środa, 28 lutego 2018

Odcinek 37: Otwarte karty!


Kartka w kalendarzu pokazywała dwudziesty trzeci dzień dziesiątego miesiąca roku.
Od pamiętnego festiwalu, zespół „Eve” stał się synonimem jedności, a Morri Aya w kilka dni została idolką wśród wielu nastolatków w Japonii. Dostała nawet kilka propozycji wywiadów do gazet.
Przyjaciele są pewni, że gdy tylko wydadzą płytę, Aya dostanie zaproszenie do telewizji i żurnali mody.
Teraz jednak trwała dość nużąca lekcja matematyki. Chociaż uczniowie klasy I B bardzo chcieli ją przetrwać bez większych problemów, nie każdemu się to udawało.
            Kenami ziewnęła szeroko.
            - Kitsune, proszę nie spać! – Nauczyciel matematyki spojrzał na nią surowo. – Jeśli się nudzisz, wstań i rozwiąż zadanie przy tablicy.
            - Przypał… - Zaśmiała się pod nosem Aya, patrząc ze współczuciem na przyjaciółkę. Założyła za ucho pasmo białych włosów.
Chociaż w swoim odczuciu pogodziła się z „Itamishi” i zapanowała nad nim, to ani czarna plama na skórze, ani zmienione pasemko włosów nie chciało zniknąć. Błęłkitnooka bała się, że tak jej zostanie. Niby Hao mówił, że mu to nie przeszkadza, ale Aya czuła się oszpecona.
            Kitsune westchnęła głośno. Leniwie wstała z ławki, chcąc grać na czas. Ruszyła ku tablicy, kiedy nagle rozwył się głośny szkolny alarm, nawołujący do zebrania wszystkich uczniów „ w bezpiecznym miejscu”.
            Starszy Asakura przewrócił z politowaniem oczami. Złapał przyjaciółkę za dłoń, zmuszając ją do nachylenia się.
            - Kenami, przegięłaś. Nie możesz wykorzystywać swoich umiejętności do…! – Długowłosy poczuł obowiązek zbesztania uczennicy.
            - Hao, ale to nie ja… - Szatynka zrobiła naprawdę zdziwioną minę.
            - To nie są ćwiczenia! Prosimy zachować spokój i udać się do bezpiecznego punktu! – Ze szkolnych głośników zaczął wypływać sztuczny głos syntezatora, nagranego na płytę i odtwarzanego w razie potrzeby. – Powtarzam! To nie są ćwiczenia! Prosimy zachować spokój i ud…
            - Sensei, co się dzieje? – Zapytała jedna z uczennic.
            - Nie wiem, ale musimy zachować spokój. Proszę, abyście wstali. Teraz powoli wyjdziemy i udamy się na salę gimnastyczną. – Zażądał nauczyciel. Miał nietęgą minę oznaczającą jedno – sam był nieźle przestraszony.
Przyjaciele spojrzeli po siebie zdziwieni.
            -Yoh! – Nad głową szamana zawisnął Amidamaru. – Nie mam dobrych wieści…
            - Napadli nas kosmici? – Zażartował niefortunnie Asakura.
- Gorzej. – Obok Ayi pojawiła się Eve. Miała niezwykle poważną minę. – Kuroi Kitsune.

~*~ OPENING ~*~

- Keni, spokojnie – Ren złapał delikatnie Kitune za dłoń. – Jeśli będziesz się denerwować…
            - Nie mogę tu tak spokojnie iść do schronu, wiedząc że oni tu są. Kuroi Kitsune są zdolni do wszystkiego! Cholera… Co oni tu robią?! – Warknęła zielonooka zdenerwowana nie na żarty. Wyrwała dłoń z uścisku młodego Tao.
            - Jeśli bardzo chcesz, wymkniemy się tam i… - Zaproponował Yoh.
            Wszyscy uczniowie Akademii Akumine szli właśnie korytarzem w kierunku sali gimnastycznej, która w razie kryzysowych sytuacji była przystosowana do służenia za bunkier.
            - Nigdy w życiu was na to nie narażę! – Zielonooka czuła się spanikowana.
- Już to przerabialiśmy, Kenami! Przecież nic nam się nie stanie.– Aya uśmiechnęła się pocieszająco. - Troszkę zaufania!
Kenami parsknęła cicho. Patrzyła ze strachem na przyjaciół. Każdy był w nieciekawym humorze. Jej najbliżsi byli rozdrażnieni i czujni, a cała reszta uczniów zdawała się być przerażona całą sytuacją. Kitsune nerwowo zacisnęła dłonie w pięści. – Myślicie… Że oni są tu po mnie?
            - Nawet jeśli tak, to nikt cię stąd nie zabierze. Nie pozwolę na to. – Obiecał Ren, mówiąc poważnym nawet jak na niego głosem. – Nie wrócisz do laboratorium, nie bój się.
            - Właśnie, obronimy cię. Masz przy sobie elitę ziemskich szamanów! – Hao złapał za dłoń Ayę. Chciał, żeby dziewczyna czuła teraz jego bliskość.
            - I jedną nieśmiertelną pół-demonicę! – Morri puściła przyjaciółce oczko.
            - Dziękuję wam wszystkim, jesteście wspaniali. – Kenami czując wsparcie najbliższych, miała wrażenie, że większa część strachu odeszła w kąt. Przysunęła się bliżej Ren’a i oparła głowę o jego ramię. Chłopak nawet się nie zarumienił. Nie myślał teraz o tym, że uczniowie zaczynają cicho szeptać o „nowej parze”.
            Martwił się o Kenami. Ostatnie wydarzenia, bardzo ich do siebie zbliżyły. Dużo sms’owali, nocami często widywali się na balkonie. Tao pomagał nagrać dziewczynie taśmę ze „Sfinksami”, rozmawiał z Faustem o jej chorobie, konsultowali się też razem z innymi specjalistami. Dodatkowo, przecież oboje brali udział w przygotowaniach do festiwalu. 
            Spędzali ze sobą większość wolnego czasu.
            Oczywiście nigdy jej tego nie powiedział, bo jak by to brzmiało, ale… Kochał ją. I cholernie się bał o jej zdrowie i życie.
            - Musimy zaopatrzyć się w broń. – Powiedział pewnie złotooki.
            - Hm, mogłabym dać wam miecze, tak jak przy ataku na Króla Duchów… – Zaproponowała Aya.
            - Znów poczuć moc Tsuchukary? – Zapytał na głos Tao, udając się w świat wspomnień i marzeń. – Interesująca propozycja.
            - …ale nie wiem jakby na to zareagował Itamishi. – Dokończyła Morri, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.
            - Może lepiej nie ryzykować. – Zaproponował Hao, któremu aż serce zadrżało na myśl o czarnym mieczu.
            - Duchy nie mogą nam dostarczyć broni. Sami… Wydostaniemy się stąd. Możemy uciec z tłumu. - Yoh zaczął snuć swój plan. Nie podobało mu się to, że ktokolwiek grozi dla Akumine. Ta szkoła to jego dom i czuje się związany zarówno z tym miejscem, uczniami jak i nauczycielami. – Amudamaru, co tam się dzieje?
            -  Nad Akumine krążą uzbrojone helikoptery z logiem Kuroi Kitsune. W środku są żołnierze. Dodatkowo z lasu wyłaniają się jakieś dziwne maszyny. – Zakomunikował samuraj.
            - Androidy. Uh… Będzie ciężko. - Westchnęła Kenami. – Nie możemy jednak dopuścić do bezpośredniego ataku na uczniów.
            - Więc chodźcie ze mną. Jiraya będzie potrzebował doświadczonych wojowników.
            Przyjaciele nagle zatrzymali się. Cały czas trzymali się z tyłu ewakuujących się ludzi. Dopiero teraz zauważyli, że obok nich idzie Kakashi.
            - Co ty tu robisz?! – Krzyknęli całą gromadą.
            - Cicho! Nie zwracajcie na siebie uwagi! – Szarowłosy naciągnął golf jeszcze wyżej, zasłaniając mocniej swoje usta. Skinął głowę w boczny korytarz. – Chodźcie.
            Odwrócił się i razem z uczniami ruszył w pokazanym wcześniej kierunku. Szli kilka minut. Skryli się w kanciapie, gdzie panie sprzątaczki trzymały swoje miotły. Kakashi odsunął na bok jeden z regałów zagraconych środkami czystości. Za półką pokazały się tajemnicze drzwi. Mężczyzna bez namysłu otworzył je i gestem ręki zachęcił przyjaciół do wejścia w nieznane im części Akumine.
Mimo zdziwienia nikt nic nie mówił. Przyjaciele szli jeden za drugim, rozglądając się nieśmiało dookoła. Poruszali się długim, zimnym korytarzem. Jedynym źródłem światła była latarka Kakashi’ego.
Hao nie zastanawiając się długo wysunął przed siebie dłoń, na której pojawił się płomień ognia. Rozejrzał się dookoła. Korytarz był wąski i niski, cały wyłożony szarą glazurą.
Potajemne przejście pod ich kochanym, dobrym Akumine!
- Gdzie idziemy?  - Zapytał zaniepokojony Tao.
- Zobaczycie. – Odparł Kakashi. Po kilku minutach ich ciekawość została zaspokojona.  
- Przecież to Akademik… - Zdziwiła się Aya, wychodząc doskonale jej znane pomieszczenie. Wyłonili się z drzwi na zapleczu kuchni. Morri czasem wpadała tu podjeść jakieś smakołyki.
- Tak. – Kakashi przytaknął delikatnie uczennicy. Wyszli na korytarz, po czym udali się do jedynego pokoju na parterze, które było biurem zarządcy akademika (czytaj: pokoju do spania i czytania sprośnych książeczek Kakashi’ego). Stało tam drewniane biurko, półka z książkami, stolik kawowy, kanapa i dwa fotele. Wszystko skromne, ale ładnie dopasowane.
Przyjaciele nie przybyli tu jednak dla podziwiania gustu swojego zarządcy.
- Cieszę się, że przybyliście. – Jiraya siedziała biurkiem. Miał srogi, zdenerwowany wyraz twarzy. Opał ręce na łokciach o blat. Nerwowo stykał ze sobą palce u rąk.
Yoh, Hao, Aya, Anna, Ren i Kenami stali przed dwoma mężczyznami pełni skrajnych emocji. Nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć.
- Co się dzieje, Jiraya~sensei? – Hao mocno zmarszczył brwi.  
            - Cóż, nie wiem od czego zacząć. Już od dawna chciałem z wami porozmawiać, ale nigdy nie było okazji… Szkoda, że ta nadarzyła się w takiej sytuacji. - Dyrektor westchnął głośno. Zerwał z szyi krawat i niechlujnie rzucił go na blat biurka. – Dziś otwarcie zaatakowało nas wojsko Kuroi Kitsune.
            - Przepraszam! – Kenami ukłoniła się w pas, przez co ledwie się nie przewróciła. Kręciło jej się w głowie, a serce kołatało w klatce piersiowej. Tak bardzo się bała tego, co teraz nastąpi!
            - Oh, nie wymagam od ciebie przeprosin, Kenami~chan. – Szarowłosy uśmiechnął się lekko. – Nie kłaniaj się. To nie twoja wina…
            - Właśnie, że moja! – Dziewczyna zrobiła krok w przód, prostując się automatycznie. – Oni są tu po mnie!
            - Najprawdopodobniej tak, ale to i tak nie twoja wina. Swoją drogą… To ty jesteś odpowiedzialna za ten ostatni atak terrorystyczny?  - Zapytał Jiraya nieco zbyt wesołym tonem, jak na zaistniałą sytuację.
            - Nie nazwałabym to atakiem terrorystycznym. - Kenami schyliła głowę z zakłopotania.
            - Nie no kawał dobrej roboty. Kuroi Kitsune dostało po nosie. Musieli oddać większą część swojego majątku i zdobyczy laboratoryjnych. – Kakashi kiwnął z uznaniem w stronę zielonookiej.
            - O tym chciałeś z nami porozmawiać? – Zapytał rzeczowo Tao.
            - Skąd wiesz o Kenami? Bo mówisz jakbyś wiedział o czym mówisz… - Aya założyła ręce na piersiach, czekając na wyjaśnienia. Nie z nią te numery!
            - Oboje z Kakashi’m wiemy o wszystkim. Pamiętacie urodziny Shi? Nie byliśmy tam przypadkowo. To moja znajoma. Zresztą… Przyjaźniłem się również z Minoru i Reiko. Waszymi rodzicami. – Jiraya spojrzał zarówno na Ayę, jak i wiszącą nad nią Eve.
            Przyjaciele przez chwilę milczeli.
            - CO?!
            - No cóż… Tak jak mówiłem wcześniej, to bardzo długa historia… - Dyrektor podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś!? – Błękitooka zdenerwowała się nie na żarty. Widać było gniewne ogniki w jej oczach. 
- Przepraszam. Nie chciałem burzyć waszego życia w Akuminę, ale widzę, że nawet po przerwaniu Turnieju Szamanów nie jest wam dane żyć spokojnie. Naprawdę, przepraszam. – Dyrektor ukłonił się nisko przed Ayą.
Ta jednak dalej miała hardą minę. To nie było miłe ze strony staruszka!
Nagle na podwórku rozległ się głośny zgrzyt, oświadczający włączenie megafonu wzmacnianego dobrymi głośnikami.
- Jiraya~sama! Czekaaaaam! Zostało ci pięć minut, Staruszku! – Kenami aż zadrżała na dźwięk tego głosu.
- Masao! – Warknęła pod nosem.
- Oh, wujek przybył w odwiedziny? – Zapytał kpiąco Ren.
- Ciesz się, że twojego tu nie ma. Ten był dopiero straszny. - Yoh jak zawsze starał się „załagodzić” sytuację. Niestety spowodował jedynie wściekły wyraz na twarzy młodego Tao.
- Słuchajcie nie zostało nam wiele czasu. – Jiraya zmarszczył gniewnie brwi. – Dostałem „propozycję”. Wojsko wycofa się, jeśli dobrowolnie oddam w ręce najeźdźców Kenami~chan.
-Nigdy na to nie pozwolę! – Wrzasnął Tao, stając przed Kitsune, zasłaniając ją własnym ciałem.
- Jiraya~sensei, chyba pan nie wie, co pan mówi! – Yoh zmarszczył groźnie brwi. On nigdy nie pozwoli na skrzywdzenie kogokolwiek z jego przyjaciół!
- Jesteśmy jednością, nie wydamy nikogo z nas! – Krzyknęła Aya. – Jeśli chcesz wydać ją, musisz wygonić na dwór nas wszystkich!
- Dajcie mi dokończyć! – Dyrektor aż uderzył pięścią w stół. Był zły. Jak oni mogli pomyśleć, że sprowadził ich tu, żeby oddać Kenami w ręce Kuroi Kitsune! – Słuchajcie, nie znam dokładnej historii Kenami, chociaż nie ukrywam, że z chęcią ją poznam. To jednak ustalimy przy herbatce, kiedy już szkoła będzie bezpieczna. Dziwnie się czuję, prosząc nastolatków o pomoc, ale wiem, że jesteście doświadczeni w walce. Mam tu śmietankę towarzyską szamanów, którzy pokonali samego Zeka! Już nie wspominając o walce z tym chorym demonem… Ale wracając… Chcę was poprosić o pomoc. Głównie liczę na ciebie, Bogini Demonów.
Jiraya lekko ukłonił się Ayi. Ta nadal wyglądała na zdenerwowaną.
- Pomogę. – Powiedziała twardym tonem. – Ale po całej tej aferze, musimy poważnie porozmawiać.
- Rozumiem… - Jiraya skinął posłusznie głową.
- Rzecz jasna my też pójdziemy! Im nas więcej tym lepiej. – Yoh wypowiedział się za wszystkich. Spojrzał znacząco na Annę i Kenami. – Wy oczywiście zostaniecie.
- Wiecie, że jako dyrektor nie powinienem was narażać? – Jiraya pokręcił głową z niedowierzaniem. Że też on musi prosić dzieciaki o pomoc!
Sam był dobrym szamanem. Czuł się silny, jednak miał już swoje lata. Bał się, że nie podoła całej armii robotów i żołnierzy. Szczególnie, że miał do ochronienia całą szkołę! Młodzież, która stała przed nim była doświadczona w boju. Silna i pełna energii. Dodatkowo byli bardzo zdeterminowani. W końcu mieli ochronić swoich przyjaciół!
- Poskarż się do kuratorium. – Parsknęła Aya.
- Ren, lecimy po broń! – Yoh klepnął przyjaciela w ramię. Na pożegnanie cmoknął Kyoyamę w policzek, po czym zniknął za drzwiami.
- Jasne. Kenami, Anna, zostańcie tutaj. – Rozkazał Tao, po czym zaraz za Asakurą wybiegł z biura.
- Uh, denerwuje mnie moja bezsilność! – Warknęła wściekła Kitsune.
- Przyzwyczaisz się - Westchnęła Kyoyama.
- JIRAYA~SAN! – Za oknem dźwięk stał się dużo bardziej donośny. – ZOSTAŁA MINUTA!
- I tyle mi wystarczy, żeby cię pokonać! – Parsknęła Aya. Spojrzała na dyrektora. – Czy reszta uczniów jest bezpieczna?
- Tak. Akumine jest przygotowane na różne ewentualności. Napad terrorystyczny jest jednym z nich. Dlatego też niedługo przybędą posiłki, więc walka nie powinna trwać długo. Mamy tak trochę grać na czas. - Jiraya rozgadał się nieco zbyt długo.
- To, że reszta jest bezpieczna mi wystarczy! – Aya machnęła lekceważąco dłonią. Ruszyła biegiem ku drzwiom. Tuż za nią ruszył Hao.
- Możecie coś przez ten czas poczytać. – Rzucił Kakashi do stojących bezradnie Anny i Kenami.
Szarowłosy poczekał chwilę na swojego przełożonego. Jiraya wyjął zza biurka ogromny zwój, po czym obaj mężczyźni wyszli z pomieszczenia kiwając dla dziewczyn na pożegnanie. Anna westchnęła głośno. Usiadła na kanapie w pozycji kwiatu lotosu, jednocześnie złożywszy dłonie do medytacji.
- Nie zostaje nam nic innego jak czekać. - Blondynka zachowywała maksimum spokoju. Już podczas pierwszej tury Turnieju Szamanów przyzwyczaiła się do „bezczynności”.
- Łatwo ci powiedzieć! To nie przez ciebie to wszystko się dzieje! – Zielonooka czuła w sobie ogromne pokłady nienawiści do całego świata. Zacisnęła mocno dłonie w pięści, chcąc jakoś odreagować stres. Nie mogła uwierzyć w to co się dzieje.
- Spokojnie Kenami, nikt cię o nic nie obwinia. Chodź, pomedytujemy razem. Mi to zawsze pomaga. – Blondynka uśmiechnęła się ciepło.
Wewnątrz bała się nie tylko o narzeczonego, ale i resztę przyjaciół. Widząc jednak stan, w którym była Kenami – zdawała sobie sprawę, że dla Kitsune spokój jest bardziej potrzebny niż dla samej Kyoyamy.
Zielonooka westchnęła głośno. Usiadła obok współlokatorki. Nie umiała się jednak skupić, słysząc że za oknem plac akademicki zamienił się w pole walki – w powietrzu unosiły się strzały i wybuchy, determinujące okrzyki przyjaciół.
Ziemia zatrzęsła się. Pewnie Aya użyła Tsuchikary. Albo Ren wykonał wielką kontrolę ducha i Bason stąpał po kostce ze swoją całą mocą. W sumie… Ciekawe jakie umiejętności ma Jiraya i Kakashi…?
W przeciwieństwie do Kenami i Anny, reszta przyjaciół mogła doświadczyć siły dyrektora na własnej skórze. Wyśmienicie „bawili się” niszcząc armię robotów. Walka z androidami była na tyle dobra, że nie trzeba było martwić się o unicestwienie ofiary.
- Gamabunta! Forma ducha! Do zwoju! – Jiraya patrzył na nieprzyjaciół z hardą miną. Bardzo nie podobało mu się, że ktoś zagroził jego uczniom. Nie minęła chwila, a staruszek stał na ogromnej, pomarańczowej żabie, odzianej w granatową kamizelkę. Stwór trzymał w pysku ogromną fajkę, z której leciał dym.
Aya szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.
- Przecież to… - Szepnęła, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Jak ona tego nie wyczuła!
- To Douoni, prawda? Zwierzęcy demon? – Hao stanął obok ukochanej. Dzierżył w dłoni Ognisty Miecz.
- T-tak… Myślałam, że… - Błękitooka potrząsnęła energicznie głową. To nie czas na takie rozmyślania. Jendak… Skąd Jiraya posiada zwierzęcego demona? I dlaczego Aya wcześniej go nie wyczuła? Czyżby dyrektor podobnie jak Vitsumi maskował swojego ducha w tatuażu lub czymś podobnym?
- Nie wiedziałem, że Jiraia~sensei jest szamanem! – Powiedział Yoh, odbijając się od ziemi tuż obok brata. Podbiegł do jednego z androidów i przeciął go mieczem na pół.
- Nikt nie wiedział. – Warknął Ren.
On nie był taki radosny. Przeczuwał, że to nie jest koniec ich kłopotów. Wykonał wielką kontrolę ducha i stanął ramie w ramie z ogromną żabą.
- Musimy zająć się helikopterami, Jiraya~sensei. – Zapowiedział Tao.
Dyrektor tylko skinął porozumiewawczo głową. Zanim jednak mężczyźni zdążyli rozpocząć atak, dwa helikoptery znajdujące się najbliżej nich zostały złapane przez wielkie dłonie wykonane z ziemi.
- Morri! – Złotooki spojrzał w dół.
Aya wyszczerzyła ząbki. Dla niej pokonanie tych maszyn to nie było żadne wyzwanie. Nie chciała jednak zrobić krzywdy żołnierzom lecącym w helikopterach. Dlatego ostrożnie odstawiała maszyny, łamiąc im śmigła, aby uniemożliwić dalszy lot.
Hao spojrzał w stronę Kakashi’ego. Ten jak gdyby nigdy nic czytał sobie jedną ze swoich ulubionych, zboczonych książeczek.
- Sensei?! – Asakura spojrzał na niego nieco oskarżycielsko. Jeśli szarowłosy nie ma żadnych mocy to powinien się ukryć, a jeśli jest szamanem, miło by było gdyby pomógł.
- Hm…? – Zarządca akademika podniósł wzrok znad książki. Zaśmiał się cicho. – Przepraszam, moje umiejętności nie są skuteczne na maszyny, więc nie za bardzo się wam przydam w tej chwili. Wkroczę, jeśli to będzie konieczne.
Szarowłosy jak gdyby nigdy nic wrócił do lektury książki.
- A-ale… - Długowłosy chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk głośnego wybuchu.
Jeden z robotów zaatakowany przez Ren’a mocno eksplodował, jednak nikomu się nic nie stało. Tao ze swoim refleksem z łatwością odskoczył.
Yoh również nie próżnował. Bronią roztrzaskiwał maszyny, które napierały w stronę Akumine. Jedne strzelały bronią palną, inne miały przymocowane do siebie ładunki wybuchowe. Trzeba było uważać, aby nie trafić w te „naładowane”. Nie wiadomo jakie rażenie mają takie bomby.
Ogólnie rzecz biorąc walka szła im wyśmienicie. Bitwa przeciwko robotom zdawała się być dziecięcą zabawą. Nawet kiedy do wojny wkroczyli zwykli, ale dobrze uzbrojeni ludzie – szamani nie mieli z nimi żadnych problemów.
- Przestańcie atakować! Nie chcemy wojny! – Krzyczał Yoh, mając nadzieję, że ktoś go posłucha.
- Szwagier, nie ucinaj sobie pogawędek, tylko skup się na walce! – Morri podbiegła do przeciwnika. Złapała dłonią za lufę pistoletu. Moc Hichie sprawiła, iż metolowe narzędzie stopiło się niczym zapałka. Żołnierz patrzył na nią przerażony. Błękitnooka tylko wyszczerzyła swoje białe ząbki, po czym podbiegła do kolejnego przeciwnika.
Nagle poczuła dziwne ciarki na plecach. Wiedziała, że to nie znaczy nic dobrego. Spojrzała na helikoptery, zawieszone nad szkołą. Nie rozumiała, co Kuroi Kitsune chce osiągnąć tym atakiem. Nie mają z nimi szans! Aya sama mogłaby pokonać tych wszystkich ludzi, a przy pomocy przyjaciół nie było nawet mowy o przegranej.
Morri zastanawiała się jednak, czy wszyscy uczniowie szkoły są bezpieczni? Nie chciałaby, aby komukolwiek stała się krzywda! Co prawda niektórzy uczniowie działali jej na nerwy, albo rozsiewali o osobie Ayi niedorzeczne plotki, ale to nie przeszkadzało jej w pokochaniu tej szkoły. Większość nastolatków w Akumine była niesamowita. Otwarci i radośni, mający pasje oraz cele, do których dążyli swoją ciężką pracą. Przykładem takich osób byli chociażby chłopaki z ich koszykarskiej drużyny. Osoby z klasy, Deidara, Sasori, Hyuga czy Kagami stali się dla niej bliskimi przyjaciółmi!
Dlatego też Aya martwiła się o ich zdrowie i życie. Wierzyła jednak, że Jiraya dobrze zabezpieczył Akuminę przed ewentualnymi atakami. W końcu sam jest szamanem! Chyba wie jak groźny może być atak na szkołę.
Morri nie wiedziała, iż podobne myśli miała właśnie Kenami. Bardzo martwiła się o bezbronnych uczniów. O ile jej przyjaciele są szamanami i raczej nie dadzą sobie wejść na głowę przez „terrorystów”, to zwykli ludzie mogą nie mieć tyle szczęścia.
- Zaufaj im trochę. – Anna spojrzała srogo na Kitsune. Widziała jej zdenerwowanie i w końcu postanowiła coś z tym zrobić.
- Ufam im! To jednak nie zmienia faktu, że się denerwuję. Jak ty możesz siedzieć taka spokojna?! – Zielonooka wstała z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju.
Kyoyama uśmiechnęła się lekko. Siłę czarnookiej dawała miłość do Yoh. Wiedziała, że jej przyszły mąż jest niezwykły. Czuła jego siłę duchową nawet tutaj, siedząc spokojnie w budynku! Zmartwiła ją jednak jedna rzecz – ciemna aura, docierająca do medium z pola walki. Czyżby to moc Itamishi…?
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Stanął w nich lekko zdyszany Ren.
- Co się stało? – Kitsune czuła jak jej serce na chwile przestało pracować. Ze strachem patrzyła na złotookiego. Już dawno nie czuła takiego przerażenia, jak w tej sytuacji!
- Kenami chodź ze mną, tu nie jesteś bezpieczna! – Chłopak podszedł do nastolatki i mocno złapał rękę zielonookiej. Pociągnął ją w stronę wyjścia.
- A Anna? – Zielonooka nie ukrywała zdziwienia. Spojrzała na czarnooką ze zdezorientowaną miną.
- Jej nie tknął, chodzi im tylko o ciebie. Anno, zostaniesz tutaj? – Ren zerknął na Kyoyamę kątem oka. Dziewczyna tylko kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Uciekaj Kenami, nie masz po co się niepotrzebnie narażać. – Blondynka uśmiechnęła się pokrzepująco.
- Skoro oboje tak mówicie… - Zielonooka westchnęła głośno. Wyszła zaraz za Ren’em.
Akademik był opustoszały. Wszyscy uczniowie byli ukryci w bunkrach w innej części terenu Akumine. W sumie nawet gdyby nie było tu wojsk, jest środek dnia, wszyscy uczniowie byli na lekcjach, kiedy zawył sygnał alarmowy.
-Gdzie idziemy? – Kanami szła nieco z tyłu chłopaka dokładnie przyglądając się jego sylwetce.
- Tam gdzie będziesz bezpieczna. – Odparł rzeczowo chłopak, nawet nie zerkając na nastolatkę.
- To znaczy? – Dziewczyna nie poddawała się. Chciała wiedzieć, dokąd zmierzają.
- Kakashi powiedział mi o pewnym bezpiecznym pomieszczeniu. – Tao zaprowadził ich pod schody. Zaczął szybko wchodzić po kolejnych stopniach pnąc się ku górze.
- A co z resztą? Dalej walczą na podwórku? – Szatynka starała się dotrzymać kroku złotookiemu. Jej kondycja jednak była gorsza niż na co dzień. Od pewnego czasu nie czuje się zbyt dobrze, ale miała wrażenie, że dziś nastąpiło załamanie jej stanu zarówno fizycznego jak i psychicznego.
Ren stanął. Odwrócił się do dziewczyny i uśmiechnął przyjaźnie.
- Nie musisz się o nic martwić Kenami. Wszystko jest w porządku. – Tao wyciągnął dłoń i pogładził nastolatkę po ramieniu.
- Skoro ty tak mówisz Ren. – Dziewczyna odwzajemniła ciepły uśmiech. Wyciągnęła dłoń i pogłaskała złotookiego po policzku. – Idziemy?
Chłopak tylko skinął głową. Odwrócił się i ruszył ku górze.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy poczuł nagły, intensywny ból w prawej ręce, któremu towarzyszył cichy wystrzał z broni palnej. Łokieć zaczął palić go żywym ogniem. Do oczu zaczęły wlewać mu się łzy. Na drżących nogach odwrócił się w stronę szatynki.
- S-skąd..? – Zapytał drżącym głosem. Zupełnie nie rozumiał tego nagłego ataku ze strony Kitsune.
- Kiedy jesteśmy sami, Ren nigdy nie mówi do mnie „Kenami”. – Zielonooka zaśmiała się triumfalnie. Miała wyciągniętą rękę, w której trzymała broń. Celownikiem mierzyła prosto w głowę przeciwnika. Zmarszczyła brwi patrząc  na chłopaka. – Kim ty jesteś?
Ten zaśmiał się krzywo.
- Myślałam, że w tym emocjach nie zauważysz różnicy między podróbką, a oryginałem. – Fioletowe włosy opadły na ramiona chłopaka. Zaczęły jaśnieć, przypominając odcień rdzy. Skóry nieco pociemniała, a oczy zmieniły kolor na zieleń. Kształt twarzy i cała postura postaci zaczęła się przeistaczać na oczach Kenami. Nadal pozostała w szkolnym, męskim mundurku, lecz ewidentnie stała się kobietą. Nie minęła minuta, a przed zszokowaną Kitsune stała Red.
- T-tiff..? – Zielonooka otworzyła szeroko oczy.
- Witaj, Obiekcie 136. – Angielka uśmiechnęła się wrednie. – Szczerze mówiąc myślałam, że jesteś lepsza. Wydaje mi się, że Kitsune~sama przesadzał z tą twoją „ważnością”.
Kenami warknęła złowieszczo. Przystawiła pistolet do skroni Tiffany. Patrzyła głęboko w jej oczy.
- Strzel. – Red uśmiechnęła się krzywo. Widziała furię na twarzy współlokatorki.
- Zaczęłam uważać cię za przyjaciółkę! – Warknęła Kitsune, zaciskając mocno zęby.
Nie mogła uwierzyć, że tak łatwo dała się wykiwać! Nic tak nie boli jak zdrada.
            Uśmiech zszedł z twarzy Rudej. Twarz stała się spokojniejsza, delikatniejsza. Wzrok wyrażał skruchę. Czyżby… Tiffany tego żałowała..?
            - Wybacz Kenami. Nie miałam wyboru. – Powiedziała cicho.
            Kitsune jednak nie miała czasu na analizowanie zachowania współlokatorki. Wyczuła strzał pochodzący z góry. Poderwała się od ziemi, zaczynając lewitować. Spojrzała w stronę skąd dochodził strzał. Wyciągnęła przed siebie rękę z bronią.
            Wiedziała, że to będzie jej walka o przetrwanie.

~*~ENDING~*~

            Cała afera zakończyła się w dość nieoczekiwany sposób. Masao przez megafon oznajmił, że szamani są teraz zbyt silni, ale mężczyzna jeszcze tu wróci i zobaczą, kto wygra ostateczną wojnę. Po tej informacji wojska powoli zaczęły się wycofywać.
            Szamani  nie protestowali – w końcu o to chodziło. Chcieli odgonić nieprzyjaciół jak najdalej od Akumine. To był ich główny cel i kiedy im się to udało odczuli ulgę. Rozłączyli się z duchami i schowali broń.
            - Musimy poważnie porozmawiać Jiraya~sensei. – Morri spojrzała na dyrektora z niezadowoloną miną. Przecież on od początku o wszystkim wiedział! A mimo to nie puścił pary z ust o tym, że sam jest szamanem!
- Tak wiem, ale pozwól, że zrobimy to w innym terminie. To wszystko musi się uspokoić, Aya~chan. – Staruszek patrzył na dziewczynę z wyrazami szacunku i skruchy. – Pozwolicie, że teraz razem z Kakashi’m pójdziemy opanować sytuację w schronie. Poproszę was później do mojego gabinetu.
- My pójdziemy uspokoić dziewczyny. Powiemy im, że już po wszystkim. – Yoh kiwnął lekko głową. Martwił się o swoją narzeczoną. Wiedział, że to twarda kobieta, ale bardzo troszczy się o wszystkich. W końcu jedno nie wyklucza drugiego!
W taki właśnie sposób walczący podzielili się na dwie grupy. Młodzi tak jak zapowiedział młodszy Asakura od razu ruszyli do akademika. Niewiele mówili międzysobą. Każdy był zajęty rozmyślaniem nad zaistniałą sytuacją.
- Trzeba poinformować Dziewiątkę i Dwunastkę. – Wypalił nagle Ren.
- To później. Najpierw sami musimy wszystko przeanalizować. – Odezwał się głos rozsądku w postaci Hao. Reszta mu tylko przytaknęła.
Szybko znaleźli się przy drzwiach prowadzących do kryjówki przyjaciółek. Kiedy tylko otworzyli drzwi, Anna wstała z kanapy.
- Co się stało? – Zapytała, widząc niezadowolone miny przyjaciół.
- Nic, wygraliśmy. – Yoh podszedł do narzeczonej i pocałował ją w policzek.
- Wygraliśmy, to chyba nadinterpretacja… -  Parsknęła znacząco Aya.
- Kuroi Kitsune wycofało się z własnej woli, ale to było jakieś dziwne, że tak zwłas… - Zaczął swój wywód Hao, ale ktoś brutalnie mu przerwał.
- Gdzie Kenami? – Ren rozglądał się po pomieszczeniu z nieukrywanym zmartwieniem.
Anna zmarszczyła brwi. Niezrozumiała o co chłopakowi chodzi.
- Przecież poszła z tobą. – Kyoyama patrzyła na przyjaciela jak na idiotę.
- Co?! – Oczy Tao zwiększyły się do maksymalnych możliwości.
- To niemożliwe! – Aya spojrzała na Annę, jakby ta była szalona. – Ren cały czas walczył z nami!
Przyjaciele zastygli w bezruchu. Pomimo znikomej aktywności fizycznej, jaką teraz wykonywali, można było usłyszeć ich przyspieszone bicie serc.
Pierwszy otrząsnął się Tao. Zerwał się do biegu, ruszając przez drzwi na korytarz.
- Kenami!? – Nawoływał dziewczynę, rozglądając się dookoła.  Oczywiście przyjaciele bez chwili wahania przyłączyli się do poszukiwań. Tao zaczął biegać niczym opętany po całym piętrze. Jednak dopiero kiedy stanął na półpiętrze zdał sobie sprawę, że kiedy oni walczyli z wojskiem, Kuroi Kitsune przeprowadziła tu swoją własną cichą bitwę. Poręcze były uszkodzone, szyby wybite, a na ścianach i drzwiach widać było wgniecenia i pęknięcia.
Tao zawołał przyjaciół. Razem nawoływali Kenami i przeczesywali wszystkie piętra akademika. Niestety – po dziewczynie ani śladu.
- Zawiedliśmy… - Szepnęła Aya, wiedząc iż mimo wszelkich starań, nie udało im się obronić przyjaciółki. Największy żal czuła do samej siebie. Jak mogła nie domyśleć się, że ten atak to tylko przykrywka? Przecież jest Boginią Demonów, dowodziła na wojnie ludzko-demonicznej, a nie przewidziała czegoś takiego? Żałosne!
Jednak, czy zniknięcie Kenami, znaczy że już jej nigdy nie zobaczą? Może uciekła, ukryła się gdzieś w lesie? Trzeba będzie przeszukać cały teren! Aya nigdy sobie nie wybaczy, jeśli to właśnie przez jej niedopatrzenie, Kitsune odejdzie za wcześnie z tego świata!
Morri poczuła ogromny ból w klatce piersiowej. Zawyła głośno. Pieczenie skóry pod żadnym pozorem nie chciało ustąpić.
Itamishi znowu dał o sobie znać.


Kenami: Tak jak powiedziałam tak i jest! :D 6 komentarzy i jeszcze w lutym nowy odcinek ^^ Tak, poprzedni rozdział skomentowało 6 osób, ale blogspot postanowił komentarz Klaudii12345 wwalić mi na skrzynkę do spamu i nie opublikować go na blogu. Dlaczego? Nie wiem…
Hao: Jak ktoś wie, może pomóc i nam wyjaśnić XD
Kenami: Właśnie! ;) W każdym razie, dziękuję wszystkim za komentarze! Naprawdę są wspaniałe! ^^ I dają tyle satysfakcji! *-*
Ren: Bo jeszcze w samo zachwyt popadniesz >_<
Aya: To jej raczej nie grozi…
Ren: Za to tobie…
Aya: Zamknij usta czubiaste dziecię.
Hao: Czubiaste dziecię?
Aya: No mówię kulturalnie! Przecież nie powiem zawrzyj japę idioto :D
Anna: Właśnie to powiedziałaś…
Aya: Ciii!
Kenami: Dobra! Cisza bo nie mam za dużo czasu! >_< Zaraz wychodzę z domu i nie mam kiedy się mocno rozgadywać.  Dziękuję Ahsoce za przypomnienie! Dziś przecież zamykają blog.onet. Ah, tyle wspomnień :< W każdym razie mam przegrane wszystko na dysk! (znalazłam swój stary adres email i mogłam wszystko przeimportować! ^^) No i już nawet założyłam bloga, ale muszę go dopracować… Szablon i w ogóle. Jednak na potwierdzenie moich snów daję linka: >>KLIK<< ^^
Aya: Chociaż raz się nie spóźniłaś XD
Kenami: Dlaczego jesteś taka niemiła? ;_;
Aya: Bo mogę!
Kenami: Eh… Przepraszam, że takie krótkie rozmowy, ale naprawdę nie mam czasu. W sumie powinnam być już w drodze, ale na szczęście jeszcze nikt mi GPSa nie wmontował więc mogę kłamać, że już wyszłam z domu XD Dziękuję bardzo za wszelkie komentarze i odwiedziny! Mam nadzieję, że rozdział nie jest najgorszy ;) Przepraszam za wszystkie błędy, ale tych chyba nigdy się nie pozbędę nie ważne ile sprawdzam ;_; Uwielbiam Was! A teraz… Ja Ne! :D

sobota, 10 lutego 2018

Odcinek 36: Piosenka wielu serc!

- Musimy zajść jeszcze tutaj – Anna pokazała palcem na jeden ze sklepów z pasmanterią.
- Super! Tyle guziczków! – Zaśmiała się Kenami.
- Ale wkręciłyście się w te zakupy… - Morri szła za dziewczynami.
Każda miała w ręce pokaźną ilość papierowych toreb. W środku znajdowały się materiały i ozdoby, niezbędne do wykonania wszystkich strojów na występ.
Dziewczyny wspólnie wybrały się na ostateczne zakupy. Już niedługo odbędzie się Festiwal!
Piosenkę i choreografię ćwiczyły od dawna, ale czas na stroje znalazły dopiero teraz.
Niespodziewanie technologiczne bilbordy rozwieszone na ulicach i wielkich wieżowcach w Tokio zaczęły dziwnie migać. Obraz był nieostry, rozmazany. Reklamy zaczęły znikać, a zamiast nich zaczęła wyświetlać się inna produkcja.
Na twarzy Kenami pojawił się triumfalny uśmiech.
- Zaczęło się! – powiedziała wesoło. Dziewczyny tylko spojrzały na nią ze zdziwieniem, zupełnie nie rozumiejąc co się dzieje.
Kitsune nic nie dodała. Jedynie pokazała palcem na jeden z ekranów.
Na każdym z monitorów pojawił się ten sam obraz - zwykły pokój, z biurkiem, dwoma krzesłami na pierwszym tle i oddalonym oknem, zakrytym grubą zasłoną. Za biurkiem usiadł chłopak. Jedyne co można o nim powiedzieć, to że był dość wysokim brunetem. Jego twarz zasłaniała niebieska maska „power ranger’a”.
- Ohayo. – Wymamrotał. – Nazywam się Sfinks Numer Jeden.
Na ekranie pojawił się drugi bohater. Jasnowłosy chłopak w żółtej bluzie i masce.
- Siemneczko! Ja jestem Sfinks Numer Dwa! – Pokazał do kamery znak pokoju.
Na ulicy Tokio zrobiła się dziwnie cicho. Każdy patrzył z zaciekawieniem na bilbordy i ekrany. Wszystkie uliczne głośniki nadawały jedynie dźwięk z nagrania.
W kadrze pokazała się kolejna postać. Tym razem dziewczyna z długimi brązowymi włosami, w ciemnym sweterku, z czarną maską na twarzy. Pokazała do kamery trzy palce.
- Sfinks Numer Trzy! – Powiedziała pewnie.
- Kenami, przecież to..! – Aya automatycznie rozpoznała przyjaciółkę.
- Ciii… - Uciszyła ją Anna. Patrzyła na bilbord z zaciekawieniem.
- Wiecie co to Kuroi Kitsune? – Zapytał rzeczowo brunet.
- Pewnie myślicie, że to wspaniała korporacja dająca ludziom zdrowie i życie? – Jasnowłosy wydawał się być bardzo ekspresywną osobą. – Tworzy szpitale, ma najlepszą kadrę lekarską, wyposaża kraj w lekarstwa, a ponadto pomaga bronić Japonii, produkuje broń, zaopatruje policję i wojsko! Jest niesamowita, prawda?!
- Mylicie się. – Szybko ucięła dziewczyna.
- Wasze zdrowie i życie jest zagrożone. – Ostrzegł „niebieski”.
- Czy wiecie, że Kuroi Kitsune ma tajne laboratoria? – Sfinks Numer Dwa przybliżył się mocno do kamery, zajmując cały kadr.
- Tworzy tam rzeczy, o której zwykłym ludziom się nawet nie śniło. – Powiedział drugi chłopak.
- Broń biologiczna, mogąca zabić całą ludzkość. – Odezwała się trzecia postać.
Na ulicy zaczęło się robić szumnie. Ludzie szeptali między sobą, nie dowierzając słowom postaci z filmu. Powstał też dziwny ruch, mówiący o terrorystach.
- Prace nad ludzkim ciałem i umysłem. – Drugi zaśmiał się wesoło.
- Tworzenie nadludzi to ich prawdziwy zamiar. – Sfinks Numer Jeden zaśmiał się ironicznie. – Mają zastąpić ludzkość, którą teraz znamy.
- Nie wierzycie? – Zapytała „czarna”. Wysunęła przed siebie rękę, a na jej dłoni pojawiła się nagle kostka Rubika. Bez ruszania rękoma ułożyła ją w mgnieniu oka.
- Za dwadzieścia sekund, prześlemy pliki, które udowodnią prawdę, którą głosimy. – „Niebieski” miał niezwykle poważny głos.
- Apelujemy do władz, aby zajęły się to sprawą. – Dziewczyna przejęła rozmowę. - Wiemy, że ludzie z Kuroi Kitsune są pośród was. Jeśli przyznacie się do błędu i pomożecie w poszukiwaniu tajnych laboratoriów, ujdziecie z życiem. Jeśli nie…
Dziewczyna zacisnęła pięść, a kostka Rubika została zgnieciona na miazgę.
- Znajdę was.
- Uuu! Trzy, ale jesteś agresywna! – Zaśmiał się „żółty”. – Uważajcie na nią! Naprawdę jest groźna.
- Teraz – powiedział brunet.
Nagle wszystkie telefony zaczęły piszczeć. Zostały na nie wysłane rozmaite pliki. Ludzie patrzyli na siebie przerażeni. Plików przybywało. Kilka komórek zostało pobitych o asfalt, w nadziei, że przestaną dzwonić. Nie wszyscy jednak chcieli niszczyć swoje sprzęty.
- Jeśli nie wierzycie plikom, tu macie namacalny dowód. – Na ekranie pojawił się wielki napis, głoszący pewną szerokość i długość geograficzną.
- Syberyjskie laboratorium! – Krzyknął uradowany żółty. – Jest całkowicie zniszczone, a pod jego gruzami jest wiele trupów!
- To właśnie Kuroi Kitsune doprowadziły to tej tragedii, tworząc niesamowicie silną broń biologiczną. – Wyjaśnił Pierwszy.
- Resztę zostawiamy Wam. – Drugi pokazał znak pokoju. - Liczymy na szybką reakcję!
- Możecie oglądać nasze nagranie na kanale „Sfinksss” – Zareklamował się Niebieski.
- Ja ne! – Czarna pomachała do kamery, podobnie jak pozostałą dwójka.
Ulice Tokio zawrzały. Każdy był przestraszony nagłym „atakiem”.
Przyjaciółki z zaskoczeniem spojrzały na Kenami, która jedynie uśmiechnęła się wrednie. Patrzyła niczym zaczarowana w uliczne ekrany, które ponownie zaczęły wyświetlać kolorowe reklamy. W jej głowie kłębiła się jedna myśl:
Szach mat, Kuroi Kitsune!

~*~OPENING~*~

Od tajemniczego ataku hackerskiego minęło kilka dni. Cały plan Sfinksów powiódł się zaskakująco dobrze.
Policja i wojsko zainteresowało się plikami, otrzymanymi od anonimowych „terrorystów”. Wiele sklepów i klinik należących do Kuroi Kitsune zostało zamkniętych. Produkcja broni korporacji została wstrzymana, „na czas wyjaśnienia całej tej sytuacji”. Potwierdziły się informacje o dwóch ukrytych, japońskich laboratoriach, o których informacje przesłały Sfinksy.
Akcje giełdowe Kuroi Kitsune spadły błyskawicznie, do śmiesznych kwot, przez co firma dosłownie zbankrutowała. Zrobił się przez to niemały krach rynkowy, ale pewnym uczniom prestiżowej szkoły to nie przeszkadzało. Cieszyli się bardzo z takiego obrotu sprawy.
Ta sama grupa nastolatków, była niezwykle zaaferowana pewnym innym wydarzeniem, na które długo czekali.
- Festiwal, czas zacząć! – Aya aż podskoczyła z zachwytu.
- Spokojnie, bo rozwalisz scenę jeszcze przed koncertem. – Zaśmiał się Yoh. Był chyba najszczęśliwszą osobą w grupie.
Dziś wyjątkowo mieli przerwę w treningu, który ustaliła im Kyoyama. Aya wymusiła na nich powrót do formy „tak na wszelki wypadek”.
Sama dziewczyna czuła się dobrze. Po rozmowie z przyjaciółmi ból minął. Ich wsparcie dawało jej dużo siły.
- Bardzo śmieszne. Tyle nad tym pracowaliśmy! – Zaśmiała się Aya.
Już wcześniej Hao, Ren i Itachi pomogli im przewieźć tu wszystkie potrzebne instrumenty. Teraz cała trójka uczniów stała wraz z innymi widzami i czekała na rozpoczęcie show, natomiast członkowie zespołu „Eve” byli już przebrani w swoje stroje i czekali za kulisami. Spoglądali na innych uczestników konkursu. Jedni byli bardziej wyluzowani, inni mniej. Niektórzy spoglądali na konkurentów wrogo, inni zdawali się nie dostrzegać przeciwników.
Wszystkich zespołów było piętnaście, więc w sumie to niezbyt duża liczba.
Aya z widzenia kojarzyła wszystkich, ponieważ Kenami dogłębnie wdrożyła się w stronę konkursu, gdzie przedstawione były wygrane filmy przesłane przez uczestników. Z wręcz niedorzeczną uwagą przysłuchiwały się każdej piosence oceniając poziom zawodów. Wywnioskowały jedno – poziom jest wysoki.
- Denerwujesz się? – Zapytał Yoh, podchodząc do Anny. Złapał ją delikatnie za dłoń.
- Nie! No skąd! S-skąd ten pomysł!? – Kyoyama odwróciła głowę od ukochanego. Ten tylko się zaśmiał, całując ją w policzek.
- Nie denerwuj się.
- Nie denerwuję! Przecież wiesz, że przyszła pani Asakura nie boi się niczego! – Zapewniła Anna, chociaż jej serce drżało niepewnie. Dziewczyna jednak była pewna co do festiwalu. Na pewno wygrają. W końcu nie ma lepszych od nich!
Kyoyama nie wiedziała, skąd brała się ta niepewność. Tak jakby dzisiejszy wieczór, miał przynieść im niesamowity ból.
- Hao życzy nam powodzenia! – Aya wyszczerzyła radośnie ząbki. Przeglądała właśnie swoją komórkę. Ekran wyświetlał wiadomość od starszego Asakury.
- Boję się, że coś mi się pomyli… - Westchnął ciężko Deidara.
- Nie przejmuj się! Wystarczy tylko trochę wiary w siebie, a będzie dobrze! – Kenami wyszczerzyła ząbki.
- Ale ostatnio zrobiłaś się optymistką! – Blondyn spojrzał na nią z ciepłym uśmiechem. Po chwili jednak jego minka zrobiła się nieco wredna. – Czy to ma jakiś związek z romansem z Ren’em?
- Już byś chciał wiedzieć. Nie wpychaj nosa w nie swoje sprawy, Blondyneczko!  – Kitsune pokazała niebieskookiemu język, chcąc pokazać, że zupełnie nie przejmuje się tą docinką.
- Ej! Nie jestem blondyneczką! – Oburzył się chłopak, ale zamiast się obrażać, poczochrał przyjaciółce włosy. Ta zaśmiała się radośnie, wręcz z przyjemnością oddając się „atakowi”.
 - Tak się cieszę, że wszystko się ułożyło! – Morri wyszczerzyła swoje ząbki. Objęła ramionami przyjaciółkę. – Kuroi Kitsune pokonane bez żadnych ofiar, a ty w końcu możesz się oddać swojemu romansowi,  o którym oczywiście nic nie wiemy!
- Bo nie ma żadnego romansu! – Zastrzegła zielonooka, chichocząc pod nosem.
- No tak, Pan Mam Serce Z Kamienia nie może sobie pozwolić na opuszczenie gardy. – Yoh szczególnie cieszył się z takiego obrotu sytuacji. Wszystko wydaje się iść ku jak najlepszej przyszłości! Chociaż… Wewnątrz swojego serca czuł niezrozumiały niepokój.
- Czemu jesteście tacy spokojni!? – Nagle nad przyjaciółmi zawisła Eve.
- A dlaczego mamy się denerwować? – Aya podniosła jedną brew.
- Zaraz występujecie! – Starsza Morri nerwowo machała rękoma.
- No i? Jesteśmy świetnie przygotowani. Zgrany z nas zespół, wszystko będzie dobrze! – Zapewniła siostrę błękitnooka.
- Nie wiem czy pamiętacie, ale nasz występ pędzie online w Internecie, a wiecie co to oznacza? – Zapytała Kitsune, z zachwytu aż klaszcząc w dłonie.
- Co? – Deidara patrzył na  przyjaciółkę nieco zdziwiony.
- Że dzisiaj wszyscy będą nas oglądać! Horokeu z Pilicą, i Nagisa z Faustem i Eliza, i Choco, i…!
- No to teraz nie możemy dać ciała! Naoko i Kumiko też pewnie będą na nas patrzeć! Muszę udowodnić, że nie spadłam z formy! – Aya wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- No pewnie, że nie! – Kenami poprawiła swoje rękawiczki.
Anna postarała się ze strojami. Chłopaki mieli czarne garnitury z kolorowymi koszulami – Yoh zieloną, a Deidara ciemno-różową. Dziewczyny miały taką samą czarną „bazową” sukienkę z białymi falbanami pod spodem oraz różne dodatki. Anna wybrała sobie kolor pomarańczowy, Aya czerwony, a Kenami fioletowy. Wszyscy jednak wyglądali jak jedna drużyna.
- Po wszystkich występach będzie przerwa i zliczanie głosów. Może zejdziemy wtedy do reszty? – Zapytał Yoh.
- No pewnie! A tak właściwie, kiedy wchodzimy? – Deidara wyszczerzył ząbki.
- Kolejność jest losowa. Powiedzą nam jak będziemy musieli wejść na scenę. – Powiedziała Kenami, uśmiechając się radośnie.
- To strasznie stresujące! – Jęknęła Eve, która nigdy nie umiała zbytnio ukrywać swoich emocji
- Trochę tak, ale dopóki nikt nas nie wzywa możemy posłuchać występów innych! – Yoh jak zawsze był bardzo radosny. Pokazał palcem na telewizor wiszący na jednej ze ścian. Był tam wyświetlany na żywo obraz tego, co dzieje się na scenie.
- Wszyscy tu wydają się być profesjonalistami. - Zauważył Deidara, rozglądając się dookoła.
- Tylko my będziemy pierwszy raz na scenie! – Zaśmiała się Kenami.
- Mów za siebie! – Aya puściła oczko przyjaciółce, a ta zaśmiała się radośnie.  Poczuła wibracje w kieszeni. Wyciągnęła swoją komórkę.
 – Chłopaki są na widowni! – Kitsune wyszczerzyła szerzej swoje białe ząbki.
- Chłopaki? – Zapytała zdziwiona Morri.
- Moi przyjaciele z… Poprzedniej szkoły! – Kenami puściła oczko przyjaciołom.  Ci nie do końca zrozumieli o co jej chodzi, ale nie mogli się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ podeszła do nich menager festiwalu. Czerwonowłosa kobieta w beżowej marynarce, białej koszuli i pasującej kolorem do góry, ołówkowej spódnicy.
- Zespół „Eve”, jesteście następni, zaraz po występie Hoshiny~chan. – Kobieta nerwowo wertowała kartki trzymanego w dłoniach notesu. Od tego festiwalu zależy jej dalsza kariera. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, bardzo prawdopodobne, że założy własne studio nagrań.
- Hoshina Utau! Miała bardzo ładną piosenkę na wstępnych nagraniach. Właściwie zajęła pierwsze miejsce… - Kitsune podrapała się z zakłopotaniem po głowie.
- O nie! Musimy ją pokonać! – W oczach Morri widać było bitewnee ogniki.
- Aya~chan, nie mów o tym tak, jakbyśmy szli na wojnę. - Zaśmiał się Yoh. Wyciągnął dłoń i zaczął czochrać radośnie szwagierkę. – To ma być zabawa!
- No wiem! – Błękitnooka wyrwała się spod „tortury”. Zaczęła dłońmi naprawiać swoją fryzurę. – Ale fajnie byłoby wygrać i nagrać własną płytę!
- A co zrobimy z pieniędzmi? – Zapytała Anna patrząc po twarzach przyjaciół. Wszyscy zaczęli się zastanawiać nad „konsekwencjami” wygranej.
- W sumie… Pieniądze nie są nam potrzebne. - Zauważyła Morri.
- Co?! – Zapytał zdziwiony Deidara. On już widział się na zakupach w nowej galerii handlowej.
- Ah… No tak, ty nie wiesz. Jestem milionerką. Dostałam duży spadek od rodziców. – Powiedziała nieskromnie błękitnooka, dziarsko zarzucając włosami.
- To po co my tu występujemy! Mogłabyś za sponsorować sobie płytę, skoro chcesz być piosenkarką! – Blondyn nie rozumiał postępowania przyjaciółki. On pewnie wykorzystałby taką okazję.
- Ale to nie to samo! Na takie rzeczy trzeba sobie zasłużyć. Nie można kupić wszystkiego. Płyta wydana za własne pieniądze to jak sponsorowany samemu sobie pomnik… Nic nie znaczy! – Zauważyła Aya, dumnie zakładając ręce na piersiach.
- „Eve”! Hoshina~chan skończyła. Zaraz wchodzicie! – Upomniała ich menager. – Przygotujcie swoje instrumenty!
- No to… Powodzenia, przyjaciele! – Aya wyciągnęła dłoń, zaciśniętą w pięść. – Wygramy?
Reszta wykonała podobny gest. Zaśmiali się wesoło, po czym jednocześnie podnieśli dłonie do góry.
- Wygramy! – Krzyknęli wszyscy i zaczęli się śmiać. Reszta uczestników patrzyła na nich trochę niepewnie. Przyjaciołom jednak to nie przeszkadzało.  Po chwili uspokoili się. Cały zespół zebrał się w sobie i złapał za sprzęt. Słysząc jak prowadzący ich zapowiada, wyszli ochoczo na scenę. Anna, Deidara i Yoh stali z tyłu, a Kenami i Aya podeszły do głównych mikrofonów.
- Ohayo, mina! – Krzyknęła głośno Morri. Z dumą patrzyła przed siebie. Kochała to uczucie bycia na scenie. Kiedy wszyscy patrzyli na nią - klaskali i wiwatowali, czując pozytywne uczucie euforii. Wyczuwała tyle dobrych emocji. Wiedziała, że cały ten tłum cieszy się z tego, że tu jest.  
Aya szukała wzrokiem pewnego długowłosego szamana. Nie trwało to długo. Hao wraz z Ren’em, Itachi’m i jeszcze kilkoma znajomymi ze szkoły stali w jednym z pierwszych rzędów, tuż za jury.
Morri odetchnęła cichutko, uspokajając rozemocjonowane serce. Otworzyła szeroko oczy, ogarniając wzrokiem całą widownię.
- Wita was serdecznie zespół „Eve”! – Ludzie zaczęli głośno klaskać. Morri jednak nieustępowana. Odwróciła się, patrząc radośnie na swoich przyjaciół. – Jeśli pozwolicie, przedstawię nas! Za perkusją siedzi Deidara Douhito! Gitara – Asakura Yoh! Za keyboardem stoi Kyoyama Anna, twórczyni naszych strojów, za co należą jej się dodatkowe brawa! Po mojej lewej stoi Kenami~chan, autorka piosenki, którą dzisiaj wam zaprezentujemy, basistka i wokalistka! Ja nazywam się Morri Aya i zostałam wytypowana na liderkę naszej grupy. Z tego miejsca pozdrawiam też wszystkich uczniów Akademii Akumine. Bez was nie byłoby nas tutaj!
Widownia zaczęła głośno bić brawa.
- Dodatkowo chciałabym was prosić, drodzy widzowie, o szczególne przysłuchanie się naszej piosence. Ten tekst wiele dla mnie znaczy… Dla mnie i dla mojego zespołu. Specjalnie dla was, zespół „Eve” z piosenką „Alchemy”! Kochani, zaczynamy!

                                     ~~ Piosenka ~~

Dziewczyny przestały śpiewać, a instrumenty ucichły. Dźwięk głośników zamienił się w krzyki i oklaski widzów. Publiczność szalała z zadowolenia, a zespół „Eve” czuł ogromną satysfakcję.
Aya czuła właśnie w tej chwili, że żyje. W końcu wszystkie złe przeczucia odpłynęły. Nie martwiła się swoją nieśmiertelnością. Ważne było to, co się dzieje tu i teraz!
Spojrzała rozpromieniona na Kenami, chcąc jej gratulować wspaniałego wystąpienia. Zamarła w bezruchu, widząc łzy spływające po policzkach przyjaciółki.
Kitsune czuła coś zupełnie odmiennego od uczucia spokoju Morri.
Kenami wiedziała, że to najprawdopodobniej jej pierwszy i ostatni występ na scenie. Wiedziała, że nikt nie da jej „lekarstwa na wieczne życie”. Wiedziała, że nikt nie da jej żadnego lekarstwa! Wiedziała, że jej zegar odmierza czas o wiele szybciej, niż u reszty grupy. Wiedziała, że jeszcze kilka miesięcy, a nie będzie miała czego pokazywać, bo jej życie przestanie istnieć. Wiedziała to wszystko! A mimo to nie mogła nic z tym zrobić!
Morri czuła ból przyjaciółki. Uderzył w nią nagle, mocną falą niczym nieograniczonego przerażenia. Położyła dłoń, między swoje piersi. Jej serce było takie niepewne!
- Itamishi… - Powiedziała cicho, patrząc prosto w oczy przyjaciółki. Czuła jak skóra pod dłonią ją piecze. – Ból… Ból śmierci…
- Przepraszam… Aya, ja… Przepraszam! – Kenami zrobiła krok w przód rzucając się na szyję przyjaciółki. Załkała głośno, nie zwracając uwagi na to, iż patrzy na nią cały świat. – Przepraszam!
- Kenami, ty… - Przestraszona Morri tuliła do siebie szatynkę. Czyżby to była prawda? To, że Kenami jest bliska śmierci..?
Brunetka nagle poczuła ciężar ciała Kitsune. Otworzyła szerzej oczy. Minęła chwila, a zrozumiała, że zielonooka zemdlała.
- Kenami! – Krzyknęła przerażona Morri. Szybkim ruchem ręki odpięła swoją gitarę, która głośno upadła na scenę. Wzięła przyjaciółkę  na ręce i pośpiesznie udała się za kulisy.
- Co się dzieje? – Przestraszony Hao spojrzał na Ren’a. Złotooki wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Nie zwrócił nawet uwagi, na przyjaciela. Ruszył do przodu, ominął jury i jednym susem wskoczył na scenę. Zwinnie ominął resztę przyjaciół. W kilka sekund znalazł się za kulisami. Ochroniarze ruszyli za nim, ale Ren nie zwracał na to uwagi. Musiał jak najszybciej odnaleźć Kenami!
Nie zajęło to długo. Zielonooka leżała pomiędzy zdziwionymi jej stanem ratownikami. Miała zamknięte oczy, a z jej ucha leciała stróżka krwi. Całe ciało drżało w delikatnych spazmach.
Ren nie zwracając na nic uwagi złapał dwóch ratowników za ramiona. Odsunął ich i klęknął przy Kitsune. Wyjął z małej kabury przyczepionej do paska spodni małą metalową puszkę. Otworzył ją. Robił wszystko błyskawicznie, jakby przygotowywał się do tego od dawna.
Wyciągnął pasek ze spodni, zaciskając go na przedramieniu nastolatki. Wyjął z metalowego opakowania strzykawkę, napełnioną złotym płynem. Odnalazł żyłę na zgięciu łokcia Kenami. Bez żadnego zawahania wbił igłę w skórę przyjaciółki. Wcisnął ciecz w ciało Kitsune.
- Co pan…! – Jeden z medyków otrząsnął się. Widząc jednak precyzję z jaką Ren wykonuje wszystkie czynności postanowił nie ingerować.
- Wiem co robię! – Krzyknął Tao.
To prawda. Wiedział doskonale. Poluzował pasek, a Kenami przestała drżeć. Opadła bezwładnie na nosze, na których leżała. Po dłuższej chwili otworzyła oczy. Rozejrzała się nieco nieprzytomnie, mając przed oczyma rozmazany obraz. Rozpoznała jednak fioletowy czub na głowie nachylonego nad nią chłopaka.
- Znowu odleciałam? – Zapytała cichym, zachrypniętym głosem.
- Tak. Znowu odleciałaś. – Ren spojrzał na nią z dezaprobatą. Jego ton głosu był zimny i szorstki. – Mówiłem ci, że występowanie na scenie nie jest zbyt dobrym pomysłem! Te wszystkie światła i krzyki, to było pewne, że dostaniesz ataku!
- Tak, tak… Jasne, miałeś rację. - Kitsune machnęła lekceważąco ręką. Powoli zaczęła siadać. Spojrzała na ratowników, nie do końca rozumiejąc skąd się tak właściwie wzięli. Powoli zaczęła łączyć fakty. Uśmiechnęła się słodko. – Już jest dobrze. Przepraszam, że państwa niepokoiłam.
- Że państwa niepokoiłam?! Kenami! – Nad dziewczyną stanęła Anna. Widać było, że przejęła się całą sytuacją. Zazwyczaj spokojna i opanowana, teraz była czerwona na twarzy, a jej oczy przepełniały złość i zmartwienie.
- Ren, co to było? – Yoh był równie przestraszony co narzeczona. Nie rozumiał, co się tak właściwie stało.
Tao nic nie powiedział. Wyjął z metalowego opakowania dwie tabletki i podał dziewczynie. Ta połknęła je, popijając wodą, którą dostała od ratowników.
Medycy widząc poprawiający się stan pacjentki i czując dziwne napięcie pomiędzy przyjaciółmi, postanowili się wycofać. Mieli wrażenie, że tylko by przeszkadzali.
- Ja… Chyba muszę wam o czymś powiedzieć. - Szepnęła Kenami. Podniosła wzrok. – Ale nie tutaj. Chodźmy gdzieś w kąt.
- Kenami, ty umierasz… – Morri stała pomiędzy przyjaciółmi. Patrzyła przerażona na Kitsune. Ani na chwilę nie opuściła dłoni. Zakrywała nią rosnącą czarną plamę pomiędzy swoimi piersiami.
Zielonooka westchnęła głośno. Dzięki pomocy Ren’a wstała na nogi. Odsunęła lekko od złotookiego.
- Przepraszam… Przepraszam was wszystkich! – Ukłoniła się nisko. Obiema dłońmi nerwowo miętoliła w palcach dół spódnicy.
- Nie przepraszaj, tylko powiedz o co chodzi! – Yoh patrzył z niedowierzaniem na przyjaciółkę. – Wiesz, jak my się martwimy?
- Ja… - Zielonooka otworzyła usta, ale żadne słowo nie chciało przejść przez jej gardło.  Zastygła w bezruchu, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Kenami~chan jest chora i jak na razie nie ma na to skutecznego lekarstwa! – Przyjaciele usłyszeli nieznany głos za swoimi plecami.
Stało tam dwóch chłopaków. Jeden - wysoki brunet w okularach, drugi -  niższy, jasnowłosy z radosnym wyrazem twarzy. To właśnie „wesołek”, przekazał przyjaciołom straszną informację.
- Co ty mówisz?! – Deidara otworzył szeroko usta.
- Cała nasza trójka jest na to chora. Można by powiedzieć, że to skutek uboczny naszego… Udoskonalenia. – Odezwał się brunet.
- Kim wy w ogóle jesteście? – Warknął Hao. Wraz z Itachi’m przeniknęli przez ochronę i dostali się za kulisy. Nie mogli przecież stać spokojnie i nadal oglądać występy! Asakurze bardzo nie podobał się taki obrót sytuacji. Ten wieczór miał być jednym z najlepszych w ich życiu!
- Nazywam się Hisami, a to mój… Przyjaciel, Kokonoe! – Przedstawił się niższy.
- Bardziej wspólnik. - Poprawił go okularnik.
- Jak zwał, tak zwał… - Jasnowłosy machnął lekceważąco ręką.
- Kto to jest? – Zapytała zdziwiona Anna. Nie do końca rozumiała co tu się dzieje.
- Moi wspólnicy. Obiekt 1405… – Kenami wskazała na bruneta, po czym przesunęła palcem na drugiego chłopaka. - …i 1641.
- W skrócie Dziewiątka i Dwunastka, jeśli zsumuje się cyfry. Kitsune~chan jest Dziesiątką! – Zaszczebiotał radośnie Hisami.
- Ale, co wy tu robicie?! Jak tu weszliście?! Co… Co się…?! – Oburzył się Deidara. Czuł się najbardziej niewtajemniczonym w całą sytuację z paczki przyjaciół z Akumine. Jednak jego wywód został przerwany przez Ayę.
- Dlaczego nam nie powiedziałaś?! Przecież to ważna sprawa! A ty Ren, wiedziałeś?! Wiedziałeś i…! – Morri mocno wczepiła paznokcie w swoją skórę. Czuła piekący ogień rozchodzący się po jej ciele od środka. Pisnęła cicho. – Nie mogę dłużej…!
Krzyknęła i odwróciła się napięcie. Rzuciła się do ucieczki. Wiedziała, że musi się uspokoić, pomyśleć. Emocje nie mogą wziąć góry nad jej umysłem. Musi zachować spokój!
Zaraz za nią w pogoń ruszył Hao. Chciał pomóc Ayi. Wiedział, że dziewczyna walczy teraz z czymś o wiele bardziej niebezpiecznym niż Zeke czy Shi. Morri pusi zapanować nad Itamishi. Inaczej… Nie wiadomo co się stanie! Na pewno nic dobrego.
- Przepraszam… - Jęknęła Kitsune. Odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku. Musi iść do łazienki, oblać się zimną wodą. Chce ochłonąć.
Nie tak miało to wszystko wyjść! Kenami chciała, aby ten wieczór był wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju! Kiedy wszyscy razem świetnie się bawią, wygrywają, a potem idą się bawić, celebrować wygraną. A teraz? Wyszło zupełnie na odwrót…
Podobnie myślała Morri. Wbiegła na dach sceny, czując, że tylko tutaj może nabrać wystarczająco dużo świeżego powietrza, potrzebnego do opanowania emocji.
Przed sobą miała czarne niebo, pozbawione gwiazd i morze świateł, produkowane przez tokijskie budynki. W każdym z nich znajdowały się setki osób – setki dusz, których życie jest cienkie i nikłe, kruche do rozbicia.
Aya upadła na kolana. Dopiero teraz odsunęła dłoń od swojej piersi. Otworzyła szeroko oczy, widząc czarną plamę rozrastającą się poprzez piersi, pod samą szyję. Ciemna skóra piekła i szczypała.
- Boli… - Jęknęła żałośnie, kuląc się, dociskając piersi do kolan.
- Aya, uspokój się! Nie możesz dać się złamać Itamishi! – Obok błękitnookiej zmaterializowała się Eve.
- Zamknij się! – Warknęła brunetka, podnosząc głowę. Spojrzała wściekle na siostrę. – Jak ona mogła mnie tak oszukać?!
- Nie chciała was martwić… - Blondynka zaczęła bronić Kenami.
- Myślisz, że teraz nie jestem zmartwiona?! – Aya podniosła się nagle na nogi. Patrzyła wściekłym, zwierzęcym wzrokiem na bliźniaczkę.
- A ty ile razu oszukiwałaś całą resztę, bo nie chciałaś ich martwić? Straszna z ciebie hipokrytka! Po za tym znam cię. Nie denerwujesz się na Kenami, ale  jesteś wściekła na samą siebie! Wściekła, że tego wcześniej nie zauważyłaś! Więc uspokój się i nie bądź egoistką! – Piwnooka zmarszczyła brwi.
- Ja jestem egoistką?! To Kenami nic nam nie mówi o tym, że powoli umiera!
- A myślisz, że to jest rzecz, którą chce się chwalić każdemu?
- Nie, ale myślałam, że nam ufa! A ona… Jest zakłamaną szumowiną! – Aya czuła niepohamowaną złość. – Niech zdycha! Nie obchodzi mnie, że zniknie z tego świata!
Na oczach Eve jedno z pasemek czarnych włosów siostry zmieniło barwę na czystą biel.
- Aya opanuj się! Jak możesz tak mówić, przecież to twoja przyjaciółka! - Hao nie mógł już się dłużej temu przysłuchiwać. Wyszedł z cienia, w którym do tej pory stał.
- Dlaczego mam przestać? Kenami to nic nie znaczący śmieć, który zaraz zniknie z tego świata! Tak jak wy wszyscy! – Błękitnooka patrzyła na ukochanego z nienawiścią wypisaną na twarzy.
- Aya…! - Asakura zatrzymał się w pół kroku. Przeraził się tym, co mówi jego ukochana. Po chwili jednak pierwszy szok minął. – To nie ty… To Itamichi przez ciebie przemawia! Zastanów się!
- Dlaczego nam nie powiedziała?! Dlaczego…! – Aya zaczęła płakać. Bardzo chciała pozbyć się bólu, ale nie wiedziała jak! Dopiero teraz zaczęły docierać do niej straszne słowa jakie wypowiedziała.
- Bo nie chciałam, żebyście zmienili o mnie zdanie… - Nagle cała trójka spojrzała w kierunku klatki schodowej. Na dachu pojawiła się Kenami. Uśmiechała się delikatnie, powoli podchodząc do przyjaciół.
- Przepraszam was. Przepraszam was wszystkich. Nie powiedziałam wcześniej o swojej chorobie, bo nie chciałam, żebyście wiedzieli, że mój czas się kończy. Życie ze świadomością, że niedługo się umrze… To straszne brzemię. Chciałam do końca widzieć wasze uśmiechy i szczęście. Chciałam… Żebyście mnie dobrze zapamiętali. - Kenami kucnęła przy Ayi, patrząc jej dogłębnie w oczy. - Prawda jest jednak taka, że jestem coraz słabsza. Razem z Dziewiątką i Dwunastą ujawniliśmy tajemnicę Kuroi Kitsune, bo każdy z nas jest chory. Wiedzieliśmy, że nie będziemy w stanie w sposób fizyczny pokonać mojego dziadka, więc użyliśmy czegoś w rodzaju podstępu. Chciałam zakończyć sprawę z moją przeszłością i na krótki czas zacząć życie od nowa. Być… Po prostu nastolatką. Bez żadnych super mocy, walk, przemocy. Dzisiejszy festyn jest dla mnie magiczny. Móc stać przy was wszystkich, ramie w ramię z ciepłymi uśmiechami i nadzieją w sercach. To dla mnie tak wiele! Bardzo bym chciała przed odejściem zagrać z tobą jeszcze raz. Więc proszę, Aya~chan… Nie daj się Itamishi!
Kenami objęła mocno przyjaciółkę ramionami, tuląc do siebie. Morri siedziała chwilę w bezruchu, po czym wybuchła głośnym, wręcz dziecięcym płaczem. Odwzajemniła uścisk i wtuliła się mocno w zielonooką.
- Głupia! Może… Może coś da się zrobić! To ty się dajesz! Ja nie mogę cię stracić! Najpierw rodzina, potem Houkou, teraz ty! Nie możesz odejść! – Błękitnooka łkała, mocno zaciskając dłonie na sukience szatynki.
- Nie odejdę, idiotko! – Krzyknęła Kitsune, która byłą równie zapłakana co brunetka. Obie wyły jak osalałe, wylewając z siebie to co czują. – Tylko zmienię stronę gry! Zostanę czyimś duchem stróżem… Nigdy was nie opuszczę! Nawet jak stracę ciało, zostanę tu! Bo was wszystkich kocham!
Hao zacisnął mocno pięści. W tej chwili zdał sobie sprawę… A raczej przypomniał sobie, jak kruche jest ich szczęście. Znów odczuł, że nie są nieśmiertelni, chociaż czasem tak mu się wydawało.
Przypomniał sobie, że będąc Zeke’m pochłonął wiele ludzkich istnień. Nawet nie dał szans dla duchów swoich ofiar. Niszczyłwszystko i wszystkich, swoimi własnymi dłońmi. Oni po prostu przestawali istnieć, ginąc w piekielnych płomieniach…
- To Itamishi. – Obok Asakury pojawiła się Eve. Chłopak od razu podniósł głowę. Spojrzał pytająco na blondynkę. – To siła Itamishi. Jako duch wyczuwam to. Pewnie zacząłeś myśleć o czym nieprzyjemnym prawda…? Przestań. Musisz być silny. Zrób to dla Ayi. Ona potrzebuje teraz stateczności, miłości i ciepła. Myśląc negatywnie, wspierasz Itamishi, nie Ayę.
Długowłosy uśmiechnął się.
- Dziękuję Eve. Tak bardzo się cieszę... – Powiedział cicho.
- Z czego? – Piwnooka lekko się zdziwiła. Stanęła tuż obok Asakury.
- Że Zeke nie zniszczył twojej duszy. – Wypalił Hao.
Blondynka chwilę nic nie mówiła. Patrzyła zszokowana na długowłosego. Ten  poczerwieniał. Zawstydził się tego co powiedział.
- Nie! To nie tak miało zabrzmieć, to…!
- Spokojnie! Nie tak łatwo zniszczyć duchy Morri’ch! – Zaśmiała się Eve. Miała na twarzy czerwone wypieki. To zawstydzające mówić a takich rzeczach! Jakby nie patrzeć relacje Eve i Hao były dość… „Skomplikowane”.
- Coś ty jej powiedział! Nie męcz mi siostry! – Wychrypiała Aya, drżącym głosem. Zauważyła, że sytuacja między przyjaciółmi stała się „napięta”. Eve zaśmiała się głośno.
- Nie męczy mnie!
- Aya… Dobrze już..? Między nami…? – Kenami odsunęła się od brunetki na odległość ramion.
- Nie! Nigdy ci nie wybaczę, że nas okłamywałaś! Ale… Nie poddam się. Będziemy do końca walczyć! Zobaczysz, Faust coś poradzi! On wie, prawda? Ren dostanie po uszach, że nam nie powiedział! – Aya starała się zrobić dobrą minę do złej gry. Próbowała żartować, ale średnio jej to wychodziło. Cieszyła się jednak, że Kenami przyszła za nią. Obie się wypłakały, a ich łzy w magiczny sposób oczyściły atmosferę.
Morri… Chyba potrafi zrozumieć powód, dla którego Kenami postąpiła tak, a nie inaczej. Z tych samych powodów Aya ukrywała prawdziwą „tożsamość” Itamishi. Eve miała rację. Czasem zachowuje się jak niesamowita hipokrytka i egoistka!
- Wracamy? Zaraz ogłoszą wyniki! – Kenami uśmiechnęła się szczęśliwie, tak jak tylko ona potrafi.
- Wracamy! Ale zanim pójdziemy na scenę, musimy porozmawiać ze wszystkimi. – Zadecydowała pewnie Morri.
Tak też cały zespół „Eve”, przyjaciele, „współpracownicy” oraz zaprzyjaźnione duchy zebrały się z tyłu kulis, w najbardziej oddalonym od sceny miejscu. Atmosfera była bardzo napięta. Każdy bał się tej rozmowy.
- Aya, twoja blizna… - Szepnął Yoh, patrząc na skórę przyjaciółki.
- Gdzie ty się patrzysz!? – Krzyknęła oburzone Eve. Reszcie nie było aż tak do śmiechu.
- Kenami, co ci jest? – Anna patrzyła na drugą dziewczynę z bólem w oczach.
- Spokojnie, nie wszystkie pytania na raz. – Aya uśmiechnęła się delikatnie.
- Posłuchajcie wszyscy. – Kitsune westchnęła głośno, uspokajająco. – Ja, Kokonoe i Hisami jesteśmy uciekinierami z laboratoriów Kuroi Kitsune. Cała nasza trójka jest chora. Nasze ciała nie wytrzymują modyfikacji, które wprowadzono. Psują się od środka, nie nadążając za zmianami, które w nas zaszły podczas badań i eksperymentów. Z początku o mojej chorobie wiedział tylko Faust . Jako mój lekarz nie mógł wam nic powiedzieć. Wiecie, obowiązuje go tajemnica lekarska.
- Ja się dowiedziałem przez przypadek, na wakacjach. Przepraszam, że nic wam nie powiedziałem. – Odezwał się nagle Ren, kłaniając się przyjaciołom. Miał wyrzuty sumienia, że nic im nie powiedział, ale też cieszył się, że był wierny wobec Kenami.
- To dlatego od czasu wyjazdu zachowujecie się zupełnie inaczej! – Itachi spojrzał znacząco na złotookiego.
- Ren mi dużo pomaga. Wiecie… Nie jestem tak sprawna jak kiedyś. Został mi rok… Góra dwa lata życia. – Powiedziała Kenami. Widziała szok na twarzach przyjaciół, który błyskawicznie zamieniał się z smutek i żal. Postanowiła to szybko przerwać. Uśmiechnęła się od ucha do ucha. I tylko Ren wiedział, jak bardzo sztuczna to była emocja. – Ale to nic! Nie martwcie się! Ja już się z tym pogodziłam. Po prostu stanę po drugiej stronie. Jako szamani… W większości, doskonale wiecie jak krucha jest linia pomiędzy życiem, a śmiercią. Więc… Nic się nie zmieni! Dalej będziemy przyjaciółmi, prawda?
Nastolatkowie ledwie przełknęli łzy płynące im do oczu. W jakiś dziwny sposób odczuwali to, że muszą przyznać jej rację. Wiedzieli, że skoro Kitsune się nie załamuje, oni też nie mogą!
- W sumie! Będziesz jak Amidamaru albo Eve! – Uśmiechnął się lekko Yoh.
- Właśnie! Więc nie ma co rozpaczać, prawda? – Kenami uśmiechnęła się. Westchnęła głośno i podrapała z zakłopotaniem po głowie. – W sumie… Może dobrze, że już nic nie muszę udawać?
- Pewnie, że dobrze! – Anna aż tupnęła nogą.
- Ale… Co ci się stało? – Zapytał Kokonoe, pokazując palcem na Ayę. Mało obchodziły go sercowe rozterki przyjaciół. On był tu z innych pobudek. Przeczuwał, że niedługo coś się stanie, ale jeszcze nie wiedział co. W każdym razie, dopóki nic złego się nie dzieje, mógł trochę po uczestniczyć w tej śmiesznej jak dla niego dramie.
- Ja… Przepraszam za moją reakcję. Obiecuję się bardziej opanowywać. -  Aya ukłoniła się przyjaciołom w pas. Czuła, że ich zawiodła taką dziką rekcją. Miała przecież panować nad emocjami!
- Nie przepraszaj. To co? Zgoda? – Zapytała Kenami. Wyciągnęła przed siebie dłoń, zaciśniętą w pięść.
- Zgoda. – Aya powtórzyła gest przyjaciółki. Tym razem do wesołego koła dołączyli nie tylko członkowie zespołu „Eve”, ale również inni uczniowie Akademii Akumine i ich duchy.
- Przyjaciele na śmierć i życie? – Zapytała Kenami.
- Przyjaciele na śmierć i życie! – Krzyknęli w nadzwyczaj wesołych głosach jak na taką sytuację. Ale, co innego mieli robić w takiej sytuacji? Każdy musiał się „oswoić” z tą myślą.
W tej chwili byli zbyt zszokowani. To było za dużo, nawet jak dla tak doświadczonych w boju szamanów.
Nie mogli zawieść zarówno Kenami, jak i Ayi. Nie mogli dać zawładnąć swoim życiem „bólowi śmierci”!

~*~ ENDING ~*~

Na ogromnej, idealnie oświetlonej scenie stały wszystkie zespoły biorące udział w Festiwalu. Każdy wyglądał na zestresowanego, chociaż członkowie zespołu „Eve” z nieco innych powodów, niż cała reszta.
Na środek wyszedł mężczyzna, który był prowadzącym całego „show”.
- Witam was, po krótkiej przerwie, na której zliczyliśmy wszystkie głosy i dyskutowaliśmy z Jury o przydziale punktacji poszczególnym drużynom! Przypominam, że zwycięska grupa wygrywa nie tylko gratyfikację pieniężną w wysokości 5000 dolarów, ale też możliwość nagrania własnej płyty! – Mężczyzna nie śpieszył się z ogłoszeniem wyników. Chciał jak najdłużej przeciągnąć tę chwilę, aby napięcie wzrosło jeszcze bardziej. – Dzisiejszy festiwal, wygrał zespół… „Eve”!
Tłum zaczął wiwatować, a niebo rozświetliły różnokolorowe fajerwerki. Przyjaciele podnieśli głowy. Mimo wszystko, ucieszyli się z wygranej!
Kenami wyszczerzyła swoje ząbki i rzuciła na szyję dla Morri. Po chwili przytuliła dodatkowo Annę.
- Cholera, wygraliśmy! – Yoh wyszczerzył swoje ząbki i objął przyjacielsko uściśnięte razem dziewczyny. 
- Też chcę tulaska! - Deidara zaśmiał się dołączając do reszty ekipy.
Inni uczestnicy nieśmiało klaskali w dłonie. Nie byli zadowoleni, że to nie oni zwyciężyli, ale… Wiadomo. Wygrani mogą być tylko jedni.
- Zapraszamy „Eve” na środek! – Prowadzący odsunął się nieco na bok, oddając główną część sceny przyjaciołom. – Jak się czujecie z wygraną? Co zrobicie z pieniędzmi? Przeznaczycie je na zakup instrumentów? Macie już plan na wydanie płyty?
Mężczyzna nachylił swój mikrofon w stronę przyjaciół. Przedmiot od razu chwyciła Aya. Poczuwała się odpowiednią do tego osobą, skoro zespół wybrał ją na liderkę.
Wyszła nieco przed szereg. Rozejrzała się dokładnie po twarzach zebranych widzów. Ze zdziwieniem stwierdziła, że niektórzy mieli wielkie bannery z najróżniejszymi napisami, pokazującymi ich zadowolenie z wygranej.
„We <3 Eve”! Morri zaśmiała się cicho, myśląc o tym jak dziwnie musi się czuć jej siostra.
            Brunetka poprawiła czerwony szalik, wiszący na jej ramionach. Anna pożyczyła jej swój ukochany dodatek, aby Aya zakryła swoją czarną skórę na piersiach. Kyoyama zawsze miała chustę przy sobie – tak na szczęście!
            - W-w imieniu całego zespołu „Eve”, dziękujemy! Jest nam naprawdę bardzo miło! My… Oh… Naprawdę… Ciężko mi jest cokolwiek teraz powiedzieć. W głowie mam wiele myśli… - Morri nie do końca wiedziała co mówi. Każde słowo pochodziło z głębi jej serca, a dziś wyjątkowo, ta część jej ciała była bardzo skołowana. Nie do końca wiedziała co czuje, a teraz te wszystkie zagubione uczucia pragnęły bez żadnej kontroli wyjść z jej duszy. Słyszała, jak jej własny głos drży. – Dziś dowiedziałam się strasznej prawdy, o jednej z moich przyjaciółek. Nie zrobiła nic złego... To… To świat zrobił wiele złego wobec niej. Mimo to… Mimo to, ona się nie poddaje. I… I… I ja też nie zamierzam!!!
Aya podniosła wzrok. Mocniej chwyciła za mikrofon. Spojrzała pewnie przed siebie, tak jak tylko Morri potrafi.
Z dumnym, hardym, charyzmatycznym wyrazem twarzy, przyciągającym uwagę każdego, nawet nie zainteresowanego wydarzeniem człowieka.
- Stojąc tu przed wami, na tej scenie… Cieszę się, że mogę żyć! Że jest mi dane codziennie otworzyć oczy i budzić się w Akumine! Że mam przyjaciół i miłość życia! Że… Że mogę oddychać! I nie ważne co się stanie… Chcę żyć! Bo to najpiękniejsze co mamy! Niech nikt z was o tym nie zapomni! Jesteście pokłóceni z rodziną? Pogódźcie się z nią! Jesteście samotni? Wyjdźcie do ludzi! Znajdźcie innych samotnych, razem nie będziecie czuć już pustki! Szukajcie celu w życiu, dopóki go nie znajdziecie! Nie bójcie się marzyć! I nie bójcie się porażki! Ponieważ każda porażka tylko hartuje wasz charakter, sprawia, że stajecie się silniejsi! Nie czekajcie na jutro, na pojutrze… Bo nie wiadomo co nas czeka! Dlatego… Starajmy się wszyscy żyć z całych sił!
Widownia zaczęła krzyczeć i piszczeć. Pozycja Ayi wzrosła do początkującej idolki. Wiele dziewczyn, jak i chłopców odczuwało przyjemne poruszenie w sercach, wywołane słowami młodej Morri.
A ta jeszcze nie przestała.
- Pieniądze nie dadzą nam szczęścia, ale muzyka już tak! Dlatego całą gratyfikację z dzisiejszego festiwalu chcemy przeznaczyć na jeden ze szpitali! Jeszcze nie wiemy który… Ta decyzja jest dość impulsywna, ale myślę, że nikt tego nie pożałuje! A co do płyty… - Aya odwróciła się na chwilę. Spojrzała na inne zespoły i solistów. Wyszczerzyła radośnie ząbki. – Wszyscy dzisiejsi uczestnicy są wspaniali! Jestem pewna, że mają tak piękne serca jak głosy! Dlatego, jedną piosenkę z naszej płyty chcemy zaśpiewać z wami wszystkimi. Stańmy się wielkim chórem, śpiewającym jednym głosem. Czy… Zgadzacie się na to?
Błękitnooka patrzyła na zebrane tu osoby z szerokim, radosnym uśmiechem.
- Myślę, że to doskonały pomysł! – Kenami aż klasnęła w ręce. Wyszła nieco przed szereg. – Zaśpiewajmy coś wszyscy razem!
- Teraz? – Zapytał zdziwiony prezenter, który nie za bardzo rozumiał o co chodzi. W poprzednich edycjach, zwycięzcy cieszyli się, dumnie puszyli i odchodzili z nagrodą pod pachą. Z tymi dzieciakami jest coś nie tak!
- A jest jakaś piosenka, którą znamy wszyscy? – Zapytała lekceważąco Hoshina Utau. Była niezadowolona ze swojej przegranej, ale pomysł ze wspólną piosenką na płycie nawet jej się spodobał.
- Może „Dango”? – Na przód wyłoniła się wysoka, zielonowłosa dziewczyna, uczesana w dwa kucyki.
- „Dango”? – Powtórzył głucho Yoh.
- No… „Dango”! Chyba wszyscy śpiewaliśmy to w przedszkolu! Nie pamiętacie? – Dziewczyna zdziwiła się lekko. Nie czekała jednak długo. Podniosła ręce i sama sobie zaczęła wyklaskiwać rytm. – Dango, dango, dango, dango…
- …dango daikazoku… - Do dziewczyny dołączył się Deidara. Doskonale znał tą melodię. Jak był mały mama śpiewała mu to na dobranoc.
- Dango, dango, dango, dango…
- Dango daikazoku!
- Yancha na yaki-dango…!
Do początkowego duetu zaczęły się przyłącza kolejne osoby. Nie tylko te stojące na scenie, ale również widzowie zaczęli - z początku nieśmiało, ale z sekundy na sekundę coraz pewniej – śpiewać piosenkę, która była na poziomie przedszkolaków.
Wspólny głos setek osób rozniósł się echem po sali koncertowej. Miało się dziwne wrażenie, że ciepłe głosy przechodzą przez ściany, wypełniają powietrze i razem z tlenem wypełniają serca wszystkich osób przysłuchujących się temu zjawisku.
Nie tylko zebrani przy scenie nucili wspólną pieśń.
Każdy Internauta, telewidz czy słuchacz radia, będący na bieżąco z wydarzeniami z koncertu zaczął pod nosem nucić wspólną piosenkę.
Piosenkę wielu serc.




Kenami: Lutowy odcinek! :D Mam nadzieję, że się podoba! Jakoś ciężko mi się go pisało. Mam nadzieję, że efekt nie jest najgorszy!
Aya: Może aż tak źle to nie jest…
Kenami: To nie było pocieszające.
Ren: Ale też cię nie zganiła, więc powinnaś się cieszyć.
Kenami: W sumie racja.. Nie ma co płakać! Bywało gorzej ^^” Ocenę pozostawiam Wam, drodzy czytelnicy!
Hao: No i o to chodzi!
Kenami: Co do „ogłoszeń” to chyba za dużo ich nie mam. Praktycznie wcale. Może tylko tyle, że pierwsza piosenka użyta w odcinku to „Alchemy” zespołu Girls Dead Monster z anime „Angel Beats!”. Jeśli ktoś tego nie oglądał, serdecznie polecam, podobnie jak drugie anime, z którego pożyczyłam piosenkę. „Dango” pochodzi z „Clannad”, jednego z najlepszych pozycji, które kiedykolwiek oglądałam.
Yoh: Obie pozycje to komedio-dramaty. Wiele śmiechu i łez ciśnie się do oczu, podczas ich oglądania.
Ren: Słabeusze tylko okazują swoje emocje na filmach.
Hao: Powiedział ten, który zużył paczkę chusteczek na „Lassie”. Myślałeś, że nie widzieliśmy?
Ren: Zamknij się!
Kenami: Taaak… Coż, chciałabym jeszcze w szczególności podziękować wszystkim, którzy skomentowali ostatni odcinek: Malinka, Ao mori, Raion oraz Klaudia12345. Dziękuję! A teraz idę poczytać coś, co niedługo pewnie będę reklamować wszem i wobec. Prawda, Halley? :D A… Tak właściwie… Pobawmy się! Jeśli ten odcinek skomentuje sześć osób, „Odcinek 37” pojawi się jeszcze w tym miesiącu! ^^ Co wy na to? :D A jak na razie… Ja Ne!