środa, 28 lutego 2018

Odcinek 37: Otwarte karty!


Kartka w kalendarzu pokazywała dwudziesty trzeci dzień dziesiątego miesiąca roku.
Od pamiętnego festiwalu, zespół „Eve” stał się synonimem jedności, a Morri Aya w kilka dni została idolką wśród wielu nastolatków w Japonii. Dostała nawet kilka propozycji wywiadów do gazet.
Przyjaciele są pewni, że gdy tylko wydadzą płytę, Aya dostanie zaproszenie do telewizji i żurnali mody.
Teraz jednak trwała dość nużąca lekcja matematyki. Chociaż uczniowie klasy I B bardzo chcieli ją przetrwać bez większych problemów, nie każdemu się to udawało.
            Kenami ziewnęła szeroko.
            - Kitsune, proszę nie spać! – Nauczyciel matematyki spojrzał na nią surowo. – Jeśli się nudzisz, wstań i rozwiąż zadanie przy tablicy.
            - Przypał… - Zaśmiała się pod nosem Aya, patrząc ze współczuciem na przyjaciółkę. Założyła za ucho pasmo białych włosów.
Chociaż w swoim odczuciu pogodziła się z „Itamishi” i zapanowała nad nim, to ani czarna plama na skórze, ani zmienione pasemko włosów nie chciało zniknąć. Błęłkitnooka bała się, że tak jej zostanie. Niby Hao mówił, że mu to nie przeszkadza, ale Aya czuła się oszpecona.
            Kitsune westchnęła głośno. Leniwie wstała z ławki, chcąc grać na czas. Ruszyła ku tablicy, kiedy nagle rozwył się głośny szkolny alarm, nawołujący do zebrania wszystkich uczniów „ w bezpiecznym miejscu”.
            Starszy Asakura przewrócił z politowaniem oczami. Złapał przyjaciółkę za dłoń, zmuszając ją do nachylenia się.
            - Kenami, przegięłaś. Nie możesz wykorzystywać swoich umiejętności do…! – Długowłosy poczuł obowiązek zbesztania uczennicy.
            - Hao, ale to nie ja… - Szatynka zrobiła naprawdę zdziwioną minę.
            - To nie są ćwiczenia! Prosimy zachować spokój i udać się do bezpiecznego punktu! – Ze szkolnych głośników zaczął wypływać sztuczny głos syntezatora, nagranego na płytę i odtwarzanego w razie potrzeby. – Powtarzam! To nie są ćwiczenia! Prosimy zachować spokój i ud…
            - Sensei, co się dzieje? – Zapytała jedna z uczennic.
            - Nie wiem, ale musimy zachować spokój. Proszę, abyście wstali. Teraz powoli wyjdziemy i udamy się na salę gimnastyczną. – Zażądał nauczyciel. Miał nietęgą minę oznaczającą jedno – sam był nieźle przestraszony.
Przyjaciele spojrzeli po siebie zdziwieni.
            -Yoh! – Nad głową szamana zawisnął Amidamaru. – Nie mam dobrych wieści…
            - Napadli nas kosmici? – Zażartował niefortunnie Asakura.
- Gorzej. – Obok Ayi pojawiła się Eve. Miała niezwykle poważną minę. – Kuroi Kitsune.

~*~ OPENING ~*~

- Keni, spokojnie – Ren złapał delikatnie Kitune za dłoń. – Jeśli będziesz się denerwować…
            - Nie mogę tu tak spokojnie iść do schronu, wiedząc że oni tu są. Kuroi Kitsune są zdolni do wszystkiego! Cholera… Co oni tu robią?! – Warknęła zielonooka zdenerwowana nie na żarty. Wyrwała dłoń z uścisku młodego Tao.
            - Jeśli bardzo chcesz, wymkniemy się tam i… - Zaproponował Yoh.
            Wszyscy uczniowie Akademii Akumine szli właśnie korytarzem w kierunku sali gimnastycznej, która w razie kryzysowych sytuacji była przystosowana do służenia za bunkier.
            - Nigdy w życiu was na to nie narażę! – Zielonooka czuła się spanikowana.
- Już to przerabialiśmy, Kenami! Przecież nic nam się nie stanie.– Aya uśmiechnęła się pocieszająco. - Troszkę zaufania!
Kenami parsknęła cicho. Patrzyła ze strachem na przyjaciół. Każdy był w nieciekawym humorze. Jej najbliżsi byli rozdrażnieni i czujni, a cała reszta uczniów zdawała się być przerażona całą sytuacją. Kitsune nerwowo zacisnęła dłonie w pięści. – Myślicie… Że oni są tu po mnie?
            - Nawet jeśli tak, to nikt cię stąd nie zabierze. Nie pozwolę na to. – Obiecał Ren, mówiąc poważnym nawet jak na niego głosem. – Nie wrócisz do laboratorium, nie bój się.
            - Właśnie, obronimy cię. Masz przy sobie elitę ziemskich szamanów! – Hao złapał za dłoń Ayę. Chciał, żeby dziewczyna czuła teraz jego bliskość.
            - I jedną nieśmiertelną pół-demonicę! – Morri puściła przyjaciółce oczko.
            - Dziękuję wam wszystkim, jesteście wspaniali. – Kenami czując wsparcie najbliższych, miała wrażenie, że większa część strachu odeszła w kąt. Przysunęła się bliżej Ren’a i oparła głowę o jego ramię. Chłopak nawet się nie zarumienił. Nie myślał teraz o tym, że uczniowie zaczynają cicho szeptać o „nowej parze”.
            Martwił się o Kenami. Ostatnie wydarzenia, bardzo ich do siebie zbliżyły. Dużo sms’owali, nocami często widywali się na balkonie. Tao pomagał nagrać dziewczynie taśmę ze „Sfinksami”, rozmawiał z Faustem o jej chorobie, konsultowali się też razem z innymi specjalistami. Dodatkowo, przecież oboje brali udział w przygotowaniach do festiwalu. 
            Spędzali ze sobą większość wolnego czasu.
            Oczywiście nigdy jej tego nie powiedział, bo jak by to brzmiało, ale… Kochał ją. I cholernie się bał o jej zdrowie i życie.
            - Musimy zaopatrzyć się w broń. – Powiedział pewnie złotooki.
            - Hm, mogłabym dać wam miecze, tak jak przy ataku na Króla Duchów… – Zaproponowała Aya.
            - Znów poczuć moc Tsuchukary? – Zapytał na głos Tao, udając się w świat wspomnień i marzeń. – Interesująca propozycja.
            - …ale nie wiem jakby na to zareagował Itamishi. – Dokończyła Morri, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.
            - Może lepiej nie ryzykować. – Zaproponował Hao, któremu aż serce zadrżało na myśl o czarnym mieczu.
            - Duchy nie mogą nam dostarczyć broni. Sami… Wydostaniemy się stąd. Możemy uciec z tłumu. - Yoh zaczął snuć swój plan. Nie podobało mu się to, że ktokolwiek grozi dla Akumine. Ta szkoła to jego dom i czuje się związany zarówno z tym miejscem, uczniami jak i nauczycielami. – Amudamaru, co tam się dzieje?
            -  Nad Akumine krążą uzbrojone helikoptery z logiem Kuroi Kitsune. W środku są żołnierze. Dodatkowo z lasu wyłaniają się jakieś dziwne maszyny. – Zakomunikował samuraj.
            - Androidy. Uh… Będzie ciężko. - Westchnęła Kenami. – Nie możemy jednak dopuścić do bezpośredniego ataku na uczniów.
            - Więc chodźcie ze mną. Jiraya będzie potrzebował doświadczonych wojowników.
            Przyjaciele nagle zatrzymali się. Cały czas trzymali się z tyłu ewakuujących się ludzi. Dopiero teraz zauważyli, że obok nich idzie Kakashi.
            - Co ty tu robisz?! – Krzyknęli całą gromadą.
            - Cicho! Nie zwracajcie na siebie uwagi! – Szarowłosy naciągnął golf jeszcze wyżej, zasłaniając mocniej swoje usta. Skinął głowę w boczny korytarz. – Chodźcie.
            Odwrócił się i razem z uczniami ruszył w pokazanym wcześniej kierunku. Szli kilka minut. Skryli się w kanciapie, gdzie panie sprzątaczki trzymały swoje miotły. Kakashi odsunął na bok jeden z regałów zagraconych środkami czystości. Za półką pokazały się tajemnicze drzwi. Mężczyzna bez namysłu otworzył je i gestem ręki zachęcił przyjaciół do wejścia w nieznane im części Akumine.
Mimo zdziwienia nikt nic nie mówił. Przyjaciele szli jeden za drugim, rozglądając się nieśmiało dookoła. Poruszali się długim, zimnym korytarzem. Jedynym źródłem światła była latarka Kakashi’ego.
Hao nie zastanawiając się długo wysunął przed siebie dłoń, na której pojawił się płomień ognia. Rozejrzał się dookoła. Korytarz był wąski i niski, cały wyłożony szarą glazurą.
Potajemne przejście pod ich kochanym, dobrym Akumine!
- Gdzie idziemy?  - Zapytał zaniepokojony Tao.
- Zobaczycie. – Odparł Kakashi. Po kilku minutach ich ciekawość została zaspokojona.  
- Przecież to Akademik… - Zdziwiła się Aya, wychodząc doskonale jej znane pomieszczenie. Wyłonili się z drzwi na zapleczu kuchni. Morri czasem wpadała tu podjeść jakieś smakołyki.
- Tak. – Kakashi przytaknął delikatnie uczennicy. Wyszli na korytarz, po czym udali się do jedynego pokoju na parterze, które było biurem zarządcy akademika (czytaj: pokoju do spania i czytania sprośnych książeczek Kakashi’ego). Stało tam drewniane biurko, półka z książkami, stolik kawowy, kanapa i dwa fotele. Wszystko skromne, ale ładnie dopasowane.
Przyjaciele nie przybyli tu jednak dla podziwiania gustu swojego zarządcy.
- Cieszę się, że przybyliście. – Jiraya siedziała biurkiem. Miał srogi, zdenerwowany wyraz twarzy. Opał ręce na łokciach o blat. Nerwowo stykał ze sobą palce u rąk.
Yoh, Hao, Aya, Anna, Ren i Kenami stali przed dwoma mężczyznami pełni skrajnych emocji. Nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć.
- Co się dzieje, Jiraya~sensei? – Hao mocno zmarszczył brwi.  
            - Cóż, nie wiem od czego zacząć. Już od dawna chciałem z wami porozmawiać, ale nigdy nie było okazji… Szkoda, że ta nadarzyła się w takiej sytuacji. - Dyrektor westchnął głośno. Zerwał z szyi krawat i niechlujnie rzucił go na blat biurka. – Dziś otwarcie zaatakowało nas wojsko Kuroi Kitsune.
            - Przepraszam! – Kenami ukłoniła się w pas, przez co ledwie się nie przewróciła. Kręciło jej się w głowie, a serce kołatało w klatce piersiowej. Tak bardzo się bała tego, co teraz nastąpi!
            - Oh, nie wymagam od ciebie przeprosin, Kenami~chan. – Szarowłosy uśmiechnął się lekko. – Nie kłaniaj się. To nie twoja wina…
            - Właśnie, że moja! – Dziewczyna zrobiła krok w przód, prostując się automatycznie. – Oni są tu po mnie!
            - Najprawdopodobniej tak, ale to i tak nie twoja wina. Swoją drogą… To ty jesteś odpowiedzialna za ten ostatni atak terrorystyczny?  - Zapytał Jiraya nieco zbyt wesołym tonem, jak na zaistniałą sytuację.
            - Nie nazwałabym to atakiem terrorystycznym. - Kenami schyliła głowę z zakłopotania.
            - Nie no kawał dobrej roboty. Kuroi Kitsune dostało po nosie. Musieli oddać większą część swojego majątku i zdobyczy laboratoryjnych. – Kakashi kiwnął z uznaniem w stronę zielonookiej.
            - O tym chciałeś z nami porozmawiać? – Zapytał rzeczowo Tao.
            - Skąd wiesz o Kenami? Bo mówisz jakbyś wiedział o czym mówisz… - Aya założyła ręce na piersiach, czekając na wyjaśnienia. Nie z nią te numery!
            - Oboje z Kakashi’m wiemy o wszystkim. Pamiętacie urodziny Shi? Nie byliśmy tam przypadkowo. To moja znajoma. Zresztą… Przyjaźniłem się również z Minoru i Reiko. Waszymi rodzicami. – Jiraya spojrzał zarówno na Ayę, jak i wiszącą nad nią Eve.
            Przyjaciele przez chwilę milczeli.
            - CO?!
            - No cóż… Tak jak mówiłem wcześniej, to bardzo długa historia… - Dyrektor podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś!? – Błękitooka zdenerwowała się nie na żarty. Widać było gniewne ogniki w jej oczach. 
- Przepraszam. Nie chciałem burzyć waszego życia w Akuminę, ale widzę, że nawet po przerwaniu Turnieju Szamanów nie jest wam dane żyć spokojnie. Naprawdę, przepraszam. – Dyrektor ukłonił się nisko przed Ayą.
Ta jednak dalej miała hardą minę. To nie było miłe ze strony staruszka!
Nagle na podwórku rozległ się głośny zgrzyt, oświadczający włączenie megafonu wzmacnianego dobrymi głośnikami.
- Jiraya~sama! Czekaaaaam! Zostało ci pięć minut, Staruszku! – Kenami aż zadrżała na dźwięk tego głosu.
- Masao! – Warknęła pod nosem.
- Oh, wujek przybył w odwiedziny? – Zapytał kpiąco Ren.
- Ciesz się, że twojego tu nie ma. Ten był dopiero straszny. - Yoh jak zawsze starał się „załagodzić” sytuację. Niestety spowodował jedynie wściekły wyraz na twarzy młodego Tao.
- Słuchajcie nie zostało nam wiele czasu. – Jiraya zmarszczył gniewnie brwi. – Dostałem „propozycję”. Wojsko wycofa się, jeśli dobrowolnie oddam w ręce najeźdźców Kenami~chan.
-Nigdy na to nie pozwolę! – Wrzasnął Tao, stając przed Kitsune, zasłaniając ją własnym ciałem.
- Jiraya~sensei, chyba pan nie wie, co pan mówi! – Yoh zmarszczył groźnie brwi. On nigdy nie pozwoli na skrzywdzenie kogokolwiek z jego przyjaciół!
- Jesteśmy jednością, nie wydamy nikogo z nas! – Krzyknęła Aya. – Jeśli chcesz wydać ją, musisz wygonić na dwór nas wszystkich!
- Dajcie mi dokończyć! – Dyrektor aż uderzył pięścią w stół. Był zły. Jak oni mogli pomyśleć, że sprowadził ich tu, żeby oddać Kenami w ręce Kuroi Kitsune! – Słuchajcie, nie znam dokładnej historii Kenami, chociaż nie ukrywam, że z chęcią ją poznam. To jednak ustalimy przy herbatce, kiedy już szkoła będzie bezpieczna. Dziwnie się czuję, prosząc nastolatków o pomoc, ale wiem, że jesteście doświadczeni w walce. Mam tu śmietankę towarzyską szamanów, którzy pokonali samego Zeka! Już nie wspominając o walce z tym chorym demonem… Ale wracając… Chcę was poprosić o pomoc. Głównie liczę na ciebie, Bogini Demonów.
Jiraya lekko ukłonił się Ayi. Ta nadal wyglądała na zdenerwowaną.
- Pomogę. – Powiedziała twardym tonem. – Ale po całej tej aferze, musimy poważnie porozmawiać.
- Rozumiem… - Jiraya skinął posłusznie głową.
- Rzecz jasna my też pójdziemy! Im nas więcej tym lepiej. – Yoh wypowiedział się za wszystkich. Spojrzał znacząco na Annę i Kenami. – Wy oczywiście zostaniecie.
- Wiecie, że jako dyrektor nie powinienem was narażać? – Jiraya pokręcił głową z niedowierzaniem. Że też on musi prosić dzieciaki o pomoc!
Sam był dobrym szamanem. Czuł się silny, jednak miał już swoje lata. Bał się, że nie podoła całej armii robotów i żołnierzy. Szczególnie, że miał do ochronienia całą szkołę! Młodzież, która stała przed nim była doświadczona w boju. Silna i pełna energii. Dodatkowo byli bardzo zdeterminowani. W końcu mieli ochronić swoich przyjaciół!
- Poskarż się do kuratorium. – Parsknęła Aya.
- Ren, lecimy po broń! – Yoh klepnął przyjaciela w ramię. Na pożegnanie cmoknął Kyoyamę w policzek, po czym zniknął za drzwiami.
- Jasne. Kenami, Anna, zostańcie tutaj. – Rozkazał Tao, po czym zaraz za Asakurą wybiegł z biura.
- Uh, denerwuje mnie moja bezsilność! – Warknęła wściekła Kitsune.
- Przyzwyczaisz się - Westchnęła Kyoyama.
- JIRAYA~SAN! – Za oknem dźwięk stał się dużo bardziej donośny. – ZOSTAŁA MINUTA!
- I tyle mi wystarczy, żeby cię pokonać! – Parsknęła Aya. Spojrzała na dyrektora. – Czy reszta uczniów jest bezpieczna?
- Tak. Akumine jest przygotowane na różne ewentualności. Napad terrorystyczny jest jednym z nich. Dlatego też niedługo przybędą posiłki, więc walka nie powinna trwać długo. Mamy tak trochę grać na czas. - Jiraya rozgadał się nieco zbyt długo.
- To, że reszta jest bezpieczna mi wystarczy! – Aya machnęła lekceważąco dłonią. Ruszyła biegiem ku drzwiom. Tuż za nią ruszył Hao.
- Możecie coś przez ten czas poczytać. – Rzucił Kakashi do stojących bezradnie Anny i Kenami.
Szarowłosy poczekał chwilę na swojego przełożonego. Jiraya wyjął zza biurka ogromny zwój, po czym obaj mężczyźni wyszli z pomieszczenia kiwając dla dziewczyn na pożegnanie. Anna westchnęła głośno. Usiadła na kanapie w pozycji kwiatu lotosu, jednocześnie złożywszy dłonie do medytacji.
- Nie zostaje nam nic innego jak czekać. - Blondynka zachowywała maksimum spokoju. Już podczas pierwszej tury Turnieju Szamanów przyzwyczaiła się do „bezczynności”.
- Łatwo ci powiedzieć! To nie przez ciebie to wszystko się dzieje! – Zielonooka czuła w sobie ogromne pokłady nienawiści do całego świata. Zacisnęła mocno dłonie w pięści, chcąc jakoś odreagować stres. Nie mogła uwierzyć w to co się dzieje.
- Spokojnie Kenami, nikt cię o nic nie obwinia. Chodź, pomedytujemy razem. Mi to zawsze pomaga. – Blondynka uśmiechnęła się ciepło.
Wewnątrz bała się nie tylko o narzeczonego, ale i resztę przyjaciół. Widząc jednak stan, w którym była Kenami – zdawała sobie sprawę, że dla Kitsune spokój jest bardziej potrzebny niż dla samej Kyoyamy.
Zielonooka westchnęła głośno. Usiadła obok współlokatorki. Nie umiała się jednak skupić, słysząc że za oknem plac akademicki zamienił się w pole walki – w powietrzu unosiły się strzały i wybuchy, determinujące okrzyki przyjaciół.
Ziemia zatrzęsła się. Pewnie Aya użyła Tsuchikary. Albo Ren wykonał wielką kontrolę ducha i Bason stąpał po kostce ze swoją całą mocą. W sumie… Ciekawe jakie umiejętności ma Jiraya i Kakashi…?
W przeciwieństwie do Kenami i Anny, reszta przyjaciół mogła doświadczyć siły dyrektora na własnej skórze. Wyśmienicie „bawili się” niszcząc armię robotów. Walka z androidami była na tyle dobra, że nie trzeba było martwić się o unicestwienie ofiary.
- Gamabunta! Forma ducha! Do zwoju! – Jiraya patrzył na nieprzyjaciół z hardą miną. Bardzo nie podobało mu się, że ktoś zagroził jego uczniom. Nie minęła chwila, a staruszek stał na ogromnej, pomarańczowej żabie, odzianej w granatową kamizelkę. Stwór trzymał w pysku ogromną fajkę, z której leciał dym.
Aya szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.
- Przecież to… - Szepnęła, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Jak ona tego nie wyczuła!
- To Douoni, prawda? Zwierzęcy demon? – Hao stanął obok ukochanej. Dzierżył w dłoni Ognisty Miecz.
- T-tak… Myślałam, że… - Błękitooka potrząsnęła energicznie głową. To nie czas na takie rozmyślania. Jendak… Skąd Jiraya posiada zwierzęcego demona? I dlaczego Aya wcześniej go nie wyczuła? Czyżby dyrektor podobnie jak Vitsumi maskował swojego ducha w tatuażu lub czymś podobnym?
- Nie wiedziałem, że Jiraia~sensei jest szamanem! – Powiedział Yoh, odbijając się od ziemi tuż obok brata. Podbiegł do jednego z androidów i przeciął go mieczem na pół.
- Nikt nie wiedział. – Warknął Ren.
On nie był taki radosny. Przeczuwał, że to nie jest koniec ich kłopotów. Wykonał wielką kontrolę ducha i stanął ramie w ramie z ogromną żabą.
- Musimy zająć się helikopterami, Jiraya~sensei. – Zapowiedział Tao.
Dyrektor tylko skinął porozumiewawczo głową. Zanim jednak mężczyźni zdążyli rozpocząć atak, dwa helikoptery znajdujące się najbliżej nich zostały złapane przez wielkie dłonie wykonane z ziemi.
- Morri! – Złotooki spojrzał w dół.
Aya wyszczerzyła ząbki. Dla niej pokonanie tych maszyn to nie było żadne wyzwanie. Nie chciała jednak zrobić krzywdy żołnierzom lecącym w helikopterach. Dlatego ostrożnie odstawiała maszyny, łamiąc im śmigła, aby uniemożliwić dalszy lot.
Hao spojrzał w stronę Kakashi’ego. Ten jak gdyby nigdy nic czytał sobie jedną ze swoich ulubionych, zboczonych książeczek.
- Sensei?! – Asakura spojrzał na niego nieco oskarżycielsko. Jeśli szarowłosy nie ma żadnych mocy to powinien się ukryć, a jeśli jest szamanem, miło by było gdyby pomógł.
- Hm…? – Zarządca akademika podniósł wzrok znad książki. Zaśmiał się cicho. – Przepraszam, moje umiejętności nie są skuteczne na maszyny, więc nie za bardzo się wam przydam w tej chwili. Wkroczę, jeśli to będzie konieczne.
Szarowłosy jak gdyby nigdy nic wrócił do lektury książki.
- A-ale… - Długowłosy chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk głośnego wybuchu.
Jeden z robotów zaatakowany przez Ren’a mocno eksplodował, jednak nikomu się nic nie stało. Tao ze swoim refleksem z łatwością odskoczył.
Yoh również nie próżnował. Bronią roztrzaskiwał maszyny, które napierały w stronę Akumine. Jedne strzelały bronią palną, inne miały przymocowane do siebie ładunki wybuchowe. Trzeba było uważać, aby nie trafić w te „naładowane”. Nie wiadomo jakie rażenie mają takie bomby.
Ogólnie rzecz biorąc walka szła im wyśmienicie. Bitwa przeciwko robotom zdawała się być dziecięcą zabawą. Nawet kiedy do wojny wkroczyli zwykli, ale dobrze uzbrojeni ludzie – szamani nie mieli z nimi żadnych problemów.
- Przestańcie atakować! Nie chcemy wojny! – Krzyczał Yoh, mając nadzieję, że ktoś go posłucha.
- Szwagier, nie ucinaj sobie pogawędek, tylko skup się na walce! – Morri podbiegła do przeciwnika. Złapała dłonią za lufę pistoletu. Moc Hichie sprawiła, iż metolowe narzędzie stopiło się niczym zapałka. Żołnierz patrzył na nią przerażony. Błękitnooka tylko wyszczerzyła swoje białe ząbki, po czym podbiegła do kolejnego przeciwnika.
Nagle poczuła dziwne ciarki na plecach. Wiedziała, że to nie znaczy nic dobrego. Spojrzała na helikoptery, zawieszone nad szkołą. Nie rozumiała, co Kuroi Kitsune chce osiągnąć tym atakiem. Nie mają z nimi szans! Aya sama mogłaby pokonać tych wszystkich ludzi, a przy pomocy przyjaciół nie było nawet mowy o przegranej.
Morri zastanawiała się jednak, czy wszyscy uczniowie szkoły są bezpieczni? Nie chciałaby, aby komukolwiek stała się krzywda! Co prawda niektórzy uczniowie działali jej na nerwy, albo rozsiewali o osobie Ayi niedorzeczne plotki, ale to nie przeszkadzało jej w pokochaniu tej szkoły. Większość nastolatków w Akumine była niesamowita. Otwarci i radośni, mający pasje oraz cele, do których dążyli swoją ciężką pracą. Przykładem takich osób byli chociażby chłopaki z ich koszykarskiej drużyny. Osoby z klasy, Deidara, Sasori, Hyuga czy Kagami stali się dla niej bliskimi przyjaciółmi!
Dlatego też Aya martwiła się o ich zdrowie i życie. Wierzyła jednak, że Jiraya dobrze zabezpieczył Akuminę przed ewentualnymi atakami. W końcu sam jest szamanem! Chyba wie jak groźny może być atak na szkołę.
Morri nie wiedziała, iż podobne myśli miała właśnie Kenami. Bardzo martwiła się o bezbronnych uczniów. O ile jej przyjaciele są szamanami i raczej nie dadzą sobie wejść na głowę przez „terrorystów”, to zwykli ludzie mogą nie mieć tyle szczęścia.
- Zaufaj im trochę. – Anna spojrzała srogo na Kitsune. Widziała jej zdenerwowanie i w końcu postanowiła coś z tym zrobić.
- Ufam im! To jednak nie zmienia faktu, że się denerwuję. Jak ty możesz siedzieć taka spokojna?! – Zielonooka wstała z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju.
Kyoyama uśmiechnęła się lekko. Siłę czarnookiej dawała miłość do Yoh. Wiedziała, że jej przyszły mąż jest niezwykły. Czuła jego siłę duchową nawet tutaj, siedząc spokojnie w budynku! Zmartwiła ją jednak jedna rzecz – ciemna aura, docierająca do medium z pola walki. Czyżby to moc Itamishi…?
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Stanął w nich lekko zdyszany Ren.
- Co się stało? – Kitsune czuła jak jej serce na chwile przestało pracować. Ze strachem patrzyła na złotookiego. Już dawno nie czuła takiego przerażenia, jak w tej sytuacji!
- Kenami chodź ze mną, tu nie jesteś bezpieczna! – Chłopak podszedł do nastolatki i mocno złapał rękę zielonookiej. Pociągnął ją w stronę wyjścia.
- A Anna? – Zielonooka nie ukrywała zdziwienia. Spojrzała na czarnooką ze zdezorientowaną miną.
- Jej nie tknął, chodzi im tylko o ciebie. Anno, zostaniesz tutaj? – Ren zerknął na Kyoyamę kątem oka. Dziewczyna tylko kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Uciekaj Kenami, nie masz po co się niepotrzebnie narażać. – Blondynka uśmiechnęła się pokrzepująco.
- Skoro oboje tak mówicie… - Zielonooka westchnęła głośno. Wyszła zaraz za Ren’em.
Akademik był opustoszały. Wszyscy uczniowie byli ukryci w bunkrach w innej części terenu Akumine. W sumie nawet gdyby nie było tu wojsk, jest środek dnia, wszyscy uczniowie byli na lekcjach, kiedy zawył sygnał alarmowy.
-Gdzie idziemy? – Kanami szła nieco z tyłu chłopaka dokładnie przyglądając się jego sylwetce.
- Tam gdzie będziesz bezpieczna. – Odparł rzeczowo chłopak, nawet nie zerkając na nastolatkę.
- To znaczy? – Dziewczyna nie poddawała się. Chciała wiedzieć, dokąd zmierzają.
- Kakashi powiedział mi o pewnym bezpiecznym pomieszczeniu. – Tao zaprowadził ich pod schody. Zaczął szybko wchodzić po kolejnych stopniach pnąc się ku górze.
- A co z resztą? Dalej walczą na podwórku? – Szatynka starała się dotrzymać kroku złotookiemu. Jej kondycja jednak była gorsza niż na co dzień. Od pewnego czasu nie czuje się zbyt dobrze, ale miała wrażenie, że dziś nastąpiło załamanie jej stanu zarówno fizycznego jak i psychicznego.
Ren stanął. Odwrócił się do dziewczyny i uśmiechnął przyjaźnie.
- Nie musisz się o nic martwić Kenami. Wszystko jest w porządku. – Tao wyciągnął dłoń i pogładził nastolatkę po ramieniu.
- Skoro ty tak mówisz Ren. – Dziewczyna odwzajemniła ciepły uśmiech. Wyciągnęła dłoń i pogłaskała złotookiego po policzku. – Idziemy?
Chłopak tylko skinął głową. Odwrócił się i ruszył ku górze.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy poczuł nagły, intensywny ból w prawej ręce, któremu towarzyszył cichy wystrzał z broni palnej. Łokieć zaczął palić go żywym ogniem. Do oczu zaczęły wlewać mu się łzy. Na drżących nogach odwrócił się w stronę szatynki.
- S-skąd..? – Zapytał drżącym głosem. Zupełnie nie rozumiał tego nagłego ataku ze strony Kitsune.
- Kiedy jesteśmy sami, Ren nigdy nie mówi do mnie „Kenami”. – Zielonooka zaśmiała się triumfalnie. Miała wyciągniętą rękę, w której trzymała broń. Celownikiem mierzyła prosto w głowę przeciwnika. Zmarszczyła brwi patrząc  na chłopaka. – Kim ty jesteś?
Ten zaśmiał się krzywo.
- Myślałam, że w tym emocjach nie zauważysz różnicy między podróbką, a oryginałem. – Fioletowe włosy opadły na ramiona chłopaka. Zaczęły jaśnieć, przypominając odcień rdzy. Skóry nieco pociemniała, a oczy zmieniły kolor na zieleń. Kształt twarzy i cała postura postaci zaczęła się przeistaczać na oczach Kenami. Nadal pozostała w szkolnym, męskim mundurku, lecz ewidentnie stała się kobietą. Nie minęła minuta, a przed zszokowaną Kitsune stała Red.
- T-tiff..? – Zielonooka otworzyła szeroko oczy.
- Witaj, Obiekcie 136. – Angielka uśmiechnęła się wrednie. – Szczerze mówiąc myślałam, że jesteś lepsza. Wydaje mi się, że Kitsune~sama przesadzał z tą twoją „ważnością”.
Kenami warknęła złowieszczo. Przystawiła pistolet do skroni Tiffany. Patrzyła głęboko w jej oczy.
- Strzel. – Red uśmiechnęła się krzywo. Widziała furię na twarzy współlokatorki.
- Zaczęłam uważać cię za przyjaciółkę! – Warknęła Kitsune, zaciskając mocno zęby.
Nie mogła uwierzyć, że tak łatwo dała się wykiwać! Nic tak nie boli jak zdrada.
            Uśmiech zszedł z twarzy Rudej. Twarz stała się spokojniejsza, delikatniejsza. Wzrok wyrażał skruchę. Czyżby… Tiffany tego żałowała..?
            - Wybacz Kenami. Nie miałam wyboru. – Powiedziała cicho.
            Kitsune jednak nie miała czasu na analizowanie zachowania współlokatorki. Wyczuła strzał pochodzący z góry. Poderwała się od ziemi, zaczynając lewitować. Spojrzała w stronę skąd dochodził strzał. Wyciągnęła przed siebie rękę z bronią.
            Wiedziała, że to będzie jej walka o przetrwanie.

~*~ENDING~*~

            Cała afera zakończyła się w dość nieoczekiwany sposób. Masao przez megafon oznajmił, że szamani są teraz zbyt silni, ale mężczyzna jeszcze tu wróci i zobaczą, kto wygra ostateczną wojnę. Po tej informacji wojska powoli zaczęły się wycofywać.
            Szamani  nie protestowali – w końcu o to chodziło. Chcieli odgonić nieprzyjaciół jak najdalej od Akumine. To był ich główny cel i kiedy im się to udało odczuli ulgę. Rozłączyli się z duchami i schowali broń.
            - Musimy poważnie porozmawiać Jiraya~sensei. – Morri spojrzała na dyrektora z niezadowoloną miną. Przecież on od początku o wszystkim wiedział! A mimo to nie puścił pary z ust o tym, że sam jest szamanem!
- Tak wiem, ale pozwól, że zrobimy to w innym terminie. To wszystko musi się uspokoić, Aya~chan. – Staruszek patrzył na dziewczynę z wyrazami szacunku i skruchy. – Pozwolicie, że teraz razem z Kakashi’m pójdziemy opanować sytuację w schronie. Poproszę was później do mojego gabinetu.
- My pójdziemy uspokoić dziewczyny. Powiemy im, że już po wszystkim. – Yoh kiwnął lekko głową. Martwił się o swoją narzeczoną. Wiedział, że to twarda kobieta, ale bardzo troszczy się o wszystkich. W końcu jedno nie wyklucza drugiego!
W taki właśnie sposób walczący podzielili się na dwie grupy. Młodzi tak jak zapowiedział młodszy Asakura od razu ruszyli do akademika. Niewiele mówili międzysobą. Każdy był zajęty rozmyślaniem nad zaistniałą sytuacją.
- Trzeba poinformować Dziewiątkę i Dwunastkę. – Wypalił nagle Ren.
- To później. Najpierw sami musimy wszystko przeanalizować. – Odezwał się głos rozsądku w postaci Hao. Reszta mu tylko przytaknęła.
Szybko znaleźli się przy drzwiach prowadzących do kryjówki przyjaciółek. Kiedy tylko otworzyli drzwi, Anna wstała z kanapy.
- Co się stało? – Zapytała, widząc niezadowolone miny przyjaciół.
- Nic, wygraliśmy. – Yoh podszedł do narzeczonej i pocałował ją w policzek.
- Wygraliśmy, to chyba nadinterpretacja… -  Parsknęła znacząco Aya.
- Kuroi Kitsune wycofało się z własnej woli, ale to było jakieś dziwne, że tak zwłas… - Zaczął swój wywód Hao, ale ktoś brutalnie mu przerwał.
- Gdzie Kenami? – Ren rozglądał się po pomieszczeniu z nieukrywanym zmartwieniem.
Anna zmarszczyła brwi. Niezrozumiała o co chłopakowi chodzi.
- Przecież poszła z tobą. – Kyoyama patrzyła na przyjaciela jak na idiotę.
- Co?! – Oczy Tao zwiększyły się do maksymalnych możliwości.
- To niemożliwe! – Aya spojrzała na Annę, jakby ta była szalona. – Ren cały czas walczył z nami!
Przyjaciele zastygli w bezruchu. Pomimo znikomej aktywności fizycznej, jaką teraz wykonywali, można było usłyszeć ich przyspieszone bicie serc.
Pierwszy otrząsnął się Tao. Zerwał się do biegu, ruszając przez drzwi na korytarz.
- Kenami!? – Nawoływał dziewczynę, rozglądając się dookoła.  Oczywiście przyjaciele bez chwili wahania przyłączyli się do poszukiwań. Tao zaczął biegać niczym opętany po całym piętrze. Jednak dopiero kiedy stanął na półpiętrze zdał sobie sprawę, że kiedy oni walczyli z wojskiem, Kuroi Kitsune przeprowadziła tu swoją własną cichą bitwę. Poręcze były uszkodzone, szyby wybite, a na ścianach i drzwiach widać było wgniecenia i pęknięcia.
Tao zawołał przyjaciół. Razem nawoływali Kenami i przeczesywali wszystkie piętra akademika. Niestety – po dziewczynie ani śladu.
- Zawiedliśmy… - Szepnęła Aya, wiedząc iż mimo wszelkich starań, nie udało im się obronić przyjaciółki. Największy żal czuła do samej siebie. Jak mogła nie domyśleć się, że ten atak to tylko przykrywka? Przecież jest Boginią Demonów, dowodziła na wojnie ludzko-demonicznej, a nie przewidziała czegoś takiego? Żałosne!
Jednak, czy zniknięcie Kenami, znaczy że już jej nigdy nie zobaczą? Może uciekła, ukryła się gdzieś w lesie? Trzeba będzie przeszukać cały teren! Aya nigdy sobie nie wybaczy, jeśli to właśnie przez jej niedopatrzenie, Kitsune odejdzie za wcześnie z tego świata!
Morri poczuła ogromny ból w klatce piersiowej. Zawyła głośno. Pieczenie skóry pod żadnym pozorem nie chciało ustąpić.
Itamishi znowu dał o sobie znać.


Kenami: Tak jak powiedziałam tak i jest! :D 6 komentarzy i jeszcze w lutym nowy odcinek ^^ Tak, poprzedni rozdział skomentowało 6 osób, ale blogspot postanowił komentarz Klaudii12345 wwalić mi na skrzynkę do spamu i nie opublikować go na blogu. Dlaczego? Nie wiem…
Hao: Jak ktoś wie, może pomóc i nam wyjaśnić XD
Kenami: Właśnie! ;) W każdym razie, dziękuję wszystkim za komentarze! Naprawdę są wspaniałe! ^^ I dają tyle satysfakcji! *-*
Ren: Bo jeszcze w samo zachwyt popadniesz >_<
Aya: To jej raczej nie grozi…
Ren: Za to tobie…
Aya: Zamknij usta czubiaste dziecię.
Hao: Czubiaste dziecię?
Aya: No mówię kulturalnie! Przecież nie powiem zawrzyj japę idioto :D
Anna: Właśnie to powiedziałaś…
Aya: Ciii!
Kenami: Dobra! Cisza bo nie mam za dużo czasu! >_< Zaraz wychodzę z domu i nie mam kiedy się mocno rozgadywać.  Dziękuję Ahsoce za przypomnienie! Dziś przecież zamykają blog.onet. Ah, tyle wspomnień :< W każdym razie mam przegrane wszystko na dysk! (znalazłam swój stary adres email i mogłam wszystko przeimportować! ^^) No i już nawet założyłam bloga, ale muszę go dopracować… Szablon i w ogóle. Jednak na potwierdzenie moich snów daję linka: >>KLIK<< ^^
Aya: Chociaż raz się nie spóźniłaś XD
Kenami: Dlaczego jesteś taka niemiła? ;_;
Aya: Bo mogę!
Kenami: Eh… Przepraszam, że takie krótkie rozmowy, ale naprawdę nie mam czasu. W sumie powinnam być już w drodze, ale na szczęście jeszcze nikt mi GPSa nie wmontował więc mogę kłamać, że już wyszłam z domu XD Dziękuję bardzo za wszelkie komentarze i odwiedziny! Mam nadzieję, że rozdział nie jest najgorszy ;) Przepraszam za wszystkie błędy, ale tych chyba nigdy się nie pozbędę nie ważne ile sprawdzam ;_; Uwielbiam Was! A teraz… Ja Ne! :D