Bliźniaki,
Aya i Ren zostali wysłani po zakupy. Nie wiedzieć czemu ich zapasy znikały z
lodówki w trybie błyskawicznym. Oczywiście najbardziej zdziwiona tym faktem
była Morri.
„Jak to nie ma
jedzonka?!”
- O matko, ale upał… - Jęknął Yoh.
Nawet nie mógł wytrzeć potu z czoła, bo w rękach dzierżył wypełnione po brzegi
siatki.
- Ja tam nie narzekam. – Nad głowami
przyjaciół pojawiła się Eve. Przypominała małą złotą kuleczkę.
- To świetnie. – Błękitnooka westchnęła
ciężko. – Aż ci zazdroszczę, że jesteś duchem.
- My też odczuwamy zmiany
temperatury. – Zauważył Amidamaru, lecąc nad głową swojego szamana.
- Czy tylko mi się wydaje, że to
miasteczko jakoś dziwnie ożyło? – Ren patrzył ostrzegawczo na boki.
Reszta
też zaczęła się rozglądać. Faktycznie. Ludzi było więcej na ulicach niż
zazwyczaj. Byli uśmiechnięci i weseli – w przeciwieństwie do gburowatego Tao.
Kiedy przyjaciele doszli na główny plac w miasteczku zrozumieli skąd ten gwar –
szykował się tu jakiś festyn.
Od
latarni do latarni były porozwieszane girlandy w kształcie chińskich lampionów. Ogromny posąg smoka na
środku placu udekorowany był kwiatami, a dookoła niego rozkładały się stragany
z różnymi grami, jedzeniem bądź upominkami.
- Przepraszam… - Hao podszedł do
jednego z mężczyzn, który stawiał właśnie swoje miejsce pracy. - …co tu się
dzieje?
- Oh? Jesteście przyjezdni. –
Bardziej stwierdził, niż zapytał staruszek. Miał około sześćdziesiąt lat, siwe,
przerzedzone włosy i suchą, pomarszczoną skórę. Jego piwne, błyszczące oczy
patrzyły na młodzież przyjaźnie.
- Spędzamy tu wakacje. – Rzucił
radośnie Yoh.
- Trafiliście na najlepszy czas, w
jakim mogliście nas odwiedzić. – Mieszkaniec uśmiechnął się tajemniczo.
- To jakieś święto? – Aya rozglądała
się dookoła.
- Tak. Nazywamy je Świętem Smoka. –
Staruszek spojrzał w niebo rozmarzonymi oczyma.
- Mógłby pan nam coś więcej o tym
opowiedzieć? – Zapytał Yoh. – Bardzo lubimy takie miejskie historie.
- Mógłbym, pod warunkiem, że
pomożecie mi rozstawić mój stragan. – Zagadnął staruszek z chytrym, ale zarazem
i przyjaznym uśmieszkiem.
Cóż,
przyjaciele zgodzili się bez najmniejszego namysłu. Młodzi szybko uporali się z
rozstawieniem pseudo-sklepiku. Następnie tubylca zaprosił ich do piekarni
stojącej nieopodal rynku. Okazało się, że jest to sklep mężczyzny oraz jego
żony. Kobieta zaprosiła młodych na zaplecze i w podzięce nalała po szklance
zimnego soku.
- To jak będzie z tą historią,
Takagi~san? – Zapytała zniecierpliwiona Aya. Uwielbiała takie zagadkowe historie.
- Ach ta młodzież! – Zaśmiał się
mężczyzna. Usiadł na stołku przeciągając się leniwie. Jego stare kości dały o
sobie znać. – Kiedy to było? Dwadzieścia? Dziewiętnaście lat temu? Eh…
Dokładnie nie pamiętam… W każdym bądź razie pogoda tego lata była beznadziejna.
Padało i wiało. Cały czas tylko burze i sztormy… Ale tamtego wieczoru Matka
Natura już przesadziła!
- Morze pokazało nam swoje kły. –
Westchnęła kobieta, krzątająca się wśród bułek.
- Fale nabrały niebotycznych
rozmiarów. Istne tsunami! Była to pora wieczorna, nie było żadnych pociągów,
nie mieliśmy drogi ucieczki. Byliśmy przygotowani na anihilację naszego
miasteczka.
- Wtedy pojawił się on… Och! Gdybym
tylko była młodsza, a on nie miał takiej ślicznej żony… - Pani Takagi
rozmarzyła się. Jej mąż chrząkną znacząco z niezadowoleniem, a przyjaciele
zarechotali wesoło.
- W każdym bądź razie, kiedy już woda
miała nas zalać pojawił się nasz bohater. Przywołał wielkiego, złotego smoka,
który obronił nas wszystkich. Woda rozmywała się na niewidzialnej barierze nad
naszym miastem. Nikt tamtego dnia nie ucierpiał, chociaż mieliśmy zginąć
wszyscy. Do dzisiaj, Tao~sama jest naszym bohaterem.
- TAO~SAMA?! – Krzyknęli przyjaciele
patrząc na siebie w szoku.
~*~OPENING~*~
-
To całkowita prawda! Ojciec Ren’a uratował to miasto! – Aya była tak nakręcona
tą historią, że aż zapomniała o głodzie.
Pierwsze
co zrobiła po przyjściu do domu, to wrzuciła siatki do kuchni i opowiedziała
reszcie całe spotkanie ze staruszkiem.
- Nie pamiętam, żeby mama nam kiedykolwiek
coś takiego opowiadała… - Jun pogrążyła się we własnych wspomnieniach.
- Aż dziwne, że ktokolwiek z rodziny
Tao zrobił coś dla innych. – Ryu uśmiechnął się zaczepnie. Przypomniał sobie
początki turnieju, kiedy to po pierwszej rundzie Ren przyłączył się do ich
drużyny i musieli go ratować z objęć wuja-psychopaty.
- Mój ojciec był inny! – Warknął
wściekle Ren.
- Dobrze, dobrze… Uspokój się już,
mój czubiasty przyjacielu. – Brunet nie rozumiał, dlaczego złotooki aż tak się
zdenerwował. Co prawda chciał go podrażnić, ale nie spodziewał się aż tak
ostrej reakcji.
- Chyba nie zostało nam nic innego
jak odwiedzić dziś wieczorem miasteczko, nie? – Uśmiechnęła się Naoko.
- Tak! Idziemy na festyn! – Krzyknęli
równocześnie Joco i Horo.
- Będziemy mogły się wystroić na
wieczór! – Uśmiechnęła się Pilica.
- Tak! – Krzyknęły dziewczyny.
- Nie… - Krzyknęła Aya.
- Ty się nigdy nie zmienisz, Kotku… -
Zarechotał Hao.
Przyjaciele
razem gwarnie zgodzili się, że dziś spędzą wieczór na festynie. Cieszyli się
niesamowicie, że mają możliwość pobawić się w tak nie typowej sytuacji.
Szczególnie przejęta była Jun. Latała po domu, przymierzając coraz to nowe
kreacje. Zmieniała fryzury i buty, pytając za każdym razem inną przyjaciółkę o
radę.
Jej przeciwieństwem był
Ren, który snuł się po domu jak cień. Nikt nie rozumiał jego zachowania, ale
wiadomo. Ren to Ren. Jego nie zrozumiesz…
W domu było gwarno jak
jeszcze chyba nigdy wcześniej. Tak więc trudno wyobrazić sobie ilość megaherców
w tym budynku… To jednak nie przeszkadzało dla pewnego długowłosego szatyna.
Jemu ten gwar nawet się podobał. Mógł wykorzystać zamieszanie i spędzić kilka
minut sam na sam z pewną ruchliwą brunetką.
- One mnie wykończą! – Krzyknęła Aya
wchodząc do pokoju, który zamieszkiwała razem z Hao. Była ubrana, w krótkie
szorty i czerwoną bluzkę na ramiączkach.
- Co się stało Koteczku? – Asakura
uśmiechnął się przyjaźnie. Tak naprawdę doskonale wiedział o co chodzi
dziewczynie.
Morri nic nie
powiedziała, podeszła do dużego łóżka i rzuciła się na nie z ciężkim
westchnieniem.
- Przesadzają. Wyglądasz pięknie we
wszystkim. – Szatyn nachylił się nad dziewczyną. Pocałował ją delikatnie w
usta.
- Wiem. I w sumie nie czepiają się co
do mojego stroju. Po za tym jeszcze się przebiorę. – Błękitnooka spojrzała na
chłopaka z szerokim uśmiechem. – Po prostu nudzą mnie te ich przebieranki…
- Więc możesz ten czas poświęcić dla
mnie. – Zaśmiał się radośnie długowłosy.
Usiadł
opierając się plecami o ramę łóżka. Po chwili obok niego znalazła się Aya.
Położyła głowę na jego ramieniu, przytulając się mocno do chłopaka.
- To są najlepsze wakacje w moim
życiu. – Zaśmiała się radośnie.
- Wiesz co? Moje też. – Hao
pieszczotliwie pocałował ją w czoło. – I mam nadzieję, że następne będą jeszcze
lepsze.
- W sumie… To dopiero pierwsze
prawdziwe wakacje w moim życiu. – Zastanowiła się na głos błękitnooka.
- Serio? Co powiesz o mnie? – Asakura
spojrzał na nią ze znaczącym uśmiechem.
- No tak… Matko, czasem zapominam o
tym, że kiedyś cie ze mną nie było. – Morri uśmiechnęła się niepewnie. Odsunęła
się lekko od chłopaka. Wyprostowała się i wyciągnęła, chcąc rozprostować kości.
Asakura
również usiadł samodzielnie, nie opierając się o łóżko. Przyglądał się uważnie
ukochanej, patrząc jak przeciąga się, a jej mięśnie uwydatniają się przez jasną
skórę. Kiedy pomyślał, że w tym delikatnym ciele jest zapieczętowana
najsilniejsza broń na świecie – chwilami nie mógł w to uwierzyć. Myślenie o tym
wprawiało jego umysł w dziwny stan paniki. Dlatego też starał się o tym nie
myśleć. Dla niego to nadal była tylko i wyłącznie jego niesforna, rozrabiacka
dziewczyna. Spojrzał przed siebie zamyślonym wzrokiem.
- Szczerze, też czasem zapominam.
Zapominam o tym, że kiedyś nie byłem sobą. Że w moim ciele żył Zeke. To wydaje
się być takie odległe. – Hao skupił wzrok na swoim odbiciu – przed łóżkiem
wisiało ogromne lustro, obejmujące prawie że cały pokój. – Mam wrażenie, że od
zawsze jestem z wami. Że od narodzin miałem brata i przyjaciół. Tak jakby tamte
lata w ogóle nie istniały.
- Hao… Już dawno miałam cię o to
zapytać. – Morri zaczęła dość niepewnie. Nie chciała psuć wakacji, ale skoro
zeszli już na takie tematy, to chyba warto o tym wspomnieć. Bo tak naprawdę
nigdy nie ma odpowiedniego czasu na przykre wspomnienia.
- Tak? – Chłopak spojrzał na nią
swoimi ogromnymi, czarnymi oczyma, które w tej chwili błyszczały iskierkami
zadumy.
- Czy myślałeś o tym, żeby pogodzić
się z rodzicami? – Zadała pytanie na jednym tchu, tak jakby przerwanie zdania
miało zakończyć się niepowodzeniem uzyskania odpowiedzi.
Hao
na początku zdziwił się tym pytaniem. Bo niby skąd u Ayi takie przemyślenia?
Potem jednak jego mina zaczęła mówić jedno – złość na rodziców mu jeszcze nie
minął. Nachylił się mocno do przodu, zapierając dłonie o kolana.
- Nic im nie zrobiłem, żeby ich
przepraszać! – Niemalże krzyknął, marszcząc groźnie brwi.
- Przecież nie mówię, żebyś ich
przepraszał. – Dziewczyna przysunęła się bliżej chłopaka. Objęła go w pasie i
przytuliła do jego pleców, kładąc policzek na ramieniu.
- Ale oni tego oczekują! Chcą, żebym
przyszedł do nich na kolanach i się kajał przed nimi. Żebym cię zostawił i
ożenił się z dziewczyną, którą mi znajdą!
- Z Tamao nie żyłoby ci się tak źle.
– Zażartowała Aya. Chciała ochłodzić trochę atmosferę, ale chyba jej się nie
udało. Hao spojrzał na nią morderczym wzrokiem. – Przepraszam… Po prostu… Tak
czy siak to twoi rodzice. Musisz ich zaakceptować…
- Mówisz tak, jakby ciebie to nie
dotyczyło! Nie obchodzi cię to, czy jak?
- Jasne, że obchodzi! I oni mnie też
denerwują, ale to twoja rodzina. Krew z krwi… Powinieneś się z nimi pogodzić.
Lata lecą…
- Może. Kiedyś. W przyszłości… Bardzo
dalekiej… - Mruknął Asakura. Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Nie mogę
uwierzyć, że… Że mnie nie zaakceptowali.
- Nie niezaakceptowani ciebie, tylko
nas. – Aya mocniej przycisnęła chłopaka do siebie.
- Na jedno wychodzi. – Hao uwolnił
się z objęć brunetki. Odwrócił się i wziął ją w objęcia. Razem położyli się na
łóżku.
- Czuję się trochę dziwnie. Przeze
mnie nie gadasz z rodziną… - Szepnęła Aya, ocierając się policzkiem o tors
czarnookiego.
- Przestań, nawet tak nie mów. Zawsze
będę dla nich Zeke’m, a to że jestem z tobą tylko troszkę ich zniechęca.
- Troszkę ich zniechęca? Dziadzio Yohmei
chciał mnie zabić. – Zaśmiała się Aya.
- Jak to chciał cię zabić? –
Długowłosy podniósł się i nachylił nad wybranką tak, aby móc widzieć jej twarz.
- A myślisz, że jak na mnie patrzy to
nie wyobraża sobie mnie z wielką dziurą zamiast serca? – Morri obróciła
wszystko w żart. Zapomniała, że nigdy wcześniej nie wspominała dla ukochanego o
małym „prezencie” w postaci kulki z pistoletu od dziadka Asakury. Na szczęście
miała już wtedy zapieczętowane w sobie miecze i nic jej się nie stało. Inaczej
byłoby krucho...
- Tak właściwie co ci nagle naszło na
godzenie mnie z rodzinką? Jakoś Lyserg’owi to nie chcesz przebaczyć…
- To całkiem inna historia. – Ucięła
krótko Aya. – Po za tym, miałam ostatnio okazję go zabić, a tego nie zrobiłam,
to już postęp, nie?
Asakura
tylko jęknął i opadł bezwładnie na łóżko. Zamknął oczy. Mocniej przycisnął do
siebie ukochaną.
- Kochanie, a mogę cię teraz ja o coś
spytać? – Mruknął, nie otwierając powiek.
- Jasne. – Morri podniosła się.
Usiadła okrakiem na Hao. – Zawsze i wszędzie.
- Czy to boli, kiedy umierasz?
- Wow… Takiego pytania się nie
spodziewałam. – Błękitnooka spojrzała na chłopaka zaskoczona.
- Ale odpowiedz. Boli?
- Boli. – Odpowiedziała. – Za każdym
razem. Kiedy miecze przecinają moją skórę. lub umieram. Ale to chyba mała cena za
nieśmiertelność, nie?
Hao
jedynie uśmiechnął się smutno. Wyciągnął rękę i pogłaskał dziewczynę po
policzku.
- Martwię się. Ta cała afera z Kuroi
Kitsune…
- Przestań kochanie. – Morri złożyła
na jego ustach czuły pocałunek. – To tylko przejściowy kłopocik. Jakoś
zapanujemy nad tym. Skoro uratowaliśmy świat przed demonami, to tym bardziej
poradzimy sobie z ludźmi. Po za tym, o mnie powinieneś się martwić najmniej. W
końcu jestem nieśmiertelna… Zresztą! O czym my gadamy! Dziś festyn, będziemy
się bawić. Więc już mi się uśmiechaj!
- To ty zaczęłaś! – Na usteczka Hao
wszedł chytry uśmieszek.
- Nieprawda!
- Prawda!
Asakura
wyciągnął ręce i zaczął łaskotać dziewczynę. Z premedytacją wbijał jej palce w
żebra. Ta oczywiście nie była mu dłużna. Po około 10 minutach, oboje leżeli
zdyszani pod łóżkiem. Oficjalnie nikt nie wygrał bitwy na łaskotki. Oboje byli
tak samo zmęczeni i w końcu mieli dosyć śmiania się. Bo w końcu ile można
wytrzymać nieustające drapanie po żebrach?
Podczas kiedy zakochani
demolowali swoimi ciałami jedną z sypialni w domku rodziny Tao, dziewczyny
szykowały się na imprezę. Każda doszlifowywała się w swoim pokoju.
- Ale powiedz mi, co on ci takiego
zrobił, że jesteś na niego aż tak cięta? – Zapytała Jun, malując sobie rzęsy
tuszem.
- Za bardzo wcina nosa w swoje
sprawy. – Mruknęła Kenami. Zaczęły jej ciążyć te ciągle pytania zielonowłosej.
Panna Tao była przemiłą, przesympatyczną, kochaną osóbką. Miała jedną wadę –
syndrom młodszego brata. – Zresztą to sprawa pomiędzy nami.
- Po prostu mi go szkoda. Widzę jak
się męczy…
- Że niby on się męczy?! – Kitsune
zmarszczyła brwi.
- Może i zrobił coś złego, ale teraz
tego żałuje. – Wytłumaczyła spokojnie starsza dziewczyna. – Wiesz, Ren ma
ciężki charakter. On sam ci tego nie powie, ale…
- To niech się przełamie, do jasnej
cholery, Jun! – Kenami aż wstała z łóżka. – Nie mam zamiaru o tym z tobą gadać.
To sprawa między mną, a Ren’em!
Zielonooka tupnęła
groźnie nogą. Złość na złotookiego nadal jej nie przeszła. Miała ochotę
wykrzyczeć mu wszystko w twarz. Całą złość jaką chowała w sobie przed innymi
przyjaciółmi. Ale czy to aby na pewno była złość na Tao..?
Kitsune nie chciała
kontynuować tego tematu. Odwróciła się napięcie i ruszyła w stronę drzwi.
Niespodziewanie Jun również wstała. Podeszła do szatynki i złapała ją za
nadgarstek. Uśmiechnęła się uroczo.
– Znam cię dopiero od tygodnia, ale
mojego brata od urodzenia. Przy tobie jest szczęśliwy. Gdyby cię zabrakło, jego
serce by pękło. Więc jeśli będziesz tak dobra zejdź trochę z niego i chociaż
postaraj się go zrozumieć… K-kenami?
Jun
równie dobrze mogła rozedrzeć serce Kenami nożem. Efekt byłby podobny. Kitsune
musiała szybko wyjść z pokoju, żeby nie rozpłakać się przy przyjaciółce, więc
wyrywając się z uścisku, zostawiła ją samą w pokoju, bez słowa wyjaśnienia.
Szatynka nie mogła pozbyć się myśli jak przeżyją jej odejście przyjaciele, a w
szczególności złotooki, który jest świadomy tykającej cały czas bomby w ciele
Kitsune. Kami~sama!
Kenami
tak bardzo chciała to ukryć! Mogła spalić ten cholerny list, mogła go wrzucić
do wody, do śmieci, gdziekolwiek! Ale nie… Ona położyła go pod poduszką…
Świetna skrytka! Nie dziwne, że Ren go znalazł! Ale dlaczego go czytał?!
W
uszach Kitsune brzmiały słowa Jun – „gdyby cię zabrakło, jego serce by pękło”!
Przecież jej niedługo zabraknie! Ona zniknie z tego świata i przeniesie się do
zaświatów. A znając swoją przeszłość, była pewna, że do nieba raczej nie trafi.
Słyszała kiedyś jak Amidamaru opowiadał jak pogromcy duchów zesłali go do
„posiadłości diabła”. Ona tak się boi… Nie chce trafić do takiego miejsca. Nie
zniesie samotności!
Kenami
ukryła twarz w dłoniach i osunęła się po drzwiach na podłogę. Poczuła jak nagle
brakuje jej tchu. Jak jej płuca panicznie się zaciskają, chcąc przekazać
organizmowi jak najwięcej tlenu. To tak cholernie bolało. Musi się uspokoić. W
tej chwili! Bo inaczej, już teraz zejdzie do piekła...
Po
kilku chwilach umysłowej i cielesnej agonii, Kitsune w końcu była w stanie
napełnić płuca powietrzem. Odetchnęła głośno, odchylając głowę do tyłu. Powoli
uspokajała oddech, siedząc na podłodze. Zamknęła oczy, chcąc skupić się jedynie
na uspokojeniu organizmu.
- Wszystko w porządku? – Obok
przyjaciółki klęknął Ren. Od przeczytania listu próbował z nią porozmawiać, ale
dziewczyna nie chciała. Dlatego też w końcu zrezygnował i po prostu obaj
ignorowali swoje towarzystwo.
Teraz
jednak nie mógł tego zrobić. Co miał przejść obojętnie obok Kitsune, która
najwyraźniej miała jakiś problem z oddychaniem? Nie był najlepszy z biologii,
ale akurat powietrze jest „chyba” człowiekowi potrzebne, prawda?.
Dziewczyna
nic nie odpowiedziała. Spojrzała na niego przelotnie po czym odwróciła wzrok.
Powoli zaczęła wstawać z podłogi.
- Chociaż mi odpowiedz. – Ren miał
już dosyć patologicznej ciszy między nimi. Złapał szatynkę za nadgarstek i
szarpnął ją w swoją stronę.
- Puść mnie. – Warknęła wściekle
szatynka.
- Nie puszczę cię, dopóki ze mną nie
porozmawiasz. O co chodzi z tym listem? Z tym że zostało ci mało czasu? Kenami!
Dziewczyna
nic nie odpowiadała, jedynie szarpała swoja rękę, chcąc wyrwać ją z mocnego
uścisku fioletowowłosego. Złotooki był jednak o wiele silniejszy niż Kitsune.
Bez żadnego problemu jego palce pozostawały na nadgarstku zielonookiej.
- Zamknij się! – Krzyknęła,
zdenerwowana nie na żarty. Patrzyła na niego nienawistnym spojrzeniem.
- Przestań zachowywać się jak mała
dziewczynka. – Tao szarpnął dziewczynę i wziął ją za drugą dłoń. Trzymał ją w
mocnym uścisku, tak żeby nie mogła się wyrwać. – Jeśli jesteś chora, musimy to
powiedzieć reszcie.
- Ani mi się waż. – Syknęła przez
zęby. Przestała się wyrywać i patrzyła na złotookiego spod zmarszczonych,
gniewnych brwi.
Bardzo
chciała, aby jej gniew się utrzymał, jednak patrząc w złote oczy przyjaciela
mimowolnie uspokajała się. Agresja przemieniała się w strach. W strach, że
wszyscy się dowiedzą i zniknie ta radosna atmosfera. Panika, że już nigdy ich
nie zobaczy. I paraliż, spowodowany wyglądem oczu przyjaciela.
- Już? – Zapytał nieco
zniecierpliwiony. Chciał się wszystkiego dowiedzieć i nie miał zamiaru czekać
na to ani minuty dłużej.
- Nie. Nie już. I przestań tak na
mnie patrzeć. – Powiedziała już spokojnie, ale nadal twardo. Odwróciła wzrok od
chłopaka.
- Jak? – Zdziwił się fioletowowłosy.
Puścił jej nadgarstki. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że chyba trzymał ją za
mocno. Bolały go palce a na przegubach szatynki pozostały czerwone ślady. Od
razu zaczęła rozmasowywać sobie bolące miejsca.
- Tak… Jakbyś już mnie spisał na
straty. – Wyjaśniła krótko. Odwróciła się i ruszyła w stronę schodów
prowadzących na dół.
- Kenami! – Szatynka nagle poczuła na
sobie słodki ciężar posiadania przyjaciół. – Co masz taką smutną minę?
Aya,
która właśnie wychodziła ze swojego pokoju wskoczyła na plecy szatynki.
Przytuliła ją mocno do siebie.
- Zdaje ci się! – Zielonooka
wyszczerzyła swoje wszystkie ząbki. Przechyliła się w prawo, aby zrzucić z
siebie młodą Morri.
- Widzę, że już gotowa! – Błękitnooka
zeszła z lokatorki. – Myślisz, że pozwolą mi iść tak?
- Idź jak chcesz, przecież to ty masz
się dobrze czuć, nie? – Kitsune zaśmiała się wesoło.
- Powiedz to im… - Westchnęła ciężko
Aya.
- Myślę, że zrozumieją! – Zarechotała
dziewczyna. – Chodź, razem z nimi pogadamy.
- Jasne. Co ci się stało w
nadgarstki? – Dziewczyny wesoło rozmawiając zniknęły na schodach.
Ren
miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Zgiął dłonie w pięści i miał już wyżyć się
na ścianie, kiedy poczuł nieoczekiwany opór.
- Nie przestawiaj znowu ścian we
własnym domu. - Hao złapał mocno za przegub złotookiego.
- Daj spokój. – Warknął
fioletowowłosy. Już nieco spokojniej opuścił ręce.
- Co się stało? – Rzucił wesoło
Asakura. Nie mógł ukryć dobrego humoru spowodowanego zabawą z Ayą.
- Żebym to ja wiedział. Hao, ty masz
już dobry starz, powiedz mi, jak ogarnąć kobietę! – Tao zarzucił ręce na pierś.
- Stary, uwierz. Nie da się… -
Długowłosy objął ramieniem przyjaciela. Razem ruszyli na dół, rozluźniając
nieco atmosferę.
Przyjaciele (a w
szczególności przyjaciółki) w końcu wyszykowali się i mogli ruszyć w miasto.
Dochodząc na miejsce zastali ogromny festyn. Wszyscy mieszkańcy bawili się w
najlepsze. Co więcej, Takagi~san
rozpowiedział już wszystkim, jak to spotkał „czubiastego chłopca”, potomka
wielkiego Tao~sama. A jak poznali Jun, to już w ogóle cieszyli się jak małe
dzieci. Dlatego też rodzeństwo – a co za tym idzie i ich przyjaciele - zostali
honorowymi gośćmi na imprezie. Ren’a z początku to denerwowało, ale nie chciał
zawieść tubylców i pośrednio swojego ojca.
Dzisiaj cały dzień o
nim myślał. Szczególnie, że każdy skrawek domu nad morzem przypominał mu o
ojcu. Ren wyjątkowo zajrzał do zakazanego dla przyjaciół pokoju. Zaszył się tam
i nie wychodził przez dobrą godzinę. Był to pokój zakazany dla kogokolwiek. Nie
było tam nikogo od śmierci głowy rodziny Tao. W powietrzu unosił się jeszcze
zapach jego perfum. Przynajmniej tak zdawało się dla Ren’a.
Jak on by chciał, żeby
ojciec żył! Był dobrym człowiekiem, wiedziałby co zrobić w takiej sytuacji.
Zdawał się być opanowany i rozważny. Zupełne przeciwieństwo Ren’a – opryskliwy,
działający pod wpływem impulsu, szczególnie jeśli chodziło o sprawy emocjonalne.
A w tej chwili emocje nie działały mu zbyt dobrze…
W przeciwieństwie do
naburmuszonego Ren’a, reszta bawiła się znakomicie. Wszyscy korzystali z
atrakcji, jakie dawał im festyn. Dziewczyny kupowały pamiątki (Anna wydała
krocie na breloczki), a chłopaki korzystali z rozmaitych gier i zabaw
zręcznościowych, porozstawianych to tu to tam. Jakież było zdziwienie sprzedawców,
kiedy wygrywali oni nawet w konkurencjach „nie do wygrania”.
Całą paczką spotkali
również kilka osób widzących duchy. Rozmawiali z nimi i wymieniali się doświadczeniami.
Zabawa była epicka. Cieszyli się z tego, szczególnie, że to był ich ostatni wspólny
wieczór – jutro mieli się żegnać i wracać do swoich światów. Nie przejmowali
się tym jednak. Wiedzieli, że będzie jeszcze dużo okazji żeby bawić się razem.
- Wiecie… Jestem trochę
zmęczona. Chyba pójdę do domu… - Kenami uśmiechnęła się uroczo do przyjaciół.
- No co ty, nie puścimy cię samej! –
Aya podeszła do lokatorki i objęła ją ramieniem.
- Z całym szacunkiem, ale nie chcę psuć
wam zabawy. Po za tym, przecież wiesz, że sobie poradzę. – Zielonooka pokazała
Morri język.
- Ale boimy się, że zabłądzisz… -
Zarechotała wrednie brunetka.
- Ej! Aż tak źle sobie nie radzę z
orientacją w terenie!
- Yhym… - Mruknęli porozumiewawczo
bliźniacy.
- Dajcie spokój! Mam telefon, jak coś
zadzwonię! Po za tym… Chcę się przejść sama. Mówię wam, żebyście się nie martwili.
– Wyjaśniła dziewczyna. Odwróciła się i pomachała na pożegnanie przyjaciołom. –
Dam wam znać, jak dojdę do domu!
- Okey! – Aya odwzajemniła gest.
- Naprawdę myślicie, że puszczenie
jej to dobry pomysł? – Zapytała Anna. Niby nie była zainteresowana tym tematem,
ale tak naprawdę przysłuchiwała się lokatorom z uwagą.
- Zdaje się być taka blada… - Tamao
zmarszczyła ze zmartwieniem brwi.
- Właśnie… - Westchnęła ciężko Jun. –
Popieram Annę, nie powinniśmy pozwolić jej iść samej.
- A kto powiedział, że pozwalamy jej
iść samej. Ren! – Aya spojrzała na wyżej wymienionego z szerokim uśmiechem na
ustach. – Leć za nią!
- Niby dlaczego ja!?
- Bo ostatnio macie ze sobą na
pieńku. A co może być bardziej zbliżającego, niż spacer po ciemnym, strasznym
lesie?
- Sama się do niej zbliżaj! – Warknął
rozwścieczony i zawstydzony złotooki. Jak Morri mogła mówić coś takiego
publicznie?!
- Nie marudź tylko idź! – Ponagliła
go Anna. Spodobał jej się ten plan!
- Dlaczego akurat ja?! Co ja jestem?
Pies gończy!? Po za tym, ona mnie zabije! – Ren przygryzł dolną wargę. Miał
wrażenie, że był ostatnią osobą, którą szatynka chciałaby teraz widzieć.
- Przestań, przecież wiesz, że to nie
prawda. – Hao poklepał przyjaciela w ramie.
- Jesteś śmieszny! Mam serce z
kamienia, a w moich żyłach płynie lód! – Tao jak zawsze zrobił poważną minę.
Jego poker face był prawie idealny. – Ona nic mnie nie obchodzi, nawet jeśli
zjedzą ją w tym lesie wilki!
- Jasne stary. – Horo zrobił wymowną
minę.
- A to w sumie bardzo prawdopodobne.
– Zauważyła Jun.
- Że Ren ma serce z kamienia? –
Zadziwił się Joco.
- Nie mój czarny przyjacielu, o tym
już każdy wie. – Zaśmiał się Ryu. – To nie jest prawdopodobne, tylko pewne…
- Chodziło mi o te wilki! Podobno aż
się tu roi od nich w porze letniej. – Zielonowłosa zrobiła bardzo poważną minę.
– Pewien pan mi o tym mówił…
- Nie umiesz kłamać. – Prychnął
rozgniewany na przyjaciół Ren. Obrócił się napięcie i ruszył w tylko sobie
znanym kierunku.
- Podoba mi się ta manipulacja Jun. –
Uśmiechnęła się Koken.
- Trzeba mu trochę pomóc, nie? –
Zarechotała panna Tao.
- Pójdzie za nią, prawda? – Aya oparła
się plecami o tors ukochanego.
- Na 100%. – Skwitował Hao, całując
ukochaną w czubek głowy.
Ren
był zdenerwowany. Przyjaciele nie powinni go traktować jak niedorozwiniętego
psychicznie i wymyślać jakieś wilki! Co oni myślą? Że tym ruszą jego sumienie!?
Niech Aya idzie za tą niespełna rozumu nastolatką! Kitsune jest w stanie go
zabić! Przecież ona go nienawidzi!
Chłopak
krążył między mieszkańcami miasteczka, mając nadzieję, że zaraz obraz
przerażonej Kenami wyleci mu z głowy. A co jeśli dostanie jakiegoś ataku? Albo
naprawdę ją coś zaatakuje? Przecież nie może używać mocy!
Co
on tu robi? Przecież powinien już być w połowie drogi! Co on sobie wyobraża?!
Może osłaniać się swoją dumą, ale nie mogą przez to cierpieć inni! Szczególnie
Kenami… Podświadomie zaczął iść w stronę wyjścia z miasteczka.
- Mistrzu…
- Co? – Rzucił szybko Tao. Głos
Bason’a wytrącił go z zamyślenia, dzięki czemu Ren powrócił na ziemię.
Przyspieszył.
– Mam nadzieję, że się nie minę z tą
kretynką. Znając jej orientację w terenie, może być już w drodze do Tokio.
- Mistrzu, chce tylko przypomnieć dla
Mistrza, że… - Duch zmaterializował się obok szamana w formie małej kuleczki.
- Tylko mnie nie pouczaj. To są moje
sprawy. – Warknął Tao. Miał dosyć, że wszyscy wtrącają się w jego życie! Co,
myślą że on jest jakiś niedorozwinięty?
- Rozumiem, ale się martwię… To
niezdrowe, żyć cały czas w stresie… - Chiński wojownik naprawdę chciał pomóc
swojemu szamanowi.
- Zamknij się. – Warknął złotooki.
Widząc las oddzielający miasteczko od plaży zaczął biec.
Drzewa
były tu posadzone niezwykle gęsto. Jeśli zboczy się ze ścieżki – już koniec.
Należy czekać do rana, a i wtedy nie ma
100% pewności na bezpieczne wyjście z gęstwiny.
Dla
młodego Tao to jednak nie przeszkadzało. Przecież on nie zna pojęcia strachu!
Po za tym bywał już w gorszych miejscach. Co nie zmieniało faktu, że latarką by
nie pogardził. Wchodząc coraz dalej w las, miał niemiłe przeczucie. Na jego
karku zaczęła pojawiać się gęsia skórka. No super wysłali go, żeby znalazł
Kenami, a co będzie jak sam się zgubi?!
Nagle Ren poczuł zimne palce, zaciskające się na jego
nadgarstku. Przeraził się nie na żarty. Odskoczył niczym oparzony, wyrywając
się „napastnikowi”. Jego reakcja była natychmiastowa. Uderzył przeciwnika
najmocniej jak potrafił. Kiedy zobaczył co zrobił, aż go zamroczyło.
- Ała… - Kitsune
klęczała na ziemi, kuląc się z bólu. – Ale masz sierpowy…
- K-kenami! Przepraszam nie chciałem!
– Ren kucnął obok przyjaciółki. – Nic ci nie jest? CO CI ODBIŁĄ ŻEBY MNIE
STRASZYĆ?!
- Przepraszam, nie chciałam… -
Jęknęła przeraźliwie nastolatka. – Szłam tędy, kiedy zakręciło mi się w głowie.
A jak usłyszałam, że ktoś idzie wolałam się schować i poczekać… Kiedy zobaczyłam,
że to ty postanowiłam podejść…
– A ty nie mogłeś mnie ostrzec?! –
Tao warknął w stronę Basona.
- Przecież miałem się zamknąć,
Mistrzu. – Odpowiedział uprzejmie Bason. Ren tylko spojrzał gniewnie na ducha.
– Nie myślałem, że tak się przestraszysz i zaatakujesz…
- Dobrze się czujesz? – Zapytał
złotooki.
- Boli… Chyba mi rozbiłeś łuk
brwiowy… - Jęknęła z bólu.
- Pokaż… - Kiedy tylko Ren dotknął
czoła przyjaciółki poczuł na swojej dłoni ciepłą ciecz. – Chodź, lecimy do
domu. Bason!
Chiński
wojownik z pomocą swojego szamana urósł do niebotycznych rozmiarów. Przyjaciele
wsiedli na jego ogromne ramie i pognali do posiadłości panicza Tao.
Złotooki
chciał wziąć dziewczynę na ręce i zanieść ją do łazienki, ale napotkał
niespodziewany opór.
- Dostałam w głowę, nóg mi nie
odjęło. – Zauważyła Kenami, idąc do domu o własnych siłach.
- Przepraszam, chciałem być miły… -
Wzruszył ramionami fioletowowłosy.
- Ty? – Zapytali równocześnie Kitsune
i Bason. Ren przewrócił z irytacją oczami.
- A ty co tu jeszcze robisz? – Spojrzał
ostrzegawczo na ducha. – Leć do reszty powiedz im, że ją znalazłem.
- Tak jest, Mistrzu Ren! – Chiński
wojownik po chwili zniknął w powietrzu.
Kenami
weszła do domu. Od razu skierowała swoje kroki do łazienki. Głowa bolała ją jak
jeszcze nigdy. Do tego nie uśmiechało jej się bycie sam na sam z młodym Tao.
Stanęła przed lusterkiem. Pół twarzy miała we krwi. Chłopak musiał jej rozciąć
skórę zgięciem palców. Naprawdę mocno ją trzasnął. W końcu czego mogła się
spodziewać po tak silnym szamanie? Że piśnie jak dziewczynka i ucieknie? Co jej
przyszło do głowy łapać go niespodziewanie za rękę!?
- Pokaż to. – Do łazienki wszedł Ren.
Chwycił podbródek dziewczyny i przekręcił tak, aby móc dokładnie obejrzeć jej
ranę.
- Zostaw. – Kenami wyrwała się z
uścisku. Nachyliła nad umywalką, obmyła dokładnie twarz i wytarła ją delikatnie
ręcznikiem.
- Daj opatrzę ci to.
- Sama sobie poradzę! – Krzyknęła,
tupiąc nogą w podłogę. Sięgnęła na półkę znajdującą się nad lustrem. Z rany
ponownie poleciała jej krew, wpływając do oka. Dziewczyna na oślep złapała
leżącą na półce rzecz. Ten razem ze stojącą na nim apteczką spadł na podłogę,
robiąc wiele huku. Kitsune od razu złapała się za piekące oko i bolący łuk. –
Ała!
- Może jednak ja to zrobię… - Ren
pokręcił z dezaprobatą głową. Złapał dziewczynę za ramiona i posadził na
zamkniętej klapie od sedesu. – Wiem, że jesteś zła, że ci to zrobiłem, ale
naprawdę nie chciałem…
- Nie jestem zła za to. Dobrze wiesz,
że jestem zła za co innego. – Jęknęła bezradnie. Tak bardzo nie chciała
korzystać z pomocy złotookiego!
Tao
nic na to nie odpowiedział. Namoczył ręcznik i zaczął wycierać jej twarz.
Następnie sięgnął do leżącej na podłodze apteczki. Otworzył ją i wyjął wodę
utlenioną. Polał nią ranę dziewczyny. Ta przygryzła od środka wargę. Nie
chciała pokazać, że zabieg ją boli. Oboje byli uparci i żadne nie chciało ulec
drugiemu.
- Może pojedziemy z tym do szpitala?
– Zaproponował Ren.
- Niby po co?
- Możesz mieć wstrząs mózgu czy coś…
- Sam masz wstrząs mózgu. Nie myśl,
że aż taki silny jesteś! – Warknęła. Po chwili jednak uspokoiła się. – Trzeba
będzie szyć?
- Raczej nie… Znaczy wiesz, ja się
tam nie znam za mocno… Może starczy opatrunek… - Tao patrzył na ranę z miną
wielkiego znawcy. Wyjął z apteczki gazę i przykleił ją plastrem do czoła
dziewczyny. – Potem będziesz musiała pokazać to Hao.
- No tak, nasz domowy uzdrowiciel. –
Zaśmiała się lekko. Wstała i złożyła leżący na podłodze ręcznik w ładną kostkę.
Odłożyła go na miejsce. – Powiemy reszcie, że się przewróciłam i uderzyłam
głową w kamień.
- Chcesz mnie kryć? – Spytał
zdziwiony. Po ich ostatnich relacjach miał pewność, że Kenami pójdzie zaraz na
obdukcję, żeby oskarżyć go o pobicie.
- Moja historia jest dużo bardziej
prawdopodobna, niż to że mnie uderzyłeś. – Wzruszyła lekko ramionami.
- Mogłaś mnie nie straszyć. – Ren
miał ochotę znokautować samego siebie. Co on bredzi w tej chwili? No cóż,
musiał się stosować do zasady „serce mam z kamienia, a w moich żyłach płynie
lód”.
- Jasne. Nic nie jest twoją winą.
Wszyscy wokół są źli, tylko ty świecisz przykładem. – Prychnęła rozdrażniona.
- Ja przynajmniej nic przed nikim nie
ukrywam. – Tao zmarszczył surowo brwi.
- Mam cię dość. – Kitsune odwróciła
się napięcie. Chciała chwilę odpocząć od tłumu, a w zamian dostała swojego
ukochanego, wścibskiego przyjaciela. Juhuuu!
Kenami
wyszła z łazienki. Od razu ruszyła do pokoju, który dzieliła z Jun. Rozpuściła
spięte do tej pory w kucyk włosy i przebrała się w piżamę. Wzięła odpowiednią
dawkę leków, po czym weszła pod kołdrę. Mimo ogromnych chęci nie mogła spać.
Kręciła się na łóżku z boku na bok nie mogąc odnaleźć wygodnej pozycji.
Dodatkowo rana na czole boleśnie pulsowała.
Dziewczyna
uspokoiła się dopiero, kiedy usłyszała kroki na korytarzu. Położyła się na
prawym boku, aby nie naciskać na swoją ranę. Zamarła w jednej pozycji, udając
że śpi.
Ren
cichutko zapukał. Uchylił drzwi i wszedł ostrożnie do środka.
„Super. Znowu będzie grzebał w moich rzeczach”.
Kenami nie mogła uwierzyć w zuchwałość złotookiego. Myślała, że już zrozumiał,
żeby jej nie prześladować!
-
Śpisz? – Zapytał cicho młody Tao. Poczekał chwilę na odpowiedź. Kiedy takowej
nie otrzymał, ruszył ku drzwiom.
- Nie śpię. – Dziewczyna nie
wytrzymała. Usiadła powoli, opierając się plecami o framugę łóżka. Przymknęła
oczy. Przed oczami miała mroczki.
- Mogę wejść? – Ren patrzył na
dziewczynę. W półmroku jednak nie widział zbyt wiele. Jedyne światło, które
oświetlało cokolwiek, było to światło księżyca, wpadające przez okno.
- Już wszedłeś. – Kitsune jedynie
wzruszyła ramionami. Ren chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Myślał że
usłyszy albo zwykłe „tak”, albo „nie, nie chcę cię widzieć”. Postanowił jednak
zaryzykować. Ruszył w głąb pokoju. Usiadł na odległym skraju łóżka, plecami do
szatynki.
Oboje
siedzieli w ciszy przez dłuższą chwilę. Żadne nie wiedziało czy się odezwać,
czy poczekać aż drugie zacznie. W końcu jednak się przełamali.
- Przepraszam! – Krzyknęli
równocześnie. Oboje podnieśli skulone do tej pory głowy. Ren odwrócił się i
spojrzał na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się nieco.
- Ty pierwszy. – Powiedziała pewnie.
- Przepraszam cię… Za to… - Tao
kiwnął głową na ranę Kenami. – Zareagowałem za bardzo nerwowo. Powinienem być
bardziej uważny.
- Za to chcesz mnie przeprosić? –
Kitsune zmarszczyła brwi.
- Tak, za to.
- W takim razie nie mamy o czym
rozmawiać. – Dziewczyna przekręciła się , odwracając się do chłopaka plecami.
To było jednak głupim pomysłem, gdyż nacisnęła tym samym na świeżą ranę.
Ren
postanowił nie ustępować. Złapał ją za rękę i pociągną do siebie, aby nastolatka
nachyliła się ku niemu.
- Jesteś zła że przeczytałem ten
list, tak? A ja myślę, że postąpiłem dobrze. Kiedy zamierzałaś nam o tym
powiedzieć? – Zapytał twardym głosem.
- Nigdy. – Warknęła rozwścieczona.
Wyrwała rękę z uścisku.
- Jak to „nigdy”? Nie możesz ukrywać
takich rzeczy, Kenami!
- Mogę ukrywać co mi się tylko
podoba! Jestem wolnym człowiekiem!
- I niezwykle samolubnym. – Skwitował
Ren.
Kitsune
wyprostowała się. Spojrzała zszokowanym wzrokiem na młodego Tao. Nie zrozumiała
do końca co to miało znaczyć.
-
Czy ty kiedykolwiek zastanawiałaś się, co my czujemy? Co… Co ja czuję?
Jeśli jesteś chora, powinniśmy to wiedzieć! Ja powinienem wiedzieć… Chcę ci
pomóc. W jakikolwiek sposób! Musi być jakieś rozwiązanie... Jesteś dla nas kimś
ważnym. Jesteś kimś ważnym… Dla mnie… – Tao mówił coraz ciszej. To co
powiedział kosztowało go wiele. Wiadomo, kiedy serce z kamienia kruszeje,
odczuwa się pewną zmianę.
Kenami
siedziała lekko zszokowana. Patrzyła prosto w złote oczy przyjaciela, w których
teraz widziała wiele emocji. Cała złość na chłopaka jej przeszła. Uśmiechnęła
się nieśmiało.
- Przepraszam. – Szatynka objęła
chłopaka za szyję i przytuliła mocno do niego. Po chwili usiadła na łóżku,
odsuwając się nieco od fioletowowłosego. – Nie chciałam cię tym zranić. Po
prostu… To wszystko nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje.
- Tym bardziej nie powinnaś zostawać
z tym sama. – Ten argument był raczej nie do przebicia.
- Wiem, ale… Po prostu nie wiem jak
to zrobić. Chce poradzić sobie ze wszystkim sama. Ale to chyba bez sensu… To
nie jest rzecz, którą mogę ukryć. – Zaśmiała się pod nosem.
- No raczej nie. – Ren spojrzał na
Kitsune z poważną miną, ale zarazem przyjaznym spojrzeniem.
- Nie wiem co mam robić. Jak na
razie, nie chce o tym mówić nikomu. Nie chcę o tym nawet rozmawiać. To mnie
przerasta. – Jęknęła, padając bezwładnie na łóżko. Wypuściła głośno powietrze z
płuc.
Tao
pokręcił z niedowierzaniem głową. Położył się obok dziewczyny, patrząc tępym
wzrokiem w sufit.
- Dużo ci zostało? – Zapytał cicho.
Zacisnął powieki oczekując na odpowiedź.
- Rok.
- ROK?! – Wrzasnął Ren, siadając
energicznie.
- Góra dwa… - Powiedziała, zamykając
jedno oko. Drugim patrzyła niepewnie na przyjaciela.
- GÓRA DWA?!
- Nie musisz za mną powtarzać. –
Uśmiechnęła się niepewnie. – Wiem co mówię.
- Myślałem… O ku*wa… - Tao usiadł rozluźniając
z bezsilności wszystkie mięśnie.
- Ej nie jest tak źle. Wierzę w
Fausta. Może jeszcze coś wymyśli. – Kenami patrzyła na chłopaka pokazując
wszystkie swoje ząbki.
- Nie wymuszaj tego. – Poprosił
chłopak.
- Czego? – Kenami usiadła.
- Uśmiechu. Widzę, że jest sztuczny.
- A co mi zostało? – Zapytała smutno.
– Ren, ja mam już wyrok, rozumiesz? I nikt mi go nie odroczy. Nawet jeśli Faust
znajdzie jakieś leki, to będą tylko hamować rozwój choroby. Nie zatrzymają tego
co nieuniknione. A nie chcę, żeby ktokolwiek się czegokolwiek domyślił, więc
muszę się uśmiechać. Nie mogę cały czas chodzić po domu z miną wisielca, nie?
- To chociaż przy mnie nie udawaj…
Przecież ja o wszystkim wiem. – Ren położył dłoń na dłoni przyjaciółki.
- Poucza mnie chłopak, który całe
życie chodzi naburmuszony, żeby nie pokazywać szczęścia? Jak nisko upadłam… -
Kenami położyła czoło na jego ramieniu.
- Ej, to ja mam być ten zgryźliwy. –
Zauważył trafnie Ren.
- Wiem. – Leki, które zażyła
nastolatka chyba powoli zaczęły działać. Uspokoiła się i rozluźniła wszystkie
mięśnie. Jej powieki stały się ciężkie.
- Chyba… Nie będę cię już dzisiaj
męczył. Pójdę już. – Zaproponował Tao. Złapał dziewczynę za ramiona i delikatnie
od siebie odsunął.
Oboje
podnieśli wzrok. Patrzyli sobie w oczy. Cisza i mrok otaczały ich zewsząd. Tao
delikatnie przesunął dłoń na szyję szatynki. Jego serce biło jak oszalałe.
Nachylił się.
- Ren… Na pewno tego chcesz? –
Zapytała cichutko dziewczyna. Patrzyła na młodego Tao z lekkim strachem.
- Cicho. – Mruknął fioletowowłosy.
Nie miał ochoty w tej chwili na jakiekolwiek wahania, czy rozmowy.
Złączyli usta w
delikatnym pocałunku. Kitsune mruknęła cicho. Jak długo na to czekała! Miała
jednak wiele obaw. Nie chciała zranić młodego Tao, dlatego też nie była pewna
czy zaczynanie jakiegokolwiek związku miało sens. Z drugiej jednak strony…
Skoro Ren o wszystkim wie i mu to nie przeszkadza… To ona chyba tym bardziej
nie powinna mieć wyrzutów sumienia.
Oboje pogłębili
pocałunek. Kenami opadła na łóżko, obejmując chłopaka za szyję. Ten nie
sprzeciwiał się. Wręcz przeciwnie, pomimo początkowego strachu, teraz zaczęło
mu się to bardzo podobać.
Czuć ciepło drugiej
osoby. Jej zapach i oddech na własnej skórze. Tego mu brakowało. Chciał więcej.
Był zachłanny, jak jeszcze nigdy. Zsunął dłonie na talię dziewczyny. Wsunął je
pod bluzkę, delikatnie gładząc jej skórę. Kenami nie sprzeciwiała się. Odużona
tak intensywnym przeżyciem, zamruczała cicho, zachęcając chłopaka do dalszej
gry.
Nikt nie wie, jakby się
to dalej potoczyło, gdyby nie nagły hałas. Drzwi do domu otworzyły się z
wielkim hukiem. Do środka weszli roześmiani przyjaciele. Mimo, iż para
znajdowała się na piętrze bez problemu mogła słyszeć ich krzyki.
W jednej sekundzie
odsunęli się od siebie. Ren wstał na nogi, poprawiając sobie fryzurę, a Kenami usiadła
na łóżku, doprowadzając do porządku potarganą nieco koszulkę. Młody Tao
spojrzał na dziewczynę, ale nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Aby nie wzbudzać
podejrzeń postanowił iść przywitać się z przyjaciółmi.
- Ren. – Kiedy był już w drzwiach,
usłyszał pewny głos Kitsune. – Nie żałuję, a ty?
- Ja też nie. – Lekko uniósł kącik
ust, po czym wyszedł z pokoju.
Dziewczyna
opadła na łóżko. Cała w skowronkach weszła pod kołdrę, nakrywając się nią do
samej rany.
- Będę tego żałować. – Pokręciła z
politowaniem głową, mimo wyraźnego uśmiechu na twarzy.
~*~ENDING~*~
Na dworze powoli
świtało. Każdy oprócz Ren’a smacznie spał w swoim łóżeczku. Chłopak nawet nie
mógł zamknąć oczu. Rozpierała go jakaś dziwna wewnętrzna energia, która z
jednej strony go irytowała, z drugiej cieszyła. Siedział na parapecie w pokoju
zakazanym dla jego przyjaciół. W pokoju zakazanym dla każdego.
Tajemniczym
pomieszczeniem była stara sypialnia ojca. To tutaj spędzał najwięcej czasu
spędzając wakacje nad morzem. Ren miał czasem wrażenie, że pachnie tu męskimi
perfumami, choć być może było to tylko jego wyobrażenie. W każdym razie było to
miejsce niezwykle ważne dla niego.
Młody Tao otworzył okno
chcąc móc poczuć na twarzy poranną bryzę. Z zachwytem obserwował wschód słońca,
które powoli rozcierało granat na niebie, zastępując go innymi, jasnymi
kolorami.
Ren wyjął z kieszeni
paczkę papierosów. Wyjął jednego, po czym odpalił leżącą obok zapalniczką.
Zaciągnął się mocno.
- Mistrzu Ren,
papierosy są niezdrowe. – Obok szamana zmaterializował się Bason.
- Oj tam. Jesteś zazdrosny, że ty nie
możesz zapalić. – Chłopak wydmuchnął w stronę ducha szary obłoczek dymu.
- Może troszkę… - Przyznał wojownik.
– Widzę, że pozostawienie was samych było dobrym rozwiązaniem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo… -
Złotooki uśmiechnął się szeroko.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę,
Mistrzu Ren. Pierwszy raz widzę cię takiego szczęśliwego. Czyżby czytane książki
przyniosły w końcu rezultat?
- Jeśli jeszcze kiedykolwiek o nich
wspomnisz, oddam cię w ręce Anny. – Zagroził szaman. Jego mina nie
odzwierciedlała jednak złych zamiarów. Wręcz przeciwnie, był rozluźniony jak
jeszcze nigdy.
- Zrozumiałem aluzję. – Duch wolał
nie wyobrażać sobie, co zrobiłaby mu Kyoyama. Co prawda ostatnio jest nieco
milsza ale wiadomo. Anna to Anna… Pewnie stałby się jej duchem na posiłki. – I
co dalej?
- Dalej?
- W przyszłości.
- Nie wiem. Ale, czy to ważne?
Wszystko się ułoży. Zawsze się układa.
- Skąd w tobie tyle optymizmu,
Mistrzu Ren?
Chłopak
nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się tajemniczo, po czym mocno zaciągnął się
dymem. Dokończył palić papierosa. Przeciągnął się leniwie i oparł o ścianę,
patrząc w daleki horyzont.
Zmęczenie
dało mu w końcu o sobie znać. Wykończony fizycznie i spełniony emocjonalnie
zasnął, mając przed sobą obraz pięknego, letniego słońca.
Kenami: Ohayo! Przepraszam, że tak
długo odcinka nie było, ale przynajmniej wyrobiłam się jeszcze w lipcu! :D
Postanowiłam pisać co najmniej jeden na miesiąc i mi wyszło! Jak do tej pory!
Aya: Co nie zmienia faktu, że mogłaś
szybciej…
Kenami: Nie moja wina! D: Piszę to
jeszcze od czerwca XD Po prostu ten odcinek miał z 15 wersji i 30 różnych
zakończeń… Kami~sama… Ile ja to pisałam ;_;
Hao: Długo >_<
Yoh: Bardzo długo.
Kenami: Shut up! >_<”
Anna: Wiesz, że miałaś coś jeszcze
powiedzieć?
Kenami: Tak. Przepraszam wszystkich
czytelników, za nadużywanie słowa „nieco” XD Jak sprawdzałam odcinek było tego
w cholerę! Nie mam pojęcia co mi odbiło.
Ren: Kiedyś miałaś fazę na „totalnie”…
Kenami: Wiem! >_< Nie moja
wina. To po prostu takie… Przyzwyczajenia ;_;
Aya: I nie Usagi, Lyserg nie jest
uroczy >_<
Hao: Hipokrytka >-< Mnie na
pojednanie z rodzicami namawia, a sama to się z przyjacielem pogodzić nie może…
Aya: A to mój przyjaciel? O.o Niby od
kiedy?
Hao: No od… Ja… Um >_<
Aya: Jest! Jeden zero dla mnie :D
Kenami: Co do mojej fizjologii…
Zbroimy się na wrzesień! :D
Ren: Nie ma się czym chwalić
>_<
Kenami: Płakać też nie będę…
Yoh: Powinnaś więcej uwagi poświęcać nauce!
Kenami: Już? Mamo, tato,
skończyliście? Jeszcze Ren to Ren, ale ty Yoh! Masz lepsze oceny tylko dlatego,
że Hao ci robi prace domowe!
Yoh: Wiesz ile ja za to płacę? ;_;
Anna: Czego ja się dowiaduję! Teraz
będziesz się uczył tylko i wyłącznie ze mną!
Yoh: OMG ;_; Śmierć jest blisko…
Anna: Nawet nie wiesz jak!
Aya: Ginny! Nie bądź taka agresywna!
^^
Anna: I jasne, że pomysł z Turniejem
jest super. W końcu to mój pomysł!
Yoh: I smutno nam, że nikogo nie
zaskoczyliśmy ;_;
Hao: Przez ciebie nikt w nas nie
wierzy! Jesteś zbyt dziecinny!
Yoh: Ja jestem zbyt dziecinny!?
Hao: A może ja?!
Yoh: Oż ty! *Yoh rzuca się bratu na
szyję, bynajmniej nie mając zamiaru go przytulać. Obaj tarzają się po podłodze,
ciągnąc się za włosy i ubrania.*
Aya&Anna: Dzieciaki…
Tamao: Bardzo mi miło, słyszeć te
wszystkie pochwały *///* Aż mi niezręcznie…
Aya: Niezręcznie to będzie, jak
kiedyś wparuję z Hao do Izumo :D Więc teraz się nie martw :D
Tamao: Super… Ty umiesz pocieszać ;_;
Kenami: Wow o.O Miło mi, że pamiętasz
daty odcinków XD A przynajmniej próbujesz pamiętać XD
Horo: Dzień dobry, Kumiko! :D *macha
wesoło łapką na powitanie*
Kenami: Kumiko, wiem ze ty jesteś
dobrą duszą, ale mnie od środka spowija ciemność. BUHAHAHA!
Everyone: o_O?
Kenami: No co?
Kumiko: Pozdrowienia od Kumiko dla
Kumiko @_@
Kenami: I masz rację od pewnego czasy
Aya i Hao odeszli w kąt XD
Aya&Hao: EJ!
Kenami: No co? XD Ja jednak myślę, że
wymiana głównych bohaterów jest niekiedy
przydatna ;) Po za tym niedługo już wszystko będzie w normie ;p Po tym odcinku
powoli będę zbliżać się do głównego wątku. No ale nie będę spoilerować :D Przeczytacie
sami! :D
Ren: Ej, Spokoyoh! Ty jesteś panią
weterynarz, nie? Może pomożesz dla Fausta w sprawie Kenami?
Kenami: Ren, nie prowokuj! >_<
Co ja jestem jakimś zwierzem?
Aya: Lisem!
Kenami: I ty Brutusie..? ;_;
Aya: Nie mogę się oprzeć takim prośbom
Spokoyoh :3 Może pozwolę dla Lyserga siedzieć w odległości 2 metrów ode mnie?
:D
Hao: Łaskawaś -_-”
Aya: Wiem :3 Teraz ma ograniczenie do
5 :D
Kenami: Kini-san, ja cię bardzo
dobrze rozumiem… Brak czasu i weny to straszny demon ;_; Znam go bardzo dobrze…
I pewnie, że o tobie nie zapomniałam! :D Nie zapominam o nikim ^^ Dobra, muszę
już lecieć. Następny odcinek w sierpniu! Mam nadzieję, wyrobić się na swoje
urodziny, ale marnie to widzę…
Aya: A ja mam dzisiaj urodziny :D
Hao: Sto lat, sto lat XD Tyle że
dopiero następny odcinek będzie twoim urodzinowym :D
Aya: Juhu! :D
Kenami: No to jednak macie spoiler ^^”
Ja Ne! :D I przepraszam, za wszystkie błędy, ale czytałam ten odcinek milion
razy i już po prostu nie widzę żadnych pomyłek ;_; Jakby było coś rażącego,
piszcie. Ja poprawię! :D