Kartka w kalendarzu pokazywała dwudziesty
trzeci dzień dziesiątego miesiąca roku.
Od pamiętnego festiwalu, zespół „Eve”
stał się synonimem jedności, a Morri Aya w kilka dni została idolką wśród wielu
nastolatków w Japonii. Dostała nawet kilka propozycji wywiadów do gazet.
Przyjaciele są pewni, że gdy tylko
wydadzą płytę, Aya dostanie zaproszenie do telewizji i żurnali mody.
Teraz jednak trwała dość nużąca
lekcja matematyki. Chociaż uczniowie klasy I B bardzo chcieli ją przetrwać bez
większych problemów, nie każdemu się to udawało.
Kenami
ziewnęła szeroko.
- Kitsune,
proszę nie spać! – Nauczyciel matematyki spojrzał na nią surowo. – Jeśli się
nudzisz, wstań i rozwiąż zadanie przy tablicy.
- Przypał… -
Zaśmiała się pod nosem Aya, patrząc ze współczuciem na przyjaciółkę. Założyła za
ucho pasmo białych włosów.
Chociaż w swoim odczuciu pogodziła
się z „Itamishi” i zapanowała nad nim, to ani czarna plama na skórze, ani
zmienione pasemko włosów nie chciało zniknąć. Błęłkitnooka bała się, że tak jej
zostanie. Niby Hao mówił, że mu to nie przeszkadza, ale Aya czuła się oszpecona.
Kitsune
westchnęła głośno. Leniwie wstała z ławki, chcąc grać na czas. Ruszyła ku
tablicy, kiedy nagle rozwył się głośny szkolny alarm, nawołujący do zebrania
wszystkich uczniów „ w bezpiecznym miejscu”.
Starszy
Asakura przewrócił z politowaniem oczami. Złapał przyjaciółkę za dłoń,
zmuszając ją do nachylenia się.
- Kenami,
przegięłaś. Nie możesz wykorzystywać swoich umiejętności do…! – Długowłosy
poczuł obowiązek zbesztania uczennicy.
- Hao, ale
to nie ja… - Szatynka zrobiła naprawdę zdziwioną minę.
- To nie są ćwiczenia! Prosimy zachować spokój
i udać się do bezpiecznego punktu! – Ze szkolnych głośników zaczął wypływać
sztuczny głos syntezatora, nagranego na płytę i odtwarzanego w razie potrzeby.
– Powtarzam! To nie są ćwiczenia! Prosimy
zachować spokój i ud…
- Sensei, co
się dzieje? – Zapytała jedna z uczennic.
- Nie wiem,
ale musimy zachować spokój. Proszę, abyście wstali. Teraz powoli wyjdziemy i
udamy się na salę gimnastyczną. – Zażądał nauczyciel. Miał nietęgą minę
oznaczającą jedno – sam był nieźle przestraszony.
Przyjaciele spojrzeli po siebie
zdziwieni.
-Yoh! – Nad
głową szamana zawisnął Amidamaru. – Nie mam dobrych wieści…
- Napadli
nas kosmici? – Zażartował niefortunnie Asakura.
- Gorzej. – Obok Ayi pojawiła się
Eve. Miała niezwykle poważną minę. – Kuroi Kitsune.
~*~ OPENING ~*~
- Keni, spokojnie – Ren złapał
delikatnie Kitune za dłoń. – Jeśli będziesz się denerwować…
- Nie mogę
tu tak spokojnie iść do schronu, wiedząc że oni tu są. Kuroi Kitsune są zdolni
do wszystkiego! Cholera… Co oni tu robią?! – Warknęła zielonooka zdenerwowana
nie na żarty. Wyrwała dłoń z uścisku młodego Tao.
- Jeśli
bardzo chcesz, wymkniemy się tam i… - Zaproponował Yoh.
Wszyscy
uczniowie Akademii Akumine szli właśnie korytarzem w kierunku sali
gimnastycznej, która w razie kryzysowych sytuacji była przystosowana do
służenia za bunkier.
- Nigdy w
życiu was na to nie narażę! – Zielonooka czuła się spanikowana.
- Już to przerabialiśmy, Kenami! Przecież
nic nam się nie stanie.– Aya uśmiechnęła się pocieszająco. - Troszkę zaufania!
Kenami parsknęła cicho. Patrzyła ze
strachem na przyjaciół. Każdy był w nieciekawym humorze. Jej najbliżsi byli
rozdrażnieni i czujni, a cała reszta uczniów zdawała się być przerażona całą
sytuacją. Kitsune nerwowo zacisnęła dłonie w pięści. – Myślicie… Że oni są tu
po mnie?
- Nawet
jeśli tak, to nikt cię stąd nie zabierze. Nie pozwolę na to. – Obiecał Ren,
mówiąc poważnym nawet jak na niego głosem. – Nie wrócisz do laboratorium, nie
bój się.
- Właśnie,
obronimy cię. Masz przy sobie elitę ziemskich szamanów! – Hao złapał za dłoń
Ayę. Chciał, żeby dziewczyna czuła teraz jego bliskość.
- I jedną
nieśmiertelną pół-demonicę! – Morri puściła przyjaciółce oczko.
- Dziękuję
wam wszystkim, jesteście wspaniali. – Kenami czując wsparcie najbliższych,
miała wrażenie, że większa część strachu odeszła w kąt. Przysunęła się bliżej
Ren’a i oparła głowę o jego ramię. Chłopak nawet się nie zarumienił. Nie myślał
teraz o tym, że uczniowie zaczynają cicho szeptać o „nowej parze”.
Martwił się
o Kenami. Ostatnie wydarzenia, bardzo ich do siebie zbliżyły. Dużo sms’owali,
nocami często widywali się na balkonie. Tao pomagał nagrać dziewczynie taśmę ze
„Sfinksami”, rozmawiał z Faustem o jej chorobie, konsultowali się też razem z
innymi specjalistami. Dodatkowo, przecież oboje brali udział w przygotowaniach
do festiwalu.
Spędzali ze
sobą większość wolnego czasu.
Oczywiście
nigdy jej tego nie powiedział, bo jak by to brzmiało, ale… Kochał ją. I
cholernie się bał o jej zdrowie i życie.
- Musimy
zaopatrzyć się w broń. – Powiedział pewnie złotooki.
- Hm,
mogłabym dać wam miecze, tak jak przy ataku na Króla Duchów… – Zaproponowała
Aya.
- Znów
poczuć moc Tsuchukary? – Zapytał na głos Tao, udając się w świat wspomnień i
marzeń. – Interesująca propozycja.
- …ale nie
wiem jakby na to zareagował Itamishi. – Dokończyła Morri, drapiąc się z
zakłopotaniem po głowie.
- Może
lepiej nie ryzykować. – Zaproponował Hao, któremu aż serce zadrżało na myśl o
czarnym mieczu.
- Duchy nie
mogą nam dostarczyć broni. Sami… Wydostaniemy się stąd. Możemy uciec z tłumu. -
Yoh zaczął snuć swój plan. Nie podobało mu się to, że ktokolwiek grozi dla
Akumine. Ta szkoła to jego dom i czuje się związany zarówno z tym miejscem,
uczniami jak i nauczycielami. – Amudamaru, co tam się dzieje?
- Nad Akumine krążą uzbrojone helikoptery z logiem
Kuroi Kitsune. W środku są żołnierze. Dodatkowo z lasu wyłaniają się jakieś
dziwne maszyny. – Zakomunikował samuraj.
- Androidy.
Uh… Będzie ciężko. - Westchnęła Kenami. – Nie możemy jednak dopuścić do
bezpośredniego ataku na uczniów.
- Więc chodźcie
ze mną. Jiraya będzie potrzebował doświadczonych wojowników.
Przyjaciele
nagle zatrzymali się. Cały czas trzymali się z tyłu ewakuujących się ludzi.
Dopiero teraz zauważyli, że obok nich idzie Kakashi.
- Co ty tu
robisz?! – Krzyknęli całą gromadą.
- Cicho! Nie
zwracajcie na siebie uwagi! – Szarowłosy naciągnął golf jeszcze wyżej,
zasłaniając mocniej swoje usta. Skinął głowę w boczny korytarz. – Chodźcie.
Odwrócił się
i razem z uczniami ruszył w pokazanym wcześniej kierunku. Szli kilka minut. Skryli
się w kanciapie, gdzie panie sprzątaczki trzymały swoje miotły. Kakashi odsunął
na bok jeden z regałów zagraconych środkami czystości. Za półką pokazały się
tajemnicze drzwi. Mężczyzna bez namysłu otworzył je i gestem ręki zachęcił
przyjaciół do wejścia w nieznane im części Akumine.
Mimo zdziwienia nikt nic nie mówił.
Przyjaciele szli jeden za drugim, rozglądając się nieśmiało dookoła. Poruszali
się długim, zimnym korytarzem. Jedynym źródłem światła była latarka Kakashi’ego.
Hao nie zastanawiając się długo
wysunął przed siebie dłoń, na której pojawił się płomień ognia. Rozejrzał się
dookoła. Korytarz był wąski i niski, cały wyłożony szarą glazurą.
Potajemne przejście pod ich kochanym,
dobrym Akumine!
- Gdzie idziemy? - Zapytał zaniepokojony Tao.
- Zobaczycie. – Odparł Kakashi. Po
kilku minutach ich ciekawość została zaspokojona.
- Przecież to Akademik… - Zdziwiła się
Aya, wychodząc doskonale jej znane pomieszczenie. Wyłonili się z drzwi na
zapleczu kuchni. Morri czasem wpadała tu podjeść jakieś smakołyki.
- Tak. – Kakashi przytaknął
delikatnie uczennicy. Wyszli na korytarz, po czym udali się do jedynego pokoju
na parterze, które było biurem zarządcy akademika (czytaj: pokoju do spania i
czytania sprośnych książeczek Kakashi’ego). Stało tam drewniane biurko, półka z
książkami, stolik kawowy, kanapa i dwa fotele. Wszystko skromne, ale ładnie
dopasowane.
Przyjaciele nie przybyli tu jednak
dla podziwiania gustu swojego zarządcy.
- Cieszę się, że przybyliście. –
Jiraya siedziała biurkiem. Miał srogi, zdenerwowany wyraz twarzy. Opał ręce na
łokciach o blat. Nerwowo stykał ze sobą palce u rąk.
Yoh, Hao, Aya, Anna, Ren i Kenami
stali przed dwoma mężczyznami pełni skrajnych emocji. Nie wiedzieli, co o tym
wszystkim myśleć.
- Co się dzieje, Jiraya~sensei? – Hao
mocno zmarszczył brwi.
- Cóż, nie
wiem od czego zacząć. Już od dawna chciałem z wami porozmawiać, ale nigdy nie
było okazji… Szkoda, że ta nadarzyła się w takiej sytuacji. - Dyrektor
westchnął głośno. Zerwał z szyi krawat i niechlujnie rzucił go na blat biurka.
– Dziś otwarcie zaatakowało nas wojsko Kuroi Kitsune.
-
Przepraszam! – Kenami ukłoniła się w pas, przez co ledwie się nie przewróciła.
Kręciło jej się w głowie, a serce kołatało w klatce piersiowej. Tak bardzo się
bała tego, co teraz nastąpi!
- Oh, nie
wymagam od ciebie przeprosin, Kenami~chan. – Szarowłosy uśmiechnął się lekko. –
Nie kłaniaj się. To nie twoja wina…
- Właśnie,
że moja! – Dziewczyna zrobiła krok w przód, prostując się automatycznie. – Oni
są tu po mnie!
-
Najprawdopodobniej tak, ale to i tak nie twoja wina. Swoją drogą… To ty jesteś
odpowiedzialna za ten ostatni atak terrorystyczny? - Zapytał Jiraya nieco zbyt wesołym tonem,
jak na zaistniałą sytuację.
- Nie nazwałabym
to atakiem terrorystycznym. - Kenami schyliła głowę z zakłopotania.
- Nie no
kawał dobrej roboty. Kuroi Kitsune dostało po nosie. Musieli oddać większą
część swojego majątku i zdobyczy laboratoryjnych. – Kakashi kiwnął z uznaniem w
stronę zielonookiej.
- O tym
chciałeś z nami porozmawiać? – Zapytał rzeczowo Tao.
- Skąd wiesz
o Kenami? Bo mówisz jakbyś wiedział o czym mówisz… - Aya założyła ręce na
piersiach, czekając na wyjaśnienia. Nie z nią te numery!
- Oboje z
Kakashi’m wiemy o wszystkim. Pamiętacie urodziny Shi? Nie byliśmy tam
przypadkowo. To moja znajoma. Zresztą… Przyjaźniłem się również z Minoru i
Reiko. Waszymi rodzicami. – Jiraya spojrzał zarówno na Ayę, jak i wiszącą nad
nią Eve.
Przyjaciele
przez chwilę milczeli.
- CO?!
- No cóż…
Tak jak mówiłem wcześniej, to bardzo długa historia… - Dyrektor podrapał się z
zakłopotaniem po głowie.
- Dlaczego mi wcześniej nie
powiedziałeś!? – Błękitooka zdenerwowała się nie na żarty. Widać było gniewne ogniki
w jej oczach.
- Przepraszam. Nie chciałem burzyć waszego
życia w Akuminę, ale widzę, że nawet po przerwaniu Turnieju Szamanów nie jest
wam dane żyć spokojnie. Naprawdę, przepraszam. – Dyrektor ukłonił się nisko
przed Ayą.
Ta jednak dalej miała hardą minę. To
nie było miłe ze strony staruszka!
Nagle na podwórku rozległ się głośny
zgrzyt, oświadczający włączenie megafonu wzmacnianego dobrymi głośnikami.
- Jiraya~sama! Czekaaaaam! Zostało ci
pięć minut, Staruszku! – Kenami aż zadrżała na dźwięk tego głosu.
- Masao! – Warknęła pod nosem.
- Oh, wujek przybył w odwiedziny? –
Zapytał kpiąco Ren.
- Ciesz się, że twojego tu nie ma.
Ten był dopiero straszny. - Yoh jak zawsze starał się „załagodzić” sytuację.
Niestety spowodował jedynie wściekły wyraz na twarzy młodego Tao.
- Słuchajcie nie zostało nam wiele
czasu. – Jiraya zmarszczył gniewnie brwi. – Dostałem „propozycję”. Wojsko
wycofa się, jeśli dobrowolnie oddam w ręce najeźdźców Kenami~chan.
-Nigdy na to nie pozwolę! – Wrzasnął
Tao, stając przed Kitsune, zasłaniając ją własnym ciałem.
- Jiraya~sensei, chyba pan nie wie,
co pan mówi! – Yoh zmarszczył groźnie brwi. On nigdy nie pozwoli na
skrzywdzenie kogokolwiek z jego przyjaciół!
- Jesteśmy jednością, nie wydamy
nikogo z nas! – Krzyknęła Aya. – Jeśli chcesz wydać ją, musisz wygonić na dwór
nas wszystkich!
- Dajcie mi dokończyć! – Dyrektor aż
uderzył pięścią w stół. Był zły. Jak oni mogli pomyśleć, że sprowadził ich tu,
żeby oddać Kenami w ręce Kuroi Kitsune! – Słuchajcie, nie znam dokładnej
historii Kenami, chociaż nie ukrywam, że z chęcią ją poznam. To jednak ustalimy
przy herbatce, kiedy już szkoła będzie bezpieczna. Dziwnie się czuję, prosząc
nastolatków o pomoc, ale wiem, że jesteście doświadczeni w walce. Mam tu
śmietankę towarzyską szamanów, którzy pokonali samego Zeka! Już nie wspominając
o walce z tym chorym demonem… Ale wracając… Chcę was poprosić o pomoc. Głównie liczę
na ciebie, Bogini Demonów.
Jiraya lekko ukłonił się Ayi. Ta
nadal wyglądała na zdenerwowaną.
- Pomogę. – Powiedziała twardym
tonem. – Ale po całej tej aferze, musimy poważnie porozmawiać.
- Rozumiem… - Jiraya skinął
posłusznie głową.
- Rzecz jasna my też pójdziemy! Im
nas więcej tym lepiej. – Yoh wypowiedział się za wszystkich. Spojrzał znacząco
na Annę i Kenami. – Wy oczywiście zostaniecie.
- Wiecie, że jako dyrektor nie
powinienem was narażać? – Jiraya pokręcił głową z niedowierzaniem. Że też on
musi prosić dzieciaki o pomoc!
Sam był dobrym szamanem. Czuł się
silny, jednak miał już swoje lata. Bał się, że nie podoła całej armii robotów i
żołnierzy. Szczególnie, że miał do ochronienia całą szkołę! Młodzież, która
stała przed nim była doświadczona w boju. Silna i pełna energii. Dodatkowo byli
bardzo zdeterminowani. W końcu mieli ochronić swoich przyjaciół!
- Poskarż się do kuratorium. –
Parsknęła Aya.
- Ren, lecimy po broń! – Yoh klepnął
przyjaciela w ramię. Na pożegnanie cmoknął Kyoyamę w policzek, po czym zniknął
za drzwiami.
- Jasne. Kenami, Anna, zostańcie
tutaj. – Rozkazał Tao, po czym zaraz za Asakurą wybiegł z biura.
- Uh, denerwuje mnie moja bezsilność!
– Warknęła wściekła Kitsune.
- Przyzwyczaisz się - Westchnęła
Kyoyama.
- JIRAYA~SAN! – Za oknem dźwięk stał
się dużo bardziej donośny. – ZOSTAŁA MINUTA!
- I tyle mi wystarczy, żeby cię
pokonać! – Parsknęła Aya. Spojrzała na dyrektora. – Czy reszta uczniów jest
bezpieczna?
- Tak. Akumine jest przygotowane na
różne ewentualności. Napad terrorystyczny jest jednym z nich. Dlatego też
niedługo przybędą posiłki, więc walka nie powinna trwać długo. Mamy tak trochę
grać na czas. - Jiraya rozgadał się nieco zbyt długo.
- To, że reszta jest bezpieczna mi
wystarczy! – Aya machnęła lekceważąco dłonią. Ruszyła biegiem ku drzwiom. Tuż
za nią ruszył Hao.
- Możecie coś przez ten czas
poczytać. – Rzucił Kakashi do stojących bezradnie Anny i Kenami.
Szarowłosy poczekał chwilę na swojego
przełożonego. Jiraya wyjął zza biurka ogromny zwój, po czym obaj mężczyźni
wyszli z pomieszczenia kiwając dla dziewczyn na pożegnanie. Anna westchnęła
głośno. Usiadła na kanapie w pozycji kwiatu lotosu, jednocześnie złożywszy
dłonie do medytacji.
- Nie zostaje nam nic innego jak
czekać. - Blondynka zachowywała maksimum spokoju. Już podczas pierwszej tury
Turnieju Szamanów przyzwyczaiła się do „bezczynności”.
- Łatwo ci powiedzieć! To nie przez
ciebie to wszystko się dzieje! – Zielonooka czuła w sobie ogromne pokłady
nienawiści do całego świata. Zacisnęła mocno dłonie w pięści, chcąc jakoś
odreagować stres. Nie mogła uwierzyć w to co się dzieje.
- Spokojnie Kenami, nikt cię o nic
nie obwinia. Chodź, pomedytujemy razem. Mi to zawsze pomaga. – Blondynka
uśmiechnęła się ciepło.
Wewnątrz bała się nie tylko o
narzeczonego, ale i resztę przyjaciół. Widząc jednak stan, w którym była Kenami
– zdawała sobie sprawę, że dla Kitsune spokój jest bardziej potrzebny niż dla
samej Kyoyamy.
Zielonooka westchnęła głośno. Usiadła
obok współlokatorki. Nie umiała się jednak skupić, słysząc że za oknem plac
akademicki zamienił się w pole walki – w powietrzu unosiły się strzały i
wybuchy, determinujące okrzyki przyjaciół.
Ziemia zatrzęsła się. Pewnie Aya
użyła Tsuchikary. Albo Ren wykonał wielką kontrolę ducha i Bason stąpał po
kostce ze swoją całą mocą. W sumie… Ciekawe jakie umiejętności ma Jiraya i
Kakashi…?
W przeciwieństwie do Kenami i Anny,
reszta przyjaciół mogła doświadczyć siły dyrektora na własnej skórze.
Wyśmienicie „bawili się” niszcząc armię robotów. Walka z androidami była na
tyle dobra, że nie trzeba było martwić się o unicestwienie ofiary.
- Gamabunta! Forma ducha! Do zwoju! –
Jiraya patrzył na nieprzyjaciół z hardą miną. Bardzo nie podobało mu się, że
ktoś zagroził jego uczniom. Nie minęła chwila, a staruszek stał na ogromnej,
pomarańczowej żabie, odzianej w granatową kamizelkę. Stwór trzymał w pysku ogromną
fajkę, z której leciał dym.
Aya szeroko otworzyła oczy ze
zdziwienia.
- Przecież to… - Szepnęła, nie mogąc
uwierzyć w to co widzi. Jak ona tego nie wyczuła!
- To Douoni, prawda? Zwierzęcy demon?
– Hao stanął obok ukochanej. Dzierżył w dłoni Ognisty Miecz.
- T-tak… Myślałam, że… - Błękitooka
potrząsnęła energicznie głową. To nie czas na takie rozmyślania. Jendak… Skąd
Jiraya posiada zwierzęcego demona? I dlaczego Aya wcześniej go nie wyczuła?
Czyżby dyrektor podobnie jak Vitsumi maskował swojego ducha w tatuażu lub czymś
podobnym?
- Nie wiedziałem, że Jiraia~sensei
jest szamanem! – Powiedział Yoh, odbijając się od ziemi tuż obok brata.
Podbiegł do jednego z androidów i przeciął go mieczem na pół.
- Nikt nie wiedział. – Warknął Ren.
On nie był taki radosny. Przeczuwał,
że to nie jest koniec ich kłopotów. Wykonał wielką kontrolę ducha i stanął
ramie w ramie z ogromną żabą.
- Musimy zająć się helikopterami,
Jiraya~sensei. – Zapowiedział Tao.
Dyrektor tylko skinął porozumiewawczo
głową. Zanim jednak mężczyźni zdążyli rozpocząć atak, dwa helikoptery
znajdujące się najbliżej nich zostały złapane przez wielkie dłonie wykonane z
ziemi.
- Morri! – Złotooki spojrzał w dół.
Aya wyszczerzyła ząbki. Dla niej
pokonanie tych maszyn to nie było żadne wyzwanie. Nie chciała jednak zrobić
krzywdy żołnierzom lecącym w helikopterach. Dlatego ostrożnie odstawiała
maszyny, łamiąc im śmigła, aby uniemożliwić dalszy lot.
Hao spojrzał w stronę Kakashi’ego.
Ten jak gdyby nigdy nic czytał sobie jedną ze swoich ulubionych, zboczonych
książeczek.
- Sensei?! – Asakura spojrzał na
niego nieco oskarżycielsko. Jeśli szarowłosy nie ma żadnych mocy to powinien
się ukryć, a jeśli jest szamanem, miło by było gdyby pomógł.
- Hm…? – Zarządca akademika podniósł
wzrok znad książki. Zaśmiał się cicho. – Przepraszam, moje umiejętności nie są
skuteczne na maszyny, więc nie za bardzo się wam przydam w tej chwili. Wkroczę,
jeśli to będzie konieczne.
Szarowłosy jak gdyby nigdy nic wrócił
do lektury książki.
- A-ale… - Długowłosy chciał coś
powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk głośnego wybuchu.
Jeden z robotów zaatakowany przez
Ren’a mocno eksplodował, jednak nikomu się nic nie stało. Tao ze swoim
refleksem z łatwością odskoczył.
Yoh również nie próżnował. Bronią
roztrzaskiwał maszyny, które napierały w stronę Akumine. Jedne strzelały bronią
palną, inne miały przymocowane do siebie ładunki wybuchowe. Trzeba było uważać,
aby nie trafić w te „naładowane”. Nie wiadomo jakie rażenie mają takie bomby.
Ogólnie rzecz biorąc walka szła im
wyśmienicie. Bitwa przeciwko robotom zdawała się być dziecięcą zabawą. Nawet
kiedy do wojny wkroczyli zwykli, ale dobrze uzbrojeni ludzie – szamani nie
mieli z nimi żadnych problemów.
- Przestańcie atakować! Nie chcemy
wojny! – Krzyczał Yoh, mając nadzieję, że ktoś go posłucha.
- Szwagier, nie ucinaj sobie
pogawędek, tylko skup się na walce! – Morri podbiegła do przeciwnika. Złapała
dłonią za lufę pistoletu. Moc Hichie sprawiła, iż metolowe narzędzie stopiło
się niczym zapałka. Żołnierz patrzył na nią przerażony. Błękitnooka tylko
wyszczerzyła swoje białe ząbki, po czym podbiegła do kolejnego przeciwnika.
Nagle poczuła dziwne ciarki na
plecach. Wiedziała, że to nie znaczy nic dobrego. Spojrzała na helikoptery,
zawieszone nad szkołą. Nie rozumiała, co Kuroi Kitsune chce osiągnąć tym
atakiem. Nie mają z nimi szans! Aya sama mogłaby pokonać tych wszystkich ludzi,
a przy pomocy przyjaciół nie było nawet mowy o przegranej.
Morri zastanawiała się jednak, czy
wszyscy uczniowie szkoły są bezpieczni? Nie chciałaby, aby komukolwiek stała
się krzywda! Co prawda niektórzy uczniowie działali jej na nerwy, albo
rozsiewali o osobie Ayi niedorzeczne plotki, ale to nie przeszkadzało jej w
pokochaniu tej szkoły. Większość nastolatków w Akumine była niesamowita.
Otwarci i radośni, mający pasje oraz cele, do których dążyli swoją ciężką
pracą. Przykładem takich osób byli chociażby chłopaki z ich koszykarskiej
drużyny. Osoby z klasy, Deidara, Sasori, Hyuga czy Kagami stali się dla niej
bliskimi przyjaciółmi!
Dlatego też Aya martwiła się o ich
zdrowie i życie. Wierzyła jednak, że Jiraya dobrze zabezpieczył Akuminę przed
ewentualnymi atakami. W końcu sam jest szamanem! Chyba wie jak groźny może być
atak na szkołę.
Morri nie wiedziała, iż podobne myśli
miała właśnie Kenami. Bardzo martwiła się o bezbronnych uczniów. O ile jej
przyjaciele są szamanami i raczej nie dadzą sobie wejść na głowę przez „terrorystów”,
to zwykli ludzie mogą nie mieć tyle szczęścia.
- Zaufaj im trochę. – Anna spojrzała
srogo na Kitsune. Widziała jej zdenerwowanie i w końcu postanowiła coś z tym
zrobić.
- Ufam im! To jednak nie zmienia
faktu, że się denerwuję. Jak ty możesz siedzieć taka spokojna?! – Zielonooka
wstała z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju.
Kyoyama uśmiechnęła się lekko. Siłę
czarnookiej dawała miłość do Yoh. Wiedziała, że jej przyszły mąż jest
niezwykły. Czuła jego siłę duchową nawet tutaj, siedząc spokojnie w budynku!
Zmartwiła ją jednak jedna rzecz – ciemna aura, docierająca do medium z pola
walki. Czyżby to moc Itamishi…?
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się.
Stanął w nich lekko zdyszany Ren.
- Co się stało? – Kitsune czuła jak
jej serce na chwile przestało pracować. Ze strachem patrzyła na złotookiego.
Już dawno nie czuła takiego przerażenia, jak w tej sytuacji!
- Kenami chodź ze mną, tu nie jesteś
bezpieczna! – Chłopak podszedł do nastolatki i mocno złapał rękę zielonookiej.
Pociągnął ją w stronę wyjścia.
- A Anna? – Zielonooka nie ukrywała
zdziwienia. Spojrzała na czarnooką ze zdezorientowaną miną.
- Jej nie tknął, chodzi im tylko o
ciebie. Anno, zostaniesz tutaj? – Ren zerknął na Kyoyamę kątem oka. Dziewczyna
tylko kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Uciekaj Kenami, nie masz po co się
niepotrzebnie narażać. – Blondynka uśmiechnęła się pokrzepująco.
- Skoro oboje tak mówicie… -
Zielonooka westchnęła głośno. Wyszła zaraz za Ren’em.
Akademik był opustoszały. Wszyscy
uczniowie byli ukryci w bunkrach w innej części terenu Akumine. W sumie nawet
gdyby nie było tu wojsk, jest środek dnia, wszyscy uczniowie byli na lekcjach,
kiedy zawył sygnał alarmowy.
-Gdzie idziemy? – Kanami szła nieco z
tyłu chłopaka dokładnie przyglądając się jego sylwetce.
- Tam gdzie będziesz bezpieczna. –
Odparł rzeczowo chłopak, nawet nie zerkając na nastolatkę.
- To znaczy? – Dziewczyna nie poddawała
się. Chciała wiedzieć, dokąd zmierzają.
- Kakashi powiedział mi o pewnym
bezpiecznym pomieszczeniu. – Tao zaprowadził ich pod schody. Zaczął szybko
wchodzić po kolejnych stopniach pnąc się ku górze.
- A co z resztą? Dalej walczą na
podwórku? – Szatynka starała się dotrzymać kroku złotookiemu. Jej kondycja
jednak była gorsza niż na co dzień. Od pewnego czasu nie czuje się zbyt dobrze,
ale miała wrażenie, że dziś nastąpiło załamanie jej stanu zarówno fizycznego
jak i psychicznego.
Ren stanął. Odwrócił się do
dziewczyny i uśmiechnął przyjaźnie.
- Nie musisz się o nic martwić
Kenami. Wszystko jest w porządku. – Tao wyciągnął dłoń i pogładził nastolatkę
po ramieniu.
- Skoro ty tak mówisz Ren. –
Dziewczyna odwzajemniła ciepły uśmiech. Wyciągnęła dłoń i pogłaskała
złotookiego po policzku. – Idziemy?
Chłopak tylko skinął głową. Odwrócił
się i ruszył ku górze.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy
poczuł nagły, intensywny ból w prawej ręce, któremu towarzyszył cichy wystrzał
z broni palnej. Łokieć zaczął palić go żywym ogniem. Do oczu zaczęły wlewać mu
się łzy. Na drżących nogach odwrócił się w stronę szatynki.
- S-skąd..? – Zapytał drżącym głosem.
Zupełnie nie rozumiał tego nagłego ataku ze strony Kitsune.
- Kiedy jesteśmy sami, Ren nigdy nie
mówi do mnie „Kenami”. – Zielonooka zaśmiała się triumfalnie. Miała wyciągniętą
rękę, w której trzymała broń. Celownikiem mierzyła prosto w głowę przeciwnika.
Zmarszczyła brwi patrząc na chłopaka. –
Kim ty jesteś?
Ten zaśmiał się krzywo.
- Myślałam, że w tym emocjach nie
zauważysz różnicy między podróbką, a oryginałem. – Fioletowe włosy opadły na
ramiona chłopaka. Zaczęły jaśnieć, przypominając odcień rdzy. Skóry nieco
pociemniała, a oczy zmieniły kolor na zieleń. Kształt twarzy i cała postura
postaci zaczęła się przeistaczać na oczach Kenami. Nadal pozostała w szkolnym,
męskim mundurku, lecz ewidentnie stała się kobietą. Nie minęła minuta, a przed
zszokowaną Kitsune stała Red.
- T-tiff..? – Zielonooka otworzyła
szeroko oczy.
- Witaj, Obiekcie 136. – Angielka
uśmiechnęła się wrednie. – Szczerze mówiąc myślałam, że jesteś lepsza. Wydaje
mi się, że Kitsune~sama przesadzał z tą twoją „ważnością”.
Kenami warknęła złowieszczo.
Przystawiła pistolet do skroni Tiffany. Patrzyła głęboko w jej oczy.
- Strzel. – Red uśmiechnęła się
krzywo. Widziała furię na twarzy współlokatorki.
- Zaczęłam uważać cię za
przyjaciółkę! – Warknęła Kitsune, zaciskając mocno zęby.
Nie mogła uwierzyć, że tak łatwo dała
się wykiwać! Nic tak nie boli jak zdrada.
Uśmiech
zszedł z twarzy Rudej. Twarz stała się spokojniejsza, delikatniejsza. Wzrok
wyrażał skruchę. Czyżby… Tiffany tego żałowała..?
- Wybacz
Kenami. Nie miałam wyboru. – Powiedziała cicho.
Kitsune
jednak nie miała czasu na analizowanie zachowania współlokatorki. Wyczuła
strzał pochodzący z góry. Poderwała się od ziemi, zaczynając lewitować.
Spojrzała w stronę skąd dochodził strzał. Wyciągnęła przed siebie rękę z
bronią.
Wiedziała,
że to będzie jej walka o przetrwanie.
~*~ENDING~*~
Cała afera
zakończyła się w dość nieoczekiwany sposób. Masao przez megafon oznajmił, że
szamani są teraz zbyt silni, ale mężczyzna jeszcze tu wróci i zobaczą, kto
wygra ostateczną wojnę. Po tej informacji wojska powoli zaczęły się wycofywać.
Szamani nie protestowali – w końcu o to chodziło.
Chcieli odgonić nieprzyjaciół jak najdalej od Akumine. To był ich główny cel i
kiedy im się to udało odczuli ulgę. Rozłączyli się z duchami i schowali broń.
- Musimy
poważnie porozmawiać Jiraya~sensei. – Morri spojrzała na dyrektora z niezadowoloną
miną. Przecież on od początku o wszystkim wiedział! A mimo to nie puścił pary z
ust o tym, że sam jest szamanem!
- Tak wiem, ale pozwól, że zrobimy to
w innym terminie. To wszystko musi się uspokoić, Aya~chan. – Staruszek patrzył
na dziewczynę z wyrazami szacunku i skruchy. – Pozwolicie, że teraz razem z
Kakashi’m pójdziemy opanować sytuację w schronie. Poproszę was później do
mojego gabinetu.
- My pójdziemy uspokoić dziewczyny.
Powiemy im, że już po wszystkim. – Yoh kiwnął lekko głową. Martwił się o swoją
narzeczoną. Wiedział, że to twarda kobieta, ale bardzo troszczy się o
wszystkich. W końcu jedno nie wyklucza drugiego!
W taki właśnie sposób walczący
podzielili się na dwie grupy. Młodzi tak jak zapowiedział młodszy Asakura od
razu ruszyli do akademika. Niewiele mówili międzysobą. Każdy był zajęty
rozmyślaniem nad zaistniałą sytuacją.
- Trzeba poinformować Dziewiątkę i
Dwunastkę. – Wypalił nagle Ren.
- To później. Najpierw sami musimy
wszystko przeanalizować. – Odezwał się głos rozsądku w postaci Hao. Reszta mu
tylko przytaknęła.
Szybko znaleźli się przy drzwiach
prowadzących do kryjówki przyjaciółek. Kiedy tylko otworzyli drzwi, Anna wstała
z kanapy.
- Co się stało? – Zapytała, widząc
niezadowolone miny przyjaciół.
- Nic, wygraliśmy. – Yoh podszedł do
narzeczonej i pocałował ją w policzek.
- Wygraliśmy, to chyba
nadinterpretacja… - Parsknęła znacząco
Aya.
- Kuroi Kitsune wycofało się z
własnej woli, ale to było jakieś dziwne, że tak zwłas… - Zaczął swój wywód Hao,
ale ktoś brutalnie mu przerwał.
- Gdzie Kenami? – Ren rozglądał się
po pomieszczeniu z nieukrywanym zmartwieniem.
Anna zmarszczyła brwi. Niezrozumiała
o co chłopakowi chodzi.
- Przecież poszła z tobą. – Kyoyama
patrzyła na przyjaciela jak na idiotę.
- Co?! – Oczy Tao zwiększyły się do
maksymalnych możliwości.
- To niemożliwe! – Aya spojrzała na
Annę, jakby ta była szalona. – Ren cały czas walczył z nami!
Przyjaciele zastygli w bezruchu.
Pomimo znikomej aktywności fizycznej, jaką teraz wykonywali, można było
usłyszeć ich przyspieszone bicie serc.
Pierwszy otrząsnął się Tao. Zerwał
się do biegu, ruszając przez drzwi na korytarz.
- Kenami!? – Nawoływał dziewczynę,
rozglądając się dookoła. Oczywiście
przyjaciele bez chwili wahania przyłączyli się do poszukiwań. Tao zaczął biegać
niczym opętany po całym piętrze. Jednak dopiero kiedy stanął na półpiętrze zdał
sobie sprawę, że kiedy oni walczyli z wojskiem, Kuroi Kitsune przeprowadziła tu
swoją własną cichą bitwę. Poręcze były uszkodzone, szyby wybite, a na ścianach
i drzwiach widać było wgniecenia i pęknięcia.
Tao zawołał przyjaciół. Razem nawoływali
Kenami i przeczesywali wszystkie piętra akademika. Niestety – po dziewczynie
ani śladu.
- Zawiedliśmy… - Szepnęła Aya,
wiedząc iż mimo wszelkich starań, nie udało im się obronić przyjaciółki. Największy
żal czuła do samej siebie. Jak mogła nie domyśleć się, że ten atak to tylko
przykrywka? Przecież jest Boginią Demonów, dowodziła na wojnie
ludzko-demonicznej, a nie przewidziała czegoś takiego? Żałosne!
Jednak, czy zniknięcie Kenami, znaczy
że już jej nigdy nie zobaczą? Może uciekła, ukryła się gdzieś w lesie? Trzeba
będzie przeszukać cały teren! Aya nigdy sobie nie wybaczy, jeśli to właśnie
przez jej niedopatrzenie, Kitsune odejdzie za wcześnie z tego świata!
Morri poczuła ogromny ból w klatce
piersiowej. Zawyła głośno. Pieczenie skóry pod żadnym pozorem nie chciało
ustąpić.
Itamishi znowu dał o sobie znać.
Kenami: Tak jak powiedziałam tak i jest! :D 6 komentarzy i
jeszcze w lutym nowy odcinek ^^ Tak, poprzedni rozdział skomentowało 6 osób,
ale blogspot postanowił komentarz Klaudii12345 wwalić mi na skrzynkę do spamu i
nie opublikować go na blogu. Dlaczego? Nie wiem…
Hao: Jak ktoś wie, może pomóc i nam wyjaśnić XD
Kenami: Właśnie! ;) W każdym razie, dziękuję wszystkim za
komentarze! Naprawdę są wspaniałe! ^^ I dają tyle satysfakcji! *-*
Ren: Bo jeszcze w samo zachwyt popadniesz >_<
Aya: To jej raczej nie grozi…
Ren: Za to tobie…
Aya: Zamknij usta czubiaste dziecię.
Hao: Czubiaste dziecię?
Aya: No mówię kulturalnie! Przecież nie powiem zawrzyj japę idioto
:D
Anna: Właśnie to powiedziałaś…
Aya: Ciii!
Kenami: Dobra! Cisza bo nie mam za dużo czasu! >_<
Zaraz wychodzę z domu i nie mam kiedy się mocno rozgadywać. Dziękuję Ahsoce za przypomnienie! Dziś
przecież zamykają blog.onet. Ah, tyle wspomnień :< W każdym razie mam
przegrane wszystko na dysk! (znalazłam swój stary adres email i mogłam wszystko przeimportować! ^^) No i już nawet założyłam bloga, ale muszę go
dopracować… Szablon i w ogóle. Jednak na potwierdzenie moich snów daję linka:
>>KLIK<< ^^
Aya: Chociaż raz się nie spóźniłaś XD
Kenami: Dlaczego jesteś taka niemiła? ;_;
Aya: Bo mogę!
Kenami: Eh… Przepraszam, że takie krótkie rozmowy, ale
naprawdę nie mam czasu. W sumie powinnam być już w drodze, ale na szczęście
jeszcze nikt mi GPSa nie wmontował więc mogę kłamać, że już wyszłam z domu XD Dziękuję
bardzo za wszelkie komentarze i odwiedziny! Mam nadzieję, że rozdział nie jest
najgorszy ;) Przepraszam za wszystkie błędy, ale tych chyba nigdy się nie
pozbędę nie ważne ile sprawdzam ;_; Uwielbiam Was! A teraz… Ja Ne! :D