środa, 31 lipca 2013

Odcinek 19: W blasku świec

              Hao westchnął głośno. Przekręcił głowę, raz w lewo, raz w prawo, a jego kark wydał głośne, charakterystyczne chrząknięcie.
- Czyżbyś się nie wyspał? - zapytał Itachi z nieco zuchwałym uśmiechem.
- Nawet nie żartuj... - Asakura ponownie zaczął kręcić swoją łepetynką – Całą noc nie mogłem zmrużyć oka w tym schronisku... Kiedy w końcu położyłem się do tego łóżka kazali nam wstawać. Potem jeszcze wcisnęli nam nasze bagaże i wysłali tym rozklekotanym autobusem...
- No, do naszej limuzyny tego nie porównasz – westchnął ciężko brunet – Nie marze o niczym innym jak o ciepłym prysznicu i moim, ukochanym łóżku...
- O nie, ja idę pierwszy do łazienki... - oświadczył poważnie długowłosy. Przyspieszył kroku.
Obaj mknęli ku drzwiom do swojego pokoju w akademiku. Po ciężkich przeżyciach w końcu zostali odesłani z powrotem do Akademii Akumine. Było późne popołudnie, dlatego też Jiraya na jutro odłożył wszelkie wyjaśnienia, mając na względzie dobro swoich podopiecznych.
Czarnooki wręcz podbiegł do drzwi. Otworzył je zamaszyście i ruszył do środka. Nie było mu jednak dane na spokojne wejście do łazienki. Ktoś złapał go mocno za nadgarstek. Nim nastolatek zdołał cokolwiek zrobić, został przerzucony w powietrzu i upadł boleśnie na ziemię.
- Ał! - jęknął boleśnie.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnął rozwścieczony Yoh. Stał nad bratem z mocno zdenerwowanym wzrokiem. Szczerze mówiąc długowłosy się trochę przestraszył. W ich wspólnym życiu było niewiele takich chwil, kiedy młodszy tracił nad sobą kontrolę. Praktycznie... Wcale takich nie było! - Wyjeżdżacie, nie odbierasz telefonów, Ren i reszta znika, a potem dowiaduję się, że mieliście jakąś walkę! I ja nic o tym nie wiem! I ty też tu chodź!
Yoh pokazał palcem na przemykającego po cichu do łazienki Itachi'ego. Brunet westchnął nieszczęśliwie.
- Jestem zmęczony, braciszka pomęcz... - poprosił patrząc błagalnie na Asakurów.
- Już męczy jakbyś nie zauważył – mruknął długowłosy. Wstał z podłogi. Od razu został mocno przytulony przez bliźniaka.
- Tak bardzo się martwiłem! - krzyknął młodszy wręcz dusząc swoją miłością Hao – Mogłeś zadzwonić!
- No mogliście na serio dać jakiś znak życia... - chłopaki dopiero teraz zobaczyli, że w pokoju jest również Ren. Nastolatek siedział na łóżku po turecku i czytał jakiś podręcznik.
- Jakoś... Nie miałem do tego głowy, przepraszam – Hao próbował się uśmiechnąć, że przez jego twarz bardziej przeszedł wyraz bólu.
Bliźniak spojrzał na niego uważnie. Przechylił głowę lustrując każdą komórkę ciała brata.
- To wy tu sobie gawędźcie, a ja idę się umyć – zapowiedział Itachi, po czym zniknął za drzwiami łazienki.
- Dziewczyny są u siebie? - Asakura spojrzał na ścianę łączącą ich z pokojem nastolatek. Było zdecydowanie za cicho jak na nie... Szczególnie, że zapewne Aya przekroczyła próg pokoju.
- Tak. Ej, co się dzieje? - młodszy nie lubił patrzeć na tak zdruzgotanego długowłosego.
- Nie wiem... - czarnooki westchnął ciężko. Zaczął powoli się rozbierać, zdejmując spodnie i marynarkę, w której był. Boleśnie upadł na łóżko. Zamknął oczy. Uśmiechnął się mimowolnie, czując miękkość oraz przyjemny zapach drogiego płynu do prania. Trzeba przyznać, że standart Akumine był ponadprzeciętny. Tu wszystko było takie elitarne. Gdyby jeszcze była tu obok Aya...
- Onii~san? - zapytał niepewnie Yoh widząc zmieniony wyraz twarzy szatyna.
- Przepraszam, zamyśliłem się. Nie wiem co mi jest, niby już tyle walk przeżyłem, ale jak przypominam sobie... Tego chłopaka... - szepnął ostatnie słowa. Usiadł zamaszyście na łóżku ze smutnym wyrazem twarzy.
Ren drgnął, ale nic nie powiedział. Ścisnął jedynie mocniej podręcznik z matematyki. Nie czytał. Po prostu patrzył na strony, myśląc o ostatnich wydarzeniach. Nie wiedział tak naprawdę co o tym wszystkim myśleć.
- Czy ktoś tam zginął? - zapytał cicho Yoh.
Chłopaki nie odezwali się.
W pokoju rozległ się szum wody, dobiegający spod prysznica.

~*~OPENING~*~

             Następnego dnia po powrocie trójki „wybrańców” nastał znienawidzony przez wszystkich poniedziałek. Niestety nikt ich nie zwolnił z zajęć, dlatego też bez wyjątku wstali wcześnie i zaczęli szykować się do szkoły. Chociaż... Zawsze jest jakiś wyjątek.
- A gdzie jest Kitsune? – zapytała Kyoyama. Łóżko szatynki było dokładnie posłane, a po samej dziewczynie nie było śladu.
- Nie wiem. Pewnie poszła na spacer... Przecież same wiecie, że często wychodzi – Vitsumi wzruszyła ramionami, nie przejmując się zniknięciem przyjaciółki.
- No tak. Trochę to dziwne – zamyśliła się Aya, zapinając powoli guziki w swojej koszuli.
- Dlaczego? Ja się już przyzwyczaiłam – Yumenai poprawiła swoją spódniczkę. Złapała za teczkę - Idę na kawę.
Po tych słowach wyszła, dość mocno trzaskając drzwiami.
- Kłóciłyście się wczoraj? - zapytała brunetka patrząc niepewnie na Annę.
- Nie. Po tym wyjeździe jakoś nikt nie ma dobrego humoru – Kyoyama zawiązała krawat pod swoją szyją.
- Eh... W sumie. Mnie też nie do śmiechu. Jak o tym wszystkim teraz pomyślę, to mam ciarki na plecach. Ale trzeba przyznać, że klan Kitsune jest naprawdę potężny. Tyle helikopterów poszło do kasacji.. – zaśmiała się lekko błękitnooka.
- Nie wiem, nie było mnie tam. Ale teraz chodź, nie myśl już nad tym – blondynka wzięła swoją torbę i również dziarskim krokiem przeszła przez drzwi.
- Tak... Nie myśl... Łatwo mówić... - westchnęła Morri. Wyszła na korytarz. Co raz, z którychś z drzwi wyłaniały się uśmiechnięte dziewczyny. Patrzyły na brunetkę. Większość witała się z nią przyjaźnie. Nie ukrywając, Aya była w szkole dość sławna.
- Kitsune~san jest strasznie dziwna nie uważasz? – koło brunetki zmaterializowała się Eve w kształcie formy ducha.
Morri westchnęła głośno. Wyjęła z teczki telefon. Otworzyła klapkę i przyłożyła komórkę do ucha.
- Moshi moshi? Nie mów tak. Znaczy... Nie to, żeby to co mówisz nie było prawdą, ale każdy ma swoje powody, nie? - zapytała. Jako że dziwnym byłoby mówienie do samej siebie, na korytarzach nawiązywała kontakt z siostrą przez to elektryczne urządzenie.
- Gadasz jak Yoh – zaśmiał się cicho duch.
- Bo on ma dużo racji w swoich teoriach – brunetka uśmiechnęła się szeroko.
- Wiem, wiem... To jak rozgrzałaś się w sobotę? W pewnym momencie wyglądałaś jakbyś się dobrze bawiła... - blondynka spojrzała nieco chytrze na błękitnooką.
- Nie mów tak! Chociaż... Walka to trochę mój żywią, nie ma się co dziwić, że sprawia mi frajdę. O ile nie ma tylu ofiar – westchnęła ciężko.
Morri wyrównała kroku z Anną.
- Znowu gadasz z Eve przez telefon? - Kyoyama pokręciła z politowaniem głową.
- Tak – błękitnooka pokazała język blondynce – Ale muszę tą rozmowę przełożyć na później, na przykład dziś po szkole. Zadzwoń potem.
Aya zamknęła klapkę od komórki.
- Dobra, nie będę wam już przeszkadzać. Idę pogadam z Amidamaru, macie jakieś wisielcze humory. A niby to ja jestem ta martwa – blondynka wzruszyła ramionami, po czym rozpłynęła się w powietrzu.
- Mam wrażenie, że ona jest za wesoła jak na zmarłą – zaśmiała się lekko błękitnooka.
- Może po prostu ma trochę inny pogląd na świat. Wiesz, dla niej jako dla ducha, śmierć nie jest już niczym strasznym – wyjaśniła spokojnie Anna – Ona czuje wszystko trochę inaczej.
- Pewnie tak... Ale to dobrze, zawsze dzięki temu mogę się pocieszyć i nabrać enegrii – Aya przeciągnęła się leniwie. Szarmancko wyprzedziła Kyoyamę i otworzyła przed nią drzwi do jadalni. Tam czekali już chłopcy oraz Vitsumi z plastikowym kubkiem parującej kawy. Morri od razu skierowała się w stronę baru, blondynka natomiast nie odczuwała potrzeby jedzenia. Nie miała apetytu i kilka kęsów od Yoh na pewno jej wystarczy. Zupełnym przeciwieństwem jej postawy była Aya. Ta nałożyła sobie całą tacę jedzenia, od naleśników przez kanapki, aż do jajecznicy. Z górą żarcia usiadła do stołu.
- Kotek, ty naprawdę to zjesz? - Hao podniósł jedną brew. Spojrzał na swój talerz z dwoma tostami, w tym jednym nadgryzionym.
- Ak a so? - wysepleniła Aya z pełnymi już ustami.
- Tym można by nakarmić naszą szóstkę - zaśmiał się Itachi, po czym prychnął z wyższością – Uważaj bo utyjesz, staniesz się gruba i już nie będziesz taką idolką jak teraz.
- A ja jesem ifolką? - przełknęła kawałek naleśnika, patrząc podejrzliwie na bruneta – Z twoich ust to prawie komplement. Czyżby nasz wypad do Akademii Hebi ocieplił nasze stosunki?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo – prychnął podnosząc dumnie głowę – Dalej ci nie ufam, myślę że jesteś zbyt lekkomyślna, żeby w następnym roku objąć moją posadę przewodniczącego! Zrobię wszystko, żeby temu zapobiec!
- A ja uważam, że Morri~chan jest idealnym kandydatem na przewodniczącego – do stolika podszedł uśmiechnięty Deidara. Pocałował na przywitanie czerwonowłosą w policzek. Tuż obok niego szedł Sasori. Obaj dosiedli się do lokatorów.
- Nie uważacie, że ten stół się robi za mały? - zapytał Uchiha patrząc z nienawiścią na blondyna. Zmarszczył gniewnie brwi – Mówisz tak, tylko dlatego, że mnie nie lubisz i oddałbyś władzę najgorszemu wrogowi, abym tylko ja nie był przewodniczącym!
- No właśnie ty jesteś moim najgorszym wrogiem... - niebieskooki zlustrował Itachi'ego wzrokiem.
- Ja myślę, że to ty mówisz tak o Morri~chan, bo widzisz w niej pokłady energii i cechy, których ty nigdy nie miałeś i po prostu jej zazdrościsz – wtrącił się Sasori.
- Nie będę tego słuchał – czarnooki wstał i ruszył ku wyjściu z jadalni.
- Uchiha~sempai... - szepnął Yoh zdziwiony takim zachowaniem bruneta.
- Jest zdenerwowany, jego brat nie odbiera telefonu. Martwi się – wyjaśnił starszy Asakura.
- O to tak jak ja w sobotę, można mu wybaczyć – młodszy zajął się jedzeniem.
- Boli go urażona duma – prychnął Sasori.
- I kto to mówi... - Vitsumi spojrzała podejrzanie na brata. Ten tylko prychnął niczym niewzruszony.
- Ej, coś się stało? - Deidara spojrzał na wszystkich po kolei.
- W sobotę byliśmy na wyjeździe, jesteśmy trochę zmęczeni – wyjaśnił Hao z lekkim uśmiechem.
- A no tak, Vitsumi mi coś wspominała – blondyn zamyślił się na dłużej, po czym zmarszczył brwi. Spojrzał podejrzanie na Yumenai – A gdzie Kitsune?
- A skąd ja mam to wiedzieć?! - czerwonowłosa warknęła. Dopiła kawę i zgniotła ręką plastikowy kubek.
- Jacy wy wszyscy dziś nerwowi... Przepraszam – niebieskooki skapitulował. Nie ciągnął dalszej konwersacji. Podczas reszty śniadania nie było już żadnych ciekawych rozmów, oprócz kilku wzmianek o dzisiejszych lekcjach. Cisze wypełniała Aya, odgłosami pałaszowanych smakołyków. Potem udali się na odpowiednie lekcje.
             Morri miała nadzieję, na spokojną drzemkę, po dość obfitym śniadaniu, jednak nie było jej to dane. Już na godzinie wychowawczej wiedziała, że coś jest nie tak. Kenami nie przyszła na pierwszą lekcję.
- Wiecie co się stało z Kitsune~san? - zapytał zdziwiony mężczyzna. Spojrzał pytająco na jej lokatorki.
- Jest chora – wypaliła Aya. Wszyscy przyjaciele spojrzeli na nią zdziwieni. Brunetka dopiero teraz ugryzła się w język. Odczuwała wewnętrzną potrzebę zrozumienia postępowania Kitsune i udzielenia pomocy dziewczynie. Dlatego nieświadomie usprawiedliwiła lokatorkę.
- Chora? Pielęgniarka nie zgłaszała mi żad... - ciągnął temat dyrektor.
- Została w łóżku, boli ją brzuch, ale to nic poważnego, nie widziałyśmy potrzeby wzywania pielęgniarki – wyjaśniła Anna, wkręcając się w spiralę kłamstwa.
- Dobrze... To jak już wszyscy będziecie sprawni, zapraszam was do mnie do gabinetu – uśmiechnął się chytrze mężczyzna. Zajął się dalszym czytaniem listy.
Reszta odetchnęła z ulgą.
- Łyknął to... - zaśmiała się w myślach Morri. Ułożyła się wygodnie na ławce, po czym pogrążyła w myślach. Wiedziała, że kłamstwo ma krótkie nogi. Kiedyś dość często zatajała coś i przekształcała prawdę przed Hao. Jednak jeszcze nigdy się jej to nie opłaciło. Zawsze wychodziła na tym jak Zabłocki na mydle. Wiedziała, że musi sprostować całą sprawę jak najszybciej. Priorytetem było znalezienie Kenami. Była pewna, że to zadanie nie będzie łatwe. W końcu nie miała zielonego pojęcia co stało się z nastolatką. Musiała wymknąć się nocą. Z jej lękiem wysokości wyskoczenie przez balkon było niemożliwe. Zresztą, wyjście przez główne drzwi wcale nie było takie trudne. Kakashi pilnował wyjścia jak... Po prostu nie pilnował go. Nawet kiedy siedział za swoim biurkiem, za nowe zboczone pisemko był w stanie przymknąć oko na największe wykroczenia.
- Dzięki, że się wstawiłaś za Kenami – Morri usłyszała głos nad sobą. Spojrzała do góry. Zobaczyła lekko uśmiechającą się Vitsumi.
- Nie ma za co. To.. To już koniec wychowawczej? - zapytała zszokowana brunetka.
- Tak, już dzwonił dzwonek, przysnęłaś – wyjaśniła czerwonowłosa. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak umilkła. Odwróciła się i wyszła z sali, bez zbędnych słów.Brunetka zaśmiała się.
- Przespałaś całą lekcję? - zaśmiał się starszy Asakura.
- Niestety... A miałam za ten czas myśleć – jęknęła żałośnie.
- Aha, rozumiem, że proces myślenia jest u ciebie wykonywany osobno – Hao podszedł do dziewczyny. Wziął jej teczkę – Chodź zaraz historia.
- Moja ukochana lekcja – westchnęła z bólem. Posłusznie jednak wstała. Ruszyła za chłopakiem.
- Nie martw się, kochanie. W sprawie Kitsune, razem coś wymyślimy. W końcu to nasza wspólna sprawa – długowłosy złapał dziewczynę za rękę. Uśmiechnął się ciepło.
- Właśnie, wszyscy razem znajdziemy ją. Nie było nas w sobotę, ale zależy nam tak samo jak wam na dziewczynach – koło Hao stanął jego bliźniak.
- Yumenai też wydaje się być zdziwiona tym zniknięciem – Kyoyama spojrzała uważnie na przyjaciół.
- To prawda. Udaje, że nic jej nie obchodzi nieobecność Kitsune, ale właśnie tym nienaturalnym zachowaniem zdradza swoje nerwy – zaśmiała się Morri – One chyba nie są takie złe, na jakie wyglądają!
Po szkole rozbrzmiał donośny dzwonek, nakazujący wszystkim uczniom zajęcie odpowiednich miejsc w salach.
Aya wiedziała, że te zajęcia będą wyznacznikiem jej przetrwania. Nienawidziła siedzenia w jednym miejscu przez czterdzieści pięć minut, a historia szczególnie ją nużyła. Być może dlatego, że było w niej wiele kłamstw, niedomówień i innych takich. Tłumaczona ludziom historia była pozbawiona szamańskich dodatków, które były niezwykle ważnym elementem całej tej układanki. Świadoma tego Morri nie zamierzała tracić czasu na durnoty o wymyślonych bohaterach, kiedy te ważne osoby ginęły zapomniane przez świat. Nawet ktoś tak ważny - ale zarazem groźny – jak Asakura Zeke nie wpisał się na karty historii w ogólnoświatowych księgach. Jedyną nadzieją Ayi na przetrwanie była następna lekcja – wychowanie fizyczne. Kochała ruch i ćwiczenia. Mogłaby wszystkie sześć godzin zajmować się jedynie tymi zajęciami. Dynamika to jej żywioł. Benekichiro – nauczyciel dziewczyn – już dawno skapitulował. Nawet nie wyczytuje jej nazwiska na zajęciach żeńskich. Morri samowolnie przepisała się na o wiele cięższy i aktywniejszy wf chłopaków, który prowadził Sayuki. Mężczyzna z jak największą satysfakcją trenował brunetkę. Była jego dumą, chociaż czasami ciężko się z nią dogadywał. Upartość oraz gadatliwość nastolatki dawała mu się we znaki.
Dzisiejsze zajęcia spłynęły im na biegach.
Po lekcji mieli chwilę wolnego na odsapnięcie, zanim pójdą do szatni. Cała grupa chłopaków, plus Aya siedziała na trybunach ogromnego boiska. Zasapani obserwowali skaczące w dal dziewczyny. Benekichiro był bezwzględny i wykorzystywał każdą chwilę lekcji, aby podręczyć biedne nastolatki.
- Aż mi ich szkoda... - westchnęła Morri. Siedziała uśmiechnięta, obserwując poczynania nauczyciela.
- No, biedna Ania – zaśmiał się Yoh, widząc poczynania ukochanej – Fakt, że skok w dal nie jest jakiś trudny, ale najpierw biegały sześć kółek...
- Kitsune zna Zeka – wypalił niespodziewanie Hao. Siedział między bratem, a dziewczyną i beznamiętnie patrzył w niebo. Miał poważny wyraz twarzy i nerwowo ściągnięte brwi. Jego zawsze rozpuszczone włosy, tym razem miał spięte w kucyk, podobnie zresztą jak brat.
Aya i Yoh spojrzeli na niego zdziwieni. Cieszyli się, że siedzą trochę na uboczu i mogą swobodnie porozmawiać.
- Że co? -
młodszy zamrugał kilkukrotnie oczami – To o tym cały czas myślisz?
- No – przyznał długowłosy. Nadal nie patrzył ani na jedno ani na drugie.
- Skąd ty to wiesz? - Morri spojrzała na ukochanego. Dokładnie obserwowała każdy skrawek jego twarzy.
- Duch Ognia mi powiedział – wyjaśnił krótko Hao.
- Więc przy pierwszym naszym spotkaniu ona myślała, że jesteś Zeke'm? - zamyśliła się brunetka – Ale dlaczego nie bała się? Wręcz... Przeciwnie. Przecież wtedy my nie wiedzieliśmy nic o nich, myśleliśmy, że ona i Yumenai są zwykłymi nastolatkami... A one już od początku wiedziały?
- Nie wiem, o Yumenai Duch Ognia nic nie wspominał. Mówił jedynie, że Zeke spotkał Kitsune przypadkiem, a potem kazał mu się oddalić. Dlatego też nie dowiemy się raczej o czym rozmawiali. Potem pozwolił przenocować jej w swoim obozie i odwiózł ją do Tokio. A zgadnijcie kiedy to było? - Asakura szybo przedstawił
to co wiedział.
- No nie wiem, trudno zgadnąć – Yoh patrzył uważnie na brata.
- Niedługo przed rozpoczęciem turnieju – Hao uśmiechnął się. Spojrzał na twarze przyjaciół, które wyrażały teraz zszokowanie.
- Strasznie chciałabym poznać przeszłość Kitsune – wypaliła Morri.
- Patrz, bo ci opowie – prychnął lekko Asakura.
- No na to raczej nie liczę – westchnęła ciężko brunetka.
- Dobra, zbierajcie się już. Idźcie pod prysznic. Do zobaczenia w środę – Sayuki uśmiechnął się do młodzieży. Nastolatkowie entuzjastycznie pożegnali się z nauczycielem.
- Dobra, idziemy się szybo przebrać a potem zbieramy się przy głównym wejściu – rozkazała Morri, szybko wstając.
-
Po co? - zapytali zdziwieni bliźniacy.
- No jak to po co?! Nie będziemy marnować tej godziny! Musimy do jutra znaleźć Kitsune! - wyjaśniła z lekkim uśmiechem, po czym pobiegła w stronę szkoły, alby trochę się odświeżyć i ubrać.
Wyjaśniła wszystko Vitumi i Annie oraz wysłała SMS dla Ren'a i Itachi'ego. Yumenai zaproponowała również pomoc swojego chłopaka oraz brata.
Wszyscy zebrali się przed głównym wejściem,
chociaż niektórzy mieli nieco odmienne zdanie o poszukiwaniach, niż Aya.
- Dlaczego skłamałaś? - zapytał Itachi patrząc oskarżycielsko na brunetkę – Trzeba było powiedzieć prawdę Jirayi~sama.
On by od razu coś zrobił...
- Tak, i może jeszcze opowiedzieć mu co się stało w sobotę? - prychnął Ren. Spojrzał z politowaniem na
lokatora.
- A czemu nie? - żachnął się Uchiha.
- Bo raczej nikt by nam w to nie uwierzył! - wyjaśniła dosadnie Morri – Muszę ją kryć, nie wiadomo gdzie poszła!
- Myślicie, że została w szkole? - zapytała z niedowierzaniem Vitsumi.
- Warto spróbować – Yoh uśmiechnął się tak, jak to tylko on potrafi - Akumine jest ogromne, może gdzieś siedzi z laptopem, zaszyta w jakimś kącie.
- Właśnie, przeszukajmy wszystkie korytarze – entuzjazmem zaraził się Hao – Bibliotekę, szatnie i sale.
- W sumie, można też zobaczyć na dachu – zamyśliła się Yumenai.
- Kitsune na dachu? - zaśmiał się Ren – Ona się boi wychodzić na balkon. Jak przechodzi do nas nad barierką, to ma na twarzy tyle bólu, że można go zeskrobywać.
- Ale to tylko przy krawędziach, możliwe, że siedzi przy jakiejś ścianie – wyjaśniła Yumenai, po czym spojrzała na fioletowowłosego nieco oskarżycielsko – I przypominam, ze to ty ją wyrzuciłeś za barierkę...
- To było dawno! - wytłumaczył szybko Tao, nie dając dokończyć dziewczynie – Po za tym, nie mam jakichś wyrzutów sumienia, z miłą chęcią to powtórzę!
- O ile ją znajdziemy. Nie traćmy czasu, chodźmy już – powiedziała Anna, nie mogąc już słuchać tej do donikąd prowadzącej rozmowy.
- Właśnie. Podzielmy się na grupy – zaproponował Yoh – Aniu, Aya, Yumenai idźcie na dach
i sprawdźcie pokoje klubowe do których należy Kitsune. Uchiha~sempai, Akasuna~san i Douhito pójdziecie do celi i obejdziecie tamte korytarze i sale, my zajmiemy się dołem i akademikiem.
- Kto ci dał prawo rządzenia? - zapytał Sasori z lekkim uśmiechem.
- Ja – wyjaśnił krótko fioletowowłosy – Chodźmy już, miło by było zdążyć jeszcze coś zjeść. Przez tą idiotkę mamy tylko same kłopoty...
Mruknął niezadowolony, po czym wszedł do szkoły. Reszta uśmiechnęła się. Ruszyli za nim. Dziewczyny ruszyły schodami na górę.
- A próbowałaś do niej dzwonić? - zapytała Morri, patrząc znacząco na czerwonowłosą.
- Tak i to nie raz, ale nie odbiera. Założę się że siedzi gdzieś beztrosko i ogląda nowy sezon My Little Pony – westchnęła ciężko Yumenai.
- Kitsune ogląda My Little Pony? - Anna podniosła w napięciu jedną brew.
- Nawet nie pytaj, błagam... - zielonooka potrząsnęła z politowaniem głową. Chwilę milczały. Wszyscy wychodzili akurat na obiad do stołówki znajdującej się w akademiku, dlatego też szkoła opustoszała. Można było swobodnie się poruszać
i rozmawiać. Vitsumi spojrzała niepewnie na lokatorki – Szczerze jestem zdziwiona, że aż tak się przejęłyście jej zniknięciem.
- Dlaczego? - zdziwiła się Anna.
- Po tym co widzieliście w sobotę, myślałam, że już nie będziecie chcieli nas znać. W końcu, to była niezła rozwałka – przyznała czerwonowłosa.
- No... Szczerze, byłam zszokowana waszą brutalnością – brunetka podrapała się z zakłopotaniem po głowie. Musiały tutaj uważać – właśnie miały przejść przez drzwi prowadzące na dach – było to zabronione regulaminem szkolnym. To jednak nie przeszkodziło dziewczynom we wtargnięciu na zakazane schody. Brunetka stanęła na półpiętrze przy ostatnich stopniach prowadzących na dach – Ale staram się to zrozumieć. Nie dam wam spokoju, aż nie dowiem się wszystkiego o Kuroi Kitsune. Cały ten Masao... Jego przemowa była co najmniej dziwna. To już nawet nie chodzi o samą Kitsune~chan... Mam wrażenie, że jest za tym ukryte coś jeszcze. Wszyscy jesteśmy zagrożeni. Ta korporacja jest niebezpieczna prawie tak samo jak Wyrzutki! Kolejna sekta... Dlatego też...
Brunetka spojrzała z uśmiechem na Yumenai. Miała błyszczące iskry w oczach, które wskazywały na jej podniecenie i entuzjazm.
- Dlatego też priorytetem teraz jest rozbicie Kuroi Kitsune w mniej brutalny sposób niż do tej pory! Zobaczysz, pomożemy wam i wszystko będzie dobrze! - Aya wyszczerzyła swoje wszystkie ząbki.
- Morri~chan... - szepnęła nieco zdziwiona takim pozytywnym nastawieniem Vitsumi.
Błękitnooka złapała ją za rękę i pociągnęła na dach.
- Mów mi po prostu Aya! - brunetka chciała jak najbardziej ocieplić stosunki z dziewczynami.
Wkroczyły na najwyższe piętro Akumine. Widok stąd był boski. Cały krajobraz otaczający szkołę zapierał dech w piersiach.
Dziewczyny były zszokowane całą naturą i boskością tego miejsca.
- To jest... Nie do opisania – Anna uśmiechnęła się szeroko, po czym nieco posmutniała – Szkoda tylko, że po Kitsune ani śladu.
- No... - westchnęła Yumenai – Idziemy do klubu, może siedzi i gra na basie!
Kiedy tylko ten pomysł wpadł do głowy Vitsumi, dziewczyna automatycznie odwróciła się i pobiegła w stronę pokoju.
- I tyle z pięknych widoków – westchnęła Kyoyama, ale ochoczo ruszyła za lokatorką. Postanowiła również, w miarę swoich możliwości pomóc przyjaciółkom, aby móc kiedyś razem podziwiać te piękne widoki z dachu szkoły Akumine.
              Niestety, poszukiwania nie przyniosły żadnych efektów. Kenami nie pojawiła się do końca dnia, ani w szkole, ani w akademiku. Był już późny wieczór i wszyscy siedzieli w swoich pokojach. Hao z okularami na nosie uczył się leżąc na swoim łóżku. Mimo tego, iż czytał poszczególne wyrazy nie mógł się skupić na ich sensie. Zdania zdawały się nie mieć głębszego znaczenia, a rysunki i tabele latały mu przed oczyma. Spojrzał na Yoh. Ten nawet nie trudził się otwarciem książek. Leżał na brzuchu wtulony w swoją poduszkę i najwyraźniej ucinał sobie popołudniową drzemkę.
- Czy on nie powinien odrabiać lekcji czy coś? - zapytał Itachi. Chłopak siedział przy stole. Właśnie wykonywał niezbędne obliczenia do swojej pracy domowej z matematyki.
- Jakbyś się nie przyzwyczaił, że mój braciszek ci
ągle śpi – zaśmiał się długowłosy.
-
Nie śpię – wyjaśnił młodszy. Usiadł na łóżku i przeciągnął się leniwie – Po prostu odpoczywam po ciężkim dniu...
- A czym ty się tak zmęczyłeś, na każdej lekcji spałeś – długowłosy wyrwał zapisaną kartkę z zeszytu i zgniótł ją. Rzucił pociskiem w bliźniaka.
- Ale zaraz dostaniesz! - warknął Yoh. Przyjął zaproszenie na bijatykę. Przeszedł na łóżko brata. Zaczęli się tarmosić za włosy i w końcu spadli na podłogę.
- Ile wy macie lat? - Ren pokręcił z politowaniem głową. Grał w jakąś bijatykę na pożyczonej od Vitsumi przenośnej konsoli. Postanowił za wszelką cenę pobić jej rekord, nawet jeśli miałby przez kolejny tydzień nie robić nic innego.
- Trzynaście! - krzyknęli bracia.
Fioletowowłosy spojrzał na nich zdziwiony. Nie miał pojęcia skąd taka liczba, ale postanowił to zostawić w spokoju.
- Wam to już święty Boże nie pomoże! - zaśmiał się wesoło Itachi. Sam miał ochotę potarzać się po dywanie z Sasuke. Często tak robili jak byli mniejsi, teraz przez różne szkoły rzadko się widzieli.
- Właśnie... Święty... - Tao zamyślił się przez dłuższą chwilę. Wstał z posłania.
Wsunął grę do kieszeni spodni, po czym zaczął nakładać trampki.
- Gdzie idziesz? - zapytał Yoh,
który właśnie dusił brata poduszką.
- Przewietrzyć się. Oczy mnie już od tego grania bolą – powiedział Tao. Nie czekając na reakcję reszty wyszedł z pokoju. Zszedł schodami na dół. W hallu panował półmrok. Jedyne światło dawała niewielka lampka przy biurku Kakshi'ego. Szarowłosy spojrzał niepewnie na złotookiego.
- A ty gdzie się wybierasz? Za dwadzieścia minut cisza nocna – mężczyzna spojrzał podejrzliwie na ucznia.
- Wiem – Ren wzruszył ramionami. Puścił pytanie mimo uszu.
- O dwudziestej drugiej zamykam drzwi – przypomniał Hatake.
- To zapukam – Tao tym jednym zdaniem pokazał, jak bardzo głęboko w poważaniu ma tutejsze zasady. Nie zamierzał się nikomu podporządkowywać. Przecież był wielkim szamanem! Nie potrzebuje zgody na wyjście po zmroku.
- Dokąd idziemy mistrzu Ren? - koło chłopaka zmaterializował się Bason.
- Chyba dokąd ja idę –
prychnął złotooki.
- Nic się nie zmieniłeś mistr
zu Ren – zaśmiał się wojownik – Dalej jesteś tak samo szorsti jak w czasie turnieju.
- Nikt ci nie każe ze mną iść – fioletowowłosy poczuł się nieco urażony tą uwagą. Chciał się zmienić, być chociaż trochę lepszym człowiekiem. Ale jak widać, słabo mu to wychodziło. Przy najbliższych przyjaciołach czuł się swobodnie, lecz przy obcych nadal nie umiał postępować „grzecznie”.
- Przepraszam, mistrzu Ren, nie chciałem cię zdenerwować – duch, przez chwile zamilkł, po czym rozejrzał się dokładnie. Wyszli właśnie z placu szkolnego. Ren szybkim krokiem wtargnął w las. Zwinnie omijał kolejne drzewa – To, dokąd zmierzasz mistrzu Ren?
- Znam jeszcze jedno miejsce, gdzie może być Kitsune –
wyjaśnił Tao. Uśmiechnął się lekko – Byłem z nią tam na hanami.
- Spędziłeś hanami z Kitsune~san? - zapytał zdziwiony
- Nie! - wrzasnął zszokowany takimi pomysłami złotooki – Skąd ci to przyszło do głowy?! Oszalałeś?!
- Przecież sam to powiedziałeś mistrzu Ren – westchnął ciężko Bason – Po za tym, tak się o nią martwisz...
- Wcale się o nią nie martwię! Martwię się o otoczenie wokół niej! Jest niebezpieczna! I już mnie nie męcz tymi swoimi pytaniami! - zażądał złotooki. Dla potwierdzenia swoich słów przyspieszył.
Miał zamiar zostawić ducha w tyle. Wojownik zrozumiał, iż trafił w jakiś czuły punkt. Nie zamierzał drażnić swojego szamana, dlatego chociaż raz w swoim życiu po życiu ugryzł się w język.
Złotooki szedł wgłąb lasu bardzo pewnie, chociaż drogę wybrał trochę przypadkowo. Nie pamiętał dokładnego położenia świątyni. Po za tym zrobiło się już ciemno i każde drzewo wyglądało zupełnie inaczej niż za dnia. Dlatego też fioletowowłosy z ulgą odetchnął, zauważając w oddali zarys budynku. Mimo wszech ogarniającego mroku mógł dostrzec pewne zmiany w świątyni. Widać było, że jest o wiele bardziej zadbana niż w kwietniu. Tao nie czekał ani chwili. Wbiegł po schodach. Wszedł do środka. Westchnął. Świątynia była pusta, chociaż oczywistym było, że ktoś niedawno tu przebywał. W kątach dopalały się niziutkie już świeczki.
Ren'owi na chwile zabrakło powietrza. W oczy od razu rzuciła mu się środkowa ściana, albowiem pokryta była od dołu do góry różnymi fotografiami. Na podłodze stała drewniana skrzynia, na której leżały nieco już zwiędnięte, aczkolwiek nadal świeże kwiaty.
Zdziwiony Tao robił kilka kroków do przodu. Podłoga nie skrzypiała jak niegdyś pod nogami Kenami. W okół było słychać jedynie delikatne stąpnięcia złotookiego.  
- Co to jest? - koło szamana zmaterializował się Bason.
- Chciałbym wiedzieć – Ren stanął tuż przy ścianie pokrytą fotografiami. Dokładnie oglądał każdą z nich. Nie było dwóch takich samych – każde przedstawiało inną osobę. Niektóre były legitymacyjne, inne przedstawiały zamknięte w kliszy urywki życia postaci ze zdjęć. Przejechał delikatnie po jednej ze śliskich kartek. Znajdująca się na nim dziewczyna. Była bardzo ładna. Wyglądała na około szesnaście lat. Jasna karnacja ładnie komponowała się z jasno różowymi włosami. Grafitowe oczy nastolatki zerkały prosto na fotografa. W ręku dzierżyła wiśnię, którą wkładała do uśmiechniętych ust. Widać było, że jest szczęśliwa.
- Sadawa Miyomi
Ren podskoczył. Niechcący wpadł na skrzynię przed sobą. Kolanem zgniótł bukiet kwiatów leżący na „ołtarzu”. Odwrócił się, przyciskając plecami do ściany pokrytej fotografiami.
- Uważaj, są na szpilki. Jeśli nie będziesz uważać, wszystkie spadną – Kenami poprosiła chłopaka o trochę ostrożności. Złotooki bez słowa wstał i stanął obok Kitsune, przodem do niej. Dziewczyna uśmiechała się lekko. Była trochę brudna. Widać było jej zmęczenie. Jej czarny golf był poszarpany, tak samo jak spódnica. We włosach miała kilka małych gałązek i liści. Na plecach trzymała niewielki plecak, a w ręku dzierżyła bukiet pięknych, świeżych czerwonych róż. Zdjęła z ramion torbę. Ze środka wyjęła kolejne zdjęcie. Podeszła do boku ściany, gdzie przypięła kolejną fotografię.
Na zdjęciu, pośród ogrodu z czerwonych róż stał chłopak. Miał pomarańczowe, poczochrane włosy i szare oczy, przytłumione szkłami okularów w grubej oprawie. Był ubrany w niemodny brązowy sweter i spodnie prasowane na kant. W rękach trzymał dyplom z wyróżnieniem.
- Umira Motoyuki – głos ponownie zabrała Kenami. Położyła kwiaty na skrzyni. Docisnęła palcami szpilki, aby zdjęcie nie spadło ze ściany – Miał szesnaście lat, młodszego brata i matkę. Brak ojca. Skromne życie. Chciał pomóc matce po skończeniu prestiżowej szkoły...
- Czy to... Czy to ten chłopak, który zginął..? - zapytał niepewnie Ren. W nastolatku rozpoznał zjedzoną przez Zdziśka ofiarę.
- Tak. Trochę trudno mi było znaleźć jego dane, dlatego mi to tyle zajęło... - zaśmiała się lekko, po czym nieco posmutniała – Żałuję, że nie dam rady znaleźć zdjęć pilotów...
- Czekaj chwile... Co to właściwie jest? - zapytał zszokowany Tao. Nie wiedział, czy ta dziewczyna go bardziej fascynuje, czy przeraża.
- To są wszystkie ofiary klanu, którym nie zdołałam pomóc. Te osoby zostały albo zamordowane, albo zabrane do laboratorium – zaczęła powoli wyjaśniać szatynka. Usiadła na ziemi pod „ołtarzem”. Patrzyła na zdjęcia, przesuwając powoli wzrokiem po każdej fotografii – Od kiedy uciekłam, staram się dowiadywać o każdej akcji, prowadzonej przez Kuroi Kitsune. Oczywiście nie jest to do końca możliwe... Razem z Vitsumi w miarę możliwości staramy się pomóc wybranym przez klan osobom, ale nie zawsze się to udaje. Naprawdę, chciałam ich wszystkich obronić, ale nie zawsze mam na to siły. Czasem to się nie udaje...
- Więc oni wszyscy zginęli przez twój klan? - Tao usiadł obok dziewczyny. Patrzył to na nią, to na ścianę. Zielonooka wyglądała wyjątkowo smutno i żałośnie.
- Albo przeze mnie – Kenami wzruszyła ramionami – W końcu jestem jedną z nich. Jestem Kitsune.
- To, że należysz do tej rodziny, nie znaczy że jesteś taka jak oni! - zaprzeczył Tao. W sumie nie wiedział, dlaczego to powiedział. Nie chciał się do tego przyznawać, ale gdzieś w głębi swojego zlodowaciałego serca współczuł nastolatce. On przecież też miał na pieńku z calutką swoją familią. Jedynie ukochana siostrzyczka – Jun – nadal utrzymywała z nim kontakt. Tak naprawdę, gdyby nie przyjaciele, nie miałby się gdzie podziać. A wszystko dlaczego? Dlatego, że zamiast być egoistyczną świnią, uratował świat. Ładna zapłata...
- Jesteś dobrym człowiekiem – Kitsune uśmiechnęła się promiennie patrząc na zamyśloną twarz fioletowowłosego.
- Co?! - Ren patrzył na nią zszokowany. Jego policzki mimowolnie stały się różowe. Cieszył się, że świeczka stojąca obok zgasła i mógł pogrążyć się w ciemności.
- To co słyszałeś – dziewczyna wstała. Wyjęła z plecaka zapalniczkę. Zapaliła kilka kadzideł, które porozkładane były po całej świątyni. Wróciła pod ołtarz. Przejechała opuszkami palców po jednym ze zdjęć. Półmrok sprawił, iż chłopak nie mógł zobaczyć postaci na zdjęciu, czego bardzo żałował – Isoshi...
- Co? - zapytał cicho.
- Nic, przepraszam. Zamyśliłam się – szatynka uśmiechnęła się szeroko – Wracamy? Pewnie Vitsumi już wychodzi z siebie.
- Wszyscy wychodzą z siebie – wyjaśnił Tao. Patrzył jak Kenami kłania się na pożegnanie wiszącym zdjęciom. Uczynił tak samo. Wyszli ze świątyni. Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze.
- Ty też się martwiłeś? Reen~kun? - zapytała, specjalnie wyciągając samogłoskę w ostatnim wyrazie.
- Kto ci pozwolił mówić do mnie po imieniu?! - krzyknął rozdrażniony złotooki. Jak ona śmiała sądzić, że chłopak przejął się takim błahym zniknięciem?
- A nie mogę, Reeen~kun? W końcu chyba jesteśmy przyjaciółmi! - zaśmiała się wesoło.
- A rób co sobie chcesz... Kakashi już pewnie zamknął drzwi, więc chodź szybciej, a nie się ślamazarzyć... – Tao przyspieszył kroku – ...Kenami.
Dziewczyna zachichotała głośno. Zaczęła biec w stronę akademika. Nie minęła sekunda, a złotooki ją dogonił. Nie zamierzał być w niczym gorszy niż Kitsune!


~*~ENDING~*~


Kenami: Ohayo! Trochę jestem zdziowna, że nie wstawiło mi odcinka wczoraj, tylko puste pole ._.
Vitsumi: Bo ty się niczym posługiwać nie umiesz >-<
Kenami: Nieprawda! A widelec? Q_Q Widelcem dobrze się obsługuje!
Ren: Tsa... Podczas jedzenia zupy.
Aya: Dlaczeczo wy zawsze po niej jedziecie? o.O
Vitsumi&Ren: Bo lubię
Anna: Jak z dziećmi...
Yoh: Ale zobacz, to też ma swój urok nie uważasz? Jest tu tak... Jak w domu *_*
Hao: Ćpałeś coś?
Yoh: Mandarynki ~
Hao: Jest środek lata, skąd ty wziąłeś mandarynki?
Yoh: Jedna spadła mi na święta pod regał, znalazłem ją wczoraj.
Hao: Naprawdę ją zjadłeś?! O_O
Yoh: Dobrze się czujesz?! Idiotę z ciebie robię!
Hao: A wiadomo kiedy łupi żartuje...
Yoh: Oh ty! *oboje lądują na ziemi szamocząc się*
Itachi: Kyoyama, jak ty z nimi wytrzymujesz?
Anna: Nie mam pojęcia ;_;
Kenami: Kumiko, aż jestem zdziwiona że tak ci się podobają opisy walk XD Fakt, pisało mi się je całkiem nieźle, ale nie myślałam, że są dobre @_@
Itachi: Dobry to ja podobno się stałem :D
Kenami: No... To źle, za mało jest tutaj czarnych charakterów :D
Ren: Ty jesteś czarnym charakterem ._.
Kenami: Kłamczysz :C Nie jestem czarnym charakterem! Kumiko mnie lubi :D Arigato~
Anna: No i się w końcu pojawiliśmy... Ale ma nas być więcej!
Yoh: Nas?
Anna: Mnie i ciebie Koteczku >_<
Yoh: Aha @_@
Kenami: I przepraszam, że jednak się nie wyrobiłam do 23 :( Starałam się Q_Q I wiem że jestem głupim kmiotem, ze nie dałam całej opowieści Ducha Ognia, ale to będzie za kilka odcinków :D Ao mori, wiem, że moje opowiadanie jest dziwne, bo szamanizm zszedł na drugi plan, ale postanowiłam wprowadzić trochę orginalności XD Ale proszę się nie martwić! Szamanizm wróci jeszcze tutaj i to na cieplutkie pierwsze miejsce ;p
Ren: Co do jej prawka, to lepiej Białostoczanie nie wychodźcie z domu...
Kenami: Nieprawda! Idzie mi nawet dobrze! Jeszcze nic nie potrąciłam! I jeździ się świetnie :D I nie, nie mieszkam w Bielsko-Białej, ale w Bielsku Podlaskim :D Zapraszam jak ktoś ma ochotę wpaść XD
Vitsumi: Kto by chciał? ._.
Kenami: Cicho, daj pomarzyć ;_;
Aya: Kochana Lioness... Nie doczekałaś się opowieści XD Przykro mi...
Duch Ognia: Nie dałaś mi dopowiedzieć Kenami~baka Q_Q
Kenami: Lepiej uważaj, bo ciebie usunę całego! A ja „Naruto” oglądałam całe, ale Shippuuden to już tylko pierwsze odcinki. Skapitulowałam. Za dużo tego ;_;
Yoh: I nie strzelaj foszka, Spokoyoh :3 Jeszcze się tutaj o nas naczytasz :D
Kenami: Wiem kochana Spokoyoh, że ty nie propagujesz przemocy. Ale chcę uchwycić okrutność całego świata w moim opowiadaniu D:
Ren: Nie przesadzasz?
Kenami: No bo tak jest... Świat jest okrutny, niestety... Ale też po prostu lubię horrory i rozruby i ostatnio miałam taki humor na gore... Że musiałam trochę krwi dodać do odcinków XD
Itachi: Cieszę się, że nie jesteś już do mnie aż tak uprzedzona Spokoyoh~chan *_* To dla mnie zaszczyt, że jestem dla ciebie znośny :D No... Oczywiście razem z bratem ^^”
Kenami: Właśnie, przepraszam za czcionkę pod 18 odcinkiem, ale blogspot nie chciał ze mną dojść do porozumienia. W końcu pokazałam białą flagę i się poddałam. Mam nadzieję, że ten odcinek będzie już normalny. I Kini-san, jak ja cie dobrze rozumiem. Nie mam czasu nawet obejrzeć jakiegokolwiek odcinka z animełków, już nie mówiąc o czymś bardziej ambitnym Q_Q jak skończę to prawko, to w połowie sierpnia wezmę się do roboty! Bo tak btw w piątek za tydzień mam 18 a z tym też dużo roboty Q_Q
Dobra, teraz już lecę. Następny odcinek będzie pewnie już po 9 sierpnia, więc... Ja ne! Ao mori, przeczytałam już notkę u ciebie, ale komentarz dodam djutro rano Q_Q Chcę spać... I przepraszam Minikeiti, że cię nie byłó w 19 odcinku, ale nie martw się niedługo się doczekasz. Ponieniwnie... Ja ne!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Odcinek 18: Pod osłoną nocy!

Wiatr wiał coraz mocniej, lecz nawet agresywne podmuchy powietrza nie były w stanie rozwiać panującej miedzy dziewczynami atmosfery. Trzy przyjaciółki z Akademii Akumine stały pośród drzew. Skroń Ayi nerwowo drgała. Przenosiła swoje spojrzenie to na Vitsumi, to na Kenami. Obie nastolatki były w pełni gotowe do walki. Yumenai dzierżyła między palcami noże poprzewiązywane metalowymi nićmi. Sznury były na tyle ostre, iż skórzane rękawice czerwonowłosej były poobdrapywane. Oczy dziewczyny były skierowane ku górze, a jej białe, łasicze uszka drgały nerwowo od szumu helikopterów. Zdawała się mieć nieco zszargane nerwy. Przeciwieństwem tej postawy zdawała się być Kenami. Patrzyła w niebo świecącymi się oczami. Aya miała wrażenie, że szatynka uśmiecha się i cieszy z całej sytuacji. W dłoniach miała przygotowane do wystrzału dwa karabiny maszynowe. Morri nie znała się na pistoletach i broni palnej – o wiele bardziej interesowała się mieczami i walką wręcz – ale te tutaj sprzęty wydawały się być typowo groźne. Kitsune nagle spięła swoje brwi. Jej czoło ukazało kilka bojowych zmarszczek.
- Przygotujcie się i zamknijcie na chwilę oczy – rozkazała. Szatynka wykonała szybki ruch oczami w dół. Obróciła nimi kilka razy. Z jednej z kabur przyczepionych do jej ud pod spódnicą wyłonił się granat błyskowy. Zawleczka została ściągnięta. Szybki ruch Kenami głową w górę, a przedmiot ruszył w powietrze. Wybuchł na wysokości helikopterów. Biały blask oślepił pilotów, którzy ogłupieli. Maszyny zaczęły kołysać się w powietrzu, ale nadal utrzymywały swoją wysokość. Do czasu. Kitsune uniosła dłonie wysoko w górę. Karabiny wystrzeliły. Głośny huk rozszedł się po lesie. Tą sytuacją zainteresowały się inne maszyny. Wszystkie helikoptery znajdujące się w powietrzu podleciały w stronę wybuchu blasku. Śmigłowce ostrzelane przez szatynkę zaczęły spadać. Dziewczyny uciekły spod zasięgu upadku maszyn.
Vitsumi również ruszyła do ataku. Wskoczyła na wysokie drzewo i zaatakowała jedną z maszyn nożami. Oplotła cały helikopter nićmi, po czym wykonała atak. Silny wystrzał foryoku pomknął ku sprzętowi. Jej skumulowana energia duchowa zadziałała niczym piorun. Uderzenie sprawiło, iż maszyna runęła na ziemię.



~*~OPENING~*~
!NEW!



             Aya patrzyła na to wszystko z mieszanymi uczuciami. Każdy ruch nastolatek wydawał się dla niej wykonywany w zwolnionym tempie. Przeżyła już wiele bitew i bynajmniej nie było to dla niej nowością. Aczkolwiek nie mogła zrozumieć dlaczego doszło do tej walki. Czego tak naprawdę chce klan Kitsune? To jednak było drugorzędnym problemem brunetki. Jej umysł zajmowała jedna myśl – jak to możliwe, że lokatorki Ayi są zdolne do takiej przemocy i agresji? Spędziła z nimi tyle czasu, ale jeszcze nigdy nie widziała u żadnej takiego zacięcia. Morri zdawała sobie sprawę, że ta walka nie jest zwyczajną bijatyką. To coś więcej. Niczym wojna demonów z szamanami podczas Turnieju.
Nagle brunetka usłyszała za swoimi plecami głośny świst. Jej zmysł wojowniczki zadziałał automatycznie, nawet nad tym nie panowała. Wysunęła miecz ze swojej prawej ręki. Przepołowiła kulę lecącą w jej stronę. Gniewnie spojrzała na osobę, która ośmieliła się do niej strzelać. Pocisk wyleciał z lufy pilota, który wypełzł z helikoptera strąconego przez Vitsumi. Mężczyzna był do połowy sparaliżowany. Widocznie atak Yumenai podziałał jak impuls elektryczny. Zszokował ciało żołnierza, ale nie zabił.
- Ty… - warknął wściekle. Wymierzył pistolet w Morri. Nie zdążył jednak strzelić. Kenami była pierwsza. Wpakowała w głowę mężczyzny tyle metalu, ile tylko zostało jej w magazynku po rozstrzelaniu pięciu helikopterów.
- Dzięki, ale sama bym sobie poradziła – brunetka zdobyła się na uśmiech. Nieco sztuczny zważając na sytuację, ale zawsze uśmiech.
- Wiem – Kenami zrobiła poważną minę. Podeszła, a raczej przysunęła się po ziemi do Ayi – Ale zapamiętaj jedną rzecz – oni nie mogą zobaczyć że jesteś nieśmiertelna. Inaczej już po tobie. Będą cię ścigać tak jak mnie, rozumiesz?
Zielone oczy nastolatki błyszczały, mimo panującego wokół półmroku. Szamanka mogła dostrzec w tęczówkach kompanki ogniki troski i zacięcia.
- Dobrze spróbuję nie umrzeć – brunetka pokazała swoje białe ząbki.
Kenami już miała coś powiedzieć, kiedy nagle w powietrzu rozniósł się głośny szum włączanego megafonu. Dziewczęta podniosły głowy do góry. Dźwięk ewidentnie rozchodził się z jednego z helikopterów.
- Witaj Kitsune Kenami… – męski, nico zniekształcony przez sprzęt głos rozległ się w powietrzu. Przekrzykiwał szum śmigłowca utrzymującego stałą wysokość nad nastolatkami. Światło maszyny było skierowane prosto na szatynkę. Dziewczyna miała nienawiść wypisaną na twarzy, ale nie wykonała żadnego ruchu, jakby grzecznie czekając na dalszą wypowiedź - …czy jak wolisz numerze Sto Trzydzieści Sześć… Jak się już pewnie domyślasz przybyliśmy tu po ciebie. Ojciec będzie bardzo zadowolony mogąc cię znów widzieć… Kenami drgnęła na te słowa. W błyskawicznym tempie przeładowała jeden z pistoletów i wymierzyła długą lufę w stronę gadającej maszyny.
- Jakaś ty nerwowa… – głos przybrał drwiące zabarwienie – Ale patrząc na zniszczenia, jesteś naprawdę doskonałym wynikiem naszych eksperymentów. Dlatego też musisz wrócić do laboratorium. Masz w tej chwili wyrzucić całą broń na ziemię i poddać się nam. Jesteś otoczona nie uda ci się uciec.
- Czy mu odwaliło?! – obok dziewczyn pojawiła się Vitsumi. Darła się na cały regulator, żeby przekrzyczeć szum śmigła – On naprawdę myśli, że się poddasz?!
- A co jeśli tego nie zrobię? – zapytała cicho Kenami, bardziej sama siebie niż kogokolwiek w zasięgu wzroku.
- Liczę do trzech, numerze Sto Trzydzieści Sześć… - ciągnął mężczyzna mówiący przez megafon - … jeśli się nie poddasz, użyjemy siły. Raz…- Więc to dotychczas to nie były „siły”? – zaśmiała się lekko Aya. Rozejrzała się dookoła. Mimo, że byli w środku walki oprócz helikopterów dookoła nie było żadnych żołnierzy. Jedynie piloci w helikopterach.
- …Dwa… - ciągnął głos.
- Jakoś tu tak cicho… Chcą zrzucić bombę, czy co? – Vitsumi omiotła wzrokiem las.
- Trzy. Przykro nam, ale to ty dokonałaś wyboru… - głos zdawał się być podekscytowany takim obrotem sprawy.
Dziewczyny czekały zniecierpliwione. Nic się jednak nie wydarzyło. Kenami prychnęła. Wyjęła z jednej z kabur krótkofalówkę. Przekręciła niewielkie pokrętło, które zaczęło szumieć. Przystawiła sprzęt do ust.
- I co? Już? – Aya zdawała się być zdziwiona.
- To wszystko na co cię stać, Masao? Kilka helikopterów? – zapytała Kenami patrząc na śmigłowiec z obrzydzeniem.
- Zaraz przybędą tu posiłki, ale pewnie zahaczyły o szkołę, aby nabrać siły na walkę z wami… Przy okazji posprzątają kilka ciał… - Po tym zdaniu po okolicy rozległ się pogardliwy śmiech, którego nie da się opisać słowami. Coś między wcielonym złem, ekscytacją a wariactwem.
Dziewczyny zamarły.
- W szkole zostali chłopcy… - szepnęła Aya, mając przed oczami widok sparaliżowanego na wpół Hao.
- Kurwa – przeklęła Vitsumi i nie czekając na nic więcej odwróciła się napięcie. Zaczęła mknąć ku szkole. Od razu za nią ruszyła Morri.
Kenami stała z szeroko otwartymi oczyma. Jej źrenice były zwężone maksymalnie. W zielonych oczach można było zauważyć gamę różnych emocji. Bała się spojrzeć za siebie i ruszyć do przodu. Nie wiedziała co czeka ją przy szkole. Nie chciała widzieć kolejnej masakry z przyjaciółmi w roli głównej. Jej włosy zaczęły falować w powietrzu. Czuła przepełniającą ją nienawiść, która dodawała jej siły. Czarna destrukcyjna siła, powoli trawiąca duszę nastolatki.
Zaczęła strzelać w stronę pozostałych helikopterów, przesuwając się do tyłu w stronę szkoły.
             Tymczasem na hali sportowej Ren podbiegł do Hao. Kucnął obok przyjaciela.
- Musimy za nimi iść – powiedział złotooki. Złapał szatyna za rękę i przerzucił ją przez swój kark. Powoli zaczął podnosić czarnookiego.
- Wiem. Tak właściwie co się dzieje? Gdzie one pobiegły? – zapytał Asakura, który dopiero zaczął rozmyślać nad dzisiejszym wieczorem. Przypomniał sobie całe przemówienie Masao, a potem zamieszanie w związku z napaścią.
- Pobiegły pomóc Kitsune – krótko wyjaśnił Tao.
- A co ty tu robisz? – długowłosy zlustrował przyjaciela zaciekawionym spojrzeniem.
- Musiałem jakoś zareagować jak te dwie wymknęły się z akademika… - złotooki wzruszył ramionami. Pomógł wstać przyjacielowi. Hao słaniam się jeszcze trochę na nogach. Powoli wykonał pierwszy krok.
W ślimaczym tempie wyszli przed budynek. Tam na łóżku leżał zdezorientowany Itachi. Patrzył w las przed sobą. Zanim przybyła dwójka zdołała cokolwiek powiedzieć Uchiha ich wyprzedził. Podniósł niemrawo rękę i wskazał przed siebie.
- Widzicie to? – zapytał. Zmarszczył brwi i powoli podniósł głowę.
- Co? – złotooki wytężył wzrok.
- Coś tam… Chodzi… - brunet podniósł jedną brew. Wiatr powiał mocniej. W oddali można było usłyszeć szum helikopterów i wystrzały. Te dźwięki burzyły spokój panujący na placu.
- Duchu Ognia… - szepnął Hao. Nikt nie wiedział dlaczego zniżył głos. Nawet on sam. Po prostu czuł potrzebę zachowania spokoju.
- Tak? – istota zmaterializowała się blisko swojego pana. Czerwonowłosa zjawa patrzyła z wyczekiwaniem na Asakurę.
- Sprawdź czy coś ta… - zaczął wygłaszać rozkaz szatyn, ale nie było mu dane dokończyć.
Spomiędzy drzew wybiegło COŚ. Potwór stał na czworaka. Chwilę jakby wahał się czy podejść do leżących, ale w końcu się zdecydował. Podbiegł do nastolatków niezmiernie szybko. Wyglądał obrzydliwie. Długi, niczym olbrzymia jaszczurka, pokryta grubą warstwą opancerzonej łuskami skóry w różnych odcieniach brązu. Pokryty był również dziwnym śluzem, który zlatywał z niego płatami i padał na ziemię. Stwór miał płaski pysk z niewielkimi wyłupianymi oczkami kręcącymi się dookoła. Zamiast nosa posiadał dwie dziurki. Najbardziej przerażający był otwór gębowy stworzenia. Jeszcze kiedy miał zamknięte usta wystawały z nich długie, mocno wydłużone zęby. Otworzywszy paszczę na oścież, obnażył całą długość swoich mocarnych kłów wypełniającą nie tylko miejsce dziąseł, ale również podniebienie. Rozpołowiony długi język wychodził z gardła potwora. Stwór był wyposażony również w ostre szpony u odnóży, a jego ogon pokryty został stwardniałymi wypustkami, które mogły zmiażdżyć człowieka jednym uderzeniem. Cały osobnik miał około 2,5 metra wysokości i 6 długości. Mimo swoich rozmiarów wydawał się niezwykle zwinny i szybki.. Nieznana istota chwyciła w swoje szczęki łóżko z jednym z nieprzytomnych dzieciaków i złamało je na pół. Głośny szczęk pękającego metalu łączył się z odgłosem łamanych kości. Uśpiony nastolatek zginął nawet nie mając świadomości zagrożenia. Stwór upuścił łoże i zaczął wyjadać samo mięso zabitej przed chwilą ofiary. Łapał językiem rozerwane kawałki ciała młodzieńca, a następnie mielił w swojej paszczy. Krew tryskała w około, zalewając kroplami trawę oraz innych śpiących. Itachi patrzył na to z przerażeniem.
- Sasuke! – wrzasnął, lekko dygocząc. Ofiara zjadana właśnie przez potwora leżała tylko kilka metrów od brata bruneta. Na samą myśl, że ukochany braciszek Uchihy mógłby skończyć w paszczy tego czegoś, serce stawało mu na wysokości szyi. Zerwał się z łóżka, ale jego do połowy „umartwione” jeszcze ciało odmówiło posłuszeństwa. Runął na ziemię, nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy.
Potwór za to zainteresował się dźwiękiem. Mimo niewidocznych uszu, ten organ miał dość dobrze rozwinięty. Ruszył w stronę Itachi’ego. Na szczęście reszta w porę obudziła się z szoku. Ren błyskawicznie wykonał kontrolę ducha.
- Szybkie tempo! – wrzasnął. Mimo precyzyjnych wystrzałów, stwór zdołał uciec. Był niezwykle bystry i w mgnieniu oka znalazł się znowu koło lasu – Co to kurde jest?!
- To… Eee… - Hao przesunął wzrok na leżące obok szczątki. Nie wierzył w to co się przed chwilą stało. Poczuł nagłą złość. Tak bardzo nie chciał już nigdy w życiu widzieć śmierci. Pragnął ratować ludzi, a nie ich niszczyć! Poczuł nagłą złość i chęć unicestwienia potwora. Zacisnął mocno pięści. Stanął prosto o własnych nogach – Powstań Duchu Ognia!
Rozkazał. Czerwonowłosy mężczyzna skinął głową. Wokół ducha zaczęły krążyć płomienie, a po chwili na jego miejsce stało ogromne monstrum kojarzone przez wszystkich szamanów z potężnym i okrutnym Zeke’m. Stwór głośno ryknął. Wziął na rękę swojego pana i postawiło na ramieniu.
- Złap to coś – powiedział długowłosy marszcząc brwi. Poprawił nieco poszargany garnitur i krawat. Duch Ognia wyciągnął łapę po zakrwawionego potwora, ten jednak był szybszy. Wskoczył na dłoń Ducha, po czym przez długość jego ręki zaczął wdrapywać się w stronę Hao. Stróż Asakury próbował początkowo zrzucić z siebie stworzenie, ale kiedy to mu nie wyszło zioną na „coś” ogniem. Stworzenie ryknęło przeraźliwie i zaczęło płonąć. Spadło z ramienia ducha. Upadło na ziemię, ale najwyraźniej nie zamierzało się poddać.
            Ren obserwował poczynania przyjaciela. Jednak nie dane było mu spokojnie postać, co zresztą złotookiemu nie przeszkadzało.
- Tao~kun uważaj! – ostrzegł lokatora Itachi.
Fioletowowłosy odwrócił się. Jego źrenice rozszerzyły się. Z innej strony lasu biegł drugi potwór. Ren uśmiechnął się lekko. Był pewien swoich umiejętności. Przeprowadził atak. Trafił. Zwierze upadło na ziemię, ale nie na długo. Podniosło się i niczym nie wzruszone goniło dalej w stronę nieprzytomnych nastolatków.
- Dlaczego to nie zdycha?! – zdziwił się fioletowowłosy.
- Jest jeszcze jeden – szepnął Uchiha. Tao spojrzał na niego. Lekko drgnął. Oczy Itachi’ego stały się nagle czerwone, z dziwnym wzorem na tęczówkach. - Uchiha~sempai…
Szepnął chłopak, ale nie mógł teraz rozprawiać nad zmienionymi oczyma przyjaciela. Trójka potworów zaczęła nacierać na nieprzytomnych nastolatków. Tao już chciał wykonać atak, ale ktoś go wyprzedził.
Aya wybiegła z lasu. Odbiła się od ziemi na kilkanaście metrów. Wskoczyła dla zwierzęcia na grzbiet. Z jej rąk wyskoczyły dwa miecze. Wbiła je w kark potworowi, który zawył. Nie był to krzyk bólu, lecz rozdrażnienie. Morri szybkim ruchem odcięła stworowi głowę. Całe cielsko upadło na ziemię. Z jego wnętrza od razu wyłonił się niesamowity odór.
Tao spojrzał z wyrzutem na brunetkę.
- Co ty tu robisz? – warknął. Sam miał ochotę zniszczyć to coś, a tutaj? Taki zawód.
- Przyszłam ratować ci dupsko! – zaśmiała się błękitnooka.
Usłyszeli ryk potwora z lasu. Po chwili zwierze wybiegło spomiędzy drzew. Darło się przeraźliwie. W grzbiecie miało kilkanaście noży, a w jego grubą skórę wcinały się metalowe nicie Vitsumi.
- Musisz to coś tak męczyć? – mruknęła ze zrezygnowaniem Aya.
Stwór przyspieszył. Stał się trudny do uchwycenia. Biegł w stronę szkoły. Ren wykonał atak. Zwierze warknęło groźnie. Na celownik obrało sobie posturę fioletowowłosego. Otworzył paszcze i z zamiarem pożarcia przeciwnika biegł do złotookiego. Duch Ognia wyciągnął swoją wielką łapę. Złapał stwora i zaczął go spalać. Po kilku sekundach nie zostało z niego nawet popiołu.
Został ostatni ze zwierzaków. Nie zostało mu jednak dużo życia. Był osłabiony po ataku Asakury i ledwie słaniał się na nogach. Ostatecznie jego marnego bytu pozbawiła go Kenami. Dziewczyna wyszła z lasu i kilkunastokrotnie strzeliła zwierzęciu w głowę. Stwór nawet nie zdążył porządnie ryknąć. Kitsune patrzyła na martwe ciało olbrzyma. Podeszła do niego i dla pewności kilka razy przebiła czaszkę potwora karabinem. Lufa zatapiała się w grubej skórze i raniła jeszcze ciepły mózg.
- Dobrze się bawisz? - Ren rzucił na nią oskarżycielskie spojrzenie. Ta odwdzięczyła się tym samym.
- Nawet nie wiesz jakie to żywe. Kiedyś jeden bez tylnych łap gonił nas kilometr... - wyjaśniła spokojnie, patrząc na leżącego stwora, po czym rozejrzała się dookoła. Jej tęczowi spoczęły na resztkach połamanego stołu, z którego został zjedzony jeden z nastolatków. Lekko schyliła głowę w akcie szacunku do zmarłej osoby.
- A ty nie zostałaś z wujkiem? - zapytała Morri. Schowała miecze w swoich kończynach. Zeszła ze zwłok potwora.
- Wolałam zobaczyć czy wam się nic nie stało – szatynka wzruszyła ramionami – Poza tym... Wujek już tu leci.
Nie musieli długo czekać aby się o tym przekonać. Już po kilku sekundach nad szkołą zawisło kilkanaście helikopterów. Każde z nich rzucało światło na nastolatków znajdujących się na zewnątrz.
W jednym ze śmigłowców stał Kitsune Masao. Patrzył na dół z szerokim uśmiechem. Był niezwykle zadowolony z poczynań swojej bratanicy. Można by wręcz rzecz, iż czuł dumę, wiedząc że to właśnie jego klan „wyprodukował” coś tak dobrego. Mężczyzna zmarszczył brwi. Rozejrzał się dokładnie. Wyjął z leżącej na siedzeniach torbie gogle. Nie były to zwykłe okulary. Firma Kitsune stworzyła je, aby za sprawą specjalnych soczewek można było widzieć duchową energię. Masao założył je i aż klasnął w dłonie zauważywszy wielkiego Ducha Ognia. Wyjął z kieszeni spodni krótkofalówkę.
- Do wszystkich jednostek! Złapcie całą szóstkę. Wszyscy, którzy są przytomni. Reszta mnie nie obchodzi – wydał krótki rozkaz. Sam zdjął okulary. Wiedział, że z szamanami nie ma żartów. Postanowił nie ryzykować. Pokazał dla swojego pilota, aby ten odleciał. Nie zamierzał ryzykować swoim życiem. Było zbyt cenne. Zaczęli lecieć w stronę bezpiecznego horyzontu.
Kenami spojrzała na niebo. Widząc, że jej wuj ucieka zdenerwowała się. Ruszyła biegiem w tamtym kierunku. W mgnieniu oka przeładowała dwa karabiny. Zaczęła strzelać, jednak gruby pancerz helikoptera nawet nie drgną. Uśmiechnęła się lekko. Wyjęła z jednej z kabur granat. Odbezpieczyła go i rzuciła w stronę śmigłowca. Broń wybuchła, a maszyna runęła na ziemię. Szatynka chciała pobiec w tamtą stronę, ale ktoś zaczął strzelać. Byli to inni piloci helikopterów. Szamani uśmiechnęli się. Walka była dość prosta.
Duch Ognia niczym nie wzruszony łapał helikoptery i sprowadzał je na dół. Na ziemi natomiast zarówno Ren jak i dziewczyny przeprowadzały dość precyzyjne ataki. O ile Tao oraz Morri starali się nie zabierać żyć żołnierzom, tak Kitsune po nich poprawiała. Koniec końców cała szóstka oraz nieprzytomni nastolatkowie byli bezpieczni.
Hao poluźnił swój krawat pod szyją. Zszedł z Ducha Ognia i stanął na ziemi między uszkodzonymi śmigłowcami. Westchnął głośno.
- Nie myślałem, że ten wyjazd tak się zakończy – mruknął patrząc na spustoszenie, które udało im się zasiać – Mam wrażenie, że Jiraya~san wysłał nas tu rok temu, a nie wczoraj.
- No... Trochę się porobiło – przyznała Aya.
- Oj tam przesadzacie. Mi się dobrze walczyło – uśmiechnęła się od ucha do ucha Vitsumi. Zakończyła swoją kontrolę ducha. Kamaitachi przeszedł po jej ramionach i wtulił się łebkiem w policzek czerwonowłosej. Mruknął radośnie będąc szczęśliwym, iż może pomagać swojej szamance.
- Co to za oczy? - zapytał nagle Ren. Każdy spojrzał na niego, po czym przesunęli wzrok na Itachi'ego. Brunet przeczesał palcami włosy.
- Eh... Jednak się wydało... – westchnął ciężko. Nie miał ochoty pokazywać komukolwiek swoich umiejętności, a już na pewno nie na takim forum. – To Sharingan...
- Oczy demona – przerwała mu Morri – Kiedyś coś o tym słyszałam. No to nie dziwne, że widzisz duchy...
- Nie tylko. Te oczy mają dużo zastosowań, ale już ich nie używamy. Kiedyś, kiedy jeszcze mój klan brał udział w walkach, były niezwykle przydatne. Teraz jednak jako policjanci łapiący jedynie ludzi, nie używamy ich – wzruszył ramionami.
- No aż się wierzyć nie chce, że coś takiego się marnuje - brunetka potrząsnęła z niedowierzaniem głową.
- Gdzie poszła Kitsune? - nagle obok Morri zmaterializowała się Eve.
Przyjaciele rozejrzeli się dookoła. Rzeczywiście, brakowało Kenami.
- Pewnie poszła upewnić się co z wujkiem – uśmiechnęła się lekko Vitsumi.
- A no tak, to jakiś boss w klanie, nie? - Hao podszedł do ukochanej. Mimo że był świadomy nieśmiertelności Ayi, zawsze się o nią martwił i sprawdzał, czy coś jej się nie stało.
- No głównym bossem nie jest, ale to jedna z ważniejszych osób w klanie – Yumenai pogłaskała Kamaitachi po grzbiecie.
- Szczerze mówiąc nie myślałem, że to tak poważnie wygląda. Ten cały konflikt... – Tao rozejrzał się po placu boju. Przez jego tułów przeszły ciarki. Mimo iż nie był typem tchórza, wolał w tej chwili nie stać tu – pomiędzy trupami żołnierzy, a nieprzytomnymi nastolatkami.
- No... Takie wykorzystywanie ludzi jest naprawdę bezduszne. Co by się z nami stało, gdyby nie to że jesteśmy szamanami? - szepnęła Aya sama do siebie.
- To samo co się stało z Kenami – wyjaśniła Vitsumi. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Każdy myślał o tym samym chociaż w różny sposób. Itachi po zastanowieniu się podszedł wyswobodzić brata oraz jego przyjaciół.
- Tak właściwie dlaczego klan Kitsune zrobił królikiem laboratoryjnym jednego z dziedziców? - zapytał na głos Ren.
- A kto to wie? Oni są nienormalni. Myślę, że się nie zastanawiali nad tym kogo tną na stole. Po prostu była w nieodpowiednim miejsc o nieodpowiednim czasie – zadumała się Yumenai. Sama do końca nie wiedziała jak to się stało, że Kenami z drugiej w kolejce do władzy w klanie, stała się poszukiwanym zdrajcą – Po prostu pewnego dnia zniknęła. Akurat wyjechałam na tydzień do mojej babci, a kiedy wróciłam jej nie było w domu. Nie było jej przez trzy lata. A kiedy wróciła...
Czerwonowłosa urwała. Patrzyła w niebo z dziwnie błyszczącymi oczyma. Miała bardzo zamyślony wyraz twarzy. Wyglądała jakby w tej chwili cierpiała. Aya podeszła do Vitsumi i nawet nieświadoma swojego gestu położyła rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się ciepło chcąc pocieszyć zielonooką.
- Eh, zwiał... - mruknęła Kenami. Znikąd pojawiła się tuż obok Ren'a. Przestraszony chłopak podskoczył. Zażenowany swoim zachowaniem nieco poczerwieniał i odsunął się w cień.
- Nie złapałaś go? - zdziwiła się Vitsumi. Szybko otrząsnęła się z melancholijnego nastroju.
- Nie... Nie ma go w helikopterze ani nigdzie wokół... Jestem zbyt wyczerpana, żeby go szukać – Kitsune osunęła się na trawę. Usiadła „po turecku” i oparła łokcie na kolanach. Jej humor również odwrócił się o 180 stopni. Z wrednej, brutalnej i agresywnej wojowniczki znów stała się tą samą miłą i beztroską nastolatką.
Nagle w jej czoło uderzył nóż odwrócony trzonem, tak aby nie zrobić jej krzywdy, ale ją uderzyć. Kenami jęknęła boleśnie. Spojrzała z wyrzutem na Vitsumi. Ta aż wrzała ze zdenerwowania.
- Telepiemy się tyle drogi... Poruszamy niebo i ziemię, żeby go złapać... A ty mu dajesz uciec? - Yumenai założyła ręce na piersi. Patrzyła na szatynkę z pulsującą żyłką na czole.
- Oj Onee~chan, Onee~chan... - Kitsune pokręciła z politowaniem głową – Wiem, że masz wadę wzroku, ale żebyś była aż takim krótkowidzem?
Każdy spojrzał na zielonooką pytająco.
- Po co mi zabijać Masao? W tej chwili nie przynosi mi to żadnych korzyści. Wystarczy, że pokonaliśmy oddziały elitarnych żołnierzy i zgładziliśmy trzy Zdziśki. Klan zobaczył, że jesteśmy silni i mam nadzieję, że chociaż trochę się przestraszą. A dzięki chipowi, który mu podrzuciłam, jest możliwe, że w końcu dotrę do samego Kitsune Hidoi – uśmiechnęła się uszczęśliwiona.
- Zdziśki? - szepnął Ren, który nadal stał w cieniu – Masz na myśli te potwory z kłami i pancerzem zamiast skóry?
- No... To akurat Vitsumi nazwała je Zdziśkami – szatynka wyszczerzyła wszystkie swoje ząbki.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale może macie jeszcze trochę tego leku, który obudziłby mojego brata? - Itachi zabrał głos w dyskusji.
Zielonooka westchnęła głośno. Wstała z podłoża. Podeszła do bruneta. Wyjęła z jednej z kabur strzykawkę i lek. Wykonała wszystkie czynności, które potrzebne były do aplikacji płynu.
- To twój brat? - wtrąciła w międzyczasie.
- Tak, Uchiha Sasuke – wyjaśnił spokojnie.
- Twój klan jest znany z tego, że większość jego członków to policjanci, prawda? - zagadnęła.
- No tak, nie da się tego ukryć... - Uchiha patrzył na dziewczynę z nieco niepewną minął. Wyczuwał, iż pytania Kenami nie są bezcelowe. Patrzyła mu prosto w oczy z poważnym wyrazem twarzy.
- Posłuchaj, muszę ci teraz zadać jedno bardzo ważne pytanie... Czy twój klan, sempai, współpracuje z klanem Kitsune? - szatynka podniosła jedną brew czekając na odpowiedź.
- Z tego co wiem to nie. Jesteśmy niezależną jednostką – czarnooki zwrócił uwagę na budzącego się właśnie brata.
- To wspaniale! - szatynka aż klasnęła w dłonie z zachwytu. Można by dostrzec dookoła niej rozkwitające kwiatki „moe” – Od dzisiaj klan Uchiha podlega mnie!
- Huh? - każdy spojrzał po sobie niepewnie. Nie do końca rozumieli co Kenami miała na myśli, ale wśród nich trwała nadzieja, że miała pomysł jak wybrnąć z tej sytuacji.


~*~ENDING~*~


Asakura siedział na dachu schroniska, głęboko wciągając świeże, poranne powietrze do płuc. Po całej walce jaką stoczyli, Uchiha nawet nie zdążył zadzwonić do swojej rodziny. Pod szkołę podjechała specjalna jednostka antyterrorystyczna. Okazało się że klan Kitsune już uruchomił swoją maszynę sznurków rozpościerających się po całej Japonii. Cały incydent został uznany jako atak nieznanych terrorystów, a wszelkie oznaki jakichkolwiek działań klanu Kitsune, zostały zatuszowane. Również Kenami, Vitsumi i Ren ulotnili się z pola walki i na własną rękę ruszyły do Akademii Akumine, jako osoby, których nie miało tam być. Resztę przytomnych uczniów wysłano do noclegowni w najbliższej miejscowości, obiecując ich rychły powrót do miejsca zamieszkania.
Hao nie mógł zasnąć, więc ostrożnie wymknął się z pokoju dzielonego z chłopakami i podziwiał wschód słońca siedząc spokojnie na dachu. Tuż obok niego zmaterializował się Duch Ognia. Był już w ludzkiej postaci, co ułatwiało rozpoznanie jego poważnego wyrazu twarzy.
- Hao~san - szepnęła w końcu zjawa. Asakura spojrzał na swojego stróża. Zmarszczył nieco brwi.
- Tak? Coś się stało? No oprócz tego, co się stało wczoraj... - długowłosy westchnął ciężko. Obrazy masakry przewijały się przez jego głowę. Miał wrażenie, że już kiedyś widział coś podobnego. Tyle trupów i śmierci wokół... Pewnie te uczucia pozostały z jego „życia przed życiem”, kiedy to Zeke panował nad ciałem Hao.
- Ta dziewczyna... Kitsune Kenami – zaczął Duch Ognia. Parzył w dal, ale powoli przenosił wzrok na swojego szamana – Wcześniej miałem wątpliwości, ale teraz już jestem pewien. Znałem ją wcześniej.
- Huh? Co masz na myśli? - Hao nie ukrywał swojego zdziwienia.
- Pamiętam ją z czasów, kiedy jeszcze to Zeke panował nad twoim ciałem.
Źrenice Asakury rozszerzyły się. Z szczerą uwagą zaczął wsłuchiwać się w opowieść swojego Stróża.

Kenami: Ohayo~! Wiem, że odcinek znowu krótkszy, ale to dlatego, że miał być połączony z odcinkiem 17. Nie wyszło jednak... No ale za to mam nowy OPENING :D Mam nadzieję, ze nie jest gorszy od poprzedniego i się wam podoba ^^
Aya: Na tym kanale jest również stary OPENING i ENDING z napisami - japońskimi i tłumaczeniem na polski. Znaczy... ENDING się jeszcze wgrywa ^^"
Hao: Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego konto na YT zostało zmienione to...Kenami: To może ja to powiem bo to moje konto? ._.
Ren: Nie
Kenami: Ty się nie odzywaj! Q_Q Już wystarczy, że mi porżądek na pulpicie chciałeś zrobić...
Ren: Oj tam wielkie mi halo... Skąd mogłem wiedzieć, że te dokumenty były ważne?
Vitsumi: Bo nazywały się "REFERAT BARDZO WAŻNE"?
Itachi: Nie dołuj chłopaka...
Vitsumi: No, ale sam sobie biedy narobił!
Kenami: Mogę w końcu dojść do głosu?!
Mina: …
Kenami: Dziękuję... Więc konto na YT jest zmienione z prostego powodu - autologowanie. Email z nowego konta zgadza się z tym z bloga i ni jak nie mogę z tym dojść do porozumienia, więc po prostu postanowiłam przenieść filmiki ^^"
Ren: Informatyk od siedmiu boleści...
Kenami: Lepszy niż ty!
Yoh: A ja mam focha!
Hao: Za co?
Anna: Ja też! Od dwuch odcinków nie było o nas mowy ._.
Kenami: Ale w 19 już będziecie okey? Q_Q Tylko się nie fochajcie... 19 będzie jeszcze w lipcu. Jakoś wydziergam go XD Bo dojerzdżam do Białegostoku z mojego kochanego Bielska na kurs prawa jazdy codziennie i to mi zajmuje ok 5 h z całej doby Q_Q
Vitsumi: Ty i samochód ._. Bo świat się pomylił ~
Aya: Nie przesadzaj.. Ja w ciebie wierzę! Dawaj Kitsune~chan!
Kenami: Arigato Q_Q Dobra, to ja już chyba nie przeciągam... Dziś rozmowy krótkie bo na wasze komentarze zdążyłam odpowiedzieć pod popszednią notką, a przynajmniej tak pamiętam... Idę teraz czytać bloga Ao mori ^^ Nie myśl, że o tobie zapomniałam :D Ja ne~!