, nie?
         Asakura tylko jęknął i opadł bezwładnie na łóżko. Zamknął oczy. Mocniej przycisnął do siebie ukochaną.
- Kochanie, a mogę cię teraz ja o coś spytać? – Mruknął, nie otwierając powiek.
- Jasne. – Morri podniosła się. Usiadła okrakiem na Hao. – Zawsze i wszędzie.
- Czy to boli, kiedy umierasz?
- Wow… Takiego pytania się nie spodziewałam. – Błękitnooka spojrzała na chłopaka zaskoczona.
- Ale odpowiedz. Boli?
- Boli. – Odpowiedziała. – Za każdym razem. Kiedy miecze przecinają moją skórę. lub umieram. Ale to chyba mała cena za nieśmiertelność, nie?
         Hao jedynie uśmiechnął się smutno. Wyciągnął rękę i pogłaskał dziewczynę po policzku.
- Martwię się. Ta cała afera z Kuroi Kitsune…
- Przestań kochanie. – Morri złożyła na jego ustach czuły pocałunek. – To tylko przejściowy kłopocik. Jakoś zapanujemy nad tym. Skoro uratowaliśmy świat przed demonami, to tym bardziej poradzimy sobie z ludźmi. Po za tym, o mnie powinieneś się martwić najmniej. W końcu jestem nieśmiertelna… Zresztą! O czym my gadamy! Dziś festyn, będziemy się bawić. Więc już mi się uśmiechaj!
- To ty zaczęłaś! – Na usteczka Hao wszedł chytry uśmieszek.
- Nieprawda!
- Prawda!
         Asakura wyciągnął ręce i zaczął łaskotać dziewczynę. Z premedytacją wbijał jej palce w żebra. Ta oczywiście nie była mu dłużna. Po około 10 minutach, oboje leżeli zdyszani pod łóżkiem. Oficjalnie nikt nie wygrał bitwy na łaskotki. Oboje byli tak samo zmęczeni i w końcu mieli dosyć śmiania się. Bo w końcu ile można wytrzymać nieustające drapanie po żebrach?
Podczas kiedy zakochani demolowali swoimi ciałami jedną z sypialni w domku rodziny Tao, dziewczyny szykowały się na imprezę. Każda doszlifowywała się w swoim pokoju.
- Ale powiedz mi, co on ci takiego zrobił, że jesteś na niego aż tak cięta? – Zapytała Jun, malując sobie rzęsy tuszem.
- Za bardzo wcina nosa w swoje sprawy. – Mruknęła Kenami. Zaczęły jej ciążyć te ciągle pytania zielonowłosej. Panna Tao była przemiłą, przesympatyczną, kochaną osóbką. Miała jedną wadę – syndrom młodszego brata. – Zresztą to sprawa pomiędzy nami.
- Po prostu mi go szkoda. Widzę jak się męczy…
- Że niby on się męczy?! – Kitsune zmarszczyła brwi.
- Może i zrobił coś złego, ale teraz tego żałuje. – Wytłumaczyła spokojnie starsza dziewczyna. – Wiesz, Ren ma ciężki charakter. On sam ci tego nie powie, ale…
- To niech się przełamie, do jasnej cholery, Jun! – Kenami aż wstała z łóżka. – Nie mam zamiaru o tym z tobą gadać. To sprawa między mną, a Ren’em!    
Zielonooka tupnęła groźnie nogą. Złość na złotookiego nadal jej                nie przeszła. Miała ochotę wykrzyczeć mu wszystko w twarz. Całą złość jaką chowała w sobie przed innymi przyjaciółmi. Ale czy to aby na pewno była złość na Tao..?
Kitsune nie chciała kontynuować tego tematu. Odwróciła się napięcie i ruszyła w stronę drzwi. Niespodziewanie Jun również wstała. Podeszła do szatynki i złapała ją za nadgarstek. Uśmiechnęła się uroczo.
– Znam cię dopiero od tygodnia, ale mojego brata od urodzenia. Przy tobie jest szczęśliwy. Gdyby cię zabrakło, jego serce by pękło. Więc jeśli będziesz tak dobra zejdź trochę z niego i chociaż postaraj się go zrozumieć… K-kenami?
         Jun równie dobrze mogła rozedrzeć serce Kenami nożem. Efekt byłby podobny. Kitsune musiała szybko wyjść z pokoju, żeby nie rozpłakać się przy przyjaciółce, więc wyrywając się z uścisku, zostawiła ją samą w pokoju, bez słowa wyjaśnienia. Szatynka nie mogła pozbyć się myśli jak przeżyją jej odejście przyjaciele, a w szczególności złotooki, który jest świadomy tykającej cały czas bomby w ciele Kitsune. Kami~sama!
         Kenami tak bardzo chciała to ukryć! Mogła spalić ten cholerny list, mogła go wrzucić do wody, do śmieci, gdziekolwiek! Ale nie… Ona położyła go pod poduszką… Świetna skrytka! Nie dziwne, że Ren go znalazł! Ale dlaczego go czytał?!
         W uszach Kitsune brzmiały słowa Jun – „gdyby cię zabrakło, jego serce by pękło”! Przecież jej niedługo zabraknie! Ona zniknie z tego świata i przeniesie się do zaświatów. A znając swoją przeszłość, była pewna, że do nieba raczej nie trafi. Słyszała kiedyś jak Amidamaru opowiadał jak pogromcy duchów zesłali go do „posiadłości diabła”. Ona tak się boi… Nie chce trafić do takiego miejsca. Nie zniesie samotności!
         Kenami ukryła twarz w dłoniach i osunęła się po drzwiach na podłogę. Poczuła jak nagle brakuje jej tchu. Jak jej płuca panicznie się zaciskają, chcąc przekazać organizmowi jak najwięcej tlenu. To tak cholernie bolało. Musi się uspokoić. W tej chwili! Bo inaczej, już teraz zejdzie do piekła...
         Po kilku chwilach umysłowej i cielesnej agonii, Kitsune w końcu była w stanie napełnić płuca powietrzem. Odetchnęła głośno, odchylając głowę do tyłu. Powoli uspokajała oddech, siedząc na podłodze. Zamknęła oczy, chcąc skupić się jedynie na uspokojeniu organizmu.
- Wszystko w porządku? – Obok przyjaciółki klęknął Ren. Od przeczytania listu próbował z nią porozmawiać, ale dziewczyna nie chciała. Dlatego też w końcu zrezygnował i po prostu obaj ignorowali swoje towarzystwo.
         Teraz jednak nie mógł tego zrobić. Co miał przejść obojętnie obok Kitsune, która najwyraźniej miała jakiś problem z oddychaniem? Nie był najlepszy z biologii, ale akurat powietrze jest „chyba” człowiekowi potrzebne, prawda?.
         Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Spojrzała na niego przelotnie po czym odwróciła wzrok. Powoli zaczęła wstawać z podłogi.
- Chociaż mi odpowiedz. – Ren miał już dosyć patologicznej ciszy między nimi. Złapał szatynkę za nadgarstek i szarpnął ją w swoją stronę.
- Puść mnie. – Warknęła wściekle szatynka.
- Nie puszczę cię, dopóki ze mną nie porozmawiasz. O co chodzi z tym listem? Z tym że zostało ci mało czasu? Kenami!
         Dziewczyna nic nie odpowiadała, jedynie szarpała swoja rękę, chcąc wyrwać ją z mocnego uścisku fioletowowłosego. Złotooki był jednak o wiele silniejszy niż Kitsune. Bez żadnego problemu jego palce pozostawały na nadgarstku zielonookiej.
- Zamknij się! – Krzyknęła, zdenerwowana nie na żarty. Patrzyła na niego nienawistnym spojrzeniem.
- Przestań zachowywać się jak mała dziewczynka. – Tao szarpnął dziewczynę i wziął ją za drugą dłoń. Trzymał ją w mocnym uścisku, tak żeby nie mogła się wyrwać. – Jeśli jesteś chora, musimy to powiedzieć reszcie.
- Ani mi się waż. – Syknęła przez zęby. Przestała się wyrywać i patrzyła na złotookiego spod zmarszczonych, gniewnych brwi.
         Bardzo chciała, aby jej gniew się utrzymał, jednak patrząc w złote oczy przyjaciela mimowolnie uspokajała się. Agresja przemieniała się w strach. W strach, że wszyscy się dowiedzą i zniknie ta radosna atmosfera. Panika, że już nigdy ich nie zobaczy. I paraliż, spowodowany wyglądem oczu przyjaciela.
- Już? – Zapytał nieco zniecierpliwiony. Chciał się wszystkiego dowiedzieć i nie miał zamiaru czekać na to ani minuty dłużej.
- Nie. Nie już. I przestań tak na mnie patrzeć. – Powiedziała już spokojnie, ale nadal twardo. Odwróciła wzrok od chłopaka.
- Jak? – Zdziwił się fioletowowłosy. Puścił jej nadgarstki. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że chyba trzymał ją za mocno. Bolały go palce a na przegubach szatynki pozostały czerwone ślady. Od razu zaczęła rozmasowywać sobie bolące miejsca.
- Tak… Jakbyś już mnie spisał na straty. – Wyjaśniła krótko. Odwróciła się i ruszyła w stronę schodów prowadzących na dół.
- Kenami! – Szatynka nagle poczuła na sobie słodki ciężar posiadania przyjaciół. – Co masz taką smutną minę?
         Aya, która właśnie wychodziła ze swojego pokoju wskoczyła na plecy szatynki. Przytuliła ją mocno do siebie.
- Zdaje ci się! – Zielonooka wyszczerzyła swoje wszystkie ząbki. Przechyliła się w prawo, aby zrzucić z siebie młodą Morri.
- Widzę, że już gotowa! – Błękitnooka zeszła z lokatorki. – Myślisz, że pozwolą mi iść tak?
- Idź jak chcesz, przecież to ty masz się dobrze czuć, nie? – Kitsune zaśmiała się wesoło.
- Powiedz to im… - Westchnęła ciężko Aya.
- Myślę, że zrozumieją! – Zarechotała dziewczyna. – Chodź, razem z nimi pogadamy.
- Jasne. Co ci się stało w nadgarstki? – Dziewczyny wesoło rozmawiając zniknęły na schodach.
         Ren miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Zgiął dłonie w pięści i miał już wyżyć się na ścianie, kiedy poczuł nieoczekiwany opór.
- Nie przestawiaj znowu ścian we własnym domu. - Hao złapał mocno za przegub złotookiego.
- Daj spokój. – Warknął fioletowowłosy. Już nieco spokojniej opuścił ręce.
- Co się stało? – Rzucił wesoło Asakura. Nie mógł ukryć dobrego humoru spowodowanego zabawą z Ayą.
- Żebym to ja wiedział. Hao, ty masz już dobry starz, powiedz mi, jak ogarnąć kobietę! – Tao zarzucił ręce na pierś.
- Stary, uwierz. Nie da się… - Długowłosy objął ramieniem przyjaciela. Razem ruszyli na dół, rozluźniając nieco atmosferę.
Przyjaciele (a w szczególności przyjaciółki) w końcu wyszykowali się i mogli ruszyć w miasto. Dochodząc na miejsce zastali ogromny festyn. Wszyscy mieszkańcy bawili się w najlepsze. Co więcej,  Takagi~san rozpowiedział już wszystkim, jak to spotkał „czubiastego chłopca”, potomka wielkiego Tao~sama. A jak poznali Jun, to już w ogóle cieszyli się jak małe dzieci. Dlatego też rodzeństwo – a co za tym idzie i ich przyjaciele - zostali honorowymi gośćmi na imprezie. Ren’a z początku to denerwowało, ale nie chciał zawieść tubylców i pośrednio swojego ojca.
Dzisiaj cały dzień o nim myślał. Szczególnie, że każdy skrawek domu nad morzem przypominał mu o ojcu. Ren wyjątkowo zajrzał do zakazanego dla przyjaciół pokoju. Zaszył się tam i nie wychodził przez dobrą godzinę. Był to pokój zakazany dla kogokolwiek. Nie było tam nikogo od śmierci głowy rodziny Tao. W powietrzu unosił się jeszcze zapach jego perfum. Przynajmniej tak zdawało się dla Ren’a.
Jak on by chciał, żeby ojciec żył! Był dobrym człowiekiem, wiedziałby co zrobić w takiej sytuacji. Zdawał się być opanowany i rozważny. Zupełne przeciwieństwo Ren’a – opryskliwy, działający pod wpływem impulsu, szczególnie jeśli chodziło o sprawy emocjonalne. A w tej chwili emocje nie działały mu zbyt dobrze…
W przeciwieństwie do naburmuszonego Ren’a, reszta bawiła się znakomicie. Wszyscy korzystali z atrakcji, jakie dawał im festyn. Dziewczyny kupowały pamiątki (Anna wydała krocie na breloczki), a chłopaki korzystali z rozmaitych gier i zabaw zręcznościowych, porozstawianych to tu to tam. Jakież było zdziwienie sprzedawców, kiedy wygrywali oni nawet w konkurencjach „nie do wygrania”.
Całą paczką spotkali również kilka osób widzących duchy. Rozmawiali z nimi i wymieniali się doświadczeniami. Zabawa była epicka. Cieszyli się z tego, szczególnie, że to był ich ostatni wspólny wieczór – jutro mieli się żegnać i wracać do swoich światów. Nie przejmowali się tym jednak. Wiedzieli, że będzie jeszcze dużo okazji żeby bawić się razem.
- Wiecie… Jestem trochę zmęczona. Chyba pójdę do domu… - Kenami uśmiechnęła się uroczo do przyjaciół.
- No co ty, nie puścimy cię samej! – Aya podeszła do lokatorki i objęła ją ramieniem.
- Z całym szacunkiem, ale nie chcę psuć wam zabawy. Po za tym, przecież wiesz, że sobie poradzę. – Zielonooka pokazała Morri język.
- Ale boimy się, że zabłądzisz… - Zarechotała wrednie brunetka.
- Ej! Aż tak źle sobie nie radzę z orientacją w terenie!
- Yhym… - Mruknęli porozumiewawczo bliźniacy.
- Dajcie spokój! Mam telefon, jak coś zadzwonię! Po za tym… Chcę się przejść sama. Mówię wam, żebyście się nie martwili. – Wyjaśniła dziewczyna. Odwróciła się i pomachała na pożegnanie przyjaciołom. – Dam wam znać, jak dojdę do domu!
- Okey! – Aya odwzajemniła gest.
- Naprawdę myślicie, że puszczenie jej to dobry pomysł? – Zapytała Anna. Niby nie była zainteresowana tym tematem, ale tak naprawdę przysłuchiwała się lokatorom z uwagą.
- Zdaje się być taka blada… - Tamao zmarszczyła ze zmartwieniem brwi.
- Właśnie… - Westchnęła ciężko Jun. – Popieram Annę, nie powinniśmy pozwolić jej iść samej.
- A kto powiedział, że pozwalamy jej iść samej. Ren! – Aya spojrzała na wyżej wymienionego z szerokim uśmiechem na ustach. – Leć za nią!
- Niby dlaczego ja!?
- Bo ostatnio macie ze sobą na pieńku. A co może być bardziej zbliżającego, niż spacer po ciemnym, strasznym lesie?
- Sama się do niej zbliżaj! – Warknął rozwścieczony i zawstydzony złotooki. Jak Morri mogła mówić coś takiego publicznie?!
- Nie marudź tylko idź! – Ponagliła go Anna. Spodobał jej się ten plan!
- Dlaczego akurat ja?! Co ja jestem? Pies gończy!? Po za tym, ona mnie zabije! – Ren przygryzł dolną wargę. Miał wrażenie, że był ostatnią osobą, którą szatynka chciałaby teraz widzieć.
- Przestań, przecież wiesz, że to nie prawda. – Hao poklepał przyjaciela w ramie.
- Jesteś śmieszny! Mam serce z kamienia, a w moich żyłach płynie lód! – Tao jak zawsze zrobił poważną minę. Jego poker face był prawie idealny. – Ona nic mnie nie obchodzi, nawet jeśli zjedzą ją w tym lesie wilki!
- Jasne stary. – Horo zrobił wymowną minę.
- A to w sumie bardzo prawdopodobne. – Zauważyła Jun.
- Że Ren ma serce z kamienia? – Zadziwił się Joco.
- Nie mój czarny przyjacielu, o tym już każdy wie. – Zaśmiał się Ryu. – To nie jest prawdopodobne, tylko pewne…
- Chodziło mi o te wilki! Podobno aż się tu roi od nich w porze letniej. – Zielonowłosa zrobiła bardzo poważną minę. – Pewien pan mi o tym mówił…
- Nie umiesz kłamać. – Prychnął rozgniewany na przyjaciół Ren. Obrócił się napięcie i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
- Podoba mi się ta manipulacja Jun. – Uśmiechnęła się Koken.
- Trzeba mu trochę pomóc, nie? – Zarechotała panna Tao.
- Pójdzie za nią, prawda? – Aya oparła się plecami o tors ukochanego.
- Na 100%. – Skwitował Hao, całując ukochaną w czubek głowy.
         Ren był zdenerwowany. Przyjaciele nie powinni go traktować jak niedorozwiniętego psychicznie i wymyślać jakieś wilki! Co oni myślą? Że tym ruszą jego sumienie!? Niech Aya idzie za tą niespełna rozumu nastolatką! Kitsune jest w stanie go zabić! Przecież ona go nienawidzi!
         Chłopak krążył między mieszkańcami miasteczka, mając nadzieję, że zaraz obraz przerażonej Kenami wyleci mu z głowy. A co jeśli dostanie jakiegoś ataku? Albo naprawdę ją coś zaatakuje? Przecież nie może używać mocy!
         Co on tu robi? Przecież powinien już być w połowie drogi! Co on sobie wyobraża?! Może osłaniać się swoją dumą, ale nie mogą przez to cierpieć inni! Szczególnie Kenami… Podświadomie zaczął iść w stronę wyjścia z miasteczka.
- Mistrzu…
- Co? – Rzucił szybko Tao. Głos Bason’a wytrącił go z zamyślenia, dzięki czemu Ren powrócił na ziemię. Przyspieszył.
– Mam nadzieję, że się nie minę z tą kretynką. Znając jej orientację w terenie, może być już w drodze do Tokio.
- Mistrzu, chce tylko przypomnieć dla Mistrza, że… - Duch zmaterializował się obok szamana w formie małej kuleczki.
- Tylko mnie nie pouczaj. To są moje sprawy. – Warknął Tao. Miał dosyć, że wszyscy wtrącają się w jego życie! Co, myślą że on jest jakiś niedorozwinięty?
- Rozumiem, ale się martwię… To niezdrowe, żyć cały czas w stresie… - Chiński wojownik naprawdę chciał pomóc swojemu szamanowi.
- Zamknij się. – Warknął złotooki. Widząc las oddzielający miasteczko od plaży zaczął biec.
         Drzewa były tu posadzone niezwykle gęsto. Jeśli zboczy się ze ścieżki – już koniec. Należy czekać do rana, a  i wtedy nie ma 100% pewności na bezpieczne wyjście z gęstwiny.
         Dla młodego Tao to jednak nie przeszkadzało. Przecież on nie zna pojęcia strachu! Po za tym bywał już w gorszych miejscach. Co nie zmieniało faktu, że latarką by nie pogardził. Wchodząc coraz dalej w las, miał niemiłe przeczucie. Na jego karku zaczęła pojawiać się gęsia skórka. No super wysłali go, żeby znalazł Kenami, a co będzie jak sam się zgubi?!
         Nagle Ren poczuł zimne palce, zaciskające się na jego nadgarstku. Przeraził się nie na żarty. Odskoczył niczym oparzony, wyrywając się „napastnikowi”. Jego reakcja była natychmiastowa. Uderzył przeciwnika najmocniej jak potrafił. Kiedy zobaczył co zrobił, aż go zamroczyło.
- Ała… - Kitsune klęczała na ziemi, kuląc się z bólu. – Ale masz sierpowy…
- K-kenami! Przepraszam nie chciałem! – Ren kucnął obok przyjaciółki. – Nic ci nie jest? CO CI ODBIŁĄ ŻEBY MNIE STRASZYĆ?!
- Przepraszam, nie chciałam… - Jęknęła przeraźliwie nastolatka. – Szłam tędy, kiedy zakręciło mi się w głowie. A jak usłyszałam, że ktoś idzie wolałam się schować i poczekać… Kiedy zobaczyłam, że to ty postanowiłam podejść…
– A ty nie mogłeś mnie ostrzec?! – Tao warknął w stronę Basona.
- Przecież miałem się zamknąć, Mistrzu. – Odpowiedział uprzejmie Bason. Ren tylko spojrzał gniewnie na ducha. – Nie myślałem, że tak się przestraszysz i zaatakujesz…
- Dobrze się czujesz? – Zapytał złotooki.
- Boli… Chyba mi rozbiłeś łuk brwiowy… - Jęknęła z bólu.
- Pokaż… - Kiedy tylko Ren dotknął czoła przyjaciółki poczuł na swojej dłoni ciepłą ciecz. – Chodź, lecimy do domu. Bason!
         Chiński wojownik z pomocą swojego szamana urósł do niebotycznych rozmiarów. Przyjaciele wsiedli na jego ogromne ramie i pognali do posiadłości panicza Tao.
         Złotooki chciał wziąć dziewczynę na ręce i zanieść ją do łazienki, ale napotkał niespodziewany opór.
- Dostałam w głowę, nóg mi nie odjęło. – Zauważyła Kenami, idąc do domu o własnych siłach.
- Przepraszam, chciałem być miły… - Wzruszył ramionami fioletowowłosy.
- Ty? – Zapytali równocześnie Kitsune i Bason. Ren przewrócił z irytacją oczami.
- A ty co tu jeszcze robisz? – Spojrzał ostrzegawczo na ducha. – Leć do reszty powiedz im, że ją znalazłem.
- Tak jest, Mistrzu Ren! – Chiński wojownik po chwili zniknął w powietrzu.
         Kenami weszła do domu. Od razu skierowała swoje kroki do łazienki. Głowa bolała ją jak jeszcze nigdy. Do tego nie uśmiechało jej się bycie sam na sam z młodym Tao. Stanęła przed lusterkiem. Pół twarzy miała we krwi. Chłopak musiał jej rozciąć skórę zgięciem palców. Naprawdę mocno ją trzasnął. W końcu czego mogła się spodziewać po tak silnym szamanie? Że piśnie jak dziewczynka i ucieknie? Co jej przyszło do głowy łapać go niespodziewanie za rękę!?
- Pokaż to. – Do łazienki wszedł Ren. Chwycił podbródek dziewczyny i przekręcił tak, aby móc dokładnie obejrzeć jej ranę.
- Zostaw. – Kenami wyrwała się z uścisku. Nachyliła nad umywalką, obmyła dokładnie twarz i wytarła ją delikatnie ręcznikiem.
- Daj opatrzę ci to.
- Sama sobie poradzę! – Krzyknęła, tupiąc nogą w podłogę. Sięgnęła na półkę znajdującą się nad lustrem. Z rany ponownie poleciała jej krew, wpływając do oka. Dziewczyna na oślep złapała leżącą na półce rzecz. Ten razem ze stojącą na nim apteczką spadł na podłogę, robiąc wiele huku. Kitsune od razu złapała się za piekące oko i bolący łuk. – Ała!
- Może jednak ja to zrobię… - Ren pokręcił z dezaprobatą głową. Złapał dziewczynę za ramiona i posadził na zamkniętej klapie od sedesu. – Wiem, że jesteś zła, że ci to zrobiłem, ale naprawdę nie chciałem…
- Nie jestem zła za to. Dobrze wiesz, że jestem zła za co innego. – Jęknęła bezradnie. Tak bardzo nie chciała korzystać z pomocy złotookiego!
         Tao nic na to nie odpowiedział. Namoczył ręcznik i zaczął wycierać jej twarz. Następnie sięgnął do leżącej na podłodze apteczki. Otworzył ją i wyjął wodę utlenioną. Polał nią ranę dziewczyny. Ta przygryzła od środka wargę. Nie chciała pokazać, że zabieg ją boli. Oboje byli uparci i żadne nie chciało ulec drugiemu.
- Może pojedziemy z tym do szpitala? – Zaproponował Ren.
- Niby po co?
- Możesz mieć wstrząs mózgu czy coś…
- Sam masz wstrząs mózgu. Nie myśl, że aż taki silny jesteś! – Warknęła. Po chwili jednak uspokoiła się. – Trzeba będzie szyć?
- Raczej nie… Znaczy wiesz, ja się tam nie znam za mocno… Może starczy opatrunek… - Tao patrzył na ranę z miną wielkiego znawcy. Wyjął z apteczki gazę i przykleił ją plastrem do czoła dziewczyny. – Potem będziesz musiała pokazać to Hao.
- No tak, nasz domowy uzdrowiciel. – Zaśmiała się lekko. Wstała i złożyła leżący na podłodze ręcznik w ładną kostkę. Odłożyła go na miejsce. – Powiemy reszcie, że się przewróciłam i uderzyłam głową w kamień.
- Chcesz mnie kryć? – Spytał zdziwiony. Po ich ostatnich relacjach miał pewność, że Kenami pójdzie zaraz na obdukcję, żeby oskarżyć go o pobicie.
- Moja historia jest dużo bardziej prawdopodobna, niż to że mnie uderzyłeś. – Wzruszyła lekko ramionami.
- Mogłaś mnie nie straszyć. – Ren miał ochotę znokautować samego siebie. Co on bredzi w tej chwili? No cóż, musiał się stosować do zasady „serce mam z kamienia, a w moich żyłach płynie lód”.
- Jasne. Nic nie jest twoją winą. Wszyscy wokół są źli, tylko ty świecisz przykładem. – Prychnęła rozdrażniona.
- Ja przynajmniej nic przed nikim nie ukrywam. – Tao zmarszczył surowo brwi.
- Mam cię dość. – Kitsune odwróciła się napięcie. Chciała chwilę odpocząć od tłumu, a w zamian dostała swojego ukochanego, wścibskiego przyjaciela. Juhuuu!
         Kenami wyszła z łazienki. Od razu ruszyła do pokoju, który dzieliła z Jun. Rozpuściła spięte do tej pory w kucyk włosy i przebrała się w piżamę. Wzięła odpowiednią dawkę leków, po czym weszła pod kołdrę. Mimo ogromnych chęci nie mogła spać. Kręciła się na łóżku z boku na bok nie mogąc odnaleźć wygodnej pozycji. Dodatkowo rana na czole boleśnie pulsowała.
         Dziewczyna uspokoiła się dopiero, kiedy usłyszała kroki na korytarzu. Położyła się na prawym boku, aby nie naciskać na swoją ranę. Zamarła w jednej pozycji, udając że śpi.
         Ren cichutko zapukał. Uchylił drzwi i wszedł ostrożnie do środka.
         „Super. Znowu będzie grzebał w moich rzeczach”. Kenami nie mogła uwierzyć w zuchwałość złotookiego. Myślała, że już zrozumiał, żeby jej nie prześladować!
         - Śpisz? – Zapytał cicho młody Tao. Poczekał chwilę na odpowiedź. Kiedy takowej nie otrzymał, ruszył ku drzwiom.
- Nie śpię. – Dziewczyna nie wytrzymała. Usiadła powoli, opierając się plecami o framugę łóżka. Przymknęła oczy. Przed oczami miała mroczki.
- Mogę wejść? – Ren patrzył na dziewczynę. W półmroku jednak nie widział zbyt wiele. Jedyne światło, które oświetlało cokolwiek, było to światło księżyca, wpadające przez okno.
- Już wszedłeś. – Kitsune jedynie wzruszyła ramionami. Ren chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Myślał że usłyszy albo zwykłe „tak”, albo „nie, nie chcę cię widzieć”. Postanowił jednak zaryzykować. Ruszył w głąb pokoju. Usiadł na odległym skraju łóżka, plecami do szatynki.
         Oboje siedzieli w ciszy przez dłuższą chwilę. Żadne nie wiedziało czy się odezwać, czy poczekać aż drugie zacznie. W końcu jednak się przełamali.
- Przepraszam! – Krzyknęli równocześnie. Oboje podnieśli skulone do tej pory głowy. Ren odwrócił się i spojrzał na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się nieco.
- Ty pierwszy. – Powiedziała pewnie.
- Przepraszam cię… Za to… - Tao kiwnął głową na ranę Kenami. – Zareagowałem za bardzo nerwowo. Powinienem być bardziej uważny.
- Za to chcesz mnie przeprosić? – Kitsune zmarszczyła brwi.
- Tak, za to.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. – Dziewczyna przekręciła się , odwracając się do chłopaka plecami. To było jednak głupim pomysłem, gdyż nacisnęła tym samym na świeżą ranę.
         Ren postanowił nie ustępować. Złapał ją za rękę i pociągną do siebie, aby nastolatka nachyliła się ku niemu.
- Jesteś zła że przeczytałem ten list, tak? A ja myślę, że postąpiłem dobrze. Kiedy zamierzałaś nam o tym powiedzieć? – Zapytał twardym głosem.
- Nigdy. – Warknęła rozwścieczona. Wyrwała rękę z uścisku.
- Jak to „nigdy”? Nie możesz ukrywać takich rzeczy, Kenami!
- Mogę ukrywać co mi się tylko podoba! Jestem wolnym człowiekiem!
- I niezwykle samolubnym. – Skwitował Ren.
         Kitsune wyprostowała się. Spojrzała zszokowanym wzrokiem na młodego Tao. Nie zrozumiała do końca co to miało znaczyć.
-  Czy ty kiedykolwiek zastanawiałaś się, co my czujemy? Co… Co ja czuję? Jeśli jesteś chora, powinniśmy to wiedzieć! Ja powinienem wiedzieć… Chcę ci pomóc. W jakikolwiek sposób! Musi być jakieś rozwiązanie... Jesteś dla nas kimś ważnym. Jesteś kimś ważnym… Dla mnie… – Tao mówił coraz ciszej. To co powiedział kosztowało go wiele. Wiadomo, kiedy serce z kamienia kruszeje, odczuwa się pewną zmianę.
         Kenami siedziała lekko zszokowana. Patrzyła prosto w złote oczy przyjaciela, w których teraz widziała wiele emocji. Cała złość na chłopaka jej przeszła. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Przepraszam. – Szatynka objęła chłopaka za szyję i przytuliła mocno do niego. Po chwili usiadła na łóżku, odsuwając się nieco od fioletowowłosego. – Nie chciałam cię tym zranić. Po prostu… To wszystko nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje.
- Tym bardziej nie powinnaś zostawać z tym sama. – Ten argument był raczej nie do przebicia.
- Wiem, ale… Po prostu nie wiem jak to zrobić. Chce poradzić sobie ze wszystkim sama. Ale to chyba bez sensu… To nie jest rzecz, którą mogę ukryć. – Zaśmiała się pod nosem.
- No raczej nie. – Ren spojrzał na Kitsune z poważną miną, ale zarazem przyjaznym spojrzeniem.
- Nie wiem co mam robić. Jak na razie, nie chce o tym mówić nikomu. Nie chcę o tym nawet rozmawiać. To mnie przerasta. – Jęknęła, padając bezwładnie na łóżko. Wypuściła głośno powietrze z płuc.      
         Tao pokręcił z niedowierzaniem głową. Położył się obok dziewczyny, patrząc tępym wzrokiem w sufit.
- Dużo ci zostało? – Zapytał cicho. Zacisnął powieki oczekując na odpowiedź.
- Rok.
- ROK?! – Wrzasnął Ren, siadając energicznie.
- Góra dwa… - Powiedziała, zamykając jedno oko. Drugim patrzyła niepewnie na przyjaciela.
- GÓRA DWA?!
- Nie musisz za mną powtarzać. – Uśmiechnęła się niepewnie. – Wiem co mówię.
- Myślałem… O ku*wa… - Tao usiadł rozluźniając z bezsilności wszystkie mięśnie.
- Ej nie jest tak źle. Wierzę w Fausta. Może jeszcze coś wymyśli. – Kenami patrzyła na chłopaka pokazując wszystkie swoje ząbki.
- Nie wymuszaj tego. – Poprosił chłopak.
- Czego? – Kenami usiadła.
- Uśmiechu. Widzę, że jest sztuczny.
- A co mi zostało? – Zapytała smutno. – Ren, ja mam już wyrok, rozumiesz? I nikt mi go nie odroczy. Nawet jeśli Faust znajdzie jakieś leki, to będą tylko hamować rozwój choroby. Nie zatrzymają tego co nieuniknione. A nie chcę, żeby ktokolwiek się czegokolwiek domyślił, więc muszę się uśmiechać. Nie mogę cały czas chodzić po domu z miną wisielca, nie?
- To chociaż przy mnie nie udawaj… Przecież ja o wszystkim wiem. – Ren położył dłoń na dłoni przyjaciółki.
- Poucza mnie chłopak, który całe życie chodzi naburmuszony, żeby nie pokazywać szczęścia? Jak nisko upadłam… - Kenami położyła czoło na jego ramieniu.
- Ej, to ja mam być ten zgryźliwy. – Zauważył trafnie Ren.
- Wiem. – Leki, które zażyła nastolatka chyba powoli zaczęły działać. Uspokoiła się i rozluźniła wszystkie mięśnie. Jej powieki stały się ciężkie.
- Chyba… Nie będę cię już dzisiaj męczył. Pójdę już. – Zaproponował Tao. Złapał dziewczynę za ramiona i delikatnie od siebie odsunął.
         Oboje podnieśli wzrok. Patrzyli sobie w oczy. Cisza i mrok otaczały ich zewsząd. Tao delikatnie przesunął dłoń na szyję szatynki. Jego serce biło jak oszalałe. Nachylił się.
- Ren… Na pewno tego chcesz? – Zapytała cichutko dziewczyna. Patrzyła na młodego Tao z lekkim strachem.
- Cicho. – Mruknął fioletowowłosy. Nie miał ochoty w tej chwili na jakiekolwiek wahania, czy rozmowy. 
Złączyli usta w delikatnym pocałunku. Kitsune mruknęła cicho. Jak długo na to czekała! Miała jednak wiele obaw. Nie chciała zranić młodego Tao, dlatego też nie była pewna czy zaczynanie jakiegokolwiek związku miało sens. Z drugiej jednak strony… Skoro Ren o wszystkim wie i mu to nie przeszkadza… To ona chyba tym bardziej nie powinna mieć wyrzutów sumienia.
Oboje pogłębili pocałunek. Kenami opadła na łóżko, obejmując chłopaka za szyję. Ten nie sprzeciwiał się. Wręcz przeciwnie, pomimo początkowego strachu, teraz zaczęło mu się to bardzo podobać.
Czuć ciepło drugiej osoby. Jej zapach i oddech na własnej skórze. Tego mu brakowało. Chciał więcej. Był zachłanny, jak jeszcze nigdy. Zsunął dłonie na talię dziewczyny. Wsunął je pod bluzkę, delikatnie gładząc jej skórę. Kenami nie sprzeciwiała się. Odużona tak intensywnym przeżyciem, zamruczała cicho, zachęcając chłopaka do dalszej gry.
Nikt nie wie, jakby się to dalej potoczyło, gdyby nie nagły hałas. Drzwi do domu otworzyły się z wielkim hukiem. Do środka weszli roześmiani przyjaciele. Mimo, iż para znajdowała się na piętrze bez problemu mogła słyszeć ich krzyki.
W jednej sekundzie odsunęli się od siebie. Ren wstał na nogi, poprawiając sobie fryzurę, a Kenami usiadła na łóżku, doprowadzając do porządku potarganą nieco koszulkę. Młody Tao spojrzał na dziewczynę, ale nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Aby nie wzbudzać podejrzeń postanowił iść przywitać się z przyjaciółmi.
- Ren. – Kiedy był już w drzwiach, usłyszał pewny głos Kitsune. – Nie żałuję, a ty?
- Ja też nie. – Lekko uniósł kącik ust, po czym wyszedł z pokoju.
         Dziewczyna opadła na łóżko. Cała w skowronkach weszła pod kołdrę, nakrywając się nią do samej rany.
- Będę tego żałować. – Pokręciła z politowaniem głową, mimo wyraźnego uśmiechu na twarzy.

~*~ENDING~*~

Na dworze powoli świtało. Każdy oprócz Ren’a smacznie spał w swoim łóżeczku. Chłopak nawet nie mógł zamknąć oczu. Rozpierała go jakaś dziwna wewnętrzna energia, która z jednej strony go irytowała, z drugiej cieszyła. Siedział na parapecie w pokoju zakazanym dla jego przyjaciół. W pokoju zakazanym dla każdego.
Tajemniczym pomieszczeniem była stara sypialnia ojca. To tutaj spędzał najwięcej czasu spędzając wakacje nad morzem. Ren miał czasem wrażenie, że pachnie tu męskimi perfumami, choć być może było to tylko jego wyobrażenie. W każdym razie było to miejsce niezwykle ważne dla niego.
Młody Tao otworzył okno chcąc móc poczuć na twarzy poranną bryzę. Z zachwytem obserwował wschód słońca, które powoli rozcierało granat na niebie, zastępując go innymi, jasnymi kolorami.
Ren wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Wyjął jednego, po czym odpalił leżącą obok zapalniczką. Zaciągnął się mocno.
- Mistrzu Ren, papierosy są niezdrowe. – Obok szamana zmaterializował się Bason.
- Oj tam. Jesteś zazdrosny, że ty nie możesz zapalić. – Chłopak wydmuchnął w stronę ducha szary obłoczek dymu.
- Może troszkę… - Przyznał wojownik. – Widzę, że pozostawienie was samych było dobrym rozwiązaniem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo… - Złotooki uśmiechnął się szeroko.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, Mistrzu Ren. Pierwszy raz widzę cię takiego szczęśliwego. Czyżby czytane książki przyniosły w końcu rezultat?
- Jeśli jeszcze kiedykolwiek o nich wspomnisz, oddam cię w ręce Anny. – Zagroził szaman. Jego mina nie odzwierciedlała jednak złych zamiarów. Wręcz przeciwnie, był rozluźniony jak jeszcze nigdy.
- Zrozumiałem aluzję. – Duch wolał nie wyobrażać sobie, co zrobiłaby mu Kyoyama. Co prawda ostatnio jest nieco milsza ale wiadomo. Anna to Anna… Pewnie stałby się jej duchem na posiłki. – I co dalej?
- Dalej?
- W przyszłości.
- Nie wiem. Ale, czy to ważne? Wszystko się ułoży. Zawsze się układa.
- Skąd w tobie tyle optymizmu, Mistrzu Ren?
         Chłopak nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się tajemniczo, po czym mocno zaciągnął się dymem. Dokończył palić papierosa. Przeciągnął się leniwie i oparł o ścianę, patrząc w daleki horyzont.
         Zmęczenie dało mu w końcu o sobie znać. Wykończony fizycznie i spełniony emocjonalnie zasnął, mając przed sobą obraz pięknego, letniego słońca.


Kenami: Ohayo! Przepraszam, że tak długo odcinka nie było, ale przynajmniej wyrobiłam się jeszcze w lipcu! :D Postanowiłam pisać co najmniej jeden na miesiąc i mi wyszło! Jak do tej pory!
Aya: Co nie zmienia faktu, że mogłaś szybciej…
Kenami: Nie moja wina! D: Piszę to jeszcze od czerwca XD Po prostu ten odcinek miał z 15 wersji i 30 różnych zakończeń… Kami~sama… Ile ja to pisałam ;_;
Hao: Długo >_<
Yoh: Bardzo długo.
Kenami: Shut up! >_<”
Anna: Wiesz, że miałaś coś jeszcze powiedzieć?
Kenami: Tak. Przepraszam wszystkich czytelników, za nadużywanie słowa „nieco” XD Jak sprawdzałam odcinek było tego w cholerę! Nie mam pojęcia co mi odbiło.
Ren: Kiedyś miałaś fazę na „totalnie”…
Kenami: Wiem! >_< Nie moja wina. To po prostu takie… Przyzwyczajenia ;_;
Aya: I nie Usagi, Lyserg nie jest uroczy >_<
Hao: Hipokrytka >-< Mnie na pojednanie z rodzicami namawia, a sama to się z przyjacielem pogodzić nie może…
Aya: A to mój przyjaciel? O.o Niby od kiedy?
Hao: No od… Ja… Um >_<
Aya: Jest! Jeden zero dla mnie :D
Kenami: Co do mojej fizjologii… Zbroimy się na wrzesień! :D
Ren: Nie ma się czym chwalić >_<
Kenami: Płakać też nie będę…
Yoh: Powinnaś więcej uwagi poświęcać nauce!
Kenami: Już? Mamo, tato, skończyliście? Jeszcze Ren to Ren, ale ty Yoh! Masz lepsze oceny tylko dlatego, że Hao ci robi prace domowe!
Yoh: Wiesz ile ja za to płacę? ;_;
Anna: Czego ja się dowiaduję! Teraz będziesz się uczył tylko i wyłącznie ze mną!
Yoh: OMG ;_; Śmierć jest blisko…
Anna: Nawet nie wiesz jak!
Aya: Ginny! Nie bądź taka agresywna! ^^
Anna: I jasne, że pomysł z Turniejem jest super. W końcu to mój pomysł!
Yoh: I smutno nam, że nikogo nie zaskoczyliśmy ;_;
Hao: Przez ciebie nikt w nas nie wierzy! Jesteś zbyt dziecinny!
Yoh: Ja jestem zbyt dziecinny!?
Hao: A może ja?!
Yoh: Oż ty! *Yoh rzuca się bratu na szyję, bynajmniej nie mając zamiaru go przytulać. Obaj tarzają się po podłodze, ciągnąc się za włosy i ubrania.*
Aya&Anna: Dzieciaki…
Tamao: Bardzo mi miło, słyszeć te wszystkie pochwały *///* Aż mi niezręcznie…
Aya: Niezręcznie to będzie, jak kiedyś wparuję z Hao do Izumo :D Więc teraz się nie martw :D
Tamao: Super… Ty umiesz pocieszać ;_;
Kenami: Wow o.O Miło mi, że pamiętasz daty odcinków XD A przynajmniej próbujesz pamiętać XD
Horo: Dzień dobry, Kumiko! :D *macha wesoło łapką na powitanie*
Kenami: Kumiko, wiem ze ty jesteś dobrą duszą, ale mnie od środka spowija ciemność. BUHAHAHA!
Everyone: o_O?
Kenami: No co?
Kumiko: Pozdrowienia od Kumiko dla Kumiko @_@
Kenami: I masz rację od pewnego czasy Aya i Hao odeszli w kąt XD
Aya&Hao: EJ!
Kenami: No co? XD Ja jednak myślę, że  wymiana głównych bohaterów jest niekiedy przydatna ;) Po za tym niedługo już wszystko będzie w normie ;p Po tym odcinku powoli będę zbliżać się do głównego wątku. No ale nie będę spoilerować :D Przeczytacie sami! :D
Ren: Ej, Spokoyoh! Ty jesteś panią weterynarz, nie? Może pomożesz dla Fausta w sprawie Kenami?
Kenami: Ren, nie prowokuj! >_< Co ja jestem jakimś zwierzem?
Aya: Lisem!
Kenami: I ty Brutusie..? ;_;
Aya: Nie mogę się oprzeć takim prośbom Spokoyoh :3 Może pozwolę dla Lyserga siedzieć w odległości 2 metrów ode mnie? :D
Hao: Łaskawaś -_-”
Aya: Wiem :3 Teraz ma ograniczenie do 5 :D
Kenami: Kini-san, ja cię bardzo dobrze rozumiem… Brak czasu i weny to straszny demon ;_; Znam go bardzo dobrze… I pewnie, że o tobie nie zapomniałam! :D Nie zapominam o nikim ^^ Dobra, muszę już lecieć. Następny odcinek w sierpniu! Mam nadzieję, wyrobić się na swoje urodziny, ale marnie to widzę…
Aya: A ja mam dzisiaj urodziny :D
Hao: Sto lat, sto lat XD Tyle że dopiero następny odcinek będzie twoim urodzinowym :D
Aya: Juhu! :D

Kenami: No to jednak macie spoiler ^^” Ja Ne! :D I przepraszam, za wszystkie błędy, ale czytałam ten odcinek milion razy i już po prostu nie widzę żadnych pomyłek ;_; Jakby było coś rażącego, piszcie. Ja poprawię! :D