Aya siedziała w wielkiej komnacie, w
starodawnym zamku, przypominającym budowlę z bajek o księżniczkach więzionych w
strasznej wierzy.
I Morri była uwięziona.
Była w tym miejscu już
długo. Chociaż nie znała dokładnej daty, czuła że od wieków nie widziała Hao i
reszty swoich przyjaciół. Czas, w tym miejscu – Kinhon - nie istniał. Dlatego
też mimo upływu dni, Aya nie postarzała się nawet o minutę.
A co to było za miejsce?
Kinhon. Stary, zapomniany
przez wieki świat, w którym zapieczętowane były cztery potężne miecze. Aby nikt
ich nie ukradł, mieszkała tu silna strażniczka księgi – Koegin. Od niedawna
pełniła też rolę nauczycielki i przewodnika życiowego Ayi.
- Martwisz się czymś? – Do
komnaty weszła wyżej wspomniana strażniczka. Zauważyła ostatnie zmiany
zachowania swojej podopiecznej.
- Nie martwię. Tęsknię. –
Wyjaśniła krótko Morri. Siedziała na swoim łóżku z podkulonymi pod szyję
kolanami. Obejmowała nogi rękoma, mocno przyciskając do siebie. – Zastanawiam
się co robi Hao.
- Już ci wytłumaczyłam, że
w twoim świecie czas leci tak wolno, że pewnie nawet dzień nie minie na Ziemi,
zanim wrócisz.
- Wiem, ale nie umiem sobie
tego wyobrazić. Tyle się nauczyłam. Tyle dowiedziałam. Sztuki walki, język
demonów, ich kultura i zwyczaje. Już nic nie mówiąc o obietnicy zapieczętowana
w moim ciele mieczy! Mam wrażenie, że już ich wieki nie widziałam…
- Nie możesz się wahać,
Morri. – Głos Koegin był spokojny, ale stanowczy. – Musisz być silna i pewna. Inaczej
nie będziemy mogły wprowadzić w życie naszego planu.
- Nie zapieczętujesz we
mnie mieczy?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo to najsilniejsza broń na świecie i może cię zniszczyć. –
Koegin zmarszczyła srogo brwi. Widać było, że mówi całkowicie poważnie. –
Hichie, Mizuchuugi, Kazeneiki i Tsuchikara to bardzo potężne bronie, ale nie
zagrażają nikomu bezpośrednio. Są niebezpieczne jedynie w niepowołanych rękach.
- Przecież ja ich nigdy nie
użyję do złych celów! – Aya aż wstała. Nie mogła uwierzyć, że jej nauczycielka
może ją o to posądzać.
- Teraz nie, ale możliwe,
że kiedyś się zmienisz.
- O czym mówisz, sensei? –
Morri patrzyła zaszokowana na Koegin. Ta spokojnie stała przy oknie. Spojrzała
przez nie tęsknym, melancholijnym wzrokiem.
- Opowiem ci teraz o piątym
mieczu, który zapieczętujemy w twoim ciele.
- Piąty miecz… - Szepnęła
głucho Morri.
Pamiętała jak Koegin kiedyś
o nim wspomniała, ale nigdy wcześniej nie chciała o tym mówić. Dlatego też
błękitnooka postanowiła nie przeszkadzać i zamienić się w słuch.
- Znasz już historię
wielkiej piątki, prawda?
- Oczywiście. Była to
piątka najsilniejszych, najbardziej inteligentnych i ambitnych demonów.
Stworzyli Ziemię, na której mieszkam. Każdy z nich był reprezentantem jednego
punktu Gwiazdy Jedności. Rezem byli praktycznie niepokonani! Znaczy… W końcu
ich pokonali. Pewnego dnia jeden z Douoni zwariował i zaczął mordować ludzkie
demony. Wielka Piątka go pokonała, ale kosztem własnych żyć…
- Czwórka z nich poświęciła
życie. Piąty poświecił przyjaciół. – Koegin przejęła historię. – Datenshi nie
zawsze był taki jak teraz – zły i nieobliczalnie rządny władzy… Kiedyś nazywał
się Jikon.
- Jikon?! Przecież to jeden z…!
- Tak. Jikon był jednym z wielkiej piątki. Kochał swoich przyjaciół, był jednym
z nich. To była rodzina. – Koegin spojrzała na Ayę. Nie umiała czytać w
myślach, ale w tej chwili wiedziała o czym myśli błękitnooka – „Ja też mam taką
rodzinę”. Strażniczka ciągnęła swoją wypowiedź. – Ból po ich stracie był nie do
zniesienia. Zaczął nienawidzić wszystkich dookoła. Z tego bólu i bezsilności
narodził się Itamishi – ból śmierci. Miecz ma bardzo negatywną, pesymistyczną
siłę. Przemienił Jikon’a w Datenshi.Podszedł do błękitnookiej. Poprawił jej krawat. Chciał zapiąć guziki koszuli, ale coś innego przykuło jego uwagę.
- Jak to przemienił? Nie
rozumiem?
- Serce Jikon’a zawładnęła
zaraza wywołana przez Itamishi. Miecz opętał jego duszę niczym zły duch.
- Rozumiem. – Kiwnęła głową
Aya. – Muszę być silna, żeby nie popełnić błędu Jikon’a.
- Musisz znaleźć złoty
środek. Być na tyle dumna, aby nie dać się podporządkować Itamishi i zachować
na tyle umiarkowania, aby nie zachłysnąć się jego mocą. Musisz być pełna
słuszności swoich czynów, a jednocześnie nie może pochłonąć cię pycha. Nie
możesz w siebie zwątpić, ani się zawahać. Twoje serce nie może stać się czarne,
nie mogą pochłonąć i ogarnąć cię złe myśli. Inaczej staniesz się drugim
Datenshi i wtedy to ciebie będziemy musieli pokonać.
Aya uśmiechnęła się
leciutko. Nie może się poddać. Inaczej życie jej i życie jej przyjaciół będzie
zagrożone. A to nie wchodzi w grę!
- Tak, sensei. Obiecuję, że
nigdy nie ulegnę czarnej aurze Itamishi.
Nigdy.
~*~OPENING~*~
- No nie wierzę, że
zostaliśmy chłopcami na posyłki… - Mruknął Ren, przestawiając wraz ze starszym
Asakurą meble.
Na prośbę Anny
zwiększali powierzchnię użytkową pokoju muzycznego (czytaj: przestawiali
wszystko tak, aby było widać jak najwięcej podłogi).
- Ja chcę pomóc Ayi,
ale co ciebie do tego zmusiło? – Zaśmiał się Hao.
- Nic, robię to z
dobroci serca. – Złotooki wzruszył ramionami. Przeciągnął się, dając mięśniom
chwilę wytchnienia.
- Z czego? – Morri
spojrzała na niego ze zdziwieniem. Chwilę potem musiała się uchylić, aby nie
dostać zeszytem z nutami w głowę.
- Ja ci zaraz dam z
czego!!
- Którą piosenkę w
końcu wybrałyście? – Hao wolał szybko zmienić temat. Aż strach pomyśleć, co by było
jakby Aya chciała „oddać” atak.
- Właśnie nie wiemy! To
jest najgorsze… - Morri zrobiła smutną minkę. Ciężko opadła na kanapę.
- Podoba mi się
„Alchemy”. Tekst świetny, tylko skąd ten tytuł? – Yoh uśmiechnął się tak, jak
tylko on potrafi. – „To co chce, to móc wiecznie żyć”. Ty przecież już wiecznie
żyjesz, Aya!
- To nie jest mój
tekst. To piosenka Kenami. – Zaśmiała się Morri. Spojrzała w okno nieco
odwracając się od przyjaciół.
Aya nie chce wiecznie
żyć. Co prawda wiedziała, że tak się stanie po przyjęciu mieczy. Sama przyjęła
na siebie to brzemię, ale nie było innego wyjścia. Po prostu musiała…
Błękitnooka
znów poczuła to ukłucie w sercu. Musi się ogarnąć i przestać myśleć cały czas o
śmierci! Dopóki może, ma żyć normalnie z przyjaciółmi, tak jakby była zwykła
dziewczyną!
-
Łał! Nie wiedziałem, że piszesz! – Yoh był szczerze zdziwiony.
- Trochę… Czasami, jak
mam wenę… Ale rzadko. – Kitsune uśmiechnęła się niepewnie. Siedziała na
podłodze i spokojnie wycierała etui swojego basu.
- To jest świetne!
Zagrajmy to, jak już dojdziemy do finału! – Młodszy przeczytał jeszcze raz
tekst. – A teraz, do przeglądu wyślijmy…
- Dive to World! –
Zaproponował Hao.
- Dlaczego akurat to? –
Morri spojrzała na ukochanego, robiąc zaciekawioną minkę kota.
- Bo bardzo kojarzy mi
się z Akumine! – Długowłosy podrapał się z zakłopotaniem po głowie. – Słyszałem
jak grałyście tę piosenkę. Wychodzi wam świetnie!
- To postanowione! –
Anna zaakceptowała taką decyzję. - Ja zajmę się strojami.
- Jasne! Ale tak właściwie,
to na czym polega ten konkurs? – Deidara siedział za perkusją. Zgodził się na
grę na instrumencie, ale nie rozumiał do końca zasad zawodów.
-
Jako, że twórcy dostali dużo zgłoszeń, postanowili przeprowadzić wstępną
selekcję. Mamy wyznaczony termin, do którego mamy przesłać nagranie z naszą
piosenką. Jeśli przejdziemy dalej, wystąpimy na prawdziwej scenie. Tam
zostaniemy ocenieni nie tylko przez jury, ale też i internautów. Jeśli będziemy
miały najwięcej punktów, wygramy! – Wyjaśniła Kenami, która najbardziej
zagłębiła się w regulamin uczestnictwa w „imprezie”.
- Co to znaczy „jeśli”?!
Na pewno wygramy! – Aya wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- No i to jest moja
Aya! – Zarechotał Hao. – Nie mam za dużo czasu przez koło naukowe, ale mogę wam
pomóc.
- Będziesz przynosił
napoje. Kamerzystę już mają! – Ren szturchnął Asakurę w żebra.
- Mogę nawet podawać
napoje. Żadna praca nie hańbi. – Długowłosy oddał przyjacielowi.
- Może zamiast
statystycznego obrazu nagrajmy coś w rodzaju… Hm… Teledysku? – Zaproponowała
Kenami.
- Co masz na myśli? –
Yoh spojrzał na dziewczynę pytająco.
- To w sumie genialne!
– Aya nie pytała. Ona od razu miała w głowie własną wizję.
- Może pokażemy w nim
Akumine? W końcu jak to Hao powiedział, „Dive to World” kojarzy się z tym miejscem.
– Anna uśmiechnęła się.
Spojrzała za okno. Mimo
jesieni, pogoda była bardzo ładna. Przynajmniej dzisiaj świeciło słońce, a na
niebie nie było żadnej ciemnej chmurki, same bielutkie obłoczki.
- Mogę to potem
wszystko zmontować! – Kitsune zaoferowała swoją pomoc.
- No tak, masz w tym
doświadczenie. – Tao spojrzał na nią znacząco.
- Ren! – Zielonooka
spojrzała na niego karcąco. Zmarszczyła brwi, co oznaczało jedno – lepiej nie
brnąć dalej w temat.
- Już nic nie mówię… -
Chińczyk przybrał pozę obrażonego na cały świat.
- Dasz radę zmontować
teledysk? Wiesz, nie mamy zbyt profesjonalnego kamerzysty… - Aya spojrzała
znacząco na złotookiego. Ten tylko prychnął jak obrażony kot.
- Pewnie! Jedna noc i
macie cały klip!
- Ale żeby nagrywać w
Akumine musimy poprosić o zgodę Jirayę~sama. – Itachi spojrzał na przyjaciół
znacząco. On też pomagał tej niesfornej paczce. W końcu ktoś musi nauczyć Yoh
podstaw grania na gitarze! Szczególnie, że młodszy Asakura pożyczył na czas
festiwalu gitarę Uchihy.
- Jasne! Ja się tym
zajmę. – Morri wstała z kanapy, po czym momentalnie wybiegła z pokoju.
- Eh… Jak ona się tym
zajęła, to na za dużo bym nie liczył… - Brunet westchnął ciężko. Z ilością swoich
uwag i nagan, za jedzenie i gadanie na lekcjach, młoda Morri powinna zostać
wydalona ze szkoły, a nie iść przymilać się do dyrektora.
Wszyscy
się zaśmiali, po czym postanowili wziąć się do pracy. Podzielili się
obowiązkami. Itachi wziął Yoh na prywatną lekcję, Deidara próbował grać jak
najlepiej potrafi na perkusji, oswajając się powoli z instrumentem. Anna
zaczęła szkicować swoje pomysły na stroje, czemu ochoczo przyglądała się
Kenami. Hao znalazł ciekawą książkę o wielkich muzykach, a Ren patrzył na to
wszystko z tajemniczym uśmiechem. Mimo, że tylko członkowie zespołu „Eve” biorą
udział w festiwalu, wszyscy zaangażowali się w prace.
Ekipa, niczym za
starych, dobrych czasów turnieju!
A
czas mijał nieubłaganie…
Dzięki
współpracy i zaangażowaniu wszystkich – nie tylko przyjaciół z sąsiednich
pokojów akademika, ale też innych sympatycznych uczniów z Akumine – filmik z
piosenką zespołu „Eve” zrobił furorę.
Grupa
bez problemu przeszła eliminacje i jest zaproszona na finał festiwalu. Teraz,
prawie cały czas spędzają na próbach, szlifując do końca swoją piosenkę. Jeśli
wygrają mają szansę na własną płytę! Każdy z nich był równie podniecony.
Nie
zaniedbywali jednak innych obowiązków. Dlatego też, zarówno Aya jak i Yoh mieli
przerwę na granie w kosza. Tu też czekał ich wielki event. Przecież niedługo
Turniej!
Właśnie
wszyscy czekali na nauczyciela, stojąc na hali z piłkami.
- Super. Niedawno moja
dziewczyna była niedostępna przez natłok wrażeń… – Westchnął ciężko Hao,
biegnąc z piłką do kosza. Podskoczył, po czym wykonał wsad. Opadając na ziemię
spojrzał na swojego rozmówcę. Yoh szczerzył się stojąc na środku boiska. – …a teraz
jeszcze wciągnęła w wir zajęć mojego brata! Itachi szykuje się do egzaminów, a
Ren znika gdzieś, nawet nie wiadomo gdzie. Wszyscy mnie opuszczają!
Długowłosy
pożalił się głośno.
- Przecież ty i tak
tylko się uczysz. – Zaśmiał się Kagami, biegnąc obok kompana z drużyny. Wyminął
czarnookiego, po czym skacząc na wysokość jego głowy wykonał wsad. – Spójrz na
to tak! Będziesz miał więcej czasu na naukę!
- A co ja Einstein?!
Chcę być lekarzem, to chyba nie koliduje z życiem towarzyskim!
- Czy ja wiem… - Hyuga
spojrzał na niego znacząco.
- Nikt mnie nie
rozumie… - Hao spuścił głowę.
- Nie łam się. Tak
właściwie zastanawiałeś się nad specjalizacją? – Ren położył dłoń na ramieniu
przyjaciela. – Co powiesz na neurochirurgię?
- Co? – Wszyscy
spojrzeli na złotookiego ze zdziwieniem.
- Nic. Tak tylko
pomyślałem… - Tao lekko się speszył tym, że nagle wszyscy zwrócili na niego
uwagę. – Nieważne.
- Wiesz że
neurochirurgia to chyba najtrudniejsza ze specjalizacji? – Hao spojrzał
znacząco na przyjaciela.
- Najtrudniejsza, ale
jaka ciekawa! Dasz radę braciszku! – Zaśmiał się Yoh.
– I twój problem
samotności zniknie! – Kagami poklepał Hao w ramię.
- Nie ma to jak liczyć
na przyjaciół… - Długowłosy pokręcił głową z politowaniem.
Usłyszeli
gwizdek. Benekichiro~sensei zawołał wszystkich na zbiórkę. Wskazał ćwiczenia,
które mieli wykonać na rozgrzewce. Wszyscy ochoczo wzięli się do pracy.
- Ren… - Aya stanęła za
przyjacielem. Ten spojrzał na nią pytająco. Spoważniał momentalnie, kiedy tylko
zobaczył jej wyraz twarzy. – Co ty tak nagle z tą neurochirurgią?
Oboje
stali nieco z boku, tak żeby nikt ich nie słyszał.
- Oj przestań, tak
wypaliłem... – Chłopak wzruszył niedbale ramionami.
- To przez Kenami, tak?
– Morri była niezłomna. Wpatrywała się z uporem w złote oczy panicza Tao.
Uczeń
nie odezwał się. Nie chciał kłamać, dlatego też nie powiedział nic.
Odwzajemniał jednak wzrok nastolatki.
- Wiedziałam… Z nią
jest coraz gorzej, prawda? – Błękitnooka złapała chłopaka za rękaw koszulki. –
Ty coś wiesz! Coś, czego oboje nam nie mówicie!
- Aya, ja naprawdę nic
ci nie mogę powiedzieć. – Twardy głos Ren’a wskazywał na jedno. Chińczyk nie
puści pary z ust.
- Wiedziałam… -
Zachowanie złotookiego potwierdziło tezę brunetki. – To wszystko wyjaśnia… Ona
ostatnio bierze tyle leków. Wmawia nam że to witaminy, że to przez stres… Ale
to nie to, prawda?
- Aya ja naprawdę nie
mogę ci nic powiedzieć. Obiecałem jej. – Tao wyrwał koszulkę z uścisku
błękitnookiej. – Za dużo pracowaliśmy nad wzajemnym zaufaniem, żebym ci teraz
cokolwiek powiedział. Pytaj Kenami, nie mnie.
- Rozumiem. Tylko ona
też nic nie mówi!
- Widocznie… Ma swoje
powody. Sam ich nie rozumiem… Ale dla niej to ważne.
- Papużki! Już mi
wracać na trening! Nie jesteście tu dla paplanin! Morri, jak chcesz się
zachowywać jak baba to idź na koło krawieckie, nie tutaj! – Nauczyciel spojrzał
z pogardą na błękitnooką. Od zawsze ta dwójka się nie lubiła, ale ostatnio było
między nimi coraz gorzej.
Aya mimo dziwnego bólu
w sercu nie zareagowała niczym innym, jak powrotem na trening. Przyłożyła się,
dając z siebie 100% energii. Kiedy tylko przyszło do sparingu… Cóż. Biedni
chłopcy.
Nie da się ukryć, że
rozzłoszczona Aya, to niebezpieczna Aya. Nie to, żeby ich biła… Ale ciężko
któremukolwiek było wyrwać jej piłkę. Dlatego też po treningu wszyscy byli
bardzo zmęczeni i szczęśliwi, że ta walka w końcu się skończyła. Nawet tak
zawzięci koszykarze jak Kagami, marzyli tylko o tym, żeby odpocząć.
- Wiecie co… Po tych
treningach z Morri na pewno wygramy. W żadnej drużynie, żadnej szkoły z całego
świata, nie ma drugiej tak zawziętej i wysportowanej osoby! Asakura! Skąd wyście
ją wytrzasnęli?! – Czerwonowłosy spojrzał na bliźniaków z wyrzutem.
- Oj przesadzasz… Fakt
Aya jest dość… Eee… - Hao chciał ładnie ubrać myśli w słowa.
- Specyficzna? –
Zapytał Hyuga, oblewając się wodą z butelki. Miał wrażenie, że zaraz wyzionie
ducha.
- To źle brzmi… -
Asakura podrapał się z zakłopotaniem po głowie. – Miałem na myśli coś bardziej „energiczna”.
- Skąd ona bierze tyle
siły? Chyba naprawdę zacznę wierzyć w ten pakt z demonem. – Zaśmiał się Kagami.
Po chwili jednak spoważniał. - Ale to dobrze. W końcu znalazłem godnego siebie
przeciwnika!
- Ej! – Oburzyła się
cała reszta.
- Równemu sobie?!
Przecież ty nawet za nią nie nadążasz! – Tao spojrzał na kolegę znacząco.
- Nadążam! Tylko jak
chcę jej zabrać piłkę to zaraz komuś ją podaje! – Usprawiedliwiał się Taiga.
Reszta skwitowała to radosnym śmiechem.
- Nie ma co gadać,
zgrana z was drużyna. Jakbyście nie raz już razem grali. Uczyliście się
wcześniej razem? – Zapytał Izuki patrząc z zaciekawieniem na Asakurów i Ren’a.
- Można tak powiedzieć.
– Yoh wyszczerzył usta w uśmiechu, jaki tylko on może pokazać.
Chłopcy zaśmiali się. W
sumie rozmowa zaraz zeszła na trochę lżejsze tematy. Turniej był tuż, tuż i
każdy z chłopaków był tym niezwykle podekscytowany, nawet jeśli mieli tylko
siedzieć na ławce rezerwowych.
Nagle drzwi do szatni
otworzyły się.
- Jak już się
przebierzecie, przyjdźcie wszyscy na boisko. – Benekichiro~sensei stanął w
wejściu i wydał krótki komunikat. Wszyscy zgodzili się od razu, a nauczyciel
opuścił ich zacne grono.
- Nie boisz się
Asakura~kun, że Benekichiro~sensei wejdzie do Morri? – Kagami spojrzał wrednie
na długowłosego. Hao drgnął, tak jakby właśnie coś do niego dotarło. Lekko
poczerwieniał na policzkach.
- Myślę, że jakby
wszedł to już byśmy to słyszeli… - Zarechotał radośnie Yoh.
- No… Pewnie Morri
zostawiłaby po nim mokrą plamę na ścianie… - Westchnął ciężko Hyuga.
- Ej, bez przesady! Nie
róbcie z niej potwora! – Hao pokręcił z politowaniem głową. – Może i jest
zwariowana, szybka i roztrzepana… Ale tak naprawdę to miła i czuła dziewczyna.
Tylko… Z nadwyżką energii…
- No, dla ciebie na
pewno. – Kagami spojrzał znacząco na długowłosego.
- Nie gadajcie tyle,
tylko się zbierajcie. Ojciec będzie czekał. – Odezwał się Bussho - syn
Benekichiro.
Chłopak uczęszczał do
większości sportowych drużyn, chociaż nie w każdym sporcie był dobry. Genialny z
niego lekkoatleta, ale koszykarz już średni. Jego ojciec jednak nie zwracał na
to uwagi. Chciał żeby syn był najlepszym sportowcem i dążył do tego bez żadnych
skrupułów.
Uczniowie już się nie
odezwali. Przyspieszyli swoje ruchy i po kwadransie byli gotowi. Wzięli torby,
po czym zgodnie z planem weszli na boisko.
- No, skoro już wszyscy
jesteście… - Benekichiro spojrzał na chłopaków, zaczynając swój wywód.
- Nie ma Ayi. – Zaważył
Hao.
- Ona nie będzie nam
potrzebna. Będziemy rozmawiać o Turnieju. – Nauczyciel wzruszył tylko
ramionami.
- Co to znaczy nie
będzie nam potrzebna? – Tao zmarszczył groźnie brwi, podobnie zresztą jak inni
koszykarze.
- No chyba nie
myśleliście, że wystawię w drużynie dziewczynę? To by była hańba dla Akumine i
dla mnie.
- Hańbą jest dla Pana
posiadanie świetnego zawodnika? – Kagami bronił koleżankę. Nie wyobrażał sobie,
że może zabraknąć na boisku tego czarnowłosego demona.
- Gra całkiem nieźle,
ale nie wystawię jej w zawodach.
- CAŁKIEM NIEŹLE?! –
Chłopaki podnieśli ogólnogrupowy krzyk.
- Jest najszybsza!
Nawet Kurkoko za nią nie nadąża!
- Świetnie gra w
zespole!
- Zawsze trafia za trzy
punkty!
- Jest najlepsza!
- CISZA! – Nauczyciel
był widocznie zdenerwowany tym buntem wśród uczniów. – Główny skład to Kagami,
Kuroko, Hyuga, Izuki i Benekichiro! Koniec!
- CO?! – Oburzenie
uczniów wzrosło.
- Nie mam nic co
ciebie, Benekichiro~kun, ale Morri biję cię o głowę! – Kagami był rozzłoszczony
nie na żarty.
- Właśnie!
- On nawet nie umie
spod kosza trafić!
- Przez ciebie
przegramy, Benekichiro~sensei!
Bussho poczerwieniał.
Skulił się nieco i odsunął od reszty. Sam wiedział, że nie jest najlepszy w
koszykówkę. Ale, że też koledzy aż tak będą przeciwko, aby on był w składzie?
Tego się nie spodziewał…
- Koniec! Po moim
trupie kobieta będzie w składzie drużyny! – Nauczyciel aż poczerwieniał ze
złości. – Morri nie będzie w głównym składzie!
- Jak to nie będzie
mnie w głównym składzie?
Wszyscy zamilkli. Wzrok
chłopaków przeniósł się na wejście na halę. Stała w nich Morri. Nie wiedzieli
od kiedy przysłuchuje się rozmowie, ale po jej minie wywnioskowali jedno – nie
była zadowolona.
- Chyba nie myślałaś,
że wystawię cię w Turnieju… - Benekichiro spojrzał na nią znacząco.
- A co ja niby miałam
myśleć?! – Aya szybkim i pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Czuła, że jej
serce bije szybko i niemiarowo. – Na każdym treningu gram w głównym składzie!
- Sami się tak
dzieliliście. – Trener machnął lekceważąco ręką. – Nikt cię tu nie zapraszał.
- Sensei! Jak możesz
tak mówić?! – Hao stanął po stronie swojej dziewczyny. Nie mógł uwierzyć w to
co się dzieje.
- Każdy tu jest z własnej
woli! – Kagami zmarszczył surowo brwi.
- Jesteśmy częścią
jednej drużyny. My chcemy, żeby ona tu była. – Niespodziewanie odezwał się
Kuroko, który zazwyczaj był tylko obserwatorem.
- Jestem waszym
trenerem! W regulaminie jest napisane, że drużyna musi składać się z pięciu
uczniów! Nie uczennic! I nie zgadzam się, żeby Morri była w głównym składzie.
Nie zgadzam się, żeby w ogóle brała udział w Turnieju. Od dzisiaj nie należysz
do drużyny. – Benekichiro spojrzał nienawistnie na błękitnooką.
W dziewczynie aż
wrzało. Była wściekła jak jeszcze nigdy. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie!
Jak ten gość, może tak na nią mówić. Wyrzuca ją z drużyny, po tym wszystkim co
zrobiła?! Zawsze był na nią cięty, ale teraz przesadził! Przecież ona nie
zrobiła nic złego! A ten facet patrzy na nią z pogardą, jakiej jeszcze nie widziała
u nikogo!
Chociaż nie… Widziała
ją wiele razy. Tylko przez pewien okres o niej zapomniała.
Ludzie często tak na
nią patrzyli.
Kiedy była samotnym, bezdomnym,
słabym dzieckiem.
Kiedy była jedyną
szamanką wśród ludzi, kiedy broniła Hao, przed rozwścieczonymi na Zeka
szamanami…
Morri podniosła dłoń.
Dopiero żar, który poczuła na ręku ją przebudził.
Już miała wyjąć Hichie!
Chciała to zrobić!
Chciała zaatakować bezbronnego człowieka na oczach swoich przyjaciół!
Aya przeraziła się.
Właśnie w tej chwili zdała sobie sprawę, że nie zapanowała nad sobą! Chciała
użyć mieczy! Bez walki, w zwykłej kłótni ze zwykłym człowiekiem!
Błękinooka opuściła
dłoń. Przestraszona spojrzała na swoją drużynę. Nie widziała poszczególnych
twarzy. Wszystko zdawało się być rozmazane i niewyraźne.
Ruszyła biegiem ku
wyjściu. Zrzuciła z ramienia torbę, która niepotrzebnie ją obciążała. Wiedziała
że musi stąd uciec… Zanim zrobi coś naprawdę strasznego!
- Ayka! – Hao rzucił
się w pogoń za ukochaną, ale nie miał szans się z nią zrównać. Miał jedynie
nadzieję, że podążając w wybranym przez Morri kierunku, w końcu ją znajdzie.
Nic się teraz nie
liczyło, jak tylko porozmawianie z Morri!
- Zadowolony jest Pan z
siebie? – Rzucił Kagami.
Nikt nic więcej nie
powiedział. Cała drużyna zgodnie odwróciła się i wyszła z hali, po drodze
zabierając torbę nastolatki. Nie dziwili się jej reakcji. Wiedzieli, że sport
jest dla Morri ważny. Że drużyna jest dla niej ważna. Zresztą… Sami też ją
lubili. Nie tylko Yoh i Ren, ale też cała reszta postanowiła stanąć murem, żeby
tylko Aya nie została wyrzucona z drużyny.
Uświadomienie w tym
błękitnookiej postanowili pozostawić starszemu Asakurze. W końcu kto jak nie on
miał okiełznać tego „demona”?
Aya w tym czasie
zdążyła już uciec głęboko w las rosnący obok Akumine. Biegła przed siebie, nie
zważając na nic. Wiedziała że musi się uspokoić, że musi nad sobą zapanować.
Chciała zrobić coś
strasznego!
Jej rolą jest bronienie
Ziemi przed demonami, a tymczasem sama chciała użyć Hichie przeciwko ludzkości!
O ile sam miecz nie
byłby w stanie mu nic zrobić, piekielny ogień pochodzący z jego mocy nie
zostawiłby nawet pyłu po Benekichiro!
Stało się coś, czego
tak bardzo się bała.
Przestaje panować nad
własną mocną!
Ból w klatce piersiowej
błękitnookiej stał się nie do zniesienia.
Biegnąc potknęła się o
jeden z korzeni wystających nad ziemię.
Upadła na ściółkę,
brudząc przy tym swój mundurek. Bez namysłu chwyciła za koszulę i rozerwała ją.
Czuła piekielny ogień w sercu! Ten ból był nie do zniesienia! Chciała się jakoś
od niego uwolnić! Bezradnie zaczęła drapać się po mostku, ale to nic nie dało.
Było jej gorąco, a mimo
to na całym ciele wystąpił u niej zimny pot. To tak bardzo nieprzyjemne uczucie!
Jęki i krzyki brunetki
roznosiły się echem po lesie. Wiedziała o tym, ale nie dała rady zapanować nad
własnym ciałem. Zbyt ogromne cierpienie nią targało.
Agonia błękitnookiej
nie trwała długo.
Minutę, może kilka
sekund dłużej. Dla nastolatki była to jednak wieczność. Po przeżytym „ataku” starała
się uspokoić oddech. Nie było to jednak takie proste. Przymknęła oczy, czując
jak płynął z nich łzy.
Powoli dochodziła do
siebie.
Uspokoiła się dopiero,
kiedy poczuła znajome ciepło. Ta aura przyjemnego gorąca, sprawiła że Morri
łatwiej było powrócić do pierwotnego stanu zdrowia.
To Hao klęknął obok
ukochanej.
- Ayeńko, co się stało?
– Zapytał drżącym ze strachu głosem. Wsunął jedną dłoń pod głowę błękitnookiej.
Podniósł ją, przytulając do siebie nastolatkę. Drugą ręką objął ją w pasie.
Dziewczyna zupełnie poddała się długowłosemu. Będąc w pozycji półsiedzącej
wtuliła się policzkiem w jego ramię.
Asakura tulił do siebie
ukochaną, głaszcząc ją po głowie i plecach. Uspokajał ją spokojnym głosem,
chociaż sam był przerażony.
Składał na jej głowie
delikatne pocałunki. Tak bardzo się cieszył, że ma ją w ramionach! Cokolwiek by
się nie działo, wiedział że musi ją chronić.
Może dla świata to
wielka wojowniczka.
Może dla przyjaciół to
silna, szalona dziewczyna.
Ale dla niego…
Dla Hao, Aya to zwykła
– czasem wesoła, czasem smutna – nastolatka, która lubi sport i muzykę. Która
nie umie się skupić na nauce, ale pomimo wszystko stara się jak najbardziej.
Wie jaka jest czuła i delikatna jeśli chodzi o dobro innych, a w szczególności
jej bliskich. Widzi w niej słodką, pełną energii, ale nadal uroczą dziewczynę.
- Przepraszam… Ja cię
tak bardzo przepraszam… - Szeptała Morri, tuląc się do chłopaka jak małe
dziecko.
- Koteczku, za co ty
mnie przepraszasz? – Czarnooki mocniej objął dziewczynę. – Nic złego nie
zrobiłaś.
- Ja chciałam…
Chciałam… - Aya zacisnęła dłonie na koszuli szamana. – Hao… Ja prawie go nie
zaatakowałam.
- Przestań. Jeszcze
chwila i sam bym to zrobił. – Asakura chciał uspokoić błękitnooką jak
najszybciej. – Postąpił nie fair wobec ciebie. Wobec całej drużyny… Chłopaki
cię uwielbiają. Aż robię się zazdrosny!
- Nie żartuj. –
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, słysząc ton głosu ukochanego. Był taki ciepły
i przyjemny. – Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie.
- Wiem. Ale to chłopaki
są zakochani w tobie, a nie ty w nich. – Zaśmiał się wesoło chłopak. Przesunął
dłonie na policzki ukochanej. Podniósł jej głowę do góry. Spojrzał w jej przerażone,
pełne bólu oczy. Uśmiechnął się ciepło. Kciukami starł ślady łez.
Pocałował delikatnie
usta Ayi, delektując się ich słodkim smakiem.
– Ale to ja cię kocham
najmocniej… - Asakura przyłożył czoło do czoła nastolatki. Zaczął pocierać
swoim nosem o jej nos.
Oboje zaśmiali się cicho.
- Dziękuję, że tu za
mną przyszedłeś. – Wyszeptała cichutko.
- Nie masz za co
dziękować głuptasie. Co się tak właściwie stało? – Hao mimo wielkich chęci nie
zdołał ukryć strachu w głosie. – Przewróciłaś się?
- Tak… Ostatnio… Boli
mnie serce. – Morri zwiesiła głowę. – Ale tym razem… To było zbyt mocne.
- Ayeńko, dlaczego nic nie
mówiłaś?
- Bo ja domyślam się,
czym jest spowodowany ten ból. Chciałam się tego wyprzeć… Myślałam, że to
zniknie kiedy to zignoruję… -Błękitnooka westchnęła głośno. Sama przed sobą nie
chciała przyznać, że postąpiła irracjonalnie. – Przestraszyłam się…
- Kochanie, nie musisz
się przy mnie niczego bać. Obronię cię przed wszystkim. – Hao spojrzał w oczy
ukochanej. Dziewczyna mogła dostrzec w nich troskę i miłość, jaką widziała
tylko u tego niepozornie wyglądającego nastolatka.
Aya uśmiechnęła się
smutno.
- A co… Jeśli to ja
jestem zagrożeniem?
- Nie jesteś!
- Jestem… Itamishi się
przebudził…
- Co to znaczy, że się
przebudził? – Hao podniósł jedną brew, patrząc na brunetkę badawczo.
- Ja… Ja wam wszystko
opowiem. Ale wszystkim. Muszę wam o tym powiedzieć. W razie gdyby stało się
najgorsze… – Morri westchnęła ciężko.
- Aya nie strasz mnie.
Boję się jak zaczynasz być taka poważna. – Czarnookiemu aż serce zabiło szybciej.
- Hao. Ja jestem teraz
śmiertelnie poważna. – Błękitnooka wstała, wyrywając się tym samym z objęć ukochanego.
– Zostawiłam swoją komórkę w torbie. Napisz do wszystkich, żeby przyszli do
celi. Musimy poważnie porozmawiać.
- Jasne. – Asakura
również wstał. Otrzepał się ze ściółki. Spojrzał na Morri. – Ale zanim
zbierzemy ekipę…
- Co to jest? –
Długowłosy dotknął niewielkiej, czarnej plamki między piersiami nastolatki. Ta
odwróciła od niego głowę.
- To jest związane z
naszą sprawą… - Głos dziewczyny był cichy i niepewny.
Hao spojrzał na
ukochaną. Uśmiechnął się zawadiacko. Nie chciał żeby była taka smutna. Musi ją
jakoś pocieszyć.
- Pięknie wyglądasz.
Bardzo… Erotycznie. – Chłopak rozpiął i zrzucił z siebie marynarkę.
- Zboczeniec.
- Może i tak. Ale
wariuję na twoim punkcie. - Hao narzucił
dziewczynie na ramiona swoje ubranie wierzchnie. Pocałował ją czule w czoło. –
Napiszę do Anny, żeby ci wzięła jakąś bluzkę na zmianę.
- Ale mi dobrze w
twojej marynarce … - Błękitnooka uśmiechnęła się delikatnie.
- W to nie wątpię. I wyglądasz uroczo. –
Asakura objął ukochaną w pasie, drugą ręką sięgną do kieszeni po komórkę. Wysłał
tylko jednego smsa do brata, o treści „Zebranie w celi. Zbierz wszystkich. Aya
ma nam coś do powiedzenia. A i poproś Annę o jakąś bluzkę dla Ayi”.
Para udała się w stronę
szkoły. Na szczęście było późne popołudnie i niewiele nastolatków chodziło po
Akumine, przez co uczniom udało się dostać do celi bez zbędnych pytań czy
niechcianych komentarzy ze strony gapiów.
W umówionym miejscu
spotkania był już Itachi, Kenami i Anna. Blondynka od razu podeszła do
nastolatki. Dała jej niewielką reklamówkę.
- Chodź do łazienki
przebierzesz się. – Kyoyama wzięła błękitnooką za rękę. – I tak musimy czekać
na spóźnialskich…
- Słyszeliśmy co się
stało. Nie martw się, Benekichiro to szuja. Nawet ja go nie lubię. – Uchiha
uśmiechnął się pokrzepująco do przyjaciółki.
- Mam teraz gorszy
problem… - Westchnęła ciężko Morri. – Ale opowiem o tym jak tylko „spóźnialscy”
przyjdą.
Aya wraz z Anną wyszły
na chwilę z pomieszczenia. Siedzenie w celi z początku roku miała być dla nich
karą i trafiali tutaj jak coś przeskrobali. Teraz jednak zamieniło się to w
miejsce potajemnych spotkań z dala od ciekawskich oczu i uszu.
- Co to za problem, o
którym mówi Aya? – Kenami spojrzała ze zmartwieniem na Asakurę. Czyżby
błękitnooka dowiedziała się o jej chorobie? Nie… To nie to. Jakby chodziło o
zdrowie Kitsune, Aya na pewno nie robiłaby specjalnego zebrania, tylko
zwyczajnie wykrzyczała jej w twarz, co o tym wszystkim myśli.
To co się działo teraz
to coś innego i chyba gorszego. Aya była przerażona! A roztrzęsiona Morri
oznaczała tylko kłopoty.
- Nie chciała mi
powiedzieć. Eve? – Hao usiadł przy ogromnym stole znajdującym się na środku
pomieszczenia. Kiedyś były to dwa oddzielne stoliki, ale zostały złączone przez
przyjaciół. W ten sposób powstał jeden, wielki, kwadratowy „okrągły stół”.
Asakura podniósł do
góry głowę patrząc pod sufit. Zmaterializowała się tam mała, złota kuleczka z
piwnymi oczami.
- Tak? – Starsza z
bliźniaczek podleciała do długowłosego.
- Wiesz coś na temat
dziwnego zachowania Ayi?
- Wiem, ale nic nie
powiem. Sama zaraz wam wszystko wyjaśni. – Eve westchnęła ciężko. Zaraz obok
niej zmaterializował się Bason i Duch Ognia.
- Uh, denerwuję się! –
Krzyknęła Kenami. Była zniecierpliwiona czekaniem.
- Czym? – Zapytał Ren,
który właśnie wszedł do celi. Za nim tuptał wyszczerzony od ucha do ucha Yoh.
- Aya ma dla nas jakąś
nowinę.
- My dla niej też. –
Młodszy Asakura zaśmiał się radośnie. Usiadł obok brata. Ren zajął miejsce obok
Kenami. Położył na blat torbę Ayi, której dziewczyna nie wzięła ze sobą.
- Ale Kagami
powiedział, że przekaże jej tę informację osobiście, jutro na treningu. Nie
będziemy mu zabierać tej radości. Cieszył się jak idiota. – Tao westchnął
ciężko.
- Dobrze że jesteśmy tu
wszyscy. – Do celi weszła Anna i Aya.
Blondynka od razu
usiadła obok swojego narzeczonego. Aya zajęła miejsce pomiędzy Hao a Ren’em.
Jej mina wskazywała na jedno. Sprawa jest poważna.
- Nie lubię jak masz
taki wyraz twarzy. – Młody Tao zlustrował przyjaciółkę. Aż dostał ciarek na
skórze, ale oczywiście on się do tego nie przyzna!
- Koniec żartów.
Słuchajcie muszę wam o czymś powiedzieć. O czymś bardzo ważnym. – Aya patrzyła
na twarze przyjaciół, nie pomijając nikogo. Westchnęła głośno. – Nawet nie wiem
od czego zacząć…
- To ja zacznę. – Eve
postanowiła pomóc siostrze. – Pamiętacie Datenshi?
- Tego najsilniejszego
i najgroźniejszego potwora, który prawie nie zniszczył całej Ziemi i nie
zamordował wszystkich ludzi i szamanów, zarazem zagrażając swojej rodzinnej planecie
Roisei? – Zapytał Ren na jednym oddechu. -
Tak… Coś nam się kojarzy…
- To z nim walczyliście
w Dobie Village, prawda? Przeniósł się ze świata demonów tutaj? – Kenami spojrzała
na przyjaciół pytająco.
- Dlaczego pytasz prze…
Matko, tak mocno się ze sobą zżyliśmy, że zapomniałem, że jeszcze wtedy cię nie
znaliśmy… - Yoh wyszczerzył swoje ząbki.
- Miło mi to słyszeć. –
Kitsune w sumie nie wiedziała czy się z tego cieszyć czy nie. Jej rokowania na
pozostanie w tej grupie nie są zbyt wysokie.
Aya chrząknęła głośno,
przywracając rozmowę na właściwy tor.
- Wracając. Tak,
Datenshi był straszną postacią. Miał jeden cel. Chciał niszczyć wszystko i
przejąć władzę nad znanymi światami. Nie miał żadnych pozytywnych uczuć. Litość
czy miłość były mu zupełnie obce. Wiecie dlaczego? – Morri spojrzała na
przyjaciół.
- Hm… - Hao wytężył
swój umysł. Podniósł do góry jedną brew. – Z tego co wiem, Datenshi narodził
się z Itamishi, miecza, który został samoistnie stworzony z bólu i cierpienia
Jikon’a po stracie jego przyjaciół.
- Logiczne, że
osobowość zrodzona z „bólu śmierci” nie będzie duszą towarzystwa. – Rzucił Ren,
wciskając plecy w oparcie krzesła.
- Ale co to ma
wspólnego z tobą? – Anna zmarszczyła ze zmartwieniem brwi.
- Co to ma wspólnego ze
mną? – To pytanie padło z ust Itachi’ego. Wszyscy spojrzeli na niego. –
Wybaczcie, bardzo was lubię i jesteście dla mnie jak rodzina, ale… Przecież
wiecie że ja nie bawię się w te szamańsko-demoniczne gry. Więc dlaczego mnie w
to wtajemniczacie? Chcę normalnego życia, a mam wrażenie, że przez was zostanę
wciągnięty w coś naprawdę wielkiego.
- To nie są gry i
zabawy Itachi, a twój wzrok może nam pomóc w pokonaniu największego wroga.
Shariingan jest niezwykle potężny, wiesz o tym. Dowiadywałam się ostatnio o
twojej umiejętności i gdybyś ją polepszył, dorównałbyś potędze demonom. Musisz
zacząć trening. – Aya spojrzała poważnie na Uchihę.
- O czym ty mówisz? –
Wzrok Morri sprawił, że po czole przewodniczącego szkoły spłynęła zimna
kropelka potu.
- Datenshi nie zginął w
walce ze mną. Został znów zapieczętowany w Itamishi, dzięki czemu Jikon odzyskał
swoją poprzednią, „dobrą” formę. A Itamishi jak wiadomo znajduje się z innymi
czteroma mieczami w moim ciele.
- Zaraz, chwila,
moment… - Hao pokręcił głową z niedowierzaniem. – W lesie powiedziałaś mi, że
Itamishi się przebudził… Co miałaś na myśli?
Aya przez dłuższy
moment milczała. Cisza jednak ją przytłaczała. Dzwoniła w uszach i ściskała za
serce.
- Możliwe, że Datenshi
powróci. Powróci w moim ciele. – Aya pociągnęła za dekolt T-shirtu jaki
przyniosła jej Anna. Odsłoniła małą, czarną plamkę, która była doskonale
widoczna na jej jasnej cerze. – Od pewnego czasu czułam dyskomfort z powodu
noszenia miecza, ale dziś nastąpiło apogeum. Itamishi się przebudził i to
dowód. Teraz będzie mnie zżerać, aż nie zamienię się w…
- To niemożliwe! – Hao
uderzył rękoma w stół, jednocześnie wstając z krzesła.
- Nie można tego jakoś
zatrzymać? – Yoh zmarszczył brwi.
- Nie możemy wyjąć z
ciebie tego miecza? – Do dyskusji przyłączył się Ren.
- To nie takie proste.
Coś trzeba by było z nim zrobić. Itamishi ma wielką destrukcyjną siłę. Zniszczy
każdego kto go przejmie.
- Wiedziałaś o tym, a
mimo to zgodziłaś się na zapieczętowanie go?! – Hao spojrzał z wyrzutem na
ukochaną.
- A co ja miałam
robić!? Przypominam że sytuacja była podbramkowa! Po za tym mam większe
prawdopodobieństwo przetrwania niż ktokolwiek inny! Cztery miecze Wielkiej
Piątki nieco niwelują działanie Itamishi.
- Nieco niwelują? To co
takiego się stało, że on nagle się przebudził? – Asakura miał żal do ukochanej,
że wcześniej z nim o tym nie rozmawiała. Wiedział że Itamishi ma ogromną moc, że
każdy z tych mieczy ją ma. Myślał jednak, że zapewniają one dziewczynie
bezpieczeństwo. Nieśmiertelność! Dlatego był w stanie to w łatwy sposób
zaakceptować. Teraz jednak sytuacja obróciła się o 180 stopni.
Morri milczała.
Opuściła głowę. Bo co by tu powiedzieć przyjaciołom? Że zwątpiła w siebie? W
swoje istnienie? Że przestała widzieć sens ich przyjaźni? Że marność ludzkiej
egzystencji zaczęła ją przerastać? Że zaczęła bać się samotności i śmierci? Że
nagle zrozumiała, jak bardzo puste jest życie nieśmiertelnej osoby?
Aya postanowiła
zupełnie zignorować to pytanie.
- Jeśli zamienię się w
Datenshi będziecie musieli ze mną walczyć. To na pewno nie będzie proste… Ale
pok…
- O czym ty mówisz
Aya?! – Hao złapał dziewczynę za ramiona. – Myślisz że staniemy z tobą do
walki?!
- A jakie mamy wyjście?
Już się stało. Nie mam pojęcia co teraz robić! Jedyne co mogę to przygotować
was na walkę! – Morri patrzyła pewnie w oczy ukochanego.
- Może poradź się
kogoś! Jikon, czy Wyrocznia… Oni muszą coś wiedzieć!
- Nikt nie wie jako
pokonać Itamishi. Go się nie da pokonać. Jest zbyt silny. Można go jedynie
pieczętować, tak jak właśnie ja to zrobiłam.
- Nie ma rzeczy
niepokonanych. – Yoh chciał jakoś załagodzić sytuację. Uśmiechnął się
przyjacielsko i mówił spokojnym, kochanym głosem, którym tylko on umiał się
posługiwać. Spojrzał na brata i Ayę ciepłym spojrzeniem. – Mówiono, że Zeke
jest niepokonany, ale razem udało nam się go powstrzymać, więc…
- Skoro nie ma rzeczy
niepokonanych, nas też da się pokonać. – Błękitnooka prychnęła głośno, burząc
tą przyjemną aurę, którą stworzył młodszy Asakura. – I tą rzeczą jest właśnie
Itamishi, a raczej zrodzony z niego Datenshi. Nie mamy szans na pokonanie go z
mocami jakie macie teraz.
- Więc zaczniemy
trenować. – Tym razem głos zabrała Kenami. Wzrok wszystkich skupił się na niej.
Mimo napiętej atmosfery, Kitsune siedziała uśmiechnięta, ale z dziwnym smutkiem
w oczach. Spojrzała na Ayę. – Masz przed sobą najlepszych szamanów na świecie.
Pokonaliście Zeka! I już raz udało wam się pokonać Datenshi. I mimo, że to było
rozwiązanie chwilowe… Udało wam się! Wtedy zrobiłaś to sama. Teraz zabierzemy
się za to wszyscy. Anna studiuje księgę, którą jej dałaś na urodziny. Może tam
coś znajdziemy? Możesz się wybrać do Kinhon, albo pogadać ze swoimi
przyjaciółmi demonami. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz! Możesz bać się
śmierci, ale nie zapomnij, że przyjaźń nie umiera nigdy!
Aya ze zdumieniem
patrzyła na przyjaciółkę. Pośpiesznie podeszła do Kitsune. Objęła ją od tyłu i
mocno przytuliła.
- Głupia jesteś… Nie
wiecie na co się piszecie…
- No właśnie coś tak
przeczuwałam, że z wami będą same problemy! – Zaśmiała się szatynka. Po chwili
mruknęła z niezadowoleniem, kiedy Ren dał jej mocnego pstryczka w czubek głowy.
Aya od razu zaczęła masować bolące miejsce przyjaciółki.
- Za co? – Mruknęła
cicho zielonooka.
- Z kim tu są problemy,
co? – Tao mono zmarszczył brwi.
- Właśnie! Kenami,
jeśli coś się stanie z tym… - Aya odsunęła się od dziewczyny i położyła dłoń
między piersiami. - …to nie będę w stanie walczyć z Kuroi Kitsune! Obiecałam ci
pomóc, a…
- Nie musisz się tym
przejmować, znalazłam inne wyjście. – Zielonooka wyszczerzyła swoje ząbki w
szerokim uśmiechu.
- Co? – Wszyscy
spojrzeli na nastolatkę jak na kosmitkę. Tylko Ren’a ta wiadomość nie zdziwiła.
Założył ręce na piersi i westchnął głośno, ciężko opierając się o krzesło.
- Zobaczycie niedługo!
– Kitsune uśmiechnęła się wrednie i chytrze zarazem. Taki wyraz twarzy sprawił,
że nawet po plecach jej przyjaciół przeszły ciarki.
Za to Kenami była pewna
siebie, jak jeszcze nigdy.
I tylko problem Ayi,
zepchnął jej radość i triumf na dalszy plan. A miała nadzieję, że będzie się
mogła teraz skupić na spokojnym życiu z przyjaciółmi!
Chyba obie z Ayą mocno
się pomyliły, co do życia w Akumine...
~*~ENDING~*~
Tiffany przebudziła się
w nocy. Wstała z łóżka z zamiarem udania się do łazienki, ale coś odwróciło jej
uwagę. Poczuła chłodny wiaterek na ciele, więc od razu spojrzała w stronę
okien. Drzwi balkonowe były uchylone.
Od razu zauważyła
postać stojącą na zewnątrz. Po ocenie stanu łóżek nie trudno było dowiedzieć się,
kto tam stoi.
- Tiff? – Usłyszała
cichy głos pochodzący zza uchylonych drzwi.
- Wstałam tylko do
łazienki, nie chciałam cię przestraszyć. – Ruda podeszła do balkonu.
- Nie przestraszyłaś. –
Skwitowała zielonooka. Przez chwilę między dziewczynami trwała niezręczna
cisza.
O dziwo to Angielka
postanowiła odezwać się pierwsza.
- Dlaczego tu stoisz?
Powinnaś spać. Dużo ostatnio pracujecie przed głównym koncertem…
- Nie mogę spać, a na
podwórku lepiej mi się oddycha. – Kitsune uśmiechnęła się lekko. Była blada, bledsza
niż zazwyczaj.
- Chyba ostatnio w
ogóle nie czujesz się dobrze. Źle wyglądasz. – Red już zupełnie wyszła z pokoju
i stanęła obok koleżanki. Nie patrzyła jednak na nią. Obserwowała usłane
gwiazdami niebo, a jej oczy zaświeciły jasnym blaskiem. – Piękne…
Kenami, która patrzyła
w głąb lasu, teraz podniosła wzrok. Uśmiechnęła się lekko.
Obie przez dłuższy czas
stały w ciszy.
- Cokolwiek ukrywasz,
przestań. – Głos zielonookiej był cichy, ale pewny.
- Co? – Red spojrzała
zdziwiona na szatynkę.
- To co usłyszałaś.
Cokolwiek ukrywasz przestań. Wiem, że nie pojawiłaś się w Akumine przez
przypadek. Nie wierzę w przypadki. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu i ty
też masz swój. Jak na razie pozwolę ci grać w twoją grę, ale pamiętaj… - Kenami
nachyliła się w stronę lokatorki. Spojrzała głęboko w jej oczy. Czuła się jak
drapieżnik, który dorwał swoją ofiarę. W wielkich oczach Tiffany zobaczyła
strach. - Jeśli tylko zagrozisz mojej
rodzinie… Zabiję cię. Nie wiem dla kogo pracujesz i jakie masz intencje, ale
kiedyś będziesz musiała wybierać, my albo oni.
Kenami uśmiechnęła się
złowrogo. Tiff nieco zaskoczona tym wyznaniem, powoli wyprostowała się.
Spojrzała odrobinę pewniej na Kitsune, ale nadal w jej oczach czaił się strach.
- Nie mam pojęcia o
czym ty mówisz. Nie dziwne, że w całej szkole się z ciebie śmieją. Udajesz, że
jesteś straszna, a tak naprawdę jesteś zwyczajną dziwaczką z poprzestawianymi w
mózgu klepkami. Nie nadajesz się do życia w społeczeństwie, zaczynam się ciebie
bać, dziwadle! Masz wzrok jak jakiś potwór! Idź się leczyć!
Tiffany mimo
poprzedniego strachu teraz przejęła kontrolę nad rozmową. Odwróciła się
napięcie i wyszła z balkonu. Poszła do łazienki.
- Nie słuchaj jej
Kenami~chan. - Obok nastolatki zmaterializował się Bason. Dziewczyna uśmiechnęła
się krzywo.
- Mam wzrok jak potwór…
Mimo wszystko to boli…
- Red gada co jej ślina
na język przyniesie. Przestraszyłaś ją, nie wiedziała co powiedzieć więc…
- Właśnie Bason,
przestraszyłam ją. Ja przecież nie jestem pewna czy ona jest jakimś szpiegiem.
To tylko moje domysły, a napadłam na nią… Ale cały czas myślę o tym wszystkim.
Chciałam dzisiaj powiedzieć im o mojej… Chorobie, ale… Nie mogę zrobić tego teraz.
Muszę chronić Ayę. Nie może się teraz denerwować. Dlatego obecność Tiff mnie
tak drażni. Ona wszystko burzy…
- Ostatnio gorzej się czujesz, prawda?
Bason przyjrzał się
uważnie nastolatce. Ta spięła się od razu i spuściła głowę. Przez dłuższą
chwilę milczała.
- Mówiłeś dla Ren’a?
- Nie, ale on to widzi,
nie muszę mu mówić.
- Aż tak ze mną źle? –
Kitsune zaśmiała się głośno.
- Po prostu nie
nadwyrężaj się. Mistrz Ren się strasznie martwi. Mam nadzieję, że nie masz
zamiaru brać udziału w walce, w razie gdyby…
- Bason, czy mam
zamiar? Nie kpij… Nie dam rady walczyć. Wiem, że już nie ma dla mnie ratunku,
ale nie wiem ile tak pociągnę. Wiem, że muszę się trzymać, ale co innego brać
udział w lekcji japońskiego, a co innego walczyć z demonicznymi mieczami. Gdzie
ja się pcham..? – Dziewczyna pokręciła z politowaniem głową. Oparła się o
poręcz balkonu.
- Nie martw się. Będąc
duchem dołączysz do naszej drużyny.
- Naszej drużyny? –
Kenami spojrzała pytająco na wojownika.
- Drużyny Duchów. –
Bason spojrzał w górę, podziwiając migoczące na niebie gwiazdy.
Kitsune zaśmiała się
smutno.
- Mam nadzieję, że będę
lepszym duchem, niż byłam człowiekiem.
- Jesteś dobrym
człowiekiem. Na pewno lepszym niż wódz mojego wojska. Ten to był dopiero
straszny… - Wojownik aż zadrżał na samo wspomnienie.
Zielonooka zaśmiała się
wesoło.
Spojrzała w gwiazdy.
Kenami:
Tadam! Nowy odcinek! :D
Aya: No, no,
no… Prawie rok, dobry masz time!
Kenami: Nie
czepiaj się ;_;
Hao: Ona się
nie czepia, a stwierdza fakt, a że robi to ironicznie…
Kenami: No
wiem, wiem! Już teraz nie obiecuję, że rozdział będzie za tydzień czy dwa, ale
postaram się wrzucać jak najczęściej!
Ren: U
ciebie często to raz na rok…
Kenami: No
przepraszam przecież no! ;_;
Anna: Ja ci
wybaczam, nie wiem jak czytelnicy…
Kenami: Moi
czytelnicy są wspaniali! Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, pod moim
ostatnim „wylewnym” rozdziałem! Jesteście niesamowici!
Szczególne
podziękowania dla:
Klaudia12345
Frankiee9669
DESTINO†
Lacerta
Lovegood
Ahsoka
Gehabih
Wasze
komentarze dodały mi dużo otuchy i… Zrobiło mi się tak miło na serduszku! *-*
Cóż mogę
jeszcze dodać… Mam nadzieję, że odcinek się podoba, i że mimo długiej przerwy
nadal macie ochotę na przygody naszej paczki!
Przepraszam,
że te rozmowy takie krótkie, ale… Wyszłam z wprawy! ;_;
Więc jak na
razie…
Ja ne!
Nie masz za co dziękować, sama przyjemność motywować Cię do pisania i czekać na dalsze rozdziały :D Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie coś napisałaś. Sama mam bloga (o tematyce Sevmione), na którym nie było nic od roku, więc jestem ostatnią osobą, która ma prawo narzekać, że rzadko coś wstawiasz. My pisarze fików, wiemy, jaka to trudna sztuka :P
OdpowiedzUsuńZapomniałam troszkę o co w tym opowiadaniu się rozchodzi i z lekką obawą podeszłam do czytania. Wiele rzeczy na moje szczęście zostało przypomnianych. Chyba najtrudniej było mi ogarnąć skąd jest ta Tiffany, ale wreszcie ogarnęłam. I dodatkowo przypomniało mi się, że Kitsune jest z Renem. W końcu - pamiętam jak zażarcie im kibicowałam. Wolę ich nawet bardziej niż Hao oraz Ayę, a Yoh + Anna nigdy nie lubiłam - jak dla mnie do utylizacji. W anime wypadło to najgorzej.
Szkoda, że nie ma już Vitsumi, fajna babeczka z niej była w naszej paczce. Pojawi się jeszcze kiedyś?
Jako zażarta fanka Kuroko no Basket ciężko przełknąć mi fakt, że Aya jest lepsza od Kagamiego i Kuroko. Ja rozumiem mega sprawność, umiejętności, wytrzymałość i nieśmiertelność, ale żeby od razu być lepszym od Kagamiego i Kuroko?! Straszna jesteś xD Zobacz ile oni się musieli napocić, żeby pokonać Pokolenie Cudów... cały sens tego anime upada przez taką osóbkę, jak Aya Morri :D
Kitsune jako duch? Smutne to w cholerę. Jeśli się by tak stało, to mogłaby sobie pójść na randkę co najwyżej z Basonem. Jakoś nie widzę Rena, który wiąże się z duchem. Choć kto wie? Jak jego siostra kręciła z Lee Pai Longiem (o czym uświadomił nas Ren w anime), to może u nich to rodzinne? :D Śmiałabym się mocno.
Tam na końcu po endingu było napisane Angielka, Przeczytałam Angela... i się zastanawiałam co tu robi Merkel. Żeby było zabawniej przeczytałam poprawnie dopiero za trzecim razem. No spoko mamy Shaman Kinga, Kuroko no Basket, Naruto... to czemu by jeszcze nie wciągnąć w to kanclerz Niemiec. Może by pomogła w walce z demonami i ocaliła świat... kogo ja chcę oszukać xD
Tym optymistycznym, choć może nie do końca akcentem, będę kończyła powoli swój komentarz. Tak długo nie dodawałaś nic, że wyszłam z wprawy totalnie, ale nie bój nic - następnym razem mój komentarz będzie lepszy :D
Pozdrawiam i weny ^^
No, w końcu żem zasiadła do pisania tego komentarza. Wybacz, jeśli nie będzie on zbyt długi czy przemyślany, chora jestem (co zresztą wiesz).
OdpowiedzUsuńTak po prawdzie mówiąc, to muszę sobie tego twojego bloga całkowicie odświeżyć, bo już praktycznie nic z niego nie pamiętam i teraz jak czytałam ten rozdział to takie: "Ok... Nie mam bladego pojęcia, co ja właśnie czytam." Hehe ^^' Jak będę miała czas, to nadrobię, obiecuję.
Dobra, przechodząc do treści... (Może coś sensownego uda mi się napisać)
Oczywiście, przez moją sklerozę, pierwszy fragment został zrozumiany jedynie w połowie (tak samo jak reszta rozdziału, zresztą), ale jakoś przebrnęłam i doczytałam do końca. Nie mniej jednak mogę powiedzieć, że interesująco się robi.
Ok, nasz lud założył zespół i będzie grać na festiwalu. W tym wszystkim jedna rzecz mnie boli: YOH NIE UMIE GRAĆ NA GITARZE? T.T JEGO MARZENIEM (w angielskiej i polskiej wersji) JEST ZOSTANIE GWIAZDĄ ROCKA, A NAWET NA GITARZE NIE UMIE ZAGRAĆ? JUŻ POMIŃMY TO, ŻE GRAŁ W MANDZE, JA TU SIĘ SKUPIAM NA TYM, CO TERAZ CZYTAM.
Dobra, przeszło mi, ale naprawdę mnie tym zniszczyłaś :/
Kolejne rzeczy, których kompletnie nie pamiętam: odejście Vitsumi, dołączenie Tiffany i Renami. Tych kompletnie nie pamiętam... A dobra, i tak muszę wszystko nadrobić, więc chyba już nie ma znaczenia, co pamiętam, a czego nie.
Kenami ma jakąś chorobę... Tego też nie pamiętam... Może lepiej przestanę ci mówić, czego nie pamiętam.
Jako, że moja pamięć do tego opka jest całkowicie ograniczona, to jedynie skupię się na scence Kenami i Basona, bo była ona moją ulubioną częścią tego rozdziału. Uwielbiam Basona, nie wiem, czy to mówiłam, a jeszcze to jego stwierdzenie, że duchy mają swoją własną drużynę XD To było dobre. No i szkoda, że z Kenami się COŚ (przypominam, że moja skleroza osiągnęła już apogeum) dzieje.
Albo wiesz co? Skończę już ten komentarz i ewentualnie wrócę do tego, jak już nadrobię (i przy okazji będę zdrowa). Możesz jedynie docenić to, że się starałam (i poległam).
No cóż...
Pozdro!
~ Halley S.
Jestem bardzo szczęśliwa ,nowy rozdział!!Nie będę się rozpisywać,czekam na rozwój relacji Ren i Kenami.Mam nadzieję że wszystko skończy się dobrze:)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział !!!!!!
OdpowiedzUsuńTak się cieszę , że dodałaś go . Warto było poczekać
Ehem... Więc... Chyba powinnam zacząć od uderzenia czołem w podłogę i błaganiu o przebaczenie. I najlepiej komentować wszystkie zaległe rozdziały bez podnoszenia się z tej podłogi. Cały czas przepraszając. Tak. Ehh...^^'''
OdpowiedzUsuńWiem, moje zaległości są straszne. Chyba powinnam przestać się oszukiwać, że w najbliższej przyszłości wrócę do komentowania na czas...^^' Trochę ostatnio wypadłam z fandomu i bardzo za to przepraszam. I już zabieram się za nadrabianie zaległości!
Długie szkolenie w świecie, gdzie czas płynie dużo szybciej niż w naszym - fajnie dla Hao i przyjaciół Ayi, bo nie zdążą się za nią stęsknić; przerąbane dla Ayi, bo tęskni jak diabli i jej bliskim trudno to sobie wyobrazić. Ech, plusy i minusy bycia królową demonów...^^'' Nie mówiąc już o złowrogim mieczu, który Aya bedzie w sobie nosić i który może ją przemienić w głównego złego tego opowiadania. Jasne, luzik xD Dobrze, że Aya to Aya i jestem pewna, że nie da się przekabacić podszeptom jakiegoś demonicznego kawałka żelastwa. ;D
Oj już tak nie narzekaj, Renie "Mam-Serce-Z-Kamienia-A-W-Moich-Żyłach-Płynie-Lód" Tao ;P Wszyscy dobrze wiemy, że dla przyjaciół zrobisz wszystko ;P
Tak samo jak Deidara, któy nie do końca wie, o co chodzi, ale i tak gra xD To się nazywają przyjaciele! :D
Wiesz, chciałabym zobaczyć ich teledysk zmontowany przez Ciebie :) Twoje openingi i endingi wyglądają świetnie, teledysk też wyszedłby super :3 Myślałaś może nad tym? Chociaż zdaję sobie sprawy i le pracy i czasu takie coś wymaga, więc bez presji ;)
Brawo, nauczycielu wuefu, któego nazwiska nawet nie chce mi się zapamiętywać. Super posunięcie. Nie ma to jak usuwać z drużyny najlepszego zawodnika, wspaniały sposób na wygranie zawodów. Zachowuje się tak, jakby postawił w zakładach bukmacherskich na przeciwną drużynę i teraz robi wszystko, żeby zgarnąć wygraną... Ja na miejscu uczniów poszłabym z tym do dyrektora. W końcu któremu dyrektorowi nie zależy na zdobywaniu jak najwyższych miejsc przez uczniów jego szkoły?
Nawet nie byłoby mi szkoda, gdyby Aya straciła panowanie nad sobą. No dobra, byłoby mi szkoda, ale tylko ze względu na Ayę, którą później męczyłyby wyrzuty sumienia.
Ehh... Mogłam się domyśleć, że taki wstęp zwiastuje większe kłopoty... Ale Yoh ma rację, nie ma rzeczy niepokonanych, czego już nieraz razem dowiedli. Trochę więcej wiary w przyjaciół, Ayu ;) A przede wszystkim w samą siebie. Jeśli ktoś miałby zapanować nad mieczem, to tylko ona. :)
Tiffany się boi? I bardzo dobrze. x)
Bason mistrzem pocieszania. Aż przypomniał mi się fragment mangi, gdy Manta został pokrojony przez Fausta i Yoh mówi mu, że jeśli nie przeżyje, to może zostać jego duchem stróżem. xD Always look at the bright side of life~~
Rozdział się podobał, choć mam nadzieję, że następne będą nieco bardziej optymistyczne^^'
Jeszcze raz przepraszam za zaległości i lecę czytać dalej! :)