Wiatr
wiał coraz mocniej, lecz nawet agresywne podmuchy powietrza nie były
w stanie rozwiać panującej miedzy dziewczynami atmosfery. Trzy
przyjaciółki z Akademii Akumine stały pośród drzew. Skroń Ayi
nerwowo drgała. Przenosiła swoje spojrzenie to na Vitsumi, to na
Kenami. Obie nastolatki były w pełni gotowe do walki. Yumenai
dzierżyła między palcami noże poprzewiązywane metalowymi nićmi.
Sznury były na tyle ostre, iż skórzane rękawice czerwonowłosej
były poobdrapywane. Oczy dziewczyny były skierowane ku górze, a
jej białe, łasicze uszka drgały nerwowo od szumu helikopterów.
Zdawała się mieć nieco zszargane nerwy. Przeciwieństwem tej
postawy zdawała się być Kenami. Patrzyła w niebo świecącymi się
oczami. Aya miała wrażenie, że szatynka uśmiecha się i cieszy z
całej sytuacji. W dłoniach miała przygotowane do wystrzału dwa
karabiny maszynowe. Morri nie znała się na pistoletach i broni
palnej – o wiele bardziej interesowała się mieczami i walką
wręcz – ale te tutaj sprzęty wydawały się być typowo groźne.
Kitsune nagle spięła swoje brwi. Jej czoło ukazało kilka bojowych
zmarszczek.
- Przygotujcie się i zamknijcie na chwilę oczy – rozkazała. Szatynka wykonała szybki ruch oczami w dół. Obróciła nimi kilka razy. Z jednej z kabur przyczepionych do jej ud pod spódnicą wyłonił się granat błyskowy. Zawleczka została ściągnięta. Szybki ruch Kenami głową w górę, a przedmiot ruszył w powietrze. Wybuchł na wysokości helikopterów. Biały blask oślepił pilotów, którzy ogłupieli. Maszyny zaczęły kołysać się w powietrzu, ale nadal utrzymywały swoją wysokość. Do czasu. Kitsune uniosła dłonie wysoko w górę. Karabiny wystrzeliły. Głośny huk rozszedł się po lesie. Tą sytuacją zainteresowały się inne maszyny. Wszystkie helikoptery znajdujące się w powietrzu podleciały w stronę wybuchu blasku. Śmigłowce ostrzelane przez szatynkę zaczęły spadać. Dziewczyny uciekły spod zasięgu upadku maszyn.
Vitsumi również ruszyła do ataku. Wskoczyła na wysokie drzewo i zaatakowała jedną z maszyn nożami. Oplotła cały helikopter nićmi, po czym wykonała atak. Silny wystrzał foryoku pomknął ku sprzętowi. Jej skumulowana energia duchowa zadziałała niczym piorun. Uderzenie sprawiło, iż maszyna runęła na ziemię.
- Przygotujcie się i zamknijcie na chwilę oczy – rozkazała. Szatynka wykonała szybki ruch oczami w dół. Obróciła nimi kilka razy. Z jednej z kabur przyczepionych do jej ud pod spódnicą wyłonił się granat błyskowy. Zawleczka została ściągnięta. Szybki ruch Kenami głową w górę, a przedmiot ruszył w powietrze. Wybuchł na wysokości helikopterów. Biały blask oślepił pilotów, którzy ogłupieli. Maszyny zaczęły kołysać się w powietrzu, ale nadal utrzymywały swoją wysokość. Do czasu. Kitsune uniosła dłonie wysoko w górę. Karabiny wystrzeliły. Głośny huk rozszedł się po lesie. Tą sytuacją zainteresowały się inne maszyny. Wszystkie helikoptery znajdujące się w powietrzu podleciały w stronę wybuchu blasku. Śmigłowce ostrzelane przez szatynkę zaczęły spadać. Dziewczyny uciekły spod zasięgu upadku maszyn.
Vitsumi również ruszyła do ataku. Wskoczyła na wysokie drzewo i zaatakowała jedną z maszyn nożami. Oplotła cały helikopter nićmi, po czym wykonała atak. Silny wystrzał foryoku pomknął ku sprzętowi. Jej skumulowana energia duchowa zadziałała niczym piorun. Uderzenie sprawiło, iż maszyna runęła na ziemię.
~*~OPENING~*~
!NEW!
Aya patrzyła na to wszystko z mieszanymi uczuciami. Każdy ruch nastolatek wydawał się dla niej wykonywany w zwolnionym tempie. Przeżyła już wiele bitew i bynajmniej nie było to dla niej nowością. Aczkolwiek nie mogła zrozumieć dlaczego doszło do tej walki. Czego tak naprawdę chce klan Kitsune? To jednak było drugorzędnym problemem brunetki. Jej umysł zajmowała jedna myśl – jak to możliwe, że lokatorki Ayi są zdolne do takiej przemocy i agresji? Spędziła z nimi tyle czasu, ale jeszcze nigdy nie widziała u żadnej takiego zacięcia. Morri zdawała sobie sprawę, że ta walka nie jest zwyczajną bijatyką. To coś więcej. Niczym wojna demonów z szamanami podczas Turnieju.
Nagle brunetka usłyszała za swoimi plecami głośny świst. Jej zmysł wojowniczki zadziałał automatycznie, nawet nad tym nie panowała. Wysunęła miecz ze swojej prawej ręki. Przepołowiła kulę lecącą w jej stronę. Gniewnie spojrzała na osobę, która ośmieliła się do niej strzelać. Pocisk wyleciał z lufy pilota, który wypełzł z helikoptera strąconego przez Vitsumi. Mężczyzna był do połowy sparaliżowany. Widocznie atak Yumenai podziałał jak impuls elektryczny. Zszokował ciało żołnierza, ale nie zabił.
- Ty… - warknął wściekle. Wymierzył pistolet w Morri. Nie zdążył jednak strzelić. Kenami była pierwsza. Wpakowała w głowę mężczyzny tyle metalu, ile tylko zostało jej w magazynku po rozstrzelaniu pięciu helikopterów.
- Dzięki, ale sama bym sobie poradziła – brunetka zdobyła się na uśmiech. Nieco sztuczny zważając na sytuację, ale zawsze uśmiech.
- Wiem – Kenami zrobiła poważną minę. Podeszła, a raczej przysunęła się po ziemi do Ayi – Ale zapamiętaj jedną rzecz – oni nie mogą zobaczyć że jesteś nieśmiertelna. Inaczej już po tobie. Będą cię ścigać tak jak mnie, rozumiesz?
Zielone oczy nastolatki błyszczały, mimo panującego wokół półmroku. Szamanka mogła dostrzec w tęczówkach kompanki ogniki troski i zacięcia.
- Dobrze spróbuję nie umrzeć – brunetka pokazała swoje białe ząbki.
Kenami już miała coś powiedzieć, kiedy nagle w powietrzu rozniósł się głośny szum włączanego megafonu. Dziewczęta podniosły głowy do góry. Dźwięk ewidentnie rozchodził się z jednego z helikopterów.
- Witaj Kitsune Kenami… – męski, nico zniekształcony przez sprzęt głos rozległ się w powietrzu. Przekrzykiwał szum śmigłowca utrzymującego stałą wysokość nad nastolatkami. Światło maszyny było skierowane prosto na szatynkę. Dziewczyna miała nienawiść wypisaną na twarzy, ale nie wykonała żadnego ruchu, jakby grzecznie czekając na dalszą wypowiedź - …czy jak wolisz numerze Sto Trzydzieści Sześć… Jak się już pewnie domyślasz przybyliśmy tu po ciebie. Ojciec będzie bardzo zadowolony mogąc cię znów widzieć… Kenami drgnęła na te słowa. W błyskawicznym tempie przeładowała jeden z pistoletów i wymierzyła długą lufę w stronę gadającej maszyny.
- Jakaś ty nerwowa… – głos przybrał drwiące zabarwienie – Ale patrząc na zniszczenia, jesteś naprawdę doskonałym wynikiem naszych eksperymentów. Dlatego też musisz wrócić do laboratorium. Masz w tej chwili wyrzucić całą broń na ziemię i poddać się nam. Jesteś otoczona nie uda ci się uciec.
- Czy mu odwaliło?! – obok dziewczyn pojawiła się Vitsumi. Darła się na cały regulator, żeby przekrzyczeć szum śmigła – On naprawdę myśli, że się poddasz?!
- A co jeśli tego nie zrobię? – zapytała cicho Kenami, bardziej sama siebie niż kogokolwiek w zasięgu wzroku.
- Liczę do trzech, numerze Sto Trzydzieści Sześć… - ciągnął mężczyzna mówiący przez megafon - … jeśli się nie poddasz, użyjemy siły. Raz…- Więc to dotychczas to nie były „siły”? – zaśmiała się lekko Aya. Rozejrzała się dookoła. Mimo, że byli w środku walki oprócz helikopterów dookoła nie było żadnych żołnierzy. Jedynie piloci w helikopterach.
- …Dwa… - ciągnął głos.
-
Jakoś tu tak cicho… Chcą zrzucić bombę, czy co? – Vitsumi
omiotła wzrokiem las.
-
Trzy. Przykro nam, ale to ty dokonałaś wyboru… - głos
zdawał się być podekscytowany takim obrotem sprawy.
Dziewczyny czekały zniecierpliwione. Nic się jednak nie wydarzyło. Kenami prychnęła. Wyjęła z jednej z kabur krótkofalówkę. Przekręciła niewielkie pokrętło, które zaczęło szumieć. Przystawiła sprzęt do ust.
- I co? Już? – Aya zdawała się być zdziwiona.
- To wszystko na co cię stać, Masao? Kilka helikopterów? – zapytała Kenami patrząc na śmigłowiec z obrzydzeniem.
- Zaraz przybędą tu posiłki, ale pewnie zahaczyły o szkołę, aby nabrać siły na walkę z wami… Przy okazji posprzątają kilka ciał… - Po tym zdaniu po okolicy rozległ się pogardliwy śmiech, którego nie da się opisać słowami. Coś między wcielonym złem, ekscytacją a wariactwem.
Dziewczyny czekały zniecierpliwione. Nic się jednak nie wydarzyło. Kenami prychnęła. Wyjęła z jednej z kabur krótkofalówkę. Przekręciła niewielkie pokrętło, które zaczęło szumieć. Przystawiła sprzęt do ust.
- I co? Już? – Aya zdawała się być zdziwiona.
- To wszystko na co cię stać, Masao? Kilka helikopterów? – zapytała Kenami patrząc na śmigłowiec z obrzydzeniem.
- Zaraz przybędą tu posiłki, ale pewnie zahaczyły o szkołę, aby nabrać siły na walkę z wami… Przy okazji posprzątają kilka ciał… - Po tym zdaniu po okolicy rozległ się pogardliwy śmiech, którego nie da się opisać słowami. Coś między wcielonym złem, ekscytacją a wariactwem.
Dziewczyny
zamarły.
- W szkole zostali chłopcy… - szepnęła Aya, mając przed oczami widok sparaliżowanego na wpół Hao.
- Kurwa – przeklęła Vitsumi i nie czekając na nic więcej odwróciła się napięcie. Zaczęła mknąć ku szkole. Od razu za nią ruszyła Morri.
Kenami stała z szeroko otwartymi oczyma. Jej źrenice były zwężone maksymalnie. W zielonych oczach można było zauważyć gamę różnych emocji. Bała się spojrzeć za siebie i ruszyć do przodu. Nie wiedziała co czeka ją przy szkole. Nie chciała widzieć kolejnej masakry z przyjaciółmi w roli głównej. Jej włosy zaczęły falować w powietrzu. Czuła przepełniającą ją nienawiść, która dodawała jej siły. Czarna destrukcyjna siła, powoli trawiąca duszę nastolatki.
Zaczęła strzelać w stronę pozostałych helikopterów, przesuwając się do tyłu w stronę szkoły.
- W szkole zostali chłopcy… - szepnęła Aya, mając przed oczami widok sparaliżowanego na wpół Hao.
- Kurwa – przeklęła Vitsumi i nie czekając na nic więcej odwróciła się napięcie. Zaczęła mknąć ku szkole. Od razu za nią ruszyła Morri.
Kenami stała z szeroko otwartymi oczyma. Jej źrenice były zwężone maksymalnie. W zielonych oczach można było zauważyć gamę różnych emocji. Bała się spojrzeć za siebie i ruszyć do przodu. Nie wiedziała co czeka ją przy szkole. Nie chciała widzieć kolejnej masakry z przyjaciółmi w roli głównej. Jej włosy zaczęły falować w powietrzu. Czuła przepełniającą ją nienawiść, która dodawała jej siły. Czarna destrukcyjna siła, powoli trawiąca duszę nastolatki.
Zaczęła strzelać w stronę pozostałych helikopterów, przesuwając się do tyłu w stronę szkoły.
Tymczasem na hali
sportowej Ren podbiegł do Hao. Kucnął obok przyjaciela.
- Musimy za nimi iść – powiedział złotooki. Złapał szatyna za rękę i przerzucił ją przez swój kark. Powoli zaczął podnosić czarnookiego.
- Wiem. Tak właściwie co się dzieje? Gdzie one pobiegły? – zapytał Asakura, który dopiero zaczął rozmyślać nad dzisiejszym wieczorem. Przypomniał sobie całe przemówienie Masao, a potem zamieszanie w związku z napaścią.
- Pobiegły pomóc Kitsune – krótko wyjaśnił Tao.
- A co ty tu robisz? – długowłosy zlustrował przyjaciela zaciekawionym spojrzeniem.
- Musiałem jakoś zareagować jak te dwie wymknęły się z akademika… - złotooki wzruszył ramionami. Pomógł wstać przyjacielowi. Hao słaniam się jeszcze trochę na nogach. Powoli wykonał pierwszy krok.
W ślimaczym tempie wyszli przed budynek. Tam na łóżku leżał zdezorientowany Itachi. Patrzył w las przed sobą. Zanim przybyła dwójka zdołała cokolwiek powiedzieć Uchiha ich wyprzedził. Podniósł niemrawo rękę i wskazał przed siebie.
- Widzicie to? – zapytał. Zmarszczył brwi i powoli podniósł głowę.
- Co? – złotooki wytężył wzrok.
- Coś tam… Chodzi… - brunet podniósł jedną brew. Wiatr powiał mocniej. W oddali można było usłyszeć szum helikopterów i wystrzały. Te dźwięki burzyły spokój panujący na placu.
- Duchu Ognia… - szepnął Hao. Nikt nie wiedział dlaczego zniżył głos. Nawet on sam. Po prostu czuł potrzebę zachowania spokoju.
- Tak? – istota zmaterializowała się blisko swojego pana. Czerwonowłosa zjawa patrzyła z wyczekiwaniem na Asakurę.
- Sprawdź czy coś ta… - zaczął wygłaszać rozkaz szatyn, ale nie było mu dane dokończyć.
Spomiędzy drzew wybiegło COŚ. Potwór stał na czworaka. Chwilę jakby wahał się czy podejść do leżących, ale w końcu się zdecydował. Podbiegł do nastolatków niezmiernie szybko. Wyglądał obrzydliwie. Długi, niczym olbrzymia jaszczurka, pokryta grubą warstwą opancerzonej łuskami skóry w różnych odcieniach brązu. Pokryty był również dziwnym śluzem, który zlatywał z niego płatami i padał na ziemię. Stwór miał płaski pysk z niewielkimi wyłupianymi oczkami kręcącymi się dookoła. Zamiast nosa posiadał dwie dziurki. Najbardziej przerażający był otwór gębowy stworzenia. Jeszcze kiedy miał zamknięte usta wystawały z nich długie, mocno wydłużone zęby. Otworzywszy paszczę na oścież, obnażył całą długość swoich mocarnych kłów wypełniającą nie tylko miejsce dziąseł, ale również podniebienie. Rozpołowiony długi język wychodził z gardła potwora. Stwór był wyposażony również w ostre szpony u odnóży, a jego ogon pokryty został stwardniałymi wypustkami, które mogły zmiażdżyć człowieka jednym uderzeniem. Cały osobnik miał około 2,5 metra wysokości i 6 długości. Mimo swoich rozmiarów wydawał się niezwykle zwinny i szybki.. Nieznana istota chwyciła w swoje szczęki łóżko z jednym z nieprzytomnych dzieciaków i złamało je na pół. Głośny szczęk pękającego metalu łączył się z odgłosem łamanych kości. Uśpiony nastolatek zginął nawet nie mając świadomości zagrożenia. Stwór upuścił łoże i zaczął wyjadać samo mięso zabitej przed chwilą ofiary. Łapał językiem rozerwane kawałki ciała młodzieńca, a następnie mielił w swojej paszczy. Krew tryskała w około, zalewając kroplami trawę oraz innych śpiących. Itachi patrzył na to z przerażeniem.
- Sasuke! – wrzasnął, lekko dygocząc. Ofiara zjadana właśnie przez potwora leżała tylko kilka metrów od brata bruneta. Na samą myśl, że ukochany braciszek Uchihy mógłby skończyć w paszczy tego czegoś, serce stawało mu na wysokości szyi. Zerwał się z łóżka, ale jego do połowy „umartwione” jeszcze ciało odmówiło posłuszeństwa. Runął na ziemię, nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy.
Potwór za to zainteresował się dźwiękiem. Mimo niewidocznych uszu, ten organ miał dość dobrze rozwinięty. Ruszył w stronę Itachi’ego. Na szczęście reszta w porę obudziła się z szoku. Ren błyskawicznie wykonał kontrolę ducha.
- Szybkie tempo! – wrzasnął. Mimo precyzyjnych wystrzałów, stwór zdołał uciec. Był niezwykle bystry i w mgnieniu oka znalazł się znowu koło lasu – Co to kurde jest?!
- To… Eee… - Hao przesunął wzrok na leżące obok szczątki. Nie wierzył w to co się przed chwilą stało. Poczuł nagłą złość. Tak bardzo nie chciał już nigdy w życiu widzieć śmierci. Pragnął ratować ludzi, a nie ich niszczyć! Poczuł nagłą złość i chęć unicestwienia potwora. Zacisnął mocno pięści. Stanął prosto o własnych nogach – Powstań Duchu Ognia!
Rozkazał. Czerwonowłosy mężczyzna skinął głową. Wokół ducha zaczęły krążyć płomienie, a po chwili na jego miejsce stało ogromne monstrum kojarzone przez wszystkich szamanów z potężnym i okrutnym Zeke’m. Stwór głośno ryknął. Wziął na rękę swojego pana i postawiło na ramieniu.
- Złap to coś – powiedział długowłosy marszcząc brwi. Poprawił nieco poszargany garnitur i krawat. Duch Ognia wyciągnął łapę po zakrwawionego potwora, ten jednak był szybszy. Wskoczył na dłoń Ducha, po czym przez długość jego ręki zaczął wdrapywać się w stronę Hao. Stróż Asakury próbował początkowo zrzucić z siebie stworzenie, ale kiedy to mu nie wyszło zioną na „coś” ogniem. Stworzenie ryknęło przeraźliwie i zaczęło płonąć. Spadło z ramienia ducha. Upadło na ziemię, ale najwyraźniej nie zamierzało się poddać.
Ren obserwował poczynania przyjaciela. Jednak nie dane było mu spokojnie postać, co zresztą złotookiemu nie przeszkadzało.
- Tao~kun uważaj! – ostrzegł lokatora Itachi.
Fioletowowłosy odwrócił się. Jego źrenice rozszerzyły się. Z innej strony lasu biegł drugi potwór. Ren uśmiechnął się lekko. Był pewien swoich umiejętności. Przeprowadził atak. Trafił. Zwierze upadło na ziemię, ale nie na długo. Podniosło się i niczym nie wzruszone goniło dalej w stronę nieprzytomnych nastolatków.
- Dlaczego to nie zdycha?! – zdziwił się fioletowowłosy.
- Jest jeszcze jeden – szepnął Uchiha. Tao spojrzał na niego. Lekko drgnął. Oczy Itachi’ego stały się nagle czerwone, z dziwnym wzorem na tęczówkach. - Uchiha~sempai…
Szepnął chłopak, ale nie mógł teraz rozprawiać nad zmienionymi oczyma przyjaciela. Trójka potworów zaczęła nacierać na nieprzytomnych nastolatków. Tao już chciał wykonać atak, ale ktoś go wyprzedził.
- Musimy za nimi iść – powiedział złotooki. Złapał szatyna za rękę i przerzucił ją przez swój kark. Powoli zaczął podnosić czarnookiego.
- Wiem. Tak właściwie co się dzieje? Gdzie one pobiegły? – zapytał Asakura, który dopiero zaczął rozmyślać nad dzisiejszym wieczorem. Przypomniał sobie całe przemówienie Masao, a potem zamieszanie w związku z napaścią.
- Pobiegły pomóc Kitsune – krótko wyjaśnił Tao.
- A co ty tu robisz? – długowłosy zlustrował przyjaciela zaciekawionym spojrzeniem.
- Musiałem jakoś zareagować jak te dwie wymknęły się z akademika… - złotooki wzruszył ramionami. Pomógł wstać przyjacielowi. Hao słaniam się jeszcze trochę na nogach. Powoli wykonał pierwszy krok.
W ślimaczym tempie wyszli przed budynek. Tam na łóżku leżał zdezorientowany Itachi. Patrzył w las przed sobą. Zanim przybyła dwójka zdołała cokolwiek powiedzieć Uchiha ich wyprzedził. Podniósł niemrawo rękę i wskazał przed siebie.
- Widzicie to? – zapytał. Zmarszczył brwi i powoli podniósł głowę.
- Co? – złotooki wytężył wzrok.
- Coś tam… Chodzi… - brunet podniósł jedną brew. Wiatr powiał mocniej. W oddali można było usłyszeć szum helikopterów i wystrzały. Te dźwięki burzyły spokój panujący na placu.
- Duchu Ognia… - szepnął Hao. Nikt nie wiedział dlaczego zniżył głos. Nawet on sam. Po prostu czuł potrzebę zachowania spokoju.
- Tak? – istota zmaterializowała się blisko swojego pana. Czerwonowłosa zjawa patrzyła z wyczekiwaniem na Asakurę.
- Sprawdź czy coś ta… - zaczął wygłaszać rozkaz szatyn, ale nie było mu dane dokończyć.
Spomiędzy drzew wybiegło COŚ. Potwór stał na czworaka. Chwilę jakby wahał się czy podejść do leżących, ale w końcu się zdecydował. Podbiegł do nastolatków niezmiernie szybko. Wyglądał obrzydliwie. Długi, niczym olbrzymia jaszczurka, pokryta grubą warstwą opancerzonej łuskami skóry w różnych odcieniach brązu. Pokryty był również dziwnym śluzem, który zlatywał z niego płatami i padał na ziemię. Stwór miał płaski pysk z niewielkimi wyłupianymi oczkami kręcącymi się dookoła. Zamiast nosa posiadał dwie dziurki. Najbardziej przerażający był otwór gębowy stworzenia. Jeszcze kiedy miał zamknięte usta wystawały z nich długie, mocno wydłużone zęby. Otworzywszy paszczę na oścież, obnażył całą długość swoich mocarnych kłów wypełniającą nie tylko miejsce dziąseł, ale również podniebienie. Rozpołowiony długi język wychodził z gardła potwora. Stwór był wyposażony również w ostre szpony u odnóży, a jego ogon pokryty został stwardniałymi wypustkami, które mogły zmiażdżyć człowieka jednym uderzeniem. Cały osobnik miał około 2,5 metra wysokości i 6 długości. Mimo swoich rozmiarów wydawał się niezwykle zwinny i szybki.. Nieznana istota chwyciła w swoje szczęki łóżko z jednym z nieprzytomnych dzieciaków i złamało je na pół. Głośny szczęk pękającego metalu łączył się z odgłosem łamanych kości. Uśpiony nastolatek zginął nawet nie mając świadomości zagrożenia. Stwór upuścił łoże i zaczął wyjadać samo mięso zabitej przed chwilą ofiary. Łapał językiem rozerwane kawałki ciała młodzieńca, a następnie mielił w swojej paszczy. Krew tryskała w około, zalewając kroplami trawę oraz innych śpiących. Itachi patrzył na to z przerażeniem.
- Sasuke! – wrzasnął, lekko dygocząc. Ofiara zjadana właśnie przez potwora leżała tylko kilka metrów od brata bruneta. Na samą myśl, że ukochany braciszek Uchihy mógłby skończyć w paszczy tego czegoś, serce stawało mu na wysokości szyi. Zerwał się z łóżka, ale jego do połowy „umartwione” jeszcze ciało odmówiło posłuszeństwa. Runął na ziemię, nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy.
Potwór za to zainteresował się dźwiękiem. Mimo niewidocznych uszu, ten organ miał dość dobrze rozwinięty. Ruszył w stronę Itachi’ego. Na szczęście reszta w porę obudziła się z szoku. Ren błyskawicznie wykonał kontrolę ducha.
- Szybkie tempo! – wrzasnął. Mimo precyzyjnych wystrzałów, stwór zdołał uciec. Był niezwykle bystry i w mgnieniu oka znalazł się znowu koło lasu – Co to kurde jest?!
- To… Eee… - Hao przesunął wzrok na leżące obok szczątki. Nie wierzył w to co się przed chwilą stało. Poczuł nagłą złość. Tak bardzo nie chciał już nigdy w życiu widzieć śmierci. Pragnął ratować ludzi, a nie ich niszczyć! Poczuł nagłą złość i chęć unicestwienia potwora. Zacisnął mocno pięści. Stanął prosto o własnych nogach – Powstań Duchu Ognia!
Rozkazał. Czerwonowłosy mężczyzna skinął głową. Wokół ducha zaczęły krążyć płomienie, a po chwili na jego miejsce stało ogromne monstrum kojarzone przez wszystkich szamanów z potężnym i okrutnym Zeke’m. Stwór głośno ryknął. Wziął na rękę swojego pana i postawiło na ramieniu.
- Złap to coś – powiedział długowłosy marszcząc brwi. Poprawił nieco poszargany garnitur i krawat. Duch Ognia wyciągnął łapę po zakrwawionego potwora, ten jednak był szybszy. Wskoczył na dłoń Ducha, po czym przez długość jego ręki zaczął wdrapywać się w stronę Hao. Stróż Asakury próbował początkowo zrzucić z siebie stworzenie, ale kiedy to mu nie wyszło zioną na „coś” ogniem. Stworzenie ryknęło przeraźliwie i zaczęło płonąć. Spadło z ramienia ducha. Upadło na ziemię, ale najwyraźniej nie zamierzało się poddać.
Ren obserwował poczynania przyjaciela. Jednak nie dane było mu spokojnie postać, co zresztą złotookiemu nie przeszkadzało.
- Tao~kun uważaj! – ostrzegł lokatora Itachi.
Fioletowowłosy odwrócił się. Jego źrenice rozszerzyły się. Z innej strony lasu biegł drugi potwór. Ren uśmiechnął się lekko. Był pewien swoich umiejętności. Przeprowadził atak. Trafił. Zwierze upadło na ziemię, ale nie na długo. Podniosło się i niczym nie wzruszone goniło dalej w stronę nieprzytomnych nastolatków.
- Dlaczego to nie zdycha?! – zdziwił się fioletowowłosy.
- Jest jeszcze jeden – szepnął Uchiha. Tao spojrzał na niego. Lekko drgnął. Oczy Itachi’ego stały się nagle czerwone, z dziwnym wzorem na tęczówkach. - Uchiha~sempai…
Szepnął chłopak, ale nie mógł teraz rozprawiać nad zmienionymi oczyma przyjaciela. Trójka potworów zaczęła nacierać na nieprzytomnych nastolatków. Tao już chciał wykonać atak, ale ktoś go wyprzedził.
Aya
wybiegła z lasu. Odbiła się od ziemi na kilkanaście metrów.
Wskoczyła dla zwierzęcia na grzbiet. Z jej rąk wyskoczyły dwa
miecze. Wbiła je w kark potworowi, który zawył. Nie był to krzyk
bólu, lecz rozdrażnienie. Morri szybkim ruchem odcięła stworowi
głowę. Całe cielsko upadło na ziemię. Z jego wnętrza od razu
wyłonił się niesamowity odór.
Tao spojrzał z wyrzutem na brunetkę.
- Co ty tu robisz? – warknął. Sam miał ochotę zniszczyć to coś, a tutaj? Taki zawód.
- Przyszłam ratować ci dupsko! – zaśmiała się błękitnooka.
Tao spojrzał z wyrzutem na brunetkę.
- Co ty tu robisz? – warknął. Sam miał ochotę zniszczyć to coś, a tutaj? Taki zawód.
- Przyszłam ratować ci dupsko! – zaśmiała się błękitnooka.
Usłyszeli
ryk potwora z lasu. Po chwili zwierze wybiegło spomiędzy drzew.
Darło się przeraźliwie. W grzbiecie miało kilkanaście noży, a w
jego grubą skórę wcinały się metalowe nicie Vitsumi.
- Musisz to coś tak męczyć? – mruknęła ze zrezygnowaniem Aya.
Stwór przyspieszył. Stał się trudny do uchwycenia. Biegł w stronę szkoły. Ren wykonał atak. Zwierze warknęło groźnie. Na celownik obrało sobie posturę fioletowowłosego. Otworzył paszcze i z zamiarem pożarcia przeciwnika biegł do złotookiego. Duch Ognia wyciągnął swoją wielką łapę. Złapał stwora i zaczął go spalać. Po kilku sekundach nie zostało z niego nawet popiołu.
Został ostatni ze zwierzaków. Nie zostało mu jednak dużo życia. Był osłabiony po ataku Asakury i ledwie słaniał się na nogach. Ostatecznie jego marnego bytu pozbawiła go Kenami. Dziewczyna wyszła z lasu i kilkunastokrotnie strzeliła zwierzęciu w głowę. Stwór nawet nie zdążył porządnie ryknąć. Kitsune patrzyła na martwe ciało olbrzyma. Podeszła do niego i dla pewności kilka razy przebiła czaszkę potwora karabinem. Lufa zatapiała się w grubej skórze i raniła jeszcze ciepły mózg.
- Dobrze się bawisz? - Ren rzucił na nią oskarżycielskie spojrzenie. Ta odwdzięczyła się tym samym.
- Nawet nie wiesz jakie to żywe. Kiedyś jeden bez tylnych łap gonił nas kilometr... - wyjaśniła spokojnie, patrząc na leżącego stwora, po czym rozejrzała się dookoła. Jej tęczowi spoczęły na resztkach połamanego stołu, z którego został zjedzony jeden z nastolatków. Lekko schyliła głowę w akcie szacunku do zmarłej osoby.
- A ty nie zostałaś z wujkiem? - zapytała Morri. Schowała miecze w swoich kończynach. Zeszła ze zwłok potwora.
- Wolałam zobaczyć czy wam się nic nie stało – szatynka wzruszyła ramionami – Poza tym... Wujek już tu leci.
Nie musieli długo czekać aby się o tym przekonać. Już po kilku sekundach nad szkołą zawisło kilkanaście helikopterów. Każde z nich rzucało światło na nastolatków znajdujących się na zewnątrz.
W jednym ze śmigłowców stał Kitsune Masao. Patrzył na dół z szerokim uśmiechem. Był niezwykle zadowolony z poczynań swojej bratanicy. Można by wręcz rzecz, iż czuł dumę, wiedząc że to właśnie jego klan „wyprodukował” coś tak dobrego. Mężczyzna zmarszczył brwi. Rozejrzał się dokładnie. Wyjął z leżącej na siedzeniach torbie gogle. Nie były to zwykłe okulary. Firma Kitsune stworzyła je, aby za sprawą specjalnych soczewek można było widzieć duchową energię. Masao założył je i aż klasnął w dłonie zauważywszy wielkiego Ducha Ognia. Wyjął z kieszeni spodni krótkofalówkę.
- Do wszystkich jednostek! Złapcie całą szóstkę. Wszyscy, którzy są przytomni. Reszta mnie nie obchodzi – wydał krótki rozkaz. Sam zdjął okulary. Wiedział, że z szamanami nie ma żartów. Postanowił nie ryzykować. Pokazał dla swojego pilota, aby ten odleciał. Nie zamierzał ryzykować swoim życiem. Było zbyt cenne. Zaczęli lecieć w stronę bezpiecznego horyzontu.
Kenami spojrzała na niebo. Widząc, że jej wuj ucieka zdenerwowała się. Ruszyła biegiem w tamtym kierunku. W mgnieniu oka przeładowała dwa karabiny. Zaczęła strzelać, jednak gruby pancerz helikoptera nawet nie drgną. Uśmiechnęła się lekko. Wyjęła z jednej z kabur granat. Odbezpieczyła go i rzuciła w stronę śmigłowca. Broń wybuchła, a maszyna runęła na ziemię. Szatynka chciała pobiec w tamtą stronę, ale ktoś zaczął strzelać. Byli to inni piloci helikopterów. Szamani uśmiechnęli się. Walka była dość prosta.
Duch Ognia niczym nie wzruszony łapał helikoptery i sprowadzał je na dół. Na ziemi natomiast zarówno Ren jak i dziewczyny przeprowadzały dość precyzyjne ataki. O ile Tao oraz Morri starali się nie zabierać żyć żołnierzom, tak Kitsune po nich poprawiała. Koniec końców cała szóstka oraz nieprzytomni nastolatkowie byli bezpieczni.
Hao poluźnił swój krawat pod szyją. Zszedł z Ducha Ognia i stanął na ziemi między uszkodzonymi śmigłowcami. Westchnął głośno.
- Nie myślałem, że ten wyjazd tak się zakończy – mruknął patrząc na spustoszenie, które udało im się zasiać – Mam wrażenie, że Jiraya~san wysłał nas tu rok temu, a nie wczoraj.
- No... Trochę się porobiło – przyznała Aya.
- Oj tam przesadzacie. Mi się dobrze walczyło – uśmiechnęła się od ucha do ucha Vitsumi. Zakończyła swoją kontrolę ducha. Kamaitachi przeszedł po jej ramionach i wtulił się łebkiem w policzek czerwonowłosej. Mruknął radośnie będąc szczęśliwym, iż może pomagać swojej szamance.
- Co to za oczy? - zapytał nagle Ren. Każdy spojrzał na niego, po czym przesunęli wzrok na Itachi'ego. Brunet przeczesał palcami włosy.
- Eh... Jednak się wydało... – westchnął ciężko. Nie miał ochoty pokazywać komukolwiek swoich umiejętności, a już na pewno nie na takim forum. – To Sharingan...
- Oczy demona – przerwała mu Morri – Kiedyś coś o tym słyszałam. No to nie dziwne, że widzisz duchy...
- Nie tylko. Te oczy mają dużo zastosowań, ale już ich nie używamy. Kiedyś, kiedy jeszcze mój klan brał udział w walkach, były niezwykle przydatne. Teraz jednak jako policjanci łapiący jedynie ludzi, nie używamy ich – wzruszył ramionami.
- No aż się wierzyć nie chce, że coś takiego się marnuje - brunetka potrząsnęła z niedowierzaniem głową.
- Gdzie poszła Kitsune? - nagle obok Morri zmaterializowała się Eve.
Przyjaciele rozejrzeli się dookoła. Rzeczywiście, brakowało Kenami.
- Pewnie poszła upewnić się co z wujkiem – uśmiechnęła się lekko Vitsumi.
- A no tak, to jakiś boss w klanie, nie? - Hao podszedł do ukochanej. Mimo że był świadomy nieśmiertelności Ayi, zawsze się o nią martwił i sprawdzał, czy coś jej się nie stało.
- No głównym bossem nie jest, ale to jedna z ważniejszych osób w klanie – Yumenai pogłaskała Kamaitachi po grzbiecie.
- Szczerze mówiąc nie myślałem, że to tak poważnie wygląda. Ten cały konflikt... – Tao rozejrzał się po placu boju. Przez jego tułów przeszły ciarki. Mimo iż nie był typem tchórza, wolał w tej chwili nie stać tu – pomiędzy trupami żołnierzy, a nieprzytomnymi nastolatkami.
- No... Takie wykorzystywanie ludzi jest naprawdę bezduszne. Co by się z nami stało, gdyby nie to że jesteśmy szamanami? - szepnęła Aya sama do siebie.
- To samo co się stało z Kenami – wyjaśniła Vitsumi. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Każdy myślał o tym samym chociaż w różny sposób. Itachi po zastanowieniu się podszedł wyswobodzić brata oraz jego przyjaciół.
- Tak właściwie dlaczego klan Kitsune zrobił królikiem laboratoryjnym jednego z dziedziców? - zapytał na głos Ren.
- A kto to wie? Oni są nienormalni. Myślę, że się nie zastanawiali nad tym kogo tną na stole. Po prostu była w nieodpowiednim miejsc o nieodpowiednim czasie – zadumała się Yumenai. Sama do końca nie wiedziała jak to się stało, że Kenami z drugiej w kolejce do władzy w klanie, stała się poszukiwanym zdrajcą – Po prostu pewnego dnia zniknęła. Akurat wyjechałam na tydzień do mojej babci, a kiedy wróciłam jej nie było w domu. Nie było jej przez trzy lata. A kiedy wróciła...
Czerwonowłosa urwała. Patrzyła w niebo z dziwnie błyszczącymi oczyma. Miała bardzo zamyślony wyraz twarzy. Wyglądała jakby w tej chwili cierpiała. Aya podeszła do Vitsumi i nawet nieświadoma swojego gestu położyła rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się ciepło chcąc pocieszyć zielonooką.
- Eh, zwiał... - mruknęła Kenami. Znikąd pojawiła się tuż obok Ren'a. Przestraszony chłopak podskoczył. Zażenowany swoim zachowaniem nieco poczerwieniał i odsunął się w cień.
- Nie złapałaś go? - zdziwiła się Vitsumi. Szybko otrząsnęła się z melancholijnego nastroju.
- Nie... Nie ma go w helikopterze ani nigdzie wokół... Jestem zbyt wyczerpana, żeby go szukać – Kitsune osunęła się na trawę. Usiadła „po turecku” i oparła łokcie na kolanach. Jej humor również odwrócił się o 180 stopni. Z wrednej, brutalnej i agresywnej wojowniczki znów stała się tą samą miłą i beztroską nastolatką.
Nagle w jej czoło uderzył nóż odwrócony trzonem, tak aby nie zrobić jej krzywdy, ale ją uderzyć. Kenami jęknęła boleśnie. Spojrzała z wyrzutem na Vitsumi. Ta aż wrzała ze zdenerwowania.
- Telepiemy się tyle drogi... Poruszamy niebo i ziemię, żeby go złapać... A ty mu dajesz uciec? - Yumenai założyła ręce na piersi. Patrzyła na szatynkę z pulsującą żyłką na czole.
- Oj Onee~chan, Onee~chan... - Kitsune pokręciła z politowaniem głową – Wiem, że masz wadę wzroku, ale żebyś była aż takim krótkowidzem?
Każdy spojrzał na zielonooką pytająco.
- Po co mi zabijać Masao? W tej chwili nie przynosi mi to żadnych korzyści. Wystarczy, że pokonaliśmy oddziały elitarnych żołnierzy i zgładziliśmy trzy Zdziśki. Klan zobaczył, że jesteśmy silni i mam nadzieję, że chociaż trochę się przestraszą. A dzięki chipowi, który mu podrzuciłam, jest możliwe, że w końcu dotrę do samego Kitsune Hidoi – uśmiechnęła się uszczęśliwiona.
- Zdziśki? - szepnął Ren, który nadal stał w cieniu – Masz na myśli te potwory z kłami i pancerzem zamiast skóry?
- No... To akurat Vitsumi nazwała je Zdziśkami – szatynka wyszczerzyła wszystkie swoje ząbki.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale może macie jeszcze trochę tego leku, który obudziłby mojego brata? - Itachi zabrał głos w dyskusji.
Zielonooka westchnęła głośno. Wstała z podłoża. Podeszła do bruneta. Wyjęła z jednej z kabur strzykawkę i lek. Wykonała wszystkie czynności, które potrzebne były do aplikacji płynu.
- To twój brat? - wtrąciła w międzyczasie.
- Tak, Uchiha Sasuke – wyjaśnił spokojnie.
- Twój klan jest znany z tego, że większość jego członków to policjanci, prawda? - zagadnęła.
- No tak, nie da się tego ukryć... - Uchiha patrzył na dziewczynę z nieco niepewną minął. Wyczuwał, iż pytania Kenami nie są bezcelowe. Patrzyła mu prosto w oczy z poważnym wyrazem twarzy.
- Posłuchaj, muszę ci teraz zadać jedno bardzo ważne pytanie... Czy twój klan, sempai, współpracuje z klanem Kitsune? - szatynka podniosła jedną brew czekając na odpowiedź.
- Z tego co wiem to nie. Jesteśmy niezależną jednostką – czarnooki zwrócił uwagę na budzącego się właśnie brata.
- To wspaniale! - szatynka aż klasnęła w dłonie z zachwytu. Można by dostrzec dookoła niej rozkwitające kwiatki „moe” – Od dzisiaj klan Uchiha podlega mnie!
- Huh? - każdy spojrzał po sobie niepewnie. Nie do końca rozumieli co Kenami miała na myśli, ale wśród nich trwała nadzieja, że miała pomysł jak wybrnąć z tej sytuacji.
- Musisz to coś tak męczyć? – mruknęła ze zrezygnowaniem Aya.
Stwór przyspieszył. Stał się trudny do uchwycenia. Biegł w stronę szkoły. Ren wykonał atak. Zwierze warknęło groźnie. Na celownik obrało sobie posturę fioletowowłosego. Otworzył paszcze i z zamiarem pożarcia przeciwnika biegł do złotookiego. Duch Ognia wyciągnął swoją wielką łapę. Złapał stwora i zaczął go spalać. Po kilku sekundach nie zostało z niego nawet popiołu.
Został ostatni ze zwierzaków. Nie zostało mu jednak dużo życia. Był osłabiony po ataku Asakury i ledwie słaniał się na nogach. Ostatecznie jego marnego bytu pozbawiła go Kenami. Dziewczyna wyszła z lasu i kilkunastokrotnie strzeliła zwierzęciu w głowę. Stwór nawet nie zdążył porządnie ryknąć. Kitsune patrzyła na martwe ciało olbrzyma. Podeszła do niego i dla pewności kilka razy przebiła czaszkę potwora karabinem. Lufa zatapiała się w grubej skórze i raniła jeszcze ciepły mózg.
- Dobrze się bawisz? - Ren rzucił na nią oskarżycielskie spojrzenie. Ta odwdzięczyła się tym samym.
- Nawet nie wiesz jakie to żywe. Kiedyś jeden bez tylnych łap gonił nas kilometr... - wyjaśniła spokojnie, patrząc na leżącego stwora, po czym rozejrzała się dookoła. Jej tęczowi spoczęły na resztkach połamanego stołu, z którego został zjedzony jeden z nastolatków. Lekko schyliła głowę w akcie szacunku do zmarłej osoby.
- A ty nie zostałaś z wujkiem? - zapytała Morri. Schowała miecze w swoich kończynach. Zeszła ze zwłok potwora.
- Wolałam zobaczyć czy wam się nic nie stało – szatynka wzruszyła ramionami – Poza tym... Wujek już tu leci.
Nie musieli długo czekać aby się o tym przekonać. Już po kilku sekundach nad szkołą zawisło kilkanaście helikopterów. Każde z nich rzucało światło na nastolatków znajdujących się na zewnątrz.
W jednym ze śmigłowców stał Kitsune Masao. Patrzył na dół z szerokim uśmiechem. Był niezwykle zadowolony z poczynań swojej bratanicy. Można by wręcz rzecz, iż czuł dumę, wiedząc że to właśnie jego klan „wyprodukował” coś tak dobrego. Mężczyzna zmarszczył brwi. Rozejrzał się dokładnie. Wyjął z leżącej na siedzeniach torbie gogle. Nie były to zwykłe okulary. Firma Kitsune stworzyła je, aby za sprawą specjalnych soczewek można było widzieć duchową energię. Masao założył je i aż klasnął w dłonie zauważywszy wielkiego Ducha Ognia. Wyjął z kieszeni spodni krótkofalówkę.
- Do wszystkich jednostek! Złapcie całą szóstkę. Wszyscy, którzy są przytomni. Reszta mnie nie obchodzi – wydał krótki rozkaz. Sam zdjął okulary. Wiedział, że z szamanami nie ma żartów. Postanowił nie ryzykować. Pokazał dla swojego pilota, aby ten odleciał. Nie zamierzał ryzykować swoim życiem. Było zbyt cenne. Zaczęli lecieć w stronę bezpiecznego horyzontu.
Kenami spojrzała na niebo. Widząc, że jej wuj ucieka zdenerwowała się. Ruszyła biegiem w tamtym kierunku. W mgnieniu oka przeładowała dwa karabiny. Zaczęła strzelać, jednak gruby pancerz helikoptera nawet nie drgną. Uśmiechnęła się lekko. Wyjęła z jednej z kabur granat. Odbezpieczyła go i rzuciła w stronę śmigłowca. Broń wybuchła, a maszyna runęła na ziemię. Szatynka chciała pobiec w tamtą stronę, ale ktoś zaczął strzelać. Byli to inni piloci helikopterów. Szamani uśmiechnęli się. Walka była dość prosta.
Duch Ognia niczym nie wzruszony łapał helikoptery i sprowadzał je na dół. Na ziemi natomiast zarówno Ren jak i dziewczyny przeprowadzały dość precyzyjne ataki. O ile Tao oraz Morri starali się nie zabierać żyć żołnierzom, tak Kitsune po nich poprawiała. Koniec końców cała szóstka oraz nieprzytomni nastolatkowie byli bezpieczni.
Hao poluźnił swój krawat pod szyją. Zszedł z Ducha Ognia i stanął na ziemi między uszkodzonymi śmigłowcami. Westchnął głośno.
- Nie myślałem, że ten wyjazd tak się zakończy – mruknął patrząc na spustoszenie, które udało im się zasiać – Mam wrażenie, że Jiraya~san wysłał nas tu rok temu, a nie wczoraj.
- No... Trochę się porobiło – przyznała Aya.
- Oj tam przesadzacie. Mi się dobrze walczyło – uśmiechnęła się od ucha do ucha Vitsumi. Zakończyła swoją kontrolę ducha. Kamaitachi przeszedł po jej ramionach i wtulił się łebkiem w policzek czerwonowłosej. Mruknął radośnie będąc szczęśliwym, iż może pomagać swojej szamance.
- Co to za oczy? - zapytał nagle Ren. Każdy spojrzał na niego, po czym przesunęli wzrok na Itachi'ego. Brunet przeczesał palcami włosy.
- Eh... Jednak się wydało... – westchnął ciężko. Nie miał ochoty pokazywać komukolwiek swoich umiejętności, a już na pewno nie na takim forum. – To Sharingan...
- Oczy demona – przerwała mu Morri – Kiedyś coś o tym słyszałam. No to nie dziwne, że widzisz duchy...
- Nie tylko. Te oczy mają dużo zastosowań, ale już ich nie używamy. Kiedyś, kiedy jeszcze mój klan brał udział w walkach, były niezwykle przydatne. Teraz jednak jako policjanci łapiący jedynie ludzi, nie używamy ich – wzruszył ramionami.
- No aż się wierzyć nie chce, że coś takiego się marnuje - brunetka potrząsnęła z niedowierzaniem głową.
- Gdzie poszła Kitsune? - nagle obok Morri zmaterializowała się Eve.
Przyjaciele rozejrzeli się dookoła. Rzeczywiście, brakowało Kenami.
- Pewnie poszła upewnić się co z wujkiem – uśmiechnęła się lekko Vitsumi.
- A no tak, to jakiś boss w klanie, nie? - Hao podszedł do ukochanej. Mimo że był świadomy nieśmiertelności Ayi, zawsze się o nią martwił i sprawdzał, czy coś jej się nie stało.
- No głównym bossem nie jest, ale to jedna z ważniejszych osób w klanie – Yumenai pogłaskała Kamaitachi po grzbiecie.
- Szczerze mówiąc nie myślałem, że to tak poważnie wygląda. Ten cały konflikt... – Tao rozejrzał się po placu boju. Przez jego tułów przeszły ciarki. Mimo iż nie był typem tchórza, wolał w tej chwili nie stać tu – pomiędzy trupami żołnierzy, a nieprzytomnymi nastolatkami.
- No... Takie wykorzystywanie ludzi jest naprawdę bezduszne. Co by się z nami stało, gdyby nie to że jesteśmy szamanami? - szepnęła Aya sama do siebie.
- To samo co się stało z Kenami – wyjaśniła Vitsumi. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Każdy myślał o tym samym chociaż w różny sposób. Itachi po zastanowieniu się podszedł wyswobodzić brata oraz jego przyjaciół.
- Tak właściwie dlaczego klan Kitsune zrobił królikiem laboratoryjnym jednego z dziedziców? - zapytał na głos Ren.
- A kto to wie? Oni są nienormalni. Myślę, że się nie zastanawiali nad tym kogo tną na stole. Po prostu była w nieodpowiednim miejsc o nieodpowiednim czasie – zadumała się Yumenai. Sama do końca nie wiedziała jak to się stało, że Kenami z drugiej w kolejce do władzy w klanie, stała się poszukiwanym zdrajcą – Po prostu pewnego dnia zniknęła. Akurat wyjechałam na tydzień do mojej babci, a kiedy wróciłam jej nie było w domu. Nie było jej przez trzy lata. A kiedy wróciła...
Czerwonowłosa urwała. Patrzyła w niebo z dziwnie błyszczącymi oczyma. Miała bardzo zamyślony wyraz twarzy. Wyglądała jakby w tej chwili cierpiała. Aya podeszła do Vitsumi i nawet nieświadoma swojego gestu położyła rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się ciepło chcąc pocieszyć zielonooką.
- Eh, zwiał... - mruknęła Kenami. Znikąd pojawiła się tuż obok Ren'a. Przestraszony chłopak podskoczył. Zażenowany swoim zachowaniem nieco poczerwieniał i odsunął się w cień.
- Nie złapałaś go? - zdziwiła się Vitsumi. Szybko otrząsnęła się z melancholijnego nastroju.
- Nie... Nie ma go w helikopterze ani nigdzie wokół... Jestem zbyt wyczerpana, żeby go szukać – Kitsune osunęła się na trawę. Usiadła „po turecku” i oparła łokcie na kolanach. Jej humor również odwrócił się o 180 stopni. Z wrednej, brutalnej i agresywnej wojowniczki znów stała się tą samą miłą i beztroską nastolatką.
Nagle w jej czoło uderzył nóż odwrócony trzonem, tak aby nie zrobić jej krzywdy, ale ją uderzyć. Kenami jęknęła boleśnie. Spojrzała z wyrzutem na Vitsumi. Ta aż wrzała ze zdenerwowania.
- Telepiemy się tyle drogi... Poruszamy niebo i ziemię, żeby go złapać... A ty mu dajesz uciec? - Yumenai założyła ręce na piersi. Patrzyła na szatynkę z pulsującą żyłką na czole.
- Oj Onee~chan, Onee~chan... - Kitsune pokręciła z politowaniem głową – Wiem, że masz wadę wzroku, ale żebyś była aż takim krótkowidzem?
Każdy spojrzał na zielonooką pytająco.
- Po co mi zabijać Masao? W tej chwili nie przynosi mi to żadnych korzyści. Wystarczy, że pokonaliśmy oddziały elitarnych żołnierzy i zgładziliśmy trzy Zdziśki. Klan zobaczył, że jesteśmy silni i mam nadzieję, że chociaż trochę się przestraszą. A dzięki chipowi, który mu podrzuciłam, jest możliwe, że w końcu dotrę do samego Kitsune Hidoi – uśmiechnęła się uszczęśliwiona.
- Zdziśki? - szepnął Ren, który nadal stał w cieniu – Masz na myśli te potwory z kłami i pancerzem zamiast skóry?
- No... To akurat Vitsumi nazwała je Zdziśkami – szatynka wyszczerzyła wszystkie swoje ząbki.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale może macie jeszcze trochę tego leku, który obudziłby mojego brata? - Itachi zabrał głos w dyskusji.
Zielonooka westchnęła głośno. Wstała z podłoża. Podeszła do bruneta. Wyjęła z jednej z kabur strzykawkę i lek. Wykonała wszystkie czynności, które potrzebne były do aplikacji płynu.
- To twój brat? - wtrąciła w międzyczasie.
- Tak, Uchiha Sasuke – wyjaśnił spokojnie.
- Twój klan jest znany z tego, że większość jego członków to policjanci, prawda? - zagadnęła.
- No tak, nie da się tego ukryć... - Uchiha patrzył na dziewczynę z nieco niepewną minął. Wyczuwał, iż pytania Kenami nie są bezcelowe. Patrzyła mu prosto w oczy z poważnym wyrazem twarzy.
- Posłuchaj, muszę ci teraz zadać jedno bardzo ważne pytanie... Czy twój klan, sempai, współpracuje z klanem Kitsune? - szatynka podniosła jedną brew czekając na odpowiedź.
- Z tego co wiem to nie. Jesteśmy niezależną jednostką – czarnooki zwrócił uwagę na budzącego się właśnie brata.
- To wspaniale! - szatynka aż klasnęła w dłonie z zachwytu. Można by dostrzec dookoła niej rozkwitające kwiatki „moe” – Od dzisiaj klan Uchiha podlega mnie!
- Huh? - każdy spojrzał po sobie niepewnie. Nie do końca rozumieli co Kenami miała na myśli, ale wśród nich trwała nadzieja, że miała pomysł jak wybrnąć z tej sytuacji.
Asakura
siedział na dachu schroniska, głęboko wciągając świeże,
poranne powietrze do płuc. Po całej walce jaką stoczyli, Uchiha
nawet nie zdążył zadzwonić do swojej rodziny. Pod szkołę
podjechała specjalna jednostka antyterrorystyczna. Okazało się że
klan Kitsune już uruchomił swoją maszynę sznurków
rozpościerających się po całej Japonii. Cały incydent został
uznany jako atak nieznanych terrorystów, a wszelkie oznaki
jakichkolwiek działań klanu Kitsune, zostały zatuszowane. Również
Kenami, Vitsumi i Ren ulotnili się z pola walki i na własną rękę
ruszyły do Akademii Akumine, jako osoby, których nie miało tam
być. Resztę przytomnych uczniów wysłano do noclegowni w
najbliższej miejscowości, obiecując ich rychły powrót do miejsca
zamieszkania.
Hao nie mógł zasnąć, więc ostrożnie wymknął się z pokoju dzielonego z chłopakami i podziwiał wschód słońca siedząc spokojnie na dachu. Tuż obok niego zmaterializował się Duch Ognia. Był już w ludzkiej postaci, co ułatwiało rozpoznanie jego poważnego wyrazu twarzy.
- Hao~san - szepnęła w końcu zjawa. Asakura spojrzał na swojego stróża. Zmarszczył nieco brwi.
Hao nie mógł zasnąć, więc ostrożnie wymknął się z pokoju dzielonego z chłopakami i podziwiał wschód słońca siedząc spokojnie na dachu. Tuż obok niego zmaterializował się Duch Ognia. Był już w ludzkiej postaci, co ułatwiało rozpoznanie jego poważnego wyrazu twarzy.
- Hao~san - szepnęła w końcu zjawa. Asakura spojrzał na swojego stróża. Zmarszczył nieco brwi.
- Tak?
Coś się stało? No oprócz tego, co się stało wczoraj... -
długowłosy westchnął ciężko. Obrazy masakry przewijały się
przez jego głowę. Miał wrażenie, że już kiedyś widział coś
podobnego. Tyle trupów i śmierci wokół... Pewnie te uczucia
pozostały z jego „życia przed życiem”, kiedy to Zeke panował
nad ciałem Hao.
- Ta dziewczyna... Kitsune Kenami – zaczął Duch Ognia. Parzył w dal, ale powoli przenosił wzrok na swojego szamana – Wcześniej miałem wątpliwości, ale teraz już jestem pewien. Znałem ją wcześniej.
- Huh? Co masz na myśli? - Hao nie ukrywał swojego zdziwienia.
- Pamiętam ją z czasów, kiedy jeszcze to Zeke panował nad twoim ciałem.
Źrenice Asakury rozszerzyły się. Z szczerą uwagą zaczął wsłuchiwać się w opowieść swojego Stróża.
- Ta dziewczyna... Kitsune Kenami – zaczął Duch Ognia. Parzył w dal, ale powoli przenosił wzrok na swojego szamana – Wcześniej miałem wątpliwości, ale teraz już jestem pewien. Znałem ją wcześniej.
- Huh? Co masz na myśli? - Hao nie ukrywał swojego zdziwienia.
- Pamiętam ją z czasów, kiedy jeszcze to Zeke panował nad twoim ciałem.
Źrenice Asakury rozszerzyły się. Z szczerą uwagą zaczął wsłuchiwać się w opowieść swojego Stróża.
Jest nareszcie rozdział i to jaki pasjonujący ^^ Z rozdziałów pełnych beztroski, gdzie największym kłopotem była nagana od nauczycieli, czy słaba ocena ze sprawdzianu, przenosimy się teraz do świata pełnego grozy, dziwacznych technologi, tajemnic i psychopatów - super! Brawa dla Ciebie Kenami ;D
OdpowiedzUsuńDalej nie rozumiem, jak rodzina Kitsune, mogła tak potraktować szatynkę >.< Na serio muszą mieć nierówno pod sufitem. Niech sami na sobie robią jakieś pokręcone doświadczenia. Nawet nie wiesz, jak mnie to zdenerwowało. Trzeba było złapać tego wujka w sidła Ducha Ognia i go spalić na popiół, a potem jeszcze przydeptać xD
Po dokładnych i pełnych napięcia opisach walki, wnioskuję, że jesteś wreszcie w swoim żywiole i powracamy tym sposobem na stare śmieci -walki, walki, walki! Miło, że Itachi też będzie brał w nich udział - mimo że w "Naruto" strasznie mnie irytował. U Ciebie jest taki... inny, na pewno lepszy.
Ogniki też mi się w oczach pokazały, jak zobaczyłam przed swoimi oczyma Ducha Ognia. Bardzo dobrze, że jest w stanie dalej zamieniać się w takiego potwora jakim był, bo czerwonowłosy mężczyzna u boku Hao nie za bardzo mnie przekonuje -,- Mam po prostu zbyt silną słabość do oryginalnego anime. Już samo pogodzenie się z faktem, że Hao nie gania w swojej boskiej pelerynce, było niezwykle ciężkie dla mojej osoby.
Kenami... ciekawe co też takiego kombinuje. Niby nie chciała zabijać teraz tego swojego wujka, bo sama powiedziała, że nie jest jej to teraz potrzebne, ale... pamiętam jak mówiła słowa "Niszcz albo zostaniesz zniszczony". Ta dziewczyna jest pełna sprzeczności, ciężko mi za nią nadążyć. Może właśnie dlatego ją tak uwielbiam i nie zależnie od tego jak wielką miłością darzę Hao, już od pierwszego zobaczenia go w anime, to i tak Kenami wysuwa się u mnie na prowadzenie.
Ubolewam nad tym, że nie ma Yoh i Anny - zgadzam się z resztą - nie powinnaś była o nich zapominać. Wierzę jednak, że naprawisz swój błąd i to już przy najbliższej okazji ^^
Opening nowy jest wprost idealny *.* Nie jestem w stanie stwierdzić jednak czy lepszy, czy gorszy od poprzedniego, ponieważ jak mówiłam - wkraczamy w inne rozdziały, w taki jakby drugi tom tej samej historii. Tamten opening był wesoły, zabawny i pogodny - idealny jak na minione wydarzenia. Obecny jest pełen zacięcia, dynamiki i trochę jakby grozy, zachęca do walki - idealny na teraz. Rozumiesz chyba, że nie da się tego porównać. Tak czy siak wykonałaś kawał dobrej, zapewne ciężkiej, ale bardzo owocnej i opłacalnej roboty.
Jestem zła, że przerwałaś w takiej właśnie chwili. Bardzo intryguje mnie ta opowieść Ducha Ognia. Z szybko walącym sercem, chciałam przejść do następnej linijki, aby się dowiedzieć co ten duch chce powiedzieć... a tu końcowe dialogi >.< Nie wytrzymam zbyt długo z tej ciekawości. Pisz szybko i mam wielką nadzieję, że zrobisz go jeszcze w lipcu i nie mam tu na myśli 31, a na przykład 23, czy coś w tych okolicach.
Co do Twojego pytania w poprzednim rozdziale, czy nie chcielibyśmy wznowienia historii Kate i Rena - ja jestem jak najbardziej za *.* Teraz jesteś już starsza i masz ulepszony warsztat pisarski, więc na pewno historia - jeśli ją wznowisz - okaże się cudowna ;D
Poza tym trzymam kciuki za prawo jazdy, możesz liczyć na moje wsparcie ^^
Do następnego Kenami i reszto kompanii ^^ Uwielbiam was wszystkich ;D
Przyznaję, że pomyślałam iż zapomniałaś o mnie i smutałam że nie było komentarza od Ciebie. Jednak skoro pamiętasz to chyba nie ma się co przejmować :) Wybaczam ;p
OdpowiedzUsuńSię dzieje... normalnie zwrot o 180 stopni. To taki inne czytać opowiadania dotyczące szamanów, w którym właściwie główną bronią nie są duchy (do czego chyba wszyscy przywykli)
Najśmieszniejsze jest to, że czytając tą notkę caalutki czas słuchałam piosenki Snoop Lion- no guns ( zakochałam się normalnie w niej <3) o ironio ;P
wszystko wygląda jak film akcji połączony z Godzillą ;p Zdziśki- nazwa godna nie ma co :D Takie kochane misie-zdzisie x) i chodzą po lesie i robią raaaar... dobra wystarczy ^^
co do wznowienia historii to świetny pomysł ale obawiam się, że może Ci zabraknąć czasu na tego blog a tego ci nie wybaczę!
Zapraszam do siebie na 7 część:)
Kupe czasu ci zajmuje dojeżdżanie na to prawko wiesz? Ale jak przeczytałam, że z Bielska to zrodziło mi się w głowie pytanie czy aż z Bielska- Białej, ale to niemożliwe xd W każdym razie trzymam kciuki za ciebie i daj znać jak ci tam idzie to prawko :D Ja na szczęście zdałam i sobie jeżdżę jak muszę ;P Mimo wszystko wole autobusy ;P
Buziaki ;*:*:* Trzymaj się ;)
Yay, koniec walki! (przynajmniej na razie) A cieszę się nie dlatego, że czegoś w walkach nie lubię, ale zawsze to lepiej wiedzieć, że nikomu nic się nie stało :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, co też takiego opowie Duch Ognia, ale zaczekam cierpliwie :D
Nadrobiłam Naruto! (wszystkie nie-fillery, a część odcinków mniej lub bardziej przewijałam) I teraz nareszcie wiem, kto jest kim :D
Powodzenia z prawem jazdy!
no właśnie! gdzie Yohś i Anna? ja też strzelam focha!
OdpowiedzUsuńa jeśli chodzi o ten rozdział... ech, co ja mogłabym powiedzieć...? ja rozumiem, że Kenami doświadczyła wielkiej krzywdy od swojego klanu, ale no... po prostu nie lubię takiej przemocy... gomen, ale chyba nie będę już umiała patrzeć na te dziewczyny tak, jak przedtem... a już tym bardziej po tym, co wypalił Duch OgniaO.o kurczak no, że też musiał podzielić się tym tylko z Hao== a my, czytelnicy, to niby co? foch! możesz się szykować na mokrą kąpiel, Duchu Ognia>D a tak poza tym to też się cieszę, że SoF jest znowu czerwonawym stworkiem^^ no proszę Cię, jakiś facet zamiast niego? to już nie to samo... nie można się śmiać z jego różuXD
ale fajnie, że magiczne zdolnościXD Itachiego też wyszły na jaw;) przynajmniej wszyscy współlokatorzy już wszystko o sobie wiedzą;) (pewnie PRAWIE wszystko, no ale cóż^^') myślę, że to dosyć sprawiedliwe;)
i ta troska Itachiego o braciszka...:3 nie sądziłam, że będę się rozpływać nad postaciami z TEGO anime, ale braciszkowie zawsze stanowią u mnie wyjątek:3
rozdział się podobał:) przemoc i brutalność niekoniecznie, ale chyba za bardzo lubię Twoje dzieła, żeby mi się mogło nie podobać;D
buziaczki i czekam na next:)
przy okazji... taka czcionka to specjalnie czy samowolka bloggera? bo trochę źle się czytało...
i powodzenia na prawku:D pamiętaj, prawdziwi kierowcy zdają za czwartym razemXD choć oczywiście życzę Ci zdania za pierwszym;D
A z nami tą opowiastką się nie podzielił. Nie powiadomiłaś mnie, ale wybaczam, bo nie miałaś jak, ale planuje coś wreszcie napisać, powiem tyle że w tym będzie pewien egzorcysta ;p. Praca i praca, sama rozumiesz?
OdpowiedzUsuń