- Dziewczyny, Anna nas wszystkich wo… Ła? – Ren wszedł do
pokoju, gdzie na czas wakacji mieszkały Kenami i Jun. Dostał polecenie zwołania
wszystkich na plażę. Zazwyczaj nie słuchał się Anny, ale ta chodziła ostatnio
dziwnie podenerwowana, więc wolał nie nastąpić na odcisk przyjaciółce.
Zdziwił
się, bo w pomieszczeniu nie zastał nikogo, oprócz wszechogarniającego bałaganu.
Widocznie dziewczyny się gdzieś szykowały bo wszystkie ubrania zamiast w
torbach czy w szafach, leżały na podłodze i ogromnym, małżeńskim łóżku. Zasłony
były zasłonięte, a w pokoju aż niedobrze się robiło od ilości perfum w
powietrzu.
Złotooki
wywrócił z politowaniem oczyma. Że też to on musiał ogarniać pokój starszej
siostry… Podszedł do okna. Jednym ruchem odsunął materiał. Do środka wpadły
wesołe promienie światła. Fioletowowłosy otworzył okiennice na oścież – dobrze
że nikomu nie przyszło na myśl odpalić tu zapałkę. Wtedy na pewno dom
wyleciałby w powietrze.
Ren
miał już wychodzić z pokoju, kiedy coś przykuło jego uwagę. Spod poduszki
wystawał kawałek kartki. Tao był kulturalnym mężczyzną i wiedział, że nie można
zaglądać w cudzą korespondencję, jednak… Wiedział od Yoh, że Kitsune dostała
list od Fausta. Czyżby to on?
Szaman
chwilę walczył sam ze sobą. Ciekawość jednak wygrała. Przymknął drzwi, po czym
ostrożnie, tak jakby ktoś miał go obserwować, wysunął kartkę spod poduszki.
- Mistrzu Ren? – Obok złotookiego
zmaterializował się Bason. Tao aż podskoczył.
- Kami~sama! A już myślałem, że to
Kenami! Nie skradaj się tak! – Mruknął niezadowolony Ren.
- Wybacz, Mistrzu Ren. Jestem duchem.
- Wojownik spojrzał znacząco na swojego przyjaciela.
- Zamknij się! – Fioletowowłosy
zmierzył zimnym wzrokiem stróża. Ten przestraszony zniknął z oczu młodego Tao.
Ren
odetchnął z ulgą, kiedy został sam w pokoju. Nikt go przynajmniej nie będzie
straszyć… Rozłożył trzymane w rękach kartki, jakie były złożone na cztery
części. Pogrążył się w lekturze.
„Droga Kenami~chan!
Wybacz, że nie mogłem się z
Tobą spotkać osobiście w tak ważnej sprawie. Nagisa właśnie przeszła ciężką
operację i jest w trakcie rehabilitacji, dlatego też podróż w takim stanie
byłaby niemożliwa nawet za sprawą księgi Ayi. Dobra wiadomość jest taka, że
jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi oczekiwaniami, Nagisa już od przyszłego
roku będzie mogła egzystować jako zwyczajna, zdrowa dziewczynka. Jednak nie w
tej sprawie do Ciebie piszę.
Chociaż Nagisa zdrowieje, to
co do Twojej choroby nie mam tak dobrych wieści. Zabiegi przeprowadzane w
laboratorium, zostawiły na Twoim organizmie nieodwracalne zmiany. Twoje ciało
niszczeje z każdym dniem, co pewnie sama ciągle odczuwasz. Nie zostało ci dużo
czasu, Kenami. Twój stan zdrowia naprawdę nie wygląda dobrze. Niestety nie mogę
nic na to poradzić. W tej chwili jedyne co możemy zrobić to niwelować ból i
opóźnić zmiany zachodzące w Twoim ciele. Jeśli będziesz zażywać regularnie
tabletki oraz stosować się do moich zaleceń, czas Twojego życia powinien mocno
się wydłużyć. Na pewno musisz zapomnieć o używaniu swoich mocy. To przez nie
Twój organizm niszczeje o wiele szybciej niż na co dzień. Z moich obliczeń
wynika, że dziesięć minut używania Twojego mózgu jako broni, skraca Twoje życie
o tydzień. Tak więc rozumiesz – stawka jest ogromna.
Wybacz, że piszę o tym w liście, jednak już od dawna wiesz o
stanie swojego zdrowia, prawda? Po za tym jesteś teraz na wakacjach wśród
przyjaciół, a to najlepsze miejsce aby wypocząć i wszystko sobie przemyśleć.
Oni Ci pomogą. Jako lekarz radzę Ci porozmawiać z nimi. Zrozumieją i zrobią
wszystko, abyś była szczęśliwa.
W kopercie załączyłem recepty na nowe leki – wykup je i
zażywaj zgodnie z moimi zaleceniami. Znajdziesz je na drugiej kartce dołączonej
do listu.
Kiedy tylko Nagisa stanie na własnych nogach odwiedzimy Was w
Tokio, a wtedy dokładnie cię zbadam. Trzymaj się dobrze i nie zapominaj o
lekach!
Faust
Ps.: Radzę Ci zapomnieć o wszelkich walkach i troskach – korzystaj z
życia pełnymi garściami. W razie jakichkolwiek pytań zadzwoń do mnie. Mój numer
znasz.”
Tao stał jak sparaliżowany już po raz
n-ty czytając list. W głowie miał ogromny mętlik. Nie miał pojęcia co o tym
wszystkim myśleć.
- Ren? – Usłyszał za
swoimi plecami cichy, niepewny, kobiecy głos.
- K-Kenami… - Złotooki
odwrócił się. Wyciągnął dłoń w stronę szatynki, jednak ta szybko się odsunęła.
- Czytasz mój list? –
Zapytała z niedowierzaniem i łzami w oczach. – Znowu to robisz? Znowu mnie
szpiegujesz?
- Nie, to nie tak,
Kenami… - Złotooki zrobił krok w jej stronę. – Czytałem go, ale to nie dlatego,
że…
- Wyjdź. – Warknęła
Kitsune przez zaciśnięte zęby. Jej oczy aż wrzały od emocji. Ku rozpaczy
fioletowowłosego nie było tam ani cienia radości. Wręcz przeciwnie. Złość
mieszała się z żalem, a ta powoli przeradzała się w łzy.
- Kenami,
porozmawiajmy. – Zaproponował Tao. Nie chciał teraz wychodzić, tak bez słowa
wyjaśnienia.
- Wyjdź stąd! –
Wrzasnęła dziewczyna. Podeszła do chłopaka i popchnęła go mocno w stronę drzwi.
Wyrwała mu list z ręki. Odrzuciła go na bok, nadal pchając złotookiego przez
pokój.
- Co to znaczy, że
zostało ci mało czasu? – Tao nie dał za wygraną. Bez najmniejszego problemu
odsunął się od dziewczyny, unikając niechcianego opuszczenia pokoju.
Tym pytaniem jednak przelał czarę
goryczy. W Kitsune aż zawrzało. Podniosła dłoń do góry, a lampka stojąca na
etażerce podniosła się. Jeden ruch ręką, a urządzenie świecące wraz z kontaktem
ze ściany leciało w stronę złotookiego. Ten ledwie uchylił się przed ciosem.
- Kenami, nie moż… -
Ren chciał ją powstrzymać, ale tylko dolał oliwy do ognia.
- Nie mówi mi, jak mam
żyć! – Wrzasnęła, ciskając w przyjaciela szpilki Jun. – Nic cię to nie powinno
obchodzić! Nie wtrącaj się!
- Al… - Złotooki nie
miał szans. Chcąc nie chcąc musiał wyjść z pokoju.
Dokładniej mówiąc został z niego
wypchnięty przez różne rzeczy lecące w jego stronę. Złość szatynki skwitował głośny
huk zatrzaskanych przed nosem Ren’a drzwi.
- Zakładam, że taki
był Mistrza plan, tak? – Obok swojego szamana zmaterializował się Bason.
- Zamknij się, jeżeli
nie chcesz skończyć w zaświatach. – Warknął Tao. Mocno zacisnął pięść i uderzył
nią w ścianę. Zostawił w niej piękną dziurę. Westchnął głośno, nie rozumiejąc
jak w takiej sytuacji ma się zachować. Jak ma pomóc przyjaciółce?
~*~OPENING~*~
Wszyscy
przyjaciele – bez wyjątku czy żywi czy martwi - zebrali się na plaży. Przyczyną
tego był oryginalny pomysł Anny, która już miała dość nadmiernej energii
przyjaciół. Joco pobił dwustuletnią wazę, za co Ren prawie go nie udusił. Ryu i
bliźniaki zrobili sobie bitwę na jedzenie, a Manta i Kenami próbowali utworzyć
antenę, która ściągałaby im tutaj wifi. Już nic nie mówiąc o Ayi, która latała
to tu to tam, zaczepiając przyjaciół, denerwując ich z premedytacją i
zachęcając do bijatyk.
Tak więc Kyoyama
pomyślała, że miło by było, aby chociaż trochę szamani się zmęczyli, a ona
miała jeden wieczór na spokojną pogawędkę z przyjaciółkami. Dlatego też
dzisiejszego dnia odbędzie się Mini Turniej, polegający na sparingach jeden na
jednego. Wyeliminowany odpada, a wygrany – przechodzi do kolejnej rundy.
Do udziału w Mini
Turnieju zgłosili się bliźniacy, Aya, Horo, Joco, Ryu, Lyser i – ku zdziwieniu
zebranych – Tamao z Mantą. Ren nie miał za bardzo ochoty na cokolwiek, ale Usui
był niezłomny. „Musimy razem powalczyć, jak za starych dobrych czasów!” gasiło
wszystkie argumenty złotookiego.
Aby było sprawiedliwie
i nikt nie miął pretensji o to z kim walczy oraz w jakiej kolejności, odbyło
się losowanie karteczek.
- To nie fair... – Joco
podrapał się z zakłopotaniem po głowie. Jego czarne afro zatrzęsło się na boki.
- Coś ci się nie podoba? – Anna
spojrzała na murzyna z groźnym błyskiem w oczach.
- Nie nic, tylko… - McDaniel spojrzał
na swojego przeciwnika. Pokazał palcem na Ayę, która akurat w tej chwili
wyjmowała sobie z ręki Hichie. –
Dlaczego muszę walczyć akurat z nią?!
- Bo tak chciał los. – Blondynka
wzruszyła ramionami, nie przejmując się ani trochę narzekaniami Joco. – Żeby
nikt nie NARZEKAŁ, odbyło się losowanie. Nie moja wina, że masz pecha.
- Co Joco? Boisz się, że cię zleję? –
Aya uśmiechnęła się wrednie.
- Nie, no wiesz… Jesteś tak jakby
nieśmiertelna i w ogóle… Ciężko będzie cię pokonać… - Murzyna zaczął narzekać
tak jak to miał w zwyczaju.
- Joco boi się Ayi! – Wybuchnął
śmiechem Ryu.
- Nie boję się! – McDaniel tupnął
rozwścieczony nogą.
- Może od razu odstąp od udziału w
tej walce! – Zaśmiała się głośno Naoko.
- Dobrze ci tak mówić! Ty nawet nie
walczysz! – Brunet był już zdenerwowany nie na żarty.
- Już się poddajesz? – Prychnęła
Morri. Nie chciała rezygnować z bitwy. Wyjęła z nogi miecz o niebieskiej
rękojeści. – Powiedzmy, że będę używać tylko i wyłącznie jednego miecza. Jeśli,
chociażby wysunę któreś ostrze, po za Mizuchuugi, od razu zostaję
zdyskwalifikowana. Takie zasady chyba są fair?
- Niech będzie. – Joco westchnął
ciężko.
- W takim razie… Stańcie na pozycje.
– Między przeciwnikami stanęła Eve. Dostała zaszczytną rolę sędziego, jako że
nikt nie mógł jej zranić na polu bitwy. No chyba że Aya, swoim demonicznym
ostrzem, ale jakoś nie spieszyło jej się do ranienia siostry. Blondynka wyciągnęła
przed siebie rękę. – Do walki, gotowi? Walczcie!
Eve
utworzyła formę ducha i błyskawicznie znalazła się przy grupie szamanów
obserwujących walkę. Nie chciała znaleźć się na linii ataku młodej Morri…
Joco
wykonał kontrolę ducha z Mik’em. Wiedział, że nie może stać spokojnie ani
chwili. Musi być czujny przez cały czas. Aya słynęła z uwielbiania bitew,
szczególnie takich jeden na jednego. Także McDaniel nie był zdziwiony, kiedy
sekundę po zaczęciu walki przed jego nosem błysnęło świecące ostrze Mizuchuugi.
Na szczęście murzyn miał nie lada instynkt. Jego fuzja ducha była imponująca –
wyostrzone zmysły działały genialnie. Odskoczył, aby po chwili próbować zadać
cios swoimi ostrymi szponami. Morri odwróciła się i zablokowała atak ostrzem.
Jej miecz okazał się być wykonany z lepszego tworzywa – dlatego też „pazury” z
prawej ręki Joco rozpłynęły się w powietrzu.
-
Sugoi! – Krzyknęła Tamao z wypiekami na policzkach. Uwielbiała patrzeć na walki
Morri.
- Aya wymiata! – Hao wypiął dumnie
pierś.
- Każdy może wymiatać mając
demoniczne miecze! – Oburzył się Joco, odpierający kolejny atak dziewczyny.
- Naoko ma demoniczny zegar, ale nie
umie go nawet dobrze użyć. – Rzuciła radośnie Kumiko, patrząc zaczepnie na
przyjaciółkę.
- Bo tego nie potrzebuję! Nawet jakby
turniej został wznowiony, nie przystąpiłabym do niego. – Urażona szatynka
chciała się jakoś wytłumaczyć.
- A szkoda. – Szepnęła Chika, która
zmaterializowała się obok swojej szamanki. Elfica nie była szczęśliwa wiedząc,
że nie będzie już miała okazji powalczyć.
- Wybacz… - Młoda Anzai podrapała się
z zakłopotaniem po głowie. Spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę. – Z tego co
wiem ty i Mana, też nie bierzecie udziału w naszym mini-turnieju…
- Hehe… - Kumiko pokazała Chince
język. Nawet miała ochotę powalczyć, ale patrząc na poziom tych bitew wiedziała
jedno – nie zdążyłaby nawet zrobić kontroli ducha, a już leżałaby rozłożona na
łopatki.
- Oglądajcie, a nie gadacie! –
Pouczyła resztę Koken. Kochała oglądać walki i nie chciała być rozpraszana. A
zaczynało się robić naprawdę ciekawie.
Joco
wysłał w stronę Ayi falę własnego foryoku w postaci ostrych pazurów. Ta jednak
rozcięła je mieczem. Cała bitwa wyglądała jak walka dwóch kotów – odskok,
doskok, atak, unik. Świetnie się przy tym bawili. Znaczy Aya się bawiła. McDaniel
był coraz bardziej sfrustrowany, nie mogąc nawet uderzyć w nastolatkę. Murzyn w
końcu postanowił użyć 100% swojego foryoku. Jeśli to nie pomoże, to już nic nie
będzie mógł zrobić. Uniósł ogrom piasku, formułując z niego ogromną górę.
- Patrzcie! To wygląda jak… Jak to
cię nazywało? – Horo podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Centralny atak? – Z pomocą przybył
mu Ryu.
- Coś takiego! – Usui uśmiechnął się
lekko. Ukradkiem spojrzał na Ren’a. – Ktoś wtedy był bardzo przeciw przyjęciu
Joco do drużyny.
- Nadal jestem. – Prychnął Tao.
- Pamiętam! To było wtedy jak Zeke
wysłał na nas Ramiro, kiedy Lyserg odszedł do Wyrzutków! – Krzyknął uradowany
Yoh. W końcu przypomniał sobie o czym mówią przyjaciele. Po chwili jednak
rozejrzał się na boki. Siedzący po jego prawicy Hao i siedzący po lewicy Lyserg
zwiesili nisko głowy z ciężkim westchnięciem. – A no tak… Sorry chłopaki!
Yoh
wyszczerzył swoje ząbki w przyjaznym uśmiechu. Przecież nie chciał nikogo
zranić! Za swój niewyparzony jęzor dostał otwartą dłonią w tył głowy od Anny.
Góra
tworzona przez Joco przybierała na sile, pędząc na uśmiechniętą od ucha do ucha
Ayę. Ta przekręciła miecz, dotykając ostrzem piasku. Woda z morza zaczęła
płynąć wbrew prądowi ku młodej Morri. Brunetka utworzyła wielką falę, która
zaczęła płynąć na Joco. Podczas zderzenia McDaniel został zalany przez atak
przeciwniczki, natomiast Morri wyskoczyła w górę, unikając piasku.
Zakończenie
walki było takie, iż cała plaża została zastąpiona błotem, a murzyn leżał w tej
ogromnej kałuży, wypluwając piach z wodą z ust. Natomiast Aya stała nad
biedakiem z ostrzem wyciągniętym w jego stronę.
- Chyba wygrałam, nie? – Wyszczerzyła
wszystkie swoje białe, błyszczące zęby.
- IDIOCI! – Anna rzuciła dwoma swoimi
drewniakami w walczących przed chwilą szamanów. Zarówno leżący Joco jak i Morri
dostali w głowę butami. – Miało być bez rzucania się w oczy!
- Mówiłaś „żadnych wielkich kontroli
ducha”, nie było nic o rzucaniu się w oczy! – Broniła się Aya.
- Lepiej żeby ludzie z miasteczka nie
zauważyli wielkiej fali zalewającej powstałej z nikąd wyspy. – Zarechotała
Kumiko.
- Gomenasai – Zarówno brunetka jak i
McDaniel patrzyli na przyjaciół z przepraszającym wzrokiem.
- Dobra już dobra. Joco, ogarnij się
bo wyglądasz jak siedem nieszczęść. – Kyoyama westchnęła głośno. Nawet ona nie
potrafi ogarnąć tej szalonej bandy.
- Mogę ci pomóc. – Aya wyciągnęła
Mizuchuugi, a Joco zalał niewielki strumień czystej wody.
- Ja cię zaraz…! – Murzyn rzucił się
na Morri z gołymi rękoma.
- Spokój! – Krzyknęła Anna. Biedaczka
nawet nie miała czym w nich rzucać… Manta był już za duży.
-
Teraz nasza kolej, braciszku. – Uśmiechnął się przyjaźnie Yoh.
- Nie myśl sobie, że dam ci fory
tylko dlatego, że jesteś moim młodszym bratem. – Hao uniósł wysoko głowę. Mimo
tego co powiedział z chęcią skorzystał z pomocnej dłoni bliźniaka podczas
wstawania z piachu.
- Nawet na to nie liczę. Po prostu
martwię się, czy nie za bardzo cię uszkodzę. – Młodszy dał bratu kuksańca.
- Walka pierwsza zakończona wygraną
Ayi! Następna walka rozegra się między Asakurą Yoh a Asakurą Hao! – Eve starała
się naśladować głos komentatora sportowego. – Uczestnicy, na miejsca!
- Jak oficjalnie. – Zarechotała Jun.
Bliźniacy
stanęli naprzeciwko siebie. Patrzyli sobie prosto w oczy, szczerząc się od ucha
do ucha.
- TYLKO BEZ ŻADNYCH WIDOWISK! –
Krzyknęła Anna. – Bo ukatrupię!
- Dobrze mamo! – Zaśmiali się
równocześnie Asakurowie. Za karę Kyoyama posłała im mordercze spojrzenie.
- Do walki, gotowi? Walczcie! – Eve
stała między chłopakami, a przy ostatnim słowie odskoczyła.
Obaj
wykonali kontrolę ducha. Yoh trzymał w rękach Podwójne Medium, a Hao Ognisty
Miecz. Ruszyli razem na siebie. Prowadzili równe wymiany ciosów. Raz Yoh
przyciskał miecz długowłosego, a po chwili to katana młodszego była
kontratakowana.
Z
początku przyjaciele patrzyli na to z zachwytem, ale niedługo ten widok
przepychających się bliźniaków im się znudził. Bracia byli na naprawdę wyrównanym
poziomie, a że w sumie nie brali tej walki na serio, skończyło się na
przepychaniu ostrzami. Wymiany ciosów były stabilne i równe. Pewnie walczyliby
tak do zmroku lub skończenia foryoku, gdyby nie jeden mały incydent. Hao
podskoczył do góry, aby zadać cios z niespodziewanej strony. Nachylił miecz i
stanął na podłożu. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zamiast stabilnego
podłoża poczuł, jak but ślizga się do przodu. Hao upadł na plecy jak długi, a
młodszy Asakura przyłożył bratu ostrze do nosa, nawet nie zdając sobie z tego
sprawy.
- Walkę drugą wygrał YOH! – Krzyknęła
automatycznie Eve, bojąc się iż Hao wstanie i przepychanka będzie trwać nadal.
- Jesteś idiotą mój Panie. – Duch
Ognia zmaterializował się w postaci małej, czerwono-różowej, błyszczącej
brokatem kuleczki. Jawnie zadrwił ze swojego szamana, który leżał cały
umorusany błotem.
- Zamknij się. – Warknął długowłosy.
- Hao, baka! – Krzyknęła z trybun
Aya. A miała taką ochotę na mały sparing z ukochanym!
- Nie wierzę, że wygrałem. –
Zarechotał Yoh, podając rękę bratu.
- Ja też nie. – Starszy złapał dłoń,
ale zamiast wstać pociągnął bliźniaka w błoto. Tylko on ma być brudny?!
Chwilę potem obaj nacierali się
mokrym piachem.
-
To jest… - Lyserg chciał przerwać trwającą wokół ciszę, ale nie znalazł żadnego
dobrego określenia na tę sytuację.
- Żenujące. – Dokończyła za niego
Anna.
- Nie to miałem na myśli… -
Zarechotał zielonowłosy.
- Nie no, walka była ekscytująca. –
Manta starał się jakoś wybronić bliźniaków.
- Tak, emocje jak na grzybach… Uuu! –
Naoko zaśmiała się wesoło.
- Zgadzam się. Tak wielcy szamani nie
powinni walczyć w taki sposób. Powinni zrobić wielką formę ducha i… - Zaczęła
prezentować swój pogląd na świat Koken.
- I rozwalić ten śliczny domek?
Jeszcze wielki Pan Tao by się rozpłakał. – Prychnęła Kitsune, która dzisiaj
miała wyjątkowo podły humor. A już w szczególności cięta była na złotookiego. Ciekawe
dlaczego…?
Co do uwagi Kenami, to
nie znajdowali się co prawda bezpośrednio przed budynkiem rodziny Tao, ale
wiadomo – chłopaki z wielkimi formami polecieliby na całość.
Ren jedynie spojrzał na
dziewczynę, ale nic się nie odezwał. To dziwne zachowanie fioletowowłosego nie
umknęło uwadze przyjaciół. Szczególnie, że właśnie była jego kolej. Miał
walczyć z młodym Usui’m.
Horo wstał z piasku i
otrzepał swoje krótkie spodenki. Spojrzał rozweselonymi oczyma na swojego
przeciwnika.
- Zobaczysz, że wygram, Panie Tao.
- Możesz pomarzyć. – Ren również
podniósł się z piasku. Spojrzał zaczepnie na kompana, po czym razem zaczęli
oddalać się od przyjaciół.
- Co się stało? – Zapytał
niebieskowłosy.
- Niby co się miało stać? – Prychnął
złotooki.
- Ej no, mnie nie wkręcisz. Nie
chcesz walczyć, nie odpowiadasz na zaczepki Kenami, nawet nie reagujesz na
żarty Joco! Co się dzieje? – Horo podniósł jedną brew, będąc bardzo
zaciekawionym tym tematem.
- Nie interesuj się. – Warknął Tao,
wyprzedzając o kilka kroków przeciwnika.
Tymczasem
przyjaciele siedzieli na plaży i rozmawiali na temat minionych i przyszłych
walk.
-
Myślicie, że danie im razem walczyć jest dobrym pomysłem? – Zapytała cicho
Kumiko.
- Pewnie, że tak! Co niby mieliby
sobie zrobić? – Zaśmiała się wesoło Jun.
- To prawie bracia, nie? –
Zarechotała Pilica. – Ale to i tak mój brat wygra.
- Marzysz. – Zielonowłosa spojrzała
na przyjaciółkę z góry.
- Tak właściwie co się dzisiaj stało
z Ren’em? – Zapytał Hao. Bliźniacy wygrzebali się z błota i przyszli do
przyjaciół. Starszy wyciągał sobie spomiędzy włosów mokry piach. – Jest jakiś
dziwny…
- W sumie on zawsze jest dziwny. –
Wzruszył ramionami Ryu.
- Ej! – Jun była najwyraźniej
niezadowolona z obrażania jej brata za jego plecami.
- Ja mam wrażenie, że to coś innego,
niż jego codzienne fochy. Mam rację, Kenami? – Aya spojrzała pytająco na
przyjaciółkę.
- Pokłócił się ze mną, bo jest
totalnym idiotą i ignorantem. – Warknęła Kitsune.
- A, czyli nic nowego… - Skomentował
uśmiechnięty od ucha do ucha Yoh.
Tymczasem
przyjaciele stali naprzeciw siebie, patrząc głęboko w swoje oczy. Ren był
nastawiony mało entuzjastycznie. Był zbyt zamyślony, aby skupiać się na walce.
Jednak z drugiej strony, mógł przemienić swoje negatywne emocje w moc…
- Do walki, gotowi? Start! –
Wrzasnęła Eve, której podobała się rola sędziego.
Chłopaki
wywołali kontrole ducha. Miecz Błyskawicy zaświecił w blasku słońca. Tao rzucił
się na przyjaciela. Atak szybkiego tempa pomknął ku błękitnowłosemu. Ten jednak
skutecznie uniknął „napaści”. Usui próbował zamrozić nogi przyjaciela. Sytuacja
była o tyle trudna, że temperatura na plaży dochodziła do 40*C. Lód nie za
bardzo chciał się „trzymać”. Natomiast jego mocną stroną była wszechogarniająca
woda. Mokry piasek był idealnym podłożem do walki dla Horo. Postanowił to wykorzystać.
Zamroził piasek. Ren, który właśnie biegł, aby zaatakować rywala, wywinął
pięknego, spektakularnego „orła”.
-
Tak! – Krzyknęła uradowana Kenami, widząc leżącego Tao. – Dawaj Horo! Rozwal
go!
- Czym ty tak ją zdenerwowałeś? –
Zaśmiał się błękitnooki, patrząc w stronę uradowanej Kitsune. Pomachał jej z
ogromnym bananem na twarzy.
Ren
już tej zniewagi nie wytrzymał. Wbił swój miecz w podłoże, a ze zlodowaciałego
piasku wyleciało w stronę Horo setki różnej broni. Chłopak ledwie uciekł od
tego ataku.
- Zwariowałeś Bufonie?! Mogłeś mnie
poszatkować jak sałatę!! – Wrzasnął rozwścieczony Usui. To zagranie mu się nie
podobało.
- Nie moja wina, że od ostatniej
walki tak osłabłeś! – Warknął Tao, po czym wykonał „szybkie tempo”.
- O, tak to się bawić nie będziemy! –
Czarnooki wyciągnął przed siebie broń, a ta wydłużyła się. Machną powstałym z
foryoku „patykiem”, a z lodu pod nimi utworzyła się wielka, śnieżna fala.
- Tylko na tyle cię stać?! – Krzyknął
Ren.
- Umiem o wiele więcej!
- Więc mi pokaż!
- Pod warunkiem, że ty pokażesz
cokolwiek innego niż swoje beznadziejne szybkie tempo!
- Jasne, Wielka Forma Ducha!
- Wielka Forma Ducha!
- CHŁOPAKIII…! – Wrzasnął przerażony
Manta, który właśnie leciał w stronę przyjaciół. Ren i Horo stali bardzo blisko
siebie, praktycznie stykając się czołami. Dlatego też lecący blondyn bez
problemu powalił ich oboje na ziemię.
- IDIOCI! – Wrzasnęła Kyoyama. Była
tak zdenerwowana na walczących, że mimo niesprzyjających warunków wzrostowych
młodego szamana, dała rady nim cisnąć. I to był naprawdę jeden z lepszych jej
rzutów! – CO JA MÓWIŁAM O WIELKICH FORMACH?!
- Że nie można… - Jęknął Horo,
trzymając się za głowę.
- Oboje jesteście zdyskwalifikowani!
A jeśli piśniecie choć słowo, będziecie robić brzuszki do końca wyjazdu!
Chłopaki
woleli nie zaczynać wojny z blondynką, tak więc z kwaśnymi minami i bolącymi
łepetynkami byli zmuszeni do poddania się. Usiedli między przyjaciółmi, którzy
nie wiedzieli czy śmiać się z „przegranych”, czy im współczuć.
Teraz
przyszła pora na chyba najbardziej oczekiwaną walkę w tym Mini Turnieju. Manta,
którego Anna już wysłała na pole bitwy, miał walczyć z Tamao. Dwaj nowicjusze
przeciwko sobie!
- Tak właściwie co to jest? – Zapytał
Yoh, pokazując na „przedmiot” trzymany w rękach różowowłosej. Było to coś
długiego owiniętego w białe, piękne płótno.
- To… Hm, coś czułam, że będziecie
chcieli walczyć, dlatego wzięłam ze sobą broń. – Tamamura zarumieniła się po
same czubki uszu.
- Pokarz to cacko. – Horo nieco się
rozchmurzył po swojej porażce.
- Właśnie! Pokazuj! – Aya
interesowała się bronią, szczególnie, że najprawdopodobniej to będzie miecz!
- Zobaczycie na polu walki. –
Zaśmiała się uroczo Tamao, po czym pobiegła do przygotowanego już Manty.
- Nasza mała Tamcia dojrzała. –
Wesoło zarechotała Morri.
- A była taka słodka i niewinna… -
Westchnął Hao. – A teraz? Stała się taka…
- No jaka? – Brunetka podniosła jedną
brew do góry.
- Taka w waszym stylu. – Westchnął
ciężko czarnooki.
- Co to znaczy w naszym stylu?! –
Krzyknęła Aya wraz z Anną. Były nie na żarty podenerwowane.
- Właśnie to… - Jęknął przybity do
muru Hao.
Tymczasem
walka się zaczęła. Manta połączył Masuke z laptopem, a Tamao… Tamao zdjęła
pokrowiec z broni. Wystawiła przed siebie piękną, błyszczącą w słońcu katanę.
Wsadziła w nią Konchi’ego, natomiast Ponchi „wszedł” w jej starą dobrą torebkę
w kształcie serca. Oba przedmioty zaświeciły jasnym, różowym światłem. W prawej
ręce dzierżyła miecz, a w lewej miała ogromną, „serduszkową” tarczę.
- Wow! – Krzyknęli przyjaciele. Nawet
Manta patrzył na to z zachwytem.
- Widać, że zrobiła postępy! –
Pochwaliła różowowłosą Anna.
- Już się nie mogę doczekać walki.
Dawajcie! – Wrzasnęła uradowana Aya.
Tak
też walczący zaczęli bitwę. I szczerze mówiąc to była najlepsza potyczka jak do
tej pory. Wymiana ciosów była równa, lecz od początku było widać, że Tamao jest
w lepszej pozycji. Posiadając tarczę, odbijała większość ataków Manty. Ten ku
swojej rozpaczy nie miał jak zadać skutecznego ciosu. W końcu wpadł mu do głowy
„szatański” pomysł.
- Ziemski Dzwon! – Wrzasnął blondyn,
po czym z całą swoją siłą cisnął młotem o piach.
Drgania
powstałe w ten sposób zbiły z nóg Tamamurę. Dziewczyna upadła, lecz nie poddała
się ani na chwilę. Podczas wstawania, zasłaniała się tarczą. Przy drugiej
sztuczce szamana, dziewczyna podskoczyła, ucząc się na własnych błędach. Kilka
zgrabnych ruchów mieczem i bach! Młot wylądował kilka metrów od zaskoczonego
Manty.
Przyjaciele
aż wstali z wrażenia. Nie mogąc się doczekać, aż nowicjusze przyjdą do nich,
podbiegli do walczących. Blondyn gratulował właśnie różowowłosej.
- Jesteś niesamowita. – Oyamada podał
rękę przyjaciółce.
- Dziękuję! – Dziewczyna przytuliła
się do zaskoczonego szamana. – Nie wierzyłam, że mi się uda!
- Niesamowite! - Na parę naskoczyła
Morri. Przytuliła zarówno Tamarę jak i Mantę do siebie. – Jesteście oboje
świetni! Aż żałuję, że nie będzie kolejnej rundy Turnieju! Wzięłabym Tamao do
drużyny!
- A my?! – Uśmiechnęła się Naoko.
- Wy i tak już nie walczycie! –
Zarechotała brunetka. – Wzięłabym do drużyny Tamao i… O! I Kenami!
- Mnie? – Zdziwiła się dziewczyna. –
Przecież ja nawet nie jestem szamanką!
- Manta też nie był, a patrz! Coś z
niego w końcu wyrosło! – Błękitnooka wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- Ej! – Blondyn wyrwał się z uścisku
przyjaciółek. Zajął się rozmową z chłopakami, którzy mu gratulowali i ściskali
mu dłoń z serdecznym uśmiechem.
- Jeszcze wyjdą z ciebie ludzie,
Kenami! – Błękitnooka puściła oczko do szatynki.
- Arigato! – Zielonooka rzuciła się
na przyjaciółki. – Jesteście wspaniali!
- Czy to nie jest miecz z naszego
salonu? – Zapytał niespodziewanie Yoh. Każdy spojrzał na niego jak na idiotę. O
co mu chodziło?
- Tak… Aż się dziwie, że go poznałeś.
– Tamao zrobiła słodką minkę.
- Jak miałem go nie poznać? Mogę? –
Asakura przejął od dziewczyny broń, która była już wolna od kontroli ducha. –
Dziadek umiał wieczorami godzinami o nim opowiadać. Walczył nim jakiś tam mój pradziadek,
czy ktoś…
- Twój dziadek tyle o nim mówił, a ty
nawet nie pamiętasz jego nazwy? – Prychnął z zażenowaniem Ren.
- A ty myślisz, że ja go słuchałem?
Zasypiałem najczęściej… - Zarechotał Yoh. – W każdym bądź razie dziwię się, że
ci go podarowali…
- Tak… Wasi dziadkowie są bardzo
hojni… - Dziewczyna zarumieniła się po same czubki uszu.
- Tak… Bardzo. – Prychnęła Aya. Ona
znała głowy rodu Asakura z zupełnie innej – ciemnej strony.
- Myślałem, że chcą, aby miecz został
w rodzinie na zawsze. – Młodszy z braci dokładnie oglądał idealne ostrze.
- Cóż… Mają jeszcze nadzieję, że
dołączę do klanu… - Szepnęła Tamamura.
- Co? Niby jak? – Yoh zdziwił się.
Nie zrozumiał jak Tamao ma się wżenić w jego klan?
Po
chwili jednak spojrzał na Ayę. Potem na Tamamurę. Następnie na Hao. Na Ayę,
Hao, Tamao… Jego głowa latała jak szalona.
- Więc dziadkowie myślą, że… -
Mruknęła Anna. Ona była w 100% akceptowana przez przyszłą rodzinę. Wręcz Yohmei
sam od zawsze powtarzał, że to będzie zaszczyt, aby dziedziczka klanu Kyoyama
dołączyła do Asakurów.
- Że wyrzucą mnie i zastąpią tobą. –
Powiedziała głośno i otwarcie Morri.
- Przepraszam… - Różowowłosa
zawstydziła się i schyliła nisko głowę.
- Daj spokój to nie twoja wina! – Aya
wyszczerzyła swoje białe ząbki. Poklepała przyjaciółkę po ramieniu. – Zresztą…
Nie mówmy teraz o takich rzeczach! Teraz twoja kolej Ryu.
Brunetka
nie przyjmowała do wiadomości, że ostatnią rundę mógłby wygrać Lyserg. Żywiła
to niego podobne uczucia jak do dziadków Hao – można sobie tylko wyobrażać tę
nienawiść.
Jednak
ku niezadowoleniu Ayi wygrał młody Anglik. Nóż, był bardzo dobrym szamanem. Dodatkowo
cały czas szkolił swoje umiejętności w szkole detektywistycznej. A Ryu…
Ostatnio walczył… Bardzo, ale to bardzo dawno temu. Jest zajęty podróżowaniem i
nie zamierza tego zmieniać.
Tak
zaczęła się Druga Runda, gdzie Yoh miał walczyć z Ayą, a Lyserg z Tamao.
Pierwsza z bitew była piękną wojną na miecze. Yoh był znakomitym „szermierzem”,
a Aya starała się dorównać jego umiejętnościom. Cóż o wiele lepiej jej się
walczyło mogąc używać wszystkich ostrzy – wtedy czuła się w swoim żywiole.
Teraz była przygniatana przez Amidamaru – trudno było dorównać w fechtunku
samurajowi!
Mimo
wszystko dziewczyna sobie poradziła. Skończyła w wielkim stylu, oblewając
przyjaciela wodą, przez co przez chwilę stracił czujność. Cóż… Wszystkie chwyty
dozwolone… Teraz zostało modlić się dla Ayi, aby drugą walkę wygrała Tamao –
inaczej może nie wytrzymać i rozerwać Diethel’a na strzępy!
To
jednak również nie poszło zgodnie z jej planem – zielonowłosy wygrał i to bez
większego problemu. Mimo doskonałych umiejętności Tamamury, brakowało jej
doświadczenia w szczególności z przeciwnikami walczącymi na dystans. Nie martwiła się tym zbytnio. Coś tak
przeczuwała, że z wojownikiem z praktyką nie pójdzie jej tak dobrze.
-
Nie chcę się powtarzać, ale… Myślicie, że danie im razem walczyć jest dobrym
pomysłem? - Zaśmiała się Kumiko
patrząc na rozwścieczoną Morri i przestraszonego Lyserga.
- Może się niepozabijaną… - Westchnął
z nadzieją Hao.
- Może? – Naoko spojrzała na niego z
niedowierzaniem.
- Ja nie rozumiem, dlaczego Aya żywi
do niego taką urazę… Jak można tak nie lubić mojego protegowanego! – Powiedział
pewnie Ryu.
- Lyserg wyrządził jej dużo krzywd
wraz z Wyrzutkami. – Przypomniała Anna.
- Właśnie! Na przykład nastawili mnie
przeciwko niej! – Obok przyjaciół zmaterializowała się Eve.
- Tak samo jak ty uwierzyłaś w ich
bajki, tak samo Lyserg. To była wina tych praczy mózgów. – Ryu trzymał stronę
Anglika.
- Może zakończymy ten temat? –
Zapytał Manta, nie chcąc, aby ta wymiana zdań przemieniła się w wojnę.
- Niech będzie… - Mruknął brunet.
Objął ramieniem Koken i przytulił ją do siebie.
Tymczasem
walka między Ayą, a Lyserg’iem zaczęła się. Brunetka nie miała zamiaru dawać
jakichkolwiek forów dla zielonowłosego. Patrząc na niego widziała dawny obraz
Diethel’a – przepełnionego nienawiścią i żalem do wszystkiego co żyje. Teraz
uśmiechał się niepewnie.
- Masz minę jakbyś się mnie bał. –
Zaśmiała się prosto w jego twarz. Podbiegła do niego i zamachnęła się mieczem.
Chłopak wyskoczył w górę, po czym wysłał w stronę nastolatki kryształowe
wahadło.
- Chcę się z tobą pogodzić! –
Krzyknął.
- Ale ja nie chce! – Jęknęła. Bez
problemu uniknęła broni przeciwnika. Wyciągnęła miecz w przód, chcąc zaatakować
zielonowłosego. Ten jednak uniknął ataku. Wylądował zgrabnie na ziemi. Chciał
zaatakować dziewczynę od tyłu. Ta jednak nawet się nie odwróciła. Wyciągnęła do
tyłu rękę z mieczem, a wahadło Lyserga nabiło się na jej ostrze. Kryształ
rozpadł się na drobne kawałeczki.
- Dlaczego? – Zapytał patrząc na
dziewczynę dość smutnymi oczyma.
- Nie wiem. Po prostu… Nie umiem wybaczyć
ci zdrady. – Szepnęła.
Mówiąc
to patrzyła na chłopaka z ogromnym żalem. On tylko kiwnął głową. Nie mieli
wiele czasu na pogaduchy. Podbiegła do nich cała reszta. Wszyscy przytulali i
gratulowali Ayi.
- Ej, to żadne zaskoczenie, przecież
wiadomo, że Nieśmiertelna Bogini Demonów wygra z szamanami, którzy nawet nie
mogą użyć wielkiej Kontroli Ducha – Prychnął Joco, który nie mógł się pogodzić
ze swoją porażką.
- Złej baletnicy… - Zaczęła mówić
Morri, ale Hao przerwał jej przekonując Joco inaczej.
- Przecież wiesz, że to nie zawsze
jest takie oczywiste. – Asakura uśmiechnął się przyjaźnie. – Popatrz, mówiono
że Zeke jest najpotężniejszym szamanem na świecie. A pokonała go mała grupka
szamanów.
- No nie taka mała. Wszyscy pomagali…
– Zaśmiał się Yoh.
- Tak. To było niesamowite przeżycie.
– Nawet Annie udzielił się dobry humor reszty.
- Mówicie, że dla was to było
niesamowite? – Starszy z braci wyszczerzył swoje białe ząbki. – Ja dostałem
życie!
- Ja też. – Zarechotała Aya. – Bo co
to za życie bez was!
- Ale słodzicie… Starczy tego! –
Zawołał Horo.
- Ej, co wy na to, żeby dzisiaj nie
gotować, tylko zrobić ognisko? – Zapytał Ryu. Powoli się ściemniało, więc
rozpalenie ciepłego, przyjemnego źródła światła wydawało się dobrym pomysłem.
Tak
więc teraz przyjaciele podzielili się na dwa obozy – wcześniej walczący poszli
wziąć prysznic i przebrać się w wygodniejsze ubrania, a reszta szykowała
wszystko co potrzebne jest do świętowania wygranej Ayi na podwórku.
Po niecałej godzinie wszyscy zebrali się na
plaży. Było już tam wszystko – solidny stosik drewna z zapasowymi polanami,
koszyki z jedzeniem i piciem, a Kenami nawet skombinowała laptop, aby chociaż
przez jakiś czas przygrywała im muzyka. Hao rozpalił ognisko. Po opróżnieniu
koszyków z jedzonka wszyscy rozłożyli się wygodnie na piasku.
Z początku opowiadali
co nowego u nich – różne historie, które zdarzyły im się w przeciągu miesięcy,
kiedy się nie widzieli. Następnie udzielił im się nostalgiczny nastrój i
powrócili wspomnieniami do samego początku. Po kolei opowiadali jak to wszystko
się zaczęło. Jak to Yoh przepisał się do szkoły w Tokio i poznał Mantę. Jak
blondynek dostał łomot od Beznadziejnych, którzy potem zostali ich
sprzymierzeńcami. O Ren’ie, który początkowo chciał ukatrupić Asakurę.
Dosłownie „ukatrupić”... Nawet wspominali o Zeku. Co prawda były to dość
przykre wspomnienia, jednak to część ich wspólnej historii – nie mogli się tego
wyprzeć.
Wszyscy
mieli dobry humor. Wszyscy oprócz Ren’a. Chłopak siedział nieco dalej od
ogniska, tak że promienie prawie do niego nie docierały. Miał wrażenie, że
śmiechy przyjaciół znajdują się daleko – on sam znajdował się w innym, bardzo
odległym wymiarze.
Raz
po raz, ukradkiem patrzył na Kenami. Dziewczyna
rechotała w najlepsze, śmiejąc się z historii opowiadanych przez przyjaciół.
Siedziała pomiędzy Pilicą, a Tamao. Tak jakby w ogóle nic złego się nie działo.
A działo się i to wiele. List Fausta jedynie utwierdził go w przekonaniu, że z
Kitsune nie jest dobrze. I bez czytania tego pisma, zdawał sobie sprawę, ze
złego stanu jej zdrowia. Już pomijając tony leków, które przyjmowała – jej
„ataki” podczas wyprawy na Syberię były bardzo niepokojące.
-
Mistrzu Ren... – Obok szamana pojawił się Bason, w formie ducha.
- Powiedz mi, co ja mam teraz zrobić?
– Westchnął Ren.
- Porozmawiaj z nią. – Zaproponował
wojownik.
- Ledwie mnie nie zabiła szklanką,
jak do niej podszedłem w kuchni. – Zauważył słusznie Tao. Spojrzał znacząco na
ducha.
- Racja… - Westchnął Bason. – Myślę
jednak, że to dlatego, że sprawa jest jeszcze świeża. Porozmawiaj z nią jutro,
albo po powrocie do Akumine. Jak trochę ochłonie na pewno z tobą porozmawia.
Teraz się tym nie przejmuj.
- Może masz rację. Dzięki Bason. –
Złotooki uśmiechnął się lekko.
-
Co ty tam robisz? – Zawołał wesoło Horo, widząc że jego kompan z drużyny
oddalił się od przyjaciół. – Chodź do nas!
- Chodź, Mistrzu Ren. – Chiński
Wojownik sam podleciał do ogniska. Zawisł w powietrzu pomiędzy Amidamaru, a
Tokagero.
Tao
poszedł w ślady swojego ducha stróża. Usiadł pomiędzy przyjaciółmi i powoli
wczuł się w klimat opowieści. Właśnie byli na etapie, kiedy po raz pierwszy
dodarli do Dobie Village.
To było bardzo
przyjemne – mieć świadomość, że łączy ich wspólna przeszłość. To dzięki niej
ich losy się splotły. Przed poznaniem siebie byli zupełnie innymi ludźmi –
niestety najczęściej o wiele gorszymi niż teraz. Stali się lepsi tylko dzięki
wzajemnemu wsparciu i przekonaniu, że nieważne co się stanie, mają na kim
polegać. Przyjaciele zawsze się wspierali i akceptowali – cokolwiek by się nie
działo. I to nadawało sens ich istnieniu. Dzięki temu, ich życie nabierało
sensu.
~*~ENDING~*~
Kenami: Nie jestem pewna, ale to
chyba najdłuższa odcinek w historii bloga o.O Tylko zakończenie jakieś takie…
Nijakie…
Aya: A miałaś pisać częściej, a po
mniej XD
Kenami: A piszę częściej, a więcej.
To źle?
Tamao: Nie no skąd, bardzo się
cieszymy :-D Szczególnie, że gościnnie tu występujemy!
Joco: Właśnie! :D
Horo: Ja to bym mógł tu zagościć na
dłużej…
Ren: Już się tu tak nie panoszcie.
Kenami: Właśnie. Jeszcze zabierzecie
miejsce dla Pana Wścibski Nos… A to przecież on chce być wszędzie i wszystko
wiedzieć.
Yoh: Aż strach pomyśleć, co się
między wami stało… Taka przyjazna atmosfera…
Kenami: To przez tego idiotę. Jest
niesłuchanym dupk…!
Jun: Już nic nie mów…
Kenami: Do ciebie Jun~chan nic nie
mam! Jesteś wspaniała! I masz taki ładny biust! *^*
Jun: Kenami *///*
Kenami: No co? ^^ Każdemu się podoba
:D
Ren: Zamknij się w końcu…
Kenami: Nie mów mi co mam robić, chłopcze
z siostrzanym kompleksem!
Anna: Łał. Jak ładnie go nazwałaś…
Horo: Mi też miło cię widzieć,
Ginny~chan *///*
Ryu: Jakiś ty różowy, mój przyjacielu.
Joco: Może to z tobą się przywitała,
ale to mnie chce oglądać na deskach teatru! :D
Manta: I nazwała ten teatr „Krzywą
Ironią”…
Hao: I tak, Ren też się „wykrwawił”.
Ren: Wcale nie!
Naoko: Patrz Ren, mam zdjęcia Ayi w
bikini!
Ren *odwraca wzrok*: Wcale nie
patrzę!
Kumiko: Daj spokój Naoko… On by wolał
raczek Kenami…
Kenami: Jeszcze jedno słowo, a utłukę
naśmieć!
Ren: Właśnie! Ja jej nawet nie lubię!
Yoh: Nie pogarszaj swojej sytuacji…
Joco: Usagi, dlaczego każdego tak
dziwi, że gram jako aktor!?
Anna: Bo niektórzy po prostu się do
pewnych rzeczy nie nadają…
Yoh: To samo mówiłaś o Ryu…
Manta: Właśnie. Jak to szło? Szamana
z niego nie będzie, ale robi cuda z surową rybą.
Anna: Dwieście brzuszków.
Yoh&Manta: CO?!
Anna: Trzysta brzuszków.
Yoh&Manta: Ale są wakacje!
Anna: Czterysta.
Aya: Naprawdę chcecie to ciągnąć?
Joco: Kolejna osoba mi nie wierzy!
Dlaczego, EleCat?!
Anna: Już ci coś o tym mówiłam…
Pai Long: Zainteresowanie mną! *///*
Manta: A jak ja się nim
interesowałem, za czasów jego życia, to go nie obchodziło…
Yoh: Tak to już jest… Kobiety
zmieniają perspektywę patrzenia.
Anna: Nie gadać! Robić brzuszki!
Kenami: Tak…. U mnie w życiu prywatnym,
jest bardzo dobrze :D Zaliczyłam wszystko oprócz fizjologii ^^” Ale mam poprawę
w tym tygodniu i mam nadzieję, że nie będę miała Kampanii Wrześniowej! XD Co ja
robię zamiast się uczyć? Mam wenę! :D Ale już teraz spadam do książek. Ja Ne!