poniedziałek, 30 września 2013

Odcinek 21: Pierwszy ruch! (TRAILER)

              Kenami wstała w sobotę wcześniej. Usiadła na łóżku i jak najciszej, żeby nie pobudzić innych włączyła swojego laptopa. Podłączyła do niego jeszcze kilka urządzeń. Zaczęła „pracować”. Nie odrywając wzroku od ekranu coraz szybciej wciskała klawisze na klawiaturze.
- Kenami, zlituj się... - Vitsumi podniosła głowę z poduszki. Spojrzała leniwie na zegarek – Jest dopiero po piątej, a ty już nas budzisz... Idź sobie gdzieś indziej walić w tego laptopa...
Kitsune westchnęła ciężko. Zamknęła klapę od komputera. Zebrała swój sprzęt do plecaka. Ubrała się pośpiesznie w dżinsy oraz T-shirt we fioletowo-czarne paski. Czym prędzej wyszła z pokoju. Uśmiechnęła się lekko, po czym ruszyła w stronę drzwi wyjściowych.
- Wczesny z ciebie ptaszek, Kitsune~chan – Kakashi wyjrzał zza książki.
- Tak. Szkoda by było wolny od zajęć dzień zaprzepaszczać ją na spanie... – zaśmiała się wesoło zielonooka. Miała już wyminąć biurko szarowłosego, kiedy ten nerwowo ruszył się na krześle.
- Kitsume~chan! Czekaj! - wstał i wyjął białą, grubą kopertę z szuflady. Podał jej paczkę – To dla ciebie. Wybacz, wczoraj zapomniałem ci ją przekazać...
Kenami nie słuchała już wywodu mężczyzny. Rozerwała brzeg podarunku. Wysunęła ze środka kasetę VHS z napisem „OBIEKT 136”. Zmarszczyła brwi.
- Czy na terenie szkoły są dostępne magnetowidy? - zapytała poważnym tonem.
- Z tego co wiem taki sprzęt jest dostępny chyba w bibliotece, al... - stróż nie widział sensu dokańczania swojego zdania. Dziewczyna już wyszła, zostawiając po sobie jedynie groźne przeczucie nadchodzącego niebezpieczeństwa.



~*~*~*~

Kenami: Macie wszyscy prawo mnie zabić, ale to dopiero tyle ^^" Resztę notki wstawie już w październiku, ale chciałam udowodnić, że żyje :D Dziękuję, że się o mnie martwicie i czekacie na nowy odcinek :) Szczególnie Yukari... GOmene, że zawodze D: Ale nie wiedziałam, że w klasie maturalnej aż takie zaginienie w nauce @_@ 
Po za tym pisałam ten rozdział już 4 razy i 4 razy mi isę nie podobał wieć go usuwałam XD Po prostu chce napisać go perfekcyjnie, żeby historia była jak najlepsza. Nie chce tego zniszczyć ^^" Myśle, ze sami wolicie poczytać coś dobrego i poczekać dłużej niż dostać ochłapy pisane na szybko ;) 
Rozdział dokończony i sprawdzonywrzuce do końca tygodnia, to wtedy skrobnę trochę więcej co u mnie i reszty ferajny. Idę teraz powtarzać wirusy i baterie ~
Ja ne!

wtorek, 3 września 2013

Witam Was wszystkich kochani czytelnicy! 
Dobra, dziś tak oficjalnie, ale co tu dużo mówić... Mam dziś nie małe święto, bo to pierwszy roczek tego bloga! A widząc po częstotliwości notek, to jeszcze moje dzieci będą się pytać: "Mamo! Kiedy napiszesz nowy odcinek!?" ^^"
No ale może zacznę od zalet, a nie od wad... No cóż, przez ten rok napisałam 20 odcinków. Myślę, że nie jest do ani zbyt mało ani zbyt dużo... Tak, normalnie ^^" Dobra pocieszam się, bo nie wychodzą nawet dwa rozdziały na miesiąc, ale co ja poradzę? Q_Q Uważam, że jak nie mam czasu bądź chęci do pisania, to lepiej chwilę odsapnąć i opublikować coś poważnego, a nie ochłapy pisane na "pół gwizdka" (nigdy nie rozumiałam tego zwrotu o.O). Blog doczekał się również dwóch openingów i jednego endingu (drugi w drodze ^^" miejmy nadzieję, że z tym rozkładem co mam, to zrobię go do świąt ._.). Z tego akurat jestem dumna jak z mało czego. Wiem, jestem skromna i w ogóle, ale no cóż zrobić ^^
Od Was moi kochani otrzymałam w zamian 180 komentarzy, które zawsze podnoszą mnie na duchu i poprawiają humor! Arigato, mina! ~ ♥
Oczywiście dziękuję również czytelnikom, którzy nie pozostawiają komentarzy. Oczywiście bez Was wszystkich, ta historia nie miałaby racji bytu. 
Mam nadzieję, że moje opowiadanie nie jest takie najgorsze, a fabuła Was zaciekawiła i czekacie na rozwinięcie, bo uwierzcie - pomysłów mam jeszcze mnóstwo! Co najmniej na 5 lat ^^"
Dziś krótko. 
Wiadomo zaczyna się szkoła i chociaż jeszcze nic nie zadają (znaczy na następny tydzień mam już zapowiedziane 2 sprawdziany... WITAMY PANIĄ T.!), to klasa maturalna teraz i... I kolejny rozdział przewiduję na ten weekend, ewentualnie następny bo 13 września moja siostra ma wesele! ^^
Ale odcinek 21 już się tworzy! ^^
Dziękuję, że wszyscy jesteście ze mną!
Suki yo, mina! ~ ♥

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Odcinek 20: Debil tenisowy!

Niebo pokryte było biało-szatymi, puchatymi chmurkami, które co jakiś czas przysłaniały lśniące słońce. Wiatr wiał leciutko, nieznacznie podnosząc kosmyki włosów idącej przez plac dziewczynie. Białowłosa patrzyła posępnie na mijane przez siebie kostki chodnikowe. Jej czarne pasemko z prawej strony głowy, mieszało się z resztą włosów, podczas bajecznego tańca niesfornych kosmyków. Szła zamyślona. Ubrana w mundurek, w jednej ręce dzierżyła torbę sportową i rakietę od tenisa, a w drugiej mocno ściskała zerwany z tablicy ogłoszeniowej plakat. Stanęła i spojrzała ponownie na kartkę. Westchnęła głośno. Pobiegła w stronę wejścia do szkoły.




~*~OPENING~*~




Kenami szła korytarzem z nieco ponurym wyrazem twarzy. Wczoraj dostała niesamowity opieprz od przyjaciół. Nasłuchało jej się o niespodziewanych zniknięciach... Miała teraz jakieś dziwne poczucie winy, że zmartwiła bliskie jej osoby. Było już po lekcjach i wszyscy uczniowie wybiegali na podwórko, aby korzystać z przyjemnej pogody.
- Ej, a ty gdzie się wybierasz? - do szatynki podbiegła Aya. Objęła ją ramieniem, uśmiechając się od ucha.
- Jak to gdzie? Mam zajęcia dodatkowe. Dawno nie pokazywałam się w klubie technicznym… - szatynka westchnęła ciężko – Pewnie już o mnie zapomnieli…
- Nawet jeśli, to muszą sobie przypomnieć trochę później.
Przecież dzisiaj idziemy do dyrektoa na dywanik! - zaśmiała się Aya – Nie pamiętasz?
- Przecież mnie nawet wczoraj w szkole nie było... - westchnęła ciężko Kenami – Co ja mogłam złego zrobić?
- A nie pomyślałaś, że to właśnie o to zniknięcie chodzi? - Vitsumi pojawiła się obok przyjaciółek. Przesunęła otwartą dłonią po brązowych włosach Kitsune.
- Ał! No już przepraszałam, ile można?! - krzyknęła zielonooka.
- Całą wieczność – prychnęła Yumenai.
- Oj, już nie kłóćcie się – poprosił Yoh, który jak zawsze próbował załagodzić wszelkie spory. Nie chciał, aby w jego paczce ktokolwiek żył w niezgodzie. - Nie wiemy o co jeszcze chodzi. Przekonamy się jak już porozmawiamy z Jirayą.
- Właśnie! - Morri wyszczerzyła swoje ząbki – Aby to raz ten staruch nas wzywa bez powodu?
- Nie mów tak o Jirayi~sama! - koło nastolatków stanął Itachi – To nasz nauczyciel i dyrektor, należy mu się trochę szacunku!
- A ja jestem boginią dem... - zaczęła gotować się brunetka, ale w jej otwarte usta została wrzucona garść M&M'sów,
- Jedz i nie krzycz tak na całą szkołę – grzecznie poprosił Hao, głaszcząc ukochaną po włosach.
- Właśnie, to że już nasi drodzy lokatorzy wiedzą, o naszych szamańskich zapędach, nie znaczy to, że cała szkoła ma wiedzieć – pouczył przyjaciółkę Ren.
- Już dobra... Zrozumiałam – Aya pokręciła głową z politowaniem.
- Już wszyscy się zebrali? - Uchiha popatrzył po znajomych. Cała ósemka cała przed gabinetem. Chociaż zaraz mieli mieć pogawędkę z dyrektorem, nie wydawali się być zbyt przejęci, a bynajmniej już na pewno nie tym spotkaniem.
              Itachi kulturalnie zapukał w drzwi.
- Po co ten cyrk? - zapytała Morri, bez żadnych manier wyprzedzając bruneta i wchodząc do pokoju – Ohayo! Jiraya~sensei!
- Jak już pukacie, to czekajcie na odpowiedź! - mężczyzna spojrzał z politowaniem na dziewczynę. Siedział w swoim fotelu z laptopem i stertą papierów dookoła.
- Gomenasai, Jiraya~sama! - Uchiha ukłonił się nisko nauczycielowi.
Cała gromadka weszła na czerwony dywan białowłosego. Patrzyli na niego różnymi oczami – nie chodzi tylko o kolor, ale również nastawienie.
Jiraya uśmiechnął się. Od dawna obserwował te dzieciaki i już troszkę znał każdego z nich. Spojrzał w oczy Morri, które jak zwykle były przepełnione energią i błyszczącymi iskrami. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
- Witam moich ukochanych uczniów. Tak, wyprzedzając wasze pytanie, mówiłem do was... - dyrektor widział ich szok w oczach – Zebraliśmy się tu po to...
- Aby połączyć świętym więzłem małżeńskim... - zaczęła dokańczać brunetka, ale zamilkła czując na sobie wzrok innych.
- Widzę Morri, że humorek dopisuje. A ty Kitsune jak się czujesz? - mężczyzna spojrzał na szatynkę przenikająco. Wiercił dziurę w jej brzuchu wzrokiem,
- Dobrze, dziękuję – Kenami uśmiechnęła się rozkosznie.
- Tak? A słyszałem, że wczoraj byłaś chora... - Jiraya podniósł jedną brew.
- A no tak... - szatynka podrapała się z zakłopotaniem po głowie – Ja... Ja tak jednodniowo zaniemogłam...
- A masz zwolnienie od pielęgniarki?
- Nie...
- Ha! Czyli ucieczka! - krzyknął roześmiany białowłosy.
- Nie! - wrzasnęła cała reszta.
- To nie tak, jak pan myśli...! - zaczęła wyjaśniać Aya.
- Kenami naprawdę źle się czuła! - zawtórował jej Yoh.
- Nie chcieliśmy ją z gorączką wynosić do pielęgniarki – Ren niespodziewanie wyciągnął swoją pomocną dłoń.
- Więc dlaczego nie zgłosiliście tego Kakashi'emu? - Jiraya zlustrował przyjaciół stojących przed nim. Miał ich w szeregu, gotowych do odstrzały nauczyciela – Czyż to nie jest tak, że ona uciekła a wy ją kryjecie?
- No pan raczy żartować! - Kyoyama podniosła dumnie głowę – Jestem zbyt dumną osobą, żeby kłamać!
- Właśnie, przecież nie zmówilibyśmy się całą ósemką! Jaki w tym sens? - Vitsumi podniosła wysoko głowę – Co bym miała za pomoc tamu kmiotowi?
- No w sumie pomogliśmy jej, przecież całe popołudnie zajmowaliśmy się nią – wtrącił Yoh, chcąc jakoś wytłumaczyć dzisiejszy doskonały stan Kitsune.
- Po za tym, no nam możesz nie ufać, bo przeskrobaliśmy to i owo... - zaczęła Aya ze wzrokiem zbitego kotka – Ale jemu nie ufasz? Swojej, że tak powiem, prawej ręce?
Morri, mocno popchnęła Itachi;ego, który był zmuszony oprzeć się o biurko. Spojrzał prosto w oczy Jirayi.
- No właśnie Uchiha~kun... Ty byś mnie nie okłamał, prawda? - wzrok białowłosego zetknął się z czarnymi tęczówkami bruneta, które w blasku słońca miały oliwkowy odcień.
Chłopak drgnął niepewnie. Dla swojego dyrektora był wierny i nie chciał tego zmieniać. Z drugiej jednak strony... Jeszcze nigdy nie miał takich przyjaciół. Szczególnie, że mają oni coś wspólnego z duchami i demonami, jak niegdyś jego klan. Nie chciał ich zawieść. Może i zdawał się być niekiedy chamski i ordynarny wobec młodszych kolegów, ale to w żaden sposób nie było przełożeniem jego prawdziwych uczuć.
Itachi wyprostował się dumnie.
- Przysięgam, że wczorajszego dnia, Kitsune~san źle się czuła i dlatego nie mogła uczestniczyć w zajęciach – powiedział bardzo poważnie z dumą wypisaną na twarzy.
Jiraya uśiechnął się chytrze.
- No, tobie mogę uwierzyć – mężczyzna rozsiadł się wygodnie na skórzanym krześle. Uczniowie odetchnęli z ulgą – Ale to pierwszy taki przypadek. Następnym razem za nieusprawiedliwioną nieobecność, będzie surowa kara. Zrozumiano?
- Hai! - krzyknęli chórem.
- A nie chcecie przypadkiem ze mną o czymś porozmawiać? - białowłosy zaczął nieco inny temat – Na przykład... Nie chcecie podzielić się ze mną wrażeniami z soboty?
- Było bardzo... Ciekawie – krótko wyjaśnił długowłosy.
- Widzę, że nie jesteście zbyt rozmowni.. To nic. Nie będę was już dłużej przetrzymywać. Idźcie do akademika i pouczcie się trochę na jutro... To też tyczy się ciebie Morri.
- Co znowu ja?! - zagotowała się brunetka.
- Nic. Pani od chemii się skarżyła, że coś jej wyżarło fiolki... Byłbym zobowiązany, jakbyś przestała robić trujące substancje na lekcjach – nauczyciel spojrzał z pożałowaniem na błękitnooką.
- Postaram się... Ale nie obiecuje – Aya wyszczerzyła ząbki.
- Dlaczego mnie to nie dziwi... No! Idźcie już! - Jiraya machnął ręką na uczniów.
- Hai! Do widzenia! - nastolatkowie pożegnali się z nauczycielem, po czym w obawie na dalsze pytania szybko uciekli z gabinetu.
           Białowłosy uśmiechnął się drwiąco. Wstał zza biurka. Podszedł do jednej z półek przy ścianie, na której stał ekspres do kawy. Zaparzył sobie czarnego napoju, po czym wrócił do swojego ukochanego miejsca na fotelu. Odwrócił się przodem do wielkiego okna, ukazującego dziedziniec.
- W co ty pogrywasz? - na kanapie siedział Kakashi. Rozłożył się wygodnie, aby móc dać odpocząć zmęczonemu ciału.
- Od kiedy to się do gabinetu pracodawcy wchodzi bez pukania? - zaśmiał się starszy mężczyzna.
- Oh, wybacz, Jiraya~sama – szarowłosy wstał i ukłonił się nisko – Więc w co ty pogrywasz?
- W nic takiego... Po prostu dbam o swoich uczniów – uśmiechnął się szeroko białowłosy.
- Przecież wiesz dokładnie, że to nie są zwykli uczniowie, po co ten cały cyrk? Te przesłuchania...
- Bo ty, mój kochany przyjacielu, patrzysz bardzo krótkowzrocznie – białowłsoy wziął duży łyk kawy.
- Więc nie zamierzasz pomóc im z klanem Kitsune? - Kakashi podniósł jedną brew. Znał mężczyznę od małego, ale często nie rozumiał co mu się w głowie roi.
- Nie to, że nie zamierzam pomóc! Po prostu chcę sprawdzić na ile są gotowi. Oni jeszcze nie wiedzą, co ich czeka w niedalekiej przyszłości. Jeśli nie zdołają pokonać Kuroi Kitsune... Nie mają co liczyć na długie życie – uśmiechnął się od ucha do ucha Jiraya – Ale ktoś taki jak Morri Aya, który zdołał podporządkować sobie świat demonów, na pewno poradzi sobie ze zwykłymi ludźmi.
- Masz racje. Kto by pomyślał, że w naszym skromnym Akumine zawitają takie gwiazdy jak synowie Asakurów, czy Kyoyama – szarowłosy wstał z kanapy. Podszedł do biurka pracodawcy.
- A ty przyszedłeś tutaj porozmawiać o naszych ukochanych szamanach, czy w jakiejś innej sprawie? - Jiraya spojrzał na młodszego znad brzegu kubka.
- Czy... - Kakashi lekko poczerwieniał na twarzy, chociaż połowę jego buzi zakrywał golf – Czy... Czy napisałeś już kolejny rozdział?
- Eh... - dyrektor westchnął ciężko. Kliknął coś na laptopie, a z drukarki stojącej obok zaczęły wylatywać kartki. Szarowłosy łapał je, po czym cały podniecony przytulił arkusze do piersi.
- Arigato Jiraya~sama! - Hatake wybiegł z gabinetu, aby zaszyć się za swoje biurko w akademiku i móc poddawać się rozkoszy lektury.
Dyrektor tylko pomachał głową z politowaniem. Spojrzał na słońce przebijające się przez chmury.
- Wiem, Uchiha~kun, że mnie okłamałeś, ale to dobrze. W końcu znalazłeś sobie przyjaciół. Razem jesteście o wiele silniejsi...
              Itachi klęczał przy jednej ze ścian na szkolnym korytarzu. Rytmicznie uderzał głową o ścianę. W końcu między jego czołem a betonem wylądowała ręka Yoh.
- Bo sobie czaszkę rozbijesz – zaśmiał się młodszy Asakura.
- Okłamałem Jirayę~sama... Okłamałem Jirayę~sama... Przez ciebie! - krzyknął brunet, pokazując palcem na Ayę.
- Co przeze mnie?! Ratowałam nam wszystkim skórę! Dyrektor raczej nie byłby zadowolony, jeśli dowiedziałby się prawdy... - Morri starała znaleźć cokolwiek na swoją obronę.
- Wybacz Uchiha~sempai... Za moje wybryki płacicie wszyscy... - westchnęła ciężko Kenami.
- Właśnie. Baka Imoto~chan! - czerwonowłosa skrzyżowała ręce na piersiach.
- E tam, nie jest jeszcze tak źle – uśmiechnął się Yoh. Pomógł wstać (a raczej siłą odciągnął od ściany) Itachi'emu.
- Wybaczcie, ale idę się uczyć – Hao dziarsko ruszył przed siebie.
- Eh... No ja chyba też – zrozpaczony Uchiha poszedł w jego ślady – Jakoś muszę zapomnieć o tym traumatycznym przeżyciu!
- Po co idziecie się uczyć? - zdziwiła się brunetka.
- Bo jesteśmy w szkole? A nauka to obowiązek każdego ucznia? - pouczył ją Itachi.
- I żeby nie rozwalić szkoły na chemii – upomniała przyjaciółkę Anna.
- Po za tym zaraz koniec semestru. W następnym tygodniu zaczynają się egzaminy, zapomniałaś? - starszy Asakura zlustrował ukochaną surowym wzrokiem.
- Przecież to tylko próbne... - dziewczyna machnęła lekceważąco ręką.
- Oh Aya... - Hao przejechał ręką po twarzy.
- Chłopaki mają rację, też idę się pouczyć. Biblioteka będzie dobrym miejscem. Do zobaczenia później! - Vitsumi skręciła w jeden z bocznych korytarzy.
- Czekaj, idę z tobą! - Ren dogonił lokatorkę.
- Chodź Koteczku, zaraz zaczynają się zajęcia z łaciny – Anna złapała ukochanego za rękę i pociągnęła w sobie tylko znanym kierunku.
- Do zobaczenia później! - Yoh pomachał reszcie na pożegnanie.
- Eh, ja idę na boisko... Nie chce mi się uczyć – Morri w podskokach ruszyła w kierunku wyjścia ze szkoły. Nie słuchała nagannych krzyków Asakury, który chciał nawrócić dziewczynę na prawą drogę.
Uśmiechnięta od ucha do ucha biegła w stronę wielkich pól, które Akumine wykorzystywało jako boisko. Naprawdę szkoła miała wspaniałe wyposażenie, co niesamowicie cieszyło Ayę. Mogła korzystać do woli z bieżni i siłowni. Czasami nawet w nocy wymykała się z akademika, żeby się odprężyć cieleśnie.
Błękitnooka zauważyła stojącą na dziedzińcu białowłosą dziewczynę. Uśmiechnęła się promiennie.
- Ohayo, Yakuza~chan! - Morri podbiegła do nastolatki. Spojrzała na jej sportową torbę – Idziesz na trening?
- Ohayo... Nie. Znaczy tak. Znaczy... Miałam zacząć trenować, ale jakoś mi się odechciało... - westchnęła Yuki.
- Stało się coś? - Aya przechyliła głowę patrząc zaciekawiona na dziewczynę.
- Dostałam zaproszenie na turniej tenisowy – wyjaśniła nastolatka.
- To powinnaś trenować za dwóch! - brunetka wypięła dumnie pierś, niczym przewodnik duchowy koleżanki.
- Ale turniej polega na grze w parach... A ja nie mam z kim wystąpić. Każdy w kole ma już swoją parę, jestem ostatnia... - westchnęła Yakuza.
- Ja ci chętnie pomogę! - krzyknęła uradowana Aya.
- Co? - Yuki spojrzała zszokowana na koleżankę z klasy.
- No z chęcią będę twoją parą! - Morri objęła białowłosą ramieniem – Chodź idziemy na boisko tenisowe!
- Kort... - szepnęła cicho nastolatka.
- Co?
- Kort. Nie boisko tylko kort. W tenisa gra się na korcie – niebieskooka poprawiła niepewnie Ayę.
- Okey... A nie czekaj. Nie mam stroju... Spotkajmy się na boi...
- Korcie...
- ...sku za dwadzieścia minut, dobrze?
- No jasne! Ale.. Morri~san, jesteś pewna, że chcesz mi pomóc? To będzie wymagało dużo pracy, a przecież za chwilę egzaminy... Nie chce, żebyś prze ze mnie miała kłopoty... - Yuki niepewnie zaczęła ściskać pasek od sportowej torby.
- Nie bój się, mi zawalenie roku nie grozi! A z chęcią sobie pogram. Zaraz wracam! - Aya obróciła się napięcie. Sprintem pobiegła w stronę akademika. Jak oparzona wtargnęła do pokoju. Zaczęła grzebać w szafie. Wyciągnęła z niej sportowe spodenki i bluzkę. Związała niechlujnie włosy gumką i ruszyła w drogę powrotną. Musiała jeszcze załatwić sobie rakietę (co nie było trudne z jej znajomością z Sayuki~sensei) i już znalazła się na korcie. Zauważyła Yuki, która rozgrzewała się przed rozgrywką. Była ubrana jak zawodowa tenisistka. Daszek we włosach, polo, krótka spódniczka i tenisówki. W ręku droga, mosiężna rakieta. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok koleżanki z klasy. Pomachała jej przyjaźnie.
- Już jestem! - Morri wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- Jestem taka szczęśliwa, że chcesz mi pomóc! Jeśli wygram ten turniej, będę miała łatwiejszą drogę do dostania się na letni obóz tenisowy! Po za tym może dostane stypendium na studia...? - rozmarzyła się białowłosa.
- To dla mnie przyjemność! - Aya założyła sobie rakietę na ramiona.
- Więc zaczynamy trening! Nie ma na co czekać, zawody już w sobotę! Mamy tylko trzy dni, żeby się dotrzeć! - niebieskooka pobiegła na drugą stronę kortu.
- Yakuza~san?! Możesz mi powiedzieć tylko jedną rzecz? - zapytała brunetka. Podrzuciła rakietę do góry i złapała ją w jedną rękę. Mocno się zamachnęła robiąc obrót.
- Hai? - Yuki spojrzała na koleżankę z zaciekawieniem. Stała już po drugiej stronie siatki.
- Możesz mi wytłumaczyć zasady? Nigdy w to nie grałam... - Morri podrapała się z zakłopotaniem w głowę.
- Nigdy nie grałaś?! To już po moim stypendium... - Yuki przejechała ręką po twarzy.
- Nieprawda! Szybko się uczę! Do piątku będę już na twoim poziomie! - obiecała Aya kładąc rękę na sercu.
- Okey... Więc na tych zawodach będziemy grać w deblach – białowłosa podeszła do błękitnookiej. Zaczęła ją odpowiednio ustawiać – Żeby serwować musisz ustawić się bokiem. Z prawej ręki jest forhend, a z lewej bekhend. Serwis zawsze z powietrza i ma wejść w karo, po przekątnej na druga stronę tego samego kortu...
- Karo? - Aya przechyliła głowę w bok.
- Ten kwadracik przy siatce... - westchnęła białowłosa. Zaczęła ręką bawić się swoim czarnym pasemkiem, który w tej chwili był związany w warkocz. Zaczęła dalej tłumaczeć koleżance - Jedna para serwuje. Osoba serwująca zaczyna temat z prawej i serwuje na prawo w karo, a druga odbiera i stoi bliżej siatki. Po drugiej osoba z prawej odbiera. Zazwyczaj stoi się trochę za linią końcową, a druga stoi trochę dalej od siatki i bliżej korytarza deblowego. Główne założenie jest takie, że dwie osoby powinny byś w jednak linii czyli dwie z przodu dwie z tyłu.
- Okey... - Morri odetchnęła głęboko – Więc z początku mały meczyk między nami?
- Skoro czujesz się na siłach – Yakuza szybko pobiegła na drugą stronę kortu. Zaczęły grać. Trwało to kilkanaście minut i ku zdziwieniu Yuki, Aya radziła sobie całkiem nieźle.
- Masz talent – białowłosa zaśmiała się.
- No się wie! Ale ta rakieta jest dziwna... Muszę sobie kupić własną... - błękitnooka dokładnie obejrzała swój sprzęt.
- Ja mam swój skarb! Dostałam ją na urodziny... Yonex Ezone Xi Rally! Najlepsza rakieta na rynku! Kocham moich rodziców! - Yakuza ściskała narzędzie niczym ukochaną osobę.
Aya uśmiechnęła się jednie. Chciałaby też móc spędzać czas ze swoimi rodzicami. Może to było dziwne, bo w końcu nie była już dzieckiem, ale tęsknota za rodziną narastała przez cały czas, bez względu na jej wiek. Pomimo, iż podobno czas goi rany, to te całkowicie nie znikały i zostawiały swój ślad na jej życiu.
Nagle błękitnooka poczuła mocny ból na czole.
- Nie trać gardy – zarechotała Yuki.
- Ja ci zaraz pokarzę! - Morri wyszczerzyła wszystkie ząbki. Wiedziała już, że całe popołudnie - a może nawet i wieczór – spędzi na korcie.
              Kiedy brunetka beztrosko przygotowywała się do przyszłego turnieju, który wypadł jej tak niespodziewanie, Hao siedział przy stole w pokoju chłopaków. Był obłożony książkami i zeszytami. Ledwie było widać czubek jego głowy. Itachi co chwilę spoglądał na przyjaciela z lekkim uśmiechem. Sam również oddawał się przyjemności lektury, tyle że leząc wygodnie na swoim łóżku. 
Asakura wstał od stolika. Zaczął szperać w swojej teczce.
- Eh... Aya~chan! Znowu ukradłaś mi notatki! - krzyknął z rezygnacją. Wyszedł na balkon, przeskoczył barierkę i wtargnął do pokoju dziewczyn. Lekkie pchnięcie drzwi starczyło, aby je otworzyć. Wszyscy umówili się, że póki jest ciepło nie zamykają balkonów, aby ułatwić kontaktowanie się. Ku swojemu zaskoczeniu Asakura nie zauważył w pomieszczeniu ukochanej. Jedyną przedstawicielką płci pięknej okazała się Kenami. Nastolatka siedziała przy stole. Przed sobą miała otwartą dużą, metalową walizkę. W środku bagażu znajdowały się różne tabletki i inne leki. Kitsune miała położoną rękę na blacie. Pasem spięła swoje przedramię. Lewą ręką obsługiwała się strzykawką. Wbiła sobie igłę w żyły. Wycisnęła płyn do swojego ciała. Dopiero po tym zabiegu zobaczyła, iż nie jest sama w pokoju. Spojrzała na Hao. W jej oczach można było zobaczyć lekki strach. Uspokoiła się jednak. Uśmiechnęła szeroko.
- Ohayo – przywitała Asakurę. Odłożyła strzykawkę. Rozpięła pas i wstała. Zaczęła uporządkowywać tabletki w walizce. Wzięła kilka do ręki i połknęła je.
- Ayi jeszcze nie ma? - zapytał długowłosy.
- Nie. Żadna jeszcze nie wróciła, jestem sama, jak widać – szatynka uśmiechnęła się niepewnie do chłopaka.
- Wezmę tylko notatki – Hao przemknął obok dziewczyny. Na łóżku ukochanej leżała jej teczka. Zaczął grzebać się w papierach brunetki. W miarę możliwości starał się nie zwracać uwagi na obecność szatynki.
- Hao? Czy mi się wydaje, czy ty mnie unikasz? - zielonooka zamknęła walizkę i wsunęła ją pod swoje łóżko. Stanęła za długowłosym. Nie czuła się komfortowo, kiedy czarnooki perfidnie nie patrzył na nią. Takie nienaturalne zachowanie nie było do niego podobne.
Chłopak przez chwilę milczał, uparcie szukając papierów. W końcu wyciągnął swój zeszyt, który został perfidnie ukradziony przez Ayę. Zaśmiał się. Gdyby nie jego notatki, z niektórych przedmiotów, błękitnooka pewnie miałaby puste zeszyty...
- Wiem, że znałaś Zeka – długowłosy wyprostował się i spojrzał prosto w oczy nastolatki. Jego czarne tęczówki dziwnie błyszczały.
- No i...? - Kitsune podniosła jedną brew do góry.
- Jak to „no i”? Dlaczego nie zareagowałaś na mnie przy pierwszym spotkaniu?! - chłopak podniósł głos. Szatynka drgnęła nerwowo, cofając się o krok.
- Przepraszam... Nie myślałam, że to dla ciebie jakiś problem... Po pierwsze to nie chciałam ujawniać, iż razem z Vitsumi jesteśmy zamieszane w jakiekolwiek szamańskie sprawy. Po drugie uznałam, że czułbyś się co najmniej niekomfortowo, gdybym podbiegła do ciebie i zaczęła rozmawiać jak z Asakura~sama.
- Mówisz o nim z takim wielkim szacunkiem... - Hao usiadł przy stole. Uspokoił się nieco. Postanowił przytrzymać nerwy na wodzy. Zresztą... Z twarzy Kitsune nie wyczytał żadnych mrocznych knowań.
- Zawdzięczam mu swoje życie. Uratował mnie. Zapewnił schronienie i opiekę w najkrytyczniejszym momencie... Kiedy byłam na dnie. Gdyby nie on, zamarzłabym. Herbaty? - zapytała przyjaznym tonem. Podeszła do półki obok ściany. Włączyła czajnik.
- Poproszę... - westchnął zrezygnowany czarnooki. Spojrzał na zegarek. Było już po ósmej. Cierpliwie poczekał, aż woda zagotuje się, a zielonooka postawi przed jego nosem parujący napój. Usiadła przy boku stołu.
- Tak w ogóle skąd wiesz, że znałam Zeka? - dziewczyna zaśmiała się wesoło – Pamiętasz tamte czasy?
- Nie i bardzo się z tego cieszę – odparł szybko szatyn – Duch Ognia mi powiedział...
- Mogłam się domyślić. Przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób cięto uraziło. Pomyślałam, że wolałbyś nie pamiętać o przeszłości.
- Z czasów, kiedy był we mnie Zeka pamiętam tylko nikłe przebłyski. To nawet nie są skrawki wspomnień, tylko niewyraźne migawki – zaśmiał się lekko Hao – Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem, al...
- Rozumiem – ucięła jego wypowiedź – Nie gniewam się. Nie mam o co...
Zapadła chwila ciszy. Dziewczyna wydawała się być niezwykle spokojna i zamyślona, jak na siebie. Zazwyczaj plotła trzy po trzy, nawet nie wysilając mózgu.
Hao zresztą też oddał się swoim fantazjom. Strasznie zaciekawił się tym co usłyszał. Przecież Kenami nie była szamanem. Zeka pomógł człowiekowi? To przecież było wbrew wszelkim zasadom!
- Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego źle, ale czułam się nawet trochę zawiedziona, kiedy dowiedziałam się, że Zeka już nie ma na tym świecie... Mam wobec niego dług wdzięczności i teraz trochę trudno będzie mi go spłacić. Dlaczego każdy kto mi pomoże musi tak szybko umierać? - dziewczyna westchnęła ciężko, kładąc się i wyciągając na stole.
- Ej, nie zapominasz o czymś? Zeka to morderca!
- Tak jak ja – dziewczyna nie patrzyła na Asakurę. Siedzieli w półmroku, zdani jedynie na wieczorne niebo, gdyż żadne ze świateł się nie świeciło.
Chłopak przez chwilę zaniemówił.
- Ale ty zabijasz walcząc o życie, a on...
- On też. Przecież to twój bliźniak uważa, że nic nie dzieje się bez przyczyny i każdy ma swoje powody prawda? - Kenami podniosła się – Asakura~sama również takowe posiada. Może my ich nie rozumiemy, ale mimo to on odda za swoje idee życie. Ma jakiś cel. Ja zabijam ludzi, którzy po prostu stoją mi na drodze. Zbijanie zwykłych pionków na szachownicy. Zdaje sobie sprawę, że każdy zabity przeze mnie żołnierz ma rodzinę, przyjaciół, bliskich... Że pozbawiając go życia, niszczę przyszłość większej ilości ludzi jednak... Uważasz że robię źle? Czy moje życie jest warte tyle, że mam prawo zabijać tych, którzy chcą mnie schwytać? Czy może myślisz, że powinnam się oddać bez walki, bo w końcu mój jeden żywot nie może równać się życiom ludzi przeze mnie zabitych?
- Kenami, nie wymagaj ode mnie odpowiedzi na takie pytanie... - długowłosy patrzył na nią nieco zszokowany. Miał wyschnięte usta i mętlik w głowie.
- Gomene ♥ - szatynka uśmiechnęła się słodko do nastolatka – Po prostu chcę znać wasze zdanie. Mówicie, że mi pomożecie, że jesteście za mną, ale... Jak chcecie mi pomóc? To jest już nie możliwe... Do końca życia będę walczyć z własnym kla...
- Nic nie jest niemożliwe – uciął jej Hao. Miał ostry, nieprzyjmujący sprzeciwu głos – Zobaczysz, Aya coś wymyśli! Nie będziemy atakować. Zostawmy twój klan w spokoju. A jeśli oni przyjdą po ciebie, obronimy cię. Nie powinnaś się martwić. A co do twojego pytania... Nie ma żyć ważnych i ważniejszych. Każdy jest tak samo warty, aby być tutaj, na Ziemi.
W oczach Kenami można było zauważyć dziwne iskry – szczęście pomieszanie z zaskoczeniem, Hao złapał dziewczynę za rękę.
- Nawet jeśli popełniłaś błąd, a nawet kilka błędów... To jeszcze cię nie przekreśla. Każdy z nas ma swoje grzechy na sumieniu... Ja, Aya, Ren... Nawet Yoh... Więc się nie zamartwiaj! Nie zastanawiaj się, ile jest warte twoje życie. Po prostu żyj z całych sił!
Dziewczyna zaśmiała się, a z jej oczu popłynęło kilka łez. Wyciągnęła rękę z uścisku Asakury i wytarła policzek wierzchem dłoni.
- Gomenasai... Kiedyś usłyszałam podobne słowa od mojego przyjaciela – wytłumaczyła.
- Ej ja też jestem twoim przyjacielem – Hao wyszczerzył swoje białe ząbki, w uśmiech zarezerwowany jedynie dla Asakurów.
- Wiem, Hao~kun! - wypiła kilka łyków herbaty – Isoshi był kimś niezwykłym. Był pierwszą normalną osobą, z którą spotkałam się w laboratorium. On był... Był...
Ciałem Kenami zaczęły trząść dziwne drgawki.
- Coś się stało? - zapytał przestraszony szatyn. Położył rękę na ramieniu dziewczyny. Ta zrzuciła dłoń z siebie.
- Nie dotykaj mnie!!! - wrzasnęła. Wstała błyskawicznie. Pchnęła stół z taką siłą, że mebel przewrócił się. Kubki stojące na nim spadły na ziemię. W jednym odpadło uszko, drugi potłukł się całkowicie. Herbata rozlała się, tworząc rozmaite kształty na posadzce. Zeszyt wylądował w kącie.
Asakura spojrzał zszokowany na zielonooką. Wstał, nie wiedząc, jaki kolejny ruch wykona Kitsune.
- Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj...! - dziewczyna cofała się. Zakryła twarz dłońmi. Szła w tył, póki nie natknęła się plecami na ścianę. Opadła na podłogę. Zalała się łzami.
- Kenami... - chłopak podszedł do szatynki. Klękną przy niej – Dobrze się czujesz?
Zapytał zmartwionym głosem. Strach szybko zamienił się w troskę.
- Przepraszam... - wyszeptała po jakimś czasie. Głos nastolatki był cichy i niepewny – Proszę, idź już...
- Ale...
- Idź – powiedziała pewnie, ale nadal nie odkrywała twarzy.
Hao postanowił się z nią nie kłócić. Postawił stół i pozbierał rozbite kubki. Wytarł ścierką herbatę. Wziął zeszyt, po który tak naprawdę przyszedł. Bez słowa wyszedł na balkon. Przeszedł do pokoju chłopaków.
- Coś się stało? - zapytał Itachi, przestraszony takimi odgłosami.
- Nie wiem... - westchnął Hao. Rzucił zeszyt na stół, a sam położył się na łóżku. Po tej akcji nie był w stanie podejść do nauki. Przymknął oczy. Słyszał jedynie jak do pokoju wchodzi jego brat, jak zawsze uśmiechnięty i radosny. Asakura będzie musiał z przyjaciółmi poważnie porozmawiać i zastanowić się nad sytuacją Kenami. Pomoc dziewczynie może okazać się nie być taka prosta...
             - Akurat teraz musisz zajmować się tym turniejem? - jęknął żałośnie Hao. Razem z Ayą, Yoh, Anną i Ren'em szli przez szkolny korytarz. Mieli właśnie przerwę między lekcjami, którą postanowili wykorzystać na wspólną pogadankę.
- Oj przestań, przecież to jest w piątek, a dziś już środa. Muszę pomóc Yakuzie~san! - Morri założyła ręce na piersiach – Jeden dzień nas nie zbawi!
- Może i nie, ale... A zresztą... - Asakura westchnął.
- Wiem Hao, że się martwisz. Ja też... - brunetka pogłaskała nastolatka po ramieniu.
- Żebyśmy mogli poznać jej przeszłość... Byłoby prościej! - zastanowił się na głos Yoh.
Zadzwonił dzwonek na lekcję.
- Pomyślę o tym... Nie czekajcie na mnie na lunch, będę na boisku! - poprosiła Aya, wchodząc do sali od języka japońskiego. Usiadła w swojej ławce i przygotowała się do spania.
- Ja też będę zajęty – wyjaśnił Ren, po czym pobiegł we własną stronę. W końcu on nie należał do klasy I B.
- Dlaczego ona nie bierze tego poważnie? - Hao pokręcił głową z politowaniem.
- Ej, ona bierze to bardzo poważnie, tylko tego nie okazuje. Znasz ją przecież – młodszy Asakura położył bratu rękę na ramieniu.
- Tsa... - długowłosy spojrzał na swoją dziewczynę. Odetchnął po chwili i uśmiechnął się łagodnie. Jego bliźniak miał rację. Błękitnooka pewnie ma jakiś misterny plan w swojej główce, a gra w tenisa pozwala jej się wyżyć i odreagować. Hao niepotrzebnie się martwił.
Usiadł grzecznie w ławce, jak na porządnego ucznia przystało. Spokojnie notował informacje o literaturze japońskiej, potem aktywnie uczestniczył na wychowaniu fizycznym. Podczas długiej przerwy zjadł obiad na dziedzińcu wraz z wszystkimi lokatorami, tak jakby wczoraj między nim a Kenami nic się nie wydarzyło. Potem dobrze bawił się na kolejnych lekcjach.
Takie życie było dziwne.
Takie nierealne i rzeczywiste zarazem.
W końcu grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, Kuroi Kitsune mogą zaatakować w każdej chwili, a oni beztrosko spędzają czas na żartach i śmiechach. W sumie nie przeszkadzało mu to. Mimo wszelkich zmartwień, zaczął czuć się lepiej. Tak właśnie działała przyjaźń – uleczała rany i niwelowała zmartwienia.
- Asakura~san! - chłopak usłyszał krzyk za swoimi plecami. Odwrócił się. Zobaczył biegnącą w jego stronę Yuki. Uśmiechnął się do niej miło.
- Coś się stało? - zapytał.
Dziewczyna była ubrana w strój do tenisa, widocznie trenowała z Ayą również po szkole.
- Chciałam ci podziękować – Yakuza stanęła przed nastolatkiem, uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Mi? Za co? - czarnooki zdziwił się niezmiernie. W głowie próbował znaleźć jakikolwiek powód, dla którego białowłosa mogłaby być mu wdzięczna, ale nic nie znalazł. Nawet nie pożyczał jej żadnych notatek, więc...
- Za to że pozwalasz Morri~chan ze mną trenować. Jesteś jej chłopakiem i pewnie wolałbyś, żeby spędzała ten czas z tobą, a cały swój czas poświęca mi... Ale obiecuję, że jak już wygramy w piątek turniej, będziesz miał ją na własność! - Yuki wyszczerzyła swoje ząbki.
- Baka! - Asakura lekko się speszył.
- Mam nadzieję, że przyjdziecie z całą waszą paczką na turniej? Odbędzie się on w Akumine, więc nie musicie nawet nigdzie wyjeżdżać...
- No jasne, będziemy za was trzymać kciuki – długowłosy wyszczerzył swoje ząbki – Jestem pewien, że wygracie!
- Ja też! Morri~chan jest niesamowita! Od wczoraj ma rakietę w ręku, a gra jak zawodowiec! Widzę ją w przyszłości jako olimpijkę! Muszę już iść, ale jeszcze raz ci dziękuję! Do zobaczenia! - Yakuza odwróciła się napięcie. Odbiegła od Hao. Kilka sekund później, zniknęła za zakrętem.
- Nie masz za co dziękować... - westchnął Asakura z uśmiechem na ustach. Szedł dalej korytarzem, kierując się w stronę biblioteki. Musiał zająć głowę czymś innym, niż problemami Kuroi Kitsune.
- Piroman! - czarnooki usłyszał krzyk za plecami. Odwrócił się. Niestety po kilku wybrykach, ta ksywa przyległa do niego. Chłopaki z Akumine często tak na niego wołali. W sumie długowłosemu to nie przeszkadzało.
- Tak? - Hao spojrzał na przybysza. Wysoki blondyn uśmiechnął się przyjaźnie. Jego brązowe oczy błyszczały zawadiacko. Był ubrany w mundurek. Krawat miał zwieszony nisko, a rękawy koszuli podtoczone. W jednym ręku trzymał piłkę koszykową.
- Zagrasz z nami? - zapytał nastolatek patrząc prosząco na długowłosego.
- Jasne! - opcja sportu też była możliwe, w końcu ile można się uczyć? W przypadku Hao sporo. Teraz jednak postanowił zadbać o swoją kondycję. W końcu, jeśli chce pomóc Kenami, musi być w formie, prawda?
              Piątek nastał naprawdę szybko. Pogoda była idealna do przebywania na podwórku. Było ciepło, a słonko grzało, otulając ziemię ciepłymi promykami słońca. Aya miała bardzo dobry humor. Była w świetnej formie. Przez to, że brała udział w tym turnieju, była zwolniona z lekcji. Opuszczenie zajęć takich jak geografia czy religia wpływały na nią jeszcze bardziej pozytywnie. Przeciągnęła się leniwie. Rozejrzała się po korytarzu na którym stała. Otaczały ją pomieszczenia z szatniami, w których przebierali się uczestnicy gry. Morri również była ubrana jak zawodowa tenisistka. Czarny strój z białymi obwódkami leżał na jej ciele idealnie. Sportowa bluzka i spódnica, a do tego trampki. Jeśli chodzi o brunetkę, tak właśnie mógłby wyglądać szkolny mundurek. Błękitnooka zakupiła sobie również specjalną rakietę. Spodobał jej się ten sport. Może zapisze się do koła tenisowego na stałe?
- Gotowa? - przed brunetką stanęła Yuki.
- No oczywiście! - Aya wyszczerzyła swoje ząbki – Zobaczysz, zdobędziesz to stypendium bez żadnego problemu!
- Z taką partnerką! To zadziwiające, że uczysz się w tak szybkim czasie... Czasem wydaje mi się, że jesteś jakimś... Nadczłowiekiem!
Morri zaśmiała się głupio.
- Pewnie ukrywasz jakąś mroczną tajemnicę... W sumie to by do ciebie pasowało! Dobra i miła za dnia, nocą zamienia się w super bohaterkę, która ratuje miasto przed demonami! A może tak jest? - Yuki spojrzała oczekująco na koleżankę.
- Ej, przestań! Nie jestem bohaterką jakiejś mangi... Nie przesadzaj! - błękitnooka objęła kark białowłosej ramieniem i poczochrała jej czuprynę.
- Puść..! - zaśmiała się dziewczyna.
- Chodź już, Yakuza~chan! Zaraz się zacznie! - Morri pociągnęła koleżankę w stronę wyjścia z korytarza.
I faktycznie, turniej rozpoczął się po kilkunastu minutach. Dziewczyny naprawdę dawały czadu. Szybko wybiły się na szczyt i większość kibiców zaczęło je dopingować. Nie przepuściły żadnej piłki, mknęły jak burza. Pokonały nawet zeszłorocznych faworytów. O ile z początku zawody oglądało tylko kilka osób, tak pod koniec kort był oblegany.
Nikogo nie zdziwiło, że to właśnie dwie uczennice z Akumine zdobyły złoty puchar oraz dodatkową, niezwykłą nagrodę – zaproszenie na studia sportowe.
Po bardzo udanym, aczkolwiek długim dniu – zawody trwały do dziewiętnastej – Aya, Yuki oraz cała paczka szamanów, świętowała zwycięstwo nastolatek.
- Tak bardzo się cieszę! Moja mama będzie zachwycona! A zawsze powtarzała, że się na studia nie dostanę! - zarechotała białowłosa, wcinając w międzyczasie kolację.
- Widzę, że mama w ciebie wierzy – zarechotał Yoh.
- Ej, ale to nie miało tak zabrzmieć... - Yuki podrapała się po włosach z zakłopotaniem – Ale nic by nie wyszło gdyby nie Morri~chan! Ty naprawdę nigdy wcześniej nie trzymałaś rakiety w ręku?
- Nie – stwierdziła krótko Aya, wcinając swoją sałatkę cezar.
- Wiecie, ale to było naprawdę niesamowite! Czasami miałam wrażenie, że piłka sama trafia mi na rakietę! Jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie grało! Nie przepuściłam żadnej piłki! - Yakuza aż podskakiwała na krześle z podekscytowania.
- No dałyście czadu, aż ja jestem pod wrażeniem – przyznał Uchiha.
- Aż się miło patrzyło – Hao spojrzał na brunetkę z ciepłym uśmiechem. Objął ją ramieniem i pocałował w czoło – Jestem z ciebie dumny.
- Nie przeszkadzaj, jem... - mruknęła Morri zapatrzona w talerz.
- No wiesz co! - Asakura założył ręce na piersi w akcie obrażenia, ale po chwili uśmiechnął się.
Reszta wybuchła gromkim śmiechem.
- A gdzie jest Ren? - Yoh zdał sobie sprawę, że dzisiaj praktycznie nie widział przyjaciela.
- Czy zawsze ktoś musi zaginąć? - westchnęła Anna.
- Taki nasz urok – Kenami uśmiechnęła się uroczo.
- Strasznie się cieszę, ze mogłam dziś zagrać – wypaliła nagle Aya – To było miłe odgałęzienie od codzienności. Teraz mogę już zająć się Ki...
Zaczęła Morri, ale zdała sobie sprawę, że „nie są sami”. Spojrzała na Yakuzę. Wyszczerzyła swoje ząbki.
- ...lkoma ważnymi sprawami... - dokończyła niepewnie.
- No ja też. W końcu od poniedziałku zaczynają się egzaminy dla pierwszych klas – białowłosa przeciągnęła się leniwie – Ale potem wakacje! Macie już jakieś plany?
- W sumie... To nie do końca – zamyślił się Hao.
- Ja może pojadę odwiedzić babcię? - zastanowiła się na głos Vitsumi.
- Ja się tam boję jechać... - Kitsune zadrżała lekko.
- Nikt cię nie zapraszał – czerwonowłosa zjechała przyjaciółkę wzrokiem.
- Przecież, wiem, że chcesz żebym pojechała z tobą! - Kenami rzuciła się dziewczynie na szyję. Przytuliła ją mocno.
- Dusisz! - Yumenai zaczęła łączyć się kolorystycznie twarzą z włosami.
- Gomene Onee~chan! ♥ - zielonooka uśmiechnęła się przepraszająco.
Reszta zachichotała radośnie. Yuki wstała od stołu. Spojrzała na przyjaciół, uśmiechając się przyjaźnie.
- Przepraszam was, ale jestem padnięta po tym dniu, a jeszcze muszę zajrzeć do ludzi z koła tenisowego. Ale się zdziwili, że to właśnie ja...! Znaczy my wygrałyśmy! A przez moją wcześniejszą kontuzję nikt nie chciał mnie jako pary! - białowłosa wyszczerzyła ząbki – Do zobaczenia!
Yakuza pożegnała się z przyjaciółmi, po czym ruszyła w sobie znanym kierunku.
- Ona miała kontuzję? - zdziwiła się Aya – Grała tak świetnie...
- Może ty tego nie zauważyłaś, ale w kilku uderzeniach pomogła jej Kenami – wytłumaczyła Yumenai.
- Co? - chłopaki wyglądali na zszokowanych, jedynie Anna spokojnie wypiła łyk gorącej, zielonej herbaty.
- Przypomnijcie sobie, przecież Yakuza~san przez trzy tygodnie miała zwichnięty nadgarstek – Kyoyama spojrzała na nastolatków z politowaniem.
- A no... Faktycznie – Yoh podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Moją umiejętnością jest telekineza. Widząc, że piłka zjeżdża, kierowałam ją na prawidłowy tor – Kenami uśmiechnęła się. Było jej głupio, że ostatnio przysparza samych zmartwień przyjaciołom. Do tego ostatnia akcja z Hao... Ona naprawdę nie chciała, żeby tak wyszło, niestety to nie od niej zależało. Od razu po przyjęciu leków – póki nie zaczęły działać - stawała się jeszcze bardziej niestabilna niż na co dzień.
- To miło z twojej strony – Asakura uśmiechnął się lekko.
- Tak... Wybaczcie, ale ja też już pójdę – szatynka wstała od stołu. Wzięła swoją tacę z brudnymi naczyniami i odwróciła się – Czeka mnie jeszcze noc przed laptopem... Eh... Znowu się nie wyśpię...
- Idę z tobą – zapowiedziała Vitsumi.
              Jadalnia powoli pustoszała. Przyjaciele siedzieli wesoło gawędząc, chociaż i na nich przyszedł czas. Zostali „grzecznie” wyproszeni przez jedną z kucharek. Już szli na górę, kiedy na korytarzu pojawił się Ren. Miał w ręku plecak, a na twarzy – szelmowski uśmieszek. 
- Czekajcie! Chcę wam coś pokazać... - Tao spojrzał na przyjaciół.
- Nie możesz tego pokazać nam w pokoju? - zapytał Yoh – Chciałbym się już położyć...
- Nie chcę, żeby Kenami to widziała – wyjaśnił złotooki.
Przyjaciele spojrzeli po sobie.
- Itachi~kun, masz może klucze od celi? - zapytał starszy Asakura.
- Mam... Chyba ni chc... - zaczął marudzić Uchiha, ale bracia nie pozwolili mu dokończyć.
- No to idziemy! - oznajmił Yoh. Bliźniacy wzięli pod ręce bruneta i zaczęli iść w stronę szkoły. Nie było jeszcze ciszy nocnej, więc Kakashi nawet nie podniósł głowy znad czytanych kartek. Zawsze udawał, ze to ważne dokumenty, ale każdy kto chociaż raz miał okazję zbliżyć się do biurka szarowłosego, wiedział iż to jakieś sprośne historyjki. Wejście do szkoły też nie było trudne. Jiraya przesiadywał w swoim gabinecie do późnej nocy ( czasem nawet z niej nie wychodził ) i nie miał zwyczaju zamykać budynku. Wystarczyło być cicho, a szkoła stała otworem.
Przyjaciele skorzystali z tego. Niczym ninja przemknęli do niewielkiego pokoiku. Nie chcąc zapalać światła, posłużyli się Duchem Ognia niczym latarnią.
- No to co masz nam takiego ciekawego do pokazania? - zapytała Kyoyama. Usiadła przy stole. Wpatrywała się z zaciekawieniem na złotookiego.
Ten wyjął z plecaka plik gazet.
- Łał... Makulatura... - prychnął Itachi – Tylko dlatego musiałem złamać regulamin?
Za tą uwagę dostał trzymanymi w ręku przez Tao czasopismami w głowę.
- Grzebałem się w bibliotece od wtorku, więc nie mów mi, że to makulatura! - krzyknął zdenerwowany Ren.
- Ale żeś się wkręcił w tą sprawę z Kitsune... - zaśmiała się Morri – Gdybym cię nie znała, pomyślałabym że...
- Że co?! - wrzasnął złotooki.
- Cicho! - uspokoił ich Uchiha. Zatknął ręką usta fioletowowłosego – Jak macie się drzeć to nie tutaj! Nie chcę zawieść Jirayi~sama!
- Co to jest? - Hao zainteresował się gazetami przyniesionymi przez przyjaciela. Wziął jedną z nich – Hę? Co? Ślub stulecia?
Spojrzał na okładkę. Zauważył na nim wielki napis i zdjęcie młodej pary. Oboje patrzyli się w obiektyw z uśmiechem. Kobieta była ubrana w piękną, śnieżnobiałą suknię ślubną z długim welonem i wieńcem w dłoniach. Patrzyła na świat zielonymi oczyma. Ciemnobrązowe włosy miała fikuśnie upięte. Obok niej stał brązowooki brunet. Odziany w czarno-biały frak, trzymał za rękę swoją wybrankę. Wyglądali na szczęśliwą parę, która kochała się bezgranicznie.
- A zgadnij czyj to ślub? - uśmiechnął się chytrze Ren.
Aya wyrwała z rąk ukochanego gazetę. Otworzyła na odpowiedniej stronie.
- Kuroi Oharu oraz Kitsune Hisaki... - przeczytała na głos z artykułu.
- Więc to był ten ślub, który połączył te dwa klany? - Yoh spojrzał przez ramię błękitnookiej.
- No, najwidoczniej tak powstało Kuroi Kitsune. Hehe... Zgadnijcie kto był świadkiem pana młodego? Kitsune Masao... - zaśmiała się na głos Aya.
- Nie wyglądają na jakichś bandytów – do rozmowy wtrąciła się Anna. Dziewczynie zaintrygowała ta gazeta.
- Skąd to wytrzasnąłeś? - Itachi spojrzał podejrzliwie na Ren'a.
- Z biblioteki, a skąd? Pisałem referat z japońskiego, do którego musiałem użyć artykułu z gazety. Ta wasza koleżanka z klasy... Ta co dzisiaj z nią grałaś... - przez chwilę złotooki zmarszył brwi – Yakuza~san! Potrąciła słupek z gazetami. No i zobaczyłem ten napis. Jakoś przyciągnął moją uwagę...
- God job, Yakuza~san! - powiedziała Aya pokazując kciuk do góry ku niebu.
- Ej, to ja to wszystko wygrzebałem! - oburzył się Tao, ale szybko mu przeszło. Podał przyjaciołom kolejne czasopismo – Rkilka lat po ślubie urodziło im się dziecko...
- Kenami? - zapytał młodszy Asakura, nie dając dokończyć lokatorowi..
Złotooki odchrząknął.
- Zgadłeś. Urodziła im się córeczka... – tutaj wziął kolejną ze sterty gazet - …Kenami.
- Dużo tego – słusznie zauważyła Aya.
- No wiesz, w końcu Kuroi Kitsune to największa korporacja w Japonii... Gazety muszą o nich pisać – przypomniał przyjaciołom Itachi.
- To dlaczego wcześniej o nich nie słyszałem? - Yoh zrobił zawiedzioną minę.
- Bo byłeś zajęty treningami Koteczku – rzeczowo wyjaśniła Anna, zmysłowo przejeżdżając dłonią po jego kręgosłupie.
- Jeszcze mam ciarki... Jak o tym wspomnę, to mnie boli... - młodszy Asakura wzdrygnął się z odrazą.
- Mnie też... Aya jeszcze wtedy też się normalnie męczyła. Pamiętasz? – zaśmiał się Hao. Spojrzał na brunetkę. Stała z jednym z czasopism w ręku. Patrzyła się na ilustracje ze smutkiem wypisanym na twarzy – Aya..?
- Wybacz. Trochę mnie to przygnębiło – Morri uśmiechnęła się smutno. Pokazała przyjaciołom zdjęcie na całe dwie strony. Był przedstawiony na nim obraz szczęśliwej rodziny. W przepięknym, zielonym ogrodzie stał wielki stół przykryty długim, białym obrusem. Udekorowany kryształową zastawą oraz smakowicie wyglądającym jedzeniem. Wokół niego siedziało mnóstwo osób. W różnym wieku – od niemowląt po staruszków. Przyjaciele rozpoznali w nich znajome już sobie twarze. W centrum fotografii znajdowała się „para młoda” z pierwszej gazety. Wyglądali nieco poważniej, ale nadal byli uśmiechnięci i szczęśliwi. Na kolanach Hisaki'ego siedział nie kto inny, jak maleńka Kenami. Miała góra pięć lat, chociaż jej włosy i tak sięgały już pasa. Soczyste, zielone oczy zdawały się błyszczeć, mimo iż to była tylko fotografia. Ubrana w białą, letnią sukieneczkę z fiołkowymi kokardkami. Uśmiechała się wesoło, a rękę wyciągnęła w stronę osoby siedzącej z lewej strony Hisaki'ego. Był to Masao. Jego twarz wypełniona ciepłem, zdawała się jaśnieć w blasku słońca. Kenami najprawdopodobniej wyciągała dłoń, aby schwycić wujka za nieco dłuższe, pokręcone włosy.
- Wesoła rodzinka – prychnął nieco Ren.
- Co się z nimi stało? - szepnął Hao.
- Ostatnio walczyli na śmierć i życie, a tutaj wyglądają jak normalna, szczęśliwa rodzina – westchnęła Aya.
- Nie lubię go – powiedział Ren. Pokazał palcem na siwego mężczyznę w podeszłym wieku. Miał włosy zaczesane do tyłu. Ubrany w elegancki garnitur miał najpoważniejszą minę z całej familii, chociaż również się uśmiechał. Po prostu biło od niego coś... Niesamowitego. Dziwna, tajemnicza aura przyciągająca uwagę nawet na zdjęciu.
- Znasz go? - zapytał Uchiha.
- Nie, ale źle mu z oczu patrzy... - zapowiedział Tao.
- Dobra, dosyć tego gadania – Aya rzuciła gazety na stół. Wyciągnęła się leniwie – Idziemy teraz do akademika. Zostawmy tu te gazety, podczas jakiejś kary je dokładnie przeczytam. Teraz musimy się wyspać. Jutro czeka nas ciężki dzień... Ta podróż może być męcząca.
Dziewczyna zaśmiała się głośno i radośnie.
- Jaka podróż? - zdziwił się Itachi.
- Gdzie? - wtrącił Hao.
- Jak to gdzie? - prychnęła Morri, jakby to było coś normalnego – Oczywiście, że do Chin!


~*~ENDING~*~


              Vitsumi stała przed lusterkiem i rozczesywała swoje włosy przed spaniem. Zawsze tak robiła, ażeby po przebudzeniu się nie mieć słomy na głowie. 
Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Po chwili stanęła w nich Aya. Weszła do środka i zamknęła wejście.
- Musimy porozmawiać – szepnęła Morri.
- Coś się stało? - zdziwiła się Yumenai. Takie zachowanie brunetki wzbudzało podejrzenia.
- Mam do ciebie małą prośbę – błękitnooka podeszła do przyjaciółki. Zrobiła błagającą minkę a'la koteczek – Pożyczysz mi na jutro Kamaitachi?
- Co? - Vitsumi zamrugała kilka razy – Po co ci mój duch stróż?
- Widzisz... - dziewczyna westchnęła ciężko – Chcemy pojechać do mojej przyjaciółki, która ma możliwość pokazania nam przeszłości Kenami. Wiem, że jesteś jej najlepszą przyjaciółką i może ci się to nie spodobać, ale musimy poznać prawdę. Chcę wiedzieć z kim i o co walczę.
Wyjaśniła Aya. Spojrzała dumnie na lokatorkę, mając nadzieję, ze ta zrozumie ich motyw.
- Dobra, będziesz mogła użyć Kamaitachi, pod jednym warunkiem... - Yumenai uśmiechnęła się chytrze.
- Jakim? - zapytała Morri. Cieszyła się, że jest nadzieja w jej planie.
- Bierzecie mnie ze sobą. Sama chciałabym poznać przeszłość Kenami, w czasach kiedy była w laboratorium. Umowa stoi? - Vitsumi podniosła ku górze jedną brew.
- Jasne, że tak! - brunetka wyszczerzyła wszystkie ząbki.


Kenami: Matko jaka ja jestem wściekła >_< Tyle miałam na wakacjach zrobić, napisać notki na blogach o Kati i Kesyi, a tu co? TRACH! Wakacje mi się skończyły! D: Ale to wszystko przez PAwła, i przez prawko, i przez moją osiemnastkę i przez wesele siostry ;_; wszystko mi się zwaliło na raz D: BTW dziś zdałam teorię, jutro jadę na praktykę, więc trzymajcie kciuki!
Vitsumi: Ty za kierownicą...

Kenami: Ścichnij!
Ren: Ale to prawda... Lepiej nie wychodźcie z domu...
Aya: A ja tam uważam, że Kenami jeżdżi wręcz zawodowo!

Hao: Tsa... Temu, że przez 2 godziny jazdy nie zdejmuje nogi z gazu -_-" ?
Aya: Niech żyje prędkość!!
Kenami: Nie wiem, czy pan egzekutor, będzie tak wyrozumiały jak ty Aya~chan Q_Q


Anna: A nie przypadkiem pan EGZAMINATOR?
Kenami: Jak kto woli.... Raion, obiecuję, że jak zrobię prawko to kiedyś do ciebie przyjadę XD Zrobię ci wjazd na chatę... Etto... Mogę~?

Ren: I tak nie masz dokładnego adresu, więc i tak nie pojedziesz bez jego pozwolenia...
Kenami: Phi... Ja nie pojadę? ^U^ I dziękuję za pomoc w wybraniu prezentu XD 
Vitsumi: Zdziśki są urzekające, i to nikogo nie powinno dziwić. Takie słodkie Zdzisie-misie *U*
Itachi: Pierwszy raz widzę, żeby tak Vitsumi reagowała na jakieś stworzenie o.O
Vitsumi: Bo one są słodkie...
Hao: WYGLĄDAJĄ JAK WYCIĄGNIĘTE Z LABORATORIUM PSYCHOPATY!!!
KEnami: Bo w sumie są wyciąg...
Hao: Cichaj...
Kenami: Kochana Spokoyoh, postaram sie pisać więcej braciszkowskich notek :3
Aya: Wiem, że ja mam zawsze świetne pomysły i zobaczysz znajdziemy jakiś sposób, żeby już nie robić tak brutalnie ^^
Vitsumi: Tylko 21 odcinek będzie gore...
Kenami: Nie spoileruj D:
Vitsumi: Już, już...
Hao: Kini-san, cieszymy się, że korzystasz z wakacji XD
Kenami: I że moje opowiadanie wpływa pozytywnie na twoją wenę :D
Anna: Więc Lioness w następnym odcinku dowiesz się już więcej :)
Yoh: I to nie tak, że Ren nie chce ocieplać swoich reakcji, on po prostu ma taki sposób bycia... Kocha zimnym serduszkiem <3
Ren: ZAMKNIJ SIĘ!
Yoh: Amoże to nie prawda?
Ren: N..!
Kenami: Zamknijcie się! Chcę powitać Yukari~chan, która pierwszy raz skomentowała mojego bloga :D Cieszę się, że ci się podoba moje opowiadanie ^^ I nie bój się publikować swoich "bazgrołów"! Jeśli tego nie zrobisz nikt się nie dowie o twoich pomysłach! Każde opowiadanie jest wyjątkowe i niepowtarzalne, więc nie bój się publikować! Jak chcesz, ty czy ktokolwiek, pogadać ze mną na privie, pisz na gg: 10525344 (ale tam rzadko jestem bo mój komputer ostatnio nie obsługuje tej aplikacji) na mail kenakikitsune@gmail.com albo na komórkę 503842000... Ewentualnie wyślijcie gołębia XD chociaż nie bo znając mojego kotka to by go zjadł ._.
Itachi: Co to za KOTEK co zjada gołębie?!
Kenami: Mój :3 Kumiko, ciebie bardzo przepraszam, że cię okłamałam, ale nie miałam wcześniej jak napisać "rozmów", więc nie chciałam wstawiać odcinka... Dziękuję, za twój ługi i wyczerpujący komentarz. Wybacz, że go nie skomentuję dokładnie, ale zajęłoby mi to... Długo ^^" Ao mori, przeczytam u ciebie jutro/pojutrze i skomentuję. Jutro nie wiem czy to zrobię, bo zdaję ten egzamin i tak nie wiem czy wgl włączę komputer. I nie ma być ci za co wstyd. Ja cię rozumiem. Człowiek czasem zaplątuję się w akcji @_@ Tak więc, co mogę powiedzieć... Postaram się dodać 21 odcinek jeszcze w sierpniu, bo mam go w głowie praktycznie od poczatku powstania bloga :D Tak więc... Miałam coś... A! Na FB powstała grupa fanów SK zainicjałowana oczywiście przez naszego kochanego Raion'a! Poszukajcie, lajknijcie i... Cieszcie się byciem w grupie :D Arigato Raion~kun. Good job! Teraz już kończę. Trzymajcie jutro za mnie kciuki :D Chyba wszystko już powiedziałam, co chcialam... Jak nie to dokońc.. A! Przepraszam, że nie powiadomiłam was o poprzednim odcinku! Gomenasai~ Q_Q Ja ne~!
I przepraszam za czcionkę, ale ona żyje własnym życiem ._.

środa, 31 lipca 2013

Odcinek 19: W blasku świec

              Hao westchnął głośno. Przekręcił głowę, raz w lewo, raz w prawo, a jego kark wydał głośne, charakterystyczne chrząknięcie.
- Czyżbyś się nie wyspał? - zapytał Itachi z nieco zuchwałym uśmiechem.
- Nawet nie żartuj... - Asakura ponownie zaczął kręcić swoją łepetynką – Całą noc nie mogłem zmrużyć oka w tym schronisku... Kiedy w końcu położyłem się do tego łóżka kazali nam wstawać. Potem jeszcze wcisnęli nam nasze bagaże i wysłali tym rozklekotanym autobusem...
- No, do naszej limuzyny tego nie porównasz – westchnął ciężko brunet – Nie marze o niczym innym jak o ciepłym prysznicu i moim, ukochanym łóżku...
- O nie, ja idę pierwszy do łazienki... - oświadczył poważnie długowłosy. Przyspieszył kroku.
Obaj mknęli ku drzwiom do swojego pokoju w akademiku. Po ciężkich przeżyciach w końcu zostali odesłani z powrotem do Akademii Akumine. Było późne popołudnie, dlatego też Jiraya na jutro odłożył wszelkie wyjaśnienia, mając na względzie dobro swoich podopiecznych.
Czarnooki wręcz podbiegł do drzwi. Otworzył je zamaszyście i ruszył do środka. Nie było mu jednak dane na spokojne wejście do łazienki. Ktoś złapał go mocno za nadgarstek. Nim nastolatek zdołał cokolwiek zrobić, został przerzucony w powietrzu i upadł boleśnie na ziemię.
- Ał! - jęknął boleśnie.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnął rozwścieczony Yoh. Stał nad bratem z mocno zdenerwowanym wzrokiem. Szczerze mówiąc długowłosy się trochę przestraszył. W ich wspólnym życiu było niewiele takich chwil, kiedy młodszy tracił nad sobą kontrolę. Praktycznie... Wcale takich nie było! - Wyjeżdżacie, nie odbierasz telefonów, Ren i reszta znika, a potem dowiaduję się, że mieliście jakąś walkę! I ja nic o tym nie wiem! I ty też tu chodź!
Yoh pokazał palcem na przemykającego po cichu do łazienki Itachi'ego. Brunet westchnął nieszczęśliwie.
- Jestem zmęczony, braciszka pomęcz... - poprosił patrząc błagalnie na Asakurów.
- Już męczy jakbyś nie zauważył – mruknął długowłosy. Wstał z podłogi. Od razu został mocno przytulony przez bliźniaka.
- Tak bardzo się martwiłem! - krzyknął młodszy wręcz dusząc swoją miłością Hao – Mogłeś zadzwonić!
- No mogliście na serio dać jakiś znak życia... - chłopaki dopiero teraz zobaczyli, że w pokoju jest również Ren. Nastolatek siedział na łóżku po turecku i czytał jakiś podręcznik.
- Jakoś... Nie miałem do tego głowy, przepraszam – Hao próbował się uśmiechnąć, że przez jego twarz bardziej przeszedł wyraz bólu.
Bliźniak spojrzał na niego uważnie. Przechylił głowę lustrując każdą komórkę ciała brata.
- To wy tu sobie gawędźcie, a ja idę się umyć – zapowiedział Itachi, po czym zniknął za drzwiami łazienki.
- Dziewczyny są u siebie? - Asakura spojrzał na ścianę łączącą ich z pokojem nastolatek. Było zdecydowanie za cicho jak na nie... Szczególnie, że zapewne Aya przekroczyła próg pokoju.
- Tak. Ej, co się dzieje? - młodszy nie lubił patrzeć na tak zdruzgotanego długowłosego.
- Nie wiem... - czarnooki westchnął ciężko. Zaczął powoli się rozbierać, zdejmując spodnie i marynarkę, w której był. Boleśnie upadł na łóżko. Zamknął oczy. Uśmiechnął się mimowolnie, czując miękkość oraz przyjemny zapach drogiego płynu do prania. Trzeba przyznać, że standart Akumine był ponadprzeciętny. Tu wszystko było takie elitarne. Gdyby jeszcze była tu obok Aya...
- Onii~san? - zapytał niepewnie Yoh widząc zmieniony wyraz twarzy szatyna.
- Przepraszam, zamyśliłem się. Nie wiem co mi jest, niby już tyle walk przeżyłem, ale jak przypominam sobie... Tego chłopaka... - szepnął ostatnie słowa. Usiadł zamaszyście na łóżku ze smutnym wyrazem twarzy.
Ren drgnął, ale nic nie powiedział. Ścisnął jedynie mocniej podręcznik z matematyki. Nie czytał. Po prostu patrzył na strony, myśląc o ostatnich wydarzeniach. Nie wiedział tak naprawdę co o tym wszystkim myśleć.
- Czy ktoś tam zginął? - zapytał cicho Yoh.
Chłopaki nie odezwali się.
W pokoju rozległ się szum wody, dobiegający spod prysznica.

~*~OPENING~*~

             Następnego dnia po powrocie trójki „wybrańców” nastał znienawidzony przez wszystkich poniedziałek. Niestety nikt ich nie zwolnił z zajęć, dlatego też bez wyjątku wstali wcześnie i zaczęli szykować się do szkoły. Chociaż... Zawsze jest jakiś wyjątek.
- A gdzie jest Kitsune? – zapytała Kyoyama. Łóżko szatynki było dokładnie posłane, a po samej dziewczynie nie było śladu.
- Nie wiem. Pewnie poszła na spacer... Przecież same wiecie, że często wychodzi – Vitsumi wzruszyła ramionami, nie przejmując się zniknięciem przyjaciółki.
- No tak. Trochę to dziwne – zamyśliła się Aya, zapinając powoli guziki w swojej koszuli.
- Dlaczego? Ja się już przyzwyczaiłam – Yumenai poprawiła swoją spódniczkę. Złapała za teczkę - Idę na kawę.
Po tych słowach wyszła, dość mocno trzaskając drzwiami.
- Kłóciłyście się wczoraj? - zapytała brunetka patrząc niepewnie na Annę.
- Nie. Po tym wyjeździe jakoś nikt nie ma dobrego humoru – Kyoyama zawiązała krawat pod swoją szyją.
- Eh... W sumie. Mnie też nie do śmiechu. Jak o tym wszystkim teraz pomyślę, to mam ciarki na plecach. Ale trzeba przyznać, że klan Kitsune jest naprawdę potężny. Tyle helikopterów poszło do kasacji.. – zaśmiała się lekko błękitnooka.
- Nie wiem, nie było mnie tam. Ale teraz chodź, nie myśl już nad tym – blondynka wzięła swoją torbę i również dziarskim krokiem przeszła przez drzwi.
- Tak... Nie myśl... Łatwo mówić... - westchnęła Morri. Wyszła na korytarz. Co raz, z którychś z drzwi wyłaniały się uśmiechnięte dziewczyny. Patrzyły na brunetkę. Większość witała się z nią przyjaźnie. Nie ukrywając, Aya była w szkole dość sławna.
- Kitsune~san jest strasznie dziwna nie uważasz? – koło brunetki zmaterializowała się Eve w kształcie formy ducha.
Morri westchnęła głośno. Wyjęła z teczki telefon. Otworzyła klapkę i przyłożyła komórkę do ucha.
- Moshi moshi? Nie mów tak. Znaczy... Nie to, żeby to co mówisz nie było prawdą, ale każdy ma swoje powody, nie? - zapytała. Jako że dziwnym byłoby mówienie do samej siebie, na korytarzach nawiązywała kontakt z siostrą przez to elektryczne urządzenie.
- Gadasz jak Yoh – zaśmiał się cicho duch.
- Bo on ma dużo racji w swoich teoriach – brunetka uśmiechnęła się szeroko.
- Wiem, wiem... To jak rozgrzałaś się w sobotę? W pewnym momencie wyglądałaś jakbyś się dobrze bawiła... - blondynka spojrzała nieco chytrze na błękitnooką.
- Nie mów tak! Chociaż... Walka to trochę mój żywią, nie ma się co dziwić, że sprawia mi frajdę. O ile nie ma tylu ofiar – westchnęła ciężko.
Morri wyrównała kroku z Anną.
- Znowu gadasz z Eve przez telefon? - Kyoyama pokręciła z politowaniem głową.
- Tak – błękitnooka pokazała język blondynce – Ale muszę tą rozmowę przełożyć na później, na przykład dziś po szkole. Zadzwoń potem.
Aya zamknęła klapkę od komórki.
- Dobra, nie będę wam już przeszkadzać. Idę pogadam z Amidamaru, macie jakieś wisielcze humory. A niby to ja jestem ta martwa – blondynka wzruszyła ramionami, po czym rozpłynęła się w powietrzu.
- Mam wrażenie, że ona jest za wesoła jak na zmarłą – zaśmiała się lekko błękitnooka.
- Może po prostu ma trochę inny pogląd na świat. Wiesz, dla niej jako dla ducha, śmierć nie jest już niczym strasznym – wyjaśniła spokojnie Anna – Ona czuje wszystko trochę inaczej.
- Pewnie tak... Ale to dobrze, zawsze dzięki temu mogę się pocieszyć i nabrać enegrii – Aya przeciągnęła się leniwie. Szarmancko wyprzedziła Kyoyamę i otworzyła przed nią drzwi do jadalni. Tam czekali już chłopcy oraz Vitsumi z plastikowym kubkiem parującej kawy. Morri od razu skierowała się w stronę baru, blondynka natomiast nie odczuwała potrzeby jedzenia. Nie miała apetytu i kilka kęsów od Yoh na pewno jej wystarczy. Zupełnym przeciwieństwem jej postawy była Aya. Ta nałożyła sobie całą tacę jedzenia, od naleśników przez kanapki, aż do jajecznicy. Z górą żarcia usiadła do stołu.
- Kotek, ty naprawdę to zjesz? - Hao podniósł jedną brew. Spojrzał na swój talerz z dwoma tostami, w tym jednym nadgryzionym.
- Ak a so? - wysepleniła Aya z pełnymi już ustami.
- Tym można by nakarmić naszą szóstkę - zaśmiał się Itachi, po czym prychnął z wyższością – Uważaj bo utyjesz, staniesz się gruba i już nie będziesz taką idolką jak teraz.
- A ja jesem ifolką? - przełknęła kawałek naleśnika, patrząc podejrzliwie na bruneta – Z twoich ust to prawie komplement. Czyżby nasz wypad do Akademii Hebi ocieplił nasze stosunki?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo – prychnął podnosząc dumnie głowę – Dalej ci nie ufam, myślę że jesteś zbyt lekkomyślna, żeby w następnym roku objąć moją posadę przewodniczącego! Zrobię wszystko, żeby temu zapobiec!
- A ja uważam, że Morri~chan jest idealnym kandydatem na przewodniczącego – do stolika podszedł uśmiechnięty Deidara. Pocałował na przywitanie czerwonowłosą w policzek. Tuż obok niego szedł Sasori. Obaj dosiedli się do lokatorów.
- Nie uważacie, że ten stół się robi za mały? - zapytał Uchiha patrząc z nienawiścią na blondyna. Zmarszczył gniewnie brwi – Mówisz tak, tylko dlatego, że mnie nie lubisz i oddałbyś władzę najgorszemu wrogowi, abym tylko ja nie był przewodniczącym!
- No właśnie ty jesteś moim najgorszym wrogiem... - niebieskooki zlustrował Itachi'ego wzrokiem.
- Ja myślę, że to ty mówisz tak o Morri~chan, bo widzisz w niej pokłady energii i cechy, których ty nigdy nie miałeś i po prostu jej zazdrościsz – wtrącił się Sasori.
- Nie będę tego słuchał – czarnooki wstał i ruszył ku wyjściu z jadalni.
- Uchiha~sempai... - szepnął Yoh zdziwiony takim zachowaniem bruneta.
- Jest zdenerwowany, jego brat nie odbiera telefonu. Martwi się – wyjaśnił starszy Asakura.
- O to tak jak ja w sobotę, można mu wybaczyć – młodszy zajął się jedzeniem.
- Boli go urażona duma – prychnął Sasori.
- I kto to mówi... - Vitsumi spojrzała podejrzanie na brata. Ten tylko prychnął niczym niewzruszony.
- Ej, coś się stało? - Deidara spojrzał na wszystkich po kolei.
- W sobotę byliśmy na wyjeździe, jesteśmy trochę zmęczeni – wyjaśnił Hao z lekkim uśmiechem.
- A no tak, Vitsumi mi coś wspominała – blondyn zamyślił się na dłużej, po czym zmarszczył brwi. Spojrzał podejrzanie na Yumenai – A gdzie Kitsune?
- A skąd ja mam to wiedzieć?! - czerwonowłosa warknęła. Dopiła kawę i zgniotła ręką plastikowy kubek.
- Jacy wy wszyscy dziś nerwowi... Przepraszam – niebieskooki skapitulował. Nie ciągnął dalszej konwersacji. Podczas reszty śniadania nie było już żadnych ciekawych rozmów, oprócz kilku wzmianek o dzisiejszych lekcjach. Cisze wypełniała Aya, odgłosami pałaszowanych smakołyków. Potem udali się na odpowiednie lekcje.
             Morri miała nadzieję, na spokojną drzemkę, po dość obfitym śniadaniu, jednak nie było jej to dane. Już na godzinie wychowawczej wiedziała, że coś jest nie tak. Kenami nie przyszła na pierwszą lekcję.
- Wiecie co się stało z Kitsune~san? - zapytał zdziwiony mężczyzna. Spojrzał pytająco na jej lokatorki.
- Jest chora – wypaliła Aya. Wszyscy przyjaciele spojrzeli na nią zdziwieni. Brunetka dopiero teraz ugryzła się w język. Odczuwała wewnętrzną potrzebę zrozumienia postępowania Kitsune i udzielenia pomocy dziewczynie. Dlatego nieświadomie usprawiedliwiła lokatorkę.
- Chora? Pielęgniarka nie zgłaszała mi żad... - ciągnął temat dyrektor.
- Została w łóżku, boli ją brzuch, ale to nic poważnego, nie widziałyśmy potrzeby wzywania pielęgniarki – wyjaśniła Anna, wkręcając się w spiralę kłamstwa.
- Dobrze... To jak już wszyscy będziecie sprawni, zapraszam was do mnie do gabinetu – uśmiechnął się chytrze mężczyzna. Zajął się dalszym czytaniem listy.
Reszta odetchnęła z ulgą.
- Łyknął to... - zaśmiała się w myślach Morri. Ułożyła się wygodnie na ławce, po czym pogrążyła w myślach. Wiedziała, że kłamstwo ma krótkie nogi. Kiedyś dość często zatajała coś i przekształcała prawdę przed Hao. Jednak jeszcze nigdy się jej to nie opłaciło. Zawsze wychodziła na tym jak Zabłocki na mydle. Wiedziała, że musi sprostować całą sprawę jak najszybciej. Priorytetem było znalezienie Kenami. Była pewna, że to zadanie nie będzie łatwe. W końcu nie miała zielonego pojęcia co stało się z nastolatką. Musiała wymknąć się nocą. Z jej lękiem wysokości wyskoczenie przez balkon było niemożliwe. Zresztą, wyjście przez główne drzwi wcale nie było takie trudne. Kakashi pilnował wyjścia jak... Po prostu nie pilnował go. Nawet kiedy siedział za swoim biurkiem, za nowe zboczone pisemko był w stanie przymknąć oko na największe wykroczenia.
- Dzięki, że się wstawiłaś za Kenami – Morri usłyszała głos nad sobą. Spojrzała do góry. Zobaczyła lekko uśmiechającą się Vitsumi.
- Nie ma za co. To.. To już koniec wychowawczej? - zapytała zszokowana brunetka.
- Tak, już dzwonił dzwonek, przysnęłaś – wyjaśniła czerwonowłosa. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak umilkła. Odwróciła się i wyszła z sali, bez zbędnych słów.Brunetka zaśmiała się.
- Przespałaś całą lekcję? - zaśmiał się starszy Asakura.
- Niestety... A miałam za ten czas myśleć – jęknęła żałośnie.
- Aha, rozumiem, że proces myślenia jest u ciebie wykonywany osobno – Hao podszedł do dziewczyny. Wziął jej teczkę – Chodź zaraz historia.
- Moja ukochana lekcja – westchnęła z bólem. Posłusznie jednak wstała. Ruszyła za chłopakiem.
- Nie martw się, kochanie. W sprawie Kitsune, razem coś wymyślimy. W końcu to nasza wspólna sprawa – długowłosy złapał dziewczynę za rękę. Uśmiechnął się ciepło.
- Właśnie, wszyscy razem znajdziemy ją. Nie było nas w sobotę, ale zależy nam tak samo jak wam na dziewczynach – koło Hao stanął jego bliźniak.
- Yumenai też wydaje się być zdziwiona tym zniknięciem – Kyoyama spojrzała uważnie na przyjaciół.
- To prawda. Udaje, że nic jej nie obchodzi nieobecność Kitsune, ale właśnie tym nienaturalnym zachowaniem zdradza swoje nerwy – zaśmiała się Morri – One chyba nie są takie złe, na jakie wyglądają!
Po szkole rozbrzmiał donośny dzwonek, nakazujący wszystkim uczniom zajęcie odpowiednich miejsc w salach.
Aya wiedziała, że te zajęcia będą wyznacznikiem jej przetrwania. Nienawidziła siedzenia w jednym miejscu przez czterdzieści pięć minut, a historia szczególnie ją nużyła. Być może dlatego, że było w niej wiele kłamstw, niedomówień i innych takich. Tłumaczona ludziom historia była pozbawiona szamańskich dodatków, które były niezwykle ważnym elementem całej tej układanki. Świadoma tego Morri nie zamierzała tracić czasu na durnoty o wymyślonych bohaterach, kiedy te ważne osoby ginęły zapomniane przez świat. Nawet ktoś tak ważny - ale zarazem groźny – jak Asakura Zeke nie wpisał się na karty historii w ogólnoświatowych księgach. Jedyną nadzieją Ayi na przetrwanie była następna lekcja – wychowanie fizyczne. Kochała ruch i ćwiczenia. Mogłaby wszystkie sześć godzin zajmować się jedynie tymi zajęciami. Dynamika to jej żywioł. Benekichiro – nauczyciel dziewczyn – już dawno skapitulował. Nawet nie wyczytuje jej nazwiska na zajęciach żeńskich. Morri samowolnie przepisała się na o wiele cięższy i aktywniejszy wf chłopaków, który prowadził Sayuki. Mężczyzna z jak największą satysfakcją trenował brunetkę. Była jego dumą, chociaż czasami ciężko się z nią dogadywał. Upartość oraz gadatliwość nastolatki dawała mu się we znaki.
Dzisiejsze zajęcia spłynęły im na biegach.
Po lekcji mieli chwilę wolnego na odsapnięcie, zanim pójdą do szatni. Cała grupa chłopaków, plus Aya siedziała na trybunach ogromnego boiska. Zasapani obserwowali skaczące w dal dziewczyny. Benekichiro był bezwzględny i wykorzystywał każdą chwilę lekcji, aby podręczyć biedne nastolatki.
- Aż mi ich szkoda... - westchnęła Morri. Siedziała uśmiechnięta, obserwując poczynania nauczyciela.
- No, biedna Ania – zaśmiał się Yoh, widząc poczynania ukochanej – Fakt, że skok w dal nie jest jakiś trudny, ale najpierw biegały sześć kółek...
- Kitsune zna Zeka – wypalił niespodziewanie Hao. Siedział między bratem, a dziewczyną i beznamiętnie patrzył w niebo. Miał poważny wyraz twarzy i nerwowo ściągnięte brwi. Jego zawsze rozpuszczone włosy, tym razem miał spięte w kucyk, podobnie zresztą jak brat.
Aya i Yoh spojrzeli na niego zdziwieni. Cieszyli się, że siedzą trochę na uboczu i mogą swobodnie porozmawiać.
- Że co? -
młodszy zamrugał kilkukrotnie oczami – To o tym cały czas myślisz?
- No – przyznał długowłosy. Nadal nie patrzył ani na jedno ani na drugie.
- Skąd ty to wiesz? - Morri spojrzała na ukochanego. Dokładnie obserwowała każdy skrawek jego twarzy.
- Duch Ognia mi powiedział – wyjaśnił krótko Hao.
- Więc przy pierwszym naszym spotkaniu ona myślała, że jesteś Zeke'm? - zamyśliła się brunetka – Ale dlaczego nie bała się? Wręcz... Przeciwnie. Przecież wtedy my nie wiedzieliśmy nic o nich, myśleliśmy, że ona i Yumenai są zwykłymi nastolatkami... A one już od początku wiedziały?
- Nie wiem, o Yumenai Duch Ognia nic nie wspominał. Mówił jedynie, że Zeke spotkał Kitsune przypadkiem, a potem kazał mu się oddalić. Dlatego też nie dowiemy się raczej o czym rozmawiali. Potem pozwolił przenocować jej w swoim obozie i odwiózł ją do Tokio. A zgadnijcie kiedy to było? - Asakura szybo przedstawił
to co wiedział.
- No nie wiem, trudno zgadnąć – Yoh patrzył uważnie na brata.
- Niedługo przed rozpoczęciem turnieju – Hao uśmiechnął się. Spojrzał na twarze przyjaciół, które wyrażały teraz zszokowanie.
- Strasznie chciałabym poznać przeszłość Kitsune – wypaliła Morri.
- Patrz, bo ci opowie – prychnął lekko Asakura.
- No na to raczej nie liczę – westchnęła ciężko brunetka.
- Dobra, zbierajcie się już. Idźcie pod prysznic. Do zobaczenia w środę – Sayuki uśmiechnął się do młodzieży. Nastolatkowie entuzjastycznie pożegnali się z nauczycielem.
- Dobra, idziemy się szybo przebrać a potem zbieramy się przy głównym wejściu – rozkazała Morri, szybko wstając.
-
Po co? - zapytali zdziwieni bliźniacy.
- No jak to po co?! Nie będziemy marnować tej godziny! Musimy do jutra znaleźć Kitsune! - wyjaśniła z lekkim uśmiechem, po czym pobiegła w stronę szkoły, alby trochę się odświeżyć i ubrać.
Wyjaśniła wszystko Vitumi i Annie oraz wysłała SMS dla Ren'a i Itachi'ego. Yumenai zaproponowała również pomoc swojego chłopaka oraz brata.
Wszyscy zebrali się przed głównym wejściem,
chociaż niektórzy mieli nieco odmienne zdanie o poszukiwaniach, niż Aya.
- Dlaczego skłamałaś? - zapytał Itachi patrząc oskarżycielsko na brunetkę – Trzeba było powiedzieć prawdę Jirayi~sama.
On by od razu coś zrobił...
- Tak, i może jeszcze opowiedzieć mu co się stało w sobotę? - prychnął Ren. Spojrzał z politowaniem na
lokatora.
- A czemu nie? - żachnął się Uchiha.
- Bo raczej nikt by nam w to nie uwierzył! - wyjaśniła dosadnie Morri – Muszę ją kryć, nie wiadomo gdzie poszła!
- Myślicie, że została w szkole? - zapytała z niedowierzaniem Vitsumi.
- Warto spróbować – Yoh uśmiechnął się tak, jak to tylko on potrafi - Akumine jest ogromne, może gdzieś siedzi z laptopem, zaszyta w jakimś kącie.
- Właśnie, przeszukajmy wszystkie korytarze – entuzjazmem zaraził się Hao – Bibliotekę, szatnie i sale.
- W sumie, można też zobaczyć na dachu – zamyśliła się Yumenai.
- Kitsune na dachu? - zaśmiał się Ren – Ona się boi wychodzić na balkon. Jak przechodzi do nas nad barierką, to ma na twarzy tyle bólu, że można go zeskrobywać.
- Ale to tylko przy krawędziach, możliwe, że siedzi przy jakiejś ścianie – wyjaśniła Yumenai, po czym spojrzała na fioletowowłosego nieco oskarżycielsko – I przypominam, ze to ty ją wyrzuciłeś za barierkę...
- To było dawno! - wytłumaczył szybko Tao, nie dając dokończyć dziewczynie – Po za tym, nie mam jakichś wyrzutów sumienia, z miłą chęcią to powtórzę!
- O ile ją znajdziemy. Nie traćmy czasu, chodźmy już – powiedziała Anna, nie mogąc już słuchać tej do donikąd prowadzącej rozmowy.
- Właśnie. Podzielmy się na grupy – zaproponował Yoh – Aniu, Aya, Yumenai idźcie na dach
i sprawdźcie pokoje klubowe do których należy Kitsune. Uchiha~sempai, Akasuna~san i Douhito pójdziecie do celi i obejdziecie tamte korytarze i sale, my zajmiemy się dołem i akademikiem.
- Kto ci dał prawo rządzenia? - zapytał Sasori z lekkim uśmiechem.
- Ja – wyjaśnił krótko fioletowowłosy – Chodźmy już, miło by było zdążyć jeszcze coś zjeść. Przez tą idiotkę mamy tylko same kłopoty...
Mruknął niezadowolony, po czym wszedł do szkoły. Reszta uśmiechnęła się. Ruszyli za nim. Dziewczyny ruszyły schodami na górę.
- A próbowałaś do niej dzwonić? - zapytała Morri, patrząc znacząco na czerwonowłosą.
- Tak i to nie raz, ale nie odbiera. Założę się że siedzi gdzieś beztrosko i ogląda nowy sezon My Little Pony – westchnęła ciężko Yumenai.
- Kitsune ogląda My Little Pony? - Anna podniosła w napięciu jedną brew.
- Nawet nie pytaj, błagam... - zielonooka potrząsnęła z politowaniem głową. Chwilę milczały. Wszyscy wychodzili akurat na obiad do stołówki znajdującej się w akademiku, dlatego też szkoła opustoszała. Można było swobodnie się poruszać
i rozmawiać. Vitsumi spojrzała niepewnie na lokatorki – Szczerze jestem zdziwiona, że aż tak się przejęłyście jej zniknięciem.
- Dlaczego? - zdziwiła się Anna.
- Po tym co widzieliście w sobotę, myślałam, że już nie będziecie chcieli nas znać. W końcu, to była niezła rozwałka – przyznała czerwonowłosa.
- No... Szczerze, byłam zszokowana waszą brutalnością – brunetka podrapała się z zakłopotaniem po głowie. Musiały tutaj uważać – właśnie miały przejść przez drzwi prowadzące na dach – było to zabronione regulaminem szkolnym. To jednak nie przeszkodziło dziewczynom we wtargnięciu na zakazane schody. Brunetka stanęła na półpiętrze przy ostatnich stopniach prowadzących na dach – Ale staram się to zrozumieć. Nie dam wam spokoju, aż nie dowiem się wszystkiego o Kuroi Kitsune. Cały ten Masao... Jego przemowa była co najmniej dziwna. To już nawet nie chodzi o samą Kitsune~chan... Mam wrażenie, że jest za tym ukryte coś jeszcze. Wszyscy jesteśmy zagrożeni. Ta korporacja jest niebezpieczna prawie tak samo jak Wyrzutki! Kolejna sekta... Dlatego też...
Brunetka spojrzała z uśmiechem na Yumenai. Miała błyszczące iskry w oczach, które wskazywały na jej podniecenie i entuzjazm.
- Dlatego też priorytetem teraz jest rozbicie Kuroi Kitsune w mniej brutalny sposób niż do tej pory! Zobaczysz, pomożemy wam i wszystko będzie dobrze! - Aya wyszczerzyła swoje wszystkie ząbki.
- Morri~chan... - szepnęła nieco zdziwiona takim pozytywnym nastawieniem Vitsumi.
Błękitnooka złapała ją za rękę i pociągnęła na dach.
- Mów mi po prostu Aya! - brunetka chciała jak najbardziej ocieplić stosunki z dziewczynami.
Wkroczyły na najwyższe piętro Akumine. Widok stąd był boski. Cały krajobraz otaczający szkołę zapierał dech w piersiach.
Dziewczyny były zszokowane całą naturą i boskością tego miejsca.
- To jest... Nie do opisania – Anna uśmiechnęła się szeroko, po czym nieco posmutniała – Szkoda tylko, że po Kitsune ani śladu.
- No... - westchnęła Yumenai – Idziemy do klubu, może siedzi i gra na basie!
Kiedy tylko ten pomysł wpadł do głowy Vitsumi, dziewczyna automatycznie odwróciła się i pobiegła w stronę pokoju.
- I tyle z pięknych widoków – westchnęła Kyoyama, ale ochoczo ruszyła za lokatorką. Postanowiła również, w miarę swoich możliwości pomóc przyjaciółkom, aby móc kiedyś razem podziwiać te piękne widoki z dachu szkoły Akumine.
              Niestety, poszukiwania nie przyniosły żadnych efektów. Kenami nie pojawiła się do końca dnia, ani w szkole, ani w akademiku. Był już późny wieczór i wszyscy siedzieli w swoich pokojach. Hao z okularami na nosie uczył się leżąc na swoim łóżku. Mimo tego, iż czytał poszczególne wyrazy nie mógł się skupić na ich sensie. Zdania zdawały się nie mieć głębszego znaczenia, a rysunki i tabele latały mu przed oczyma. Spojrzał na Yoh. Ten nawet nie trudził się otwarciem książek. Leżał na brzuchu wtulony w swoją poduszkę i najwyraźniej ucinał sobie popołudniową drzemkę.
- Czy on nie powinien odrabiać lekcji czy coś? - zapytał Itachi. Chłopak siedział przy stole. Właśnie wykonywał niezbędne obliczenia do swojej pracy domowej z matematyki.
- Jakbyś się nie przyzwyczaił, że mój braciszek ci
ągle śpi – zaśmiał się długowłosy.
-
Nie śpię – wyjaśnił młodszy. Usiadł na łóżku i przeciągnął się leniwie – Po prostu odpoczywam po ciężkim dniu...
- A czym ty się tak zmęczyłeś, na każdej lekcji spałeś – długowłosy wyrwał zapisaną kartkę z zeszytu i zgniótł ją. Rzucił pociskiem w bliźniaka.
- Ale zaraz dostaniesz! - warknął Yoh. Przyjął zaproszenie na bijatykę. Przeszedł na łóżko brata. Zaczęli się tarmosić za włosy i w końcu spadli na podłogę.
- Ile wy macie lat? - Ren pokręcił z politowaniem głową. Grał w jakąś bijatykę na pożyczonej od Vitsumi przenośnej konsoli. Postanowił za wszelką cenę pobić jej rekord, nawet jeśli miałby przez kolejny tydzień nie robić nic innego.
- Trzynaście! - krzyknęli bracia.
Fioletowowłosy spojrzał na nich zdziwiony. Nie miał pojęcia skąd taka liczba, ale postanowił to zostawić w spokoju.
- Wam to już święty Boże nie pomoże! - zaśmiał się wesoło Itachi. Sam miał ochotę potarzać się po dywanie z Sasuke. Często tak robili jak byli mniejsi, teraz przez różne szkoły rzadko się widzieli.
- Właśnie... Święty... - Tao zamyślił się przez dłuższą chwilę. Wstał z posłania.
Wsunął grę do kieszeni spodni, po czym zaczął nakładać trampki.
- Gdzie idziesz? - zapytał Yoh,
który właśnie dusił brata poduszką.
- Przewietrzyć się. Oczy mnie już od tego grania bolą – powiedział Tao. Nie czekając na reakcję reszty wyszedł z pokoju. Zszedł schodami na dół. W hallu panował półmrok. Jedyne światło dawała niewielka lampka przy biurku Kakshi'ego. Szarowłosy spojrzał niepewnie na złotookiego.
- A ty gdzie się wybierasz? Za dwadzieścia minut cisza nocna – mężczyzna spojrzał podejrzliwie na ucznia.
- Wiem – Ren wzruszył ramionami. Puścił pytanie mimo uszu.
- O dwudziestej drugiej zamykam drzwi – przypomniał Hatake.
- To zapukam – Tao tym jednym zdaniem pokazał, jak bardzo głęboko w poważaniu ma tutejsze zasady. Nie zamierzał się nikomu podporządkowywać. Przecież był wielkim szamanem! Nie potrzebuje zgody na wyjście po zmroku.
- Dokąd idziemy mistrzu Ren? - koło chłopaka zmaterializował się Bason.
- Chyba dokąd ja idę –
prychnął złotooki.
- Nic się nie zmieniłeś mistr
zu Ren – zaśmiał się wojownik – Dalej jesteś tak samo szorsti jak w czasie turnieju.
- Nikt ci nie każe ze mną iść – fioletowowłosy poczuł się nieco urażony tą uwagą. Chciał się zmienić, być chociaż trochę lepszym człowiekiem. Ale jak widać, słabo mu to wychodziło. Przy najbliższych przyjaciołach czuł się swobodnie, lecz przy obcych nadal nie umiał postępować „grzecznie”.
- Przepraszam, mistrzu Ren, nie chciałem cię zdenerwować – duch, przez chwile zamilkł, po czym rozejrzał się dokładnie. Wyszli właśnie z placu szkolnego. Ren szybkim krokiem wtargnął w las. Zwinnie omijał kolejne drzewa – To, dokąd zmierzasz mistrzu Ren?
- Znam jeszcze jedno miejsce, gdzie może być Kitsune –
wyjaśnił Tao. Uśmiechnął się lekko – Byłem z nią tam na hanami.
- Spędziłeś hanami z Kitsune~san? - zapytał zdziwiony
- Nie! - wrzasnął zszokowany takimi pomysłami złotooki – Skąd ci to przyszło do głowy?! Oszalałeś?!
- Przecież sam to powiedziałeś mistrzu Ren – westchnął ciężko Bason – Po za tym, tak się o nią martwisz...
- Wcale się o nią nie martwię! Martwię się o otoczenie wokół niej! Jest niebezpieczna! I już mnie nie męcz tymi swoimi pytaniami! - zażądał złotooki. Dla potwierdzenia swoich słów przyspieszył.
Miał zamiar zostawić ducha w tyle. Wojownik zrozumiał, iż trafił w jakiś czuły punkt. Nie zamierzał drażnić swojego szamana, dlatego chociaż raz w swoim życiu po życiu ugryzł się w język.
Złotooki szedł wgłąb lasu bardzo pewnie, chociaż drogę wybrał trochę przypadkowo. Nie pamiętał dokładnego położenia świątyni. Po za tym zrobiło się już ciemno i każde drzewo wyglądało zupełnie inaczej niż za dnia. Dlatego też fioletowowłosy z ulgą odetchnął, zauważając w oddali zarys budynku. Mimo wszech ogarniającego mroku mógł dostrzec pewne zmiany w świątyni. Widać było, że jest o wiele bardziej zadbana niż w kwietniu. Tao nie czekał ani chwili. Wbiegł po schodach. Wszedł do środka. Westchnął. Świątynia była pusta, chociaż oczywistym było, że ktoś niedawno tu przebywał. W kątach dopalały się niziutkie już świeczki.
Ren'owi na chwile zabrakło powietrza. W oczy od razu rzuciła mu się środkowa ściana, albowiem pokryta była od dołu do góry różnymi fotografiami. Na podłodze stała drewniana skrzynia, na której leżały nieco już zwiędnięte, aczkolwiek nadal świeże kwiaty.
Zdziwiony Tao robił kilka kroków do przodu. Podłoga nie skrzypiała jak niegdyś pod nogami Kenami. W okół było słychać jedynie delikatne stąpnięcia złotookiego.  
- Co to jest? - koło szamana zmaterializował się Bason.
- Chciałbym wiedzieć – Ren stanął tuż przy ścianie pokrytą fotografiami. Dokładnie oglądał każdą z nich. Nie było dwóch takich samych – każde przedstawiało inną osobę. Niektóre były legitymacyjne, inne przedstawiały zamknięte w kliszy urywki życia postaci ze zdjęć. Przejechał delikatnie po jednej ze śliskich kartek. Znajdująca się na nim dziewczyna. Była bardzo ładna. Wyglądała na około szesnaście lat. Jasna karnacja ładnie komponowała się z jasno różowymi włosami. Grafitowe oczy nastolatki zerkały prosto na fotografa. W ręku dzierżyła wiśnię, którą wkładała do uśmiechniętych ust. Widać było, że jest szczęśliwa.
- Sadawa Miyomi
Ren podskoczył. Niechcący wpadł na skrzynię przed sobą. Kolanem zgniótł bukiet kwiatów leżący na „ołtarzu”. Odwrócił się, przyciskając plecami do ściany pokrytej fotografiami.
- Uważaj, są na szpilki. Jeśli nie będziesz uważać, wszystkie spadną – Kenami poprosiła chłopaka o trochę ostrożności. Złotooki bez słowa wstał i stanął obok Kitsune, przodem do niej. Dziewczyna uśmiechała się lekko. Była trochę brudna. Widać było jej zmęczenie. Jej czarny golf był poszarpany, tak samo jak spódnica. We włosach miała kilka małych gałązek i liści. Na plecach trzymała niewielki plecak, a w ręku dzierżyła bukiet pięknych, świeżych czerwonych róż. Zdjęła z ramion torbę. Ze środka wyjęła kolejne zdjęcie. Podeszła do boku ściany, gdzie przypięła kolejną fotografię.
Na zdjęciu, pośród ogrodu z czerwonych róż stał chłopak. Miał pomarańczowe, poczochrane włosy i szare oczy, przytłumione szkłami okularów w grubej oprawie. Był ubrany w niemodny brązowy sweter i spodnie prasowane na kant. W rękach trzymał dyplom z wyróżnieniem.
- Umira Motoyuki – głos ponownie zabrała Kenami. Położyła kwiaty na skrzyni. Docisnęła palcami szpilki, aby zdjęcie nie spadło ze ściany – Miał szesnaście lat, młodszego brata i matkę. Brak ojca. Skromne życie. Chciał pomóc matce po skończeniu prestiżowej szkoły...
- Czy to... Czy to ten chłopak, który zginął..? - zapytał niepewnie Ren. W nastolatku rozpoznał zjedzoną przez Zdziśka ofiarę.
- Tak. Trochę trudno mi było znaleźć jego dane, dlatego mi to tyle zajęło... - zaśmiała się lekko, po czym nieco posmutniała – Żałuję, że nie dam rady znaleźć zdjęć pilotów...
- Czekaj chwile... Co to właściwie jest? - zapytał zszokowany Tao. Nie wiedział, czy ta dziewczyna go bardziej fascynuje, czy przeraża.
- To są wszystkie ofiary klanu, którym nie zdołałam pomóc. Te osoby zostały albo zamordowane, albo zabrane do laboratorium – zaczęła powoli wyjaśniać szatynka. Usiadła na ziemi pod „ołtarzem”. Patrzyła na zdjęcia, przesuwając powoli wzrokiem po każdej fotografii – Od kiedy uciekłam, staram się dowiadywać o każdej akcji, prowadzonej przez Kuroi Kitsune. Oczywiście nie jest to do końca możliwe... Razem z Vitsumi w miarę możliwości staramy się pomóc wybranym przez klan osobom, ale nie zawsze się to udaje. Naprawdę, chciałam ich wszystkich obronić, ale nie zawsze mam na to siły. Czasem to się nie udaje...
- Więc oni wszyscy zginęli przez twój klan? - Tao usiadł obok dziewczyny. Patrzył to na nią, to na ścianę. Zielonooka wyglądała wyjątkowo smutno i żałośnie.
- Albo przeze mnie – Kenami wzruszyła ramionami – W końcu jestem jedną z nich. Jestem Kitsune.
- To, że należysz do tej rodziny, nie znaczy że jesteś taka jak oni! - zaprzeczył Tao. W sumie nie wiedział, dlaczego to powiedział. Nie chciał się do tego przyznawać, ale gdzieś w głębi swojego zlodowaciałego serca współczuł nastolatce. On przecież też miał na pieńku z calutką swoją familią. Jedynie ukochana siostrzyczka – Jun – nadal utrzymywała z nim kontakt. Tak naprawdę, gdyby nie przyjaciele, nie miałby się gdzie podziać. A wszystko dlaczego? Dlatego, że zamiast być egoistyczną świnią, uratował świat. Ładna zapłata...
- Jesteś dobrym człowiekiem – Kitsune uśmiechnęła się promiennie patrząc na zamyśloną twarz fioletowowłosego.
- Co?! - Ren patrzył na nią zszokowany. Jego policzki mimowolnie stały się różowe. Cieszył się, że świeczka stojąca obok zgasła i mógł pogrążyć się w ciemności.
- To co słyszałeś – dziewczyna wstała. Wyjęła z plecaka zapalniczkę. Zapaliła kilka kadzideł, które porozkładane były po całej świątyni. Wróciła pod ołtarz. Przejechała opuszkami palców po jednym ze zdjęć. Półmrok sprawił, iż chłopak nie mógł zobaczyć postaci na zdjęciu, czego bardzo żałował – Isoshi...
- Co? - zapytał cicho.
- Nic, przepraszam. Zamyśliłam się – szatynka uśmiechnęła się szeroko – Wracamy? Pewnie Vitsumi już wychodzi z siebie.
- Wszyscy wychodzą z siebie – wyjaśnił Tao. Patrzył jak Kenami kłania się na pożegnanie wiszącym zdjęciom. Uczynił tak samo. Wyszli ze świątyni. Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze.
- Ty też się martwiłeś? Reen~kun? - zapytała, specjalnie wyciągając samogłoskę w ostatnim wyrazie.
- Kto ci pozwolił mówić do mnie po imieniu?! - krzyknął rozdrażniony złotooki. Jak ona śmiała sądzić, że chłopak przejął się takim błahym zniknięciem?
- A nie mogę, Reeen~kun? W końcu chyba jesteśmy przyjaciółmi! - zaśmiała się wesoło.
- A rób co sobie chcesz... Kakashi już pewnie zamknął drzwi, więc chodź szybciej, a nie się ślamazarzyć... – Tao przyspieszył kroku – ...Kenami.
Dziewczyna zachichotała głośno. Zaczęła biec w stronę akademika. Nie minęła sekunda, a złotooki ją dogonił. Nie zamierzał być w niczym gorszy niż Kitsune!


~*~ENDING~*~


Kenami: Ohayo! Trochę jestem zdziowna, że nie wstawiło mi odcinka wczoraj, tylko puste pole ._.
Vitsumi: Bo ty się niczym posługiwać nie umiesz >-<
Kenami: Nieprawda! A widelec? Q_Q Widelcem dobrze się obsługuje!
Ren: Tsa... Podczas jedzenia zupy.
Aya: Dlaczeczo wy zawsze po niej jedziecie? o.O
Vitsumi&Ren: Bo lubię
Anna: Jak z dziećmi...
Yoh: Ale zobacz, to też ma swój urok nie uważasz? Jest tu tak... Jak w domu *_*
Hao: Ćpałeś coś?
Yoh: Mandarynki ~
Hao: Jest środek lata, skąd ty wziąłeś mandarynki?
Yoh: Jedna spadła mi na święta pod regał, znalazłem ją wczoraj.
Hao: Naprawdę ją zjadłeś?! O_O
Yoh: Dobrze się czujesz?! Idiotę z ciebie robię!
Hao: A wiadomo kiedy łupi żartuje...
Yoh: Oh ty! *oboje lądują na ziemi szamocząc się*
Itachi: Kyoyama, jak ty z nimi wytrzymujesz?
Anna: Nie mam pojęcia ;_;
Kenami: Kumiko, aż jestem zdziwiona że tak ci się podobają opisy walk XD Fakt, pisało mi się je całkiem nieźle, ale nie myślałam, że są dobre @_@
Itachi: Dobry to ja podobno się stałem :D
Kenami: No... To źle, za mało jest tutaj czarnych charakterów :D
Ren: Ty jesteś czarnym charakterem ._.
Kenami: Kłamczysz :C Nie jestem czarnym charakterem! Kumiko mnie lubi :D Arigato~
Anna: No i się w końcu pojawiliśmy... Ale ma nas być więcej!
Yoh: Nas?
Anna: Mnie i ciebie Koteczku >_<
Yoh: Aha @_@
Kenami: I przepraszam, że jednak się nie wyrobiłam do 23 :( Starałam się Q_Q I wiem że jestem głupim kmiotem, ze nie dałam całej opowieści Ducha Ognia, ale to będzie za kilka odcinków :D Ao mori, wiem, że moje opowiadanie jest dziwne, bo szamanizm zszedł na drugi plan, ale postanowiłam wprowadzić trochę orginalności XD Ale proszę się nie martwić! Szamanizm wróci jeszcze tutaj i to na cieplutkie pierwsze miejsce ;p
Ren: Co do jej prawka, to lepiej Białostoczanie nie wychodźcie z domu...
Kenami: Nieprawda! Idzie mi nawet dobrze! Jeszcze nic nie potrąciłam! I jeździ się świetnie :D I nie, nie mieszkam w Bielsko-Białej, ale w Bielsku Podlaskim :D Zapraszam jak ktoś ma ochotę wpaść XD
Vitsumi: Kto by chciał? ._.
Kenami: Cicho, daj pomarzyć ;_;
Aya: Kochana Lioness... Nie doczekałaś się opowieści XD Przykro mi...
Duch Ognia: Nie dałaś mi dopowiedzieć Kenami~baka Q_Q
Kenami: Lepiej uważaj, bo ciebie usunę całego! A ja „Naruto” oglądałam całe, ale Shippuuden to już tylko pierwsze odcinki. Skapitulowałam. Za dużo tego ;_;
Yoh: I nie strzelaj foszka, Spokoyoh :3 Jeszcze się tutaj o nas naczytasz :D
Kenami: Wiem kochana Spokoyoh, że ty nie propagujesz przemocy. Ale chcę uchwycić okrutność całego świata w moim opowiadaniu D:
Ren: Nie przesadzasz?
Kenami: No bo tak jest... Świat jest okrutny, niestety... Ale też po prostu lubię horrory i rozruby i ostatnio miałam taki humor na gore... Że musiałam trochę krwi dodać do odcinków XD
Itachi: Cieszę się, że nie jesteś już do mnie aż tak uprzedzona Spokoyoh~chan *_* To dla mnie zaszczyt, że jestem dla ciebie znośny :D No... Oczywiście razem z bratem ^^”
Kenami: Właśnie, przepraszam za czcionkę pod 18 odcinkiem, ale blogspot nie chciał ze mną dojść do porozumienia. W końcu pokazałam białą flagę i się poddałam. Mam nadzieję, że ten odcinek będzie już normalny. I Kini-san, jak ja cie dobrze rozumiem. Nie mam czasu nawet obejrzeć jakiegokolwiek odcinka z animełków, już nie mówiąc o czymś bardziej ambitnym Q_Q jak skończę to prawko, to w połowie sierpnia wezmę się do roboty! Bo tak btw w piątek za tydzień mam 18 a z tym też dużo roboty Q_Q
Dobra, teraz już lecę. Następny odcinek będzie pewnie już po 9 sierpnia, więc... Ja ne! Ao mori, przeczytałam już notkę u ciebie, ale komentarz dodam djutro rano Q_Q Chcę spać... I przepraszam Minikeiti, że cię nie byłó w 19 odcinku, ale nie martw się niedługo się doczekasz. Ponieniwnie... Ja ne!