niedziela, 14 stycznia 2018

Odcinek 35: Ach, te wspomnienia!

Kenami: Uwaga!  Ten odcinek jest „powtórzeniowy” - nie wnosi nic nowego do fabuły. Pomyślałam, że warto byłoby przypomnieć ogólny zarys historii, więc jeśli jesteś na bieżąco z odcinkami, nie spodziewaj się niesamowitych zwrotów akcji, za to skumulowanej wiedzy na temat minionych zdarzeń ;)  
Wszyscy: Życzymy miłego czytania!


- Chce ktoś herbaty? – Zapytała Anna wstając od stołu.
Razem z Kenami i Ayą siedziały w pokoju. Odrabiały pracę domową, w przeciwieństwie do Tiffany, która siedziała na łóżku i grała w grę na komórce. Rudowłosa wiedziała, że przez swoje zachowanie narobiła sobie wrogów wśród współlokatorek.
         - Ja poproszę! – Morri podniosła wysoko rękę. Zaśmiała się radośnie, po czym zerwała z krzesła, biegnąc do swojej nocnej szafki. – Mam ciastka i czekoladę!
         - To ja zbiorę książki. Dosyć nauki na dzisiaj! – Kenami wyszczerzyła ząbki. Cieszyła się z tego leniwego popołudnia z przyjaciółkami. – I dla mnie zrób kawę.
         - Pijesz za dużo kawy. – Kyoyama zmarszczyła groźnie brwi.
         - Oj Aniu! Odpuść. Lubię ten smak! Po za tym, dzisiaj wypiłam tylko jedną! I to tę lurę z automatu… - Kitsune spojrzała błagalnie na przyjaciółkę.
         - No dobra… A ty Red~chan? – Blondynka nastawiła wodę w czajniku. Spojrzała na Rudą z zaciekawieniem.
         - Ja? – Angielka nie ukrywała swojego zdziwienia.
         - Tak, ty. Chcesz herbaty? – Powtórzyła spokojnie Anna.
         - T-tak… - Tiffany odłożyła telefon na bok. Nie spodziewała się, że propozycja zrobienia czegoś ciepłego do picia ją też obowiązuje.
         - Właśnie, siadaj z nami. W końcu też tu mieszkasz, nie? Musimy poprawić stosunki między nami. – Aya uśmiechnęła się delikatnie. Od kiedy Hao niejako „unika” rudowłosej, Morri przestała czuć takie zniesmaczenie wobec niej.
         - Chodź. – Kenami odstawiła czwarte krzesło, robiąc miejsce Tiffany.
         Cała czwórka usiadła do stołu, na którym stały kubki, ciastka i czekolada. Zapowiada się miły, koleżeński wieczór.

~*~OPENING~*~

         - Pamiętacie początek roku? – Zaśmiała się Kenami, upijając łyk gorącej kawy.
         - Pewnie, że tak! – Aya wcisnęła w usta kostkę czekolady. – Trochę się martwiłam o nasze współlokatorki, ale okazałyście się z Vitsumi… Niezwykłe!
         - Ładnie powiedziane… – Kyoyama pokręciła z rozbawieniem głową.
         - Ej! Masz coś do nas? – Kitsune zaczepnie szturchnęła czarnooką w ramię.
         - Anna nie, ale Itachi to ledwie przeżył nasze pojawienie się w Akumine. – Morri pokręciła z politowaniem głową.
         - Huh? Dlaczego? – Tiffany spojrzała ze zdziwieniem na lokatorki. – Myślałam, że się przyjaźnicie…
         - Teraz tak, ale z początku nie mógł się do nas przyzwyczaić. Wcześniej mieszkał sam, a teraz nie dość, że dostał naszych chłopaków jako współlokatorów, to jeszcze nas za ścianą. A sama wiesz, że do najspokojniejszych nie należymy. – Aya wyszczerzyła ząbki.
         - Nasze spotkanie z nauczycielami też było ciekawe. Pierwszego dnia wylądowaliśmy w kozie! – Kenami podrapała się z zakłopotaniem po głowie.
         - Za siedzenie z nami po lekcjach odpowiedzialny był Itachi. Może dlatego z początku nas nie polubił, ale potem sam się wkręcił w te nasze posiedzenia w celi. – Anna miała wyśmienity humor.
Spojrzała za okno. Było już ciemno, a delikatne krople deszczu zaczęły uderzać w szybę. To zupełnie nie przeszkadzało blondynce. Wręcz przeciwnie. Lubiła przysłuchiwać się dźwiękowi kropel uderzających o parapet. Oczywiście o ile siedziała w ciepłym pokoju z herbatką w dłoniach.
         - A potem był wyjazd integracyjny! Żałuj, że cię to ominęło! – Aya spojrzała Tiffany w oczy. – Akumine połączyło wycieczkę z otrzęsinami! W sumie… Chyba właśnie wtedy zacieśniły się nasze więzi z Itachi’m. I z Deidarą i Sasori’m!
         - Tak, byliśmy razem w pokoju! I Ren też tam był! – Kenami lekko poczerwieniała wspominając tamten czas.
         - Ale… Oni są starsi… -Ruda podniosła jedną brew do góry.
         - Ren pojechał przypadkiem… Troszkę go do tego zmusiliśmy… A reszta była jako opiekunowie. Wiesz, każdy z nich jest w Samorządzie Uczniowskim. – Wyjaśniła rzeczowo Anna. Nagle prychnęła cicho pod nosem. – Pamiętacie, jak Aya przebrała się za ducha i przestraszyła chłopaków?
         - Mam nawet nagranie! – Kenami wstała i wzięła z łóżka swojego laptopa. Chwilę to potrwało. Przegrzebała wszystkie foldery, aż znalazła odpowiedni plik. Nacisnęła „play”.
         „Po niedługim czasie chłopaki ubrali się w piżamy - krótkie spodenki i koszulki. Zgasili światło. Hao dziarsko otworzył drzwi, po czym cała czwórka głośno wrzasnęła. Odskoczyli do tyłu, po czym zaczęli rzucać w postać stojącą przed wejściem czymkolwiek co mieli w rękach.
           Przed drzwiami stała Aya, oświetlona jedynie przez księżyc. Miała włosy zaczesane na przód i ubrana była w długi do kolan biały T-shirt oblany krwią (ketchupem). Na szyi miała zarzuconą wisielczą pętlę z grubego sznura, a w ręku trzymała nóż oblany czerwoną substancją. Stała bosa, w niektórych częściach ciała pomalowana na brązowo. 
Młoda Morri w końcu nie wytrzymała i zaczęła się szatańsko śmiać. Tuż za jej plecami pojawiła się reszta lokatorek. Kenami w rękach trzymała kamerę. Wszystkie głośno rechotały. 
- Zabije cię! - wrzasnął Hao. Ren trzymał się za serce, a Yoh nie chciał przestać obejmować Itachi'ego. 
- Oj kochanie, myślę, ze nie będziesz w stanie... Zwracam! - brunetka wbiła nóż w ziemię, tuż pod nogi Vitsumi, tak że wystawał tylko trzonek. Sama błękitnooka zaczęła szybko uciekać. Nie trzeba było długo czekać, aż starszy Asakura ruszył w pogoń za dziewczyną.
- Nie wiedziałam, ze macie aż tak zajęcze serca! - Anna spojrzała na chłopaków z wyższością.
- Zadzwonić po karetkę? - zapytała Yumenai patrząc na trzymającego się za serce młodego Tao.
- Jeśli boisz się tego co wam zaraz zrobię, to tak... Kto wpadł na taki genialny pomysł? - pisnął już trochę spokojniej złotooki. 
- Ayi, ale Kenami jej pomogła. - wyjaśniła grzecznie Vitsumi. Cała szóstka, ruszyła do budynku mieszkalnego, po drodze mijając kolejną ósemkę, która poszła się myć. 
- Uważajcie na lokalne duchy, są strasznie uciążliwe. - rzucił wesoło Ren do właśnie mijanych kolegów.”
Tiffany śmiałą się głośno widząc przerażone miny chłopaków na widok przebranej Ayi.
Jednak Morri była w tej chwili myślami gdzie indziej. Uśmiechnęła się błogo, sięgając pamięcią do tego, co działo się po jej ucieczce w las.
„Tymczasem Hao gonił Ayę przez dość długi dystans. Młoda Morri, chciała się już zatrzymać z własnej woli, jednak wstąpiła na rozbite w trawie szkło. Chcąc, nie chcąc upadła na ziemię. Asakura, który nie spodziewał się tak nagłego postoju również upadł, tyle że okrakiem na brunetkę. (...)
Chłopak ujął w dłonie jej stopę. Ostrożnie, bardzo delikatnie wyjął z nogi Ayi kawałek szkła.
- Boli? – zapytał. 
- Nie… - uśmiechnęła się niepewnie. 
- Kłamiesz. – stwierdził, po czym wyrzucił z dłoni zakrwawiony kawałek butelki. Stopa błękitnookiej automatycznie się zagoiła.
Dziewczyna była nieśmiertelna, dzięki pięciu demonicznym mieczom uwięzionym w jej ciele, więc Hao nie wpadał w jakąś panikę z powodu rany. Aczkolwiek mimo świadomości, że nic się Ayi nie stanie, Asakura nie lubił patrzeć na jej obrażenia. - To co teraz?
- Ja idę nad rzekę się umyć, a ty mi przyniesiesz rzeczy  z pokoju - błękitnooka wstała. Nie pytając chłopaka o zdanie, ruszyła w stronę zbiornika wodnego. Szatyn tylko pokręcił głową z dezaprobatą. Zaczął iść w innym kierunku.”
- Aya…? Aya! – Anna pomachała dłonią przed oczami przyjaciółki.
- Odleciałaś…. Czyżby jakieś ciekawe wspomnienie? – Red wyglądała na zupełnie wyluzowaną. Zaczęła czuć się w tym towarzystwie swobodnie. Ciężko jej przyznać to przed samą sobą, ale żałuje tego, jak zachowywała się z samego początku. Wstyd jej za to podrywanie Hao i reszty. Niezbyt to było miłe, zalecać się to tych wszystkich chłopaków, wiedząc że są w związku.
To zachowanie było wywołane u niej tym, iż nigdy wcześniej nie miała okazji do flirtu. Być może dlatego trochę wolności zawróciło jej w głowie.
- Ah! Przypomniał mi się mój nocny spacer z Hao, wtedy na wyjeździe. – Aya wyszczerzyła swoje ząbki.
- Do wschodu słońca łaziliśmy po lesie, a potem ledwie żyliśmy przez cały dzień. – Kyoyama pokręciła głową z politowaniem. - Mimo wszystko całe otrzęsiny były niezapomniane. Pewnie do końca życia będziemy je wspominać.
- Pewnie tak! – Zaśmiała się nerwowo Morri. Ostatnimi czasy słowa „życie” i „śmierć” działały na nią bardzo burzliwie. Na nią i na Itamishi.
- Dużo się działo z początku roku. Teraz ty, Tiff przeżywasz to wszystko. Trochę ci tego zazdroszczę! – Kenami oparła łokcie o stół, kładąc głowę na dłoniach. – Pierwsze spotkania uczniami i nauczycielami. Poznawanie szkoły i okolic… Pamiętacie początkowe lekcje?
- Byłam strasznie zdziwiona, jak dowiedzieliśmy się, że mama Deidary pracuje tu jako nauczycielka sztuki! – Przyznała szczerze Anna.
- A jak Sasori i Vitsumi przyznali, że są rodzeństwem?! To dopiero był szok! – Aya sięgnęła po kolejne ciastko. Wepchnęła całe do ust, zapychając się całkowicie na kilka sekund.
- Oj tam szok. Ja o tym wiedziałam! – Kenami wyszczerzyła radośnie ząbki. Spojrzała w kubek z kawą i uśmiechnęła się nostalgicznie.
W tej szkole zostawi najlepsze wspomnienia swojego życia. Wspólne zakupy, lekcje i kary. Uczenie się po nocach i spędzanie czasu na beztroskich grach i zabawach.
- Bo się wychowywałaś z Vitsumi, to jak mogłaś nie wiedzieć? – Zaśmiała się Morri. Nagle jej oczy zabłyszczały jasno. – Oh, hanami w tym roku było wyjątkowe!
- Tak, to prawda. Pierwszy raz spędziłam to święto z Yoh. A ty Kenami? Pamiętam, że nie było cię cały ranek. – Anna mimo swojego poważnego usposobienia do życia, uwielbiała wszelkie romanse i ploteczki związane z  tematem miłości.
- Również spędziłam ten dzień z wyjątkową osobą. – Kitsune poczerwieniała na policzkach. Dziwnie było jej mówić na ten temat z dziewczynami. Przecież jak do tej pory tylko Tao poznał jej całą przeszłość.
- Co?! – Przyjaciółki otworzyły szerzej oczy.
- Miałaś jakiegoś chłopaka przed Ren’em?! – Kyoyama była zachwycona tą wiadomością.
- Nie! Nie byliśmy parą! Był dużo starszy! Naprawdę… Dużo, dużo starszy. To tylko przyjaciel! – Zielonooka zaczęła szybko wyjaśniać sytuację, machając energicznie rękoma.
- A Tao nie jest zazdrosny o tego „przyjaciela”? – Red też udzielił się ten plotkarki humorek. Mając szeroki uśmiech na ustach, upiła łyk herbatki.
- Mój przyjaciel… Nie żyje. – Kenami uśmiechnęła się smutno. Widać było, że nie chce psuć wszystkim radosnego humoru, ale nie może dłużej omijać tej informacji.
Tiffany odstawiła kubek z napojem. Zarumieniła się lekko ze wstydu. Widać było, że jest jej głupio.
- Przepraszam… - Szepnęła cicho.
- Nie masz za co, to nie twoja wina. – Zielonooka uśmiechnęła się delikatnie. Miała mieszane uczucia co do tych wspomnień. Z jednej strony kochała przyjaciół i zawsze ciepło ich wspomina, a z drugiej strony ich odejście było bardzo bolesne.
Nie chciała teraz skupiać się na tamtym okresie jej historii. Ma wiele piękniejszych śladów w pamięci. Dlatego też czuła się zobowiązana do przerwania tej dziwnej, nienaturalnej ciszy.
– Zaraz po hanami musieliśmy złożyć papiery do wybranych kół zainteresowań. Wtedy stworzyłyśmy koło muzyczne.
- Dokładnie, to JA go stworzyłam! – Pochwaliła się Aya, szczerząc radośnie ząbki.
- Już się nie przechwalaj. – Anna przewróciła z politowaniem oczami. – Gdybyśmy się nie zgodziły na uczestnictwo w nim, to guzik miałabyś, a nie zespół.
- No wiem! Dlatego jestem wam wdzięczna! – Morri wyciągnęła dłoń i pogłaskała delikatnie Kyoyamę pogłowie. Ta prychnęła rozbawiona zachowaniem przyjaciółki.
Nagle Aya klasnęła głośno.
- A pamiętacie imprezę urodzinową chłopaków?!
- Pewnie, że tak! Cała szkoła się bawiła!
- No Kenami, nie da się ukryć, że twój prezent był oryginalny! Kostek w trumnie!
- Dla Hao się podobał! – Broniła się Kenami.
- Potem tak, ale z początku wyglądał jakby miał mieć zawał!
- Nie mieliśmy wtedy w ogóle wolnego…
- Nie, no przecież był dzień wolny od zajęć na badania okresowe.
- Jasne, przez te badania ledwie nie dostałam zawału!
- Ważne, że wszystko się udało.
- Co się udało?
- Nic, nic… W sumie wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że jesteś z tak słynnego klanu!
Dziewczyny przekrzykiwały się jedna przez drugą. Tyffany patrzyła na to z delikatnym uśmiechem. Chciałaby mieć kiedyś takie przyjaciółki.
- No tak, bo wcześniej nie wiedziałyśmy, że Kenami ma na nazwisko „Kitsune” – Cięgnęła rozmowę Anna.
- Ale wtedy nie wiedziałyśmy, że jest z Kuroi Kitsune!
- Kuroi Kitsune? – Oczy Red aż się zaświeciły – To ta firma świadcząca usługi medyczne? Oh! Dlaczego nic wcześniej nie mówiłaś? Musisz być bardzo bogata i znana! Ah, chciałabym kiedyś należeć do jakiegoś wielkiego, liczącego się na rynku japońskim klanu!
Widać było, że zamożna przyszłość bardzo przypadłaby do gustu Rudej.
- Nie za bardzo. Jestem trochę pokłócona z rodziną… – Przyznała Kenami. Nie chciała jednak wdrażać się w szczegóły.
- Tak jak każdy z nas… - Zaśmiała się nerwowo Aya.
- Nie no, nie każdy. Ja z moimi żyję w pokojowych stosunkach. A Itachi~kun? Jakby nie jego wujek siedzielibyśmy w więzieniu! Już nawet nie powiem przez czyje głupie pomysły… - Kyoyama nie wskazała palcem na nikogo, ale znacząco spojrzała w stronę Kenami.
- Ej, zasiedzieliśmy się na mieście! Zresztą, świętowaliśmy urodziny Uchihy! To nie mogła być byle jaka impreza! – Parsknęła Kitsune, sięgając po kolejne ciastko.
- Fakt, było niesamowicie. A potem musieliśmy odbyć karę w  przedszkolu! – Aya zaśmiała się radośnie.
- Co? – Zapytała zdziwiona Tiffany.
- Za niesubordynacje i pogwałcenie regulaminu akademika. – Zachichotała Morri. – Ogólnie w nocy wymknęliśmy się na miasto po świętować urodziny Uchihy. No i… Trochę późno wróciliśmy…
Aya odpłynęła myślami do wspomnień z chwili przyjęcia surowej kary.
„- A co powiemy Jirayi~sensei na temat naszego niepełnego składu? - zapytała Anna zerkając na twarz, to jednego, to drugiego bliźniaka.
- Że mają zatrucie alkoholowe? - powiedział całkiem poważnie Yoh. Pozostali spojrzeli na niego jak na idiotę - Żartowałem!
- Mam nadzieję - westchnął Hao - Powiemy, że... Nic nie powiemy, może nie zapyta!
- Tak, tak... Liczcie na to.. - Kyoyama pokiwała z politowaniem głową.
- Oj, przecież chyba nas nie zabije! - Hao objął przyjaciółkę ramieniem - Przy nas nic wam nie grozi!
- Chyba że wyrzucenie ze szkoły, ale spokojnie... Znajdziemy inną! - Yoh wyszczerzył ząbki.
Mimo nadzwyczajnie mozolnego marszu, w końcu dotarli pod drzwi dyrektora. Aya od razu chciała wejść do środka, ale Ren ją powstrzymał.
- Trochę kultury - westchnął ciężko. Zapukał do drzwi.
- Wlazł! - usłyszeli złowrogi krzyk szarowłosego.
Nastolatkowie spojrzeli po sobie nieco przestraszeni. Mieli nadzieję, iż Jirayi przeszła już ta furia, ale niestety.
W końcu Aya odważyła się wejść do środka jako pierwsza.
- Ohayo, Jiraya~sensei! Przyszliśmy cię udobruchać!
Hao szturchnął ją mocno w bok, na znak swojego niezadowolenia. Ta spojrzała na chłopaka nieco urażona.
- Popełniliście straszny, niewybaczalny błąd... - zaczął mówić dyrektor. Jak dotąd siedział do nich tyłem, na obrotowym krześle.
Nagle przekręcił się w stronę uczniów. Jego wzrok był naprawdę wściekły i wyrażał jedynie negatywne emocje. Niespodziewanie wstał i zaczął iść pewnie do przodu
- Co, wy sobie wyobrażaliście? Jakim prawem, jak mogliście! - Dyrektor stanął bardzo blisko brunetki. Złapał Ayę za materiał bluzki i lekko podniósł do góry.
- JAK MOGLIŚCIE ZROBIĆ MI TO Z MOIM ITACHI~CHAN?! - wrzasnął prosto w twarz Morri, po czym na chwiejnych nogach upadł na ziemię, puszczając błękitnooką - Dwa lata... Wzorowy uczeń... Mój pupil... Ukochany Uchiha~kun.. Najlepszy uczeń w całej historii... Aż zjawiliście się wy, podłe szatany!!
- Spokojnie Jirayia~sensei... - Aya kucnęła i zaczęła pieszczotliwie gładzić nauczyciela po włosach - Już dobrze, nie denerwuj się...
- On był jak najpiękniejszy kwiat na łące... Bez skazy, niczym aniołek.. - szarowłosy dzięki pomocy i podparciu Morri wstał. Dziewczyna zaprowadziła go do biurka. Posadziła na fotel - To jest straszne...
- Jiraya~sensei, spokojnie... To był jego jednorazowy wybryk, chłopak dorasta, musi się wyszumieć, wyszaleć... W końcu ma już dziewiętnaście lat... Za rok będzie już pełnoletni, znajdzie jakąś dziewczynę i wyfrunie z twojego gniazdka... - brunetka głaskała swojego wychowawcę uspokajająco po głowie.
- Oh nie! A jak ona będzie podobna do ciebie! - przeraził się mężczyzna.
- No wiesz co, Jiraya~sesei! - krzyknęła oburzona błękitnooka. Obrażona na cały świat obróciła się napięcie i poszła usiąść na skórzaną sofę stojącą obok drzwi.
- Nie wybaczę wam tego co zrobiliście z moim protegowanym! - szarowłosy spojrzał wściekły na nastolatków. Ci głośno przełknęli ślinę - Już mam nawet karę dla was... Ale... Gdzie reszta?
- W łazience
- Na korkach
- W sklepie
- Śpią!
Każdy krzyknął swoją propozycję. Spojrzeli po sobie. Ren z rezygnacją przejechał dłonią po twarzy.
- Ustalcie jedną wersję wydarzeń - poprosił nauczyciel, który nie zrozumiał bełkotu młodzieży.
- Kitsune~san się źle czuje i Yumenai została z nią, a Uchiha wstydził się spojrzeć panu w oczy, może być? - zapytał młody Tao.
- Mój Itachi~chan, żałuje tego co zrobił! - zachwycił się dyrektor, po sekundzie spoważniał - To nie znaczy, że ominie go kara!
- A możemy zapytać, co to za rodzaj kary? - zapytała niepewnie Anna.
- Będziecie... - zaczął nauczyciel, aby napięcie urosło - ...w następną sobotę opiekunami w przedszkolu. 
- Phi... To ma być kara? - zapytał lekceważąco Tao.
- Jakim przedszkolu? - zdziwił się Hao. 
- W przedszkolu prowadzonym przez moją znajomą, jest organizowany kurs dla pedagogów, na którym muszą być obecne wszystkie nauczycielki. Te piękne młode kobiety mają problem, nie wiedzą z kim zostawić dzieci. Oczywiście zajmiecie się nimi odpowiednio jako młodzi ochotnicy - wyjaśnił Jiraya.
- Nie zamierzam opiek... - zaczął buntować się Ren, ale Yoh złapał go i zakrył mu ręką usta.
- Cicho, mogło być gorzej - szepnął na ucho przyjaciela.
- A jak się nie zgodzimy? - zapytał Hao, który nie był pewny co do tego pomysłu.
- To wywalę Morri z samorządu, bo to zapewne był jej pomysł... - zaszantażował Jiraya.
- Będziemy najlepszymi opiekunami na świecie! - zapewniła entuzjastycznie Aya wskakując ukochanemu na plecy.
- Nie wątpię! - uśmiechnął się Jiraya, po czym nachylił się nad laptopem stojącym na biurku - A teraz już idźcie, muszę coś załatwić!
-Hai! - odpowiedzieli i ruszyli w kierunku drzwi.”
         - I jak? Podobała się kara? – Zapytała Red, rozbawiona całą opowieścią.
         - Było bardzo interesująco. To niesamowite doświadczenie, zaopiekować się grupką maluchów! – Morri wyszczerzyła swoje białe ząbki. – Poznałyśmy dwie obiecujące szam…!
         - Szanowne dziewczynki. Pewnie w przyszłości staną się silnymi kobietami. – Uprzedziła jej wypowiedź Anna. Nie pozwoli wygadać się Ayi w taki głupi sposób. Przecież Tiffany nie wie ani o duchach, ani o szamanach, ani o sytuacji Kenami!
         Tak właściwe, one też długo nie wiedziały o co dokładnie chodzi z Kuroi Kitsune. Nie wiedziały nawet, że Vitsumi jest szamanką.
Wszystko zaczęło się pewnego czerwcowego popołudnia…
         „- O, wszyscy tu jesteście - uśmiechnął się Yoh, który właśnie wszedł do pokoju. Trzymał za rękę Annę, która rozglądała się uważnie dookoła. W drugiej dłoni dzierżyła torbę Kenami.
- O czym gadacie?
- O wakacjach! - Aya wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- Tak! W końcu będę mógł dłużej spać! - młodszy Asakura zerwał uścisk ze swoją dziewczyną i przeciągnął się leniwie.
- Leniuch - Kyoyama dźgnęła czarnookiego palcami w żebra - I tak przesypiasz co najmniej dwie na sześć lekcji...
- To i tak o cztery za mało - zaśmiał się, po czym spoważniał - Tak w ogóle, to dobrze, że jesteśmy tylko w piątkę.
Yoh podszedł razem z blondynką do stolika znajdującego się na środku pokoju. Odsunął krzesło dla czarnookiej, po czym usiadł obok nastolatki.
- Dobra, żarty na bok - powiedziała poważnie Anna.
- Właśnie - szatyn zmarszczył brwi. Reszta spojrzała na nich pytająco.
- Eh... - Aya ciężko westchnęła. Wstała z posłania Hao i przyłączyła się do obrad kwadratowego stołu - Więc jednak moje przeczucia nie są po prostu zbytnim martwieniem się?
- Niestety nie - Kyoyama kiwnęła głową - Ren od początku miał całkowitą rację... Z dziewczynami jest coś nie tak.
- Ja mam zawsze rację! - prychnął Tao, który usiadł na czwartym krześle.
- Coś nie tak? - powtórzył zaciekawiony Hao. Wstał z łóżka, poprawił kołdrę i stanął za plecami Ayi. Oparł się rękoma o jej ramiona - A tak dokładniej? 
- No na przykład to - Anna wrzuciła na stół przyniesioną wcześniej torbę. Pakunek głośno uderzył w blat, a jego pokrywa otworzyła się. Na powierzchnię płaską wyleciało kilka książek, pudełko tabletek oraz rewolwer - Byliśmy u pielęgniarki, żeby zobaczyć co z Kitsune. Jej już nie było, wyszła gdzieś razem z Yumenai, ale zapomniały zabrać torbkę. Nie chciałam się grzebać, ale jakoś tak...
- Eh... Nie ukrywam, że nie za bardzo mnie to dziwi - westchnęła ciężko Aya. Oparła się łokciami o blat.
- Dlaczego w takiej sytuacji jesteś taka wyluzowana? - Tao spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem.
- No co? Ja zawsze przyciągałam do siebie samych dziwaków! - powiedziała z nutką irytacji w głosie.
- Ej! - krzyknęła oskarżycielsko cała reszta.
- Ania już wcześniej próbowała czytać w myślach dziewczynom... - zaczął Yoh, ale Kyoyama przejęła jego wywód.
- I się nie da.
- W sumie nie wiem czego można się po nich spodziewać... - mruknął Tao - Trochę pogrzebałem. W przeciwieństwie do was zainteresowałem się z kim mieszkamy.
- Dobra już się nie przechwalaj - mruknął Hao.
- Dowiedziałeś się czegoś, Sherlock’u? - zaśmiał się Yoh. 
- Dużo rzeczy. Na przykład to, że Kitsune leczy się psychiatrycznie - Ren mówił to monotonnie, niczym nie wzruszony. Sięgną po tabletki leżące na stole. Otworzył walcowate opakowanie i wysypał sobie na dłoń kilka pigułek. Spojrzał na resztę - Macie miny jakbyście się dopiero dowiedzieli, że duchy istnieją...
- Szczerze? Jestem w szoku - wyjaśniła brunetka. Opadła ciężko na oparcie krzesła, przy okazji kładąc głowę na torsie Hao.
- Ale jak to? Od trzech miesięcy mieszkamy z psychopatką w pokoju? - zapytała Anna.
- No, wychodzi na to, że tak - wzruszył ramionami Ren.
- Ona miała tyle okazji, żeby nas zabić – Kyoyama zmarszczyła brwi z niezadowoleniem.
- Ej no bez przesady, przecież nie wiesz na co dokładnie się leczy, nie? - Yoh starał się znaleźć pozytywne strony tej sytuacji.
- No właśnie Faust mi mówił, że jeszcze nie miał do czynienia z osobą, która by połykała tabletki na tyle przypadłości - wyjaśnił Tao.
- Nie pocieszasz - westchnął Asakura - No, ale choroba to jeszcze nic takiego, nie?
- Hao, myśl trzeźwo. To nie jest przypadek. Leki, broń... Do tego czytałem trochę o rodzinie Kitsune... - zaczął wywód złotooki, ale ktoś mu brutalnie przerwał.
- Coś ty się jej tak uczepił, zakochałeś się czy co? - zaśmiała się radośnie Aya.
- Bez takich mi tu! - krzyknął oburzony Ren, lekko się czerwieniąc - Wole nie być zasztyletowany podczas snu przez niespełna rozumu wielbicielkę kucyków pony!
- Faktycznie... - mruknął Yoh. Każdy spojrzał na niego. Chłopak siedział zamyślony - Yumenai coś wspominała...
- Ale o czym? - starszy z braci spojrzał pytająco na bliźniaka.
- O klanie Kitsune. Przy badaniach okresowych... Mówiła, że ci wszyscy lekarze podlegają klanowi Kitsune. - przypomniał sobie szatyn.
- Brawo - Hao zaczął klaskać w dłonie, za co został uszczypnięty w żebra przez rodzeństwo.
- Nie wiem jak to jest dokładnie. Strasznie tego niewiele, ale dowiedziałem się kilku rzeczy. Między innymi to, iż klan Kitsune jest posiadaczem największej na świecie linii wytwórni broni. A nie tak dawno temu połączyli swoje siły z rodziną Kuroi, żeniąc ze sobą swoich przedstawicieli. Obrzydliwie bogaci i wpływowi ludzie - wyjaśnił Tao.
- A Yumenai? - dopytał się Hao.
- O niej jakoś nic nie znalazłem...
- Bo pewnie nie szukałeś. Hihihi... – Morri zaczęła znacząco chichotać.
- Zamknij się - Ren cisnął w nastolatkę trzymanym w dłoni pudełkiem. Opakowanie uderzyło brunetkę prosto w czoło, a że było niedomknięte dookoła rozsypały się białe pastylki oraz kilka naboi do broni leżącej na stole.
Wszyscy spojrzeli na podłogę, gdzie leżały wymieszane "kapsułki".
- Phi... W sumie ta akcja mnie nie dziwi. Od początku było z nimi coś nie tak. Jestem na sto procent przekonany, że to szamanki. Tylko jeszcze nie wiem co kombinują - wyjaśnił zaborczo złotooki.
- Ej! Dobra, uspokójmy się. Nie zapominajcie o kim mówicie! Nawet jeśli są szamankami, to na pewno nie chcą zrobić nic złego! Na pewno nie one! Zresztą... Kitsune jest chora i bierze leki... Przecież nie zrobiła nam żadnej krzywdy. Jest normalna. Uczy się z nami i chodzi na koła... Nie możemy o tym zapomnieć, że to nasze przyjaciółki - Aya zrobiła skonsternowaną minę. Nagle przypomniały jej się te wszystkie upadki Kenami podczas biegania, jej nie umiejętność zrobienia fikołka, albo lęk wysokości - Nie no, to po prostu niemożliwe, aby Kitsune była szamanką! To nie możliwe, aby szaman bał się tylu rzeczy!
- Nie przesadzaj - zaśmiał się złotooki - Leki przeciw lękowe też bierze...
Aya nagle wstała, przy okazji popychając do tyłu nic nie winnego Hao. Chłopak upadł na podłogę z cichym jękiem.
- Może zamiast je obgadywać za plecami, znajdźmy je i szczerze z nimi porozmawiajmy? W końcu my też nie jesteśmy wobec nich fair! One też mogą mieć do nas pretensje! A skoro mają jakieś problemy... Chociażby chorobę i lęki... Powinniśmy im pomóc, nie? - brunetka nic więcej nie mówiąc odwróciła się. Wyciągnęła rękę w stronę Hao. Pomogła mu się podnieść.”
Anna pamięta, że wtedy nie znaleźli dziewczyn. Ani w akademiku, ani w szkole. Poczuli za to silną kontrolę ducha wykonaną w lesie. Złapali za broń i pobiegli w tamtym kierunku. Kyoyama przywołała duchy swoich przyjaciół. Amidamaru, Eve, Bason i Duch Ognia byli dotychczas na „wakacjach”. Razem zwiedzali świat, wiedząc że ich szamani są bezpieczni w Akademii Akumine. 
              „Przyjaciele wbiegli na niewielką polanę. Kawałek trawy otoczony z każdej strony drzewami. Przed ich oczyma stała Vitsumi, aczkolwiek nie wyglądała "normalnie". Miała na sobie bluzkę opinająca jedynie biust, na to kurtkę odsłaniającą cały brzuch. Na dłoniach czerwonowłosej widniały rękawice. Na nogach miała opinające spodnie oraz buty przypominające glany. Wszystko w kolorze czarnym, najprawdopodobniej ze skóry. Wokół bioder miała pas, do którego przytwierdzone były niewielkie torebki. Z jej głowy wystawały niewielkie białe uszka. Zwierzęcy dodatek świecił jasno-niebieskim foryoku. W rękach zielonooka dzierżyła dwa noże z pofalowanymi ostrzami. Spojrzała na szamanów. Zrobiła niezadowoloną minę.
- Przez was wiszę Kecuszkowi duży zestaw w KFC... - mruknęła z niezadowoleniem. Chociaż z początku stała w pozycji bojowej teraz wyprostowała się. - Zakładałam, że tak wybitni szamani jak wy zorientują się wcześniej, że coś jest nie tak...
- To wy wiedzia...! - zaczęli krzyczeć grupowo, ale coś im przerwało. Nagle usłyszeli dwa strzały. Coś spadło z drzew. Z hukiem runęło na ziemię. Byli to dwaj żołnierze, którzy upadli bo obu stronach Vitsumi. Ta spojrzała z początku nieco zdziwiona na całą akacje, ale po chwili uśmiechnęła się.
- Nie możesz tracić czujności, Onee~chan - zszokowani przyjaciele usłyszeli znajomy głos, jednak tym razem był twardszy i pewniejszy niż zazwyczaj.
Kenami wyłoniła się spomiędzy drzew. Miała włosy spięte w wysoki kucyk. Spod czarnego, skórzanego, długiego do kostek płaszcza, można było zauważyć jedynie golf na szyi. Na plecach nastolatka miała niewielki plecak, z którego wyjęła mini laptopa. Znajdując się przy czarwonowłosej kucnęła. Postawiła komputer na ziemi, wyjęła z kieszeni kabel i coś na kształt dysku. Podłączyła wszystko. Zaczęła energicznie klikać w klawisze.
Aya otrząsnęła się z szoku. Szybko podbiegła do dwóch trupów.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy w środku zauważyła jedynie błyszczące iskry przewodów elektrycznych.
- To roboty - powiedziała zdziwiona.
- Łał... Nigdy czegoś takiego nie widziałam - nad brunetką zawisła Eve. Z istną konsternacją w oczach przypatrywała się elektronicznemu wypełnieniu kasku.
- Dokładnie testowa wersja androidów Beta II. Nie są zbyt inteligentne, łatwe w pokonaniu - wyrecytowała regułkę Kenami, nieprzerwanie klikając w klawiaturę. Nagle zamknęła laptopa. Wstała i schowała sprzęt do plecaka - Są kilometr na południowy wschód.
- Jak to?! - oburzyła się Yumenai - Przecież dokładnie wszystko sprawdziłyśmy! W promieniu dziesięciu kilometrów nie ma nic!
- To pewnie tylko obóz, albo jakiś czołg, z którego są wysyłane rozkazy androidom. Szybko rozkładany... A jeszcze szybciej go złożymy - zapewniła Kitsune, patrząc na przyjaciółkę z uśmiechem.
- Gdzie wy się wybieracie? - zapytała Aya, która spoglądała to na jedną to na drugą dziewczynę.
- Później wam wyjaśnimy - obiecała Vitsumi - Na razie musimy lecieć, bo nam jeszcze uciekną.
- Kto? Chcemy iść z wami! - powiedział pewnie Yoh. 
- Na razie nie możecie. Poczekajcie w akademiku - poprosiła Yumenai. 
- Nie ma mowy, idziemy z wami! - krzyknął Hao, dumnie wypinając pierś.
- Nie idziecie - rzuciła sucho Kenami. Wyjęła z kieszeni płaszcza dwa granaty, odbezpieczyła je błyskawicznie zębami. Jeden rzuciła w stronę stojących przyjaciół, drugi w Ayę. Kiedy tylko przedmioty upadły na ziemię, wydzielił się z nich szary, gęsty dym. 
- Granat dymny? - zapytał kpiąco Ren. Chwycił mocniej Miecz Błyskawicy. Jego zamiarem było wykonanie kontroli ducha, jednak coś mu nie pozwoliło. Nagle poczuł się dziwnie ospały. Upadł na kolana.
- Mistrzu Ren! - krzyknął Bason. 
- Gaz usypiający - wyszeptał Hao, który też nie był w stanie utrzymać się na nogach. Obraz przesyłany do mózgu przez jego oczy był rozmazany, ale zdołał dojrzeć dwie znikające z pola widzenia sylwetki. 
Cała piątka zapadła w mocny sen.”
Aya zamilkła. Patrzyła na trzymane w ręku ciastko, jakby był to magiczny przedmiot pokazujący przeszłość. Dokładnie pamiętała dzień, w którym „zdemaskowali” Vitsumi jako szamankę i Kenami jako… No właśnie. Jako Obiekt 136.
Pamięta walkę pomiędzy nią, a Vitsumi i swoją początkową porażkę. W końcu pokonała Yumenai, ale nadal w „grze” została Kenami. Z nią jednak nie walczyła.
I dobrze.
Tak naprawdę, nie wiadomo czego się można po Kitsune spodziewać…
 „Cała piątka – Aya, Hao, Yoh, Anna i Ren - weszli do pokoju. Rozejrzeli się dokładnie.
Światło było zapalone. Wszystko wyglądało zwyczajnie, tak jak wcześniej. To było dość niezwykłe. Pomimo diametralnych zmian między ich relacjami, otoczenie zostało takie same. W końcu czego się mogli spodziewać?
Na środku pokoju, za stołem siedziała Vitsumi. Spokojnie popijała kawę ze swojego ulubionego kubka. Była już przebrana. Siedziała w szarej piżamie i białym szlafroku. Mokre włosy wskazywały na to, iż była dopiero po kąpieli.
Podniosła wzrok znad popijanego napoju i spojrzała na lokatorów. 
- Długo nie wracaliście - uśmiechnęła się lekko.
- Jakim prawem tutaj siedzisz?! - krzyknął Ren.
- Mieszkam tutaj, mam chyba prawo siedzieć we własnym pokoju - czerwonowłosa przewróciła oczami - Spokojnie, Tao. Przecież cię nie zjem. Siadajcie, nie stójcie tak. Musimy pogadać.
Yoh uśmiechnął się przyjaźnie, tak jak tylko on potrafi. Podszedł do stolika. Usiadł i ponaglił wzrokiem resztę. Tylko Ren wstrzymał się od zbliżenia. Został na swoim miejscu, oparłszy się o ścianę.
- Gdzie Kitsune? - zapytał Hao, bardziej z czystej ciekawości niż zaniepokojenia o własny los. Jakoś nie przeczuwał, aby nastolatki szykowały na nich jakąś przerażającą pułapkę.
- W łazience, bierze prysznic - wyjaśniła krótko zielonooka. 
Nagle spod stołu na jej kolana wskoczyła niewielka, biała łasica o czerwonych ślepiach. Każdy spojrzał zaciekawiony na zwierzątko.
- Jakie słodkie - zachwycił się Yoh. Wyciągnął rękę i pogłaskał demona po łebku. Zwierzątko spojrzało na niego z ucieszoną mordką.
- To mój duch stróż, Kamaitachi - oświadczyła wszystkim Yumenai.
- Wiemy, Aya nam mówiła - ucięła krótko Anna - Wiesz chyba, że lubię jasne sytuacje i nie życzę sobie owijania w bawełnę. Dlaczego ukrywałaś przed nami tego demona?
- Spokojnie Aniu... - wtrącił młodszy Asakura, ale jego głos został najwyraźniej pominięty.
- A co to, przesłuchanie? - prychnęła Vitsumi - Ukrywałam go z tych samych powodów, z jakich wy ukrywaliście swoje duchy. Jak nie patrzeć wy też nie byliście wobec nas szczerzy. 
- Tyle, że my nie wiedzieliśmy nic o was, a wy o nas wszystko - powiedział Hao patrząc w oczy szamanki. 
- Tak... To może być dla was okoliczność łagodząca. Mogliście źle zrozumieć nasze intencje, ale były one jak najbardziej poprawne. Żeby to zrozumieć może zacznę od początku... - wywód Vitumi przerwało otwarcie drzwi do łazienki. Stała w nich Kenami z białym, puchatym ręcznikiem na głowie i szlafroku. Omiotła wszystkich spokojnym spojrzeniem. Uśmiechnęła się uroczo, po czym podeszła do szafki, na której stał czajnik. Włączyła urządzenie.
- Chce ktoś herbaty? - zapytała.
- Ja poproszę... - westchnął ciężko Hao.
- Ja też - zawtórowała mu reszta. Tylko Ren stojący pod ścianą się nie odzywał. Obserwował wszystko dokładnie i rejestrował każdy ruch dziewczyn.
             Nagle w pokoju pojawiły się duchy. Wszyscy stróżowie szamanów, spojrzeli po sobie, chcąc się jakoś odnaleźć w zaistniałej sytuacji.
- Podobno dużo o nas wiecie - wtrącił Tao. Spojrzał z oczekiwaniem na odpowiedź Kenami.
- Tak, nie mogę zaprzeczyć - dziewczyna spokojnie wsypywała do kubka listki zielonej herbaty - Bardzo miło mi zobaczyć na własne oczy i poznać stróżów najprawdopodobniej najlepszych szamanów na świecie. Sześćset letni samuraj, o którym krążą legendy, Duch Ognia, najsilniejszy przedstawiciel duchów natury na świecie, niepokonany chiński wojownik oraz siostra bliźniaczka Morri~chan. Że już nie wspomnę o jej demonicznych mieczach... - szatynka ciągnęła swój wywód podczas nalewania wrzątku do kubków. 
- Miło poznać - uśmiechnęła się Vitsumi.
- Skąd nas znacie? - zapytała Eve patrząc podejrzliwie na dziewczyny.
- W ogóle skąd to wszystko wiecie? - Aya nie mogła czegoś pojąć - Dlaczego przez ten cały czas udawałyście?
- Nic nie udawałyśmy. Po prostu czekałyśmy na odpowiedni moment, ale ten jak widać przyszedł bez naszej zgody - wyjaśniła Vitsumi - Ja już dawno mówiłam, żeby wam wszystko wyjaśnić, tylko ten uparciuch mnie powstrzymywał. 
- Nie chcę was po prostu w to wszystko wciągać - zielonooka wzruszyła ramionami. Postawiła kubki na stole. Przysiadła się do reszty - Pewnie znacie chłopaka imieniem Oyamada Manta?
- On ci wszystko powiedział?! - Yoh aż otworzył usta ze zdziwienia. Manta raczej nie jest typem plotkarza. Asakura nie spodziewał się, że Oyamada będzie opowiadał o tym wszystkim na lewo i prawo, a tym bardziej jakimś podejrzanym typom.
Nie ukrywając, Kitsune do takowych się zaliczała…
- Nie, gdzież! Nawet nie wiem jak wygląda - zaśmiała się Kenami. Upiła łyk herbaty - Oyamada pisze na swoim komputerze pamiętnik. Przeczytałam go.
- Co zrobiłaś?! To niemoralne! - oburzyła się Aya. Ona nigdy nie mogłaby naruszyć prywatności nikogo ze swoich przyjaciół w tak brutalny sposób. 
- Mam swoją własną moralność, jeśli chodzi o informacje - wyjaśniła krótko szatynka, robiąc poważną minę.
- Właśnie. Dzięki temu mogłyśmy tu spokojnie zamieszkać - czerwonowłosa ze smutkiem spojrzała na puste dno swojego kupka - Kenami nigdy nie zasnęłaby w jednym pokoju z kimś, o kim nie ma pojęcia. Takie środki zapobiegawcze.
- A co ty taka nieufna? - zapytał Hao. 
- Mam swoje powody... Moglibyście na przykład pracować dla mojej rodziny - Kitsune zmarszczyła wrogo brwi, po czym uśmiechnęła się promiennie - Na szczęście jesteście tylko szamanami.
- Tylko? - zaśmiał się lekko Yoh.
- O co dokładnie chodzi z twoją rodziną? - zaciekawił się Hao. Jako pierwszy przemógł się i zaczął pić herbatę.
- Oprócz tego, że zajmują się produkcją broni - burknął Ren.
- Widzę, ze panicz Tao już się wyedukował. No brawo, brawo... - ironicznie powiedziała Kenami. Spojrzała na niego dość ostro - Tylko mam nadzieję, że wdrążyłeś się bardziej. Klan Kitsune od wielu lat, a raczej wieków zajmował się wytwarzaniem broni.
- Ah tak... Możliwe, że coś kojarzę... - zastanowił się na głos Amidamaru.
- Od dawna zaopatrywali w broń klany szamańskie, takie jak na przykład klan Yumenai. Myślę, że panicz Tao, wraz ze swoim klanem, również korzysta z roboty moich przodków... - prychnęła z przekąsem, patrząc wymownie na złotookiego - Jednak nie poprzestali na tym. Wraz z postępem technologicznym zamienili miecze na armaty, pistolety, karabiny. Ale to im nie wystarczyło. Ostatnimi czasy postanowili jeszcze bardziej pogłębić swój arsenał.
- No dobrze, ale co to ma wspólnego z tym co się dzieje teraz? - Aya pragnęła dążyć do sedna, nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi Kenami.
- O to, że zajęli się produkcją broni biologicznej - wtrąciła Vitsumi - Połączyli swoje siły z klanem Kuroi, można by rzec najbardziej znaną instytucją medyczną w całej Japonii. Za pomocą małżeństwa przedstawicieli klanów, zdołali stworzyć korporację.
- Napatrzyli się na szamanów i zapragnęli posiąść mocny równej kontroli ducha bez używania metafizyki - prychnęła gniewnie Kenami.
- No dobrze, ale przecież ty jesteś szamanką, więc twój klan musi być jakoś związany z szamaństwem. Czy jesteś jakimś wyjątkiem, jak Ryu? Obudził się w tobie jakiś nieznany jak dotąd duchowy pierwiastek? - zapytała Anna. Nie umiała ukryć swojego zdziwienia obrotem całej sytuacji.
Nagle Yumenai zaczęła się głośno śmiać. Odchyliła się do tyłu na krześle, prowokowana nowymi salwami radości. 
- Wy myślicie, że ona jest szamanką..! - zarechotała czerwonowłosa. Jej krzesło straciło równowagę. Zaczęło opadać, jednak wisząc kilka centymetrów nad ziemią wróciło do poprzedniej pozycji. Vitsumi usadowiła się wygodnie, ledwo się uspokajając.
- Więc kim ty jesteś? - zapytał Ren, chociaż zaczął się powoli domyślać.
- Owocem pracy mojego kochanego klanu - wyjaśniła krótko Kenami. Odsunęła się od stołu. Wstała na nogi. Ukłoniła się lekko wszystkim zebranym - Wita was Obiekt Sto Trzydziesty Szósty, północnego oddziału w Syberii. 
Przyjaciele spojrzeli po sobie. Nikt z nich nawet nie śmiał się odezwać. To co usłyszeli było dziwniejsze niż ustawa przewiduje. Zamurowało ich zupełnie. Szamaństwo już samo w sobie jest niezwykłe. Demony jeszcze bardziej. Ale... To już w ogóle przechodzi ludzkie pojęcie. 
- Jesteś androidem? - wypaliła nagle Aya.
Kenami parsknęła głośną salwą śmiechu, której zawtórowała Vitsumi. 
- Nie - Kitsune uśmiechnęła się uroczo - Byłam w stu procentach zwykłym człowiekiem, przed pobytem w laboratorium.
- A teraz nie jesteś człowiekiem? - zapytał zdziwiony Tao.
Kenami nic nie odpowiedziała. Przymknęła tylko oczy i ponownie usiadła na krześle.
- Nie zgadzam się z tym co robi mój klan. Nie powinni zmieniać natury i ingerować w jej nurty - wyjaśniła po chwili ciążącej wszystkim ciszy.
- Dlatego też będziemy z nimi walczyć - powiedziała zawzięcie Vitsumi. Spojrzała bardzo poważnie na wszystkich tu zebranych - Nic wam nie mówiłyśmy, bo nie mamy prawa wciągać was w nasze osobiste walki. Nie chcemy was narażać, szczególnie wiedząc, że chcieliście odpocząć od takiego trybu życia. Chciałyśmy to uszanować.
- Czekajcie... Czy ja dobrze zrozumiałam... - Aya złapała się za głowę, przez chwilę rozcierając skronie. Spojrzała na Kenami - Więc twoja rodzina robiła na tobie badania w laboratorium?
- Tak, ale nie tylko na mnie. Codziennie odbywają się tam jakieś nielegalne przedsięwzięcia. Mój klan ma wtyki wszędzie, nawet w rządzie. Nic nie mogą na nich znaleźć - wyjaśniła Kitsune. Jej dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści - Nigdy nie wybaczę im tego co zrobili. Zlikwiduję klan Kitsune, nie zważając na nic. Zabiję wszystkich kto mi stanie na drodze... 
- Ło, skąd aż taka zawiść w tak młodej dziewczynie? - zapytał Hao, patrząc na szatynkę z niedowierzaniem. Dziewczyna była zawsze uosobieniem pokoju, nigdzie nie szukała „zaczepki”. Takie bojowe nastawienie w jej ustach było czymś niezwykłym, niczym noc polarna na równiku.
- Mam swoje powody - warknęła Kenami. Stała się jakaś dziwnie agresywna. Spojrzała wrogo na Asakurę. Wstała od stołu.
Dziarsko ruszyła w stronę drzwi. Złapała za klamkę, jednak nie dane było jej wyjść. Ren zagrodził jej drogę ręką. Nastolatka uraczyła go złowrogim spojrzeniem.
- Myślisz, że damy ci tak łatwo wyjść? - zapytał. Spojrzał w oczy nastolatki. Żadne z nich nie miało zamiaru ustąpić w bitwie na wzrok.
- Właśnie. Wiemy, że masz swoje powody. Każdy ma - uśmiechnął się Yoh. Pod stołem złapał Annę za rękę. Ścisnął mocno jej dłoń. Spojrzał w czarne oczy Kyoyamy. Mimo jej kamiennej twarzy, wiedział o zaniepokojeniu blondynki całą tą sytuacją, a nie chciał szargać nerwów ukochanej.
- Nie zamierzamy was osądzać - Hao skierował wzrok na Yumenai, która patrzyła na wszystko ze spokojnym wyrazem twarzy.
- To wszystko jest trochę dziwne, ale na pewno nie będziemy siedzieć z boku i przypatrywać się temu wszystkiemu - uśmiechnęła się szeroko Aya - Zbadamy całą sytuację i pomożemy wam! 
- W końcu kto jak kto, ale my wszyscy wiemy co to znaczy mieć problemy rodzinne - Ren lekko się uśmiechnął. ”
Aya westchnęła głośno. Wcisnęła w usta trzymane w dłoni ciastko. Pokręciła głową z niezadowoleniem.
Niedługo po tych wydarzeniach dostała okazję na własnej skórze przekonać się jak bardzo bezwzględna jest korporacja Kuroi Kitsune.
Jiraya wydelegował młodą Morri, Hao i Itachi’ego jako reprezentację Akuminę  na oficjalnym bankiecie w zaprzyjaźnionej Akademi Hebi. Z początku nie wyglądało to jakoś strasznie. Zapoznali się z Uchihą Sasuke - młodszym bratem Itachi’ego – oraz jego znajomymi.
Z początku nic nie wzbudziło ich podejrzeń, ale kiedy przyjaciele dowiedzieli się, że przemawiać ma Kitsune Masao, nieco się zaniepokoili.
Zgłębiając temat zrozumieli, że był to wujek Kenami, jedna z głównych „głów” organizacji, a cały ten bankiet to pułapka. Kuroi Kitsune chciało zwabić w swoje szeregi najmądrzejszych i najsilniejszych młodzieńców z najlepszych szkół w Japonii.
Za pomocą podstępu uśpili nieświadomych uczniów, w celu uprowadzenia ich z terenu posiadłości Akademii Hebi.
Na szczęście Aya nie była zwykłą śmiertelniczką. W jej ciele zapieczętowanych jest pięć demonicznych mieczy dające jej niezwykłą moc. Hichie, Tsuchikara, Mizuchuugi, Kazeheiki i Itamishi sprawiają, że nie tylko umie władać żywiołami, ale jest też nieśmiertelna.
Dlatego też ludzkie próby uspania jej nie zdały się na wiele. Morri obudziła się i pomogła ukochanemu. Jakież było jej zdziwienie, kiedy na polu walki spotkała nie tylko Asakurę i Itachi’ego, ale i innych przyjaciół z Akumine.
- Hao! - wrzasnęła brunetka biegnąc w kierunku ukochanego. Coś, a raczej ktoś jej jednak przeszkodził w ataku.
- Szybkie tempo! - Aya usłyszała znany sobie głos. Przez halę przeleciał złoty blask foryoku, a lekarz znokautowany atakiem upadł na ziemię. Przewrócił tym samym łóżko z długowłosym, który spadł na doktora.
- Ren! Mógłbyś trochę uważać! - krzyknęła błękitnooka. Podbiegła do ukochanego. Mimo upadku dalej spał. Aya zmarszczyła brwi. Zlustrowała Tao wzrokiem - Tak właściwie co ty tu robisz?
- Przyszedłem ratować ci dupsko - wyjaśnił z uśmiechem fioletowowłosy. Wykonał kolejny atak na uciekających w popłochu lekarzach.
- Dzięki, kiedyś się odwdzięczę! - wyszczerzyła ząbki brunetka. Spojrzała z czułością na śpiącego ukochanego - Tylko jak ciebie obudzić...
- W bardzo prosty sposób.
Brunetka drgnęła. Zaskoczona wyciągnęła prawą rękę do góry. Z dłoni Morri wysunęło się ostrze miecza. Widząc jednak kto przed nią stoi odetchnęła z ulgą.
- Nie strasz mnie tak! - jęknęła żałośnie Aya.
- Nie straszę. Po prostu tu weszłam - Vitsumi kucnęła obok pary. Zaczęła grzebać się w jednej ze swoich kabur. Uśmiechnęła się triumfalnie. Wyjęła strzykawkę, czystą zapakowaną igłę i maleńki słoiczek z płynem w środku. Szybko wszystko złożyła. Wcisnęła lek w żyły Asakury. Spojrzała uważnie na Ayę - Nie reagujesz?
- Na co? - zapytała zdziwiona błękitnooka.
- Właśnie zrobiłam twojemu chłopakowi zastrzyk. Równie dobrze mogłaby to być trucizna. - Zaśmiała się czerwonowłosa. Odrzuciła strzykawkę na bok i wstała.
- Przestań, nie zrobiłabyś czegoś takiego. Jesteśmy przyjaciółmi - Morri wyszczerzyła ząbki. Poczuła ruch na swoich rekach. Spojrzała w dół na Hao. Przejechała dłonią po jego długich włosach. Czule cmoknęła go w czoło.
- Jak słodko... - mruknęła z przekąsem zielonooka. Ruszyła do wyjścia awaryjnego, chcąc pomóc dla Ren'a. Po za tym nie czuła potrzeby patrzeć na zakochanych. (…)
Spomiędzy drzew wybiegło COŚ. Potwór stał na czworaka. Chwilę jakby wahał się czy podejść do leżących, ale w końcu się zdecydował. Podbiegł do nastolatków niezmiernie szybko. Wyglądał obrzydliwie. Długi, niczym olbrzymia jaszczurka, pokryty grubą warstwą opancerzonej łuskami skóry w różnych odcieniach brązu. Ociekał dziwnym śluzem, który zlatywał z niego płatami i padał na ziemię. Stwór miał płaski pysk z niewielkimi wyłupianymi oczkami kręcącymi się dookoła. Zamiast nosa posiadał dwie dziurki. Najbardziej przerażający był otwór gębowy stworzenia. Jeszcze kiedy miał zamknięte usta wystawały z nich długie, mocno wydłużone zęby. Otworzywszy paszczę na oścież, obnażył całą długość swoich mocarnych kłów wypełniającą nie tylko miejsce dziąseł, ale również podniebienie. Rozpołowiony długi język wychodził z gardła potwora. Stwór był wyposażony również w ostre szpony u odnóży, a jego ogon pokryty został stwardniałymi wypustkami, które mogły zmiażdżyć człowieka jednym uderzeniem. Cały osobnik miał około 2,5 metra wysokości i 6 długości. Mimo swoich rozmiarów wydawał się niezwykle zwinny i szybki. Nieznana istota chwyciła w swoje szczęki łóżko z jednym z nieprzytomnych dzieciaków i złamało je na pół. Głośny szczęk pękającego metalu łączył się z odgłosem łamanych kości. Uśpiony nastolatek zginął nawet nie mając świadomości zagrożenia. Stwór upuścił łoże i zaczął wyjadać samo mięso zabitej przed chwilą ofiary. Łapał językiem rozerwane kawałki ciała młodzieńca, a następnie mielił w swojej paszczy. Krew tryskała w około, zalewając kroplami trawę oraz innych śpiących. Itachi patrzył na to z przerażeniem.
- Sasuke! – wrzasnął, lekko dygocząc. Ofiara zjadana właśnie przez potwora leżała tylko kilka metrów od brata bruneta. Na samą myśl, że ukochany braciszek Uchihy mógłby skończyć w paszczy tego czegoś, serce stawało mu na wysokości szyi. Zerwał się z łóżka, ale jego do połowy „umartwione” jeszcze ciało odmówiło posłuszeństwa. Runął na ziemię, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. 
Potwór za to zainteresował się dźwiękiem. Mimo niewidocznych uszu, ten organ miał dość dobrze rozwinięty. Ruszył w stronę Itachi’ego. Na szczęście reszta w porę obudziła się z szoku. Ren błyskawicznie wykonał kontrolę ducha. 
- Szybkie tempo! – wrzasnął. Mimo precyzyjnych wystrzałów, stwór zdołał uciec. Był niezwykle bystry i w mgnieniu oka znalazł się znowu koło lasu – Co to kurde jest?! 
- To… Eee… - Hao przesunął wzrok na leżące obok szczątki. Nie wierzył w to co się przed chwilą stało. Poczuł nagłą złość. Tak bardzo nie chciał już nigdy w życiu widzieć śmierci. Pragnął ratować ludzi, a nie ich zabijać! Poczuł nagłą złość i chęć unicestwienia potwora. Zacisnął mocno pięści. Stanął prosto o własnych nogach – Powstań Duchu Ognia!
Rozkazał. Czerwonowłosy mężczyzna skinął głową. Wokół ducha zaczęły krążyć płomienie, a po chwili na jego miejsce stało ogromne monstrum kojarzone przez wszystkich szamanów z potężnym i okrutnym Zeke’m. Stwór głośno ryknął. Wziął na rękę swojego pana i postawił go na ramieniu. 
- Złap to coś – powiedział długowłosy marszcząc brwi. Poprawił nieco poszargany garnitur i krawat. Duch Ognia wyciągnął łapę po zakrwawionego potwora, ten jednak był szybszy. Wskoczył na dłoń ducha, po czym przez długość jego ręki zaczął wdrapywać się w stronę Hao. Stróż Asakury próbował początkowo zrzucić z siebie stworzenie, ale kiedy to mu nie wyszło zioną na „coś” ogniem. Stworzenie ryknęło przeraźliwie i zaczęło płonąć. Spadło z ramienia ducha. Upadło na ziemię, ale najwyraźniej nie zamierzało się poddać. 
 Ren obserwował poczynania przyjaciela, jednak nie dane mu było spokojnie stać. 
- Tao~kun uważaj! – ostrzegł lokatora Itachi. 
Fioletowowłosy odwrócił się. Jego źrenice rozszerzyły się. Z innej strony lasu biegł drugi potwór. Ren uśmiechnął się lekko. Był pewien swoich umiejętności. Przeprowadził atak i trafił bez problemu. Zwierze upadło na ziemię, ale nie na długo. Podniosło się i niczym nie wzruszone goniło dalej w stronę nieprzytomnych nastolatków. 
- Dlaczego to nie zdycha?! – zdziwił się fioletowowłosy.
- Jest jeszcze jeden – szepnął Uchiha. Tao spojrzał na niego.
Lekko drgnął. Oczy Itachi’ego stały się nagle czerwone, z dziwnym wzorem na tęczówkach. 
- Uchiha~sempai… - Szepnął chłopak, ale nie mógł teraz rozprawiać nad zmienionymi oczyma przyjaciela. Trójka potworów zaczęła nacierać na nieprzytomnych nastolatków. Tao już chciał wykonać atak, ale ktoś go wyprzedził.
Aya wybiegła z lasu. Odbiła się od ziemi na kilkanaście metrów. Wskoczyła na grzbiet zwierzęcia. Z jej rąk wyskoczyły dwa miecze. Wbiła je w kark potworowi, który zawył. Nie był to krzyk bólu, lecz rozdrażnienie. Morri szybkim ruchem odcięła stworowi głowę. Całe cielsko upadło na ziemię. Z jego wnętrza od razu wyłonił się niesamowity odór. 
Tao spojrzał z wyrzutem na brunetkę.
- Co ty tu robisz? – warknął. Sam miał ochotę zniszczyć to coś, a tutaj? Taki zawód.
- Przyszłam ratować ci dupsko! – zaśmiała się błękitnooka.
Usłyszeli ryk potwora dochodzące z lasu. Po chwili zwierze wybiegło spomiędzy drzew. Darło się przeraźliwie. W grzbiecie miało kilkanaście noży, a w jego grubą skórę wcinały się metalowe nicie Vitsumi. 
- Musisz to coś tak męczyć? – mruknęła ze zrezygnowaniem Aya. 
Stwór przyspieszył. Stał się trudny do uchwycenia. Biegł w stronę szkoły. Ren wykonał atak. Zwierze jedynie warknęło groźnie. Na celownik obrało sobie posturę fioletowowłosego. Otworzył paszcze i z zamiarem pożarcia przeciwnika biegł do złotookiego. Duch Ognia wyciągnął swoją wielką łapę. Złapał stwora i zaczął go spalać. Po kilku sekundach nie został z niego nawet popioł. 
Na nogach trzymał się jeszcze ostatni ze zwierzaków. Nie zostało mu jednak wiele życia. Był osłabiony po ataku Asakury i ledwie słaniał się na nogach. Ostatecznie jego marnego bytu pozbawiła go Kenami. Dziewczyna wyszła z lasu i kilkunastokrotnie strzeliła zwierzęciu w głowę. Stwór nawet nie zdążył porządnie ryknąć. Kitsune patrzyła na martwe ciało olbrzyma. Podeszła do niego i dla pewności kilka razy przebiła czaszkę potwora karabinem. Lufa zatapiała się w grubej skórze i raniła jeszcze ciepły mózg. 
- Dobrze się bawisz? - Ren rzucił na nią oskarżycielskie spojrzenie. Ta odwdzięczyła się tym samym. 
- Nawet nie wiesz jakie to żywe. Kiedyś jeden bez tylnych łap gonił nas kilometr... - wyjaśniła spokojnie, patrząc na leżącego stwora, po czym rozejrzała się dookoła. Jej tęczowi spoczęły na resztkach połamanego stołu, z którego został zjedzony jeden z nastolatków. Lekko schyliła głowę w akcie szacunku do zmarłej osoby. 
- A ty nie zostałaś z wujkiem? - zapytała Morri. Schowała miecze w swoich kończynach. Zeszła ze zwłok potwora. 
- Wolałam zobaczyć czy wam się nic nie stało – szatynka wzruszyła ramionami – Poza tym... Wujek już tu leci.
Nie musieli długo czekać aby się o tym przekonać. Już po kilku sekundach nad szkołą zawisło kilkanaście helikopterów. Każde z nich rzucało światło na nastolatków znajdujących się na zewnątrz. 
W jednym ze śmigłowców stał Kitsune Masao. Patrzył na dół z szerokim uśmiechem. Był niezwykle zadowolony z poczynań swojej bratanicy. Można by wręcz rzecz, iż czuł dumę, wiedząc że to właśnie jego klan „wyprodukował” coś tak dobrego. Mężczyzna zmarszczył brwi. Rozejrzał się dokładnie. Wyjął z leżącej na siedzeniach torbie gogle. Nie były to zwykłe okulary. Firma Kitsune stworzyła je, aby za sprawą specjalnych soczewek można było widzieć duchową energię. Masao założył je i aż klasnął w dłonie zauważywszy wielkiego Ducha Ognia. Wyjął z kieszeni spodni krótkofalówkę.
- Do wszystkich jednostek! Złapcie całą szóstkę. Wszyscy, którzy są przytomni. Reszta mnie nie obchodzi – wydał krótki rozkaz. Sam zdjął okulary. Wiedział, że z szamanami nie ma żartów. Postanowił nie ryzykować. Pokazał dla swojego pilota, aby ten odleciał. Nie zamierzał ryzykować swoim życiem. Było zbyt cenne.
Zaczęli lecieć w stronę bezpiecznego horyzontu.
Kenami spojrzała na niebo. Widząc, że jej wuj ucieka zdenerwowała się. Ruszyła biegiem w tamtym kierunku. W mgnieniu oka przeładowała dwa karabiny. Zaczęła strzelać, jednak gruby pancerz helikoptera nawet nie drgną. Uśmiechnęła się lekko. Wyjęła z jednej z kabur granat. Odbezpieczyła go i rzuciła w stronę śmigłowca. Broń wybuchła, a maszyna runęła na ziemię. Szatynka chciała pobiec w tamtą stronę, ale ktoś zaczął strzelać. Byli to inni piloci helikopterów. Szamani uśmiechnęli się. Walka była dość prosta. 
Duch Ognia niczym nie wzruszony łapał helikoptery i sprowadzał je na dół. Na ziemi natomiast zarówno Ren jak i dziewczyny przeprowadzali dość precyzyjne ataki.
O ile Tao oraz Morri starali się nie zabierać żyć żołnierzom, tak Kitsune po nich poprawiała. Koniec końców cała szóstka oraz nieprzytomni nastolatkowie byli bezpieczni. 
Hao poluźnił swój krawat pod szyją. Zszedł z Ducha Ognia i stanął na ziemi między uszkodzonymi śmigłowcami. Westchnął głośno. 
- Nie myślałem, że ten wyjazd tak się zakończy – mruknął patrząc na spustoszenie, które udało im się zasiać – Mam wrażenie, że Jiraya~san wysłał nas tu rok temu, a nie wczoraj. 
- No... Trochę się porobiło – przyznała Aya. 
- Oj tam przesadzacie. Mi się dobrze walczyło – uśmiechnęła się od ucha do ucha Vitsumi. Zakończyła swoją kontrolę ducha. Kamaitachi przeszedł po jej ramionach i wtulił się łebkiem w policzek czerwonowłosej. Mruknął radośnie będąc szczęśliwym, iż może pomagać swojej szamance. 
- Co to za oczy? - zapytał nagle Ren. Każdy spojrzał na niego, po czym przesunęli wzrok na Itachi'ego. Brunet przeczesał palcami włosy. 
- Eh... Jednak się wydało... – westchnął ciężko. Nie miał ochoty pokazywać komukolwiek swoich umiejętności, a już na pewno nie na takim forum. – To Sharingan...
- Oczy demona – przerwała mu Morri – Kiedyś coś o tym słyszałam. No to nie dziwne, że widzisz duchy...
- Nie tylko. Te oczy mają dużo zastosowań, ale już ich nie używamy. Kiedyś, kiedy jeszcze mój klan brał udział w walkach, były niezwykle przydatne. Teraz jednak jako policjanci łapiący jedynie ludzi, nie używamy ich – wzruszył ramionami. 
- No aż się wierzyć nie chce, że coś takiego się marnuje - brunetka potrząsnęła z niedowierzaniem głową. 
- Szczerze mówiąc nie myślałem, że to tak poważnie wygląda. Ten cały konflikt... – Tao rozejrzał się po placu boju. Przez jego tułów przeszły ciarki. Mimo iż nie był typem tchórza, wolał w tej chwili nie stać tu – pomiędzy trupami żołnierzy, a nieprzytomnymi nastolatkami.
- No... Takie wykorzystywanie ludzi jest naprawdę bezduszne. Co by się z nami stało, gdyby nie to że jesteśmy szamanami? - szepnęła Aya sama do siebie.
- To samo co się stało z Kenami – wyjaśniła Vitsumi. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Każdy myślał o tym samym chociaż w różny sposób. Itachi po zastanowieniu się podszedł wyswobodzić brata oraz jego przyjaciół.
- Tak właściwie dlaczego klan Kitsune zrobił królikiem laboratoryjnym jednego z dziedziców? - zapytał na głos Ren.
- A kto to wie? Oni są nienormalni. Myślę, że się nie zastanawiali nad tym kogo tną na stole. Po prostu była w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie – zadumała się Yumenai. Sama do końca nie wiedziała jak to się stało, że Kenami z drugiej w kolejce do władzy w klanie, stała się poszukiwanym zdrajcą – Po prostu pewnego dnia zniknęła. - Akurat wyjechałam na tydzień do mojej babci, a kiedy wróciłam jej nie było w domu. Nie było jej przez trzy lata. A kiedy wróciła...
Czerwonowłosa urwała. Patrzyła w niebo z dziwnie błyszczącymi oczyma. Miała bardzo zamyślony wyraz twarzy. Wyglądała jakby w tej chwili cierpiała.
Aya podeszła do Vitsumi i nawet nieświadoma swojego gestu położyła rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się ciepło chcąc pocieszyć zielonooką.
Na polanie pojawiła się Kenami. Nieudało jej się złapać Masao. Mimo to nie martwiła się. Była pewna, że dzięki podstępom szpiegowskim uda jej się dotrzeć do samej głowy klanu – Kitsune Hidoi.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale może macie jeszcze trochę tego leku, który obudziłby mojego brata? - Itachi zabrał głos w dyskusji.
Kenami westchnęła głośno. Podeszła do bruneta. Wyjęła z jednej z kabur strzykawkę i lek. Wykonała wszystkie czynności, które potrzebne były do aplikacji płynu. 
- To twój brat? - wtrąciła w międzyczasie. 
- Tak, Uchiha Sasuke – wyjaśnił spokojnie.
- Twój klan jest znany z tego, że większość jego członków to policjanci, prawda? - zagadnęła. 
- No tak, nie da się tego ukryć... - Uchiha patrzył na dziewczynę z nieco niepewną minął. Wyczuwał, iż pytania Kenami nie są bezcelowe. Patrzyła mu prosto w oczy z poważnym wyrazem twarzy. 
- Posłuchaj, muszę ci teraz zadać jedno bardzo ważne pytanie... Czy twój klan, senpai, współpracuje z klanem Kitsune? - szatynka podniosła jedną brew czekając na odpowiedź.
- Z tego co wiem to nie. Jesteśmy niezależną jednostką – czarnooki zwrócił uwagę na budzącego się właśnie brata. 
- To wspaniale! - szatynka aż klasnęła w dłonie z zachwytu. Można by dostrzec dookoła niej rozkwitające kwiatki „moe” – Od dzisiaj klan Uchiha podlega mnie!
- Huh? - każdy spojrzał po sobie niepewnie. Nie do końca rozumieli co Kenami miała na myśli, ale wśród nich trwała nadzieja, że miała pomysł jak wybrnąć z tej sytuacji.”
Po całej walce jaką stoczyli, Uchiha nawet nie zdążył zadzwonić do swojej rodziny. Pod szkołę podjechała specjalna jednostka antyterrorystyczna. Okazało się że klan Kitsune już uruchomił swoją maszynę sznurków rozpościerających się po całej Japonii.
Cały incydent został uznany jako atak nieznanych terrorystów, a wszelkie oznaki jakichkolwiek działań klanu Kitsune, zostały zatuszowane. Również Kenami, Vitsumi i Ren ulotnili się z pola walki i na własną rękę ruszyły do Akademii Akumine, jako osoby, których nie miało tam być. Resztę przytomnych uczniów wysłano do noclegowni w najbliższej miejscowości, obiecując im rychły powrót do miejsca zamieszkania.
Morri na samo wspomnienie bolą plecy od tego niewygodnego łóżka w schronisku! Ale oczywiście nie to było najgorsze w tej całej sytuacji. O wiele gorsza była śmierć tego ucznia i cała przerażająca determinacja Kuroi Kitsune do osiągnięcia swojego celu, który nie był do końca znany dla brunetki.
Dziewczyna spojrzała na Kenami. Westchnęła cicho. Wiedziała, że szatynka nadal coś przed nimi ukrywa, jednak nie domyślała się, iż nie wszyscy byli wykluczeni z grona znających prawdę.
Ren od początku podejrzewał zarówno Vitsumi jak i Kenami o „niecne plany”. Szpiegował je i wykazywał się nieukrywanym brakiem zaufania. Jednak pomimo początkowych kłótni pomiędzy nim, a młodą Kitsune, w końcu doszli do porozumienia.
Tao został powiernikiem wszelkich sekretów szatynki (głównie przez zbiegi okoliczności i jego dociekliwość). Zanim to się jednak stało, przeszli razem wiele niezapomnianych „potyczek”.
Podróż do Akademii Hebi była przełomowym momentem w ich relacji. Tao spojrzał na sytuację dziewczyny z nieco innej perspektywy. Szczególnie, że zaraz po tej „przygodzie” zaczął się bardziej wgłębiać w „prawdziwe” życie szatynki, bez jej wymyślonych „upiększeń”.
Pamięta doskonale, jak znalazł w lesie świątynię, często odwiedzaną przez Kenami. Zrobiła tam ołtarz, przy którym często modliła się o dusze ofiar poległych z rąk klanu Kitsune.
To chyba wtedy po raz pierwszy porozmawiali tak po prostu, bez żadnego dogryzania. Chyba właśnie wtedy, złotooki uświadomił sobie, że coś czuje do szatynki, ale jeszcze przez długi czas ukrywał to przed sam przed sobą. 
- O czym tak myślisz, Ren? – Hao przyglądał się przyjacielowi, który od kilku minut leżał na łóżku i patrzył w sufit.
- Ah, o niczym. – Tao podniósł się. Wstał z posłania i usiadł obok przyjaciela, przy stole.
Nie mógł powstrzymać się od klepnięcia w ramię Yoh, który smacznie drzemał, trzymając głowę na blacie.
– Nie śpij, bo cię okradną.
Młodszy Asakura podniósł łepetynkę i niechlujnie otarł kciukiem wyciekającą z kącika ust ślinę.
- C-co? Co się stało? – Zapytał rozglądając się nieprzytomnie dookoła. Zamrugał kilka razy skanując pokój. Byli w sypialni tylko we trójkę. Itachi wyszedł kilka godzin temu do biblioteki i jeszcze nie wrócił. Otoczony książkami Hao, odrabiał lekcje przy stole, do którego właśnie dosiadł się Ren. Młody Tao wyjął z miski stojącej na blacie mandarynkę i zaczął ją obierać.
- Nic. Przysnęło ci się. – Zaśmiał się Hao, zdejmując z nosa okulary.
- Ah.. No tak. – Yoh przeciągnął się leniwie. – Coś się stało Ren? Masz taką niewyraźną minę.
- Nic. Zwyczajnie myślałem o Kenami. – Przyznał Tao.
- To teraz rozumiem, skąd ten twój poważny wyraz twarzy. – Westchnął Hao. Doskonale rozumiał złotookiego. Sam miał wiele problemów ze swoją wybranką.
- Cała sytuacja z Kuroi Kitsune dalej nie jest rozwiązana. – Yoh oparł dłonie o blat stołu.
- Jest tak wiele niewiadomych w tej sprawie. – Starszy Asakura pokręcił z politowaniem głową. Z lekkim uśmiechem na ustach przyjął poczęstunek od Ren’a, który równo podzielił obraną przez siebie mandarynkę na trzy części. – Pamiętacie jak jakiś czas po wizycie z Hebi Kenami zniknęła? A jak wróciła… No wiecie. Wyglądała jakby przeżyła wojnę…
Tao zamyślił się.
W sumie cała historia korporacji Kuroi Kitsune zaczęła się od połączenia przez ślub dwóch klanów. W związek małżeński wstąpili: Kuroi Oharu oraz Kitsune Hisaki. Niedługo po tym na świat przyszła ich córka – Kenami.
Korporacja Kuroi Kitsune posiadała wiele szpitali, zajmowała się lecznictwem, ale też i produkcją broni. Rodzinie żyło się całkiem dobrze, aż do pewnego czasu…
- …Nagisa chyba zaaklimatyzowała się w Niemczech. W sumie jest dla Fausta i Elizy jak córka. – Zaśmiał się radośnie Yoh, czym wybudził przyjaciela z zamyślenia.
- Tak. Ah, nie wiem skąd Kenami wyrwała Nagisę, ale to siostra jej zmarłego przyjaciela, prawda? – Hao spojrzał pytająco na złotookiego.
- Isoshi’ego – Wyjaśnił życzliwie Tao. Westchnął głośno, a jego wzrok znów utkwił na suficie. W sumie historia Kenami nie jest aż taka skomplikowana.
Kiedy chodziła do szkoły podstawowej przyjaźniła się z Vitsumi. Silna szamanka zainteresowała Kuroi Kitsune, którzy chcieli wykonać na niej eksperymenty naukowe. Kenami nie chciała się na to zgodzić. Używając podstępu doprowadziła do porwania samej siebie, ratując tym samym przyjaciółkę. Przywódca Kuroi Kitsune – Kitsune Hidoi niezbyt się przejął tym, iż porywa własną wnuczkę. Zamknął ją w laboratorium, gdzie została poddana rozmaitym badaniom i zabiegom. Stworzono z niej żywą broń, niezwykle przebiegłą i mogącą używać telekinezy praktycznie bez żadnych ograniczeń.
Jednak nie wszyscy w laboratorium byli wrogami Kenami. Poznała tam praktykanta – Isoshi’ego. Był zawsze miły i przyjemy dla „pacjentów”, którzy przez innych nazywani byli „obiektami”. Mężczyzna nie chciał brać udziału w badaniach prowadzonych przez Kuroi Kitsune, jednak był do tego zmuszony. Hidoi porwał jego młodszą siostrę – Nagisę. W razie odmowy Isoshi’ego dziewczynka miała zginąć.
Kenami zdobyła też czwórkę przyjaciół, którzy tak jak ona przeżyli prowadzone na nich badania. Razem tworzyli zgraną paczkę. Mimo bólu spowodowanego rozmaitymi zabiegami, nie żyło im się tak najgorzej. Wierzyli, iż kiedyś wyrwą się z rąk Kuroi Kitsune. Aż do pewnego incydentu…
Mugi – jedna przyjaciółek Kenami nie przeżyła pewnego badania. Dziewczyna dosłownie oszalała z rozpaczy i użyła swoich mocy, aby uwolnić resztę z rąk swojej rodziny. Było to jednak tragiczne w skutkach. Kontratak Kuroi Kitsune sprawił, iż tylko Kenami przeżyła tę potyczkę.
Zagubiona na mroźnej Syberii, czekała na pewną śmierć. O ironio nie z zimna i głodu, a z rąk ludzi.
Zmarznięta Kenami oparła się o jedno z drzew. Nie czuła stóp ani rąk. Jedynym źródłem ciepła była powoli zastygająca krew na jej ciele. Należała do różnych osób. Isoshiego, Miyomi, strażników, którzy ich gonili… Wszystkie te osoby już nie żyły. Odeszły bezpowrotnie. Dziewczyna wiedziała, że jej czas też się kończy. Była wyczerpana. Energia życiowa uchodziła z niej, niczym powietrze z przebitego balonu. Nawet nie dawała już rady lewitować.
            Siedziała tak w białym puchu, nie będąc świadomą, ile czasu mija. Powoli zimno przestawało jej przeszkadzać. Traciła czucie w ciele. (…)
            Nagle wśród drzew usłyszała cichy tupot stópek. Podniosła wzrok i rozejrzała się dookoła. Przed sobą dostrzegła małego śnieżnego liska. Biały futrzak cicho na nią warczał. Patrzył zaczepnie natwarz nastolatki. Zaraz za nim zza drzew wyszła piątka jego małego rodzeństwa i ona… Piękna, biała, puszysta lisica. Kenami utrzymywała z nią kontakt wzrokowy przez dłuższy czas.
            Logicznie rzecz biorąc, zabicie tych lisków mogłoby być dla Kitsune zbawieniem. Mogłaby się pożywić i ogrzać… Jednak zabicie bezbronnych zwierząt byłoby niewybaczalne. Wolała sama zginąć niż je zniszczyć.
            Lisica w końcu zdecydowała się co zrobić. Dzikie zwierze podeszło do przestraszonej szatynki. Jak nie patrzeć byli to leśni łowcy… Samica polizała Kenami po twarzy, po czym usiadła na jej kolanach, kładąc łepek na ramieniu dziewczyny. Lisiątka położyły się koło mamy, ogrzewając nogi Kitsune.
- Arigato… - Szepnęła zielonooka. Przymknęła oczy, z których poleciało kilka łez. Nie chciała, żeby to wszystko się tak skończyło. Zawsze myślała, że ucieknął razem. Ona, Seki, Miyomi, Mugi, Isoshi i jego siostrę Nagisę, którą wspólnie wyrwaliby ze szponów Kuroi Kitsune. No i oczywiście Vitsumi! Razem zamieszkaliby gdzieś… Daleko od tego wszystkiego. Może we Francji? Miasto miłości! Może Isoshi… No zrobiłby krok w stronę ich wspólnej przyszłości? Kenami wie, że dzieli ich różnica wieku ale… On jest taki dobry! I opiekuńczy! I… I był taki kochany…
            No tak. Przecież Isoshi nie żyje. Więc takie marzenia już nie mają sensu. Fajnie byłoby przeżyć, ale to też nie jest zapewnione. Zimno jest zbyt przeszywające, aby się ruszyć, a umysł dziewczyny zbyt zmęczony, aby robić cokolwiek.
- Sayonara, Onee~chan… - Zapłakała Kenami, po czym wtuliła się w białe futro lisicy.
Zasnęła.
Obudził ją niespodziewany strzał i skomlenie lisicy. Kenami spojrzała na zwierzątko na swoich kolanach. Samica miała szeroko otwarte oczy. Z jej czaszki leciała stróżka krwi. Została postrzelona. Młode liski podniosły krzyk. Wszystkie zaczęły piszczeć.
Kenami spojrzała w kierunku, z którego padł strzał.
Zobaczyła trzech wysokich, ogromnych mężczyzn w grubych ubraniach moro. Na głowach mieli puchate czapki-uszatki, a w dłoniach długie strzelby. Krzyczeli coś głośno po rosyjsku.
            W Kenami drugi raz coś pękło. To zwierzątko chciało ją ochronić przed zimnem, i w podzięce zostało tak brutalnie zamordowane.
- Wy ścierwa! – Wrzasnęła Kitsune. Zerwała się na nogi. Chciała podbiec do mężczyzn i pokazać, gdzie jest miejsce takich śmieci, ale nie dała rady. Upadła na śnieg.
No tak, nie miała czucia w nogach. Zamarzły… Nie mogła wstać, więc postanowiła obronić lisiątka. Położyła się na nie, szczelnie otulając je swoim ciałem.
            Napastnicy podeszli do dziewczyny. Zaczęli rozmawiać w obcym dla niej – rosyjskim – języku.
- А это что? – Zaśmiał się jeden. Złapał Kenami z ramię i pociągnął do góry.
- Девушка! – Drugi wziął w ogromną, ochronioną rękawicą dłoń, podbródek dziewczyny. Dokładnie obejrzał jej twarz pokrytą krwią. Nie przejmował się tym zbytnio. Myślał, że to pozostałości po strzale w lisa. – Красивая…
Kenami nawet nie starała się ich słuchać. Cieszyła się, że mężczyźni przestali zwracać uwagę na zwierzątka. Małe liski w popłochu uciekały. Były już prawie niewidoczne w śnieżnym puchu.
- Однажды у меня не было такой молодой… - Trzeci mężczyzna odstawił na bok strzelbę. Oparł ją o pień drzewa.
- Не только ты, Иван… - Pierwszy spojrzał na kompana z ostrzeżeniem w oczach.
- Я знаю, не волнуйтесь… - Mężczyzna rozpiął rozporek w spodniach. - Мы готовы поделиться!
            Trzej Rosjanie byli pijani – alkohol wyczuwało się od nich na kilka metrów.
- Zostawcie mnie… - Szepnęła przerażona Kenami. Tak to się ma skończyć? Zostanie zgwałcona przez jakichś trzech yeti, a potem zabita?
Mężczyźni nie słuchali jej. Wesoło rozmawiali, podczas gdy ustalali dalszy plan wydarzeń. Jeden z nich rzucił ją na drzewo. Stanął tak blisko, iż torsem opierał się o jej plecy. Jedną dłonią przejeżdżał po jej tali, a drugą chciał wsunąć pod krótką sukienkę dziewczyny.
            Zielonooka postanowiła nie zakańczać tak swojego życia. Spojrzała na strzelbę stojącą obok. Jej organizm był wyczerpany. Nie dała rady nawet stać – Rosjanin musiał ją podtrzymywać. Ale dzięki drzemce z lisicą na kolanach jej umysł trochę się rozjaśnił. Dopiero teraz to poczuła. Podczas niebezpiecznej sytuacji adrenalina podnosiła jej umiejętności.
Strzelba uniosła się. Lufa została wycelowana w jednego z mężczyzn. Strzeliła. Trafione w głowę ciało upadło bezwładnie na grubą warstwę śniegu. Chciała strzelić drugi raz, ale niestety – magazynek był pusty. Nie zraziła się jednak. Wbiła broń bezpośrednio w głowę Rosjanina stojącego nieopodal.
- Ведьма! – Wrzasnął napastnik stojący tuż za Kitsune. Uderzył ją otwartą ręką tak mocno, że dziewczyna odleciała na kilka metrów. - Что ты сделала?!
Wyjął sztylet i rzucił się na dziewczynę.
            Nagle stało się coś, czego dziewczyna nigdy by się nie spodziewała. Trzej mężczyźni (w tym dwóch nieżyjących) stanęli w płomieniach. Wielka, czerwona, skrząca się łapa złapała krzyczącego Rosjanina. Podniosła go i wrzuciła do wielkiej paszczy, wiszącej kilkaset metrów nad ziemią.
- Duch? – Kenami zapytała sama siebie. Nie wiedziała czy to co się dzieje to jest sen czy jawa. Zbyt dużo wydarzyło się tego dnia, aby móc odróżnić jedno od drugiego.
- Kim jesteś? – To pytanie padło z ust szatyna stojącego nad dziewczyną. Jego długie włosy spadały jej na twarz. Miał błyszczące, czarne oczy i wąskie usta, układające się w lekki uśmiech.
- Kim jestem? – Powtórzyła zielonooka. Uśmiechnęła się lekko. – Nie jestem pewna. Chyba jestem potworem…
- Więc chyba jesteśmy rodziną – Zaśmiał się wesoło chłopak. – Na mnie niektórzy też mówią „potwór”!
            Kenami patrzyła na niego zdziwiona. Wydawał się taki… Prawdziwy. Biło od niego takie przyjemne ciepło, że Kitsune miała ochotę wstać i rzucić mu się na szyję.
- Jesteś szamanem? – Zapytała siadając na śniegu. Była przemarznięta, ale dzięki ogniowi wypełniającemu powietrze wokół, mogła się już lekko poruszać.
- Tak, ale niedługo będę nazywany Królem Szamanów. – Chłopak kucnął obok szatynki. Przyjrzał się jej dokładnie. – Nie boisz się?
- Dlaczego miałabym się bać? – Zapytała szczerze. – To w końcu ja jestem cała we krwi…
- Chyba nie masz Ducha Stróża, co? – Młodzieniec zdawał się puścić mimo uszu ostatnie zdanie wypowiedziane przez dziewczynę.
- Nie. Ale twój jest naprawdę… Wow! – Kitsune zadarła wysoko głowę patrząc na przeogromnego stwora. Uśmiechnęła się z zachwytem w oczach. – One~chan z chęcią by cię pokonała!
Szatyn wybuchnął gromkim śmiechem.
- Uwierz, nie dałaby rady. – Czarnooki odwrócił się napięcie. Odszedł kilka kroków, po czym stanął przy ciele martwej lisicy. Złożył ręce niczym do modlitwy.
- Tak mi smutno, że ona zmarła… Że wszyscy tak szybko ginął. Te lisiątka… Ciekawe czy dadzą sobie rady. Powinnam ją obronić. Ona ma po co żyć… Zabili ją chociaż nie mieli do tego prawa. Ludzie są tacy głupi. Myślą, że mogą bawić się w bogów, zabierać i dawać życie. Gówno prawda. – Kenami sama nie wiedziała, dlaczego nagle zaczęła nawijać dla nieznajomego ten monolog. Może dlatego, że miała potrzebę wygadania się? – Pytałeś mnie kim jestem. Jestem dowodem na to, że ludzkość nie jest doskonała i nigdy nie uda im się stworzyć czegoś pięknego. Mogą jedynie niszczyć. Gardzę ludźmi… Są straszni! Ale mimo to… Mimo to wiem, że nic na to nie poradzę. Muszę wśród nich żyć, bo ich nienawidzę, a zarazem kocham. Życie jest takie pokręcone… Chciałabym umrzeć, a zarazem żyć.
Dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
- Co ja gadam… Tak bardzo źle się czuję… - Szepnęła sama do siebie.
- Wydajesz się być interesującą osobą. – Szatyn wyprostował się. Spojrzał na zielonooką. – Nie zabiję cię teraz tylko ze względu na to, że uratowałaś te lisy. Wiem, że jesteś niezwykła. Pomimo moich umiejętności nie umiem odczytać twoich myśli. Kiedyś możesz mi się przydać… Albo, jak przyjdzie odpowiedni moment, wyeliminuję cię.
- Przynajmniej mówisz otwarcie o swoich zamiarach… Zgodzę się na taki układ, pod jednym warunkiem. – Dziewczyna zdawała sie być dość pewna w rozmowie. W końcu nie miała nic do stracenia. Jeśli on jej nie pomoże, to i tak umrze. – Zaprowadzisz mnie teraz do mojej One~chan.
- Oho? Od kiedy to ty stawiasz warunki? – Zapytał zdziwiony.
- W zamian, kiedy będziesz potrzebował pomocy w Turnieju, moja siostra ci pomoże.
- Jesteś zabawna! Może zostaniesz moją ludzką maskotką? – Chłopak był najwidoczniej w wyśmienitym nastroju.
- Jeśli mi teraz pomożesz, mogę nią zostać.
            Czarnooki roześmiał się gromkim śmiechem.
- Nazywam się Asakura Zeke. A ty? – Zapytał rozweselony taką pogawędką. Już dawno nie miał takiej ciekawe osóbki na swojej drodze.
-  Kitsune Kenami. To jak, pomożesz mi Asakura~san?
- W sumie i tak teraz lecę do Japonii spotkać się ze swoim braciszkiem.. Jeśli to po drodze, mogę cię podrzucić, Kitsune~san.
- Dziękuję, ratujesz mi życie, Asakura~san! – Szatynka uśmiechnęła się przesłodko. – Kiedyś ci się odwdzięczę!
Po tych słowach dziewczyna wstała. Jej szczęście nie trwało długo, bo po zrobieniu kilku kroków zemdlała. Jej stan fizyczny jak i psychiczny był krytyczny. Nie mogła dłużej ani chodzić ani myśleć.
- Nie wiem, czy zdążysz… - Zaśmiał się chłopak, po czym wziął szatynkę na ręce. Co prawda nienawidził ludzkości i był pewien, że w końcu uda mu się ją zniszczyć. Ale ta dziewczyna wydawała się być ciekawa. Może kiedyś przyda się dla Asakury, taki ludzki posłaniec?”
Tak Kenami odnalazła Vitsimi. Dziewczyny nie mogły długo cieszyć się spokojem. Kuroi Kitsune zaczęło szukać uciekinierkę, Obiekt 136, który zniszczył jedno z największych laboratoriów całej korporacji i rozpłynął się gdzieś wśród Ziemian.
Dziewczyny postanowiły nie czekać, aż Kitsune Hidoi je znajdzie. Same zaczęły prowadzić misje sabotujące kolejne porwania niewinnych ofiar i  niszczyć nielegalne laboratoria.
W końcu jednak poczuły potrzebę odpoczynku. Ukryły się więc w Akademii Akumine, gdzie mogły spokojnie kontynuować edukację jak zwykłe nastolatki, jednocześnie obserwując Kuroi Kitsune.
Nie spodziewały się tego, iż spotkają tutaj najsławniejszych szamanów na świecie! Mimo, że z początku dziewczyny ukrywały prawdę o sobie, szybko zaprzyjaźniły się z radosną grupą nastolatków, którzy podczas Wielkiego Turnieju Szamanów dwukrotnie uratowali świat.
Ren powoli dowiadywał się o kolejnych skrywanych przez  Kenami tajemnicach. Na początek dowiedział się, że dziewczyna jest chora. Prowadzone badania na niej sprawiły, iż jej organizm przestał poprawnie funkcjonować. Kitsune podczas pobytu w Akumine przeżyła walkę z cudem ocalałym przyjacielem z laboratorium oraz uratowanie siostry Isoshi’ego z rąk Kuroi Kitsune. Dodatkowo Tao odkrył przeszłość i zamiary dziewczyny dotyczące przyszłości, bodczas ich wspólnej wyprawy do ruin laboratorium na Syberii. Polecieli tam z polecenia Fausta, który objął szatynkę opieką medyczną i poprosił o dowiezienie jak największej ilości dokumentów świadczących o zastosowanych na Kitsune eksperymentach.  
Ren wie, że Kenami jest bardzo chora. Zostały jej maksymalnie dwa lata życia – ta optymistyczna wersja wymaga od niej brania leków oraz zakaz używania mocy. Tak było na wakacjach, więc w tej chwili czas jej życia zmalał o ponad dwa miesiące. Dziewczyna starała się nie myśleć o tym i prowadzić normalne życie przeciętnej japońskiej nastolatki. Było to trudne, szczególnie z jej problemami rodzinnymi, które Tao dobrze rozumiał. Sam miał poważne problemy pomiędzy nim, a klanem, więc sytuacja zaistniała w Kuroi Kitsune niezbyt go zdziwiła.
- Tak w ogóle, to kiedy przestaniecie udawać, że nic między wami nie ma? – Zapytał Yoh, patrząc na Ren’a z chytrym uśmieszkiem na ustach. Szturchnął znacząco brata, który uśmiechał się w podobny sposób.
- Ale, że co? – Tao podniósł jedną brew do góry. Poczuł, że jego policzki zrobiły się nieco bardziej różowe niż zazwyczaj. Bardzo nie lubił tego uczucia.
- No… Wiesz. Ty i Kenami… Kiedy przestaniecie udawać, że nic między wami nie ma? – Hao patrzył znacząco w oczy Ren’a. Widok coraz bardziej speszonego Tao sprawiał mu dziwną satysfakcję.
- Ej! To moje prywatne sprawy! A wam nic do tego! – Prychnął Ren.
Bliźniacy zaśmiali się radośnie. Postanowili już więcej nie męczyć przyjaciela. Wiedzieli, iż Ren w środku swojego serca jest bardzo uczuciowy, a powierzchowne zachowanie bezduszności to zwykła maska.
Nagle usłyszeli głośne pukanie do drzwi balkonowych. Uśmiechnęli się szeroko widząc za szybą doskonale znane im dziewczyny.
Yoh szybko wstał i otworzył dziewczynom drzwi. Od razu pocałował narzeczoną w policzek. Nigdy nie zapomni dnia oświadczyn! Tak się denerwował! Zaangażował do tego wszystkich przyjaciół.
         „Na polanie stał Yoh. Ubrany w przepiękny, biały garnitur z czerwoną różą w dłoni. Widząc zszokowaną Annę uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi. Szczerze mówiąc od środka zjadał go stres, ale swoim zwyczajem nie mógł tego nikomu pokazać.
- Witaj, Aniu. – Podszedł do czarnookiej i podał jej dłoń, aby pomóc wyjść z samolotu. (…)
- Yoh… Co to wszystko znaczy? – Zapytała zaskoczona Kyoyama.
- Wszystkiego najlepszego Kochanie. – Asakura wręczył ukochanej kwiatek. Pociągnął dziewczynę w tylko sobie znanym kierunku. – Mam nadzieję, że ani Itachi, ani Ren ci nie nadokuczali za mocno…
- Byli wyjątkowo mili. – Anna patrzyła na chłopaka i nie mogła uwierzyć, że aż tak się dla niej postarał.
- Bardzo się cieszę. Pięknie wyglądasz. – Szatyn poprowadził nastolatkę wąską dróżką.
Krajobraz był bajeczny. Piaskowa, dobrze ubita droga, a po jej dwóch stronach rozciągający się po horyzont dywan traw i kwiatów. Zaczęli zbliżać się do lasu, gdzie rosły iglaste drzewa, aż znów znaleźli się na – tym razem – niewielkiej polance.  Yoh postarał się i wcześniej przygotował całą scenerię. Tysiące róż poustawiane w wazonach.
Pośrodku tego jakże uroczego przybrania postawiony był stół ze śnieżnym obrusem i piękną zastawą. Jedzenie wyglądało przepysznie, niczym wyjęte z pięciogwiazdkowej restauracji. Anna aż stanęła z wrażenia.
- Yoh… Ja… Nie wiem co powiedzieć. To jest przecudne. – Kyoyama uśmiechnęła się uroczo. Czuła niesamowite ciepło w sercu, widząc jak jej chłopak bardzo się dla niej postarał. Jak wszyscy się postarali.
- Cieszę się, że ci się podoba. Zapraszam do stołu. – Asakura zrobił kilka kroków do przodu i odsunął krzesło, wskazując na nie skinieniem głowy.
- Dziękuję. – Blondynka skorzystała z zaproszenia.
Patrzyła z podziwem, jak jej ukochany nalewa do kieliszków szampana.
- Chyba nie masz nic przeciwko temu? – Zapytał ze strachem Yoh.
- Nie Koteczku, nie mam. – Anna zaśmiała się wesoło. – Myślę, że jeśli możemy ratować świat przed złymi duchami i demonami, możemy też napić się trochę alkoholu.
- W sumie masz rację. – Szatyn usiadł naprzeciwko swojej dziewczyny. Uniósł kieliszek do góry. – Wszystkiego najlepszego, Kochanie.
Kiedy słońce zaczęło powoli schodzić z nieba, aby ustąpić miejsca dla księżyca, Yoh zaproponował dziewczynie spacer. Ta ochoczo się zgodziła. Miała niesamowicie dobry humor. Śmiała się i żartowała cały czas, tak jakby nie była sobą.
           Asakura też nie zachowywał się „codziennie”. Mimo uśmiechu na twarzy był dość nerwowy. Zaciskał palce na dłoni blondynki i przygryzał wargi. To nie umknęło uwadze Anny.
- Yoh, coś się stało? – Kyoyama spojrzała na ukochanego, nieco zmartwiona.
- Aniu… Bo ja chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. Znaczy… - Wciągnął powietrze mocno do płuc, po czym wypuścił je z głośnym świstem. Rozejrzał się dookoła. – Pamiętasz to miejsce?
- Pewnie, że tak. – Blondynka spojrzała przed siebie. Niedaleko nich, pośrodku lasu, rozpościerała się brama, a za nią stary, ale zadbany cmentarz. – To tutaj uratowałam cię przed tymi rozzłoszczonymi duchami. Trochę wydoroślałeś od tego czasu.
- Tylko trochę? – Zaśmiał się nerwowo Yoh. – Tak… Tutaj obiecałem ci coś. Obiecałem, że zostaniesz Królową Szamanów, ale niestety nie mogłem tego spełnić…
- Przestań, przecież wiem jak to było. Muszę się pogodzić, że już nigdy nie zasiądę na tronie.
- Aniu, ale ty nadal jesteś królową. Moją królową… - Asakura znowu wciągnął powietrze nosem, a wydmuchał ustami. Patrzył na Annę wielkimi, przepełnionymi strachem oczyma. Uklęknął przed ukochaną na jednym kolanie, po czym sięgnął do wewnętrznej kieszeni garnituru. Wyjął z niej niewielkie, czerwone pudełeczko w kształcie serca.
- Yoh, co ty… - Szepnęła zdziwiona Kyoyama.
- Aniu… Czy zostaniesz królową mojego życia? – Zapytał nieco drżącym głosem, otwierając pudełko. Kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, postanowił ponowić pytanie. – Czy… Wyjdziesz za mnie?
            Źrenice Anny rozszerzyły się niemiłosiernie. Uśmiechnęła się promiennie i skinęła energicznie głową.
- Tak… Tak Koteczku! – W oczach Kyoyamy pojawiły się łzy wzruszenia. Nie myślała, że Yoh to zrobi. Na pewno nie teraz, nie w takich okolicznościach. Ale stało się. Teraz jest oficjalnie narzeczoną Asakury Yoh!”
- Co wy na to, żeby obejrzeć razem jakiś film? – Zapytała od progu Aya. Podbiegła do stołu i położyła na nim trzymane w rękach paczki chipsów. Objęła za szyję Hao i cmoknęła go w czubek głowy.
Chłopaki trochę zdziwili się, że przyjaciółki przyszły tu razem z Tiff. Dziewczyna chyba też była zdziwiona tym faktem, ale nie protestowała. Trochę martwiło ją to, że zaczęła przyzwyczajać się do współlokatorek, a nawet darzyć je sympatią. Chociaż w sumie… Z tymi wariatkami inaczej się nie dało!
- Jasne! Wieczór w towarzystwie pięknych kobiet zawsze mile widziany. – Zaśmiał się Hao. Złapał ukochaną w pasie i posadził sobie na kolana.
- A Itachi nie ma nic przeciwko? – Kenami wiedziała, że brunet dużo uczy się do egzaminów i nie była pewna, czy taka „impreza” przypadniemy do gustu.
- Co ja? – Jak na zawołanie w pokoju pojawił się Uchiha ze stertą książek pod pachą.
- Masz coś przeciwko, żebyśmy dzisiaj spędzili wieczór tutaj? Obejrzymy jakiś film, zjemy coś smacznego! – Morri spojrzała na przewodniczącego z miną proszącego kotka.
- W sumie… Mam na dzisiaj dosyć nauki. Potrzebuję restartu! – Itachi odrzucił książki na łóżko i przeciągnął się leniwie. Rozluźnił krawat, który po chwili wylądował tuż przy lekturach.
- Super! – Aya klasnęła w dłonie. – Kenami, napisz też do Deidary i Sasori’ego! Na pewno się ucieszą!
- O nie! Blondynki nie chcę! – Zaprotestował Uchiha.
- Kogo ty oszukujesz, wszyscy wiemy że to twój przyjaciel. – Anna lekceważąco machnęła ręką.
- Co ty powiedziałaś?! – Brunet zmarszczył brwi.
- Wysłane! – Kitsune wyszczerzyła ząbki. – Teraz wybieramy film! Losujemy kto wybiera?
- Znowu wygra Yoh! To zbyt wielki szczęściarz! – Parsknął Ren.
- Nie moja wina! – Zaśmiał się Asakura.
- Jasne, pewnie oszukujesz!
- Dzięki za zaproszenie! – W drzwiach stanął Deidara razem z Sasori’m. Trzymali w dłoniach reklamówki z napojami.
- Ja was nie zapraszałem. – Prychnął Itachi.
- Na szczęście to nie tylko twój pokój! – Blondyn pokazał przyjacielowi język.
Wszyscy zaśmiali się radośnie. Pomimo sprzeczek atmosfera była sielankowa. Wszyscy śmiali się i żartowali. Ustawili łóżka tak, aby każdy znalazł dla siebie miejsce. Wybrali film i oddali się przyjemności spędzania wieczoru razem.
Każdy czuł się w tym towarzystwie wyśmienicie. Tworzyli jedną rodzinę. Nawet Tiff okazała się nie być taką absolutną zołzą na jaką początkowo wyglądała. Wszyscy cieszyli się, że mogą w spokoju posiedzieć i obejrzeć nową ekranizację.
Ren był nieco zaskoczony, że Kenami naprawdę zaufała młodej Red. Chciała ją sprawdzić, tak jak każdego tutaj, ale nie zrobiła tego. Sam jej to zresztą zalecił. Dokładnie pamiętał tamtą noc, kiedy spotkał się z Kitsune na balkonie.
- Przynajmniej mam czas, żeby sprawdzić tą całą Red. – Powiedziała Kenami, opierając się o barierkę.
- Tą Nową? – Ren podniósł jedną brew do góry.
- Tak.
- Nie minęła ci ta mania prześladowcza? Daj spokój, Kenami. Założę się o nerkę, że to zwyczajna nastolatka z wymiany.
- A co jeśli nie? Co jeśli jest powiązana z Kuroi Kitsune?
- Przestań. Równie dobrze Kakashi i Jiraya też mogliby być szpiegami. I każdy z tej szkoły. Nie popadaj w paranoję. Niech to będzie twój test. Po prostu zaufaj jej!
- A co jak mi poderżnie gardło w nocy? Będziesz miał mnie na sumieniu!
- To weź Bason’a. Niech będzie twoim duchem stróżem.”
Od tamtej pory chiński wojownik naprawdę spędza więcej czasu z Kenami niż z Ren’em. Tao nie ma nic przeciwko temu. Wręcz przeciwnie – wie, że z Bason’em dziewczyna jest bezpieczna.        
Jednak w tej chwili nikt nie myślał o niczym złym. O demonach, bólu, śmierci czy problemach ze swoimi klanami.
Przecież są bezpieczni, wśród rodziny. Może i mieli inne nazwiska, ale byli połączeni czymś o wiele ważniejszym – związani więzami dusz.
Złączeni ze sobą linią przeznaczenia, nie mogli bez siebie żyć.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

~*~ENDING~*~

Kenami: I oto się zjawił, w nowym, 2018 roku!
Aya: Nowy odcinek! Ta-dam!
Yoh: Tak jak było w „zapowiedziach”, typowo przypominający, co się działo w poprzednich odcinkach.
Hao: I nawet w niezłym czasie. Tylko dwa miesiące…
Kenami: Nie ironizuj! Jak na mnie to niezły czas! Ciężko jest streścić 35 odcinków w jednym!
Ren: Ale już większość miałaś napisane i…
Kenami: Ale musiałam czytać od nowa, dobra?! Po za tym, Odcinek 36 mam już w całości napisany, więc będę musiała go tylko sprawdzić!
Hao: Często tak mówisz -_-
Kenami: Bo ci w nocy obetnę włosy! >_<
Hao: Jesteś potworem ;_;
Kenami: Wiem! Ale nie aż takim strasznym na jakiego wyglądam. Dlatego też chciałabym serdecznie podziękować wszystkim odwiedzającym mój blog, a szczególnie osobom, które na pewno przeczytały odcinek i pozostawiły po sobie ślad. Wyrazy wdzięczności dla:
Lacerta Lovegood
Halley S.
Klaudia12345
Ahsoka Gehabih
Anna: Wasze komentarze wiele znaczą. Dziękujemy wszyscy! J
Yoh: Teraz nie zostaje nam nic innego jak życzyć Wam szczęśliwego Nowego Roku! Jak czujecie się z tym, że w kalendarzach cyferki układają się w 2018? :D
Hao: Staro -_-
Yoh: Nie przesadzaj, jesteśmy w tym samym wieku! Dosłownie!
Hao: Nieprawda! Jestem starszy! ;_;
Itachi: Co ja mam powiedzieć..?
Aya: Nic. Możesz już zacząć wybierać wieniec po…
Anna: AYA!
Kenami: A ja tam lubię jej poczucie humoru ^^ „Czarny” żart zawsze w cenie! Mam nadzieję, że odcinek Wam się podobał. Obiecuję niedługo wrzucić coś nowego. Zapraszam też do zapoznania się z drugą pisaną przeze mnie historią: "Pamiętnik Kati i Ren'a" oraz na mój kanał YouTube, gdzie od czasu do czasu wrzucam jakieś filmiki. Oto moja ostatnia produkcja: >>KLIK<< 
A jak na razie… 
Ja ne!