niedziela, 30 czerwca 2013

Odcinek 17: Start game!

             Nagle zgasło światło, a zebrani usłyszeli głośny dźwięk tłukącego szkła. Wszyscy zaczęli w popłochu kierować się do drzwi, które ku ich zdziwieniu były zamknięte. Młodzież krzyczała i szalała ogarnięta chaosem. Jedynie podejrzani mężczyźni w garniturach stali spokojnie. Wyjęli zza pół marynarek maski przeciw gazowe i szybko nałożyli je na swoje twarze. To samo uczynił sam Masao Kitsune oraz ludzie z akademii Hebi. 
Po pomieszczaniu zaczął rozprzestrzeniać się szary dym. Opary wydobywały się z wrzuconych przez okna niewielkich puszek. Nie minęło dłużej niż minuta, jak każda osoba nie posiadająca maski osunęła się na parkiet. Wtedy to drzwi otworzyły się. Osoby ubrane w białe kitle oraz cały ochronny sprzęt taki jak rękawice i maski przeciwgazowe, zaczęły wchodzić przez otwarte wrota. Przed sobą wsuwały szpitalne łóżka. Pracowali szybko, zorganizowanie. Mężczyźni w garniturach wrzucali nieprzytomnych młodych ludzi na stoły, a lekarze spinali ich mocnymi pasami, po czym wywozili z sali.
            Z pomieszczenia ulotnił się również Masao oraz Orochimaru z Kabuto. Zamaskowani szli gęsiego przez przyciemniony korytarz, którym wieziono nieprzytomnych uczestników imprezy. Skręcili dopiero przy gabinecie dyrektora. Weszli do środka. Orochimaru zapalił światło. Zdjął maskę.
- Kabuto~kun, bądź tak miły i idź zobaczyć, czy wszystko idzie zgodnie z planem – uśmiechnął się nieco wrednie brunet.
- Hai, Orochimaru~sama – czarnooki ukłonił się lekko, po czym wyszedł pomieszczenia.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, przerywana wyjmowanymi spod biurka szklankami. Długowłosy jako gospodarz, postanowił poczęstować swojego gościa kieliszkiem dobrego koniaku. Usiadł za biurkiem i pokazał ręką na miejsce naprzeciwko siebie. Na Masao czekał duży, skórzany, czarny fotel. Ciemne barwy w szczególności wyróżniały się wśród znajdujących się w pokoju mebli. Szafki, biurko, kanapa oraz barek znajdujący się pod ścianą były czarnych kolorów. Kontrastowo ściany i podłoga były białe. Kitsune jednak nie miał ochoty teraz zastanawiać się nad artystyczną stroną wnętrza pomieszczenia. Uśmiechnął się miło i uprzejmie usiadł na fotelu. Gospodarz podał mu wypełnioną alkoholem szklankę.
- Za udane przedsięwzięcie – szatyn poprawił okulary na nosie, po czym nie zwracając uwagi na towarzysza upił łyk napoju.
- Za udane… - mężczyźnie zawtórował mu brunet.
- Oczywiście nie martw się Orochimaru~san, nie zapomnimy o twoich zasługach. Kiedy tylko sprawdzimy wszystko dokładnie i skończą się próby testowe, będziesz pierwszym z naszych klientów – Masao miał przyjazny wyraz twarzy, chociaż kącik jego ust układał się w nieco chytrym grymasie.
- Kitsune~san, nawet nie posądziłbym was o oszustwo… To jest nasz wspólny interes. Ty weźmiesz sobie te dzieciaki, a ja niepohamowane możliwości. Kilka marnych żyć w zamian za nowy rodzaj ludzkości. To chyba niska cena? – Orochimaru już snuł wspaniałą wizję swojej przyszłości. Miał własne plany wyrwania się z tej zapyziałej szkoły. Już od dawna udzielał się w polityce, ale nikt nie wierzył w jego słowa. Miał nadzieję, że dzięki mocom, jakie ofiaruje mu rodzina Kitsune, stanie się potężny.
- Ma pan całkowitą rację. Po za tym wszystko mamy spisane na piśmie – Masao ponownie upił łyk alkoholu. Uważał dzisiejszy dzień za wyjątkowo udany. Lekarze z klanu Kuroi właśnie badają złapanych uczniów. Ci, którzy są wytrzymali fizycznie zostaną zabrani do jednych z laboratorium. Tam zostaną poddani seriom różnych testów, a potem.. To się okaże. Być może ktoś z nich stanie się jednym z głównych zasobów broni Japonii? Ich przyszłość jest w dalszym ciągu zagadką.
            Z najgorętszych rozmyślań o nieodkrytych jeszcze możliwościach mężczyznę wyrwał dziwny, piszczący dźwięk. Westchnął ciężko i wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki krótkofalówkę. Nacisnął duży czerwony przycisk, po czym przyłożył urządzenie do ust.
- Tak? – zapytał spokojnie.
- Kitsune~sama…! Oddział 5-1 zruj…! Obiekt…! Namierzony…! – wrzasnął przerażony żołnierz prosto do słuchawki. Jego słowa przerwał szum.
- Zlokalizowaliście obiekt sto trzydzieści sześć? – Masao aż wstał z wrażenia. Fotel na którym siedział upadł na podłogę z głośnym hukiem.
- Hai…! Kits…! – żołnierz chciał coś powiedzieć, ale już nie zdążył. Jego żywot dobiegł końca. Chwilę w słuchawce można było usłyszeć jedynie szum, po czym ktoś ponownie podjął się rozmowy – Idę po ciebie, Masao.
Po zakończeniu tego krótkiego przekazu, nawet szum się skończył. Krótkofalówka na dobre umilkła.
Szatyn drgnął. Jego źrenice rozszerzyły się, a podniecenie sięgnęło zenitu. Wybuchł głośnym niepohamowanym śmiechem szaleńca. Ścisnął krótkofalówkę z istnym uwielbieniem.
- W końcu! Po takim czasie! – krzyknął uradowany. Nie zwracając uwagi na pytający wzrok Orochimaru, brązowooki wyjął z kieszeni komórkę. Wyklepał na dotykowym ekranie numer, po czym przyłożył słuchawkę do ucha – Mam wspaniałą wiadomość, papo! Pokazała się!
Krzyknął uradowany. Jego euforii wtórowały szaleńcze ogniki w oczach.
- Kto? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że… - głos w słuchawce, mimo iż poważny i dostojny, zdawał się być niezwykle zdziwiony.
- Tak! Obiekt sto trzydzieści sześć pojawił się na terenie szkoły Hebi!
- Wspaniale! Aktywujemy projekt KEY – mężczyzna zdawał się być niezwykle zadowolony.


~*~OPENING~*~


            Kenami cisnęła trzymanym w ręku urządzeniem w ziemię. Spojrzała na nie z nienawiścią.
- Na pewno chcesz tam iść i porozmawiać ze swoim ukochanym wujkiem? – zapytała Vitsumi. Obserwowała dokładnie przyjaciółkę. Wiedziała, że stan w którym była szatynka nie sprzyjał rozmowom. Mimo wszystko postanowiła nawiązać kontakt z zielonooką.
- Tak – powiedziała stanowczo Kitsune. Zamknęła na chwile oczy. Głośno wciągnęła powietrze do płuc. Jej twarz była niezmiernie skupiona.  Zmarszczyła brwi.
Otworzyła szeroko oczy, obróciła się napięcie. Wyciągnęła rękę przed siebie. Leżący na trawie pistolet wzniósł się do góry. Kenami złapała go w dłoń i kilkukrotnie strzeliła w tylko sobie znanym kierunku. Dało się słyszeć głośne skrzypnięcie gałęzi i donośny pomruk nie zadowolenia.
- Mistrzu Ren!
Vitsumi spojrzała w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się lekko. Założyła ręce na piersi i w napięciu czekała na dalsze rozwinięcie akcji, a Kenami stała z wycelowanym w krzaki pistoletem.
- Zwariowałaś?! Mogłaś mnie zabić debilu! - wrzasnął rozwścieczony Tao. Wygramolił się z chaszczy. Miał potargane włosy i przekrzywione ubranie bojowe, jakie zwykł nosić do swoich walk.
Kenami spojrzała wściekle na przybysza. Błyskawicznie znalazła się tuż przy nim trzymając broń przy skroni złotookiego.
- Co ty tu robisz? - warknęła, marszcząc brwi.
- Staram się dowiedzieć, co tak naprawdę robicie - Ren też nie był nastawiony nazbyt przyjaźnie. Nie patrzył w oczy nastolatki. Wzrokiem omiatał las, w którym się znajdowali. Za każdym razem zatrzymywał się na leżących dookoła żołnierzach. Nie musiał sprawdzać, żeby być pewnym, że ich życie dobiegło końca - I dobrze, że za wami poszedłem, teraz przynajmniej wiem, że nie można wam ufać!
Wrzasnął rozjuszony. Spojrzał prosto w oczy Kenami. Dostrzegł w nich istny wir emocji. Była rozjuszona. Zielone tęczówki wyrażały wściekłość i grozę. Tao miał wrażenie, iż szatynka była zdolna do wszystkiego. Czuł się zagrożony. Broń przy jego skroni zaczynała mu niesamowicie doskwierać.
Dziewczyna mrugnęła, a wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie. Z żalem spojrzała na złotookiego. Westchnęła ciężko. Zrobiła krok w tył odsuwając przy okazji broń.
- Przykro mi, że tak uważasz... To nie zmienia jednak faktu, że nie powinno cię tu być! Masz w tej chwili wracać do Akumine! - powiedziała bardzo stanowczo z wściekłością wypisaną w oczach.
- Nie mów mi, co mam robić, jasne?! - Tao wyjął z kieszeni złożony miecz - Co wy tu kombinujecie?!
- To co trzeba! - syknęła szatynka - Ma cię w tej chwili tu nie być! Ty nic nie rozumiesz!
- Niby czego nie rozumiem?! - zapytał z wyższością podnosząc głowę - Tego, że robicie tu rzeź dla zabawy?!
- Właśnie tego nie rozumiesz! Że to nie jest zabawa! Tak... To można nazwać grą, ale...! W tej grze nie ma reguł! Ja się w niej nie bawię! Zniszcz, albo zostaniesz zniszczony! To jedyne prawo! - wrzasnęła chłopakowi prosto w twarz.
Ren stał w bezruchu. Otworzył usta, aby już coś powiedzieć lecz Vitsumi, jaka do tej pory bacznie przypatrywała się nastolatkom, wyprzedziła go.
- Cisza! - krzyknęła krótko. Zamilkli. Powiał lekki wiatr. Jak do tej pory nieruchome drzewa zaczęły szumieć. Każdy z nich słyszał jedynie liście i rytm swojego serca.
Kenami zmarszczyła brwi. Odwróciła się napięcie od złotookiego. Wycelowała trzymanym w dłoni pistoletem przed siebie.
Padły strzały.
Ren w napięciu czekał na dalszy rozwój akcji. Nagle poczuł za sobą ruch.
- Uważaj, Mistrzu Ren! - krzyknął Bason.
Tao odwrócił się. Błyskawicznie otworzy ł swój miecz. W jego stronę leciała siatka, która z założenia miała go uwięzić. Nic z tych rzeczy. Fioletowowłosy przyjął pozycję obronną. W mgnieniu oka wykonał kontrolę ducha i przeciął pułapkę. Poczuł silne szarpnięci za ramię. Odwrócił się napięcie.
- Chodź ze mną! - za jego plecami stałą Vitsumi. Złapała go za dłoń. Zaczęła ciągnąć go w głąb lasu. Tao z początku nie opierał się, lecz po dłuższej chwili twardo stanął. Yumenai spojrzała na niego z wyrzutem - No chodź!
- A co z Kitsune? - zapytał wyrywając rękę z uścisku dziewczyny. Spojrzał za siebie. Z oddali dało się słyszeć odgłosy strzałów.
- Ona sobie sama poradzi. Byśmy tylko przeszkadzali... Ci żołnierze nie są aż nadto sprytni. Po za tym nie wiedzą czym jest Kenami i będą z nią walczyć. Debile... - zaśmiała się lekko czerwonowłosa - No chodź już, nie wiadomo co z Morri i resztą... Pewnie są już przygotowywani do odlotu.
Vitsumi już nie czekała na towarzysza. Biegiem ruszyła przed siebie. Ren westchnął głośno. Postanowił pójść za Yumenai.
            Kiedy byli już daleko od pola ataku, Vitsumi stanęła pod jednym z rozłożystych drzew.
- Myślałem, że walczycie razem - Tao patrzył badawczo na zielonooką.
- Bo walczymy, ale to nie znaczy, że nie możemy siebie odstąpić na krok! - wyjaśniła dosadnie Vitsumi - Po za tym ufam jej. Zam możliwości Kenami i z ręką na sercu mogę stwierdzić, że nic się jej nie stanie. A muszę ci pokazać, co my tak naprawdę robimy. Jesteś na nas wściekły i uważasz za bandytki. Strasznie nie lubię kiedy ktoś mnie ocenia bez znania całej prawdy.
Nastolatka wyjęła z kabury nóż. Rozejrzała się dookoła. Wyjrzała zza drzewa. Las w tym miejscu się kończył. Drzewa były coraz rzadsze, a przed nastolatkami widniał plac ze szkołą Hebi. Akademia wyglądała na zaniedbałą i opuszczoną. W oknach nie paliło się żadne światło. Straszności dla całego placu dodawała pora dnia. Nocą to miejsce wyglądało niczym z horrorów. Jedyną formą życia znajdującą się przy budynku byli dwaj strażnicy. Ubrani w czarne stroje, zabezpieczeni hełmami i kamizelkami kuloodpornymi. W rękach dzierżyli karabiny maszynowe.
- Pewnie reszta strażników poszła dopaść Kenami... Chodź, musimy znaleźć tylne drzwi... - szepnęła dziewczyna. Odwróciła się. Ruszyła w lewo.
- Po co idziemy do tej szkoły? - zdziwił się Ren.
- A chcesz zobaczyć jeszcze Asakurę i Morri w jednym kawałku? - prychnęła Vitsumi.
- Więc po co się bawić w tylne wyjścia? - Tao mocniej ścisnął swój miecz. Złota łuna foryoku zalśniła w mroku. Zaczął biec w stronę strażników.
- Tao ni...! - Yumenai chciała go powstrzymać ale nie zdążyła. Ten już przeprowadził atak. Dziewczyna westchnęła ciężko - Zginiemy przez tego debila...
Dziewczyna nie mgła już się wycofać. Ruszyła za chłopakiem, mając nadzieję, że uporają się z tym dość szybko.
            Tymczasem z innej strony budynku, hala sportowa zamieniła się w laboratorium naukowe. W wielkim pomieszczeniu poustawiane były metalowe łóżka oraz rozmaite sprzęty służące do badań. Na posłaniach leżeli nieprzytomni uczniowie, przywiązani skórzanymi pasami do metalowych poręczy. Wokół nich krążyli ubrani w białe, ochronne stroje lekarze. Maski na twarzach nie pozwalały na rozpoznanie ich tożsamości. Krzątali się przy nastolatkach, pobierając krew, wypisując karty pacjenta przy ich łóżkach. Każdy uczeń był już mniej lub więcej dla nich znany. Kuroi Kitsune prowadziła badania okresowe w każdej ze szkół. Teraz wystarczyło jedynie rozpoznać zniewolone osobniki i wybrać te najlepsze.
Jedną z "pacjentek" była Aya. Otworzyła powoli oczy. Momentalnie omiotła nimi całe pomieszczenie. Nieco się przeraziła widząc jak zakończył się cały bankiet. Odwróciła głowę. Z tej pozycji nie mogła dostrzec swoich przyjaciół. Postanowiła nie czekać. Gniewnie spojrzała na krępujące ją skórzane pasy. Nieco odgięła nadgarstki i stopy, a z jej skóry wyłoniły się ostrza mieczy. Zamaszyście usiadła na posłaniu. Rozejrzała się dookoła dokładnie. Zobaczyła leżącego Hao, a nad nim zamaskowanego lekarza z strzykawką w ręce.
- Zostaw go! - wrzasnęła. Nie miała butów. Bosymi stopami pognała w tamtą stronę. Doktor spojrzał na nią zdumiony. Narzędzie wypadło jej z ręki. Błękitnooka popchnęła zdumionego mężczyznę tak, że ten upadł na parkiet. Spojrzała na ukochanego. Zaczęła uwalniać go z pasów.
- Hao, wstań! - krzyknęła. Chłopak jednak nie zareagował. Był pogrążony w niezwykle silnym śnie, którego nie dało się zniszczyć jedynie szarpnięciem.
Leżący na podłodze lekarza wstał. Chciał złapać nastolatkę, ale ta była szybsza.
Mocno uderzyła go łokciem w brzuch po czym wykonała obrót. Nokaut nastąpił po spotkaniu kolana brunetki z głową mężczyzny.
- Hej, co tam się dzieje? - na sali znaleźli się inni lekarze. Było ich kilkunastu, ale dla Morri to nie miało znaczenia.
 - Wypuście nas! - krzyknęła błękitnooka. Nie mówiła jedynie w imieniu swoim i Hao, ale również innych zniewolonych uczniów.
- Złapać ją i uśpić! - wrzasnął jeden z doktorów - Będzie świetnym obiektem!
- Po moim trupie... - warknęła Aya. Przebiegła między łóżkami. Zaczęła po kolei powalać ciosami lekarzy. Starała się nie robić wielkiej krzywdy napastnikom. Wiedziała, że bez problemu może pozbawić ich życia, jednak nie chciała tego.
            Dziewczyna usłyszała za swoimi plecami wystrzał. Poczuła ukucie w kark. Szybko złapała strzykawkę, która przebiła jej skórę.
 - Znowu chcecie mnie uśpić? - zaśmiała się lekko. Miała o tyle szybki refleks, że płyn nie dostał się do jej ciała. Po za tym i tak opóźniłby jedynie jej ruchy. Rzuciła się na stojącego obok łapiducha, kiedy ziemia się zatrzęsła. Był to o tyle mocny ruch, iż większość z nich upadła na podłogę, tracąc równowagę. Morri rozejrzała się dookoła.
Przez drzwi wbiegł właśnie mężczyzna, ubrany na czarno, opancerzony w hełm i kamizelkę kuloodporną. Oddychał ciężko. W ręku dzierżył zgięty w pół karabin maszynowy.
- Musimy się ewakuować! Namierzono nas! Odział 1-1 w gruzach! Za chwile wróg dotrze tutaj! - przekazał informacje, salutując.
- Szybko! Ewakuować numer 6, 7, 13, 19, 20... - zaczął wymieniać jeden z lekarzy. Widać to on tutaj dowodził. Inni podporządkowali się mu i zaczęli wywozić z sali odpowiednie łóżka z pacjentami. Wypychali posłania przez dodatkowe drzwi prowadzące na zewnątrz szkoły. Dowodzący doktor wyjął z kieszeni krótkofalówkę - Oddział 1-0, czekamy na helikoptery! Ewakuacja. Powtarzam EWAKUACJA!
Sam ruszył w kierunku wyjścia zabierając po drodze łóżko z Asakurą.
- Hao! - wrzasnęła brunetka biegnąc w kierunku ukochanego. Coś, a raczej ktoś jej jednak przeszkodził w ataku.
- Szybkie tempo! - Aya usłyszała znany sobie głos. Przez halę przeleciał słoty blask foryoku, a lekarz znokautowany atakiem upadł na ziemię. Przewrócił tym samym łóżko z długowłosym, który spadł na doktora.
- Ren! Mógłbyś trochę uważać! - krzyknęła błękitnooka. Podbiegła do ukochanego. Mimo upadku dalej spał. Aya zmarszczyła brwi. Zlustrowała wzrokiem Tao - Tak właściwie co ty tu robisz?
- Przyszedłem ratować ci dupsko - wyjaśnił z uśmiechem fioletowowłosy. Wykonał kolejny atak na uciekających w popłochu lekarzach.
- Dzięki, kiedyś się odwdzięczę! - wyszczerzyła ząbki brunetka. Spojrzała z czułością na śpiącego ukochanego - Tylko jak ciebie obudzić...
- W bardzo prosty sposób
Brunetka drgnęła. Zaskoczona wyciągnęła prawą rękę do góry. Z dłoni Morri wysunęło się ostrze miecza. Widząc jednak kto przed nią stoi odetchnęła z ulgą.
- Nie strasz mnie tak - jęknęła żałośnie Aya.
- Nie straszę. Po prostu tu weszłam - Vitsumi kucnęła obok pary. Zaczęła grzebać się w jednej ze swoich kabur. Uśmiechnęła się triumfalnie. Wyjęła strzykawkę, czystą zapakowaną igłę i maleńki słoiczek z płynem w środku. Szybko wszystko złożyła. Wcisnęła lek w żyły Asakury. Spojrzała uważnie na Ayę - Nie reagujesz?
- Na co? - zapytała zdziwiona błękitnooka.
- Właśnie zrobiłam twojemu chłopakowi zastrzyk, równie dobrze mogłaby to być trucizna... - zaśmiała się czerwonowłosa. Odrzuciła strzykawkę na bok i wstała.
- Przestań, nie zrobiłabyś czegoś takiego. Jesteśmy przyjaciółmi - Morri wyszczerzyła ząbki. Poczuła ruch na swoich rekach. Spojrzała w dół na Hao. Przejechała dłonią po jego długich włosach. Czule cmoknęła go w czoło.
- Jak słodko... - mruknęła z przekąsem zielonooka. Ruszyła do wyjścia awaryjnego, chcąc pomóc dla Ren'a. Po za tym nie czuła potrzeby patrzeć na zakochanych.
              Asakura jęknął głośno z bólem wypisanym na twarzy. Jak na razie nie czuł swojego ciała. Nienawidził tego uczucia. Już kiedyś tak miał - kiedy Zeke przejął władzę nad jego życiem i miażdżył swoją wielkością duszę Hao. Strasznie jest nie móc panować nad własnym ciałem. Długowłosy chciał to przerwać. Z wszystkich sił starał się przejąć kontrolę. Powoli zaczął podnosić powieki. Miał wrażenie, że są zrobione z żelbetonu...
- Hao... - do jego świadomości doszedł ciepły głos. Znał go. Spojrzał do góry. Zobaczył twarz Ayi. Powoli uśmiechnął się.
- Czuję się jak zombie - wydusił z siebie. Spojrzał w oczy Morri. W oddali słyszał krzyki wybuchy. Czuł ciepły powiew duchowej energii. Ciepło foryoku odgrzewało go.
- I nie lepiej wyglądasz - zaśmiała się błękitnooka. Pocałowała chłopaka delikatnie w usta. W tej chwili nic w ogół się nie liczyło. Wiedziała, że przyjaciele sobie poradzą i nie musi się o nich martwić.
- Gdzie... Uchiha~sempai? - zapytał cicho Asaura.
Błękitnooka zrobiła głupią minę. Właśnie zdała sobie sprawę, że nawet nie pomyślała o Itachi'm. Tak bardzo pochłonięta była ochroną Hao, że zapomniała o innych. Westchnęła głośno karcąc się w myślach.
- Nie wiem, ale Ren i Yumenai już zajęli się wszystkim - dziewczyna pogłaskała ukochanego uspokajająco. Uśmiechnęła się czule - Ważniejsze jest to, jak ty się czujesz...
- Coraz lepiej... - Asakura podniósł dłoń do góry i powoli zaczął zginać palce. Mruknął z zakłopotaniem - Dopiero odzyskuje czucie... Nie lubię być bez użyteczny...
- Nie jesteś, kochanie... - zaczęła Aya, ale jej głowę nagle wypełnił huk. Wybuch gdzieś niedaleko. Błękitnooka ostrożnie odłożyła drętwego długowłosego - Dojdź tu do siebie, a ja idę zobaczyć co się stało...
Powiedziawszy to pobiegła w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Rozejrzała się dookoła. Wszyscy lekarze leżeli na ziemi, a Ren wraz z Vitsumi zajmowali się rozwiązywaniem pacjentów.
- Słyszeliście... To? - zapytała, rozglądając się dokładnie.
- Tak. Pewnie Kenami się dobrze bawi... - westchnęła ciężko czerwonowłosa.
- To ona też tu jest? - zdziwiła się Aya.
- No w końcu to o to chodzi, prawda? To jej klan. Jej walka - Yumenai wyprostowała się dumnie. Spojrzała na osobę, którą właśnie rozwiązywała. Uśmiechnęła się widząc śpiącego Itachi'ego. Chłopak został zakwalifikowany przez napastników do osób "ważnych". Zapewne miał się stać głównym obiektem badań. Taka selekcja nie zdarza się często. Kitsune rzadko kiedy tak wyważenie wybierali swoje ofiary. Najczęściej zabierali do laboratorium kogo popadnie, a tam dopiero dobierali organizmy do projektów. Tutaj musiała szykować się jakaś "grubsza sprawa".
             Vitsumi musiała przerwać swoje rozważania. Wyjęła kolejną strzykawkę i płyn. Wypełniła nim żyły Uchihy, chcąc go również obudzić. Ten drgnął, ale Yumenai miała świadomość, że minie o wiele więcej czasu, aż brunet dojdzie do siebie.
Nagle drgnęła nerwowo. Usłyszała głośny huk helikopterów w oddali. Spojrzała w tamtym kierunku z niepokojem.
- Cholera - przeklęła głośno. Wyjęła z kabury noże. Wykonała błyskawicznie kontrolę ducha. Z jej włosów wysunęły się białe uszka. Ruszyła przed siebie biegiem.
 - Co się dzieje?! - krzyknęła za nią Aya. Ruszyła w jej kierunku. Odwróciła się do złotookiego - Zostań tu i czekaj aż chłopaki do siebie dojdą!
Tao zmarszczył brwi. Mruknął głośno kilka przekleństw. Nie lubił zostawać w tyle za akcją. Ale nie chciał zostawić samego Asakury. Uśmiechnął się nieco chytrze, po czym zniknął w budynku. Dziewczyny nie zwracały już na niego uwagi. Mknęły między drzewami, biegnąc w stronę helikopterów.
- Co się dzieje?! - powtórzyła pytanie Morri.
- Wytłumaczę ci to jak najprościej - zapowiedziała zielonooka nadal biegnąc. W międzyczasie nawlekała Noże na stalowe nicie. Mruczała z rozdrażnieniem - Lekarze wybrali najlepsze osobniki do badań, co oznacza, iż są to naprawę ideały do zamieszkania w laboratorium. Mimo to klan wypiął się na nich i wysyła helikoptery na Kenami. To oznacza tylko jedno. Usilnie chcą ją złapać. A to z kolei oznacza wielkie kłopoty.
- Rozumiem. Znaczy... Staram się pojąć... - wyjaśniła błękitnooka. Warknęła głośno. Szarpnęła za dół sukienki w której nadal była. Materiał dość łatwo oderwał się. Nastolatka poczuła się swobodniej. Już czuła lepszą możliwość walki. Z jej nadgarstków wyłoniły się miecze.
 Helikoptery krążyły po po wierzchni nad lasem. Wielkimi lampami oświetlały teren, aby odkryć pośród drzew pożądany obiekt. Nikt z pilotów nie wiedział, iż Kenami stoi teraz ukryta w koronie jednego z rozłożystych drzew. Dziewczyna bacznie obserwowała niebo, a jej oczy aż skrzyły chęcią zniszczenia huczących maszyn.
- Po co tu przyszłyście? Mówiłam żebyście zostały w szkole - powiedziała monotonnym głosem. Zwróciła się do przybyłych nastolatek, chociaż nawet nie odwróciła w ich stronę głowy - Chcę odwieść tych debili jak najdalej od szkoły. Nie chcę zbędnych ofiar... Żołnierzy starczy aż nadto.
Aya stanęła. Zszokowana obserwowała spokojną sylwetkę szatynki. Brunetka nie mogła zrozumieć jej stoickiego spokoju. Przecież tak się nie da! Morri energia aż roznosiła. Czuła, jak krew szybciej płynie w jej żyłach dając jasny przekaz dla mózgu - walcz, uratuj najbliższych i siebie. Kitsune zdawała się nie być w ogóle poruszona sytuacją. Jakby nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia.
- Jeśli mnie złapią znowu trafię do laboratorium. Nie chcę tam trafić... - szatynka uśmiechnęła się lekko. Spojrzała na rówieśniczki, przechyliła lekko głowę - Ale jeszcze bardziej nie chcę, abyście wy tam trafiły. Onee~chan, odejdźcie stąd.
- Przecież wiesz, że i tak tu zostanę - zaśmiała się Vitsumi.
- Warto było spróbować -  szatyna złapała w obie ręce karabiny maszynowe, które do tej pory dzielnie spoczywały na jej plecach. Wycelowała bronią w jeden z helikopterów - Gra dopiero się zaczyna...


                                                             ~*~ENDING~*~


Kenami: Ohayo! Gomene, że dopiero sprawdziłam i w ogóle, ale cały czerwiec miałam zawalony. Teraz też się nie będę rozwodzić, jako że nie chcę marnować czasu, bo właśnie kończę OPENING. W następnej notce już go zobaczycie :) Dziękuję wszystkim za komentarze :D Spokoyoh dziękuję, że komentujesz i czytasz mojego bloga mimo braku czasu :D Już poprawiłam "bolące cię" błędy. Przepraszam bardzo za nie... Ale nie miałam czasu ich posprawdzać Q_Q
Vitsumi: Tak zawsze tak mówisz XD
Kenami: Zamknij się Onee~chan >_< Nikt cię o zdanie nie pyta!
Aya: Ale kiedy to prawda...
Kenami: To nie przedłużajcie jeszcze bardziej! D: Przeszkadzacie mi... Idźcie nie wiem... Czyścić broń czy coś... Raion! Mi osobiście tych lekarzy nie szkoda, ale fakt dużo pracy wkładają w porwania XD No cóż, ja też nie jestem wielką fanką Naruto, ale z pewnych względów musiałam wpleść Itachi'ego, więc reszta ferajny może się przewijać czasami. Są to jednak bohaterowie bardziej epizodyczni. Mam nadzieję, że ich obecność nie przeszkadza wam aż za mocno XD A filmiki o ile sama dostane linki to przekarzę :D Ao mori kochanie, przepraszam. Mam naprawdę duże chęci do czytania twojego bloga, ale nie miałam jak do tej pory chwili wolnego Q_Q Nadrobię to teraz ;) Przyrzekam! Kumiko fakt, ten rozdizał był zaskakująco krótki, ale obiecuję że nastepny będzie dłuższy :D Powoli wracamdo formy ^^ Maju powodzenia w oglądaniu "Naruto" milion milionów docinków ;_; Ale w sumie wakacje przed tobą XD Lioness już w tej notce możesz się dowiedzieć co się stało dalej XD Mam nadzieję, że ci się podoba takie rozwinięcie :D Kini-san, wiem ze ty lubisz Sakurę, ale ja nie ;_; Sasuke ma zmieniony charakter, a raczej nie ma go spaczonego jak w anime. U mnie w opowiadaniu żadne wymordowanie klanu nie miało miejsca więc Sasuke jest zwykłym, może troche buntowniczym nastolatkiem kochającym swojego brata. Nie widze sensu robienia z niego skrytobójcy XD
Chciałam z tego miejsca podziękować za wybranie mnie zwyciężczynią w konkursie majowym na Spisie! Jest to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie i w ogóle takie.. KYAAA! :D Cieszę się jak głupia XD
I co powiedzie na wskrzeszenie mojego starego opowiadania o Kati i Len'ie w formie remake, czyli zaczeciu pisania od nowa tej samej historii? Z chęcią poznałabym wasze opinie :D A teraz pozdrawiam i życzę dobrej pogody ^^ Ja ne~!