Aya siedziała w wielkiej komnacie, w
starodawnym zamku, przypominającym budowlę z bajek o księżniczkach więzionych w
strasznej wierzy.
I Morri była uwięziona.
Była w tym miejscu już
długo. Chociaż nie znała dokładnej daty, czuła że od wieków nie widziała Hao i
reszty swoich przyjaciół. Czas, w tym miejscu – Kinhon - nie istniał. Dlatego
też mimo upływu dni, Aya nie postarzała się nawet o minutę.
A co to było za miejsce?
Kinhon. Stary, zapomniany
przez wieki świat, w którym zapieczętowane były cztery potężne miecze. Aby nikt
ich nie ukradł, mieszkała tu silna strażniczka księgi – Koegin. Od niedawna
pełniła też rolę nauczycielki i przewodnika życiowego Ayi.
- Martwisz się czymś? – Do
komnaty weszła wyżej wspomniana strażniczka. Zauważyła ostatnie zmiany
zachowania swojej podopiecznej.
- Nie martwię. Tęsknię. –
Wyjaśniła krótko Morri. Siedziała na swoim łóżku z podkulonymi pod szyję
kolanami. Obejmowała nogi rękoma, mocno przyciskając do siebie. – Zastanawiam
się co robi Hao.
- Już ci wytłumaczyłam, że
w twoim świecie czas leci tak wolno, że pewnie nawet dzień nie minie na Ziemi,
zanim wrócisz.
- Wiem, ale nie umiem sobie
tego wyobrazić. Tyle się nauczyłam. Tyle dowiedziałam. Sztuki walki, język
demonów, ich kultura i zwyczaje. Już nic nie mówiąc o obietnicy zapieczętowana
w moim ciele mieczy! Mam wrażenie, że już ich wieki nie widziałam…
- Nie możesz się wahać,
Morri. – Głos Koegin był spokojny, ale stanowczy. – Musisz być silna i pewna. Inaczej
nie będziemy mogły wprowadzić w życie naszego planu.
- Nie zapieczętujesz we
mnie mieczy?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo to najsilniejsza broń na świecie i może cię zniszczyć. –
Koegin zmarszczyła srogo brwi. Widać było, że mówi całkowicie poważnie. –
Hichie, Mizuchuugi, Kazeneiki i Tsuchikara to bardzo potężne bronie, ale nie
zagrażają nikomu bezpośrednio. Są niebezpieczne jedynie w niepowołanych rękach.
- Przecież ja ich nigdy nie
użyję do złych celów! – Aya aż wstała. Nie mogła uwierzyć, że jej nauczycielka
może ją o to posądzać.
- Teraz nie, ale możliwe,
że kiedyś się zmienisz.
- O czym mówisz, sensei? –
Morri patrzyła zaszokowana na Koegin. Ta spokojnie stała przy oknie. Spojrzała
przez nie tęsknym, melancholijnym wzrokiem.
- Opowiem ci teraz o piątym
mieczu, który zapieczętujemy w twoim ciele.
- Piąty miecz… - Szepnęła
głucho Morri.
Pamiętała jak Koegin kiedyś
o nim wspomniała, ale nigdy wcześniej nie chciała o tym mówić. Dlatego też
błękitnooka postanowiła nie przeszkadzać i zamienić się w słuch.
- Znasz już historię
wielkiej piątki, prawda?
- Oczywiście. Była to
piątka najsilniejszych, najbardziej inteligentnych i ambitnych demonów.
Stworzyli Ziemię, na której mieszkam. Każdy z nich był reprezentantem jednego
punktu Gwiazdy Jedności. Rezem byli praktycznie niepokonani! Znaczy… W końcu
ich pokonali. Pewnego dnia jeden z Douoni zwariował i zaczął mordować ludzkie
demony. Wielka Piątka go pokonała, ale kosztem własnych żyć…
- Czwórka z nich poświęciła
życie. Piąty poświecił przyjaciół. – Koegin przejęła historię. – Datenshi nie
zawsze był taki jak teraz – zły i nieobliczalnie rządny władzy… Kiedyś nazywał
się Jikon.
- Jikon?! Przecież to jeden z…!
- Tak. Jikon był jednym z wielkiej piątki. Kochał swoich przyjaciół, był jednym z nich. To była rodzina. – Koegin spojrzała na Ayę. Nie umiała czytać w myślach, ale w tej chwili wiedziała o czym myśli błękitnooka – „Ja też mam taką rodzinę”. Strażniczka ciągnęła swoją wypowiedź. – Ból po ich stracie był nie do zniesienia. Zaczął nienawidzić wszystkich dookoła. Z tego bólu i bezsilności narodził się Itamishi – ból śmierci. Miecz ma bardzo negatywną, pesymistyczną siłę. Przemienił Jikon’a w Datenshi.
- Tak. Jikon był jednym z wielkiej piątki. Kochał swoich przyjaciół, był jednym z nich. To była rodzina. – Koegin spojrzała na Ayę. Nie umiała czytać w myślach, ale w tej chwili wiedziała o czym myśli błękitnooka – „Ja też mam taką rodzinę”. Strażniczka ciągnęła swoją wypowiedź. – Ból po ich stracie był nie do zniesienia. Zaczął nienawidzić wszystkich dookoła. Z tego bólu i bezsilności narodził się Itamishi – ból śmierci. Miecz ma bardzo negatywną, pesymistyczną siłę. Przemienił Jikon’a w Datenshi.
- Jak to przemienił? Nie
rozumiem?
- Serce Jikon’a zawładnęła
zaraza wywołana przez Itamishi. Miecz opętał jego duszę niczym zły duch.
- Rozumiem. – Kiwnęła głową
Aya. – Muszę być silna, żeby nie popełnić błędu Jikon’a.
- Musisz znaleźć złoty
środek. Być na tyle dumna, aby nie dać się podporządkować Itamishi i zachować
na tyle umiarkowania, aby nie zachłysnąć się jego mocą. Musisz być pełna
słuszności swoich czynów, a jednocześnie nie może pochłonąć cię pycha. Nie
możesz w siebie zwątpić, ani się zawahać. Twoje serce nie może stać się czarne,
nie mogą pochłonąć i ogarnąć cię złe myśli. Inaczej staniesz się drugim
Datenshi i wtedy to ciebie będziemy musieli pokonać.
Aya uśmiechnęła się
leciutko. Nie może się poddać. Inaczej życie jej i życie jej przyjaciół będzie
zagrożone. A to nie wchodzi w grę!
- Tak, sensei. Obiecuję, że
nigdy nie ulegnę czarnej aurze Itamishi.
Nigdy.