Kenami: Uwaga! Ten odcinek jest „powtórzeniowy” - nie wnosi
nic nowego do fabuły. Pomyślałam, że warto byłoby przypomnieć ogólny zarys
historii, więc jeśli jesteś na bieżąco z odcinkami, nie spodziewaj się
niesamowitych zwrotów akcji, za to skumulowanej wiedzy na temat minionych
zdarzeń ;)
Wszyscy: Życzymy miłego czytania!
♥
- Chce ktoś herbaty? – Zapytała Anna wstając od stołu.
Razem z Kenami i Ayą siedziały w pokoju. Odrabiały pracę
domową, w przeciwieństwie do Tiffany, która siedziała na łóżku i grała w grę na
komórce. Rudowłosa wiedziała, że przez swoje zachowanie narobiła sobie wrogów
wśród współlokatorek.
- Ja poproszę! – Morri podniosła wysoko
rękę. Zaśmiała się radośnie, po czym zerwała z krzesła, biegnąc do swojej
nocnej szafki. – Mam ciastka i czekoladę!
- To ja zbiorę książki. Dosyć nauki na
dzisiaj! – Kenami wyszczerzyła ząbki. Cieszyła się z tego leniwego popołudnia z
przyjaciółkami. – I dla mnie zrób kawę.
- Pijesz za dużo kawy. – Kyoyama
zmarszczyła groźnie brwi.
- Oj Aniu! Odpuść. Lubię ten smak! Po
za tym, dzisiaj wypiłam tylko jedną! I to tę lurę z automatu… - Kitsune
spojrzała błagalnie na przyjaciółkę.
- No dobra… A ty Red~chan? – Blondynka
nastawiła wodę w czajniku. Spojrzała na Rudą z zaciekawieniem.
- Ja? – Angielka nie ukrywała swojego
zdziwienia.
- Tak, ty. Chcesz herbaty? – Powtórzyła
spokojnie Anna.
- T-tak… - Tiffany odłożyła telefon na bok.
Nie spodziewała się, że propozycja zrobienia czegoś ciepłego do picia ją też
obowiązuje.
- Właśnie, siadaj z nami. W końcu też
tu mieszkasz, nie? Musimy poprawić stosunki między nami. – Aya uśmiechnęła się
delikatnie. Od kiedy Hao niejako „unika” rudowłosej, Morri przestała czuć takie
zniesmaczenie wobec niej.
- Chodź. – Kenami odstawiła czwarte
krzesło, robiąc miejsce Tiffany.
Cała czwórka usiadła do stołu, na
którym stały kubki, ciastka i czekolada. Zapowiada się miły, koleżeński
wieczór.
~*~OPENING~*~
- Pamiętacie początek roku? – Zaśmiała
się Kenami, upijając łyk gorącej kawy.
- Pewnie, że tak! – Aya wcisnęła w usta
kostkę czekolady. – Trochę się martwiłam o nasze współlokatorki, ale
okazałyście się z Vitsumi… Niezwykłe!
- Ładnie powiedziane… – Kyoyama
pokręciła z rozbawieniem głową.
- Ej! Masz coś do nas? – Kitsune
zaczepnie szturchnęła czarnooką w ramię.
- Anna nie, ale Itachi to ledwie
przeżył nasze pojawienie się w Akumine. – Morri pokręciła z politowaniem głową.
- Huh? Dlaczego? – Tiffany spojrzała ze
zdziwieniem na lokatorki. – Myślałam, że się przyjaźnicie…
- Teraz tak, ale z początku nie mógł
się do nas przyzwyczaić. Wcześniej mieszkał sam, a teraz nie dość, że dostał
naszych chłopaków jako współlokatorów, to jeszcze nas za ścianą. A sama wiesz,
że do najspokojniejszych nie należymy. – Aya wyszczerzyła ząbki.
- Nasze spotkanie z nauczycielami też
było ciekawe. Pierwszego dnia wylądowaliśmy w kozie! – Kenami podrapała się z
zakłopotaniem po głowie.
- Za siedzenie z nami po lekcjach
odpowiedzialny był Itachi. Może dlatego z początku nas nie polubił, ale potem
sam się wkręcił w te nasze posiedzenia w celi. – Anna miała wyśmienity humor.
Spojrzała za okno. Było już ciemno, a delikatne krople
deszczu zaczęły uderzać w szybę. To zupełnie nie przeszkadzało blondynce. Wręcz
przeciwnie. Lubiła przysłuchiwać się dźwiękowi kropel uderzających o parapet.
Oczywiście o ile siedziała w ciepłym pokoju z herbatką w dłoniach.
- A potem był wyjazd integracyjny!
Żałuj, że cię to ominęło! – Aya spojrzała Tiffany w oczy. – Akumine połączyło
wycieczkę z otrzęsinami! W sumie… Chyba właśnie wtedy zacieśniły się nasze
więzi z Itachi’m. I z Deidarą i Sasori’m!
- Tak, byliśmy razem w pokoju! I Ren
też tam był! – Kenami lekko poczerwieniała wspominając tamten czas.
- Ale… Oni są starsi… -Ruda podniosła
jedną brew do góry.
- Ren pojechał przypadkiem… Troszkę go
do tego zmusiliśmy… A reszta była jako opiekunowie. Wiesz, każdy z nich jest w
Samorządzie Uczniowskim. – Wyjaśniła rzeczowo Anna. Nagle prychnęła cicho pod
nosem. – Pamiętacie, jak Aya przebrała się za ducha i przestraszyła chłopaków?
- Mam nawet nagranie! – Kenami wstała i
wzięła z łóżka swojego laptopa. Chwilę to potrwało. Przegrzebała wszystkie
foldery, aż znalazła odpowiedni plik. Nacisnęła „play”.
„Po
niedługim czasie chłopaki ubrali się w piżamy - krótkie spodenki i koszulki. Zgasili
światło. Hao dziarsko otworzył drzwi, po czym cała czwórka głośno wrzasnęła.
Odskoczyli do tyłu, po czym zaczęli rzucać w postać stojącą przed wejściem
czymkolwiek co mieli w rękach.
Przed drzwiami stała Aya, oświetlona jedynie przez księżyc. Miała włosy zaczesane na przód i ubrana była w długi do kolan biały T-shirt oblany krwią (ketchupem). Na szyi miała zarzuconą wisielczą pętlę z grubego sznura, a w ręku trzymała nóż oblany czerwoną substancją. Stała bosa, w niektórych częściach ciała pomalowana na brązowo.
Przed drzwiami stała Aya, oświetlona jedynie przez księżyc. Miała włosy zaczesane na przód i ubrana była w długi do kolan biały T-shirt oblany krwią (ketchupem). Na szyi miała zarzuconą wisielczą pętlę z grubego sznura, a w ręku trzymała nóż oblany czerwoną substancją. Stała bosa, w niektórych częściach ciała pomalowana na brązowo.
Młoda Morri w końcu nie
wytrzymała i zaczęła się szatańsko śmiać. Tuż za jej plecami pojawiła się
reszta lokatorek. Kenami w rękach trzymała kamerę. Wszystkie głośno
rechotały.
- Zabije cię! -
wrzasnął Hao. Ren trzymał się za serce, a Yoh nie chciał przestać obejmować
Itachi'ego.
- Oj kochanie, myślę,
ze nie będziesz w stanie... Zwracam! - brunetka wbiła nóż w ziemię, tuż pod
nogi Vitsumi, tak że wystawał tylko trzonek. Sama błękitnooka zaczęła szybko
uciekać. Nie trzeba było długo czekać, aż starszy Asakura ruszył w pogoń za
dziewczyną.
- Nie wiedziałam, ze macie
aż tak zajęcze serca! - Anna spojrzała na chłopaków z wyższością.
- Zadzwonić po karetkę?
- zapytała Yumenai patrząc na trzymającego się za serce młodego Tao.
- Jeśli boisz się tego
co wam zaraz zrobię, to tak... Kto wpadł na taki genialny pomysł? - pisnął już
trochę spokojniej złotooki.
- Ayi, ale Kenami jej
pomogła. - wyjaśniła grzecznie Vitsumi. Cała szóstka, ruszyła do budynku
mieszkalnego, po drodze mijając kolejną ósemkę, która poszła się myć.
- Uważajcie na lokalne
duchy, są strasznie uciążliwe. - rzucił wesoło Ren do właśnie mijanych
kolegów.”
Tiffany śmiałą się głośno widząc przerażone miny chłopaków na
widok przebranej Ayi.
Jednak Morri była w tej chwili myślami gdzie indziej.
Uśmiechnęła się błogo, sięgając pamięcią do tego, co działo się po jej ucieczce
w las.
„Tymczasem Hao gonił
Ayę przez dość długi dystans. Młoda Morri, chciała się już zatrzymać z własnej
woli, jednak wstąpiła na rozbite w trawie szkło. Chcąc, nie chcąc upadła na
ziemię. Asakura, który nie spodziewał się tak nagłego postoju również upadł,
tyle że okrakiem na brunetkę. (...)
Chłopak ujął w dłonie
jej stopę. Ostrożnie, bardzo delikatnie wyjął z nogi Ayi kawałek szkła.
- Boli? –
zapytał.
- Nie… - uśmiechnęła
się niepewnie.
- Kłamiesz. –
stwierdził, po czym wyrzucił z dłoni zakrwawiony kawałek butelki. Stopa
błękitnookiej automatycznie się zagoiła.
Dziewczyna była
nieśmiertelna, dzięki pięciu demonicznym mieczom uwięzionym w jej ciele, więc
Hao nie wpadał w jakąś panikę z powodu rany. Aczkolwiek mimo świadomości, że
nic się Ayi nie stanie, Asakura nie lubił patrzeć na jej obrażenia. - To co
teraz?
- Ja idę nad rzekę się
umyć, a ty mi przyniesiesz rzeczy z pokoju - błękitnooka wstała. Nie
pytając chłopaka o zdanie, ruszyła w stronę zbiornika wodnego. Szatyn tylko
pokręcił głową z dezaprobatą. Zaczął iść w innym kierunku.”
- Aya…? Aya! – Anna pomachała dłonią przed oczami
przyjaciółki.
- Odleciałaś…. Czyżby jakieś ciekawe wspomnienie? – Red
wyglądała na zupełnie wyluzowaną. Zaczęła czuć się w tym towarzystwie
swobodnie. Ciężko jej przyznać to przed samą sobą, ale żałuje tego, jak
zachowywała się z samego początku. Wstyd jej za to podrywanie Hao i reszty. Niezbyt
to było miłe, zalecać się to tych wszystkich chłopaków, wiedząc że są w
związku.
To zachowanie było wywołane u niej tym, iż nigdy wcześniej
nie miała okazji do flirtu. Być może dlatego trochę wolności zawróciło jej w
głowie.
- Ah! Przypomniał mi się mój nocny spacer z Hao, wtedy na
wyjeździe. – Aya wyszczerzyła swoje ząbki.
- Do wschodu słońca łaziliśmy po lesie, a potem ledwie
żyliśmy przez cały dzień. – Kyoyama pokręciła głową z politowaniem. - Mimo
wszystko całe otrzęsiny były niezapomniane. Pewnie do końca życia będziemy je
wspominać.
- Pewnie tak! – Zaśmiała się nerwowo Morri. Ostatnimi czasy
słowa „życie” i „śmierć” działały na nią bardzo burzliwie. Na nią i na
Itamishi.
- Dużo się działo z początku roku. Teraz ty, Tiff przeżywasz
to wszystko. Trochę ci tego zazdroszczę! – Kenami oparła łokcie o stół, kładąc
głowę na dłoniach. – Pierwsze spotkania uczniami i nauczycielami. Poznawanie
szkoły i okolic… Pamiętacie początkowe lekcje?
- Byłam strasznie zdziwiona, jak dowiedzieliśmy się, że mama
Deidary pracuje tu jako nauczycielka sztuki! – Przyznała szczerze Anna.
- A jak Sasori i Vitsumi przyznali, że są rodzeństwem?! To
dopiero był szok! – Aya sięgnęła po kolejne ciastko. Wepchnęła całe do ust,
zapychając się całkowicie na kilka sekund.
- Oj tam szok. Ja o tym wiedziałam! – Kenami wyszczerzyła
radośnie ząbki. Spojrzała w kubek z kawą i uśmiechnęła się nostalgicznie.
W tej szkole zostawi najlepsze wspomnienia swojego życia.
Wspólne zakupy, lekcje i kary. Uczenie się po nocach i spędzanie czasu na
beztroskich grach i zabawach.
- Bo się wychowywałaś z Vitsumi, to jak mogłaś nie wiedzieć?
– Zaśmiała się Morri. Nagle jej oczy zabłyszczały jasno. – Oh, hanami w tym
roku było wyjątkowe!
- Tak, to prawda. Pierwszy raz spędziłam to święto z Yoh. A
ty Kenami? Pamiętam, że nie było cię cały ranek. – Anna mimo swojego poważnego
usposobienia do życia, uwielbiała wszelkie romanse i ploteczki związane z tematem miłości.
- Również spędziłam ten dzień z wyjątkową osobą. – Kitsune
poczerwieniała na policzkach. Dziwnie było jej mówić na ten temat z
dziewczynami. Przecież jak do tej pory tylko Tao poznał jej całą przeszłość.
- Co?! – Przyjaciółki otworzyły szerzej oczy.
- Miałaś jakiegoś chłopaka przed Ren’em?! – Kyoyama była
zachwycona tą wiadomością.
- Nie! Nie byliśmy parą! Był dużo starszy! Naprawdę… Dużo,
dużo starszy. To tylko przyjaciel! – Zielonooka zaczęła szybko wyjaśniać
sytuację, machając energicznie rękoma.
- A Tao nie jest zazdrosny o tego „przyjaciela”? – Red też
udzielił się ten plotkarki humorek. Mając szeroki uśmiech na ustach, upiła łyk
herbatki.
- Mój przyjaciel… Nie żyje. – Kenami uśmiechnęła się smutno.
Widać było, że nie chce psuć wszystkim radosnego humoru, ale nie może dłużej
omijać tej informacji.
Tiffany odstawiła kubek z napojem. Zarumieniła się lekko ze
wstydu. Widać było, że jest jej głupio.
- Przepraszam… - Szepnęła cicho.
- Nie masz za co, to nie twoja wina. – Zielonooka uśmiechnęła
się delikatnie. Miała mieszane uczucia co do tych wspomnień. Z jednej strony
kochała przyjaciół i zawsze ciepło ich wspomina, a z drugiej strony ich
odejście było bardzo bolesne.
Nie chciała teraz skupiać się na tamtym okresie jej historii.
Ma wiele piękniejszych śladów w pamięci. Dlatego też czuła się zobowiązana do
przerwania tej dziwnej, nienaturalnej ciszy.
– Zaraz po hanami musieliśmy złożyć papiery do wybranych kół
zainteresowań. Wtedy stworzyłyśmy koło muzyczne.
- Dokładnie, to JA go stworzyłam! – Pochwaliła się Aya,
szczerząc radośnie ząbki.
- Już się nie przechwalaj. – Anna przewróciła z politowaniem
oczami. – Gdybyśmy się nie zgodziły na uczestnictwo w nim, to guzik miałabyś, a
nie zespół.
- No wiem! Dlatego jestem wam wdzięczna! – Morri wyciągnęła
dłoń i pogłaskała delikatnie Kyoyamę pogłowie. Ta prychnęła rozbawiona
zachowaniem przyjaciółki.
Nagle Aya klasnęła głośno.
- A pamiętacie imprezę urodzinową chłopaków?!
- Pewnie, że tak! Cała szkoła się bawiła!
- No Kenami, nie da się ukryć, że twój prezent był
oryginalny! Kostek w trumnie!
- Dla Hao się podobał! – Broniła się Kenami.
- Potem tak, ale z początku wyglądał jakby miał mieć zawał!
- Nie mieliśmy wtedy w ogóle wolnego…
- Nie, no przecież był dzień wolny od zajęć na badania
okresowe.
- Jasne, przez te badania ledwie nie dostałam zawału!
- Ważne, że wszystko się udało.
- Co się udało?
- Nic, nic… W sumie wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że
jesteś z tak słynnego klanu!
Dziewczyny przekrzykiwały się jedna przez drugą. Tyffany
patrzyła na to z delikatnym uśmiechem. Chciałaby mieć kiedyś takie
przyjaciółki.
- No tak, bo wcześniej nie wiedziałyśmy, że Kenami ma na
nazwisko „Kitsune” – Cięgnęła rozmowę Anna.
- Ale wtedy nie wiedziałyśmy, że jest z Kuroi Kitsune!
- Kuroi Kitsune? – Oczy Red aż się zaświeciły – To ta firma
świadcząca usługi medyczne? Oh! Dlaczego nic wcześniej nie mówiłaś? Musisz być
bardzo bogata i znana! Ah, chciałabym kiedyś należeć do jakiegoś wielkiego,
liczącego się na rynku japońskim klanu!
Widać było, że zamożna przyszłość bardzo przypadłaby do gustu
Rudej.
- Nie za bardzo. Jestem trochę pokłócona z rodziną… –
Przyznała Kenami. Nie chciała jednak wdrażać się w szczegóły.
- Tak jak każdy z nas… - Zaśmiała się nerwowo Aya.
- Nie no, nie każdy. Ja z moimi żyję w pokojowych stosunkach.
A Itachi~kun? Jakby nie jego wujek siedzielibyśmy w więzieniu! Już nawet nie
powiem przez czyje głupie pomysły… - Kyoyama nie wskazała palcem na nikogo, ale
znacząco spojrzała w stronę Kenami.
- Ej, zasiedzieliśmy się na mieście! Zresztą, świętowaliśmy
urodziny Uchihy! To nie mogła być byle jaka impreza! – Parsknęła Kitsune,
sięgając po kolejne ciastko.
- Fakt, było niesamowicie. A potem musieliśmy odbyć karę w przedszkolu! – Aya zaśmiała się radośnie.
- Co? – Zapytała zdziwiona Tiffany.
- Za niesubordynacje i pogwałcenie regulaminu akademika. –
Zachichotała Morri. – Ogólnie w nocy wymknęliśmy się na miasto po świętować
urodziny Uchihy. No i… Trochę późno wróciliśmy…
Aya odpłynęła myślami do wspomnień z chwili przyjęcia surowej
kary.
„- A co powiemy
Jirayi~sensei na temat naszego niepełnego składu? - zapytała Anna zerkając na
twarz, to jednego, to drugiego bliźniaka.
- Że mają zatrucie
alkoholowe? - powiedział całkiem poważnie Yoh. Pozostali spojrzeli na niego jak
na idiotę - Żartowałem!
- Mam nadzieję -
westchnął Hao - Powiemy, że... Nic nie powiemy, może nie zapyta!
- Tak, tak... Liczcie
na to.. - Kyoyama pokiwała z politowaniem głową.
- Oj, przecież chyba
nas nie zabije! - Hao objął przyjaciółkę ramieniem - Przy nas nic wam nie
grozi!
- Chyba że wyrzucenie
ze szkoły, ale spokojnie... Znajdziemy inną! - Yoh wyszczerzył ząbki.
Mimo nadzwyczajnie
mozolnego marszu, w końcu dotarli pod drzwi dyrektora. Aya od razu chciała
wejść do środka, ale Ren ją powstrzymał.
- Trochę kultury - westchnął
ciężko. Zapukał do drzwi.
- Wlazł! - usłyszeli
złowrogi krzyk szarowłosego.
Nastolatkowie spojrzeli
po sobie nieco przestraszeni. Mieli nadzieję, iż Jirayi przeszła już ta furia,
ale niestety.
W końcu Aya odważyła
się wejść do środka jako pierwsza.
- Ohayo, Jiraya~sensei!
Przyszliśmy cię udobruchać!
Hao szturchnął ją mocno
w bok, na znak swojego niezadowolenia. Ta spojrzała na chłopaka nieco urażona.
- Popełniliście
straszny, niewybaczalny błąd... - zaczął mówić dyrektor. Jak dotąd siedział do
nich tyłem, na obrotowym krześle.
Nagle przekręcił się w
stronę uczniów. Jego wzrok był naprawdę wściekły i wyrażał jedynie negatywne
emocje. Niespodziewanie wstał i zaczął iść pewnie do przodu
- Co, wy sobie
wyobrażaliście? Jakim prawem, jak mogliście! - Dyrektor stanął bardzo blisko
brunetki. Złapał Ayę za materiał bluzki i lekko podniósł do góry.
- JAK MOGLIŚCIE ZROBIĆ
MI TO Z MOIM ITACHI~CHAN?! - wrzasnął prosto w twarz Morri, po czym na
chwiejnych nogach upadł na ziemię, puszczając błękitnooką - Dwa lata... Wzorowy
uczeń... Mój pupil... Ukochany Uchiha~kun.. Najlepszy uczeń w całej historii...
Aż zjawiliście się wy, podłe szatany!!
- Spokojnie
Jirayia~sensei... - Aya kucnęła i zaczęła pieszczotliwie gładzić nauczyciela po
włosach - Już dobrze, nie denerwuj się...
- On był jak
najpiękniejszy kwiat na łące... Bez skazy, niczym aniołek.. - szarowłosy dzięki
pomocy i podparciu Morri wstał. Dziewczyna zaprowadziła go do biurka. Posadziła
na fotel - To jest straszne...
- Jiraya~sensei, spokojnie...
To był jego jednorazowy wybryk, chłopak dorasta, musi się wyszumieć,
wyszaleć... W końcu ma już dziewiętnaście lat... Za rok będzie już pełnoletni,
znajdzie jakąś dziewczynę i wyfrunie z twojego gniazdka... - brunetka głaskała
swojego wychowawcę uspokajająco po głowie.
- Oh nie! A jak ona
będzie podobna do ciebie! - przeraził się mężczyzna.
- No wiesz co,
Jiraya~sesei! - krzyknęła oburzona błękitnooka. Obrażona na cały świat obróciła
się napięcie i poszła usiąść na skórzaną sofę stojącą obok drzwi.
- Nie wybaczę wam tego
co zrobiliście z moim protegowanym! - szarowłosy spojrzał wściekły na
nastolatków. Ci głośno przełknęli ślinę - Już mam nawet karę dla was... Ale...
Gdzie reszta?
- W łazience
- Na korkach
- W sklepie
- Śpią!
Każdy krzyknął swoją
propozycję. Spojrzeli po sobie. Ren z rezygnacją przejechał dłonią po twarzy.
- Ustalcie jedną wersję
wydarzeń - poprosił nauczyciel, który nie zrozumiał bełkotu młodzieży.
- Kitsune~san się źle
czuje i Yumenai została z nią, a Uchiha wstydził się spojrzeć panu w oczy, może
być? - zapytał młody Tao.
- Mój Itachi~chan,
żałuje tego co zrobił! - zachwycił się dyrektor, po sekundzie spoważniał - To
nie znaczy, że ominie go kara!
- A możemy zapytać, co
to za rodzaj kary? - zapytała niepewnie Anna.
- Będziecie... - zaczął
nauczyciel, aby napięcie urosło - ...w następną sobotę opiekunami w
przedszkolu.
- Phi... To ma być kara?
- zapytał lekceważąco Tao.
- Jakim przedszkolu? -
zdziwił się Hao.
- W przedszkolu
prowadzonym przez moją znajomą, jest organizowany kurs dla pedagogów, na którym
muszą być obecne wszystkie nauczycielki. Te piękne młode kobiety mają problem,
nie wiedzą z kim zostawić dzieci. Oczywiście zajmiecie się nimi odpowiednio
jako młodzi ochotnicy - wyjaśnił Jiraya.
- Nie zamierzam
opiek... - zaczął buntować się Ren, ale Yoh złapał go i zakrył mu ręką usta.
- Cicho, mogło być
gorzej - szepnął na ucho przyjaciela.
- A jak się nie
zgodzimy? - zapytał Hao, który nie był pewny co do tego pomysłu.
- To wywalę Morri z
samorządu, bo to zapewne był jej pomysł... - zaszantażował Jiraya.
- Będziemy najlepszymi
opiekunami na świecie! - zapewniła entuzjastycznie Aya wskakując ukochanemu na
plecy.
- Nie wątpię! -
uśmiechnął się Jiraya, po czym nachylił się nad laptopem stojącym na biurku - A
teraz już idźcie, muszę coś załatwić!
-Hai! - odpowiedzieli i
ruszyli w kierunku drzwi.”
- I jak? Podobała się kara? –
Zapytała Red, rozbawiona całą opowieścią.
- Było bardzo interesująco. To
niesamowite doświadczenie, zaopiekować się grupką maluchów! – Morri
wyszczerzyła swoje białe ząbki. – Poznałyśmy dwie obiecujące szam…!
- Szanowne dziewczynki. Pewnie w
przyszłości staną się silnymi kobietami. – Uprzedziła jej wypowiedź Anna. Nie
pozwoli wygadać się Ayi w taki głupi sposób. Przecież Tiffany nie wie ani o
duchach, ani o szamanach, ani o sytuacji Kenami!
Tak właściwe, one też długo nie
wiedziały o co dokładnie chodzi z Kuroi Kitsune. Nie wiedziały nawet, że
Vitsumi jest szamanką.
Wszystko zaczęło się pewnego czerwcowego popołudnia…
„-
O, wszyscy tu jesteście - uśmiechnął się Yoh, który właśnie wszedł do pokoju.
Trzymał za rękę Annę, która rozglądała się uważnie dookoła. W drugiej dłoni
dzierżyła torbę Kenami.
- O czym gadacie?
- O wakacjach! - Aya
wyszczerzyła swoje białe ząbki.
- Tak! W końcu będę
mógł dłużej spać! - młodszy Asakura zerwał uścisk ze swoją dziewczyną i przeciągnął
się leniwie.
- Leniuch - Kyoyama
dźgnęła czarnookiego palcami w żebra - I tak przesypiasz co najmniej dwie na
sześć lekcji...
- To i tak o cztery za
mało - zaśmiał się, po czym spoważniał - Tak w ogóle, to dobrze, że jesteśmy
tylko w piątkę.
Yoh podszedł razem z
blondynką do stolika znajdującego się na środku pokoju. Odsunął krzesło dla
czarnookiej, po czym usiadł obok nastolatki.
- Dobra, żarty na bok -
powiedziała poważnie Anna.
- Właśnie - szatyn zmarszczył
brwi. Reszta spojrzała na nich pytająco.
- Eh... - Aya ciężko
westchnęła. Wstała z posłania Hao i przyłączyła się do obrad kwadratowego stołu
- Więc jednak moje przeczucia nie są po prostu zbytnim martwieniem się?
- Niestety nie -
Kyoyama kiwnęła głową - Ren od początku miał całkowitą rację... Z dziewczynami
jest coś nie tak.
- Ja mam zawsze rację!
- prychnął Tao, który usiadł na czwartym krześle.
- Coś nie tak? -
powtórzył zaciekawiony Hao. Wstał z łóżka, poprawił kołdrę i stanął za plecami
Ayi. Oparł się rękoma o jej ramiona - A tak dokładniej?
- No na przykład to -
Anna wrzuciła na stół przyniesioną wcześniej torbę. Pakunek głośno uderzył w
blat, a jego pokrywa otworzyła się. Na powierzchnię płaską wyleciało kilka
książek, pudełko tabletek oraz rewolwer - Byliśmy u pielęgniarki, żeby zobaczyć
co z Kitsune. Jej już nie było, wyszła gdzieś razem z Yumenai, ale zapomniały
zabrać torbkę. Nie chciałam się grzebać, ale jakoś tak...
- Eh... Nie ukrywam, że
nie za bardzo mnie to dziwi - westchnęła ciężko Aya. Oparła się łokciami o
blat.
- Dlaczego w takiej
sytuacji jesteś taka wyluzowana? - Tao spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem.
- No co? Ja zawsze
przyciągałam do siebie samych dziwaków! - powiedziała z nutką irytacji w
głosie.
- Ej! - krzyknęła
oskarżycielsko cała reszta.
- Ania już wcześniej
próbowała czytać w myślach dziewczynom... - zaczął Yoh, ale Kyoyama przejęła
jego wywód.
- I się nie da.
- W sumie nie wiem
czego można się po nich spodziewać... - mruknął Tao - Trochę pogrzebałem. W
przeciwieństwie do was zainteresowałem się z kim mieszkamy.
- Dobra już się nie
przechwalaj - mruknął Hao.
- Dowiedziałeś się
czegoś, Sherlock’u? - zaśmiał się Yoh.
- Dużo rzeczy. Na
przykład to, że Kitsune leczy się psychiatrycznie - Ren mówił to monotonnie,
niczym nie wzruszony. Sięgną po tabletki leżące na stole. Otworzył walcowate
opakowanie i wysypał sobie na dłoń kilka pigułek. Spojrzał na resztę - Macie
miny jakbyście się dopiero dowiedzieli, że duchy istnieją...
- Szczerze? Jestem w
szoku - wyjaśniła brunetka. Opadła ciężko na oparcie krzesła, przy okazji
kładąc głowę na torsie Hao.
- Ale jak to? Od trzech
miesięcy mieszkamy z psychopatką w pokoju? - zapytała Anna.
- No, wychodzi na to,
że tak - wzruszył ramionami Ren.
- Ona miała tyle
okazji, żeby nas zabić – Kyoyama zmarszczyła brwi z niezadowoleniem.
- Ej no bez przesady,
przecież nie wiesz na co dokładnie się leczy, nie? - Yoh starał się znaleźć
pozytywne strony tej sytuacji.
- No właśnie Faust mi
mówił, że jeszcze nie miał do czynienia z osobą, która by połykała tabletki na
tyle przypadłości - wyjaśnił Tao.
- Nie pocieszasz -
westchnął Asakura - No, ale choroba to jeszcze nic takiego, nie?
- Hao, myśl trzeźwo. To
nie jest przypadek. Leki, broń... Do tego czytałem trochę o rodzinie Kitsune...
- zaczął wywód złotooki, ale ktoś mu brutalnie przerwał.
- Coś ty się jej tak
uczepił, zakochałeś się czy co? - zaśmiała się radośnie Aya.
- Bez takich mi tu! -
krzyknął oburzony Ren, lekko się czerwieniąc - Wole nie być zasztyletowany
podczas snu przez niespełna rozumu wielbicielkę kucyków pony!
- Faktycznie... -
mruknął Yoh. Każdy spojrzał na niego. Chłopak siedział zamyślony - Yumenai coś
wspominała...
- Ale o czym? - starszy
z braci spojrzał pytająco na bliźniaka.
- O klanie Kitsune.
Przy badaniach okresowych... Mówiła, że ci wszyscy lekarze podlegają klanowi
Kitsune. - przypomniał sobie szatyn.
- Brawo - Hao zaczął
klaskać w dłonie, za co został uszczypnięty w żebra przez rodzeństwo.
- Nie wiem jak to jest
dokładnie. Strasznie tego niewiele, ale dowiedziałem się kilku rzeczy. Między
innymi to, iż klan Kitsune jest posiadaczem największej na świecie linii
wytwórni broni. A nie tak dawno temu połączyli swoje siły z rodziną Kuroi,
żeniąc ze sobą swoich przedstawicieli. Obrzydliwie bogaci i wpływowi ludzie -
wyjaśnił Tao.
- A Yumenai? - dopytał
się Hao.
- O niej jakoś nic nie
znalazłem...
- Bo pewnie nie
szukałeś. Hihihi... – Morri zaczęła znacząco chichotać.
- Zamknij się - Ren
cisnął w nastolatkę trzymanym w dłoni pudełkiem. Opakowanie uderzyło brunetkę
prosto w czoło, a że było niedomknięte dookoła rozsypały się białe pastylki
oraz kilka naboi do broni leżącej na stole.
Wszyscy spojrzeli na
podłogę, gdzie leżały wymieszane "kapsułki".
- Phi... W sumie ta
akcja mnie nie dziwi. Od początku było z nimi coś nie tak. Jestem na sto
procent przekonany, że to szamanki. Tylko jeszcze nie wiem co kombinują -
wyjaśnił zaborczo złotooki.
- Ej! Dobra, uspokójmy
się. Nie zapominajcie o kim mówicie! Nawet jeśli są szamankami, to na pewno nie
chcą zrobić nic złego! Na pewno nie one! Zresztą... Kitsune jest chora i bierze
leki... Przecież nie zrobiła nam żadnej krzywdy. Jest normalna. Uczy się z nami
i chodzi na koła... Nie możemy o tym zapomnieć, że to nasze przyjaciółki - Aya
zrobiła skonsternowaną minę. Nagle przypomniały jej się te wszystkie upadki
Kenami podczas biegania, jej nie umiejętność zrobienia fikołka, albo lęk
wysokości - Nie no, to po prostu niemożliwe, aby Kitsune była szamanką! To nie
możliwe, aby szaman bał się tylu rzeczy!
- Nie przesadzaj -
zaśmiał się złotooki - Leki przeciw lękowe też bierze...
Aya nagle wstała, przy
okazji popychając do tyłu nic nie winnego Hao. Chłopak upadł na podłogę z
cichym jękiem.
- Może zamiast je
obgadywać za plecami, znajdźmy je i szczerze z nimi porozmawiajmy? W końcu my
też nie jesteśmy wobec nich fair! One też mogą mieć do nas pretensje! A skoro
mają jakieś problemy... Chociażby chorobę i lęki... Powinniśmy im pomóc, nie? -
brunetka nic więcej nie mówiąc odwróciła się. Wyciągnęła rękę w stronę Hao.
Pomogła mu się podnieść.”
Anna pamięta, że wtedy nie znaleźli dziewczyn. Ani w
akademiku, ani w szkole. Poczuli za to silną kontrolę ducha wykonaną w lesie.
Złapali za broń i pobiegli w tamtym kierunku. Kyoyama przywołała duchy swoich
przyjaciół. Amidamaru, Eve, Bason i Duch Ognia byli dotychczas na „wakacjach”.
Razem zwiedzali świat, wiedząc że ich szamani są bezpieczni w Akademii
Akumine.
„Przyjaciele wbiegli na niewielką polanę. Kawałek trawy otoczony
z każdej strony drzewami. Przed ich oczyma stała Vitsumi, aczkolwiek nie
wyglądała "normalnie". Miała na sobie bluzkę opinająca jedynie biust,
na to kurtkę odsłaniającą cały brzuch. Na dłoniach czerwonowłosej widniały
rękawice. Na nogach miała opinające spodnie oraz buty przypominające glany.
Wszystko w kolorze czarnym, najprawdopodobniej ze skóry. Wokół bioder miała
pas, do którego przytwierdzone były niewielkie torebki. Z jej głowy wystawały
niewielkie białe uszka. Zwierzęcy dodatek świecił jasno-niebieskim foryoku. W
rękach zielonooka dzierżyła dwa noże z pofalowanymi ostrzami. Spojrzała na
szamanów. Zrobiła niezadowoloną minę.
- Przez was wiszę
Kecuszkowi duży zestaw w KFC... - mruknęła z niezadowoleniem. Chociaż z
początku stała w pozycji bojowej teraz wyprostowała się. - Zakładałam, że tak
wybitni szamani jak wy zorientują się wcześniej, że coś jest nie tak...
- To wy wiedzia...! -
zaczęli krzyczeć grupowo, ale coś im przerwało. Nagle usłyszeli dwa strzały.
Coś spadło z drzew. Z hukiem runęło na ziemię. Byli to dwaj żołnierze, którzy
upadli bo obu stronach Vitsumi. Ta spojrzała z początku nieco zdziwiona na całą
akacje, ale po chwili uśmiechnęła się.
- Nie możesz tracić
czujności, Onee~chan - zszokowani przyjaciele usłyszeli znajomy głos, jednak tym
razem był twardszy i pewniejszy niż zazwyczaj.
Kenami wyłoniła się
spomiędzy drzew. Miała włosy spięte w wysoki kucyk. Spod czarnego, skórzanego,
długiego do kostek płaszcza, można było zauważyć jedynie golf na szyi. Na
plecach nastolatka miała niewielki plecak, z którego wyjęła mini laptopa.
Znajdując się przy czarwonowłosej kucnęła. Postawiła komputer na ziemi, wyjęła
z kieszeni kabel i coś na kształt dysku. Podłączyła wszystko. Zaczęła energicznie
klikać w klawisze.
Aya otrząsnęła się z
szoku. Szybko podbiegła do dwóch trupów.
Jakież było jej zdziwienie,
kiedy w środku zauważyła jedynie błyszczące iskry przewodów elektrycznych.
- To roboty -
powiedziała zdziwiona.
- Łał... Nigdy czegoś
takiego nie widziałam - nad brunetką zawisła Eve. Z istną konsternacją w oczach
przypatrywała się elektronicznemu wypełnieniu kasku.
- Dokładnie testowa
wersja androidów Beta II. Nie są zbyt inteligentne, łatwe w pokonaniu -
wyrecytowała regułkę Kenami, nieprzerwanie klikając w klawiaturę. Nagle
zamknęła laptopa. Wstała i schowała sprzęt do plecaka - Są kilometr na
południowy wschód.
- Jak to?! - oburzyła
się Yumenai - Przecież dokładnie wszystko sprawdziłyśmy! W promieniu dziesięciu
kilometrów nie ma nic!
- To pewnie tylko obóz,
albo jakiś czołg, z którego są wysyłane rozkazy androidom. Szybko rozkładany...
A jeszcze szybciej go złożymy - zapewniła Kitsune, patrząc na przyjaciółkę z
uśmiechem.
- Gdzie wy się
wybieracie? - zapytała Aya, która spoglądała to na jedną to na drugą
dziewczynę.
- Później wam wyjaśnimy
- obiecała Vitsumi - Na razie musimy lecieć, bo nam jeszcze uciekną.
- Kto? Chcemy iść z
wami! - powiedział pewnie Yoh.
- Na razie nie możecie.
Poczekajcie w akademiku - poprosiła Yumenai.
- Nie ma mowy, idziemy
z wami! - krzyknął Hao, dumnie wypinając pierś.
- Nie idziecie -
rzuciła sucho Kenami. Wyjęła z kieszeni płaszcza dwa granaty, odbezpieczyła je
błyskawicznie zębami. Jeden rzuciła w stronę stojących przyjaciół, drugi w Ayę.
Kiedy tylko przedmioty upadły na ziemię, wydzielił się z nich szary, gęsty
dym.
- Granat dymny? -
zapytał kpiąco Ren. Chwycił mocniej Miecz Błyskawicy. Jego zamiarem było wykonanie
kontroli ducha, jednak coś mu nie pozwoliło. Nagle poczuł się dziwnie ospały.
Upadł na kolana.
- Mistrzu Ren! -
krzyknął Bason.
- Gaz usypiający -
wyszeptał Hao, który też nie był w stanie utrzymać się na nogach. Obraz
przesyłany do mózgu przez jego oczy był rozmazany, ale zdołał dojrzeć dwie
znikające z pola widzenia sylwetki.
Cała piątka zapadła w
mocny sen.”
Aya zamilkła. Patrzyła na trzymane w ręku ciastko, jakby był
to magiczny przedmiot pokazujący przeszłość. Dokładnie pamiętała dzień, w którym
„zdemaskowali” Vitsumi jako szamankę i Kenami jako… No właśnie. Jako Obiekt
136.
Pamięta walkę pomiędzy nią, a Vitsumi i swoją początkową
porażkę. W końcu pokonała Yumenai, ale nadal w „grze” została Kenami. Z nią
jednak nie walczyła.
I dobrze.
Tak naprawdę, nie wiadomo czego się można po Kitsune
spodziewać…
„Cała piątka – Aya, Hao, Yoh, Anna i Ren - weszli do pokoju. Rozejrzeli
się dokładnie.
Światło było zapalone.
Wszystko wyglądało zwyczajnie, tak jak wcześniej. To było dość niezwykłe.
Pomimo diametralnych zmian między ich relacjami, otoczenie zostało takie same.
W końcu czego się mogli spodziewać?
Na środku pokoju, za
stołem siedziała Vitsumi. Spokojnie popijała kawę ze swojego ulubionego kubka.
Była już przebrana. Siedziała w szarej piżamie i białym szlafroku. Mokre włosy
wskazywały na to, iż była dopiero po kąpieli.
Podniosła wzrok znad
popijanego napoju i spojrzała na lokatorów.
- Długo nie wracaliście
- uśmiechnęła się lekko.
- Jakim prawem tutaj
siedzisz?! - krzyknął Ren.
- Mieszkam tutaj, mam
chyba prawo siedzieć we własnym pokoju - czerwonowłosa przewróciła oczami -
Spokojnie, Tao. Przecież cię nie zjem. Siadajcie, nie stójcie tak. Musimy
pogadać.
Yoh uśmiechnął się
przyjaźnie, tak jak tylko on potrafi. Podszedł do stolika. Usiadł i ponaglił
wzrokiem resztę. Tylko Ren wstrzymał się od zbliżenia. Został na swoim miejscu,
oparłszy się o ścianę.
- Gdzie Kitsune? -
zapytał Hao, bardziej z czystej ciekawości niż zaniepokojenia o własny los.
Jakoś nie przeczuwał, aby nastolatki szykowały na nich jakąś przerażającą
pułapkę.
- W łazience, bierze
prysznic - wyjaśniła krótko zielonooka.
Nagle spod stołu na jej
kolana wskoczyła niewielka, biała łasica o czerwonych ślepiach. Każdy spojrzał
zaciekawiony na zwierzątko.
- Jakie słodkie -
zachwycił się Yoh. Wyciągnął rękę i pogłaskał demona po łebku. Zwierzątko
spojrzało na niego z ucieszoną mordką.
- To mój duch stróż,
Kamaitachi - oświadczyła wszystkim Yumenai.
- Wiemy, Aya nam mówiła
- ucięła krótko Anna - Wiesz chyba, że lubię jasne sytuacje i nie życzę sobie
owijania w bawełnę. Dlaczego ukrywałaś przed nami tego demona?
- Spokojnie Aniu... -
wtrącił młodszy Asakura, ale jego głos został najwyraźniej pominięty.
- A co to, przesłuchanie?
- prychnęła Vitsumi - Ukrywałam go z tych samych powodów, z jakich wy ukrywaliście
swoje duchy. Jak nie patrzeć wy też nie byliście wobec nas szczerzy.
- Tyle, że my nie
wiedzieliśmy nic o was, a wy o nas wszystko - powiedział Hao patrząc w oczy
szamanki.
- Tak... To może być
dla was okoliczność łagodząca. Mogliście źle zrozumieć nasze intencje, ale były
one jak najbardziej poprawne. Żeby to zrozumieć może zacznę od początku... -
wywód Vitumi przerwało otwarcie drzwi do łazienki. Stała w nich Kenami z
białym, puchatym ręcznikiem na głowie i szlafroku. Omiotła wszystkich spokojnym
spojrzeniem. Uśmiechnęła się uroczo, po czym podeszła do szafki, na której stał
czajnik. Włączyła urządzenie.
- Chce ktoś herbaty? -
zapytała.
- Ja poproszę... -
westchnął ciężko Hao.
- Ja też - zawtórowała
mu reszta. Tylko Ren stojący pod ścianą się nie odzywał. Obserwował wszystko
dokładnie i rejestrował każdy ruch dziewczyn.
Nagle w pokoju pojawiły się duchy. Wszyscy stróżowie szamanów, spojrzeli po sobie, chcąc się jakoś odnaleźć w zaistniałej sytuacji.
Nagle w pokoju pojawiły się duchy. Wszyscy stróżowie szamanów, spojrzeli po sobie, chcąc się jakoś odnaleźć w zaistniałej sytuacji.
- Podobno dużo o nas
wiecie - wtrącił Tao. Spojrzał z oczekiwaniem na odpowiedź Kenami.
- Tak, nie mogę
zaprzeczyć - dziewczyna spokojnie wsypywała do kubka listki zielonej herbaty -
Bardzo miło mi zobaczyć na własne oczy i poznać stróżów najprawdopodobniej
najlepszych szamanów na świecie. Sześćset letni samuraj, o którym krążą
legendy, Duch Ognia, najsilniejszy przedstawiciel duchów natury na świecie,
niepokonany chiński wojownik oraz siostra bliźniaczka Morri~chan. Że już nie
wspomnę o jej demonicznych mieczach... - szatynka ciągnęła swój wywód podczas
nalewania wrzątku do kubków.
- Miło poznać -
uśmiechnęła się Vitsumi.
- Skąd nas znacie? -
zapytała Eve patrząc podejrzliwie na dziewczyny.
- W ogóle skąd to
wszystko wiecie? - Aya nie mogła czegoś pojąć - Dlaczego przez ten cały czas udawałyście?
- Nic nie udawałyśmy.
Po prostu czekałyśmy na odpowiedni moment, ale ten jak widać przyszedł bez
naszej zgody - wyjaśniła Vitsumi - Ja już dawno mówiłam, żeby wam wszystko
wyjaśnić, tylko ten uparciuch mnie powstrzymywał.
- Nie chcę was po prostu
w to wszystko wciągać - zielonooka wzruszyła ramionami. Postawiła kubki na
stole. Przysiadła się do reszty - Pewnie znacie chłopaka imieniem Oyamada
Manta?
- On ci wszystko
powiedział?! - Yoh aż otworzył usta ze zdziwienia. Manta raczej nie jest typem plotkarza.
Asakura nie spodziewał się, że Oyamada będzie opowiadał o tym wszystkim na lewo
i prawo, a tym bardziej jakimś podejrzanym typom.
Nie ukrywając, Kitsune
do takowych się zaliczała…
- Nie, gdzież! Nawet
nie wiem jak wygląda - zaśmiała się Kenami. Upiła łyk herbaty - Oyamada pisze
na swoim komputerze pamiętnik. Przeczytałam go.
- Co zrobiłaś?! To
niemoralne! - oburzyła się Aya. Ona nigdy nie mogłaby naruszyć prywatności
nikogo ze swoich przyjaciół w tak brutalny sposób.
- Mam swoją własną
moralność, jeśli chodzi o informacje - wyjaśniła krótko szatynka, robiąc
poważną minę.
- Właśnie. Dzięki temu
mogłyśmy tu spokojnie zamieszkać - czerwonowłosa ze smutkiem spojrzała na puste
dno swojego kupka - Kenami nigdy nie zasnęłaby w jednym pokoju z kimś, o kim
nie ma pojęcia. Takie środki zapobiegawcze.
- A co ty taka nieufna?
- zapytał Hao.
- Mam swoje powody...
Moglibyście na przykład pracować dla mojej rodziny - Kitsune zmarszczyła wrogo
brwi, po czym uśmiechnęła się promiennie - Na szczęście jesteście tylko
szamanami.
- Tylko? - zaśmiał się
lekko Yoh.
- O co dokładnie chodzi
z twoją rodziną? - zaciekawił się Hao. Jako pierwszy przemógł się i zaczął pić
herbatę.
- Oprócz tego, że
zajmują się produkcją broni - burknął Ren.
- Widzę, ze panicz Tao już
się wyedukował. No brawo, brawo... - ironicznie powiedziała Kenami. Spojrzała
na niego dość ostro - Tylko mam nadzieję, że wdrążyłeś się bardziej. Klan
Kitsune od wielu lat, a raczej wieków zajmował się wytwarzaniem broni.
- Ah tak... Możliwe, że
coś kojarzę... - zastanowił się na głos Amidamaru.
- Od dawna zaopatrywali
w broń klany szamańskie, takie jak na przykład klan Yumenai. Myślę, że panicz
Tao, wraz ze swoim klanem, również korzysta z roboty moich przodków... -
prychnęła z przekąsem, patrząc wymownie na złotookiego - Jednak nie poprzestali
na tym. Wraz z postępem technologicznym zamienili miecze na armaty, pistolety,
karabiny. Ale to im nie wystarczyło. Ostatnimi czasy postanowili jeszcze bardziej
pogłębić swój arsenał.
- No dobrze, ale co to
ma wspólnego z tym co się dzieje teraz? - Aya pragnęła dążyć do sedna, nie za
bardzo rozumiejąc o co chodzi Kenami.
- O to, że zajęli się
produkcją broni biologicznej - wtrąciła Vitsumi - Połączyli swoje siły z klanem
Kuroi, można by rzec najbardziej znaną instytucją medyczną w całej Japonii. Za
pomocą małżeństwa przedstawicieli klanów, zdołali stworzyć korporację.
- Napatrzyli się na
szamanów i zapragnęli posiąść mocny równej kontroli ducha bez używania metafizyki
- prychnęła gniewnie Kenami.
- No dobrze, ale
przecież ty jesteś szamanką, więc twój klan musi być jakoś związany z
szamaństwem. Czy jesteś jakimś wyjątkiem, jak Ryu? Obudził się w tobie jakiś
nieznany jak dotąd duchowy pierwiastek? - zapytała Anna. Nie umiała ukryć
swojego zdziwienia obrotem całej sytuacji.
Nagle Yumenai zaczęła
się głośno śmiać. Odchyliła się do tyłu na krześle, prowokowana nowymi salwami
radości.
- Wy myślicie, że ona
jest szamanką..! - zarechotała czerwonowłosa. Jej krzesło straciło równowagę.
Zaczęło opadać, jednak wisząc kilka centymetrów nad ziemią wróciło do
poprzedniej pozycji. Vitsumi usadowiła się wygodnie, ledwo się uspokajając.
- Więc kim ty jesteś? -
zapytał Ren, chociaż zaczął się powoli domyślać.
- Owocem pracy mojego
kochanego klanu - wyjaśniła krótko Kenami. Odsunęła się od stołu. Wstała na
nogi. Ukłoniła się lekko wszystkim zebranym - Wita was Obiekt Sto Trzydziesty Szósty,
północnego oddziału w Syberii.
Przyjaciele spojrzeli
po sobie. Nikt z nich nawet nie śmiał się odezwać. To co usłyszeli było
dziwniejsze niż ustawa przewiduje. Zamurowało ich zupełnie. Szamaństwo już samo
w sobie jest niezwykłe. Demony jeszcze bardziej. Ale... To już w ogóle
przechodzi ludzkie pojęcie.
- Jesteś androidem? - wypaliła
nagle Aya.
Kenami parsknęła głośną
salwą śmiechu, której zawtórowała Vitsumi.
- Nie - Kitsune
uśmiechnęła się uroczo - Byłam w stu procentach zwykłym człowiekiem, przed
pobytem w laboratorium.
- A teraz nie jesteś
człowiekiem? - zapytał zdziwiony Tao.
Kenami nic nie
odpowiedziała. Przymknęła tylko oczy i ponownie usiadła na krześle.
- Nie zgadzam się z tym
co robi mój klan. Nie powinni zmieniać natury i ingerować w jej nurty -
wyjaśniła po chwili ciążącej wszystkim ciszy.
- Dlatego też będziemy
z nimi walczyć - powiedziała zawzięcie Vitsumi. Spojrzała bardzo poważnie na
wszystkich tu zebranych - Nic wam nie mówiłyśmy, bo nie mamy prawa wciągać was
w nasze osobiste walki. Nie chcemy was narażać, szczególnie wiedząc, że
chcieliście odpocząć od takiego trybu życia. Chciałyśmy to uszanować.
- Czekajcie... Czy ja
dobrze zrozumiałam... - Aya złapała się za głowę, przez chwilę rozcierając skronie.
Spojrzała na Kenami - Więc twoja rodzina robiła na tobie badania w
laboratorium?
- Tak, ale nie tylko na
mnie. Codziennie odbywają się tam jakieś nielegalne przedsięwzięcia. Mój klan
ma wtyki wszędzie, nawet w rządzie. Nic nie mogą na nich znaleźć - wyjaśniła
Kitsune. Jej dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści - Nigdy nie wybaczę im
tego co zrobili. Zlikwiduję klan Kitsune, nie zważając na nic. Zabiję wszystkich
kto mi stanie na drodze...
- Ło, skąd aż taka
zawiść w tak młodej dziewczynie? - zapytał Hao, patrząc na szatynkę z
niedowierzaniem. Dziewczyna była zawsze uosobieniem pokoju, nigdzie nie szukała
„zaczepki”. Takie bojowe nastawienie w jej ustach było czymś niezwykłym, niczym
noc polarna na równiku.
- Mam swoje powody -
warknęła Kenami. Stała się jakaś dziwnie agresywna. Spojrzała wrogo na Asakurę.
Wstała od stołu.
Dziarsko ruszyła w
stronę drzwi. Złapała za klamkę, jednak nie dane było jej wyjść. Ren zagrodził
jej drogę ręką. Nastolatka uraczyła go złowrogim spojrzeniem.
- Myślisz, że damy ci
tak łatwo wyjść? - zapytał. Spojrzał w oczy nastolatki. Żadne z nich nie miało
zamiaru ustąpić w bitwie na wzrok.
- Właśnie. Wiemy, że
masz swoje powody. Każdy ma - uśmiechnął się Yoh. Pod stołem złapał Annę za
rękę. Ścisnął mocno jej dłoń. Spojrzał w czarne oczy Kyoyamy. Mimo jej
kamiennej twarzy, wiedział o zaniepokojeniu blondynki całą tą sytuacją, a nie
chciał szargać nerwów ukochanej.
- Nie zamierzamy was
osądzać - Hao skierował wzrok na Yumenai, która patrzyła na wszystko ze
spokojnym wyrazem twarzy.
- To wszystko jest
trochę dziwne, ale na pewno nie będziemy siedzieć z boku i przypatrywać się
temu wszystkiemu - uśmiechnęła się szeroko Aya - Zbadamy całą sytuację i
pomożemy wam!
- W końcu kto jak kto,
ale my wszyscy wiemy co to znaczy mieć problemy rodzinne - Ren lekko się
uśmiechnął. ”
Aya westchnęła głośno. Wcisnęła w usta trzymane w dłoni
ciastko. Pokręciła głową z niezadowoleniem.
Niedługo po tych wydarzeniach dostała okazję na własnej
skórze przekonać się jak bardzo bezwzględna jest korporacja Kuroi Kitsune.
Jiraya wydelegował młodą Morri, Hao i Itachi’ego jako
reprezentację Akuminę na oficjalnym
bankiecie w zaprzyjaźnionej Akademi Hebi. Z początku nie wyglądało to jakoś
strasznie. Zapoznali się z Uchihą Sasuke - młodszym bratem Itachi’ego – oraz
jego znajomymi.
Z początku nic nie wzbudziło ich podejrzeń, ale kiedy
przyjaciele dowiedzieli się, że przemawiać ma Kitsune Masao, nieco się
zaniepokoili.
Zgłębiając temat zrozumieli, że był to wujek Kenami, jedna z
głównych „głów” organizacji, a cały ten bankiet to pułapka. Kuroi Kitsune
chciało zwabić w swoje szeregi najmądrzejszych i najsilniejszych młodzieńców z
najlepszych szkół w Japonii.
Za pomocą podstępu uśpili nieświadomych uczniów, w celu
uprowadzenia ich z terenu posiadłości Akademii Hebi.
Na szczęście Aya nie była zwykłą śmiertelniczką. W jej ciele
zapieczętowanych jest pięć demonicznych mieczy dające jej niezwykłą moc.
Hichie, Tsuchikara, Mizuchuugi, Kazeheiki i Itamishi sprawiają, że nie tylko
umie władać żywiołami, ale jest też nieśmiertelna.
Dlatego też ludzkie próby uspania jej nie zdały się na wiele.
Morri obudziła się i pomogła ukochanemu. Jakież było jej zdziwienie, kiedy na
polu walki spotkała nie tylko Asakurę i Itachi’ego, ale i innych przyjaciół z
Akumine.
„- Hao! - wrzasnęła
brunetka biegnąc w kierunku ukochanego. Coś, a raczej ktoś jej jednak
przeszkodził w ataku.
- Szybkie tempo! - Aya
usłyszała znany sobie głos. Przez halę przeleciał złoty blask foryoku, a lekarz
znokautowany atakiem upadł na ziemię. Przewrócił tym samym łóżko z długowłosym,
który spadł na doktora.
- Ren! Mógłbyś trochę
uważać! - krzyknęła błękitnooka. Podbiegła do ukochanego. Mimo upadku dalej
spał. Aya zmarszczyła brwi. Zlustrowała Tao wzrokiem - Tak właściwie co ty tu
robisz?
- Przyszedłem ratować
ci dupsko - wyjaśnił z uśmiechem fioletowowłosy. Wykonał kolejny atak na
uciekających w popłochu lekarzach.
- Dzięki, kiedyś się
odwdzięczę! - wyszczerzyła ząbki brunetka. Spojrzała z czułością na śpiącego
ukochanego - Tylko jak ciebie obudzić...
- W bardzo prosty
sposób.
Brunetka drgnęła.
Zaskoczona wyciągnęła prawą rękę do góry. Z dłoni Morri wysunęło się ostrze
miecza. Widząc jednak kto przed nią stoi odetchnęła z ulgą.
- Nie strasz mnie tak! -
jęknęła żałośnie Aya.
- Nie straszę. Po
prostu tu weszłam - Vitsumi kucnęła obok pary. Zaczęła grzebać się w jednej ze
swoich kabur. Uśmiechnęła się triumfalnie. Wyjęła strzykawkę, czystą zapakowaną
igłę i maleńki słoiczek z płynem w środku. Szybko wszystko złożyła. Wcisnęła
lek w żyły Asakury. Spojrzała uważnie na Ayę - Nie reagujesz?
- Na co? - zapytała
zdziwiona błękitnooka.
- Właśnie zrobiłam
twojemu chłopakowi zastrzyk. Równie dobrze mogłaby to być trucizna. - Zaśmiała
się czerwonowłosa. Odrzuciła strzykawkę na bok i wstała.
- Przestań, nie
zrobiłabyś czegoś takiego. Jesteśmy przyjaciółmi - Morri wyszczerzyła ząbki.
Poczuła ruch na swoich rekach. Spojrzała w dół na Hao. Przejechała dłonią po
jego długich włosach. Czule cmoknęła go w czoło.
- Jak słodko... -
mruknęła z przekąsem zielonooka. Ruszyła do wyjścia awaryjnego, chcąc pomóc dla
Ren'a. Po za tym nie czuła potrzeby patrzeć na zakochanych. (…)
Spomiędzy drzew
wybiegło COŚ. Potwór stał na czworaka. Chwilę jakby wahał się czy podejść do
leżących, ale w końcu się zdecydował. Podbiegł do nastolatków niezmiernie
szybko. Wyglądał obrzydliwie. Długi, niczym olbrzymia jaszczurka, pokryty grubą
warstwą opancerzonej łuskami skóry w różnych odcieniach brązu. Ociekał dziwnym
śluzem, który zlatywał z niego płatami i padał na ziemię. Stwór miał płaski
pysk z niewielkimi wyłupianymi oczkami kręcącymi się dookoła. Zamiast nosa
posiadał dwie dziurki. Najbardziej przerażający był otwór gębowy stworzenia.
Jeszcze kiedy miał zamknięte usta wystawały z nich długie, mocno wydłużone
zęby. Otworzywszy paszczę na oścież, obnażył całą długość swoich mocarnych kłów
wypełniającą nie tylko miejsce dziąseł, ale również podniebienie. Rozpołowiony
długi język wychodził z gardła potwora. Stwór był wyposażony również w ostre
szpony u odnóży, a jego ogon pokryty został stwardniałymi wypustkami, które
mogły zmiażdżyć człowieka jednym uderzeniem. Cały osobnik miał około 2,5 metra
wysokości i 6 długości. Mimo swoich rozmiarów wydawał się niezwykle zwinny i
szybki. Nieznana istota chwyciła w swoje szczęki łóżko z jednym z
nieprzytomnych dzieciaków i złamało je na pół. Głośny szczęk pękającego metalu
łączył się z odgłosem łamanych kości. Uśpiony nastolatek zginął nawet nie mając
świadomości zagrożenia. Stwór upuścił łoże i zaczął wyjadać samo mięso zabitej
przed chwilą ofiary. Łapał językiem rozerwane kawałki ciała młodzieńca, a
następnie mielił w swojej paszczy. Krew tryskała w około, zalewając kroplami
trawę oraz innych śpiących. Itachi patrzył na to z przerażeniem.
- Sasuke! – wrzasnął,
lekko dygocząc. Ofiara zjadana właśnie przez potwora leżała tylko kilka metrów
od brata bruneta. Na samą myśl, że ukochany braciszek Uchihy mógłby skończyć w
paszczy tego czegoś, serce stawało mu na wysokości szyi. Zerwał się z łóżka,
ale jego do połowy „umartwione” jeszcze ciało odmówiło posłuszeństwa. Runął na
ziemię, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Potwór za to
zainteresował się dźwiękiem. Mimo niewidocznych uszu, ten organ miał dość
dobrze rozwinięty. Ruszył w stronę Itachi’ego. Na szczęście reszta w porę
obudziła się z szoku. Ren błyskawicznie wykonał kontrolę ducha.
- Szybkie tempo! –
wrzasnął. Mimo precyzyjnych wystrzałów, stwór zdołał uciec. Był niezwykle
bystry i w mgnieniu oka znalazł się znowu koło lasu – Co to kurde jest?!
- To… Eee… - Hao
przesunął wzrok na leżące obok szczątki. Nie wierzył w to co się przed chwilą
stało. Poczuł nagłą złość. Tak bardzo nie chciał już nigdy w życiu widzieć
śmierci. Pragnął ratować ludzi, a nie ich zabijać! Poczuł nagłą złość i chęć
unicestwienia potwora. Zacisnął mocno pięści. Stanął prosto o własnych nogach –
Powstań Duchu Ognia!
Rozkazał. Czerwonowłosy
mężczyzna skinął głową. Wokół ducha zaczęły krążyć płomienie, a po chwili na
jego miejsce stało ogromne monstrum kojarzone przez wszystkich szamanów z potężnym
i okrutnym Zeke’m. Stwór głośno ryknął. Wziął na rękę swojego pana i postawił go
na ramieniu.
- Złap to coś –
powiedział długowłosy marszcząc brwi. Poprawił nieco poszargany garnitur i
krawat. Duch Ognia wyciągnął łapę po zakrwawionego potwora, ten jednak był
szybszy. Wskoczył na dłoń ducha, po czym przez długość jego ręki zaczął
wdrapywać się w stronę Hao. Stróż Asakury próbował początkowo zrzucić z siebie
stworzenie, ale kiedy to mu nie wyszło zioną na „coś” ogniem. Stworzenie
ryknęło przeraźliwie i zaczęło płonąć. Spadło z ramienia ducha. Upadło na
ziemię, ale najwyraźniej nie zamierzało się poddać.
Ren obserwował poczynania przyjaciela, jednak
nie dane mu było spokojnie stać.
- Tao~kun uważaj! –
ostrzegł lokatora Itachi.
Fioletowowłosy odwrócił
się. Jego źrenice rozszerzyły się. Z innej strony lasu biegł drugi potwór. Ren
uśmiechnął się lekko. Był pewien swoich umiejętności. Przeprowadził atak i trafił
bez problemu. Zwierze upadło na ziemię, ale nie na długo. Podniosło się i
niczym nie wzruszone goniło dalej w stronę nieprzytomnych nastolatków.
- Dlaczego to nie
zdycha?! – zdziwił się fioletowowłosy.
- Jest jeszcze jeden –
szepnął Uchiha. Tao spojrzał na niego.
Lekko drgnął. Oczy
Itachi’ego stały się nagle czerwone, z dziwnym wzorem na tęczówkach.
- Uchiha~sempai… - Szepnął
chłopak, ale nie mógł teraz rozprawiać nad zmienionymi oczyma przyjaciela.
Trójka potworów zaczęła nacierać na nieprzytomnych nastolatków. Tao już chciał
wykonać atak, ale ktoś go wyprzedził.
Aya wybiegła z lasu.
Odbiła się od ziemi na kilkanaście metrów. Wskoczyła na grzbiet zwierzęcia. Z
jej rąk wyskoczyły dwa miecze. Wbiła je w kark potworowi, który zawył. Nie był
to krzyk bólu, lecz rozdrażnienie. Morri szybkim ruchem odcięła stworowi głowę.
Całe cielsko upadło na ziemię. Z jego wnętrza od razu wyłonił się niesamowity
odór.
Tao spojrzał z wyrzutem
na brunetkę.
- Co ty tu robisz? –
warknął. Sam miał ochotę zniszczyć to coś, a tutaj? Taki zawód.
- Przyszłam ratować ci
dupsko! – zaśmiała się błękitnooka.
Usłyszeli ryk potwora dochodzące
z lasu. Po chwili zwierze wybiegło spomiędzy drzew. Darło się przeraźliwie. W
grzbiecie miało kilkanaście noży, a w jego grubą skórę wcinały się metalowe
nicie Vitsumi.
- Musisz to coś tak
męczyć? – mruknęła ze zrezygnowaniem Aya.
Stwór przyspieszył.
Stał się trudny do uchwycenia. Biegł w stronę szkoły. Ren wykonał atak. Zwierze
jedynie warknęło groźnie. Na celownik obrało sobie posturę fioletowowłosego.
Otworzył paszcze i z zamiarem pożarcia przeciwnika biegł do złotookiego. Duch
Ognia wyciągnął swoją wielką łapę. Złapał stwora i zaczął go spalać. Po kilku
sekundach nie został z niego nawet popioł.
Na nogach trzymał się
jeszcze ostatni ze zwierzaków. Nie zostało mu jednak wiele życia. Był osłabiony
po ataku Asakury i ledwie słaniał się na nogach. Ostatecznie jego marnego bytu
pozbawiła go Kenami. Dziewczyna wyszła z lasu i kilkunastokrotnie strzeliła
zwierzęciu w głowę. Stwór nawet nie zdążył porządnie ryknąć. Kitsune patrzyła
na martwe ciało olbrzyma. Podeszła do niego i dla pewności kilka razy przebiła
czaszkę potwora karabinem. Lufa zatapiała się w grubej skórze i raniła jeszcze
ciepły mózg.
- Dobrze się bawisz? -
Ren rzucił na nią oskarżycielskie spojrzenie. Ta odwdzięczyła się tym
samym.
- Nawet nie wiesz jakie
to żywe. Kiedyś jeden bez tylnych łap gonił nas kilometr... - wyjaśniła
spokojnie, patrząc na leżącego stwora, po czym rozejrzała się dookoła. Jej
tęczowi spoczęły na resztkach połamanego stołu, z którego został zjedzony jeden
z nastolatków. Lekko schyliła głowę w akcie szacunku do zmarłej osoby.
- A ty nie zostałaś z
wujkiem? - zapytała Morri. Schowała miecze w swoich kończynach. Zeszła ze zwłok
potwora.
- Wolałam zobaczyć czy
wam się nic nie stało – szatynka wzruszyła ramionami – Poza tym... Wujek już tu
leci.
Nie musieli długo czekać
aby się o tym przekonać. Już po kilku sekundach nad szkołą zawisło kilkanaście
helikopterów. Każde z nich rzucało światło na nastolatków znajdujących się na
zewnątrz.
W jednym ze śmigłowców
stał Kitsune Masao. Patrzył na dół z szerokim uśmiechem. Był niezwykle
zadowolony z poczynań swojej bratanicy. Można by wręcz rzecz, iż czuł dumę,
wiedząc że to właśnie jego klan „wyprodukował” coś tak dobrego. Mężczyzna
zmarszczył brwi. Rozejrzał się dokładnie. Wyjął z leżącej na siedzeniach torbie
gogle. Nie były to zwykłe okulary. Firma Kitsune stworzyła je, aby za sprawą
specjalnych soczewek można było widzieć duchową energię. Masao założył je i aż
klasnął w dłonie zauważywszy wielkiego Ducha Ognia. Wyjął z kieszeni spodni
krótkofalówkę.
- Do wszystkich jednostek!
Złapcie całą szóstkę. Wszyscy, którzy są przytomni. Reszta mnie nie obchodzi –
wydał krótki rozkaz. Sam zdjął okulary. Wiedział, że z szamanami nie ma żartów.
Postanowił nie ryzykować. Pokazał dla swojego pilota, aby ten odleciał. Nie
zamierzał ryzykować swoim życiem. Było zbyt cenne.
Zaczęli lecieć w stronę
bezpiecznego horyzontu.
Kenami spojrzała na
niebo. Widząc, że jej wuj ucieka zdenerwowała się. Ruszyła biegiem w tamtym
kierunku. W mgnieniu oka przeładowała dwa karabiny. Zaczęła strzelać, jednak
gruby pancerz helikoptera nawet nie drgną. Uśmiechnęła się lekko. Wyjęła z
jednej z kabur granat. Odbezpieczyła go i rzuciła w stronę śmigłowca. Broń
wybuchła, a maszyna runęła na ziemię. Szatynka chciała pobiec w tamtą stronę,
ale ktoś zaczął strzelać. Byli to inni piloci helikopterów. Szamani uśmiechnęli
się. Walka była dość prosta.
Duch Ognia niczym nie
wzruszony łapał helikoptery i sprowadzał je na dół. Na ziemi natomiast zarówno
Ren jak i dziewczyny przeprowadzali dość precyzyjne ataki.
O ile Tao oraz Morri
starali się nie zabierać żyć żołnierzom, tak Kitsune po nich poprawiała. Koniec
końców cała szóstka oraz nieprzytomni nastolatkowie byli bezpieczni.
Hao poluźnił swój
krawat pod szyją. Zszedł z Ducha Ognia i stanął na ziemi między uszkodzonymi śmigłowcami.
Westchnął głośno.
- Nie myślałem, że ten
wyjazd tak się zakończy – mruknął patrząc na spustoszenie, które udało im się
zasiać – Mam wrażenie, że Jiraya~san wysłał nas tu rok temu, a nie
wczoraj.
- No... Trochę się
porobiło – przyznała Aya.
- Oj tam przesadzacie.
Mi się dobrze walczyło – uśmiechnęła się od ucha do ucha Vitsumi. Zakończyła
swoją kontrolę ducha. Kamaitachi przeszedł po jej ramionach i wtulił się
łebkiem w policzek czerwonowłosej. Mruknął radośnie będąc szczęśliwym, iż może
pomagać swojej szamance.
- Co to za oczy? -
zapytał nagle Ren. Każdy spojrzał na niego, po czym przesunęli wzrok na
Itachi'ego. Brunet przeczesał palcami włosy.
- Eh... Jednak się
wydało... – westchnął ciężko. Nie miał ochoty pokazywać komukolwiek swoich
umiejętności, a już na pewno nie na takim forum. – To Sharingan...
- Oczy demona –
przerwała mu Morri – Kiedyś coś o tym słyszałam. No to nie dziwne, że widzisz
duchy...
- Nie tylko. Te oczy
mają dużo zastosowań, ale już ich nie używamy. Kiedyś, kiedy jeszcze mój klan
brał udział w walkach, były niezwykle przydatne. Teraz jednak jako policjanci
łapiący jedynie ludzi, nie używamy ich – wzruszył ramionami.
- No aż się wierzyć nie
chce, że coś takiego się marnuje - brunetka potrząsnęła z niedowierzaniem
głową.
- Szczerze mówiąc nie
myślałem, że to tak poważnie wygląda. Ten cały konflikt... – Tao rozejrzał się
po placu boju. Przez jego tułów przeszły ciarki. Mimo iż nie był typem tchórza,
wolał w tej chwili nie stać tu – pomiędzy trupami żołnierzy, a nieprzytomnymi
nastolatkami.
- No... Takie
wykorzystywanie ludzi jest naprawdę bezduszne. Co by się z nami stało, gdyby
nie to że jesteśmy szamanami? - szepnęła Aya sama do siebie.
- To samo co się stało
z Kenami – wyjaśniła Vitsumi. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Każdy
myślał o tym samym chociaż w różny sposób. Itachi po zastanowieniu się podszedł
wyswobodzić brata oraz jego przyjaciół.
- Tak właściwie
dlaczego klan Kitsune zrobił królikiem laboratoryjnym jednego z dziedziców? -
zapytał na głos Ren.
- A kto to wie? Oni są
nienormalni. Myślę, że się nie zastanawiali nad tym kogo tną na stole. Po
prostu była w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie – zadumała się
Yumenai. Sama do końca nie wiedziała jak to się stało, że Kenami z drugiej w
kolejce do władzy w klanie, stała się poszukiwanym zdrajcą – Po prostu pewnego
dnia zniknęła. - Akurat wyjechałam na tydzień do mojej babci, a kiedy wróciłam
jej nie było w domu. Nie było jej przez trzy lata. A kiedy wróciła...
Czerwonowłosa urwała.
Patrzyła w niebo z dziwnie błyszczącymi oczyma. Miała bardzo zamyślony wyraz
twarzy. Wyglądała jakby w tej chwili cierpiała.
Aya podeszła do Vitsumi
i nawet nieświadoma swojego gestu położyła rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła
się ciepło chcąc pocieszyć zielonooką.
Na polanie pojawiła się
Kenami. Nieudało jej się złapać Masao. Mimo to nie martwiła się. Była pewna, że
dzięki podstępom szpiegowskim uda jej się dotrzeć do samej głowy klanu –
Kitsune Hidoi.
- Przepraszam, że
przeszkadzam, ale może macie jeszcze trochę tego leku, który obudziłby mojego
brata? - Itachi zabrał głos w dyskusji.
Kenami westchnęła
głośno. Podeszła do bruneta. Wyjęła z jednej z kabur strzykawkę i lek. Wykonała
wszystkie czynności, które potrzebne były do aplikacji płynu.
- To twój brat? -
wtrąciła w międzyczasie.
- Tak, Uchiha Sasuke –
wyjaśnił spokojnie.
- Twój klan jest znany
z tego, że większość jego członków to policjanci, prawda? - zagadnęła.
- No tak, nie da się
tego ukryć... - Uchiha patrzył na dziewczynę z nieco niepewną minął. Wyczuwał,
iż pytania Kenami nie są bezcelowe. Patrzyła mu prosto w oczy z poważnym
wyrazem twarzy.
- Posłuchaj, muszę ci
teraz zadać jedno bardzo ważne pytanie... Czy twój klan, senpai, współpracuje z
klanem Kitsune? - szatynka podniosła jedną brew czekając na odpowiedź.
- Z tego co wiem to
nie. Jesteśmy niezależną jednostką – czarnooki zwrócił uwagę na budzącego się
właśnie brata.
- To wspaniale! -
szatynka aż klasnęła w dłonie z zachwytu. Można by dostrzec dookoła niej
rozkwitające kwiatki „moe” – Od dzisiaj klan Uchiha podlega mnie!
- Huh? - każdy spojrzał
po sobie niepewnie. Nie do końca rozumieli co Kenami miała na myśli, ale wśród
nich trwała nadzieja, że miała pomysł jak wybrnąć z tej sytuacji.”
Po całej walce jaką stoczyli, Uchiha nawet nie zdążył
zadzwonić do swojej rodziny. Pod szkołę podjechała specjalna jednostka
antyterrorystyczna. Okazało się że klan Kitsune już uruchomił swoją maszynę
sznurków rozpościerających się po całej Japonii.
Cały incydent został uznany jako atak nieznanych terrorystów,
a wszelkie oznaki jakichkolwiek działań klanu Kitsune, zostały zatuszowane.
Również Kenami, Vitsumi i Ren ulotnili się z pola walki i na własną rękę
ruszyły do Akademii Akumine, jako osoby, których nie miało tam być. Resztę
przytomnych uczniów wysłano do noclegowni w najbliższej miejscowości, obiecując
im rychły powrót do miejsca zamieszkania.
Morri na samo wspomnienie bolą plecy od tego niewygodnego
łóżka w schronisku! Ale oczywiście nie to było najgorsze w tej całej sytuacji.
O wiele gorsza była śmierć tego ucznia i cała przerażająca determinacja Kuroi
Kitsune do osiągnięcia swojego celu, który nie był do końca znany dla brunetki.
Dziewczyna spojrzała na Kenami. Westchnęła cicho. Wiedziała,
że szatynka nadal coś przed nimi ukrywa, jednak nie domyślała się, iż nie wszyscy
byli wykluczeni z grona znających prawdę.
Ren od początku podejrzewał zarówno Vitsumi jak i Kenami o
„niecne plany”. Szpiegował je i wykazywał się nieukrywanym brakiem zaufania.
Jednak pomimo początkowych kłótni pomiędzy nim, a młodą Kitsune, w końcu doszli
do porozumienia.
Tao został powiernikiem wszelkich sekretów szatynki (głównie
przez zbiegi okoliczności i jego dociekliwość). Zanim to się jednak stało,
przeszli razem wiele niezapomnianych „potyczek”.
Podróż do Akademii Hebi była przełomowym momentem w ich
relacji. Tao spojrzał na sytuację dziewczyny z nieco innej perspektywy.
Szczególnie, że zaraz po tej „przygodzie” zaczął się bardziej wgłębiać w „prawdziwe”
życie szatynki, bez jej wymyślonych „upiększeń”.
Pamięta doskonale, jak znalazł w lesie świątynię, często
odwiedzaną przez Kenami. Zrobiła tam ołtarz, przy którym często modliła się o
dusze ofiar poległych z rąk klanu Kitsune.
To chyba wtedy po raz pierwszy porozmawiali tak po prostu,
bez żadnego dogryzania. Chyba właśnie wtedy, złotooki uświadomił sobie, że coś
czuje do szatynki, ale jeszcze przez długi czas ukrywał to przed sam przed
sobą.
- O czym tak myślisz, Ren? – Hao przyglądał się
przyjacielowi, który od kilku minut leżał na łóżku i patrzył w sufit.
- Ah, o niczym. – Tao podniósł się. Wstał z posłania i usiadł
obok przyjaciela, przy stole.
Nie mógł powstrzymać się od klepnięcia w ramię Yoh, który
smacznie drzemał, trzymając głowę na blacie.
– Nie śpij, bo cię okradną.
Młodszy Asakura podniósł łepetynkę i niechlujnie otarł
kciukiem wyciekającą z kącika ust ślinę.
- C-co? Co się stało? – Zapytał rozglądając się nieprzytomnie
dookoła. Zamrugał kilka razy skanując pokój. Byli w sypialni tylko we trójkę.
Itachi wyszedł kilka godzin temu do biblioteki i jeszcze nie wrócił. Otoczony
książkami Hao, odrabiał lekcje przy stole, do którego właśnie dosiadł się Ren.
Młody Tao wyjął z miski stojącej na blacie mandarynkę i zaczął ją obierać.
- Nic. Przysnęło ci się. – Zaśmiał się Hao, zdejmując z nosa
okulary.
- Ah.. No tak. – Yoh przeciągnął się leniwie. – Coś się stało
Ren? Masz taką niewyraźną minę.
- Nic. Zwyczajnie myślałem o Kenami. – Przyznał Tao.
- To teraz rozumiem, skąd ten twój poważny wyraz twarzy. –
Westchnął Hao. Doskonale rozumiał złotookiego. Sam miał wiele problemów ze
swoją wybranką.
- Cała sytuacja z Kuroi Kitsune dalej nie jest rozwiązana. –
Yoh oparł dłonie o blat stołu.
- Jest tak wiele niewiadomych w tej sprawie. – Starszy
Asakura pokręcił z politowaniem głową. Z lekkim uśmiechem na ustach przyjął
poczęstunek od Ren’a, który równo podzielił obraną przez siebie mandarynkę na
trzy części. – Pamiętacie jak jakiś czas po wizycie z Hebi Kenami zniknęła? A
jak wróciła… No wiecie. Wyglądała jakby przeżyła wojnę…
Tao zamyślił się.
W sumie cała historia korporacji Kuroi Kitsune zaczęła się od
połączenia przez ślub dwóch klanów. W związek małżeński wstąpili: Kuroi Oharu
oraz Kitsune Hisaki. Niedługo po tym na świat przyszła ich córka – Kenami.
Korporacja Kuroi Kitsune posiadała wiele szpitali, zajmowała
się lecznictwem, ale też i produkcją broni. Rodzinie żyło się całkiem dobrze,
aż do pewnego czasu…
- …Nagisa chyba zaaklimatyzowała się w Niemczech. W sumie
jest dla Fausta i Elizy jak córka. – Zaśmiał się radośnie Yoh, czym wybudził
przyjaciela z zamyślenia.
- Tak. Ah, nie wiem skąd Kenami wyrwała Nagisę, ale to
siostra jej zmarłego przyjaciela, prawda? – Hao spojrzał pytająco na
złotookiego.
- Isoshi’ego – Wyjaśnił życzliwie Tao. Westchnął głośno, a
jego wzrok znów utkwił na suficie. W sumie historia Kenami nie jest aż taka
skomplikowana.
Kiedy chodziła do szkoły podstawowej przyjaźniła się z
Vitsumi. Silna szamanka zainteresowała Kuroi Kitsune, którzy chcieli wykonać na
niej eksperymenty naukowe. Kenami nie chciała się na to zgodzić. Używając
podstępu doprowadziła do porwania samej siebie, ratując tym samym przyjaciółkę.
Przywódca Kuroi Kitsune – Kitsune Hidoi niezbyt się przejął tym, iż porywa
własną wnuczkę. Zamknął ją w laboratorium, gdzie została poddana rozmaitym
badaniom i zabiegom. Stworzono z niej żywą broń, niezwykle przebiegłą i mogącą
używać telekinezy praktycznie bez żadnych ograniczeń.
Jednak nie wszyscy w laboratorium byli wrogami Kenami.
Poznała tam praktykanta – Isoshi’ego. Był zawsze miły i przyjemy dla
„pacjentów”, którzy przez innych nazywani byli „obiektami”. Mężczyzna nie
chciał brać udziału w badaniach prowadzonych przez Kuroi Kitsune, jednak był do
tego zmuszony. Hidoi porwał jego młodszą siostrę – Nagisę. W razie odmowy
Isoshi’ego dziewczynka miała zginąć.
Kenami zdobyła też czwórkę przyjaciół, którzy tak jak ona
przeżyli prowadzone na nich badania. Razem tworzyli zgraną paczkę. Mimo bólu
spowodowanego rozmaitymi zabiegami, nie żyło im się tak najgorzej. Wierzyli, iż
kiedyś wyrwą się z rąk Kuroi Kitsune. Aż do pewnego incydentu…
Mugi – jedna przyjaciółek Kenami nie przeżyła pewnego
badania. Dziewczyna dosłownie oszalała z rozpaczy i użyła swoich mocy, aby
uwolnić resztę z rąk swojej rodziny. Było to jednak tragiczne w skutkach.
Kontratak Kuroi Kitsune sprawił, iż tylko Kenami przeżyła tę potyczkę.
Zagubiona na mroźnej Syberii, czekała na pewną śmierć. O
ironio nie z zimna i głodu, a z rąk ludzi.
„Zmarznięta
Kenami oparła się o jedno z drzew. Nie czuła stóp ani rąk. Jedynym źródłem ciepła była powoli zastygająca krew na jej ciele. Należała do
różnych osób. Isoshiego, Miyomi, strażników, którzy ich gonili… Wszystkie te
osoby już nie żyły. Odeszły bezpowrotnie. Dziewczyna wiedziała, że jej czas też
się kończy. Była wyczerpana. Energia życiowa uchodziła z niej, niczym powietrze
z przebitego balonu. Nawet nie dawała już rady lewitować.
Siedziała tak w białym puchu, nie będąc świadomą, ile czasu mija. Powoli zimno
przestawało jej przeszkadzać. Traciła czucie w ciele. (…)
Nagle wśród drzew usłyszała cichy tupot stópek. Podniosła wzrok i rozejrzała
się dookoła. Przed sobą dostrzegła małego śnieżnego liska. Biały futrzak cicho
na nią warczał. Patrzył zaczepnie natwarz nastolatki. Zaraz za nim zza drzew
wyszła piątka jego małego rodzeństwa i ona… Piękna, biała, puszysta lisica.
Kenami utrzymywała z nią kontakt wzrokowy przez dłuższy czas.
Logicznie rzecz biorąc, zabicie tych lisków mogłoby być dla Kitsune zbawieniem.
Mogłaby się pożywić i ogrzać… Jednak zabicie bezbronnych zwierząt byłoby
niewybaczalne. Wolała sama zginąć niż je zniszczyć.
Lisica w końcu zdecydowała się co zrobić. Dzikie zwierze podeszło do
przestraszonej szatynki. Jak nie patrzeć byli to leśni łowcy… Samica polizała
Kenami po twarzy, po czym usiadła na jej kolanach, kładąc łepek na ramieniu
dziewczyny. Lisiątka położyły się koło mamy, ogrzewając nogi Kitsune.
- Arigato… - Szepnęła
zielonooka. Przymknęła oczy, z których poleciało kilka łez. Nie chciała, żeby
to wszystko się tak skończyło. Zawsze myślała, że ucieknął razem. Ona, Seki,
Miyomi, Mugi, Isoshi i jego siostrę Nagisę, którą wspólnie wyrwaliby ze szponów
Kuroi Kitsune. No i oczywiście Vitsumi! Razem zamieszkaliby gdzieś… Daleko od
tego wszystkiego. Może we Francji? Miasto miłości! Może Isoshi… No zrobiłby
krok w stronę ich wspólnej przyszłości? Kenami wie, że dzieli ich różnica wieku
ale… On jest taki dobry! I opiekuńczy! I… I był taki kochany…
No tak. Przecież Isoshi nie żyje. Więc takie marzenia już nie mają sensu.
Fajnie byłoby przeżyć, ale to też nie jest zapewnione. Zimno jest zbyt przeszywające,
aby się ruszyć, a umysł dziewczyny zbyt zmęczony, aby robić cokolwiek.
- Sayonara, Onee~chan…
- Zapłakała Kenami, po czym wtuliła się w białe futro lisicy.
Zasnęła.
Obudził ją
niespodziewany strzał i skomlenie lisicy. Kenami spojrzała na zwierzątko na
swoich kolanach. Samica miała szeroko otwarte oczy. Z jej czaszki leciała
stróżka krwi. Została postrzelona. Młode liski podniosły krzyk. Wszystkie
zaczęły piszczeć.
Kenami spojrzała w
kierunku, z którego padł strzał.
Zobaczyła trzech
wysokich, ogromnych mężczyzn w grubych ubraniach moro. Na głowach mieli puchate
czapki-uszatki, a w dłoniach długie strzelby. Krzyczeli coś głośno po rosyjsku.
W Kenami drugi raz coś pękło. To zwierzątko chciało ją ochronić przed zimnem, i
w podzięce zostało tak brutalnie zamordowane.
- Wy ścierwa! –
Wrzasnęła Kitsune. Zerwała się na nogi. Chciała podbiec do mężczyzn i pokazać,
gdzie jest miejsce takich śmieci, ale nie dała rady. Upadła na śnieg.
No tak, nie miała
czucia w nogach. Zamarzły… Nie mogła wstać, więc postanowiła obronić lisiątka.
Położyła się na nie, szczelnie otulając je swoim ciałem.
Napastnicy podeszli do dziewczyny. Zaczęli rozmawiać w obcym dla niej –
rosyjskim – języku.
- А это что? – Zaśmiał
się jeden. Złapał Kenami z ramię i pociągnął do góry.
- Девушка! – Drugi
wziął w ogromną, ochronioną rękawicą dłoń, podbródek dziewczyny. Dokładnie
obejrzał jej twarz pokrytą krwią. Nie przejmował się tym zbytnio. Myślał, że to
pozostałości po strzale w lisa. – Красивая…
Kenami nawet nie
starała się ich słuchać. Cieszyła się, że mężczyźni przestali zwracać uwagę na
zwierzątka. Małe liski w popłochu uciekały. Były już prawie niewidoczne w
śnieżnym puchu.
- Однажды у меня не
было такой молодой… - Trzeci mężczyzna odstawił na bok strzelbę. Oparł ją o pień
drzewa.
- Не только ты, Иван… -
Pierwszy spojrzał na kompana z ostrzeżeniem w oczach.
- Я знаю, не волнуйтесь… - Mężczyzna
rozpiął rozporek w spodniach. - Мы готовы поделиться!
Trzej Rosjanie byli pijani – alkohol wyczuwało się od nich na kilka metrów.
- Zostawcie mnie… -
Szepnęła przerażona Kenami. Tak to się ma skończyć? Zostanie zgwałcona przez
jakichś trzech yeti, a potem zabita?
Mężczyźni nie słuchali
jej. Wesoło rozmawiali, podczas gdy ustalali dalszy plan wydarzeń. Jeden z nich
rzucił ją na drzewo. Stanął tak blisko, iż torsem opierał się o jej plecy.
Jedną dłonią przejeżdżał po jej tali, a drugą chciał wsunąć pod krótką sukienkę
dziewczyny.
Zielonooka postanowiła nie zakańczać tak swojego życia. Spojrzała na strzelbę
stojącą obok. Jej organizm był wyczerpany. Nie dała rady nawet stać – Rosjanin
musiał ją podtrzymywać. Ale dzięki drzemce z lisicą na kolanach jej umysł
trochę się rozjaśnił. Dopiero teraz to poczuła. Podczas niebezpiecznej sytuacji
adrenalina podnosiła jej umiejętności.
Strzelba uniosła się.
Lufa została wycelowana w jednego z mężczyzn. Strzeliła. Trafione w głowę ciało
upadło bezwładnie na grubą warstwę śniegu. Chciała strzelić drugi raz, ale
niestety – magazynek był pusty. Nie zraziła się jednak. Wbiła broń bezpośrednio
w głowę Rosjanina stojącego nieopodal.
- Ведьма! – Wrzasnął
napastnik stojący tuż za Kitsune. Uderzył ją otwartą ręką tak mocno, że
dziewczyna odleciała na kilka metrów. - Что ты сделала?!
Wyjął sztylet i rzucił
się na dziewczynę.
Nagle stało się coś, czego dziewczyna nigdy by się nie spodziewała. Trzej
mężczyźni (w tym dwóch nieżyjących) stanęli w płomieniach. Wielka, czerwona,
skrząca się łapa złapała krzyczącego Rosjanina. Podniosła go i wrzuciła do
wielkiej paszczy, wiszącej kilkaset metrów nad ziemią.
- Duch? – Kenami zapytała
sama siebie. Nie wiedziała czy to co się dzieje to jest sen czy jawa. Zbyt dużo
wydarzyło się tego dnia, aby móc odróżnić jedno od drugiego.
- Kim jesteś? – To
pytanie padło z ust szatyna stojącego nad dziewczyną. Jego długie włosy spadały
jej na twarz. Miał błyszczące, czarne oczy i wąskie usta, układające się w
lekki uśmiech.
- Kim jestem? –
Powtórzyła zielonooka. Uśmiechnęła się lekko. – Nie jestem pewna. Chyba jestem
potworem…
- Więc chyba jesteśmy
rodziną – Zaśmiał się wesoło chłopak. – Na mnie niektórzy też mówią „potwór”!
Kenami patrzyła na niego zdziwiona. Wydawał się taki… Prawdziwy. Biło od niego
takie przyjemne ciepło, że Kitsune miała ochotę wstać i rzucić mu się na szyję.
- Jesteś szamanem? –
Zapytała siadając na śniegu. Była przemarznięta, ale dzięki ogniowi
wypełniającemu powietrze wokół, mogła się już lekko poruszać.
- Tak, ale niedługo
będę nazywany Królem Szamanów. – Chłopak kucnął obok szatynki. Przyjrzał się
jej dokładnie. – Nie boisz się?
- Dlaczego miałabym się
bać? – Zapytała szczerze. – To w końcu ja jestem cała we krwi…
- Chyba nie masz Ducha
Stróża, co? – Młodzieniec zdawał się puścić mimo uszu ostatnie zdanie
wypowiedziane przez dziewczynę.
- Nie. Ale twój jest
naprawdę… Wow! – Kitsune zadarła wysoko głowę patrząc na przeogromnego stwora.
Uśmiechnęła się z zachwytem w oczach. – One~chan z chęcią by cię pokonała!
Szatyn wybuchnął
gromkim śmiechem.
- Uwierz, nie dałaby
rady. – Czarnooki odwrócił się napięcie. Odszedł kilka kroków, po czym stanął
przy ciele martwej lisicy. Złożył ręce niczym do modlitwy.
- Tak mi smutno, że ona
zmarła… Że wszyscy tak szybko ginął. Te lisiątka… Ciekawe czy dadzą sobie rady.
Powinnam ją obronić. Ona ma po co żyć… Zabili ją chociaż nie mieli do tego
prawa. Ludzie są tacy głupi. Myślą, że mogą bawić się w bogów, zabierać i dawać
życie. Gówno prawda. – Kenami sama nie wiedziała, dlaczego nagle zaczęła
nawijać dla nieznajomego ten monolog. Może dlatego, że miała potrzebę wygadania
się? – Pytałeś mnie kim jestem. Jestem dowodem na to, że ludzkość nie jest
doskonała i nigdy nie uda im się stworzyć czegoś pięknego. Mogą jedynie
niszczyć. Gardzę ludźmi… Są straszni! Ale mimo to… Mimo to wiem, że nic na to
nie poradzę. Muszę wśród nich żyć, bo ich nienawidzę, a zarazem kocham. Życie
jest takie pokręcone… Chciałabym umrzeć, a zarazem żyć.
Dziewczyna schowała
twarz w dłoniach.
- Co ja gadam… Tak
bardzo źle się czuję… - Szepnęła sama do siebie.
- Wydajesz się być
interesującą osobą. – Szatyn wyprostował się. Spojrzał na zielonooką. – Nie
zabiję cię teraz tylko ze względu na to, że uratowałaś te lisy. Wiem, że jesteś
niezwykła. Pomimo moich umiejętności nie umiem odczytać twoich myśli. Kiedyś
możesz mi się przydać… Albo, jak przyjdzie odpowiedni moment, wyeliminuję cię.
- Przynajmniej mówisz
otwarcie o swoich zamiarach… Zgodzę się na taki układ, pod jednym warunkiem. –
Dziewczyna zdawała sie być dość pewna w rozmowie. W końcu nie miała nic do
stracenia. Jeśli on jej nie pomoże, to i tak umrze. – Zaprowadzisz mnie teraz
do mojej One~chan.
- Oho? Od kiedy to ty
stawiasz warunki? – Zapytał zdziwiony.
- W zamian, kiedy
będziesz potrzebował pomocy w Turnieju, moja siostra ci pomoże.
- Jesteś zabawna! Może
zostaniesz moją ludzką maskotką? – Chłopak był najwidoczniej w wyśmienitym
nastroju.
- Jeśli mi teraz
pomożesz, mogę nią zostać.
Czarnooki roześmiał się gromkim śmiechem.
- Nazywam się Asakura
Zeke. A ty? – Zapytał rozweselony taką pogawędką. Już dawno nie miał takiej
ciekawe osóbki na swojej drodze.
- Kitsune Kenami.
To jak, pomożesz mi Asakura~san?
- W sumie i tak teraz
lecę do Japonii spotkać się ze swoim braciszkiem.. Jeśli to po drodze, mogę cię
podrzucić, Kitsune~san.
- Dziękuję, ratujesz mi
życie, Asakura~san! – Szatynka uśmiechnęła się przesłodko. – Kiedyś ci się
odwdzięczę!
Po tych słowach
dziewczyna wstała. Jej szczęście nie trwało długo, bo po zrobieniu kilku kroków
zemdlała. Jej stan fizyczny jak i psychiczny był krytyczny. Nie mogła dłużej
ani chodzić ani myśleć.
- Nie wiem, czy
zdążysz… - Zaśmiał się chłopak, po czym wziął szatynkę na ręce. Co prawda
nienawidził ludzkości i był pewien, że w końcu uda mu się ją zniszczyć. Ale ta
dziewczyna wydawała się być ciekawa. Może kiedyś przyda się dla Asakury, taki
ludzki posłaniec?”
Tak Kenami odnalazła Vitsimi. Dziewczyny nie mogły długo
cieszyć się spokojem. Kuroi Kitsune zaczęło szukać uciekinierkę, Obiekt 136,
który zniszczył jedno z największych laboratoriów całej korporacji i rozpłynął
się gdzieś wśród Ziemian.
Dziewczyny postanowiły nie czekać, aż Kitsune Hidoi je
znajdzie. Same zaczęły prowadzić misje sabotujące kolejne porwania niewinnych
ofiar i niszczyć nielegalne laboratoria.
W końcu jednak poczuły potrzebę odpoczynku. Ukryły się więc w
Akademii Akumine, gdzie mogły spokojnie kontynuować edukację jak zwykłe
nastolatki, jednocześnie obserwując Kuroi Kitsune.
Nie spodziewały się tego, iż spotkają tutaj najsławniejszych
szamanów na świecie! Mimo, że z początku dziewczyny ukrywały prawdę o sobie,
szybko zaprzyjaźniły się z radosną grupą nastolatków, którzy podczas Wielkiego
Turnieju Szamanów dwukrotnie uratowali świat.
Ren powoli dowiadywał się o kolejnych skrywanych przez Kenami tajemnicach. Na początek dowiedział
się, że dziewczyna jest chora. Prowadzone badania na niej sprawiły, iż jej
organizm przestał poprawnie funkcjonować. Kitsune podczas pobytu w Akumine
przeżyła walkę z cudem ocalałym przyjacielem z laboratorium oraz uratowanie
siostry Isoshi’ego z rąk Kuroi Kitsune. Dodatkowo Tao odkrył przeszłość i
zamiary dziewczyny dotyczące przyszłości, bodczas ich wspólnej wyprawy do ruin
laboratorium na Syberii. Polecieli tam z polecenia Fausta, który objął szatynkę
opieką medyczną i poprosił o dowiezienie jak największej ilości dokumentów
świadczących o zastosowanych na Kitsune eksperymentach.
Ren wie, że Kenami jest bardzo chora. Zostały jej maksymalnie
dwa lata życia – ta optymistyczna wersja wymaga od niej brania leków oraz zakaz
używania mocy. Tak było na wakacjach, więc w tej chwili czas jej życia zmalał o
ponad dwa miesiące. Dziewczyna starała się nie myśleć o tym i prowadzić
normalne życie przeciętnej japońskiej nastolatki. Było to trudne, szczególnie z
jej problemami rodzinnymi, które Tao dobrze rozumiał. Sam miał poważne problemy
pomiędzy nim, a klanem, więc sytuacja zaistniała w Kuroi Kitsune niezbyt go
zdziwiła.
- Tak w ogóle, to kiedy przestaniecie udawać, że nic między
wami nie ma? – Zapytał Yoh, patrząc na Ren’a z chytrym uśmieszkiem na ustach. Szturchnął
znacząco brata, który uśmiechał się w podobny sposób.
- Ale, że co? – Tao podniósł jedną brew do góry. Poczuł, że
jego policzki zrobiły się nieco bardziej różowe niż zazwyczaj. Bardzo nie lubił
tego uczucia.
- No… Wiesz. Ty i Kenami… Kiedy przestaniecie udawać, że nic
między wami nie ma? – Hao patrzył znacząco w oczy Ren’a. Widok coraz bardziej
speszonego Tao sprawiał mu dziwną satysfakcję.
- Ej! To moje prywatne sprawy! A wam nic do tego! – Prychnął
Ren.
Bliźniacy zaśmiali się radośnie. Postanowili już więcej nie
męczyć przyjaciela. Wiedzieli, iż Ren w środku swojego serca jest bardzo
uczuciowy, a powierzchowne zachowanie bezduszności to zwykła maska.
Nagle usłyszeli głośne pukanie do drzwi balkonowych.
Uśmiechnęli się szeroko widząc za szybą doskonale znane im dziewczyny.
Yoh szybko wstał i otworzył dziewczynom drzwi. Od razu
pocałował narzeczoną w policzek. Nigdy nie zapomni dnia oświadczyn! Tak się
denerwował! Zaangażował do tego wszystkich przyjaciół.
„Na polanie stał Yoh. Ubrany w przepiękny, biały garnitur z
czerwoną różą w dłoni. Widząc zszokowaną Annę uśmiechnął się tak, jak tylko on
potrafi. Szczerze mówiąc od środka zjadał go stres, ale swoim zwyczajem nie
mógł tego nikomu pokazać.
- Witaj, Aniu. –
Podszedł do czarnookiej i podał jej dłoń, aby pomóc wyjść z samolotu. (…)
- Yoh… Co to wszystko
znaczy? – Zapytała zaskoczona Kyoyama.
- Wszystkiego
najlepszego Kochanie. – Asakura wręczył ukochanej kwiatek. Pociągnął dziewczynę
w tylko sobie znanym kierunku. – Mam nadzieję, że ani Itachi, ani Ren ci nie
nadokuczali za mocno…
- Byli wyjątkowo mili.
– Anna patrzyła na chłopaka i nie mogła uwierzyć, że aż tak się dla niej
postarał.
- Bardzo się cieszę.
Pięknie wyglądasz. – Szatyn poprowadził nastolatkę wąską dróżką.
Krajobraz był bajeczny.
Piaskowa, dobrze ubita droga, a po jej dwóch stronach rozciągający się po
horyzont dywan traw i kwiatów. Zaczęli zbliżać się do lasu, gdzie rosły iglaste
drzewa, aż znów znaleźli się na – tym razem – niewielkiej polance. Yoh
postarał się i wcześniej przygotował całą scenerię. Tysiące róż poustawiane w
wazonach.
Pośrodku tego jakże
uroczego przybrania postawiony był stół ze śnieżnym obrusem i piękną zastawą.
Jedzenie wyglądało przepysznie, niczym wyjęte z pięciogwiazdkowej restauracji.
Anna aż stanęła z wrażenia.
- Yoh… Ja… Nie wiem co
powiedzieć. To jest przecudne. – Kyoyama uśmiechnęła się uroczo. Czuła
niesamowite ciepło w sercu, widząc jak jej chłopak bardzo się dla niej
postarał. Jak wszyscy się postarali.
- Cieszę się, że ci się
podoba. Zapraszam do stołu. – Asakura zrobił kilka kroków do przodu i odsunął
krzesło, wskazując na nie skinieniem głowy.
- Dziękuję. – Blondynka
skorzystała z zaproszenia.
Patrzyła z podziwem,
jak jej ukochany nalewa do kieliszków szampana.
- Chyba nie masz nic
przeciwko temu? – Zapytał ze strachem Yoh.
- Nie Koteczku, nie
mam. – Anna zaśmiała się wesoło. – Myślę, że jeśli możemy ratować świat przed
złymi duchami i demonami, możemy też napić się trochę alkoholu.
- W sumie masz rację. –
Szatyn usiadł naprzeciwko swojej dziewczyny. Uniósł kieliszek do góry. –
Wszystkiego najlepszego, Kochanie.
Kiedy słońce zaczęło
powoli schodzić z nieba, aby ustąpić miejsca dla księżyca, Yoh zaproponował
dziewczynie spacer. Ta ochoczo się zgodziła. Miała niesamowicie dobry humor.
Śmiała się i żartowała cały czas, tak jakby nie była sobą.
Asakura
też nie zachowywał się „codziennie”. Mimo uśmiechu na twarzy był dość nerwowy.
Zaciskał palce na dłoni blondynki i przygryzał wargi. To nie umknęło uwadze
Anny.
- Yoh, coś się stało? –
Kyoyama spojrzała na ukochanego, nieco zmartwiona.
- Aniu… Bo ja chciałbym
z tobą o czymś porozmawiać. Znaczy… - Wciągnął powietrze mocno do płuc, po czym
wypuścił je z głośnym świstem. Rozejrzał się dookoła. – Pamiętasz to miejsce?
- Pewnie, że tak. –
Blondynka spojrzała przed siebie. Niedaleko nich, pośrodku lasu, rozpościerała
się brama, a za nią stary, ale zadbany cmentarz. – To tutaj uratowałam cię
przed tymi rozzłoszczonymi duchami. Trochę wydoroślałeś od tego czasu.
- Tylko trochę? –
Zaśmiał się nerwowo Yoh. – Tak… Tutaj obiecałem ci coś. Obiecałem, że
zostaniesz Królową Szamanów, ale niestety nie mogłem tego spełnić…
- Przestań, przecież
wiem jak to było. Muszę się pogodzić, że już nigdy nie zasiądę na tronie.
- Aniu, ale ty nadal
jesteś królową. Moją królową… - Asakura znowu wciągnął powietrze nosem, a
wydmuchał ustami. Patrzył na Annę wielkimi, przepełnionymi strachem oczyma.
Uklęknął przed ukochaną na jednym kolanie, po czym sięgnął do wewnętrznej
kieszeni garnituru. Wyjął z niej niewielkie, czerwone pudełeczko w kształcie
serca.
- Yoh, co ty… -
Szepnęła zdziwiona Kyoyama.
- Aniu… Czy zostaniesz
królową mojego życia? – Zapytał nieco drżącym głosem, otwierając pudełko. Kiedy
nie usłyszał żadnej odpowiedzi, postanowił ponowić pytanie. – Czy… Wyjdziesz za
mnie?
Źrenice Anny rozszerzyły się niemiłosiernie. Uśmiechnęła się promiennie i
skinęła energicznie głową.
- Tak… Tak Koteczku! –
W oczach Kyoyamy pojawiły się łzy wzruszenia. Nie myślała, że Yoh to zrobi. Na
pewno nie teraz, nie w takich okolicznościach. Ale stało się. Teraz jest
oficjalnie narzeczoną Asakury Yoh!”
- Co wy na to, żeby obejrzeć razem jakiś film? – Zapytała od
progu Aya. Podbiegła do stołu i położyła na nim trzymane w rękach paczki
chipsów. Objęła za szyję Hao i cmoknęła go w czubek głowy.
Chłopaki trochę zdziwili się, że przyjaciółki przyszły tu
razem z Tiff. Dziewczyna chyba też była zdziwiona tym faktem, ale nie
protestowała. Trochę martwiło ją to, że zaczęła przyzwyczajać się do
współlokatorek, a nawet darzyć je sympatią. Chociaż w sumie… Z tymi wariatkami
inaczej się nie dało!
- Jasne! Wieczór w towarzystwie pięknych kobiet zawsze mile
widziany. – Zaśmiał się Hao. Złapał ukochaną w pasie i posadził sobie na
kolana.
- A Itachi nie ma nic przeciwko? – Kenami wiedziała, że
brunet dużo uczy się do egzaminów i nie była pewna, czy taka „impreza”
przypadniemy do gustu.
- Co ja? – Jak na zawołanie w pokoju pojawił się Uchiha ze
stertą książek pod pachą.
- Masz coś przeciwko, żebyśmy dzisiaj spędzili wieczór tutaj?
Obejrzymy jakiś film, zjemy coś smacznego! – Morri spojrzała na
przewodniczącego z miną proszącego kotka.
- W sumie… Mam na dzisiaj dosyć nauki. Potrzebuję restartu! –
Itachi odrzucił książki na łóżko i przeciągnął się leniwie. Rozluźnił krawat,
który po chwili wylądował tuż przy lekturach.
- Super! – Aya klasnęła w dłonie. – Kenami, napisz też do
Deidary i Sasori’ego! Na pewno się ucieszą!
- O nie! Blondynki nie chcę! – Zaprotestował Uchiha.
- Kogo ty oszukujesz, wszyscy wiemy że to twój przyjaciel. –
Anna lekceważąco machnęła ręką.
- Co ty powiedziałaś?! – Brunet zmarszczył brwi.
- Wysłane! – Kitsune wyszczerzyła ząbki. – Teraz wybieramy
film! Losujemy kto wybiera?
- Znowu wygra Yoh! To zbyt wielki szczęściarz! – Parsknął
Ren.
- Nie moja wina! – Zaśmiał się Asakura.
- Jasne, pewnie oszukujesz!
- Dzięki za zaproszenie! – W drzwiach stanął Deidara razem z
Sasori’m. Trzymali w dłoniach reklamówki z napojami.
- Ja was nie zapraszałem. – Prychnął Itachi.
- Na szczęście to nie tylko twój pokój! – Blondyn pokazał
przyjacielowi język.
Wszyscy zaśmiali się radośnie. Pomimo sprzeczek atmosfera
była sielankowa. Wszyscy śmiali się i żartowali. Ustawili łóżka tak, aby każdy
znalazł dla siebie miejsce. Wybrali film i oddali się przyjemności spędzania
wieczoru razem.
Każdy czuł się w tym towarzystwie wyśmienicie. Tworzyli jedną
rodzinę. Nawet Tiff okazała się nie być taką absolutną zołzą na jaką początkowo
wyglądała. Wszyscy cieszyli się, że mogą w spokoju posiedzieć i obejrzeć nową
ekranizację.
Ren był nieco zaskoczony, że Kenami naprawdę zaufała młodej
Red. Chciała ją sprawdzić, tak jak każdego tutaj, ale nie zrobiła tego. Sam jej
to zresztą zalecił. Dokładnie pamiętał tamtą noc, kiedy spotkał się z Kitsune
na balkonie.
„- Przynajmniej mam
czas, żeby sprawdzić tą całą Red. – Powiedziała Kenami, opierając się o
barierkę.
- Tą Nową? – Ren
podniósł jedną brew do góry.
- Tak.
- Nie minęła ci ta
mania prześladowcza? Daj spokój, Kenami. Założę się o nerkę, że to zwyczajna
nastolatka z wymiany.
- A co jeśli nie? Co
jeśli jest powiązana z Kuroi Kitsune?
- Przestań. Równie
dobrze Kakashi i Jiraya też mogliby być szpiegami. I każdy z tej szkoły. Nie
popadaj w paranoję. Niech to będzie twój test. Po prostu zaufaj jej!
- A co jak mi poderżnie
gardło w nocy? Będziesz miał mnie na sumieniu!
- To weź Bason’a. Niech
będzie twoim duchem stróżem.”
Od tamtej pory chiński wojownik naprawdę spędza więcej czasu
z Kenami niż z Ren’em. Tao nie ma nic przeciwko temu. Wręcz przeciwnie – wie,
że z Bason’em dziewczyna jest bezpieczna.
Jednak w tej chwili nikt nie myślał o niczym złym. O
demonach, bólu, śmierci czy problemach ze swoimi klanami.
Przecież są bezpieczni, wśród rodziny. Może i mieli inne
nazwiska, ale byli połączeni czymś o wiele ważniejszym – związani więzami dusz.
Złączeni ze sobą linią przeznaczenia, nie mogli bez siebie
żyć.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
~*~ENDING~*~
Kenami: I
oto się zjawił, w nowym, 2018 roku!
Aya: Nowy odcinek!
Ta-dam!
Yoh: Tak jak
było w „zapowiedziach”, typowo przypominający, co się działo w poprzednich
odcinkach.
Hao: I nawet
w niezłym czasie. Tylko dwa miesiące…
Kenami: Nie
ironizuj! Jak na mnie to niezły czas! Ciężko jest streścić 35 odcinków w
jednym!
Ren: Ale już
większość miałaś napisane i…
Kenami: Ale
musiałam czytać od nowa, dobra?! Po za tym, Odcinek 36 mam już w całości
napisany, więc będę musiała go tylko sprawdzić!
Hao: Często
tak mówisz -_-
Kenami: Bo
ci w nocy obetnę włosy! >_<
Hao: Jesteś
potworem ;_;
Kenami:
Wiem! Ale nie aż takim strasznym na jakiego wyglądam. Dlatego też chciałabym serdecznie
podziękować wszystkim odwiedzającym mój blog, a szczególnie osobom, które na
pewno przeczytały odcinek i pozostawiły po sobie ślad. Wyrazy wdzięczności dla:
Lacerta
Lovegood
Halley S.
Klaudia12345
Ahsoka
Gehabih
Anna: Wasze
komentarze wiele znaczą. Dziękujemy wszyscy! J
Yoh: Teraz
nie zostaje nam nic innego jak życzyć Wam szczęśliwego Nowego Roku! Jak
czujecie się z tym, że w kalendarzach cyferki układają się w 2018? :D
Hao: Staro
-_-
Yoh: Nie
przesadzaj, jesteśmy w tym samym wieku! Dosłownie!
Hao:
Nieprawda! Jestem starszy! ;_;
Itachi: Co
ja mam powiedzieć..?
Aya: Nic.
Możesz już zacząć wybierać wieniec po…
Anna: AYA!
Kenami: A ja
tam lubię jej poczucie humoru ^^ „Czarny” żart zawsze w cenie! Mam nadzieję, że
odcinek Wam się podobał. Obiecuję niedługo wrzucić coś nowego. Zapraszam też do zapoznania się z drugą pisaną przeze mnie historią: "Pamiętnik Kati i Ren'a" oraz na mój kanał YouTube, gdzie od czasu do czasu wrzucam jakieś filmiki. Oto moja ostatnia produkcja: >>KLIK<<
A jak na razie…
Ja
ne!