poniedziałek, 29 czerwca 2015

Odcinek 28: Mini Turniej!

                - Dziewczyny, Anna nas wszystkich wo… Ła? – Ren wszedł do pokoju, gdzie na czas wakacji mieszkały Kenami i Jun. Dostał polecenie zwołania wszystkich na plażę. Zazwyczaj nie słuchał się Anny, ale ta chodziła ostatnio dziwnie podenerwowana, więc wolał nie nastąpić na odcisk przyjaciółce.
         Zdziwił się, bo w pomieszczeniu nie zastał nikogo, oprócz wszechogarniającego bałaganu. Widocznie dziewczyny się gdzieś szykowały bo wszystkie ubrania zamiast w torbach czy w szafach, leżały na podłodze i ogromnym, małżeńskim łóżku. Zasłony były zasłonięte, a w pokoju aż niedobrze się robiło od ilości perfum w powietrzu.
         Złotooki wywrócił z politowaniem oczyma. Że też to on musiał ogarniać pokój starszej siostry… Podszedł do okna. Jednym ruchem odsunął materiał. Do środka wpadły wesołe promienie światła. Fioletowowłosy otworzył okiennice na oścież – dobrze że nikomu nie przyszło na myśl odpalić tu zapałkę. Wtedy na pewno dom wyleciałby w powietrze.
         Ren miał już wychodzić z pokoju, kiedy coś przykuło jego uwagę. Spod poduszki wystawał kawałek kartki. Tao był kulturalnym mężczyzną i wiedział, że nie można zaglądać w cudzą korespondencję, jednak… Wiedział od Yoh, że Kitsune dostała list od Fausta. Czyżby to on?
         Szaman chwilę walczył sam ze sobą. Ciekawość jednak wygrała. Przymknął drzwi, po czym ostrożnie, tak jakby ktoś miał go obserwować, wysunął kartkę spod poduszki.
- Mistrzu Ren? – Obok złotookiego zmaterializował się Bason. Tao aż podskoczył.
- Kami~sama! A już myślałem, że to Kenami! Nie skradaj się tak! – Mruknął niezadowolony Ren.
- Wybacz, Mistrzu Ren. Jestem duchem. - Wojownik spojrzał znacząco na swojego przyjaciela.
- Zamknij się! – Fioletowowłosy zmierzył zimnym wzrokiem stróża. Ten przestraszony zniknął z oczu młodego Tao.
         Ren odetchnął z ulgą, kiedy został sam w pokoju. Nikt go przynajmniej nie będzie straszyć… Rozłożył trzymane w rękach kartki, jakie były złożone na cztery części. Pogrążył się w lekturze.

Droga Kenami~chan!
         Wybacz, że nie mogłem się z Tobą spotkać osobiście w tak ważnej sprawie. Nagisa właśnie przeszła ciężką operację i jest w trakcie rehabilitacji, dlatego też podróż w takim stanie byłaby niemożliwa nawet za sprawą księgi Ayi. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi oczekiwaniami, Nagisa już od przyszłego roku będzie mogła egzystować jako zwyczajna, zdrowa dziewczynka. Jednak nie w tej sprawie do Ciebie piszę.
         Chociaż Nagisa zdrowieje, to co do Twojej choroby nie mam tak dobrych wieści. Zabiegi przeprowadzane w laboratorium, zostawiły na Twoim organizmie nieodwracalne zmiany. Twoje ciało niszczeje z każdym dniem, co pewnie sama ciągle odczuwasz. Nie zostało ci dużo czasu, Kenami. Twój stan zdrowia naprawdę nie wygląda dobrze. Niestety nie mogę nic na to poradzić. W tej chwili jedyne co możemy zrobić to niwelować ból i opóźnić zmiany zachodzące w Twoim ciele. Jeśli będziesz zażywać regularnie tabletki oraz stosować się do moich zaleceń, czas Twojego życia powinien mocno się wydłużyć. Na pewno musisz zapomnieć o używaniu swoich mocy. To przez nie Twój organizm niszczeje o wiele szybciej niż na co dzień. Z moich obliczeń wynika, że dziesięć minut używania Twojego mózgu jako broni, skraca Twoje życie o tydzień. Tak więc rozumiesz – stawka jest ogromna.
Wybacz, że piszę o tym w liście, jednak już od dawna wiesz o stanie swojego zdrowia, prawda? Po za tym jesteś teraz na wakacjach wśród przyjaciół, a to najlepsze miejsce aby wypocząć i wszystko sobie przemyśleć. Oni Ci pomogą. Jako lekarz radzę Ci porozmawiać z nimi. Zrozumieją i zrobią wszystko, abyś była szczęśliwa.
W kopercie załączyłem recepty na nowe leki – wykup je i zażywaj zgodnie z moimi zaleceniami. Znajdziesz je na drugiej kartce dołączonej do listu.
Kiedy tylko Nagisa stanie na własnych nogach odwiedzimy Was w Tokio, a wtedy dokładnie cię zbadam. Trzymaj się dobrze i nie zapominaj o lekach!
Faust

Ps.: Radzę Ci zapomnieć o wszelkich walkach i troskach – korzystaj z życia pełnymi garściami. W razie jakichkolwiek pytań zadzwoń do mnie. Mój numer znasz.”

         Tao stał jak sparaliżowany już po raz n-ty czytając list. W głowie miał ogromny mętlik. Nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
- Ren? – Usłyszał za swoimi plecami cichy, niepewny, kobiecy głos.
- K-Kenami… - Złotooki odwrócił się. Wyciągnął dłoń w stronę szatynki, jednak ta szybko się odsunęła.
- Czytasz mój list? – Zapytała z niedowierzaniem i łzami w oczach. – Znowu to robisz? Znowu mnie szpiegujesz?
- Nie, to nie tak, Kenami… - Złotooki zrobił krok w jej stronę. – Czytałem go, ale to nie dlatego, że…
- Wyjdź. – Warknęła Kitsune przez zaciśnięte zęby. Jej oczy aż wrzały od emocji. Ku rozpaczy fioletowowłosego nie było tam ani cienia radości. Wręcz przeciwnie. Złość mieszała się z żalem, a ta powoli przeradzała się w łzy.
- Kenami, porozmawiajmy. – Zaproponował Tao. Nie chciał teraz wychodzić, tak bez słowa wyjaśnienia.
- Wyjdź stąd! – Wrzasnęła dziewczyna. Podeszła do chłopaka i popchnęła go mocno w stronę drzwi. Wyrwała mu list z ręki. Odrzuciła go na bok, nadal pchając złotookiego przez pokój.
- Co to znaczy, że zostało ci mało czasu? – Tao nie dał za wygraną. Bez najmniejszego problemu odsunął się od dziewczyny, unikając niechcianego opuszczenia pokoju.
         Tym pytaniem jednak przelał czarę goryczy. W Kitsune aż zawrzało. Podniosła dłoń do góry, a lampka stojąca na etażerce podniosła się. Jeden ruch ręką, a urządzenie świecące wraz z kontaktem ze ściany leciało w stronę złotookiego. Ten ledwie uchylił się przed ciosem.
- Kenami, nie moż… - Ren chciał ją powstrzymać, ale tylko dolał oliwy do ognia.
- Nie mówi mi, jak mam żyć! – Wrzasnęła, ciskając w przyjaciela szpilki Jun. – Nic cię to nie powinno obchodzić! Nie wtrącaj się!
- Al… - Złotooki nie miał szans. Chcąc nie chcąc musiał wyjść z pokoju.
         Dokładniej mówiąc został z niego wypchnięty przez różne rzeczy lecące w jego stronę. Złość szatynki skwitował głośny huk zatrzaskanych przed nosem Ren’a drzwi.
- Zakładam, że taki był Mistrza plan, tak? – Obok swojego szamana zmaterializował się Bason.
- Zamknij się, jeżeli nie chcesz skończyć w zaświatach. – Warknął Tao. Mocno zacisnął pięść i uderzył nią w ścianę. Zostawił w niej piękną dziurę. Westchnął głośno, nie rozumiejąc jak w takiej sytuacji ma się zachować. Jak ma pomóc przyjaciółce?

~*~OPENING~*~

         Wszyscy przyjaciele – bez wyjątku czy żywi czy martwi - zebrali się na plaży. Przyczyną tego był oryginalny pomysł Anny, która już miała dość nadmiernej energii przyjaciół. Joco pobił dwustuletnią wazę, za co Ren prawie go nie udusił. Ryu i bliźniaki zrobili sobie bitwę na jedzenie, a Manta i Kenami próbowali utworzyć antenę, która ściągałaby im tutaj wifi. Już nic nie mówiąc o Ayi, która latała to tu to tam, zaczepiając przyjaciół, denerwując ich z premedytacją i zachęcając do bijatyk.
Tak więc Kyoyama pomyślała, że miło by było, aby chociaż trochę szamani się zmęczyli, a ona miała jeden wieczór na spokojną pogawędkę z przyjaciółkami. Dlatego też dzisiejszego dnia odbędzie się Mini Turniej, polegający na sparingach jeden na jednego. Wyeliminowany odpada, a wygrany – przechodzi do kolejnej rundy.
Do udziału w Mini Turnieju zgłosili się bliźniacy, Aya, Horo, Joco, Ryu, Lyser i – ku zdziwieniu zebranych – Tamao z Mantą. Ren nie miał za bardzo ochoty na cokolwiek, ale Usui był niezłomny. „Musimy razem powalczyć, jak za starych dobrych czasów!” gasiło wszystkie argumenty złotookiego.
Aby było sprawiedliwie i nikt nie miął pretensji o to z kim walczy oraz w jakiej kolejności, odbyło się losowanie karteczek.
- To nie fair... – Joco podrapał się z zakłopotaniem po głowie. Jego czarne afro zatrzęsło się na boki.
- Coś ci się nie podoba? – Anna spojrzała na murzyna z groźnym błyskiem w oczach.
- Nie nic, tylko… - McDaniel spojrzał na swojego przeciwnika. Pokazał palcem na Ayę, która akurat w tej chwili wyjmowała sobie z ręki Hichie.  – Dlaczego muszę walczyć akurat z nią?!
- Bo tak chciał los. – Blondynka wzruszyła ramionami, nie przejmując się ani trochę narzekaniami Joco. – Żeby nikt nie NARZEKAŁ, odbyło się losowanie. Nie moja wina, że masz pecha.
- Co Joco? Boisz się, że cię zleję? – Aya uśmiechnęła się wrednie.
- Nie, no wiesz… Jesteś tak jakby nieśmiertelna i w ogóle… Ciężko będzie cię pokonać… - Murzyna zaczął narzekać tak jak to miał w zwyczaju.
- Joco boi się Ayi! – Wybuchnął śmiechem Ryu.
- Nie boję się! – McDaniel tupnął rozwścieczony nogą.
- Może od razu odstąp od udziału w tej walce! – Zaśmiała się głośno Naoko.
- Dobrze ci tak mówić! Ty nawet nie walczysz! – Brunet był już zdenerwowany nie na żarty.
- Już się poddajesz? – Prychnęła Morri. Nie chciała rezygnować z bitwy. Wyjęła z nogi miecz o niebieskiej rękojeści. – Powiedzmy, że będę używać tylko i wyłącznie jednego miecza. Jeśli, chociażby wysunę któreś ostrze, po za Mizuchuugi, od razu zostaję zdyskwalifikowana. Takie zasady chyba są fair?
- Niech będzie. – Joco westchnął ciężko.
- W takim razie… Stańcie na pozycje. – Między przeciwnikami stanęła Eve. Dostała zaszczytną rolę sędziego, jako że nikt nie mógł jej zranić na polu bitwy. No chyba że Aya, swoim demonicznym ostrzem, ale jakoś nie spieszyło jej się do ranienia siostry. Blondynka wyciągnęła przed siebie rękę. – Do walki, gotowi? Walczcie!
         Eve utworzyła formę ducha i błyskawicznie znalazła się przy grupie szamanów obserwujących walkę. Nie chciała znaleźć się na linii ataku młodej Morri…
         Joco wykonał kontrolę ducha z Mik’em. Wiedział, że nie może stać spokojnie ani chwili. Musi być czujny przez cały czas. Aya słynęła z uwielbiania bitew, szczególnie takich jeden na jednego. Także McDaniel nie był zdziwiony, kiedy sekundę po zaczęciu walki przed jego nosem błysnęło świecące ostrze Mizuchuugi. Na szczęście murzyn miał nie lada instynkt. Jego fuzja ducha była imponująca – wyostrzone zmysły działały genialnie. Odskoczył, aby po chwili próbować zadać cios swoimi ostrymi szponami. Morri odwróciła się i zablokowała atak ostrzem. Jej miecz okazał się być wykonany z lepszego tworzywa – dlatego też „pazury” z prawej ręki Joco rozpłynęły się w powietrzu.
         - Sugoi! – Krzyknęła Tamao z wypiekami na policzkach. Uwielbiała patrzeć na walki Morri.
- Aya wymiata! – Hao wypiął dumnie pierś.
- Każdy może wymiatać mając demoniczne miecze! – Oburzył się Joco, odpierający kolejny atak dziewczyny.
- Naoko ma demoniczny zegar, ale nie umie go nawet dobrze użyć. – Rzuciła radośnie Kumiko, patrząc zaczepnie na przyjaciółkę.
- Bo tego nie potrzebuję! Nawet jakby turniej został wznowiony, nie przystąpiłabym do niego. – Urażona szatynka chciała się jakoś wytłumaczyć.
- A szkoda. – Szepnęła Chika, która zmaterializowała się obok swojej szamanki. Elfica nie była szczęśliwa wiedząc, że nie będzie już miała okazji powalczyć.
- Wybacz… - Młoda Anzai podrapała się z zakłopotaniem po głowie. Spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę. – Z tego co wiem ty i Mana, też nie bierzecie udziału w naszym mini-turnieju…
- Hehe… - Kumiko pokazała Chince język. Nawet miała ochotę powalczyć, ale patrząc na poziom tych bitew wiedziała jedno – nie zdążyłaby nawet zrobić kontroli ducha, a już leżałaby rozłożona na łopatki.
- Oglądajcie, a nie gadacie! – Pouczyła resztę Koken. Kochała oglądać walki i nie chciała być rozpraszana. A zaczynało się robić naprawdę ciekawie.
         Joco wysłał w stronę Ayi falę własnego foryoku w postaci ostrych pazurów. Ta jednak rozcięła je mieczem. Cała bitwa wyglądała jak walka dwóch kotów – odskok, doskok, atak, unik. Świetnie się przy tym bawili. Znaczy Aya się bawiła. McDaniel był coraz bardziej sfrustrowany, nie mogąc nawet uderzyć w nastolatkę. Murzyn w końcu postanowił użyć 100% swojego foryoku. Jeśli to nie pomoże, to już nic nie będzie mógł zrobić. Uniósł ogrom piasku, formułując z niego ogromną górę.
- Patrzcie! To wygląda jak… Jak to cię nazywało? – Horo podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Centralny atak? – Z pomocą przybył mu Ryu.
- Coś takiego! – Usui uśmiechnął się lekko. Ukradkiem spojrzał na Ren’a. – Ktoś wtedy był bardzo przeciw przyjęciu Joco do drużyny.
- Nadal jestem. – Prychnął Tao.
- Pamiętam! To było wtedy jak Zeke wysłał na nas Ramiro, kiedy Lyserg odszedł do Wyrzutków! – Krzyknął uradowany Yoh. W końcu przypomniał sobie o czym mówią przyjaciele. Po chwili jednak rozejrzał się na boki. Siedzący po jego prawicy Hao i siedzący po lewicy Lyserg zwiesili nisko głowy z ciężkim westchnięciem. – A no tak… Sorry chłopaki!
         Yoh wyszczerzył swoje ząbki w przyjaznym uśmiechu. Przecież nie chciał nikogo zranić! Za swój niewyparzony jęzor dostał otwartą dłonią w tył głowy od Anny.
         Góra tworzona przez Joco przybierała na sile, pędząc na uśmiechniętą od ucha do ucha Ayę. Ta przekręciła miecz, dotykając ostrzem piasku. Woda z morza zaczęła płynąć wbrew prądowi ku młodej Morri. Brunetka utworzyła wielką falę, która zaczęła płynąć na Joco. Podczas zderzenia McDaniel został zalany przez atak przeciwniczki, natomiast Morri wyskoczyła w górę, unikając piasku.
         Zakończenie walki było takie, iż cała plaża została zastąpiona błotem, a murzyn leżał w tej ogromnej kałuży, wypluwając piach z wodą z ust. Natomiast Aya stała nad biedakiem z ostrzem wyciągniętym w jego stronę.
- Chyba wygrałam, nie? – Wyszczerzyła wszystkie swoje białe, błyszczące zęby.
- IDIOCI! – Anna rzuciła dwoma swoimi drewniakami w walczących przed chwilą szamanów. Zarówno leżący Joco jak i Morri dostali w głowę butami. – Miało być bez rzucania się w oczy!
- Mówiłaś „żadnych wielkich kontroli ducha”, nie było nic o rzucaniu się w oczy! – Broniła się Aya.
- Lepiej żeby ludzie z miasteczka nie zauważyli wielkiej fali zalewającej powstałej z nikąd wyspy. – Zarechotała Kumiko.
- Gomenasai – Zarówno brunetka jak i McDaniel patrzyli na przyjaciół z przepraszającym wzrokiem.
- Dobra już dobra. Joco, ogarnij się bo wyglądasz jak siedem nieszczęść. – Kyoyama westchnęła głośno. Nawet ona nie potrafi ogarnąć tej szalonej bandy.
- Mogę ci pomóc. – Aya wyciągnęła Mizuchuugi, a Joco zalał niewielki strumień czystej wody.
- Ja cię zaraz…! – Murzyn rzucił się na Morri z gołymi rękoma.
- Spokój! – Krzyknęła Anna. Biedaczka nawet nie miała czym w nich rzucać… Manta był już za duży.
         - Teraz nasza kolej, braciszku. – Uśmiechnął się przyjaźnie Yoh.
- Nie myśl sobie, że dam ci fory tylko dlatego, że jesteś moim młodszym bratem. – Hao uniósł wysoko głowę. Mimo tego co powiedział z chęcią skorzystał z pomocnej dłoni bliźniaka podczas wstawania z piachu.
- Nawet na to nie liczę. Po prostu martwię się, czy nie za bardzo cię uszkodzę. – Młodszy dał bratu kuksańca.
- Walka pierwsza zakończona wygraną Ayi! Następna walka rozegra się między Asakurą Yoh a Asakurą Hao! – Eve starała się naśladować głos komentatora sportowego. – Uczestnicy, na miejsca!
- Jak oficjalnie. – Zarechotała Jun.
         Bliźniacy stanęli naprzeciwko siebie. Patrzyli sobie prosto w oczy, szczerząc się od ucha do ucha.
- TYLKO BEZ ŻADNYCH WIDOWISK! – Krzyknęła Anna. – Bo ukatrupię!
- Dobrze mamo! – Zaśmiali się równocześnie Asakurowie. Za karę Kyoyama posłała im mordercze spojrzenie.
- Do walki, gotowi? Walczcie! – Eve stała między chłopakami, a przy ostatnim słowie odskoczyła.
         Obaj wykonali kontrolę ducha. Yoh trzymał w rękach Podwójne Medium, a Hao Ognisty Miecz. Ruszyli razem na siebie. Prowadzili równe wymiany ciosów. Raz Yoh przyciskał miecz długowłosego, a po chwili to katana młodszego była kontratakowana.
         Z początku przyjaciele patrzyli na to z zachwytem, ale niedługo ten widok przepychających się bliźniaków im się znudził. Bracia byli na naprawdę wyrównanym poziomie, a że w sumie nie brali tej walki na serio, skończyło się na przepychaniu ostrzami. Wymiany ciosów były stabilne i równe. Pewnie walczyliby tak do zmroku lub skończenia foryoku, gdyby nie jeden mały incydent. Hao podskoczył do góry, aby zadać cios z niespodziewanej strony. Nachylił miecz i stanął na podłożu. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zamiast stabilnego podłoża poczuł, jak but ślizga się do przodu. Hao upadł na plecy jak długi, a młodszy Asakura przyłożył bratu ostrze do nosa, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Walkę drugą wygrał YOH! – Krzyknęła automatycznie Eve, bojąc się iż Hao wstanie i przepychanka będzie trwać nadal.
- Jesteś idiotą mój Panie. – Duch Ognia zmaterializował się w postaci małej, czerwono-różowej, błyszczącej brokatem kuleczki. Jawnie zadrwił ze swojego szamana, który leżał cały umorusany błotem.
- Zamknij się. – Warknął długowłosy.
- Hao, baka! – Krzyknęła z trybun Aya. A miała taką ochotę na mały sparing z ukochanym!
- Nie wierzę, że wygrałem. – Zarechotał Yoh, podając rękę bratu.
- Ja też nie. – Starszy złapał dłoń, ale zamiast wstać pociągnął bliźniaka w błoto. Tylko on ma być brudny?!
Chwilę potem obaj nacierali się mokrym piachem.
         - To jest… - Lyserg chciał przerwać trwającą wokół ciszę, ale nie znalazł żadnego dobrego określenia na tę sytuację.
- Żenujące. – Dokończyła za niego Anna.
- Nie to miałem na myśli… - Zarechotał zielonowłosy.
- Nie no, walka była ekscytująca. – Manta starał się jakoś wybronić bliźniaków.
- Tak, emocje jak na grzybach… Uuu! – Naoko zaśmiała się wesoło.
- Zgadzam się. Tak wielcy szamani nie powinni walczyć w taki sposób. Powinni zrobić wielką formę ducha i… - Zaczęła prezentować swój pogląd na świat Koken.
- I rozwalić ten śliczny domek? Jeszcze wielki Pan Tao by się rozpłakał. – Prychnęła Kitsune, która dzisiaj miała wyjątkowo podły humor. A już w szczególności cięta była na złotookiego. Ciekawe dlaczego…?
Co do uwagi Kenami, to nie znajdowali się co prawda bezpośrednio przed budynkiem rodziny Tao, ale wiadomo – chłopaki z wielkimi formami polecieliby na całość.
Ren jedynie spojrzał na dziewczynę, ale nic się nie odezwał. To dziwne zachowanie fioletowowłosego nie umknęło uwadze przyjaciół. Szczególnie, że właśnie była jego kolej. Miał walczyć z młodym Usui’m.
Horo wstał z piasku i otrzepał swoje krótkie spodenki. Spojrzał rozweselonymi oczyma na swojego przeciwnika.
- Zobaczysz, że wygram, Panie Tao.
- Możesz pomarzyć. – Ren również podniósł się z piasku. Spojrzał zaczepnie na kompana, po czym razem zaczęli oddalać się od przyjaciół.
- Co się stało? – Zapytał niebieskowłosy.
- Niby co się miało stać? – Prychnął złotooki.
- Ej no, mnie nie wkręcisz. Nie chcesz walczyć, nie odpowiadasz na zaczepki Kenami, nawet nie reagujesz na żarty Joco! Co się dzieje? – Horo podniósł jedną brew, będąc bardzo zaciekawionym tym tematem.
- Nie interesuj się. – Warknął Tao, wyprzedzając o kilka kroków przeciwnika.
         Tymczasem przyjaciele siedzieli na plaży i rozmawiali na temat minionych i przyszłych walk.
         - Myślicie, że danie im razem walczyć jest dobrym pomysłem? – Zapytała cicho Kumiko.
- Pewnie, że tak! Co niby mieliby sobie zrobić? – Zaśmiała się wesoło Jun.
- To prawie bracia, nie? – Zarechotała Pilica. – Ale to i tak mój brat wygra.
- Marzysz. – Zielonowłosa spojrzała na przyjaciółkę z góry.
- Tak właściwie co się dzisiaj stało z Ren’em? – Zapytał Hao. Bliźniacy wygrzebali się z błota i przyszli do przyjaciół. Starszy wyciągał sobie spomiędzy włosów mokry piach. – Jest jakiś dziwny…
- W sumie on zawsze jest dziwny. – Wzruszył ramionami Ryu.
- Ej! – Jun była najwyraźniej niezadowolona z obrażania jej brata za jego plecami.
- Ja mam wrażenie, że to coś innego, niż jego codzienne fochy. Mam rację, Kenami? – Aya spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
- Pokłócił się ze mną, bo jest totalnym idiotą i ignorantem. – Warknęła Kitsune.
- A, czyli nic nowego… - Skomentował uśmiechnięty od ucha do ucha Yoh.
         Tymczasem przyjaciele stali naprzeciw siebie, patrząc głęboko w swoje oczy. Ren był nastawiony mało entuzjastycznie. Był zbyt zamyślony, aby skupiać się na walce. Jednak z drugiej strony, mógł przemienić swoje negatywne emocje w moc…
- Do walki, gotowi? Start! – Wrzasnęła Eve, której podobała się rola sędziego.
         Chłopaki wywołali kontrole ducha. Miecz Błyskawicy zaświecił w blasku słońca. Tao rzucił się na przyjaciela. Atak szybkiego tempa pomknął ku błękitnowłosemu. Ten jednak skutecznie uniknął „napaści”. Usui próbował zamrozić nogi przyjaciela. Sytuacja była o tyle trudna, że temperatura na plaży dochodziła do 40*C. Lód nie za bardzo chciał się „trzymać”. Natomiast jego mocną stroną była wszechogarniająca woda. Mokry piasek był idealnym podłożem do walki dla Horo. Postanowił to wykorzystać. Zamroził piasek. Ren, który właśnie biegł, aby zaatakować rywala, wywinął pięknego, spektakularnego „orła”.
         - Tak! – Krzyknęła uradowana Kenami, widząc leżącego Tao. – Dawaj Horo! Rozwal go!
- Czym ty tak ją zdenerwowałeś? – Zaśmiał się błękitnooki, patrząc w stronę uradowanej Kitsune. Pomachał jej z ogromnym bananem na twarzy.
         Ren już tej zniewagi nie wytrzymał. Wbił swój miecz w podłoże, a ze zlodowaciałego piasku wyleciało w stronę Horo setki różnej broni. Chłopak ledwie uciekł od tego ataku.
- Zwariowałeś Bufonie?! Mogłeś mnie poszatkować jak sałatę!! – Wrzasnął rozwścieczony Usui. To zagranie mu się nie podobało.
- Nie moja wina, że od ostatniej walki tak osłabłeś! – Warknął Tao, po czym wykonał „szybkie tempo”.
- O, tak to się bawić nie będziemy! – Czarnooki wyciągnął przed siebie broń, a ta wydłużyła się. Machną powstałym z foryoku „patykiem”, a z lodu pod nimi utworzyła się wielka, śnieżna fala.
- Tylko na tyle cię stać?! – Krzyknął Ren.
- Umiem o wiele więcej!
- Więc mi pokaż!
- Pod warunkiem, że ty pokażesz cokolwiek innego niż swoje beznadziejne szybkie tempo!
- Jasne, Wielka Forma Ducha!
- Wielka Forma Ducha!
- CHŁOPAKIII…! – Wrzasnął przerażony Manta, który właśnie leciał w stronę przyjaciół. Ren i Horo stali bardzo blisko siebie, praktycznie stykając się czołami. Dlatego też lecący blondyn bez problemu powalił ich oboje na ziemię.
- IDIOCI! – Wrzasnęła Kyoyama. Była tak zdenerwowana na walczących, że mimo niesprzyjających warunków wzrostowych młodego szamana, dała rady nim cisnąć. I to był naprawdę jeden z lepszych jej rzutów! – CO JA MÓWIŁAM O WIELKICH FORMACH?!
- Że nie można… - Jęknął Horo, trzymając się za głowę.
- Oboje jesteście zdyskwalifikowani! A jeśli piśniecie choć słowo, będziecie robić brzuszki do końca wyjazdu!
         Chłopaki woleli nie zaczynać wojny z blondynką, tak więc z kwaśnymi minami i bolącymi łepetynkami byli zmuszeni do poddania się. Usiedli między przyjaciółmi, którzy nie wiedzieli czy śmiać się z „przegranych”, czy im współczuć.
         Teraz przyszła pora na chyba najbardziej oczekiwaną walkę w tym Mini Turnieju. Manta, którego Anna już wysłała na pole bitwy, miał walczyć z Tamao. Dwaj nowicjusze przeciwko sobie!
- Tak właściwie co to jest? – Zapytał Yoh, pokazując na „przedmiot” trzymany w rękach różowowłosej. Było to coś długiego owiniętego w białe, piękne płótno.
- To… Hm, coś czułam, że będziecie chcieli walczyć, dlatego wzięłam ze sobą broń. – Tamamura zarumieniła się po same czubki uszu.
- Pokarz to cacko. – Horo nieco się rozchmurzył po swojej porażce.
- Właśnie! Pokazuj! – Aya interesowała się bronią, szczególnie, że najprawdopodobniej to będzie miecz!
- Zobaczycie na polu walki. – Zaśmiała się uroczo Tamao, po czym pobiegła do przygotowanego już Manty.
- Nasza mała Tamcia dojrzała. – Wesoło zarechotała Morri.
- A była taka słodka i niewinna… - Westchnął Hao. – A teraz? Stała się taka…
- No jaka? – Brunetka podniosła jedną brew do góry.
- Taka w waszym stylu. – Westchnął ciężko czarnooki.
- Co to znaczy w naszym stylu?! – Krzyknęła Aya wraz z Anną. Były nie na żarty podenerwowane.
- Właśnie to… - Jęknął przybity do muru Hao.
         Tymczasem walka się zaczęła. Manta połączył Masuke z laptopem, a Tamao… Tamao zdjęła pokrowiec z broni. Wystawiła przed siebie piękną, błyszczącą w słońcu katanę. Wsadziła w nią Konchi’ego, natomiast Ponchi „wszedł” w jej starą dobrą torebkę w kształcie serca. Oba przedmioty zaświeciły jasnym, różowym światłem. W prawej ręce dzierżyła miecz, a w lewej miała ogromną, „serduszkową” tarczę.
- Wow! – Krzyknęli przyjaciele. Nawet Manta patrzył na to z zachwytem.
- Widać, że zrobiła postępy! – Pochwaliła różowowłosą Anna.
- Już się nie mogę doczekać walki. Dawajcie! – Wrzasnęła uradowana Aya.
         Tak też walczący zaczęli bitwę. I szczerze mówiąc to była najlepsza potyczka jak do tej pory. Wymiana ciosów była równa, lecz od początku było widać, że Tamao jest w lepszej pozycji. Posiadając tarczę, odbijała większość ataków Manty. Ten ku swojej rozpaczy nie miał jak zadać skutecznego ciosu. W końcu wpadł mu do głowy „szatański” pomysł.
- Ziemski Dzwon! – Wrzasnął blondyn, po czym z całą swoją siłą cisnął młotem o piach.
         Drgania powstałe w ten sposób zbiły z nóg Tamamurę. Dziewczyna upadła, lecz nie poddała się ani na chwilę. Podczas wstawania, zasłaniała się tarczą. Przy drugiej sztuczce szamana, dziewczyna podskoczyła, ucząc się na własnych błędach. Kilka zgrabnych ruchów mieczem i bach! Młot wylądował kilka metrów od zaskoczonego Manty.
         Przyjaciele aż wstali z wrażenia. Nie mogąc się doczekać, aż nowicjusze przyjdą do nich, podbiegli do walczących. Blondyn gratulował właśnie różowowłosej.
- Jesteś niesamowita. – Oyamada podał rękę przyjaciółce.
- Dziękuję! – Dziewczyna przytuliła się do zaskoczonego szamana. – Nie wierzyłam, że mi się uda!
- Niesamowite! - Na parę naskoczyła Morri. Przytuliła zarówno Tamarę jak i Mantę do siebie. – Jesteście oboje świetni! Aż żałuję, że nie będzie kolejnej rundy Turnieju! Wzięłabym Tamao do drużyny!
- A my?! – Uśmiechnęła się Naoko.
- Wy i tak już nie walczycie! – Zarechotała brunetka. – Wzięłabym do drużyny Tamao i… O! I Kenami!
- Mnie? – Zdziwiła się dziewczyna. – Przecież ja nawet nie jestem szamanką!
- Manta też nie był, a patrz! Coś z niego w końcu wyrosło! – Błękitnooka wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- Ej! – Blondyn wyrwał się z uścisku przyjaciółek. Zajął się rozmową z chłopakami, którzy mu gratulowali i ściskali mu dłoń z serdecznym uśmiechem.
- Jeszcze wyjdą z ciebie ludzie, Kenami! – Błękitnooka puściła oczko do szatynki.
- Arigato! – Zielonooka rzuciła się na przyjaciółki. – Jesteście wspaniali!
- Czy to nie jest miecz z naszego salonu? – Zapytał niespodziewanie Yoh. Każdy spojrzał na niego jak na idiotę. O co mu chodziło?
- Tak… Aż się dziwie, że go poznałeś. – Tamao zrobiła słodką minkę.
- Jak miałem go nie poznać? Mogę? – Asakura przejął od dziewczyny broń, która była już wolna od kontroli ducha. – Dziadek umiał wieczorami godzinami o nim opowiadać. Walczył nim jakiś tam mój pradziadek, czy ktoś…
- Twój dziadek tyle o nim mówił, a ty nawet nie pamiętasz jego nazwy? – Prychnął z zażenowaniem Ren.
- A ty myślisz, że ja go słuchałem? Zasypiałem najczęściej… - Zarechotał Yoh. – W każdym bądź razie dziwię się, że ci go podarowali…
- Tak… Wasi dziadkowie są bardzo hojni… - Dziewczyna zarumieniła się po same czubki uszu.
- Tak… Bardzo. – Prychnęła Aya. Ona znała głowy rodu Asakura z zupełnie innej – ciemnej strony.
- Myślałem, że chcą, aby miecz został w rodzinie na zawsze. – Młodszy z braci dokładnie oglądał idealne ostrze.
- Cóż… Mają jeszcze nadzieję, że dołączę do klanu… - Szepnęła Tamamura.
- Co? Niby jak? – Yoh zdziwił się. Nie zrozumiał jak Tamao ma się wżenić w jego klan?
         Po chwili jednak spojrzał na Ayę. Potem na Tamamurę. Następnie na Hao. Na Ayę, Hao, Tamao… Jego głowa latała jak szalona.
- Więc dziadkowie myślą, że… - Mruknęła Anna. Ona była w 100% akceptowana przez przyszłą rodzinę. Wręcz Yohmei sam od zawsze powtarzał, że to będzie zaszczyt, aby dziedziczka klanu Kyoyama dołączyła do Asakurów.
- Że wyrzucą mnie i zastąpią tobą. – Powiedziała głośno i otwarcie Morri.
- Przepraszam… - Różowowłosa zawstydziła się i schyliła nisko głowę.
- Daj spokój to nie twoja wina! – Aya wyszczerzyła swoje białe ząbki. Poklepała przyjaciółkę po ramieniu. – Zresztą… Nie mówmy teraz o takich rzeczach! Teraz twoja kolej Ryu.
         Brunetka nie przyjmowała do wiadomości, że ostatnią rundę mógłby wygrać Lyserg. Żywiła to niego podobne uczucia jak do dziadków Hao – można sobie tylko wyobrażać tę nienawiść.
         Jednak ku niezadowoleniu Ayi wygrał młody Anglik. Nóż, był bardzo dobrym szamanem. Dodatkowo cały czas szkolił swoje umiejętności w szkole detektywistycznej. A Ryu… Ostatnio walczył… Bardzo, ale to bardzo dawno temu. Jest zajęty podróżowaniem i nie zamierza tego zmieniać.
         Tak zaczęła się Druga Runda, gdzie Yoh miał walczyć z Ayą, a Lyserg z Tamao. Pierwsza z bitew była piękną wojną na miecze. Yoh był znakomitym „szermierzem”, a Aya starała się dorównać jego umiejętnościom. Cóż o wiele lepiej jej się walczyło mogąc używać wszystkich ostrzy – wtedy czuła się w swoim żywiole. Teraz była przygniatana przez Amidamaru – trudno było dorównać w fechtunku samurajowi!
         Mimo wszystko dziewczyna sobie poradziła. Skończyła w wielkim stylu, oblewając przyjaciela wodą, przez co przez chwilę stracił czujność. Cóż… Wszystkie chwyty dozwolone… Teraz zostało modlić się dla Ayi, aby drugą walkę wygrała Tamao – inaczej może nie wytrzymać i rozerwać Diethel’a na strzępy!
         To jednak również nie poszło zgodnie z jej planem – zielonowłosy wygrał i to bez większego problemu. Mimo doskonałych umiejętności Tamamury, brakowało jej doświadczenia w szczególności z przeciwnikami walczącymi na dystans.  Nie martwiła się tym zbytnio. Coś tak przeczuwała, że z wojownikiem z praktyką nie pójdzie jej tak dobrze.
         - Nie chcę się powtarzać, ale… Myślicie, że danie im razem walczyć jest dobrym pomysłem?        - Zaśmiała się Kumiko patrząc na rozwścieczoną Morri i przestraszonego Lyserga.
- Może się niepozabijaną… - Westchnął z nadzieją Hao.
- Może? – Naoko spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ja nie rozumiem, dlaczego Aya żywi do niego taką urazę… Jak można tak nie lubić mojego protegowanego! – Powiedział pewnie Ryu.
- Lyserg wyrządził jej dużo krzywd wraz z Wyrzutkami. – Przypomniała Anna.
- Właśnie! Na przykład nastawili mnie przeciwko niej! – Obok przyjaciół zmaterializowała się Eve.
- Tak samo jak ty uwierzyłaś w ich bajki, tak samo Lyserg. To była wina tych praczy mózgów. – Ryu trzymał stronę Anglika.
- Może zakończymy ten temat? – Zapytał Manta, nie chcąc, aby ta wymiana zdań przemieniła się w wojnę.
- Niech będzie… - Mruknął brunet. Objął ramieniem Koken i przytulił ją do siebie.
         Tymczasem walka między Ayą, a Lyserg’iem zaczęła się. Brunetka nie miała zamiaru dawać jakichkolwiek forów dla zielonowłosego. Patrząc na niego widziała dawny obraz Diethel’a – przepełnionego nienawiścią i żalem do wszystkiego co żyje. Teraz uśmiechał się niepewnie.
- Masz minę jakbyś się mnie bał. – Zaśmiała się prosto w jego twarz. Podbiegła do niego i zamachnęła się mieczem. Chłopak wyskoczył w górę, po czym wysłał w stronę nastolatki kryształowe wahadło.
- Chcę się z tobą pogodzić! – Krzyknął.
- Ale ja nie chce! – Jęknęła. Bez problemu uniknęła broni przeciwnika. Wyciągnęła miecz w przód, chcąc zaatakować zielonowłosego. Ten jednak uniknął ataku. Wylądował zgrabnie na ziemi. Chciał zaatakować dziewczynę od tyłu. Ta jednak nawet się nie odwróciła. Wyciągnęła do tyłu rękę z mieczem, a wahadło Lyserga nabiło się na jej ostrze. Kryształ rozpadł się na drobne kawałeczki.
- Dlaczego? – Zapytał patrząc na dziewczynę dość smutnymi oczyma.
- Nie wiem. Po prostu… Nie umiem wybaczyć ci zdrady. – Szepnęła.
         Mówiąc to patrzyła na chłopaka z ogromnym żalem. On tylko kiwnął głową. Nie mieli wiele czasu na pogaduchy. Podbiegła do nich cała reszta. Wszyscy przytulali i gratulowali Ayi.
- Ej, to żadne zaskoczenie, przecież wiadomo, że Nieśmiertelna Bogini Demonów wygra z szamanami, którzy nawet nie mogą użyć wielkiej Kontroli Ducha – Prychnął Joco, który nie mógł się pogodzić ze swoją porażką.
- Złej baletnicy… - Zaczęła mówić Morri, ale Hao przerwał jej przekonując Joco inaczej.
- Przecież wiesz, że to nie zawsze jest takie oczywiste. – Asakura uśmiechnął się przyjaźnie. – Popatrz, mówiono że Zeke jest najpotężniejszym szamanem na świecie. A pokonała go mała grupka szamanów.
- No nie taka mała. Wszyscy pomagali… – Zaśmiał się Yoh.
- Tak. To było niesamowite przeżycie. – Nawet Annie udzielił się dobry humor reszty.
- Mówicie, że dla was to było niesamowite? – Starszy z braci wyszczerzył swoje białe ząbki. – Ja dostałem życie!
- Ja też. – Zarechotała Aya. – Bo co to za życie bez was!
- Ale słodzicie… Starczy tego! – Zawołał Horo.
- Ej, co wy na to, żeby dzisiaj nie gotować, tylko zrobić ognisko? – Zapytał Ryu. Powoli się ściemniało, więc rozpalenie ciepłego, przyjemnego źródła światła wydawało się dobrym pomysłem.
         Tak więc teraz przyjaciele podzielili się na dwa obozy – wcześniej walczący poszli wziąć prysznic i przebrać się w wygodniejsze ubrania, a reszta szykowała wszystko co potrzebne jest do świętowania wygranej Ayi na podwórku.
          Po niecałej godzinie wszyscy zebrali się na plaży. Było już tam wszystko – solidny stosik drewna z zapasowymi polanami, koszyki z jedzeniem i piciem, a Kenami nawet skombinowała laptop, aby chociaż przez jakiś czas przygrywała im muzyka. Hao rozpalił ognisko. Po opróżnieniu koszyków z jedzonka wszyscy rozłożyli się wygodnie na piasku.
Z początku opowiadali co nowego u nich – różne historie, które zdarzyły im się w przeciągu miesięcy, kiedy się nie widzieli. Następnie udzielił im się nostalgiczny nastrój i powrócili wspomnieniami do samego początku. Po kolei opowiadali jak to wszystko się zaczęło. Jak to Yoh przepisał się do szkoły w Tokio i poznał Mantę. Jak blondynek dostał łomot od Beznadziejnych, którzy potem zostali ich sprzymierzeńcami. O Ren’ie, który początkowo chciał ukatrupić Asakurę. Dosłownie „ukatrupić”... Nawet wspominali o Zeku. Co prawda były to dość przykre wspomnienia, jednak to część ich wspólnej historii – nie mogli się tego wyprzeć.
         Wszyscy mieli dobry humor. Wszyscy oprócz Ren’a. Chłopak siedział nieco dalej od ogniska, tak że promienie prawie do niego nie docierały. Miał wrażenie, że śmiechy przyjaciół znajdują się daleko – on sam znajdował się w innym, bardzo odległym wymiarze.
         Raz po raz, ukradkiem patrzył na Kenami.  Dziewczyna rechotała w najlepsze, śmiejąc się z historii opowiadanych przez przyjaciół. Siedziała pomiędzy Pilicą, a Tamao. Tak jakby w ogóle nic złego się nie działo. A działo się i to wiele. List Fausta jedynie utwierdził go w przekonaniu, że z Kitsune nie jest dobrze. I bez czytania tego pisma, zdawał sobie sprawę, ze złego stanu jej zdrowia. Już pomijając tony leków, które przyjmowała – jej „ataki” podczas wyprawy na Syberię były bardzo niepokojące.
         - Mistrzu Ren... – Obok szamana pojawił się Bason, w formie ducha.
- Powiedz mi, co ja mam teraz zrobić? – Westchnął Ren.
- Porozmawiaj z nią. – Zaproponował wojownik.
- Ledwie mnie nie zabiła szklanką, jak do niej podszedłem w kuchni. – Zauważył słusznie Tao. Spojrzał znacząco na ducha.
- Racja… - Westchnął Bason. – Myślę jednak, że to dlatego, że sprawa jest jeszcze świeża. Porozmawiaj z nią jutro, albo po powrocie do Akumine. Jak trochę ochłonie na pewno z tobą porozmawia. Teraz się tym nie przejmuj.
- Może masz rację. Dzięki Bason. – Złotooki uśmiechnął się lekko.
         - Co ty tam robisz? – Zawołał wesoło Horo, widząc że jego kompan z drużyny oddalił się od przyjaciół. – Chodź do nas!
- Chodź, Mistrzu Ren. – Chiński Wojownik sam podleciał do ogniska. Zawisł w powietrzu pomiędzy Amidamaru, a Tokagero.
         Tao poszedł w ślady swojego ducha stróża. Usiadł pomiędzy przyjaciółmi i powoli wczuł się w klimat opowieści. Właśnie byli na etapie, kiedy po raz pierwszy dodarli do Dobie Village.
To było bardzo przyjemne – mieć świadomość, że łączy ich wspólna przeszłość. To dzięki niej ich losy się splotły. Przed poznaniem siebie byli zupełnie innymi ludźmi – niestety najczęściej o wiele gorszymi niż teraz. Stali się lepsi tylko dzięki wzajemnemu wsparciu i przekonaniu, że nieważne co się stanie, mają na kim polegać. Przyjaciele zawsze się wspierali i akceptowali – cokolwiek by się nie działo. I to nadawało sens ich istnieniu. Dzięki temu, ich życie nabierało sensu.

~*~ENDING~*~

Kenami: Nie jestem pewna, ale to chyba najdłuższa odcinek w historii bloga o.O Tylko zakończenie jakieś takie… Nijakie…
Aya: A miałaś pisać częściej, a po mniej XD
Kenami: A piszę częściej, a więcej. To źle?
Tamao: Nie no skąd, bardzo się cieszymy :-D Szczególnie, że gościnnie tu występujemy!
Joco: Właśnie! :D
Horo: Ja to bym mógł tu zagościć na dłużej…
Ren: Już się tu tak nie panoszcie.
Kenami: Właśnie. Jeszcze zabierzecie miejsce dla Pana Wścibski Nos… A to przecież on chce być wszędzie i wszystko wiedzieć.
Yoh: Aż strach pomyśleć, co się między wami stało… Taka przyjazna atmosfera…
Kenami: To przez tego idiotę. Jest niesłuchanym dupk…!
Jun: Już nic nie mów…
Kenami: Do ciebie Jun~chan nic nie mam! Jesteś wspaniała! I masz taki ładny biust! *^*
Jun: Kenami *///*
Kenami: No co? ^^ Każdemu się podoba :D
Ren: Zamknij się w końcu…
Kenami: Nie mów mi co mam robić, chłopcze z siostrzanym kompleksem!
Anna: Łał. Jak ładnie go nazwałaś…
Horo: Mi też miło cię widzieć, Ginny~chan *///*
Ryu: Jakiś ty różowy, mój przyjacielu.
Joco: Może to z tobą się przywitała, ale to mnie chce oglądać na deskach teatru! :D
Manta: I nazwała ten teatr „Krzywą Ironią”…
Hao: I tak, Ren też się „wykrwawił”.
Ren: Wcale nie!
Naoko: Patrz Ren, mam zdjęcia Ayi w bikini!
Ren *odwraca wzrok*: Wcale nie patrzę!
Kumiko: Daj spokój Naoko… On by wolał raczek Kenami…
Kenami: Jeszcze jedno słowo, a utłukę naśmieć!  
Ren: Właśnie! Ja jej nawet nie lubię!
Yoh: Nie pogarszaj swojej sytuacji…
Joco: Usagi, dlaczego każdego tak dziwi, że gram jako aktor!?
Anna: Bo niektórzy po prostu się do pewnych rzeczy nie nadają…
Yoh: To samo mówiłaś o Ryu…
Manta: Właśnie. Jak to szło? Szamana z niego nie będzie, ale robi cuda z surową rybą.
Anna: Dwieście brzuszków.
Yoh&Manta: CO?!
Anna: Trzysta brzuszków.
Yoh&Manta: Ale są wakacje!
Anna: Czterysta.
Aya: Naprawdę chcecie to ciągnąć?
Joco: Kolejna osoba mi nie wierzy! Dlaczego, EleCat?!
Anna: Już ci coś o tym mówiłam…
Pai Long: Zainteresowanie mną! *///*
Manta: A jak ja się nim interesowałem, za czasów jego życia, to go nie obchodziło…
Yoh: Tak to już jest… Kobiety zmieniają perspektywę patrzenia.
Anna: Nie gadać! Robić brzuszki!
Kenami: Tak…. U mnie w życiu prywatnym, jest bardzo dobrze :D Zaliczyłam wszystko oprócz fizjologii ^^” Ale mam poprawę w tym tygodniu i mam nadzieję, że nie będę miała Kampanii Wrześniowej! XD Co ja robię zamiast się uczyć? Mam wenę! :D Ale już teraz spadam do książek. Ja Ne!

wtorek, 16 czerwca 2015

Odcinek 27: Ohayo, mina!

         - C… Co wy tu robicie?! – Zapytała zszokowana Aya, która została wysłana do otworzenia drzwi.
- Niespodzianka! - Krzyknęli chórem przyjaciele stojący w drzwiach.
- Zamknij usta, Aya! – Do korytarza wpadł młody Usui. Mocno uścisnął przyjaciółkę. Ta po sekundzie spędzonej w całkowitej konsternacji przebudziła się. Uchwyciła w pasie chłopaka i oderwała go od ziemi.
- Horo! – Wrzasnęła zaskoczona tym, że jej przyjaciele naprawdę tu są. Zaczęła kręcić się wokół własnej osi, nadal trzymając błękitnookiego.
- Odstaw mnie! – Pisnął niezadowolony szaman. Brunetka posłusznie dała mu wolność. Sama rzuciła się w tłum stojący za drzwiami. Stali tam wszyscy. No prawie… Widziała uśmiechnięte minki przyjaciół Jun, Pilici, Horo, Kumiko, Naoko, Ryu, Koken, Manty, Joco oraz ich stróżów Pai Longa, Chikę, Manę, Tokagero, Corey, Mosuke i Mik’a.  
- Aż tak osłabłeś, że dziewczyny cię muszą nosić na rękach? – Na korytarzu pojawił się Ren. Spojrzał znacząco na przybysza z północy.
- Też się stęskniłem, Bufonie jeden! – Usui nie czekał długo. Podszedł do złotookiego i uścisnął go po bratersku.
         Nagle obaj poczuli na sobie ciężar czyjegoś ciała. Między ich głowami pojawiła się czarna burza włosów i czekoladowa twarz pewnego dobrze nam znanego jegomościa.
- Tak! Drużyna Ren’a znowu w akcji! – Wrzasnął Joco, obejmując swoich przyjaciół.
- Mam dość tej nazwy! Nigdy mi się nie podobała! – Oznajmił oburzony Horo.
- Hm? – Złotooki spojrzał zdziwiony na przyjaciela. – Wolałbyś Drużyna Tao?
- Wiesz, że nie o to mi chodziło! – Krzyknął Usui, a na jego czole pojawiła się charakterystyczna żyła.
Po chwili jednak we trójkę głośno się zaśmiali.
- Kumiko! Naoko! – Morri witała się powoli z wszystkimi nowoprzybyłymi. – Jak tu trafiliście?
- Nie tylko Renny jest tu Tao – Jun jak zwykle uśmiechnęła się uroczo.
- No tak… - Aya podrapała się po głowie z zakłopotaniem.
- Moglibyśmy tu przybyć za pomocą GPS, ale tu nigdzie NIE MA ZASIĘGU! Cały mój sprzęt jest tu bezużyteczny! – Oburzył się Manta. Jego nieśmiertelny laptop na tą chwilę mógł się przydać tylko do grania w pasjansa.
- Dogadasz się z Kenami… - Zaśmiała się nerwowo brunetka. - Urosłeś!
- Ta, Anna nie będzie mogła mną już rzucać! – Szczerze ucieszył się blondyn. Mierzy już całe metr wzrostu! I dalej rośnie!
- Nie znasz moich możliwości… - Zaśmiała się Kyoyama, wchodząc na korytarz. Obok niej kroczył Yoh, Hao, Tamao i snująca się na końcu Kenami.
- Jesteście już! - Wyszczerzył ząbki młodszy Asakura.
- YOH! – Wszyscy krzyknęli jednocześnie, tworząc swego rodzaju falę uderzeniową.
         Szatyn uśmiechnął się życzliwie, jak to miał w zwyczaju. Ten wyraz twarzy był przeznaczony dla wszystkich jego przyjaciół i sojuszników. Otaczał ciepłem i opieką innych ludzi, aż w sercu gościło bezpieczeństwo.
- Ohayo, mina!

~*~OPENING~*~

         Po wstępnym wejściu zrobiło się naprawdę gwarno. Nawet duchy przekrzykiwały się jeden przez drugiego. Tokagero ukrywał łzy wzruszenia, pod maską zimnego drania na widok swoich nieżywych przyjaciół. Amidamaru i Bason byli niezwykle szczęśliwi. Samuraj był szczególnie zachwycony, kiedy zauważył pośród znajomych swojego druha z czasów dzieciństwa – Mosuke. Okazało się, że duch został z Mantą i teraz jest jego oficjalnym stróżem.
         - Wiedziałeś o tym? – Zapytała Aya długowłosego Asakurę, wskazując dłonią na nowo przybyłych.
- Pewnie, że tak. – Ten pocałował ją w policzek. – Chyba się cieszysz, co nie?
- Jasne, że tak! – Krzyknęła uradowana błękitnooka. Rzuciła się ukochanemu na szyję.
- Nasze panie są jeszcze piękniejsze niż ostatnio. – Między przyjaciółmi wyłoniła się wysoka i postawna sylwetka bardzo charakterystycznie uczesanego bruneta. Dostał kuksańca w żebra od stojącej obok niego wiśniowowłosej, krótko obciętej dziewczyny. Była ubrana w krótkie dżinsowe shorty i bordowy podkoszulek z trupią czaszką na piersiach.
         Aya chwilę się zastanowiła kim jest ta nieznana jej dziewczyna. W końcu jej źrenice rozszerzyły się maksymalnie.
- K-Koken?! – Wrzasnęła Morri, patrząc z niedowierzaniem na swoją niegdyś przeciwniczkę, teraz przyjaciółkę.
- Nie poznałaś mnie, Aya~chan? – Zdziwiła się czerwono włosa.
- Nie! Jesteś taka… Taka… Inna…! – Błękitnookiej aż zawirowało w głowie.
         Kiedy ostatnio widziała Koken, była to cicha, nieśmiała dziewczyna, która bała się telewizora i wszelkiej technologii. Wynikało to z jej pochodzenia – dawno temu, w innej epoce pewien demon zamienił ją w bezcielesną formę zwaną Bezimienną. Aya na chwilę zamieniła z nią się na ciała, a potem wyzwoliła ją z bezosobowej postaci. Teraz stała przed nimi młoda, odważna kobieta, która wie czego chce.
- Ryu pokazał mi wiele rzeczy. Dużo się przy nim uczę! – Wiśniowowłosa uśmiechnęła się uroczo. Objęła rękoma przedramię bruneta.
- W końcu znalazłem królową mojego życia. – Powiedział Ryu rumieniąc się na policzkach. Spojrzał czule na Koken kładąc swoją dużą dłoń na uścisku jej rąk.  – I przy okazji dowiedziałem się, gdzie jest moje uświęcone miejsce…
         Przyjaciele wymienili między sobą znaczące spojrzenia i uśmiechy. Pogratulowali Ryu, wiedząc ile energii poświęcił, żeby znaleźć dziewczynę.
         Wtem Horo spostrzegł nową postać wśród znajomych sobie osób. Podszedł do nieznanej sobie dziewczyny.
- Nie widziałem cię jeszcze wśród naszych. – Uśmiechnął się lekko, uważnie patrząc na Kenami.
         Ta stała wyprostowana z nieśmiałą miną. Patrzyła na nieznajomych lśniącymi, soczyście zielonymi oczyma. Kiedy tylko Horo zwrócił na nią uwagę, wszyscy przyjaciele skupili się na szatynce. Nie przeszkadzało jej to. Ukłoniła się lekko, chcąc okazać swój szacunek.
- Ohayo gozaimasu! Nazywam się Kitsune Kenami. Chodzę do jednej klasy z Yoh, Hao, Anną i Ayą. Miło mi was poznać!
         Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać, chcąc poznać nową towarzyszkę. Ten harmider przeszkodził Annie. Zarządziła, że nie mogą tak stać z walizkami na korytarzu.
         Każdy dostał rozkaz zakwaterowania się w budynku. To Ren jako właściciel posiadłości miał pomóc przyjaciołom w ogarnięciu tego problemu. Zajęło im to dłuższą chwilę, ale w końcu każdy dostał swój pokój. Horo i Joco spali w jednym pokoju ze złotookim. Pilica dokwaterowała się do Tamao, a Jun do Kenami. Osobne sypialnie uzyskali Manta, Ryu i Koken oraz Kumiko i Naoko.
Następnie wszyscy mieli się rozpakować. Tego przywileju nie otrzymał jedynie Ryu, który dostał za zadanie ugotowanie śniadanio-lunchu dla wszystkich. Jako, że to nie łatwe zadanie, do pomocy zgłosili się bliźniacy i Manta. Potem dołączyli do nich Joco i Horo, a na końcu do pomieszczenia wpadł młody Tao. Tyle czasu razem nie rozmawiali! Teraz muszą się ze sobą nagadać!
- Ej, Ren… - Usui podszedł blisko przyjaciela. Ściszył głos nie chcąc, aby inni za bardzo słyszeli ich rozmowę. – Kenami to ta dziewczyn, o której tyle do mnie pisałeś?
- Tak, a co? – Złotooki spojrzał uważnie na przyjaciela. Obaj wycierali talerze i szklanki, które mocno się zakurzyły stojąc w kredensach i regałach.
- Wyobrażałem ją sobie trochę… Inaczej… Zaskoczyła mnie. – Zimnolubny nastolatek lekko poczerwieniał na policzkach. – Pokazywałeś ją w trochę innym świetle…
- Po prostu dobrze jej nie znasz. – Prychnął Tao. – To przebiegła lisica.
- Coś was łączy? – Błękitnowłosy uważnie przyjrzał się przyjacielowi.
- NIE! – Wrzasnął zaczerwieniony po same czubki uszu złotooki.
Machnął energicznie ręką i zrzucił na podłogę stojącą obok metalową miskę. Reszta spojrzała na to uważnie.
- Uważaj trochę… - Hao zmarszczył brwi. – I tak mamy mało naczyń, jak na tyle osób…
- Przecież to metal, nic się nie pobiło… - Prychnął Ren. Podniósł naczynie z ziemi, po czym odstawił na miejsce.
- Rozumiem. – Usta Usui’ego wygięły się we wrednym uśmiechu. – Czyli chcesz z nią być?
         Ren przesunął drugą dłoń do tyłu, a stojące na blacie szklanki runęły na ziemię z głośnym hukiem. Starszy Asakura spojrzał na przyjaciela nienawistnym wzrokiem. Złotooki rzucił pod nosem kilka przekleństw.
- Dlaczego mnie o to pytasz?! – Żachnął się Tao. Jego wzrok skupił się na oczach przyjaciela z północy.
- Bo tyle mi o niej mówiłeś i… - Horo spojrzał chytrze na Ren’a.
- Jeśli chcesz, możesz nawet z nią być! Nic mnie to nie interesuje!
         Ren obrócił się napięcie i omijając pokruszone szkło, wyszedł z kuchni.
- Co mu się stało? – Zapytał zdziwiony zachowaniem fioletowowłosego Usui. – Chciałem go podrażnić, ale nie myślałem, że aż tak go to ruszy…
- Wiesz, myślę że… - Powiedział niepewnie Manta. Podszedł do szafki i wyjął z niej zmiotkę i szufelkę.
- Eh, nieważne! – Błękitnooki machnął lekceważąco ręką. – Ren, to Ren, nic się nie zmienił… W czym mam pomóc?
         Bliźniacy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Obaj, mieszkając z Tao znali jego zachowania najlepiej. Wiedzieli, jak bardzo się zdenerwował tą rozmową. I było dość oczywiste dlaczego. Ren był osobą bardzo zamkniętą, ale na kilometr było widać jego zainteresowanie osobą szatynki. Tym bardziej nie chciał, aby Horo zbliżał się do Kenami – krzyknął tak tylko w nerwach. Oyamada też był bystry i momentalnie to zrozumiał. Niestety, niektórzy nie byli tak dobrzy w odgadywaniu emocji innych…
- Zmieć po swoim wybuchowym druhu z drużyny, jeśli możesz… - Zaproponował Ryu. Nie lubił bałaganu w kuchni, kiedy gotuje.
- I spróbuj znaleźć jakieś naczynia do picia, zastępujące szklanki. – Dodał Hao patrząc z łzami w oczach na szkło leżące na podłodze.
- Manta, jak ci idzie w szkole? – Zapytał Yoh, chcąc rozluźnić sytuację.
- Świetnie, po za tym, że bez was jest mi strasznie nudno… - Blondyn westchnął ciężko.
- To przenieś się do nas. – Młodszy Asakura wyszczerzył wszystkie swoje ząbki. – My na brak nudy nie narzekamy.
- No tak, macie siebie. Z wami nigdy nie można się nudzić. Założę się, że podbijacie całe Akumine. – Karzeł zaczął kroić marchewkę na drobne kawałki.
- Ale na pewno brakuje wam szamańskich walk i tej adrenaliny, prawda Mistrzu Yoh, Mistrzu Hao? – Zapytał Ryu zajmujący się rybą.
         Asakurowie wymienili się znaczącymi spojrzeniami. No tak, ich przyjaciele nie wiedzą…
- Bardziej brakuje nam waszego towarzystwa. – Uśmiechnął się chłopak w słuchawkach.
- Właśnie! Nikt was nie może zastąpić! – Długowłosy szybko przytaknął bratu.
- Jesteśmy szalenie wzruszeni waszymi słowami! – Ryu wytarł rękawem łzy z kącika oczu.
- Horo, a jak wam się kręci biznes? – Yoh spojrzał na chłopaka z północy. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco, oczekując wyjaśnień. – No.. Ren nam opowiadał, że otworzyłeś wraz z Pilicą i rodzicami ośrodek wypoczynkowy, to prawda?
- Tak. – Usui uśmiechnął się. – Postanowiliśmy, że zamiast zmieniać miasta w pola lilii, musimy zmienić mentalność ludzi. Zdziwiło nas to, że interes naprawdę się kręci. Przyjeżdżają do nas zarówno przeciętni robotnicy jak i bogaci biznesmeni, którzy tęsknią za powrotem do natury. Pomagają nam dbać o pola i sadzić lilie i lasy. Niektórzy zaczynają nawet widzieć drobiażdżki!
- Widzę, że naprawdę się staracie. – Yoh spojrzał na Horo  z zachwytem i odrobiną zazdrości. On nic nie zrobił, aby lepiej żyło się i duchom i ludziom!
- Gdyby nie Aya nic by z tego nie wyszło. – Błękitnowłosy podrapał się z zakłopotaniem po włosach. Był dumny ze swojego osiągnięcia, ale nie chciał, żeby przyjaciele go tak wychwalali. Tak naprawdę on zajmował się polami, wszystko starała się ogarnąć Pilica, chociaż interes był zapisany na rodziców. Pokręcona sprawa. – A ty Joco? Co porabiasz?
- Właśnie? Nasz niezabawny przyjacielu? – Ryu podchwycił temat. – Ja jeżdżę po świecie, bliźniaki z Bufonem i Manta edukują się, Horo zajmuje się gospodarką, a ty?
- Gram w teatrze. – Joco dumnie wypiął pierś.
         Chłopaki spojrzeli po sobie. Przez chwilę panowała totalna cisza. Nie było słuchać nic oprócz świszczących na ogniu garnków.
         Po tych paru sekundach wszyscy oprócz biednego Joco wybuchli gromkim śmiechem.
- W końcu udało ci się nas rozbawić, mój żartobliwy przyjacielu! – Skomentował trafnie Ryu.
- Mówię prawdę! – Oburzył się Joco. Tupiąc nogą o podłogę wyraził swój sprzeciw.
- Nie zgrywaj się Joco! – Horo klepnął murzyna w plecy.
- Nie zgrywam się! - McDaniel zdenerwował się już nie na żarty. – Zastałem zatrudniony jako aktor w teatrze…
- Ale serio? – Yoh już się trochę uspokoił, chociaż dalej stał zgięty w pół.
- Tak! – Joco prychnął gniewnie. – Na razie nie pozwalają mi pisać własnych scen i gram role drugoplanowe, ale może niedługo to się zmieni.
- A co to za teatr? „Krzywej ironii”? – Manta otarł łzę spływającą po policzku.
- Na pewno go nie znacie, to niewielki teatr w Los Angeles… Możecie mi teraz nie wierzyć, ale w końcu zostanę sławnym satyrykiem! – Brunet zapewnił przyjaciół, robiąc zadziorną minę.
- Wierzymy, wierzymy… - Hao machnął lekceważąco ręką.
         Chłopcy zaczęli się ponownie śmiać i rozmawiać jak za starych dobrych czasów Turnieju. Gotowali razem, a potem rozstawiali naczynia do stołu. Nawet Ren pomógł, gdy tylko uspokoił się po ostatnim wybuchu gniewu.
         W tym samym czasie dziewczyny zgromadziły się w jednym pokoju i przekrzykiwały jedna przez drugą. Po prostu nie mogły się nagadać.
         - Naprawdę! Zaręczyłaś się z Yoh?! – Krzyknęła zaskoczona Naoko.
- Tak. Co w tym dziwnego? – Anna podniosła dumnie głowę. – Przecież było pewne, że zostanę jego żoną.
- No tak… Ale nie myślałyśmy, że Yoh stać na taki gest… - Kumiko zaśmiała się przyjaźnie.
- Ale miał gest! I to ogromny! – Aya wyszczerzyła wszystkie ząbki. – Były kwiaty i kolacja i ten piękny pierścionek!
- Pierwszy raz widziałam tak podekscytowaną i szczęśliwą Annę! – Zaśmiała się Kenami.
- Wcale nie byłam podekscytowana! – Krzyknęła Kyoyama. Nikt nie będzie obnażał jej uczuć!
- Tak bym chciała, żeby mój chłopak mi się tak oświadczył! – Pilica odleciała w świat własnych marzeń.
- A ty w ogóle masz chłopaka? – Zarechotała Naoko.
- Jeszcze nie, ale kiedyś na pewno go zdobędę! – Młoda Usui nakręciła się na znalezienie wybranka życia.
- Jak to jest, że żadna z nas nie ma szczęścia do chłopaków? – Westchnęła ciężko Kumiko.
- Mów za siebie! – Wyszczerzyła ząbki Morri, przybijając sobie piątkę z Anną.
- W tym przypadku to bliźniaki nie mają szczęścia do dziewczyn. Żartowałam! – Automatycznie krzyknęła Kitsune, którą przeraził wściekły wzrok lokatorek. Reszta zaśmiała się niepewnie.
- Zazdroszczę wam. – Westchnęła cicho Tamao.
- Hm? – Morri spojrzała na różowowłosą pytająco.
- Nie, nic nie mówiłam. – Tamamura zaczerwieniła się po same czubki uszu.
- Panno Jun…
         W drzwiach stanął Pai Long – duch stróż-zombie panny Tao. W obu rękach dźwigał ogromne walizki. Jako, że mu raczej upał nie przeszkadza, to on dostał za zadanie poprzynosić wszystkie bagaże.
- Panno Jun, to już ostatnie. – Uśmiechnął się mężczyzna.
- Postaw je w pokoju obok, tam będę spać. – Dziewczyna spojrzała na niego z czułym uśmiechem.
- Czym… Kim ty tak właściwie jesteś? – Kenami spojrzała zszokowana na przybysza. Stała z szeroko otwartymi oczyma. Nigdy nie widziała kogoś podobnego do niego.
- Hm…? – Mężczyzna spojrzał na nią, zastanawiając się kim jest nieznajoma.
- To mój duch stróż, Pai Long. – Wytłumaczyła przyjacielsko Jun.
- Dlaczego ma ciało? – Kitsune podeszła do wojownika. Dotknęła jego zimnej, sztywnej skóry na przedramieniu. – Jak to jest zrobione?
- Jestem żywą… Znaczy nieżywą, ale żyjącą osobą, więc proszę, nie mów o mnie jak o przedmiocie. – Poprosił kulturalnie mistrz stuk walk.
- Oh… Przepraszam. Wcześniej cię nie zauważyłam. Wyglądasz jak z daleka wyglądasz jak normalny, nieco blady człowiek. Jestem Kitsune Kenami. – Szatynka ukłoniła się w pas.
- Pai Long… - Powiedział niepewnie mężczyzna.
- Co cię tak fascynuje? – Zapytała ze zdziwieniem Aya. – Nigdy wcześniej nie widziałaś ducha stróża Doshi?
- Wiesz, oprócz Vitsumi i was, nie znam żadnych szamanów, więc nie… A to jest naprawdę niesamowite! – Szatynka zaczęła obchodzić go dookoła. – To jak życie po życiu! Jak nieśmiertelność!
- To nie ma nic wspólnego z nieśmiertelnością. – Zaśmiał się lekko Pai Long. – Po prostu moja dusza jest przypisana do tego ciała dzięki pannie Jun.
- Nie gnijesz? – Zdziwiła się Kitsune.
- Skąd u ciebie takie zainteresowanie? – Anna dokładnie zlustrowała wzrokiem przyjaciółkę.
- To pierwszy ZOMBIE, które widzę! Jak ja mam nie być zainteresowana? Szkoda, że tu nie ma Vitsumi, ona uwielbia takie klimaty. – Szatynka zaśmiała się przyjacielsko. – Przepraszam, już przestaję. To pewnie niezbyt miłe, jak tak cię wypytuje.
- W sumie, nie przeszkadza mi to… - Wojownik wzruszył ramionami.
- Dziewczyny! O cześć Pai Long. – Yoh przybił z zombie „żółwika” – Zapraszamy na śniadanie.
- Jak dobrze! Już umierałam z głodu! – Morri wyrwała do przodu, jakby nie jadła od tygodnia.
- Cała Aya… - Skomentowała Naoko, kręcąc z politowaniem głową.
         Wszyscy zebrali się w jadalni. Było niezmiernie ciasno, a na dwie osoby przypadała jedna szklanka. To jednak nie popsuło humorów zebranych. Dziewczyny również nie chciały uwierzyć, że w Joco obudziła się artystyczna dusza, ale w końcu musiały przyznać mu racę. Inaczej chłopak by wybuchł z wściekłości…
         Zgodnie razem ustalili, że muszą skorzystać z pięknej pogody i od razu po jedzeniu pójdą na plażę. Oczywiście w międzyczasie płeć piękna zaoferowała, że posprząta po posiłku. W końcu chłopaki tyle się napracowali!
- Ej, czy mi się wydaje, czy w końcu w naszej ekipie przeważają kobiety? – Zapytała Aya patrząc na wszystkich przyjaciół z zadziornym uśmiechem. – Oczywiście w tej żywej części…
- Tak! – Zarechotały wszystkie kobiety.
- O nie… Już teraz to nas w ogóle zdominują… - Joco zrobił zmartwioną minę.
- Mów za siebie, mnie nikt nie zdominuje. – Ren podniósł wysoko głowę.
- Braciszku, możesz mi nalać soku? – Jun uśmiechnęła się do złotookiego miło.
- Jas… - Tao wstał już z miejsca, aby wykonać prośbę siostry, ale widząc pełną szklankę zielonookiej, zdał sobie z czegoś sprawę. – Zrobiłaś to specjalnie, prawda?
         Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Jedynie Ren był śmiertelnie obrażony i siedział z poważną miną.
- Nie martw się stary… - Horo klepnął przyjaciela w ramie. – Jedziemy na tym samym wózku…
- Tak jak my wszyscy. - Przyznał Yoh z głośnym westchnieniem.
- Coś ci nie odpowiada, Koteczku? – Anna spojrzała na niego znaczące.
- Nie, no skąd. – Młodszy Asakura uśmiechnął się tak, jak to tylko on potrafi.
         Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Spojrzeli po sobie. Kyoyama skupiła wzrok na Mancie.
- Jak za starych czasów, co? – Westchnął blondyn.
- Ja otworze! – Zaoferowała się Aya. Ekstremalnie szybko znalazła się przed drzwiami. Otworzyła , po czym jej uśmiech zniknął z twarzy.
         Przed wejściem stał dobrze znany przez Morri zielonowłosy Anglik.
- Cześć Aya. – Powiedział niepewnie.
- Rozumiem, że też zostałeś zaproszony. Właź. – Mruknęła. Między nimi od zawsze istniały napięte stosunki. Lyserg sprawił brunetce dużo bólu i kłopotów. I mimo, iż cała reszta mu wybaczyła, Aya nie potrafiła tego zrobić. W jej sercu już na zawsze pozostanie uraz, przez który nie da rady do końca zaakceptować Anglika. Dlatego też nie czekając na niego weszła do jadalni. – Ktoś do was.
         Zdziwiony Yoh wyszedł do przedpokoju. On w przeciwieństwie do brunetki ucieszył się na widok przyjaciela. Wprowadził go w towarzystwo i zrobił miejsce przy stole. Zaczęły się standardowe pytania „co u ciebie”, „dlaczego się spóźniłeś”, „jak sam tu trafiłeś”. Lyser na wszystkie pytania odpowiadał z uśmiechem. Obecnie uczęszcza do specjalnej detektywistycznej szkoły. Nie miał problemu z dotarciem tutaj, ponieważ użył swoich szamańskich umiejętności – chłopak ma niesamowity dar odnajdywania „zagubionych” osób.
         Po zjedzeniu posiłku do końca i odpowiednim przywitaniu Lyserga, dziewczyny zaczęły sprzątać naczynia, a chłopaki poszli  przygotować się do wyjścia. Oczywiście skończyło się to ganianiem po pokojach i zabawą w ciąganie za ubranie i przepychanki. Sielanka skończyła się, kiedy dziewczyny skończyły zmywać. Weszły na górę, po czym same zaczęły ubierać się, jak to na plażę przystało, w stroje kąpielowe.
         Na szczęście posiadłość rodziny Tao była na tyle duża, że wszyscy pomieścili się bez problemu i nikt nikomu nie wchodził w drogę. Zamierzali resztę dnia spędzić na wylegiwaniu się na plaży w blasku własnego towarzystwa. I nic im nie przeszkodzi w wyśmienitej zabawie!
- Yoh… - Kenami przyszła do salonu, gdzie siedziała męska część grupy. – Mogę na chwilę cię prosić?
- Jasne! – Szatyn uśmiechnął się od ucha do ucha. Wstał z miejsca, przy okazji szturchając zaczepnie brata. Kitsune zaprowadziła go w mnie udzielaną część domu.
– Coś się stało? - Szatyn uśmiechnął się życzliwie. Widział, że coś trapi jego niesforną przyjaciółkę.
- Skoro Lyserg dojechał to… Faust~san też się pojawi? – Zapytała, nerwowo bawiąc się palcami.
- Na śmierć zapomniałem! – Asakura odruchowo uderzył się w czoło. Zrobił to jednak zbyt energicznie. Syknął z bólu masując czerwone miejsce na ciele.
- Nic ci nie jest? – Nie wypadało się śmiać, ale zielonooka nie dawała rady powstrzymać lekkiego rechotu.
- Nie… Faust niestety nie może przyjechać. Nagisa przechodzi teraz terapię, przez którą nie może wstawać z łóżka, a on nie chce jej opuszczać. No cóż, wraz z Elizą traktują ją jak córkę. Chyba przez przypadek znalazłaś Nagisie dom.
- Całe szczęście. – Szatynka uśmiechnęła się z ulgą. Zapomniała nawet, po co tutaj przyprowadziła chłopaka.
- Kazał cię przeprosić… - Ciągnął wywód Yoh. - … i wysłał mi jakąś kopertę do ciebie. Nie masz się o co martwić, nie zaglądałem do niej, jest oryginalnie zaklejona. Chodź ze mną to ci ją dam.
- Hai. – Dziewczyna lekko skinęła głową. Serce jej biło jak szalone. Jakie wieści dostanie w kopercie? Sama nie wie czy chce wiedzieć.
         Jednak musi ją otworzyć. To jest nieuniknione…

~*~ENDING~*~

         - Ja w nich po prostu nie wierzę… - Westchnęła ciężko Naoko. Poprawiła górną część stroju, która lekko się przekrzywiła.
- Aż się dziwię, że mieli jeszcze siłę to przyjść. – Zarechotała radośnie Kumiko.
- Biedacy, mogli się wykrwawić! – Jun zrobiła naprawdę zmartwioną minę.
- Spokojnie, mały ubytek krwi jeszcze nikomu nie zaszkodził. – Aya machnęła lekceważąco ręką.
- Mały?! Myślałam, że się utopią. – Anzai zarechotała radośnie, po czym spojrzała na blondynkę. – Ale naprawdę, nie musiałaś tak nokautować Yoh… On nic złego nie zrobił.
- No… Na serio. Chyba trochę przesadziłaś. – Przytaknęła Morri.
- Przecież nie masz się o co martwić. Przecież żadna z nas ci Yoh nie zabierze. – Zarechotała Pilica.
- Wiem! Ale niech wie, że nie może bezkarnie patrzeć na inne dziewczyny! – Kyoyama wysoko uniosła głowę, chcąc udowodnić, że ma rację.
- Zgadzam się z Anną. – Przytaknęła szybko Koken.
         No cóż, należy teraz opisać sytuację, w jakiej znaleźli się mężczyźni w letniej rezydencji rodziny Tao.
         Chłopcy siedzieli sobie spokojnie, grając na zmianę w karty. Byli już gotowi na wyjście na plażę – ubrani w krótkie spodenki i przewiewne bluzki, z wypakowanymi po brzegi koszykami. No przecież musieli się zaopatrzyć w jedzenie i picie!
         I w tym momencie, kiedy już Joco miał wykładać swoje najlepsze w życiu karty, dzięki którym na pewno by wygrał, do salonu weszły one. Dziewczyny.
         Piękne, uśmiechnięte i promienne. A co najważniejsze – wszystkie stały w bikini! Chłopaków aż wmurowało. Patrzyli się na swoje boginie. W tej chwili bardzo się cieszyli, że płeć piękna zaczęła przewyższać w ich szeregach – mogli ogrzewać się w ich blasku.
         Każdy jak jeden zaczął krwawić z nosa – nie wytrzymali tego napięcia. Nie co dzień się widzi tyle półnagich piękności!
- Zachowuj się! – Krzyknęła rozjuszona Anna, która złapała Yoh na patrzeniu się na inne dziewczyny niż jej skromna osoba. Złapała za pierwsze co miała pod ręką, czyli „Anatomia w pigułce” leżąca na stoliku. Cisnęła książką w ukochanego z całą siłą, jaką miała w swoich mięśniach.
         Kiedy już przyjaciele od reanimowali poległego w boju Asakurę, całą grupą poszli na plażę. Rozłożyli koce i parasole, aby mieć chociaż trochę cienia.
         - W sumie, przynajmniej ta książka Hao na coś się przydała… - Zarechotała Aya. Przeciągnęła się, po czym wstała z posłania. – Nie wiem jak wy, ale ja idę popływać. Chodź!
         Brunetka podbiegła do długowłosego Asakury. Złapała go za rękę, po czym pociągnęła w stronę morza. Chłopak nie za bardzo się opierał. Z szerokim uśmiechem złapał w pasie błękitnooką. Podniósł ją do góry i zarzucił sobie na ramię niczym worek ziemniaków.
- To za tą anatomię i nazywanie mnie zboczeńcem! – Krzyknął czarnooki wbiegając w błękitną toń.
- Bo nim jesteś! – Zarechotała nastolatka. Oczywiście po akcji z „bikini” nie mogła przestać śmiać się z ukochanego.
- Ta pogoda jest idealna, żeby pływać! – Ryu również wstał ze swojego koca.
- Kto pierwszy w wodzie, idzie pierwszy do łazienki! – Krzyknął Joco, rzucając się przed siebie jak prawdziwy jaguar.
- To niesprawiedliwe! Ej! – Krzyknął Horo.
         Wszyscy faceci plus Naoko i Pilica ruszyli pędem do wody. Potem oczywiście zaczęli się kłócić kto był pierwszy, razem się chlapać i podtapiać. Do zabawy dotarła potem reszta dziewczyn oprócz Anny i Koken, które stwierdziły, że woda to nie dla nich. Obie zaczęły opalać się w jasnych promieniach słońca.
         Inni bawili się – jedni bardziej, drudzy mniej zaangażowani w wodne przepychanki i gry.
- JAK TO NIE UMIESZ PŁYWAĆ?! – Wrzasnęła zszokowana Aya.
- I kto to mówi? – Zarechotała Naoko. – Przecież sama nie umiałaś, zanim nie nauczyliśmy cię w Dobie!
- Oj tam! Ale teraz jest inaczej! Dlaczego nie pływasz?! – Morri spojrzała ze zdziwieniem na szatynkę.
- To prostu, nie chcę. - Kenami wzruszyła ramionami. Patrzyła tępym wzrokiem w swoje zniekształcone odbicie w tafli wody. Była zła, że nie zdążyła otworzyć koperty. Reszta wygoniła ją na dwór, zanim to zrobiła. Teraz stała w wodzie po kolana, aby nie zamoczyć się bardziej niż pas. – Woda mnie przeraża. Jest taka, nieokiełznana. Nie lubię jej… Ewolucja wysłała nas na ląd i tam powinniśmy zostać.
- Tak samo gadała Aya, zanim nie połączyła się z mieczami… - Zaśmiała się pod nosem Naoko.
- Może ktoś tu jest po prostu za leniwy, żeby nauczyć się machać nogami? – Ren spojrzał na przyjaciółkę zaczepnie.
- Co jak co, ale akurat nogi mam mocne. – Żachnęła się Kitsune.
- W przeciwieństwie do reszty ciała. – Złotooki miał teraz pretekst, żeby bezkarnie poobserwować niewidoczne mięśnie szatynki.
- Ja cię zaraz zabiję… - Kenami ruszyła do przodu, ale zrezygnowała, kiedy woda zaczęła dotykać jej pach. Cofnęła się.
- Jeśli chcesz, mogę nauczyć cię pływać. – Zaproponował Horo. Ta spojrzała na niego zdziwiona. – Co prawda o wiele bardziej lubię śnieg i lód, ale z wodą też sobie radzę.
- Uwielbiam śnieg! – Kitsune uśmiechnęła się miło. – Jeśli tylko masz tyle cierpliwości, żeby mnie uczyć, to proszę bardzo.
- Chodź, odejdziemy trochę od nich, bo ci wariaci nas oboje zatopią. – Młody Usui wyszczerzył swoje ząbki.
- Masz rację. W końcu moje wątłe mięśnie nie utrzymałyby mnie długo na wodzie. – Szatynka odwróciła się i pokazała język dla Tao.
         Ren myślał, że na ten widok krew go zaleje. Chciał w coś kopnąć, ale że był w wodzie, wywołał jedynie niewielki plusk.
Bliźniacy spojrzeli na siebie znacząco. Ten tydzień zapowiada się niezwykle ciekawie.


Kenami: Ohayo! W piątek mam egzamin z FIZJOLOGII. Ale ODCINEK :D W sumie na tym powinnam zakończyć rozmowy bo to tłumaczy wszystko XD
Aya: To nie tłumaczy nic… ^^”
Kenami: Ciii >_<
Horo: Ohay :D Mnie tu jeszcze nie było!
Ren: Tylko ciebie tu brakowało.
Joco: Opowiedzieć wam kawał?
Wszyscy: NOPE!
Joco: To ja opowiem! Przychodzi facet do sklepu i mówi, poproszę kilogram twarogu. Kasjer waży, podaje, facet bierze, płaci i wychodzi. Po pewnym czasie facet wraca i tym razem prosi o dwa kilo twarogu. Kasjer waży, podaje, facet bierze płaci i wychodzi. Po pół godziny znów wraca do sklepu, prosi o torbę twarogu. Kasjer się dziwi, ale że facet płaci to nie narzeka. Mija kilkanaście minut, a facet wraca z taczką. Kasjer waży twaróg, nawet go to już nie dziwi po prostu myśli, że klient jest nienormalny. W końcu gość wchodzi do sklepu i mówi, poproszę cały twaróg ze sklepu. Kasjer tłumaczy, że to będzie dwie furgonetki. Facet zgadza się, płaci. W pierwszy samochód wsiada klient, a w drugi sprzedawca. Stają przed ogromnym kanionem. Gość wrzuca cały twaróg do dziury. Z przepaści słychać głośne OMNOMNOMNOMNOM! Kasjer przerażony krzyczy: Panie?! Co to jest do jasnej cholery?! Gość na to: Nie wiem. Ale zajebiście lubi twaróg :D
Kenami: :D
Ren: To nie jest…
Kenami: TO JEST ŚMIESZNE!! MNIE TO BARDZO ŚMIESZY!
Koken: Ja nawet nie pytam.
Aya: Ty też tu?
Ryu: Pewnie że tak!
Manta: Znowu wszyscy w komplecie J
Yoh: Właśnie! Tak mi tego brakowało!
Anna: Te wrzaski, ten tłok…
Jun: Anna jak zawsze opanowana.  
Tamao: Aż dziwne, że dajesz radę opanować tutaj emocję, Anno.
Anna: Jeśli bym wybuchła musiałabym wszystkich związać i wrzucić do piwnicy.
Kenami: Macie tu piwnicę? O.o
Ren: Tak trzymam tam siedem małych puszystych koteczków.
Kenami: Gdzie? *-*
Hao: To nie wróży nic dobrego… ^^” Każdy kto oglądał mega stary film „Bezpieczeństwo dziecka” zrozumie o co chodzi…
Aya: To powinien być twój chwyt, Hao~chan…
Hao: Przestań już mi dokuczać! >_<
Kenami: Ginny, jasne że możesz mówić do mnie Kecu :D Jeśli tylko masz na to ochotę ^^
Ren: Ja ci dam CHIŃSKIE ZADUPIE! >-<”
Horo: Ren… To JEST chińskie zadupie.
Ren: Wiem, ale nie mogę so tego przyznać! Nie na forum…
Joco: Właśnie to zrobiłeś! :D
Ren: Chcesz zginąć? *wyjmuje zza paska Miecz Błyskawicy*
Joco: Nie ;_;
Aya: Jak miło, że jestem wraz z Hao jesteśmy Kawaii! *-*
Hao: Tak bardzo milutko :3
Kenami: Tak właściwie, to chciałam wyjaśnić coś. Wiem, że nieco odeszłam od głównej, wręcz tytułowej pary, ale to po prostu na potrzeby historii. Jeszcze trochę się pomęczycie z nieco innym… Romansem…
Yoh: Właśnie Spokoyoh! Gdzie nowa notka u ciebie?! Hę?
Hao: Czyżbyś już nas nie kochała? ;_;
Ren: Ten płaszcz był bardzo przydatny! Przynajmniej się nie spaliłem!
Kenami: Nawet nie chcę wiedzieć, jak pachniałeś  po tygodniu nie mycia się, w płaszczu, na pustyni…
Ren: Pchasz się w gips…
Wszyscy: Niespodzianka :D

Anna: Tak masz całkowitą rację Spokoyoh. Już nie odpocznę…
Kenami: Oj tam, nie narzekaj ^^ Będzie ciekawie! Na koniec rozmów mały bonus :D Prawda, że jesteśmy śliczne? :D 


Kenami: A teraz wracam do fizjologii :D Ja ne! ^^