czwartek, 30 czerwca 2016

Odcinek 34: Prawda o Itamishi! (trailer)

         Aya siedziała w wielkiej komnacie, w starodawnym zamku, przypominającym budowlę z bajek o księżniczkach więzionych w strasznej wierzy.
         I Morri była uwięziona.
         Była w tym miejscu już długo. Chociaż nie znała dokładnej daty, czuła że od wieków nie widziała Hao i reszty swoich przyjaciół. Czas, w tym miejscu – Kinhon - nie istniał. Dlatego też mimo upływu dni, Aya nie postarzała się nawet o minutę.
         A co to było za miejsce?
         Kinhon. Stary, zapomniany przez wieki świat, w którym zapieczętowane były cztery potężne miecze. Aby nikt ich nie ukradł, mieszkała tu silna strażniczka księgi – Koegin. Od niedawna pełniła też rolę nauczycielki i przewodnika życiowego Ayi.
         - Martwisz się czymś? – Do komnaty weszła wyżej wspomniana strażniczka. Zauważyła ostatnie zmiany zachowania swojej podopiecznej.
         - Nie martwię. Tęsknię. – Wyjaśniła krótko Morri. Siedziała na swoim łóżku z podkulonymi pod szyję kolanami. Obejmowała nogi rękoma, mocno przyciskając do siebie. – Zastanawiam się co robi Hao.
         - Już ci wytłumaczyłam, że w twoim świecie czas leci tak wolno, że pewnie nawet dzień nie minie na Ziemi, zanim wrócisz.
         - Wiem, ale nie umiem sobie tego wyobrazić. Tyle się nauczyłam. Tyle dowiedziałam. Sztuki walki, język demonów, ich kultura i zwyczaje. Już nic nie mówiąc o obietnicy zapieczętowana w moim ciele mieczy! Mam wrażenie, że już ich wieki nie widziałam…
         - Nie możesz się wahać, Morri. – Głos Koegin był spokojny, ale stanowczy. – Musisz być silna i pewna. Inaczej nie będziemy mogły wprowadzić w życie naszego planu.
         - Nie zapieczętujesz we mnie mieczy?
         - Nie.
- Dlaczego?
- Bo to najsilniejsza broń na świecie i może cię zniszczyć. – Koegin zmarszczyła srogo brwi. Widać było, że mówi całkowicie poważnie. – Hichie, Mizuchuugi, Kazeneiki i Tsuchikara to bardzo potężne bronie, ale nie zagrażają nikomu bezpośrednio. Są niebezpieczne jedynie w niepowołanych rękach.
         - Przecież ja ich nigdy nie użyję do złych celów! – Aya aż wstała. Nie mogła uwierzyć, że jej nauczycielka może ją o to posądzać.
         - Teraz nie, ale możliwe, że kiedyś się zmienisz.
         - O czym mówisz, sensei? – Morri patrzyła zaszokowana na Koegin. Ta spokojnie stała przy oknie. Spojrzała przez nie tęsknym, melancholijnym wzrokiem.
         - Opowiem ci teraz o piątym mieczu, który zapieczętujemy w twoim ciele.
         - Piąty miecz… - Szepnęła głucho Morri.
         Pamiętała jak Koegin kiedyś o nim wspomniała, ale nigdy wcześniej nie chciała o tym mówić. Dlatego też błękitnooka postanowiła nie przeszkadzać i zamienić  się w słuch.
         - Znasz już historię wielkiej piątki, prawda?
         - Oczywiście. Była to piątka najsilniejszych, najbardziej inteligentnych i ambitnych demonów. Stworzyli Ziemię, na której mieszkam. Każdy z nich był reprezentantem jednego punktu Gwiazdy Jedności. Rezem byli praktycznie niepokonani! Znaczy… W końcu ich pokonali. Pewnego dnia jeden z Douoni zwariował i zaczął mordować ludzkie demony. Wielka Piątka go pokonała, ale kosztem własnych żyć…
         - Czwórka z nich poświęciła życie. Piąty poświecił przyjaciół. – Koegin przejęła historię. – Datenshi nie zawsze był taki jak teraz – zły i nieobliczalnie rządny władzy… Kiedyś nazywał się Jikon.
- Jikon?! Przecież to jeden z…!
- Tak. Jikon był jednym z wielkiej piątki. Kochał swoich przyjaciół, był jednym z nich. To była rodzina. – Koegin spojrzała na Ayę. Nie umiała czytać w myślach, ale w tej chwili wiedziała o czym myśli błękitnooka – „Ja też mam taką rodzinę”. Strażniczka ciągnęła swoją wypowiedź. – Ból po ich stracie był nie do zniesienia. Zaczął nienawidzić wszystkich dookoła. Z tego bólu i bezsilności narodził się Itamishi – ból śmierci. Miecz ma bardzo negatywną, pesymistyczną siłę. Przemienił Jikon’a w Datenshi.
         - Jak to przemienił? Nie rozumiem?
         - Serce Jikon’a zawładnęła zaraza wywołana przez Itamishi. Miecz opętał jego duszę niczym zły duch.
         - Rozumiem. – Kiwnęła głową Aya. – Muszę być silna, żeby nie popełnić błędu Jikon’a.
         - Musisz znaleźć złoty środek. Być na tyle dumna, aby nie dać się podporządkować Itamishi i zachować na tyle umiarkowania, aby nie zachłysnąć się jego mocą. Musisz być pełna słuszności swoich czynów, a jednocześnie nie może pochłonąć cię pycha. Nie możesz w siebie zwątpić, ani się zawahać. Twoje serce nie może stać się czarne, nie mogą pochłonąć i ogarnąć cię złe myśli. Inaczej staniesz się drugim Datenshi i wtedy to ciebie będziemy musieli pokonać.
         Aya uśmiechnęła się leciutko. Nie może się poddać. Inaczej życie jej i życie jej przyjaciół będzie zagrożone. A to nie wchodzi w grę!
         - Tak, sensei. Obiecuję, że nigdy nie ulegnę czarnej aurze Itamishi.
         Nigdy.