poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Odcinek 20: Debil tenisowy!

Niebo pokryte było biało-szatymi, puchatymi chmurkami, które co jakiś czas przysłaniały lśniące słońce. Wiatr wiał leciutko, nieznacznie podnosząc kosmyki włosów idącej przez plac dziewczynie. Białowłosa patrzyła posępnie na mijane przez siebie kostki chodnikowe. Jej czarne pasemko z prawej strony głowy, mieszało się z resztą włosów, podczas bajecznego tańca niesfornych kosmyków. Szła zamyślona. Ubrana w mundurek, w jednej ręce dzierżyła torbę sportową i rakietę od tenisa, a w drugiej mocno ściskała zerwany z tablicy ogłoszeniowej plakat. Stanęła i spojrzała ponownie na kartkę. Westchnęła głośno. Pobiegła w stronę wejścia do szkoły.




~*~OPENING~*~




Kenami szła korytarzem z nieco ponurym wyrazem twarzy. Wczoraj dostała niesamowity opieprz od przyjaciół. Nasłuchało jej się o niespodziewanych zniknięciach... Miała teraz jakieś dziwne poczucie winy, że zmartwiła bliskie jej osoby. Było już po lekcjach i wszyscy uczniowie wybiegali na podwórko, aby korzystać z przyjemnej pogody.
- Ej, a ty gdzie się wybierasz? - do szatynki podbiegła Aya. Objęła ją ramieniem, uśmiechając się od ucha.
- Jak to gdzie? Mam zajęcia dodatkowe. Dawno nie pokazywałam się w klubie technicznym… - szatynka westchnęła ciężko – Pewnie już o mnie zapomnieli…
- Nawet jeśli, to muszą sobie przypomnieć trochę później.
Przecież dzisiaj idziemy do dyrektoa na dywanik! - zaśmiała się Aya – Nie pamiętasz?
- Przecież mnie nawet wczoraj w szkole nie było... - westchnęła ciężko Kenami – Co ja mogłam złego zrobić?
- A nie pomyślałaś, że to właśnie o to zniknięcie chodzi? - Vitsumi pojawiła się obok przyjaciółek. Przesunęła otwartą dłonią po brązowych włosach Kitsune.
- Ał! No już przepraszałam, ile można?! - krzyknęła zielonooka.
- Całą wieczność – prychnęła Yumenai.
- Oj, już nie kłóćcie się – poprosił Yoh, który jak zawsze próbował załagodzić wszelkie spory. Nie chciał, aby w jego paczce ktokolwiek żył w niezgodzie. - Nie wiemy o co jeszcze chodzi. Przekonamy się jak już porozmawiamy z Jirayą.
- Właśnie! - Morri wyszczerzyła swoje ząbki – Aby to raz ten staruch nas wzywa bez powodu?
- Nie mów tak o Jirayi~sama! - koło nastolatków stanął Itachi – To nasz nauczyciel i dyrektor, należy mu się trochę szacunku!
- A ja jestem boginią dem... - zaczęła gotować się brunetka, ale w jej otwarte usta została wrzucona garść M&M'sów,
- Jedz i nie krzycz tak na całą szkołę – grzecznie poprosił Hao, głaszcząc ukochaną po włosach.
- Właśnie, to że już nasi drodzy lokatorzy wiedzą, o naszych szamańskich zapędach, nie znaczy to, że cała szkoła ma wiedzieć – pouczył przyjaciółkę Ren.
- Już dobra... Zrozumiałam – Aya pokręciła głową z politowaniem.
- Już wszyscy się zebrali? - Uchiha popatrzył po znajomych. Cała ósemka cała przed gabinetem. Chociaż zaraz mieli mieć pogawędkę z dyrektorem, nie wydawali się być zbyt przejęci, a bynajmniej już na pewno nie tym spotkaniem.
              Itachi kulturalnie zapukał w drzwi.
- Po co ten cyrk? - zapytała Morri, bez żadnych manier wyprzedzając bruneta i wchodząc do pokoju – Ohayo! Jiraya~sensei!
- Jak już pukacie, to czekajcie na odpowiedź! - mężczyzna spojrzał z politowaniem na dziewczynę. Siedział w swoim fotelu z laptopem i stertą papierów dookoła.
- Gomenasai, Jiraya~sama! - Uchiha ukłonił się nisko nauczycielowi.
Cała gromadka weszła na czerwony dywan białowłosego. Patrzyli na niego różnymi oczami – nie chodzi tylko o kolor, ale również nastawienie.
Jiraya uśmiechnął się. Od dawna obserwował te dzieciaki i już troszkę znał każdego z nich. Spojrzał w oczy Morri, które jak zwykle były przepełnione energią i błyszczącymi iskrami. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
- Witam moich ukochanych uczniów. Tak, wyprzedzając wasze pytanie, mówiłem do was... - dyrektor widział ich szok w oczach – Zebraliśmy się tu po to...
- Aby połączyć świętym więzłem małżeńskim... - zaczęła dokańczać brunetka, ale zamilkła czując na sobie wzrok innych.
- Widzę Morri, że humorek dopisuje. A ty Kitsune jak się czujesz? - mężczyzna spojrzał na szatynkę przenikająco. Wiercił dziurę w jej brzuchu wzrokiem,
- Dobrze, dziękuję – Kenami uśmiechnęła się rozkosznie.
- Tak? A słyszałem, że wczoraj byłaś chora... - Jiraya podniósł jedną brew.
- A no tak... - szatynka podrapała się z zakłopotaniem po głowie – Ja... Ja tak jednodniowo zaniemogłam...
- A masz zwolnienie od pielęgniarki?
- Nie...
- Ha! Czyli ucieczka! - krzyknął roześmiany białowłosy.
- Nie! - wrzasnęła cała reszta.
- To nie tak, jak pan myśli...! - zaczęła wyjaśniać Aya.
- Kenami naprawdę źle się czuła! - zawtórował jej Yoh.
- Nie chcieliśmy ją z gorączką wynosić do pielęgniarki – Ren niespodziewanie wyciągnął swoją pomocną dłoń.
- Więc dlaczego nie zgłosiliście tego Kakashi'emu? - Jiraya zlustrował przyjaciół stojących przed nim. Miał ich w szeregu, gotowych do odstrzały nauczyciela – Czyż to nie jest tak, że ona uciekła a wy ją kryjecie?
- No pan raczy żartować! - Kyoyama podniosła dumnie głowę – Jestem zbyt dumną osobą, żeby kłamać!
- Właśnie, przecież nie zmówilibyśmy się całą ósemką! Jaki w tym sens? - Vitsumi podniosła wysoko głowę – Co bym miała za pomoc tamu kmiotowi?
- No w sumie pomogliśmy jej, przecież całe popołudnie zajmowaliśmy się nią – wtrącił Yoh, chcąc jakoś wytłumaczyć dzisiejszy doskonały stan Kitsune.
- Po za tym, no nam możesz nie ufać, bo przeskrobaliśmy to i owo... - zaczęła Aya ze wzrokiem zbitego kotka – Ale jemu nie ufasz? Swojej, że tak powiem, prawej ręce?
Morri, mocno popchnęła Itachi;ego, który był zmuszony oprzeć się o biurko. Spojrzał prosto w oczy Jirayi.
- No właśnie Uchiha~kun... Ty byś mnie nie okłamał, prawda? - wzrok białowłosego zetknął się z czarnymi tęczówkami bruneta, które w blasku słońca miały oliwkowy odcień.
Chłopak drgnął niepewnie. Dla swojego dyrektora był wierny i nie chciał tego zmieniać. Z drugiej jednak strony... Jeszcze nigdy nie miał takich przyjaciół. Szczególnie, że mają oni coś wspólnego z duchami i demonami, jak niegdyś jego klan. Nie chciał ich zawieść. Może i zdawał się być niekiedy chamski i ordynarny wobec młodszych kolegów, ale to w żaden sposób nie było przełożeniem jego prawdziwych uczuć.
Itachi wyprostował się dumnie.
- Przysięgam, że wczorajszego dnia, Kitsune~san źle się czuła i dlatego nie mogła uczestniczyć w zajęciach – powiedział bardzo poważnie z dumą wypisaną na twarzy.
Jiraya uśiechnął się chytrze.
- No, tobie mogę uwierzyć – mężczyzna rozsiadł się wygodnie na skórzanym krześle. Uczniowie odetchnęli z ulgą – Ale to pierwszy taki przypadek. Następnym razem za nieusprawiedliwioną nieobecność, będzie surowa kara. Zrozumiano?
- Hai! - krzyknęli chórem.
- A nie chcecie przypadkiem ze mną o czymś porozmawiać? - białowłosy zaczął nieco inny temat – Na przykład... Nie chcecie podzielić się ze mną wrażeniami z soboty?
- Było bardzo... Ciekawie – krótko wyjaśnił długowłosy.
- Widzę, że nie jesteście zbyt rozmowni.. To nic. Nie będę was już dłużej przetrzymywać. Idźcie do akademika i pouczcie się trochę na jutro... To też tyczy się ciebie Morri.
- Co znowu ja?! - zagotowała się brunetka.
- Nic. Pani od chemii się skarżyła, że coś jej wyżarło fiolki... Byłbym zobowiązany, jakbyś przestała robić trujące substancje na lekcjach – nauczyciel spojrzał z pożałowaniem na błękitnooką.
- Postaram się... Ale nie obiecuje – Aya wyszczerzyła ząbki.
- Dlaczego mnie to nie dziwi... No! Idźcie już! - Jiraya machnął ręką na uczniów.
- Hai! Do widzenia! - nastolatkowie pożegnali się z nauczycielem, po czym w obawie na dalsze pytania szybko uciekli z gabinetu.
           Białowłosy uśmiechnął się drwiąco. Wstał zza biurka. Podszedł do jednej z półek przy ścianie, na której stał ekspres do kawy. Zaparzył sobie czarnego napoju, po czym wrócił do swojego ukochanego miejsca na fotelu. Odwrócił się przodem do wielkiego okna, ukazującego dziedziniec.
- W co ty pogrywasz? - na kanapie siedział Kakashi. Rozłożył się wygodnie, aby móc dać odpocząć zmęczonemu ciału.
- Od kiedy to się do gabinetu pracodawcy wchodzi bez pukania? - zaśmiał się starszy mężczyzna.
- Oh, wybacz, Jiraya~sama – szarowłosy wstał i ukłonił się nisko – Więc w co ty pogrywasz?
- W nic takiego... Po prostu dbam o swoich uczniów – uśmiechnął się szeroko białowłosy.
- Przecież wiesz dokładnie, że to nie są zwykli uczniowie, po co ten cały cyrk? Te przesłuchania...
- Bo ty, mój kochany przyjacielu, patrzysz bardzo krótkowzrocznie – białowłsoy wziął duży łyk kawy.
- Więc nie zamierzasz pomóc im z klanem Kitsune? - Kakashi podniósł jedną brew. Znał mężczyznę od małego, ale często nie rozumiał co mu się w głowie roi.
- Nie to, że nie zamierzam pomóc! Po prostu chcę sprawdzić na ile są gotowi. Oni jeszcze nie wiedzą, co ich czeka w niedalekiej przyszłości. Jeśli nie zdołają pokonać Kuroi Kitsune... Nie mają co liczyć na długie życie – uśmiechnął się od ucha do ucha Jiraya – Ale ktoś taki jak Morri Aya, który zdołał podporządkować sobie świat demonów, na pewno poradzi sobie ze zwykłymi ludźmi.
- Masz racje. Kto by pomyślał, że w naszym skromnym Akumine zawitają takie gwiazdy jak synowie Asakurów, czy Kyoyama – szarowłosy wstał z kanapy. Podszedł do biurka pracodawcy.
- A ty przyszedłeś tutaj porozmawiać o naszych ukochanych szamanach, czy w jakiejś innej sprawie? - Jiraya spojrzał na młodszego znad brzegu kubka.
- Czy... - Kakashi lekko poczerwieniał na twarzy, chociaż połowę jego buzi zakrywał golf – Czy... Czy napisałeś już kolejny rozdział?
- Eh... - dyrektor westchnął ciężko. Kliknął coś na laptopie, a z drukarki stojącej obok zaczęły wylatywać kartki. Szarowłosy łapał je, po czym cały podniecony przytulił arkusze do piersi.
- Arigato Jiraya~sama! - Hatake wybiegł z gabinetu, aby zaszyć się za swoje biurko w akademiku i móc poddawać się rozkoszy lektury.
Dyrektor tylko pomachał głową z politowaniem. Spojrzał na słońce przebijające się przez chmury.
- Wiem, Uchiha~kun, że mnie okłamałeś, ale to dobrze. W końcu znalazłeś sobie przyjaciół. Razem jesteście o wiele silniejsi...
              Itachi klęczał przy jednej ze ścian na szkolnym korytarzu. Rytmicznie uderzał głową o ścianę. W końcu między jego czołem a betonem wylądowała ręka Yoh.
- Bo sobie czaszkę rozbijesz – zaśmiał się młodszy Asakura.
- Okłamałem Jirayę~sama... Okłamałem Jirayę~sama... Przez ciebie! - krzyknął brunet, pokazując palcem na Ayę.
- Co przeze mnie?! Ratowałam nam wszystkim skórę! Dyrektor raczej nie byłby zadowolony, jeśli dowiedziałby się prawdy... - Morri starała znaleźć cokolwiek na swoją obronę.
- Wybacz Uchiha~sempai... Za moje wybryki płacicie wszyscy... - westchnęła ciężko Kenami.
- Właśnie. Baka Imoto~chan! - czerwonowłosa skrzyżowała ręce na piersiach.
- E tam, nie jest jeszcze tak źle – uśmiechnął się Yoh. Pomógł wstać (a raczej siłą odciągnął od ściany) Itachi'emu.
- Wybaczcie, ale idę się uczyć – Hao dziarsko ruszył przed siebie.
- Eh... No ja chyba też – zrozpaczony Uchiha poszedł w jego ślady – Jakoś muszę zapomnieć o tym traumatycznym przeżyciu!
- Po co idziecie się uczyć? - zdziwiła się brunetka.
- Bo jesteśmy w szkole? A nauka to obowiązek każdego ucznia? - pouczył ją Itachi.
- I żeby nie rozwalić szkoły na chemii – upomniała przyjaciółkę Anna.
- Po za tym zaraz koniec semestru. W następnym tygodniu zaczynają się egzaminy, zapomniałaś? - starszy Asakura zlustrował ukochaną surowym wzrokiem.
- Przecież to tylko próbne... - dziewczyna machnęła lekceważąco ręką.
- Oh Aya... - Hao przejechał ręką po twarzy.
- Chłopaki mają rację, też idę się pouczyć. Biblioteka będzie dobrym miejscem. Do zobaczenia później! - Vitsumi skręciła w jeden z bocznych korytarzy.
- Czekaj, idę z tobą! - Ren dogonił lokatorkę.
- Chodź Koteczku, zaraz zaczynają się zajęcia z łaciny – Anna złapała ukochanego za rękę i pociągnęła w sobie tylko znanym kierunku.
- Do zobaczenia później! - Yoh pomachał reszcie na pożegnanie.
- Eh, ja idę na boisko... Nie chce mi się uczyć – Morri w podskokach ruszyła w kierunku wyjścia ze szkoły. Nie słuchała nagannych krzyków Asakury, który chciał nawrócić dziewczynę na prawą drogę.
Uśmiechnięta od ucha do ucha biegła w stronę wielkich pól, które Akumine wykorzystywało jako boisko. Naprawdę szkoła miała wspaniałe wyposażenie, co niesamowicie cieszyło Ayę. Mogła korzystać do woli z bieżni i siłowni. Czasami nawet w nocy wymykała się z akademika, żeby się odprężyć cieleśnie.
Błękitnooka zauważyła stojącą na dziedzińcu białowłosą dziewczynę. Uśmiechnęła się promiennie.
- Ohayo, Yakuza~chan! - Morri podbiegła do nastolatki. Spojrzała na jej sportową torbę – Idziesz na trening?
- Ohayo... Nie. Znaczy tak. Znaczy... Miałam zacząć trenować, ale jakoś mi się odechciało... - westchnęła Yuki.
- Stało się coś? - Aya przechyliła głowę patrząc zaciekawiona na dziewczynę.
- Dostałam zaproszenie na turniej tenisowy – wyjaśniła nastolatka.
- To powinnaś trenować za dwóch! - brunetka wypięła dumnie pierś, niczym przewodnik duchowy koleżanki.
- Ale turniej polega na grze w parach... A ja nie mam z kim wystąpić. Każdy w kole ma już swoją parę, jestem ostatnia... - westchnęła Yakuza.
- Ja ci chętnie pomogę! - krzyknęła uradowana Aya.
- Co? - Yuki spojrzała zszokowana na koleżankę z klasy.
- No z chęcią będę twoją parą! - Morri objęła białowłosą ramieniem – Chodź idziemy na boisko tenisowe!
- Kort... - szepnęła cicho nastolatka.
- Co?
- Kort. Nie boisko tylko kort. W tenisa gra się na korcie – niebieskooka poprawiła niepewnie Ayę.
- Okey... A nie czekaj. Nie mam stroju... Spotkajmy się na boi...
- Korcie...
- ...sku za dwadzieścia minut, dobrze?
- No jasne! Ale.. Morri~san, jesteś pewna, że chcesz mi pomóc? To będzie wymagało dużo pracy, a przecież za chwilę egzaminy... Nie chce, żebyś prze ze mnie miała kłopoty... - Yuki niepewnie zaczęła ściskać pasek od sportowej torby.
- Nie bój się, mi zawalenie roku nie grozi! A z chęcią sobie pogram. Zaraz wracam! - Aya obróciła się napięcie. Sprintem pobiegła w stronę akademika. Jak oparzona wtargnęła do pokoju. Zaczęła grzebać w szafie. Wyciągnęła z niej sportowe spodenki i bluzkę. Związała niechlujnie włosy gumką i ruszyła w drogę powrotną. Musiała jeszcze załatwić sobie rakietę (co nie było trudne z jej znajomością z Sayuki~sensei) i już znalazła się na korcie. Zauważyła Yuki, która rozgrzewała się przed rozgrywką. Była ubrana jak zawodowa tenisistka. Daszek we włosach, polo, krótka spódniczka i tenisówki. W ręku droga, mosiężna rakieta. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok koleżanki z klasy. Pomachała jej przyjaźnie.
- Już jestem! - Morri wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- Jestem taka szczęśliwa, że chcesz mi pomóc! Jeśli wygram ten turniej, będę miała łatwiejszą drogę do dostania się na letni obóz tenisowy! Po za tym może dostane stypendium na studia...? - rozmarzyła się białowłosa.
- To dla mnie przyjemność! - Aya założyła sobie rakietę na ramiona.
- Więc zaczynamy trening! Nie ma na co czekać, zawody już w sobotę! Mamy tylko trzy dni, żeby się dotrzeć! - niebieskooka pobiegła na drugą stronę kortu.
- Yakuza~san?! Możesz mi powiedzieć tylko jedną rzecz? - zapytała brunetka. Podrzuciła rakietę do góry i złapała ją w jedną rękę. Mocno się zamachnęła robiąc obrót.
- Hai? - Yuki spojrzała na koleżankę z zaciekawieniem. Stała już po drugiej stronie siatki.
- Możesz mi wytłumaczyć zasady? Nigdy w to nie grałam... - Morri podrapała się z zakłopotaniem w głowę.
- Nigdy nie grałaś?! To już po moim stypendium... - Yuki przejechała ręką po twarzy.
- Nieprawda! Szybko się uczę! Do piątku będę już na twoim poziomie! - obiecała Aya kładąc rękę na sercu.
- Okey... Więc na tych zawodach będziemy grać w deblach – białowłosa podeszła do błękitnookiej. Zaczęła ją odpowiednio ustawiać – Żeby serwować musisz ustawić się bokiem. Z prawej ręki jest forhend, a z lewej bekhend. Serwis zawsze z powietrza i ma wejść w karo, po przekątnej na druga stronę tego samego kortu...
- Karo? - Aya przechyliła głowę w bok.
- Ten kwadracik przy siatce... - westchnęła białowłosa. Zaczęła ręką bawić się swoim czarnym pasemkiem, który w tej chwili był związany w warkocz. Zaczęła dalej tłumaczeć koleżance - Jedna para serwuje. Osoba serwująca zaczyna temat z prawej i serwuje na prawo w karo, a druga odbiera i stoi bliżej siatki. Po drugiej osoba z prawej odbiera. Zazwyczaj stoi się trochę za linią końcową, a druga stoi trochę dalej od siatki i bliżej korytarza deblowego. Główne założenie jest takie, że dwie osoby powinny byś w jednak linii czyli dwie z przodu dwie z tyłu.
- Okey... - Morri odetchnęła głęboko – Więc z początku mały meczyk między nami?
- Skoro czujesz się na siłach – Yakuza szybko pobiegła na drugą stronę kortu. Zaczęły grać. Trwało to kilkanaście minut i ku zdziwieniu Yuki, Aya radziła sobie całkiem nieźle.
- Masz talent – białowłosa zaśmiała się.
- No się wie! Ale ta rakieta jest dziwna... Muszę sobie kupić własną... - błękitnooka dokładnie obejrzała swój sprzęt.
- Ja mam swój skarb! Dostałam ją na urodziny... Yonex Ezone Xi Rally! Najlepsza rakieta na rynku! Kocham moich rodziców! - Yakuza ściskała narzędzie niczym ukochaną osobę.
Aya uśmiechnęła się jednie. Chciałaby też móc spędzać czas ze swoimi rodzicami. Może to było dziwne, bo w końcu nie była już dzieckiem, ale tęsknota za rodziną narastała przez cały czas, bez względu na jej wiek. Pomimo, iż podobno czas goi rany, to te całkowicie nie znikały i zostawiały swój ślad na jej życiu.
Nagle błękitnooka poczuła mocny ból na czole.
- Nie trać gardy – zarechotała Yuki.
- Ja ci zaraz pokarzę! - Morri wyszczerzyła wszystkie ząbki. Wiedziała już, że całe popołudnie - a może nawet i wieczór – spędzi na korcie.
              Kiedy brunetka beztrosko przygotowywała się do przyszłego turnieju, który wypadł jej tak niespodziewanie, Hao siedział przy stole w pokoju chłopaków. Był obłożony książkami i zeszytami. Ledwie było widać czubek jego głowy. Itachi co chwilę spoglądał na przyjaciela z lekkim uśmiechem. Sam również oddawał się przyjemności lektury, tyle że leząc wygodnie na swoim łóżku. 
Asakura wstał od stolika. Zaczął szperać w swojej teczce.
- Eh... Aya~chan! Znowu ukradłaś mi notatki! - krzyknął z rezygnacją. Wyszedł na balkon, przeskoczył barierkę i wtargnął do pokoju dziewczyn. Lekkie pchnięcie drzwi starczyło, aby je otworzyć. Wszyscy umówili się, że póki jest ciepło nie zamykają balkonów, aby ułatwić kontaktowanie się. Ku swojemu zaskoczeniu Asakura nie zauważył w pomieszczeniu ukochanej. Jedyną przedstawicielką płci pięknej okazała się Kenami. Nastolatka siedziała przy stole. Przed sobą miała otwartą dużą, metalową walizkę. W środku bagażu znajdowały się różne tabletki i inne leki. Kitsune miała położoną rękę na blacie. Pasem spięła swoje przedramię. Lewą ręką obsługiwała się strzykawką. Wbiła sobie igłę w żyły. Wycisnęła płyn do swojego ciała. Dopiero po tym zabiegu zobaczyła, iż nie jest sama w pokoju. Spojrzała na Hao. W jej oczach można było zobaczyć lekki strach. Uspokoiła się jednak. Uśmiechnęła szeroko.
- Ohayo – przywitała Asakurę. Odłożyła strzykawkę. Rozpięła pas i wstała. Zaczęła uporządkowywać tabletki w walizce. Wzięła kilka do ręki i połknęła je.
- Ayi jeszcze nie ma? - zapytał długowłosy.
- Nie. Żadna jeszcze nie wróciła, jestem sama, jak widać – szatynka uśmiechnęła się niepewnie do chłopaka.
- Wezmę tylko notatki – Hao przemknął obok dziewczyny. Na łóżku ukochanej leżała jej teczka. Zaczął grzebać się w papierach brunetki. W miarę możliwości starał się nie zwracać uwagi na obecność szatynki.
- Hao? Czy mi się wydaje, czy ty mnie unikasz? - zielonooka zamknęła walizkę i wsunęła ją pod swoje łóżko. Stanęła za długowłosym. Nie czuła się komfortowo, kiedy czarnooki perfidnie nie patrzył na nią. Takie nienaturalne zachowanie nie było do niego podobne.
Chłopak przez chwilę milczał, uparcie szukając papierów. W końcu wyciągnął swój zeszyt, który został perfidnie ukradziony przez Ayę. Zaśmiał się. Gdyby nie jego notatki, z niektórych przedmiotów, błękitnooka pewnie miałaby puste zeszyty...
- Wiem, że znałaś Zeka – długowłosy wyprostował się i spojrzał prosto w oczy nastolatki. Jego czarne tęczówki dziwnie błyszczały.
- No i...? - Kitsune podniosła jedną brew do góry.
- Jak to „no i”? Dlaczego nie zareagowałaś na mnie przy pierwszym spotkaniu?! - chłopak podniósł głos. Szatynka drgnęła nerwowo, cofając się o krok.
- Przepraszam... Nie myślałam, że to dla ciebie jakiś problem... Po pierwsze to nie chciałam ujawniać, iż razem z Vitsumi jesteśmy zamieszane w jakiekolwiek szamańskie sprawy. Po drugie uznałam, że czułbyś się co najmniej niekomfortowo, gdybym podbiegła do ciebie i zaczęła rozmawiać jak z Asakura~sama.
- Mówisz o nim z takim wielkim szacunkiem... - Hao usiadł przy stole. Uspokoił się nieco. Postanowił przytrzymać nerwy na wodzy. Zresztą... Z twarzy Kitsune nie wyczytał żadnych mrocznych knowań.
- Zawdzięczam mu swoje życie. Uratował mnie. Zapewnił schronienie i opiekę w najkrytyczniejszym momencie... Kiedy byłam na dnie. Gdyby nie on, zamarzłabym. Herbaty? - zapytała przyjaznym tonem. Podeszła do półki obok ściany. Włączyła czajnik.
- Poproszę... - westchnął zrezygnowany czarnooki. Spojrzał na zegarek. Było już po ósmej. Cierpliwie poczekał, aż woda zagotuje się, a zielonooka postawi przed jego nosem parujący napój. Usiadła przy boku stołu.
- Tak w ogóle skąd wiesz, że znałam Zeka? - dziewczyna zaśmiała się wesoło – Pamiętasz tamte czasy?
- Nie i bardzo się z tego cieszę – odparł szybko szatyn – Duch Ognia mi powiedział...
- Mogłam się domyślić. Przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób cięto uraziło. Pomyślałam, że wolałbyś nie pamiętać o przeszłości.
- Z czasów, kiedy był we mnie Zeka pamiętam tylko nikłe przebłyski. To nawet nie są skrawki wspomnień, tylko niewyraźne migawki – zaśmiał się lekko Hao – Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem, al...
- Rozumiem – ucięła jego wypowiedź – Nie gniewam się. Nie mam o co...
Zapadła chwila ciszy. Dziewczyna wydawała się być niezwykle spokojna i zamyślona, jak na siebie. Zazwyczaj plotła trzy po trzy, nawet nie wysilając mózgu.
Hao zresztą też oddał się swoim fantazjom. Strasznie zaciekawił się tym co usłyszał. Przecież Kenami nie była szamanem. Zeka pomógł człowiekowi? To przecież było wbrew wszelkim zasadom!
- Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego źle, ale czułam się nawet trochę zawiedziona, kiedy dowiedziałam się, że Zeka już nie ma na tym świecie... Mam wobec niego dług wdzięczności i teraz trochę trudno będzie mi go spłacić. Dlaczego każdy kto mi pomoże musi tak szybko umierać? - dziewczyna westchnęła ciężko, kładąc się i wyciągając na stole.
- Ej, nie zapominasz o czymś? Zeka to morderca!
- Tak jak ja – dziewczyna nie patrzyła na Asakurę. Siedzieli w półmroku, zdani jedynie na wieczorne niebo, gdyż żadne ze świateł się nie świeciło.
Chłopak przez chwilę zaniemówił.
- Ale ty zabijasz walcząc o życie, a on...
- On też. Przecież to twój bliźniak uważa, że nic nie dzieje się bez przyczyny i każdy ma swoje powody prawda? - Kenami podniosła się – Asakura~sama również takowe posiada. Może my ich nie rozumiemy, ale mimo to on odda za swoje idee życie. Ma jakiś cel. Ja zabijam ludzi, którzy po prostu stoją mi na drodze. Zbijanie zwykłych pionków na szachownicy. Zdaje sobie sprawę, że każdy zabity przeze mnie żołnierz ma rodzinę, przyjaciół, bliskich... Że pozbawiając go życia, niszczę przyszłość większej ilości ludzi jednak... Uważasz że robię źle? Czy moje życie jest warte tyle, że mam prawo zabijać tych, którzy chcą mnie schwytać? Czy może myślisz, że powinnam się oddać bez walki, bo w końcu mój jeden żywot nie może równać się życiom ludzi przeze mnie zabitych?
- Kenami, nie wymagaj ode mnie odpowiedzi na takie pytanie... - długowłosy patrzył na nią nieco zszokowany. Miał wyschnięte usta i mętlik w głowie.
- Gomene ♥ - szatynka uśmiechnęła się słodko do nastolatka – Po prostu chcę znać wasze zdanie. Mówicie, że mi pomożecie, że jesteście za mną, ale... Jak chcecie mi pomóc? To jest już nie możliwe... Do końca życia będę walczyć z własnym kla...
- Nic nie jest niemożliwe – uciął jej Hao. Miał ostry, nieprzyjmujący sprzeciwu głos – Zobaczysz, Aya coś wymyśli! Nie będziemy atakować. Zostawmy twój klan w spokoju. A jeśli oni przyjdą po ciebie, obronimy cię. Nie powinnaś się martwić. A co do twojego pytania... Nie ma żyć ważnych i ważniejszych. Każdy jest tak samo warty, aby być tutaj, na Ziemi.
W oczach Kenami można było zauważyć dziwne iskry – szczęście pomieszanie z zaskoczeniem, Hao złapał dziewczynę za rękę.
- Nawet jeśli popełniłaś błąd, a nawet kilka błędów... To jeszcze cię nie przekreśla. Każdy z nas ma swoje grzechy na sumieniu... Ja, Aya, Ren... Nawet Yoh... Więc się nie zamartwiaj! Nie zastanawiaj się, ile jest warte twoje życie. Po prostu żyj z całych sił!
Dziewczyna zaśmiała się, a z jej oczu popłynęło kilka łez. Wyciągnęła rękę z uścisku Asakury i wytarła policzek wierzchem dłoni.
- Gomenasai... Kiedyś usłyszałam podobne słowa od mojego przyjaciela – wytłumaczyła.
- Ej ja też jestem twoim przyjacielem – Hao wyszczerzył swoje białe ząbki, w uśmiech zarezerwowany jedynie dla Asakurów.
- Wiem, Hao~kun! - wypiła kilka łyków herbaty – Isoshi był kimś niezwykłym. Był pierwszą normalną osobą, z którą spotkałam się w laboratorium. On był... Był...
Ciałem Kenami zaczęły trząść dziwne drgawki.
- Coś się stało? - zapytał przestraszony szatyn. Położył rękę na ramieniu dziewczyny. Ta zrzuciła dłoń z siebie.
- Nie dotykaj mnie!!! - wrzasnęła. Wstała błyskawicznie. Pchnęła stół z taką siłą, że mebel przewrócił się. Kubki stojące na nim spadły na ziemię. W jednym odpadło uszko, drugi potłukł się całkowicie. Herbata rozlała się, tworząc rozmaite kształty na posadzce. Zeszyt wylądował w kącie.
Asakura spojrzał zszokowany na zielonooką. Wstał, nie wiedząc, jaki kolejny ruch wykona Kitsune.
- Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj...! - dziewczyna cofała się. Zakryła twarz dłońmi. Szła w tył, póki nie natknęła się plecami na ścianę. Opadła na podłogę. Zalała się łzami.
- Kenami... - chłopak podszedł do szatynki. Klękną przy niej – Dobrze się czujesz?
Zapytał zmartwionym głosem. Strach szybko zamienił się w troskę.
- Przepraszam... - wyszeptała po jakimś czasie. Głos nastolatki był cichy i niepewny – Proszę, idź już...
- Ale...
- Idź – powiedziała pewnie, ale nadal nie odkrywała twarzy.
Hao postanowił się z nią nie kłócić. Postawił stół i pozbierał rozbite kubki. Wytarł ścierką herbatę. Wziął zeszyt, po który tak naprawdę przyszedł. Bez słowa wyszedł na balkon. Przeszedł do pokoju chłopaków.
- Coś się stało? - zapytał Itachi, przestraszony takimi odgłosami.
- Nie wiem... - westchnął Hao. Rzucił zeszyt na stół, a sam położył się na łóżku. Po tej akcji nie był w stanie podejść do nauki. Przymknął oczy. Słyszał jedynie jak do pokoju wchodzi jego brat, jak zawsze uśmiechnięty i radosny. Asakura będzie musiał z przyjaciółmi poważnie porozmawiać i zastanowić się nad sytuacją Kenami. Pomoc dziewczynie może okazać się nie być taka prosta...
             - Akurat teraz musisz zajmować się tym turniejem? - jęknął żałośnie Hao. Razem z Ayą, Yoh, Anną i Ren'em szli przez szkolny korytarz. Mieli właśnie przerwę między lekcjami, którą postanowili wykorzystać na wspólną pogadankę.
- Oj przestań, przecież to jest w piątek, a dziś już środa. Muszę pomóc Yakuzie~san! - Morri założyła ręce na piersiach – Jeden dzień nas nie zbawi!
- Może i nie, ale... A zresztą... - Asakura westchnął.
- Wiem Hao, że się martwisz. Ja też... - brunetka pogłaskała nastolatka po ramieniu.
- Żebyśmy mogli poznać jej przeszłość... Byłoby prościej! - zastanowił się na głos Yoh.
Zadzwonił dzwonek na lekcję.
- Pomyślę o tym... Nie czekajcie na mnie na lunch, będę na boisku! - poprosiła Aya, wchodząc do sali od języka japońskiego. Usiadła w swojej ławce i przygotowała się do spania.
- Ja też będę zajęty – wyjaśnił Ren, po czym pobiegł we własną stronę. W końcu on nie należał do klasy I B.
- Dlaczego ona nie bierze tego poważnie? - Hao pokręcił głową z politowaniem.
- Ej, ona bierze to bardzo poważnie, tylko tego nie okazuje. Znasz ją przecież – młodszy Asakura położył bratu rękę na ramieniu.
- Tsa... - długowłosy spojrzał na swoją dziewczynę. Odetchnął po chwili i uśmiechnął się łagodnie. Jego bliźniak miał rację. Błękitnooka pewnie ma jakiś misterny plan w swojej główce, a gra w tenisa pozwala jej się wyżyć i odreagować. Hao niepotrzebnie się martwił.
Usiadł grzecznie w ławce, jak na porządnego ucznia przystało. Spokojnie notował informacje o literaturze japońskiej, potem aktywnie uczestniczył na wychowaniu fizycznym. Podczas długiej przerwy zjadł obiad na dziedzińcu wraz z wszystkimi lokatorami, tak jakby wczoraj między nim a Kenami nic się nie wydarzyło. Potem dobrze bawił się na kolejnych lekcjach.
Takie życie było dziwne.
Takie nierealne i rzeczywiste zarazem.
W końcu grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, Kuroi Kitsune mogą zaatakować w każdej chwili, a oni beztrosko spędzają czas na żartach i śmiechach. W sumie nie przeszkadzało mu to. Mimo wszelkich zmartwień, zaczął czuć się lepiej. Tak właśnie działała przyjaźń – uleczała rany i niwelowała zmartwienia.
- Asakura~san! - chłopak usłyszał krzyk za swoimi plecami. Odwrócił się. Zobaczył biegnącą w jego stronę Yuki. Uśmiechnął się do niej miło.
- Coś się stało? - zapytał.
Dziewczyna była ubrana w strój do tenisa, widocznie trenowała z Ayą również po szkole.
- Chciałam ci podziękować – Yakuza stanęła przed nastolatkiem, uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Mi? Za co? - czarnooki zdziwił się niezmiernie. W głowie próbował znaleźć jakikolwiek powód, dla którego białowłosa mogłaby być mu wdzięczna, ale nic nie znalazł. Nawet nie pożyczał jej żadnych notatek, więc...
- Za to że pozwalasz Morri~chan ze mną trenować. Jesteś jej chłopakiem i pewnie wolałbyś, żeby spędzała ten czas z tobą, a cały swój czas poświęca mi... Ale obiecuję, że jak już wygramy w piątek turniej, będziesz miał ją na własność! - Yuki wyszczerzyła swoje ząbki.
- Baka! - Asakura lekko się speszył.
- Mam nadzieję, że przyjdziecie z całą waszą paczką na turniej? Odbędzie się on w Akumine, więc nie musicie nawet nigdzie wyjeżdżać...
- No jasne, będziemy za was trzymać kciuki – długowłosy wyszczerzył swoje ząbki – Jestem pewien, że wygracie!
- Ja też! Morri~chan jest niesamowita! Od wczoraj ma rakietę w ręku, a gra jak zawodowiec! Widzę ją w przyszłości jako olimpijkę! Muszę już iść, ale jeszcze raz ci dziękuję! Do zobaczenia! - Yakuza odwróciła się napięcie. Odbiegła od Hao. Kilka sekund później, zniknęła za zakrętem.
- Nie masz za co dziękować... - westchnął Asakura z uśmiechem na ustach. Szedł dalej korytarzem, kierując się w stronę biblioteki. Musiał zająć głowę czymś innym, niż problemami Kuroi Kitsune.
- Piroman! - czarnooki usłyszał krzyk za plecami. Odwrócił się. Niestety po kilku wybrykach, ta ksywa przyległa do niego. Chłopaki z Akumine często tak na niego wołali. W sumie długowłosemu to nie przeszkadzało.
- Tak? - Hao spojrzał na przybysza. Wysoki blondyn uśmiechnął się przyjaźnie. Jego brązowe oczy błyszczały zawadiacko. Był ubrany w mundurek. Krawat miał zwieszony nisko, a rękawy koszuli podtoczone. W jednym ręku trzymał piłkę koszykową.
- Zagrasz z nami? - zapytał nastolatek patrząc prosząco na długowłosego.
- Jasne! - opcja sportu też była możliwe, w końcu ile można się uczyć? W przypadku Hao sporo. Teraz jednak postanowił zadbać o swoją kondycję. W końcu, jeśli chce pomóc Kenami, musi być w formie, prawda?
              Piątek nastał naprawdę szybko. Pogoda była idealna do przebywania na podwórku. Było ciepło, a słonko grzało, otulając ziemię ciepłymi promykami słońca. Aya miała bardzo dobry humor. Była w świetnej formie. Przez to, że brała udział w tym turnieju, była zwolniona z lekcji. Opuszczenie zajęć takich jak geografia czy religia wpływały na nią jeszcze bardziej pozytywnie. Przeciągnęła się leniwie. Rozejrzała się po korytarzu na którym stała. Otaczały ją pomieszczenia z szatniami, w których przebierali się uczestnicy gry. Morri również była ubrana jak zawodowa tenisistka. Czarny strój z białymi obwódkami leżał na jej ciele idealnie. Sportowa bluzka i spódnica, a do tego trampki. Jeśli chodzi o brunetkę, tak właśnie mógłby wyglądać szkolny mundurek. Błękitnooka zakupiła sobie również specjalną rakietę. Spodobał jej się ten sport. Może zapisze się do koła tenisowego na stałe?
- Gotowa? - przed brunetką stanęła Yuki.
- No oczywiście! - Aya wyszczerzyła swoje ząbki – Zobaczysz, zdobędziesz to stypendium bez żadnego problemu!
- Z taką partnerką! To zadziwiające, że uczysz się w tak szybkim czasie... Czasem wydaje mi się, że jesteś jakimś... Nadczłowiekiem!
Morri zaśmiała się głupio.
- Pewnie ukrywasz jakąś mroczną tajemnicę... W sumie to by do ciebie pasowało! Dobra i miła za dnia, nocą zamienia się w super bohaterkę, która ratuje miasto przed demonami! A może tak jest? - Yuki spojrzała oczekująco na koleżankę.
- Ej, przestań! Nie jestem bohaterką jakiejś mangi... Nie przesadzaj! - błękitnooka objęła kark białowłosej ramieniem i poczochrała jej czuprynę.
- Puść..! - zaśmiała się dziewczyna.
- Chodź już, Yakuza~chan! Zaraz się zacznie! - Morri pociągnęła koleżankę w stronę wyjścia z korytarza.
I faktycznie, turniej rozpoczął się po kilkunastu minutach. Dziewczyny naprawdę dawały czadu. Szybko wybiły się na szczyt i większość kibiców zaczęło je dopingować. Nie przepuściły żadnej piłki, mknęły jak burza. Pokonały nawet zeszłorocznych faworytów. O ile z początku zawody oglądało tylko kilka osób, tak pod koniec kort był oblegany.
Nikogo nie zdziwiło, że to właśnie dwie uczennice z Akumine zdobyły złoty puchar oraz dodatkową, niezwykłą nagrodę – zaproszenie na studia sportowe.
Po bardzo udanym, aczkolwiek długim dniu – zawody trwały do dziewiętnastej – Aya, Yuki oraz cała paczka szamanów, świętowała zwycięstwo nastolatek.
- Tak bardzo się cieszę! Moja mama będzie zachwycona! A zawsze powtarzała, że się na studia nie dostanę! - zarechotała białowłosa, wcinając w międzyczasie kolację.
- Widzę, że mama w ciebie wierzy – zarechotał Yoh.
- Ej, ale to nie miało tak zabrzmieć... - Yuki podrapała się po włosach z zakłopotaniem – Ale nic by nie wyszło gdyby nie Morri~chan! Ty naprawdę nigdy wcześniej nie trzymałaś rakiety w ręku?
- Nie – stwierdziła krótko Aya, wcinając swoją sałatkę cezar.
- Wiecie, ale to było naprawdę niesamowite! Czasami miałam wrażenie, że piłka sama trafia mi na rakietę! Jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie grało! Nie przepuściłam żadnej piłki! - Yakuza aż podskakiwała na krześle z podekscytowania.
- No dałyście czadu, aż ja jestem pod wrażeniem – przyznał Uchiha.
- Aż się miło patrzyło – Hao spojrzał na brunetkę z ciepłym uśmiechem. Objął ją ramieniem i pocałował w czoło – Jestem z ciebie dumny.
- Nie przeszkadzaj, jem... - mruknęła Morri zapatrzona w talerz.
- No wiesz co! - Asakura założył ręce na piersi w akcie obrażenia, ale po chwili uśmiechnął się.
Reszta wybuchła gromkim śmiechem.
- A gdzie jest Ren? - Yoh zdał sobie sprawę, że dzisiaj praktycznie nie widział przyjaciela.
- Czy zawsze ktoś musi zaginąć? - westchnęła Anna.
- Taki nasz urok – Kenami uśmiechnęła się uroczo.
- Strasznie się cieszę, ze mogłam dziś zagrać – wypaliła nagle Aya – To było miłe odgałęzienie od codzienności. Teraz mogę już zająć się Ki...
Zaczęła Morri, ale zdała sobie sprawę, że „nie są sami”. Spojrzała na Yakuzę. Wyszczerzyła swoje ząbki.
- ...lkoma ważnymi sprawami... - dokończyła niepewnie.
- No ja też. W końcu od poniedziałku zaczynają się egzaminy dla pierwszych klas – białowłosa przeciągnęła się leniwie – Ale potem wakacje! Macie już jakieś plany?
- W sumie... To nie do końca – zamyślił się Hao.
- Ja może pojadę odwiedzić babcię? - zastanowiła się na głos Vitsumi.
- Ja się tam boję jechać... - Kitsune zadrżała lekko.
- Nikt cię nie zapraszał – czerwonowłosa zjechała przyjaciółkę wzrokiem.
- Przecież, wiem, że chcesz żebym pojechała z tobą! - Kenami rzuciła się dziewczynie na szyję. Przytuliła ją mocno.
- Dusisz! - Yumenai zaczęła łączyć się kolorystycznie twarzą z włosami.
- Gomene Onee~chan! ♥ - zielonooka uśmiechnęła się przepraszająco.
Reszta zachichotała radośnie. Yuki wstała od stołu. Spojrzała na przyjaciół, uśmiechając się przyjaźnie.
- Przepraszam was, ale jestem padnięta po tym dniu, a jeszcze muszę zajrzeć do ludzi z koła tenisowego. Ale się zdziwili, że to właśnie ja...! Znaczy my wygrałyśmy! A przez moją wcześniejszą kontuzję nikt nie chciał mnie jako pary! - białowłosa wyszczerzyła ząbki – Do zobaczenia!
Yakuza pożegnała się z przyjaciółmi, po czym ruszyła w sobie znanym kierunku.
- Ona miała kontuzję? - zdziwiła się Aya – Grała tak świetnie...
- Może ty tego nie zauważyłaś, ale w kilku uderzeniach pomogła jej Kenami – wytłumaczyła Yumenai.
- Co? - chłopaki wyglądali na zszokowanych, jedynie Anna spokojnie wypiła łyk gorącej, zielonej herbaty.
- Przypomnijcie sobie, przecież Yakuza~san przez trzy tygodnie miała zwichnięty nadgarstek – Kyoyama spojrzała na nastolatków z politowaniem.
- A no... Faktycznie – Yoh podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Moją umiejętnością jest telekineza. Widząc, że piłka zjeżdża, kierowałam ją na prawidłowy tor – Kenami uśmiechnęła się. Było jej głupio, że ostatnio przysparza samych zmartwień przyjaciołom. Do tego ostatnia akcja z Hao... Ona naprawdę nie chciała, żeby tak wyszło, niestety to nie od niej zależało. Od razu po przyjęciu leków – póki nie zaczęły działać - stawała się jeszcze bardziej niestabilna niż na co dzień.
- To miło z twojej strony – Asakura uśmiechnął się lekko.
- Tak... Wybaczcie, ale ja też już pójdę – szatynka wstała od stołu. Wzięła swoją tacę z brudnymi naczyniami i odwróciła się – Czeka mnie jeszcze noc przed laptopem... Eh... Znowu się nie wyśpię...
- Idę z tobą – zapowiedziała Vitsumi.
              Jadalnia powoli pustoszała. Przyjaciele siedzieli wesoło gawędząc, chociaż i na nich przyszedł czas. Zostali „grzecznie” wyproszeni przez jedną z kucharek. Już szli na górę, kiedy na korytarzu pojawił się Ren. Miał w ręku plecak, a na twarzy – szelmowski uśmieszek. 
- Czekajcie! Chcę wam coś pokazać... - Tao spojrzał na przyjaciół.
- Nie możesz tego pokazać nam w pokoju? - zapytał Yoh – Chciałbym się już położyć...
- Nie chcę, żeby Kenami to widziała – wyjaśnił złotooki.
Przyjaciele spojrzeli po sobie.
- Itachi~kun, masz może klucze od celi? - zapytał starszy Asakura.
- Mam... Chyba ni chc... - zaczął marudzić Uchiha, ale bracia nie pozwolili mu dokończyć.
- No to idziemy! - oznajmił Yoh. Bliźniacy wzięli pod ręce bruneta i zaczęli iść w stronę szkoły. Nie było jeszcze ciszy nocnej, więc Kakashi nawet nie podniósł głowy znad czytanych kartek. Zawsze udawał, ze to ważne dokumenty, ale każdy kto chociaż raz miał okazję zbliżyć się do biurka szarowłosego, wiedział iż to jakieś sprośne historyjki. Wejście do szkoły też nie było trudne. Jiraya przesiadywał w swoim gabinecie do późnej nocy ( czasem nawet z niej nie wychodził ) i nie miał zwyczaju zamykać budynku. Wystarczyło być cicho, a szkoła stała otworem.
Przyjaciele skorzystali z tego. Niczym ninja przemknęli do niewielkiego pokoiku. Nie chcąc zapalać światła, posłużyli się Duchem Ognia niczym latarnią.
- No to co masz nam takiego ciekawego do pokazania? - zapytała Kyoyama. Usiadła przy stole. Wpatrywała się z zaciekawieniem na złotookiego.
Ten wyjął z plecaka plik gazet.
- Łał... Makulatura... - prychnął Itachi – Tylko dlatego musiałem złamać regulamin?
Za tą uwagę dostał trzymanymi w ręku przez Tao czasopismami w głowę.
- Grzebałem się w bibliotece od wtorku, więc nie mów mi, że to makulatura! - krzyknął zdenerwowany Ren.
- Ale żeś się wkręcił w tą sprawę z Kitsune... - zaśmiała się Morri – Gdybym cię nie znała, pomyślałabym że...
- Że co?! - wrzasnął złotooki.
- Cicho! - uspokoił ich Uchiha. Zatknął ręką usta fioletowowłosego – Jak macie się drzeć to nie tutaj! Nie chcę zawieść Jirayi~sama!
- Co to jest? - Hao zainteresował się gazetami przyniesionymi przez przyjaciela. Wziął jedną z nich – Hę? Co? Ślub stulecia?
Spojrzał na okładkę. Zauważył na nim wielki napis i zdjęcie młodej pary. Oboje patrzyli się w obiektyw z uśmiechem. Kobieta była ubrana w piękną, śnieżnobiałą suknię ślubną z długim welonem i wieńcem w dłoniach. Patrzyła na świat zielonymi oczyma. Ciemnobrązowe włosy miała fikuśnie upięte. Obok niej stał brązowooki brunet. Odziany w czarno-biały frak, trzymał za rękę swoją wybrankę. Wyglądali na szczęśliwą parę, która kochała się bezgranicznie.
- A zgadnij czyj to ślub? - uśmiechnął się chytrze Ren.
Aya wyrwała z rąk ukochanego gazetę. Otworzyła na odpowiedniej stronie.
- Kuroi Oharu oraz Kitsune Hisaki... - przeczytała na głos z artykułu.
- Więc to był ten ślub, który połączył te dwa klany? - Yoh spojrzał przez ramię błękitnookiej.
- No, najwidoczniej tak powstało Kuroi Kitsune. Hehe... Zgadnijcie kto był świadkiem pana młodego? Kitsune Masao... - zaśmiała się na głos Aya.
- Nie wyglądają na jakichś bandytów – do rozmowy wtrąciła się Anna. Dziewczynie zaintrygowała ta gazeta.
- Skąd to wytrzasnąłeś? - Itachi spojrzał podejrzliwie na Ren'a.
- Z biblioteki, a skąd? Pisałem referat z japońskiego, do którego musiałem użyć artykułu z gazety. Ta wasza koleżanka z klasy... Ta co dzisiaj z nią grałaś... - przez chwilę złotooki zmarszył brwi – Yakuza~san! Potrąciła słupek z gazetami. No i zobaczyłem ten napis. Jakoś przyciągnął moją uwagę...
- God job, Yakuza~san! - powiedziała Aya pokazując kciuk do góry ku niebu.
- Ej, to ja to wszystko wygrzebałem! - oburzył się Tao, ale szybko mu przeszło. Podał przyjaciołom kolejne czasopismo – Rkilka lat po ślubie urodziło im się dziecko...
- Kenami? - zapytał młodszy Asakura, nie dając dokończyć lokatorowi..
Złotooki odchrząknął.
- Zgadłeś. Urodziła im się córeczka... – tutaj wziął kolejną ze sterty gazet - …Kenami.
- Dużo tego – słusznie zauważyła Aya.
- No wiesz, w końcu Kuroi Kitsune to największa korporacja w Japonii... Gazety muszą o nich pisać – przypomniał przyjaciołom Itachi.
- To dlaczego wcześniej o nich nie słyszałem? - Yoh zrobił zawiedzioną minę.
- Bo byłeś zajęty treningami Koteczku – rzeczowo wyjaśniła Anna, zmysłowo przejeżdżając dłonią po jego kręgosłupie.
- Jeszcze mam ciarki... Jak o tym wspomnę, to mnie boli... - młodszy Asakura wzdrygnął się z odrazą.
- Mnie też... Aya jeszcze wtedy też się normalnie męczyła. Pamiętasz? – zaśmiał się Hao. Spojrzał na brunetkę. Stała z jednym z czasopism w ręku. Patrzyła się na ilustracje ze smutkiem wypisanym na twarzy – Aya..?
- Wybacz. Trochę mnie to przygnębiło – Morri uśmiechnęła się smutno. Pokazała przyjaciołom zdjęcie na całe dwie strony. Był przedstawiony na nim obraz szczęśliwej rodziny. W przepięknym, zielonym ogrodzie stał wielki stół przykryty długim, białym obrusem. Udekorowany kryształową zastawą oraz smakowicie wyglądającym jedzeniem. Wokół niego siedziało mnóstwo osób. W różnym wieku – od niemowląt po staruszków. Przyjaciele rozpoznali w nich znajome już sobie twarze. W centrum fotografii znajdowała się „para młoda” z pierwszej gazety. Wyglądali nieco poważniej, ale nadal byli uśmiechnięci i szczęśliwi. Na kolanach Hisaki'ego siedział nie kto inny, jak maleńka Kenami. Miała góra pięć lat, chociaż jej włosy i tak sięgały już pasa. Soczyste, zielone oczy zdawały się błyszczeć, mimo iż to była tylko fotografia. Ubrana w białą, letnią sukieneczkę z fiołkowymi kokardkami. Uśmiechała się wesoło, a rękę wyciągnęła w stronę osoby siedzącej z lewej strony Hisaki'ego. Był to Masao. Jego twarz wypełniona ciepłem, zdawała się jaśnieć w blasku słońca. Kenami najprawdopodobniej wyciągała dłoń, aby schwycić wujka za nieco dłuższe, pokręcone włosy.
- Wesoła rodzinka – prychnął nieco Ren.
- Co się z nimi stało? - szepnął Hao.
- Ostatnio walczyli na śmierć i życie, a tutaj wyglądają jak normalna, szczęśliwa rodzina – westchnęła Aya.
- Nie lubię go – powiedział Ren. Pokazał palcem na siwego mężczyznę w podeszłym wieku. Miał włosy zaczesane do tyłu. Ubrany w elegancki garnitur miał najpoważniejszą minę z całej familii, chociaż również się uśmiechał. Po prostu biło od niego coś... Niesamowitego. Dziwna, tajemnicza aura przyciągająca uwagę nawet na zdjęciu.
- Znasz go? - zapytał Uchiha.
- Nie, ale źle mu z oczu patrzy... - zapowiedział Tao.
- Dobra, dosyć tego gadania – Aya rzuciła gazety na stół. Wyciągnęła się leniwie – Idziemy teraz do akademika. Zostawmy tu te gazety, podczas jakiejś kary je dokładnie przeczytam. Teraz musimy się wyspać. Jutro czeka nas ciężki dzień... Ta podróż może być męcząca.
Dziewczyna zaśmiała się głośno i radośnie.
- Jaka podróż? - zdziwił się Itachi.
- Gdzie? - wtrącił Hao.
- Jak to gdzie? - prychnęła Morri, jakby to było coś normalnego – Oczywiście, że do Chin!


~*~ENDING~*~


              Vitsumi stała przed lusterkiem i rozczesywała swoje włosy przed spaniem. Zawsze tak robiła, ażeby po przebudzeniu się nie mieć słomy na głowie. 
Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Po chwili stanęła w nich Aya. Weszła do środka i zamknęła wejście.
- Musimy porozmawiać – szepnęła Morri.
- Coś się stało? - zdziwiła się Yumenai. Takie zachowanie brunetki wzbudzało podejrzenia.
- Mam do ciebie małą prośbę – błękitnooka podeszła do przyjaciółki. Zrobiła błagającą minkę a'la koteczek – Pożyczysz mi na jutro Kamaitachi?
- Co? - Vitsumi zamrugała kilka razy – Po co ci mój duch stróż?
- Widzisz... - dziewczyna westchnęła ciężko – Chcemy pojechać do mojej przyjaciółki, która ma możliwość pokazania nam przeszłości Kenami. Wiem, że jesteś jej najlepszą przyjaciółką i może ci się to nie spodobać, ale musimy poznać prawdę. Chcę wiedzieć z kim i o co walczę.
Wyjaśniła Aya. Spojrzała dumnie na lokatorkę, mając nadzieję, ze ta zrozumie ich motyw.
- Dobra, będziesz mogła użyć Kamaitachi, pod jednym warunkiem... - Yumenai uśmiechnęła się chytrze.
- Jakim? - zapytała Morri. Cieszyła się, że jest nadzieja w jej planie.
- Bierzecie mnie ze sobą. Sama chciałabym poznać przeszłość Kenami, w czasach kiedy była w laboratorium. Umowa stoi? - Vitsumi podniosła ku górze jedną brew.
- Jasne, że tak! - brunetka wyszczerzyła wszystkie ząbki.


Kenami: Matko jaka ja jestem wściekła >_< Tyle miałam na wakacjach zrobić, napisać notki na blogach o Kati i Kesyi, a tu co? TRACH! Wakacje mi się skończyły! D: Ale to wszystko przez PAwła, i przez prawko, i przez moją osiemnastkę i przez wesele siostry ;_; wszystko mi się zwaliło na raz D: BTW dziś zdałam teorię, jutro jadę na praktykę, więc trzymajcie kciuki!
Vitsumi: Ty za kierownicą...

Kenami: Ścichnij!
Ren: Ale to prawda... Lepiej nie wychodźcie z domu...
Aya: A ja tam uważam, że Kenami jeżdżi wręcz zawodowo!

Hao: Tsa... Temu, że przez 2 godziny jazdy nie zdejmuje nogi z gazu -_-" ?
Aya: Niech żyje prędkość!!
Kenami: Nie wiem, czy pan egzekutor, będzie tak wyrozumiały jak ty Aya~chan Q_Q


Anna: A nie przypadkiem pan EGZAMINATOR?
Kenami: Jak kto woli.... Raion, obiecuję, że jak zrobię prawko to kiedyś do ciebie przyjadę XD Zrobię ci wjazd na chatę... Etto... Mogę~?

Ren: I tak nie masz dokładnego adresu, więc i tak nie pojedziesz bez jego pozwolenia...
Kenami: Phi... Ja nie pojadę? ^U^ I dziękuję za pomoc w wybraniu prezentu XD 
Vitsumi: Zdziśki są urzekające, i to nikogo nie powinno dziwić. Takie słodkie Zdzisie-misie *U*
Itachi: Pierwszy raz widzę, żeby tak Vitsumi reagowała na jakieś stworzenie o.O
Vitsumi: Bo one są słodkie...
Hao: WYGLĄDAJĄ JAK WYCIĄGNIĘTE Z LABORATORIUM PSYCHOPATY!!!
KEnami: Bo w sumie są wyciąg...
Hao: Cichaj...
Kenami: Kochana Spokoyoh, postaram sie pisać więcej braciszkowskich notek :3
Aya: Wiem, że ja mam zawsze świetne pomysły i zobaczysz znajdziemy jakiś sposób, żeby już nie robić tak brutalnie ^^
Vitsumi: Tylko 21 odcinek będzie gore...
Kenami: Nie spoileruj D:
Vitsumi: Już, już...
Hao: Kini-san, cieszymy się, że korzystasz z wakacji XD
Kenami: I że moje opowiadanie wpływa pozytywnie na twoją wenę :D
Anna: Więc Lioness w następnym odcinku dowiesz się już więcej :)
Yoh: I to nie tak, że Ren nie chce ocieplać swoich reakcji, on po prostu ma taki sposób bycia... Kocha zimnym serduszkiem <3
Ren: ZAMKNIJ SIĘ!
Yoh: Amoże to nie prawda?
Ren: N..!
Kenami: Zamknijcie się! Chcę powitać Yukari~chan, która pierwszy raz skomentowała mojego bloga :D Cieszę się, że ci się podoba moje opowiadanie ^^ I nie bój się publikować swoich "bazgrołów"! Jeśli tego nie zrobisz nikt się nie dowie o twoich pomysłach! Każde opowiadanie jest wyjątkowe i niepowtarzalne, więc nie bój się publikować! Jak chcesz, ty czy ktokolwiek, pogadać ze mną na privie, pisz na gg: 10525344 (ale tam rzadko jestem bo mój komputer ostatnio nie obsługuje tej aplikacji) na mail kenakikitsune@gmail.com albo na komórkę 503842000... Ewentualnie wyślijcie gołębia XD chociaż nie bo znając mojego kotka to by go zjadł ._.
Itachi: Co to za KOTEK co zjada gołębie?!
Kenami: Mój :3 Kumiko, ciebie bardzo przepraszam, że cię okłamałam, ale nie miałam wcześniej jak napisać "rozmów", więc nie chciałam wstawiać odcinka... Dziękuję, za twój ługi i wyczerpujący komentarz. Wybacz, że go nie skomentuję dokładnie, ale zajęłoby mi to... Długo ^^" Ao mori, przeczytam u ciebie jutro/pojutrze i skomentuję. Jutro nie wiem czy to zrobię, bo zdaję ten egzamin i tak nie wiem czy wgl włączę komputer. I nie ma być ci za co wstyd. Ja cię rozumiem. Człowiek czasem zaplątuję się w akcji @_@ Tak więc, co mogę powiedzieć... Postaram się dodać 21 odcinek jeszcze w sierpniu, bo mam go w głowie praktycznie od poczatku powstania bloga :D Tak więc... Miałam coś... A! Na FB powstała grupa fanów SK zainicjałowana oczywiście przez naszego kochanego Raion'a! Poszukajcie, lajknijcie i... Cieszcie się byciem w grupie :D Arigato Raion~kun. Good job! Teraz już kończę. Trzymajcie jutro za mnie kciuki :D Chyba wszystko już powiedziałam, co chcialam... Jak nie to dokońc.. A! Przepraszam, że nie powiadomiłam was o poprzednim odcinku! Gomenasai~ Q_Q Ja ne~!
I przepraszam za czcionkę, ale ona żyje własnym życiem ._.